https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
200

Sztuczny człowiek, który się śmieje

Autor płaci:
100

  Przyszłość, w której rzeczywistość miesza się ze sztucznymi światami, staje się miejscem, gdzie szaleństwo trawi duszę.  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W grudniu nagrodą jest książka
Cujo
Stephen King
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Sztuczny człowiek, który się śmieje

Przyszłość, w której rzeczywistość miesza się ze sztucznymi światami, staje się miejscem, gdzie szaleństwo trawi duszę.

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Moc słów

- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Brak

Wiersz filozoficzny

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

Krzyż

Traumatycznie. Przeczytaj i spróbuj zrozumieć, co powinno spotkać właśnie Ciebie.

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1911
użytkowników.

Gości:
1911
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 22

22

"Jedno słowo"

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
03-06-01

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Romans/Przyjaźń/Filozofia
Rozmiar
29 kb
Czytane
11318
Głosy
15
Ocena
4.00

Zmiany
03-06-01

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: jegomosc Podpis: jegomosc
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
wygrany konkurs miesięczny
To moglo zdarzyć się wszędzie. To moglo zdarzyć sie każdemu. Niestety zdarzyło się tam i wtedy

Opublikowany w:

www.jegomosc.prv.pl

"Jedno słowo"

Prolog

Był ciepły jesienny dzień. Słońce nieźle przygrzewało. Jeden z tych dni „żyć nie umierać”. No wiecie, byle do końca lekcji, na podwórko, z kumplami. Nie każdy jednak podzielał ten entuzjazm. Nie każdemu do życia wystarczało to samo. Nie każdy miał takie potrzeby jak roślina. Go nic nie cieszyło, nic nie było jego celem. Uważał życie za jedną wielką walkę. Każdy kolejny dzień za kolejną bitwę. Nie z wrogiem, bo go można pokonać. Z samym sobą. Z własną słabością. A w tej walce potrzebował wsparcia. Kogoś na kogo mógłby liczyć, z kim ramie w ramie walczyć co dzień. Kogoś kto go zrozumie, kto go pokocha.... Brak chętnych?




Koledzy powiedzieli by o nim fajny kumpel, zabawny, charyzmatyczny. Nauczyciele błyskotliwy, inteligentny, zdolny. A on sam o sobie? Szary. Uważał się za kolejnego Kowalskiego na tym zasranym świecie. Zwykły, niczym nie wyróżniający się. Pewnie nawet nikt nie zauważyłby jego zniknięcia. A na pewno nikt by się nim nie przejął. Już dawno by ze sobą skończył ale nie miał odwagi. Taki był. Nie zawsze i nie na zawsze...



Ten sam dzień. Szkoła dziś jest już wspomnieniem. I chociaż jego kumple z klasy siedzą jeszcze w czterech ścianach swego szkolnego więzienia on jest wolny. Szybko schował się w blokowisku niedaleko szkoły. Sięgną do kieszeni kurtki i wyciągną mocno poniszczoną zapalniczkę Zippo. One nigdy się nie psują- pomyślał. Sprawdził. Rzeczywiście działa bez zarzutu. Potem poszukał jeszcze chwilę w plecaku. Wydobył trochę zgniecioną paczkę Spike-ów.. Włożył jednego do ust, odpalił i głęboko się zaciągną. Paczkę schował w kieszeń kurtki. Znowu się zaciągną. W tym momencie ujrzał kumpla nadchodzącego od strony szkoły.
- Ściemka. Jak tam leci Edo? -zagadał.
- Cze Ci! Stara bieda. Nudno w tym... Hej! Obstawisz pojarę?
- Wiesz że nigdy nie obstawiam – z tymi słowami wyciągną znów paczkę i poczęstował kumpla.
- Dzięki! No to właśnie mówię ci że nudno jakoś w tym mieście. Wszyscy nic tyko szkoła, nauka bo potem się do liceum nie załapiesz a ja to wszystko pierzę.
- Witaj w klubie! Ha, mam taki sam światopogląd. Ten świat jest zbyt parszywy żeby się nim przejmować. A tak w ogóle to co ty tu robisz?
- Przyszedłem po laskę. Chyba teraz kończy lekcję... – w tym momencie przerwał mu dzwonek na przerwę.
- No to leć, one nie lubią czekać. –powiedział On tak jakby miał o tym jakiekolwiek pojęcie.
- Masz rację bracie. Cze! –rzucił jakby od niechcenia i poszedł.
On jak zwykle sam poszedł. Na autobus, bo już pora do domu. I pomyśleć że jutro to wszystko zacznie się od nowa...


Część pierwsza
„Prawie autobiografia”

Rozdział I
„Święto”




Ale On nie był wcale sam. Miał rodzinę, miał kolegów, nawet kilku przyjaciół. Ale jakoś nie potrafił się tym cieszyć. Dla niego wszystko to było szare, normalne. Był uzależniony od życia, i potrzebował coraz nowszych, mocniejszych bodźców. A o te było trudno.

Zimny jesienny dzień. Obudził się rano a raczej ktoś mu w tym pomógł.

- Hej Ty! Wstawaj! Szkoda dnia! A poza ty śniadanie stygnie!- To jego matka. Musiała kiedyś być bardzo piękna. Teraz zniszczona trochę przez życie, przez ciężką pracę i przez swoje dziecko które dostarczało jej coraz to nowych trosk. Chciała go zrozumieć. Naprawdę się starała. Jednak tego nikt nie potrafił.
- Dlaczego mnie tak wcześnie budzisz, przecież dzisiaj sobota? –spojrzał na zegarek. Dziewiąta rano.
Ale nikt mu nie odpowiedział. Matka wyszła roztargniona trochę. Wróciła do swoich codziennych obowiązków domowych. Kochał ją. Bardzo. I było to chyba wtedy jedyna myśl jaka trzymała go przy życiu. Ale to nie mogło trwać wiecznie. Zerkną na kalendarz który leżał na jego szafce nocnej. „Wszystkich świętych” wyczytał.





Ubrał się szybko i zbiegł po schodach do jadalni. Tam czekała już jego matka wraz z ojcem. Jeżeli mógł z całą pewnością powiedzieć że matkę kochał to nie byłby taki pewien tego co do ojca. Jego uczucia względem niego wahały się jak kursy akcji jakiejś spółki na giełdzie. Dla niego był to człowiek zagadka.
Jednego dnia taki drugiego zupełnie inny. Był bardzo wybuchowy i denerwował się o byle co. Po śniadaniu poszedł do kościoła, potem na cmentarz. Straszne uczucie. Wystarczyło jedno spojrzenie na morze krzyży i zrozumiał. On nie chciał być jak ten jeden kolejny człowiek. „Pozostawić Trwały Ślad”. Tak. Tak będzie.




On nie był sam. Miał kilku kumpli którzy każdego dnia zjawiali się pod jego domem. I wychodził. Dusił się w czterech ścianach. Czegoś wciąż było mu brak. Sam nie wiedział czego. Dzisiaj jak co dzień udali się na sąsiednie osiedle. Mieli tam kilka zaprzyjaźnionych dziewczyn a On nie miał innego pomysłu na spędzenie tego wieczoru. Żeby się tam dostać trzeba było przejść kawałek polną dróżką. To całkiem dobrze się składało bo nie trzeba było szukać ustronnego miejsca żeby sobie zapalić. Edo wyciągną paczkę fajek. Wszyscy wzięli. Tylko nie on. On sięgną do kieszeni swych spodni i wyciągną mały, foliowy woreczek. Kumplom zaświeciły się oczy.

- No to mamy dzisiaj randkę z Marysią?- powiedział Żabol. Wszyscy wybuchneli śmiechem. On wyciągną z portfela malutkie pudełko bletek i mały tips. Z niemałą wprawą skręcił blanta.
- Ja zaczynam – powiedział z szatańskim uśmiechem.

Włożył jointa do ust i odpalił. Poczuł wspaniały smak słodkiego dymu. Głęboko się zaciągnął. Umiał palić. I bardzo to lubił. Pozwalało mu to przeżyć. Oderwać się na chwilę od rzeczywistości. I dobrze się bawić. Skręt wędrował z ręki do ręki aż wreszcie zgasł.



- Wszystko co dobre szybko się kończy – sentencjonalnie podsumował to Misiek

- Mam nadzieję że złe rzeczy też się kończą. – powiedział On. I odleciał.




Jak przez mgłę pamiętał kolejne trzydziści minut. Pamiętał że ciągle się śmiał bo Żabol wyglądał tak strasznie śmiesznie. W końcu znaleźli się u Pauli. Paula była od nich młodsza ale nie dawali tego po sobie poznać. Była to dziewczyna Eda. Zawsze spotykali się u niej w domu. Miała dużą, nową chatę, tak wyciszona że to co robiliśmy i o czym rozmawialiśmy na górnym piętrze nie dochodziło do jej rodziców którzy mieszkali na dole. Jak to zwykle na takich spotkaniach gadali o różnych głupotach. On przysłuchiwał się temu oparty o ścianę. Był jakby nieobecny, zamyślony. Jak zawsze. W końcu ktoś rzucił hasło:

- Co byś zrobił gdybyś miał niedługo umrzeć?
- Ja bym się potężnie zjarał – odpowiedział misiek który leżał pod łóżkiem.
- Ja bym to z tobą zrobił – powiedział Edo. Skierował to do Pauli.
- Ja też! – powiedział Żabol i otrzymał rzęsistego kopa w tyłek.
- A Ty? – spytali Go.
- Ja... napisał bym książkę.- sam nie wiedział jak na to wpadł. – No wiecie „Pozostawić trwały ślad”. Wszyscy wybuchneli śmiechem. On też.
- Ale tak serio to niezły pomysł – podsumowała Feta. Siostra Pauli.

W tym momencie jego życie nabrało jakiegoś celu. Napisze książkę. Przecież umie pisać. I będzie to dobra książka. A potem ze sobą skończy. Tak. Tak będzie.

Rozdział II
„Kolejny dzień”


Obudził się wcześnie. Mimo że nie szedł dzisiaj do szkoły to jednak zegar biologiczny bezbłędnie obudzi Go o siódmej. Wstał i ubierając się nacisną Play na swoim magnetofonie. Z głośnika dobiegł głos Peji który oznajmiał że będzie to „Kolejny stracony dzień z życia poza kontrolą”. Pieprzony Nostradamus –pomyślał. Często mu się to zdarzało. Gdzieś czytał, słyszał w radio czy w TV coś co było adekwatne do sytuacji w której się znajduje. A może to nie prawda? Może dzisiejszy dzień nie będzie stracony. Przecież poprzedniego dnia wpadł na pomysł. A wieczorem wymyślił nawet fabułę swojego dzieła. Będzie o nim. No może trochę barwniej ale jednak. I nie skończy się happy endem. Tak jak jego prawdziwe życie. Tak, tak będzie.


„Trudno zrozumieć psychola”. Już sam nie pamiętam z jakiego filmu to tekst. Ale to prawda. On był trochę psychiczny. I pewnie trudno zrozumieć jak człowiek mający w życiu bardzo wiele może chcieć ze sobą skończyć. Ciężko jest przekazać jego sposób myślenia o jego własnym życiu. Może użyję metafory? Więc jego życie było trochę jak zupa. Taka całkiem niezła z wieloma składnikami ale bez kilku najważniejszych. To tak jakby ktoś robiąc rosół bardzo dobrze go przyprawił, użył bardzo dobrego bulionu i nawet kurczaka. A zapomniał o makaronie. A ty, jedząc tą zupę nie możesz zorientować się czego tu brakuje. Paranoja...


Znów przy śniadaniu był jakiś taki nieobecny. Matka kiedyś myślała że może zażywa jakieś twarde narkotyki. Kokainę czy inne gówno. A on nawet bardzo rzadko coś wypił. Fakt, czasem przypalił ale to nic złego. To tylko pomagało. To przez jego psychikę. Sam dobrze wiedział że był chory. Interesował się psychologią i umiał to nawet nazwać. „Głęboka depresja plus skłonności samobójcze”. Kiedyś starał się udawać przed Matką że wszystko jest wporzo. Już dawno z tego zrezygnował. Nie potrafił, nie chciał a może właśnie chciał pokazać? Może oczekiwał pomocy? Pewnie sam tego nie wiedział. Podświadomość to paskudna rzecz –często tak myślał.


Po kilku godzinach spędzonych w milczeniu w domu wyszedł na powietrze. Myślał że ktoś po niego wpadnie ale się przeliczył. Więc to on dzisiaj musi zebrać ekipę? Często tak robił więc czemu nie? Idąc myślał o książce. Co napisać by kogoś to zainteresowało? O tym pewnie myśli każdy pisarz. Ale to nie miał być debiut. Coś po czym można powiedzieć „całkiem nieźle synu, jak napiszesz coś znowu to pewnie będzie jeszcze lepsze”. To miało być pożegnanie w wielkim stylu. Coś jak salwa armatnia którą słychać wszędzie i bardzo długo. Żeby ludzie pomyśleli „szkoda że nie żyje bo miał chłopak talent”. O takich ludziach się pamięta. W tym zamyśleniu spostrzegł że jest już koło domu Miśka. Zadzwonił dwa razy co dla kumpla znaczyło „to ja, wychodzimy ale nie musisz się śpieszyć”. Misiek otrzymał wiadomość a drzwi otworzyła przed Nim jego matka. Kobieta lekko po czterdziestce, o bardzo sympatycznym usposobieniu. Pracowała w szpitalu i umiała rozmawiać z ludźmi. On bardzo ją lubił. Zawsze miała dla każdego uśmiech i dobre słowo. Widocznie była szczęśliwa. Jej życie było ustabilizowane. Miała męża i dwóch synów czyli rodzinka w komplecie. Marzył o takim życiu. Monotonnym ale szczęśliwym. Bo ona każdego dnia miała do kogo wracać.


Starzy przyjaciele, znający się „od zawsze” szli przez oświetloną ciepłym, jesiennym słońcem drogę. Przy każdej ręce tlił się mały żar. Mary Jane szybko zmieniała się z kupki mielonej rośliny w uśmiechy na twarzach. Robił to naprawdę często. Lecz dobrze wiedział że w każdej chwili może przestać. Potrzebował tylko jakiegoś bodźca. Wiedział że zioło nie uzależnia. Porównywał to do ludzi lubiących „Gwiezdne Wojny”. Oglądali film przy każdej wolnej chwili. A poza tym strasznie jarały ich różne gadżety związane z sagą. On czuł to samo. Koszulki, fajeczki itp. Uwielbiał to. Nawet panel do komórki miał w zielone listki ganji. Doszli w końcu na miejsce do domu Pauli.


Ten dzień nie różnił się niczym od stada poprzednich. Siedział, myślał, czasem wdał się w jakąś rozmowę. I to wszystko. Nie bardzo wiedział co tu robi. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu i popracować nad książką. Miał już kilka pomysłów i chciał przelać je na papier.


Była północ gdy wyłączył i wstał od PieCa. Miał już napisane kilka rozdziałów ale nie bardzo wiedział co pisać dalej. Ukrył pracę w jakimś enigmatycznie brzmiącym katalogu, między plikami systemowymi. Tu nikt nie zagląda żeby nic nie popsuć. Położył się i zasnął.

Rozdział III
„aszczęście”


Zwykły wiosenny dzień. Od tamtej chwili minęło kilka miesięcy. I nic się za bardzo nie zmieniło. Prace nad książką posuwały się w ślimaczym tempie, no ale jednak.

Zwykły wiosenny dzień.Rano pobudka, śniadanie i do szkoły. W autobusie spotyka Eda. Kumpel pokazuje mu znak. Ich stary magiczny znak znaczący mniej więcej: „mam palenie, ale już nie długo ono wytrzyma”. Odpowiada skinieniem głowy. Dojeżdżają pod szkołę. Wychodzą z autobusu i idą między bloki. Edo wyciąga blanta. On wyciąga starą zapalniczkę Zippo. Odpalaj i zaciąga się. Słabe, ale to dobrze, przecież nie można iść do szkoły mocno zarąbany. Ale te kilka chmur wystarcza. Ma humorek i czyje się świetnie. Wpadają razem do szkoły. Oczywiście w drzwiach wita ich ochroniarz.

-Legitymacje!- wykrzykuje im w twarz.
-FBI – odpowiada On i pokazuje bramkarzowi dokument. Edo zaczyna rechotać i robi podobni. Obaj ze śmiechem biegną do szatni i każdy idzie już w swoją drogę.

On zerka do planu lekcji. Pierwszy polski. Kwituje to jednym słowem „wypas” i udaje się na lekcje.



Dziś powiemy sobie czym jest dla nas szczęście i gdzie go szukać. Coś dla mnie – pomyślał. Jestem specjalistą od braku szczęścia. Lekcja leci jak to lekcja. No może nie do końca bo ta upłynęła na ciągłych żartach i śmiechach z Lewym. Lewy był Jego najlepszym kumplem w klasie. Zawsze na lekcjach trzymali się razem i wspólnie doprowadzali nauczycieli do rozpaczy. W końcu polonistka zadała zadanie. „Napisz w kilku słowach co to jest szczęście”. Jakby to było takie proste i łatwe.

-Kto pierwszy skończy pójdzie mi do biblioteki po słownik ok? –oznajmiła nauczycielka. On szybko coś napisał, wręczył jej zeszyt i wyszedł. Szedł pustym korytarzem szkolnym. Wszędzie zielono i jakby strasznie. Palenie tak na mnie dzisiaj działa- pomyślał. Jakoś dotarł do biblioteki gdzie stado bibliotekarek akurat piło sobie kawę. Poprosił i słownik i starając się iść prosto wyszedł. Szybko zbiegł po schodach i popędził do klasy. Jakoś strasznie bał się zostać sam na korytarzu.
-O, jesteś wreszcie!- powitała go w drzwiach nauczycielka. –Zachwycamy się właśnie twoją pracą. W sposób bardzo rzeczowy to wyjaśniłeś. Ty na pewno wiesz co to szczęście.
O ty hipokryto- pomyślał. Jak ja mogę pisać o szczęściu kiedy moje życie jest jedną wielką agonią. Z tym już koniec! Dzisiaj. Dzisiaj ze sobą skończę. Tak. Tak właśnie będzie.

Część II
„A może będzie tak...”

Rozdział I
„szczęście”

Wytrzymał jeszcze wszystkie lekcje tego dni. Ostatniego dnia. Chciał pozostawić po sobie chociaż dobre wrażenie. Nie udało się „pozostawić trwałego śladu”. Nie skończy swojej książki. Ale za to dzisiaj skończą się jego problemy. Skończy się jego życie a być może zacznie się nowe. Lepsze lub gorsze. Nie. Na pewno lepsze. Przecież gorsze już być nie może. Wyszedł ze szkoły i nie bardzo wiedział gdzie iść. Przecież tyle razy przeżywał własną śmierć w myślach. Dlaczego teraz nie wie jak to zrobić? W zamyśleniu sam nie wiedział gdzie chodzi ani co robił. Ale w końcu znalazł się przy wiadukcie. Przechodził tędy prawie codziennie ale nigdy nie pomyślał że będzie to jego ostatnie miejsce. Wiadukt był dość wysoki a poza tym przechodził nad rzeką więc nie było żadnych szans na to że przeżyje skok. Most z jednej strony łączył się z nasypem. Zaczął się wspinać. W duszy przepraszał wszystkich za to co teraz zrobi. A zrobi to. Był pewny. Dotarł na szczyt i ruszył wiaduktem w stronę rzeki. Szedł ze spuszczoną głową i patrzył się w tory. Widział wciąż przeskakujący pasek. Przypominało mu to ładowanie się jakiejś gierki. A jak skończy to go już nie będzie. Podniósł głowę i zobatrzył kogoś. Była to dziewczyna. Bardzo ładna, takie było jego pierwsze wrażenie. Stał od niej może z pięć metrów a dotychczas jej nie zauważył. Ani ona jego.

- Hej! –samo wydobyło się z jego gardła. Ona odeszła od krawędzi i spojrzała na niego.
- Cześć – odpowiedziała. On nie wiedział co powiedzieć. Musiał szybko coś wymyślić.
- Masz może fajki? – spytał.
- Poczekaj chwilę.- sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła paczkę LM. I w tym momencie wróciła mu jasność umysły. Ona powiedziała „cześć”.
Czy nie powinna raczej powiedzieć „ hej! Kim jesteś, co tu robisz?”. Pomyślał jak komicznie wygląda ta scena. Dwoje zupełnie nieznajomych ludzi pali szlugi na wiadukcie. Wziął od niej papierosa, włożył do ust i wyciągnął swoją zapalniczkę. Odpalił papierosy, najpierw jej potem sobie. Zaciągnął się mocno.

- Co tu robisz? – wreszcie zebrał się na odwagę i zadał to pytanie.
- Przyszłam tutaj skoczyć – oznajmiła mu jakby był jej kumplem już od lat.
- To zupełnie tak jak ja – jeżeli ona mu się zwierza to on też może.
- A więc nie jestem sama.
- Zróbmy to! – chciał to mieć już za sobą. Ona podała mu rękę i razem podeszli do krawędzi. On czekał aż ona skoczy i zrobi to zaraz po niej. Ona czekała jak on skoczy i zrobi to zaraz po nim. Spojrzał na nią. Ona spojrzała na niego. I stali tak patrząc sobie w oczy i trzymając się za ręce na krawędzi. On jeszcze nigdy tak na nikogo nie patrzył ani też nikt tak nie patrzył na niego.
- Zawrzyjmy pakt – zaproponowała. Tak po prostu. – Ja zastąpię ci osobę przez którą chcesz to zrobić a ty zrobisz to samo dla mnie. – Oznajmiła. Nie chciał wyprowadzać jej z błędu. Nie chciał żeby wiedziała że robi to tylko dlatego że niema tej osoby. Nie miał. Aż do teraz.
- To najdziwniejszy tekst jaki słyszałem ale zgoda!- mówiąc to zrobił krok w tył. Ona spojrzała najpierw w przypaść, potem na niego i zrobiła to samo. I ciągle trzymając się za ręce zeszli na dół.

Poszli w stronę rynku. Nie z jakimś konkretnym celem. Po prostu nogi ich tam poniosły. Sam potem nie pamiętał jaką szli drogą. Czy rozmawiali czy milczeli. Pamiętał tylko że był szczęśliwy. Po raz pierwszy w życiu. I niech tak będzie zawsze. Tak. Tak będzie.

Rozdział II
„Bohaterowie”

Szli przez miasto za rękę. Nie puścili się od tamtego momentu kiedy otarli się o śmierć. I nie miał nic przeciwko temu żeby nie puścili się już nigdy. Był szczęśliwy. I chociaż nie wiedział gdzie ona mieszka ani nawet jak się nazywa nie przeszkadzało mu to. Nagle z tego zamyślenia wyrwał go czyjś głos. Ktoś wołał go po imieniu. Rozejrzał się i zobatrzył Ediego z Paulą. Szli za rękę jak stare dobre małżeństwo.

-Hej stary, gdzie się podziewasz? Dzwonie do ciebie na komórkę już z godzinę a ty nie odbierasz. Co robiłeś? – ten natłok pytań trochę Go zaskoczył, stało się tak wiele i nie wiedział od czego zacząć.
- Ja no więc...
- Dobra mniejsza z tym. Widzę że masz nową koleżankę. Kim ona jest?
- Co? A tak, ona – spojrzał jej głęboko w oczy i nie odrywając od niej oczu rzucił – Ona uratowała mi życie. – i mocniej ścisnął jej rękę. Spojrzał na Paulę która w mig zrozumiała aluzję i pociągnęła Ediego za rękę.
- Musimy już lecieć bo nam ucieknie autobus. No dobra. Cześć. I baw się dobrze. – z tymi słowami oddalili się.

I od tej chwili zaczęli ze sobą rozmawiać. Dosłownie o wszystkim. Jak się okazało ona też była wielką miłośniczką książek i bardzo ją zaciekawiła jego praca nad książką. Lubię ludzi mających cel w życiu – powiedziała. Do dzisiaj nie miałem takiego celu – odparł. I sprawił jaj tym wielką przyjemność.

-Hej! – usłyszał nagle głos za swoimi plecami. Odwrócił się i zobatrzył trzy dziewczyny. Jednego był pewien. Nigdy wcześniej ich nie widział.
- O! Witajcie. Dawno się nie widziałyśmy w komplecie nie? – odpowiedziała osoba na drugim końcu jego prawej ręki.
- Widzimy że bardzo się zmieniłaś – powiedziała z przekąsem jedna z nich.
- I masz nowych przyjaciół- zauważyła druga.
- Nie przedstawisz nas?
- Przepraszam. To są po kolei: Ala, Ewka i Ula.
- Miło mi.
- A on? – w końcu Ewka nie wytrzymała.
- On... on uratował mi życie. – mówiąc to przytuliła się do niego mocno i pocałowała go.
- No dobra, to my już nie wnikamy...
- Ani nie przeszkadzamy. Zobatrzymy się jutro?
- Pewnie tak. – pożegnały się a kiedy oddalili się już na pewną odległość zapytał.
- To co teraz robimy?
- Teraz możesz mnie zaprowadzić do domu.
- Z najwyższą przyjemnością Księżniczko
- A więc idźmy Mistrzu.

Okazało się że nie mieszka wcale tak daleko od niego. Często przechodził
koło jej domu ale nigdy się nie spotkali. Jak to możliwe? Nie miał pojęcia. Może to przeznaczenie? Nie. Przecież on nie wieży w przeznaczenie. Odprowadził ją do klatki, pożegnali się szybko i poszedł. Nie przeszedł nawet 20 metrów gdy nagle przypomniał sobie. Przypomniał że nawet nie wie jak ona ma na imię. Rzucił się biegiem z powrotem, wpadł do klatki i pognał schodami w górę. Dogonił ją na trzecim piętrze.

- Zaczekaj! – krzyknął
- Gośka – odpowiedziała bez chwili wahania. – mam na imię Gosia i mieszkam pod 16.
- Dzięki. Dzięki za wszystko – odpowiedział i odszedł.
- Zaczekaj! – krzyknęła Gośka. Podbiegła do niego i pocałowała go. Długo
- Do widzenia!
Do widzenia. – odparł trochę wstrząśnięty - Czy to było przeznaczenie? – zapytał, ale nie uzyskał już odpowiedzi.

Rozdział II
„Czy to było przeznaczenie?”

Jak co rano budzą go okrzyki Matki która wzywa na śniadanie. Leci szybko do łazienki i uśmiecha się do osoby po drugiej stronie lustra. Jak dawno tego nie robił? Rok? Dwa? A może jeszcze więcej. I z tym uśmiechem zbiega na śniadanie. Uśmiecha się do Matki i całuje ją na powitanie. Ona trochę zdziwiona nagłą zmianą nie wie co ma robić. Ale domyśla się że wczoraj stało się coś ważnego. Nastąpił jakiś przełom w jego dotychczasowym życiu. Podała mu jedzenie i usiadła obok niego.

- Jak ona ma na imię? – Spytała bez zbędnych formalności jak ktoś kto dobrze wie bo wie wszystko i tylko czeka na potwierdzenie.
- Nie wiem o czym mówisz... –Skłamał. Bardzo chciał o niej komuś opowiedzieć ale nie koniecznie Matce.
- Nie udawaj. Zmieniłeś się. No więc?
- Gośka
- Ach tak. Małgorzata.

W tym momencie go olśniło. Przecież ona powiedziała do mnie „Mistrzu”. Wtedy nie zwróciłem na to uwagi ale teraz... może jednak przeznaczenie istnieje? Przecież On pisze książkę, a ona nazywa się Małgorzata. No i jest trochę psychiczny. Tylko czy ta historia się dobrze skończy? Nie chciał tego. Nie chciał żeby się kończyła...

Rozdział III
„A więc to nie sen... jak miło”

Idzie przed siebie. I dobrze wie że w którą stronę nie pójdzie to i tak wyląduje pod jej domem bo przecież ziemia jest okrągła. Więc żeby zaoszczędzić sobie drogi idzie najkrótszą drogą. Przecież to tylko jakieś tysiąc metrów od jego domu. Jak On mógł jej wcześniej nie dostrzec. Ale może tak go nikt nie dostrzegał to tak samo było z nią. A może tak naprawdę jej w ogóle nie było? Tylko ta myśl zdążyła przelecieć mu przez głowę zobatrzył ją. Boże, jaka ona piękna. Ale ktoś stojący obok. Ktoś normalny mógł najwyżej powiedzieć że jest całkiem ładna. A już na pewno nie oszałamiająca.

-Cześć – zaczęła ona – Tak sobie myślałam żeby się z tobą spotkać ale kompletnie nie wiem gdzie mieszkasz. – Trochę go zaskoczyła tym nagłym stwierdzeniem. Przecież oni w ogóle się nie znają a rozmawiają ze sobą jak starzy kumple.
-Jeśli chcesz to mogę ci pokazać- zaproponował.
-A potem możemy pójść do mnie – i dzień był już zaplanowany. Złapali się za ręce.
-A więc to nie sen... –powiedzieli w tym samym momencie. Nie, to nie
był sen. Chociaż kto wie?


I po prostu istnieli. Razem. W pewnego rodzaju symbiozie. I szybko ona stała się dla niego brakującym ogniwem w łańcuszku szczęścia. A on nie tylko zastępował jej ukochaną osobę którą straciła. On się nią stał. I miała nadzieję nigdy go nie stracić...

Rozdział IV
„Dlaczego?”

Sielanka trwała już dość długi czas. I nie zanosiło się na jakąś zmianę. Rok szkolny zbliżał się ku końcowi więc zaczął się czas wycieczek. Przed szkolą zebrał się już spory tłumek ludzi. I wszyscy czekali na wyjście. Miał być jakiś rajd czy coś w tym stylu. Pewnie niewielu z zebranych tam uczniów dałoby jednoznaczną odpowiedź. Ale to nieważne. Ważne że nie było lekcji. On stał sobie w asyście kilku kumpli z klasy gdzieś z boku. Rozmawiali o jakiś bzdetach gdy nagle poczuł się strasznie słaby... Pomyślał że właśnie się obudził a to wszystko było snem. Ale bardzo szybko zdał sobie sprawę że tak nie jest i że leży teraz przed szkołą na ziemi. Gdy otworzył oczy zobatrzył jak kilku przerażonych kumpli pomaga mu wstać. Kompletnie nie czuł swojego ciała.


Gabinet medyczny nie był jego ulubionym miejscem w szkole. Miał taki zapach jaki mają podobne miejsca chyba w całym kosmosie. Pielęgniarka była bardzo sympatyczną starszą panią. Zadała mu kilka prostych pytań by sprawdzić czy doszedł do siebie. „Tak, tak się nazywam”, „piętnaście”, „do trzeciej klasy, tak od pana Nowaka” itp. Czuł się już dobrze ale nie wiedział dlaczego to się stało. Ani jak.


I znów znalazł się w podobnym miejscu. Z tym że to było o wiele większe. I znów ten zapach. Zdał sobie sprawę że jest w szpitalu. Bardzo mętnie pamiętał jak się tu znalazł. A szczerze mówiąc to kompletnie nic nie pamiętał. Poleżał kilka minut na łóżku i w momencie w którym chciał wstać do pokoju weszła pielęgniarka. Była to mama Miśka. Ale była jakaś dziwna. Z twarzy zniknął jej ten wspaniały uśmiech. Była czymś wyraźnie przygnębiona.

- Są już wyniki badań – powiedziała. Zauważył że głos strasznie jej drży.
- Tak? – powiedział jakby nigdy nic, czuł się znakomicie.
- Posłuchaj, nie jest dobrze więc zdecyduj czy chcesz usłyszeć to teraz czy potem razem z rodzicami. – miała w oczach łzy. W tej chwili Go też opuścił uśmiech który nosił na swej twarzy od czasu niedoszłego samobójstwa.
- Jeśli naprawdę jest źle to niech pani nic nie mówi moim rodzicom. Niech im pani powie że wszystko wporzo. No, niech pani mówi. Co mi jest?
- Rak mózgu – powiedziało cicho
- Co?! – to nie było pytanie, to był okrzyk zdumienia i przerażenia.
- Rak mózgu, bardzo późne stadium.
- Ile mi zostało? – wiedział że bardzo ją boli ta rozmowa więc chciał ją jak najszybciej skończyć.
- Może... kilka miesięcy. – nie wytrzymała i rozpłakała się.
- Dziękuję. Niech pani nie płacze. To nie pani wina. To nie jest niczyja wina. – ale on też nie wytrzymał. Nie był twardzielem, był raczej wrażliwy a chyba każdy na jego miejscu by się załamał.
I tak siedzieli i płakali. On nad swoim życiem a ona nad nim. W tej sytuacji nie było nic śmiesznego.

Rozdział V
„Czy naprawdę nic nie można zrobić?”


Spotkał się z lekarzem. I dowiedział się tego czego się domyślał. Na operację jest już za późno, nic się nie da zrobić, przykro nam. I tyle. A, i jeszcze że teraz tylko cud może pomóc. No to nieźle go podbudowali. Dowiedział się jeszcze że jeśli pozostanie w szpitalu to jego życie można przedłużyć nawet o 50%. „Dzięki ale nie skorzystam” – odpowiedział. Pozornie bez zastanowienia ale tak naprawdę to zastanawiał się nad tym już bardzo długo. Wyjdzie i przeżyje swoje życie normalnie. I nikomu nic nie powie.


Mimo że leżał tam tylko dwa dni Gośka go odwiedziła. „Mówią że to przez dorastanie czy coś”- skłamał. Chciał żeby była tak jak dawniej. Jak przed wypadkiem. Ona chyba nie dała się nabrać więc wymyślił szybko bajeczkę że lekarze znaleźli u niego jeszcze Jaskrę czy coś takiego. Ale to nie groźne. No, w to chyba uwierzyła. Tego samego dnia wyszedł ze szpitala i poszedł do domu. Zostawił swoje rzeczy, umył się i jak co dzień pognał do Małgorzaty. Razem z nią i resztą jego paczki poszli do Pauli. Chciał żeby było jak dawniej. I było. Prawie.

Książkę już prawie skończył. Siedział teraz przez parę dni w domu bo nie chciał zaniedbać Matki. Ona tyle mu dała więc chciał się czymś odwdzięczyć. Czymś co miał najcenniejszego. Kilkoma dniami resztki swojego życia. Akurat surfował po necie gdy zobatrzył na stronie głównej WP, w nowościach coś co przykuło jego wzrok i podniosło puls. „Nowa rewolucyjna metoda leczenia raka”. Bez chwili wahania kliknął na link i przeklinając polskie łącza czekał na wyświetlenie się strony. „ Doktor Harry Newman, jeden z najlepszych amerykańskich lekarz opracował rewolucyjna metodę operowania raka i to niezależnie od stadium jego rozwoju”. To było to. Może jeszcze nie jest stracony. A na pewno przyszedł czas by powiedzieć rodzicom prawdę. Od razu powiedział im o tej nowej metodzie. W ten sposób złagodził trochę wstrząs. Jednak jest jakaś nadzieja.

Rozdział VI
„Happy End?”

Jak się potem okazało była to eksperymentalna metoda. Znaczy to mniej więcej tyle że będzie darmowa. No i że nie była do tej pory szerzej stosowana. No ale skoro była jedyną szansą to czy był jakiś wybór?


Deszczowy noc 20 maja. Dzień w którym On miał polecieć do stanów. Zawsze chciał to zrobić. Ale myślał że będzie turystą a nie pacjentem. Poczekalnia stoi pusta. Może dlatego że jest środek nocy? Jest tam tylko On. I ona. Nie mówią nic. On i tak wie co ona chce powiedzieć a ona wie co On. Słowa są tu niepotrzebne. Z głośnika dobiega komunikat. On musi już iść. Wyciąga z plecaka trochę poniszczony, gruby zeszyt. Wyciąga długopis i wpisuje ostatnie zdanie. Wręcza jej pracę swojego życia. Pod zapisanym na okładce tytułem małymi literkami widnieje motto jego życia. „Pozostawić trwały ślad”.

- Proszę... nie zapomnij o mnie! – rzuca i przytula ją do siebie.
- Nigdy cię nie zapomnę!

On odchodzi. Znika w drzwiach i Małgorzata widzi go po raz ostatni. Jak to często z eksperymentami bywa ten też się nie powiódł.

Ona jednak (nie)zapomniała. Jak w fantastyczny sposób to jedno krótkie słowo zmienia sens jego życia.

Epilog

Kim On tak naprawdę był? Sam nie wiem. Czy był mną? Nie. Był może moim największym marzeniem. A może nie. Może bardzo chciałbym taki być a może tego najbardziej się boję? Nie wiem. Na pewno ma bardzo wiele ze mnie ale też bardzo wiele tego czego ja nie mam. I niech tak zostanie...

Podpis: 

jegomosc niedawno;)
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Sen o Ważnym Dniu Moc słów Podstęp
Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny). - Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała Historia trudnej miłości, która powraca po latach.
Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100
Sponsorowane: 15Sponsorowane: 13
Auto płaci: 100

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2024 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.