https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
70

Miłość z internetu - czytaj kolejne części

  XV cz. Czy coś będzie pomiędzy facetami?. Do czego jeszcze może dojść?. Następne części skrócę ze względu na małą ilość tekstów z powodu nowego roku szkolnego 2011/2012. Praktycznie to nie opowiadanie, nie romans. To skopiowane rozmowy pisane przez  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W maju nagrodą jest książka
Przesyłka
Sebastian Fitzek
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Miłość z internetu - czytaj kolejne części

XV cz. Czy coś będzie pomiędzy facetami?. Do czego jeszcze może dojść?. Następne części skrócę ze względu na małą ilość tekstów z powodu nowego roku szkolnego 2011/2012. Praktycznie to nie opowiadanie, nie romans. To skopiowane rozmowy pisane przez

Independance day

Wszystko pozamykane to spacer na stację benzynową...

Hagan - Wyjście w mrok

Pierwsze fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda.

Hagan - Ciało bez kości

Drugie fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Kolejne pojawi się niebawem. (Prolog w opowiadaniu Wyjście w mrok)

Moc słów

- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała

Topielec

- Tak ślachetnej pani tośmy jeszcze we wsi nigdy nie mieli. Ach, szkoda będzie trochę, jak ją zeżrą. Krótkie i lekkie opowiadanie z serii Wampirojad

BLÓŹNIERSTFO

Wygłup metafizyczny... Historyjka o ostatniej szansie danej ludzkości. Uwaga, może urazać uczucia religijne, a nawet antyreligijne

Bliskie spotkania

Chodźmy...

TENEBRIS

Ciemność jest wokół nas. A jeśli jest także w Tobie?

Dzwonnik z Notre Dame

W gruzy się sypie...

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
858
użytkowników.

Gości:
858
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 26036

26036

a mucha

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
06-07-02

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Kryminał/Komputery/Technologia
Rozmiar
11 kb
Czytane
3012
Głosy
1
Ocena
5.00

Zmiany
06-07-02

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: Trikotka Podpis: eM.
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
moje ]:->

Opublikowany w:

nigdzie

a mucha

Mam wrażenie, że chodzisz po mnie muszko. Jezu, nie, nie tam wariatko. Wezmę cię na swoją rękę i zdejmę cię gładko. Przypominasz mi dotyk moich włosów, i czasem, wiesz, czuje jakbyś to ty była na szyi i plotła jakieś ósemki, ale mi się tylko zdaje w jednej chwili, że to nie prawda jest, że to bzdura. Słoneczne masz wrażenie, że powinieneś widzieć słonie z dzisiejszym dniem.
- Zjebał mi się ekranik- powiedział. Na ekraniku pojawiło się dużo kropek i pasków, na co myśli Ilony poleciały w dal, że właściwie to i modne to wszystko wygląda. A właściwie to czemu już nie jemy razem obiadów, a właściwie to mnie to nie obchodzi. Kobieta, można o niej gadać godzinami, problem w tym, że za nim ją spotkasz i wypijesz łyk piwa jakiś czas niezaprzeczalnie minie. Wino się tu kategorycznie nie zalicza. Wiesz w sumie to niezła laska, ale jak się upije. Ostatnio ktoś powiedział, że ma zbyt niską szyje, i nie może kolii zakładać.
- Zjebanie ma. Mój komp się zaciął, mogę spróbować na twoim?- powiedział i pomyślał, że właściwie z tych debili z którymi pracuje to on jest najbardziej mobilnym debilem i to nie jest zbyt zaprzeczalne. Popatrzmy taki przykład, całkiem niewinny, zjebał mu się ekranik, to idzie do Erazma, jak pan bóg przykazał.
- Elokwencja proszę państwa tałatajstwa, to się liczy, nic więcej. Nic a nic- podsumowała. Uniosła sprytnie zadek znad krzesła i prawie znikła im z oczu jeśli nie liczyć blond tlenionych, które rzucały swoją łunę znad blatu anemicznego już dość biurka. Podniosła się znowu, przypominając sobie scenę z legalnej blondynki, gdzie to takie podniesienie robiło na wszystkich wrażenie. Ale Ilona, choć swoją drogą, dość elokwentna z całego towarzystwa, jak sądził, nawet ona nie prezentowała się najlepiej. Była… ubita, jak to zwykł myśleć o ludziach tego typu. Tak, zwałki w zamian za cycki, zwałki w zamian za brzuch, uda to dwie rolady a wszystko w tonacji majtkowy róż i szlafrokowy niebieski, przepasany od czasu do czasu beżem butów na nogach, które w lecie stały się jeszcze bardziej obleśnie ze względu na frencz pedikiur, jaki fundowała sobie Ilonka. Próbowali, no naprawdę próbowali wytłumaczyć jakoś tej niezbyt straconej jeszcze na drodze do dobrobytu umysłowego dziewczynie, żeby oprócz pomalowania paznokci u nóg, jeszcze je umyła, oraz w miarę zadbała o usunięcie warstwy lakieru w razie przemijania czasu i rośnięcia paznokcia, robienia się odprysków itp. itd. Ale nic, nic jej nie pomagało, bo nie mogło pomóc. Ilonka bowiem pochodziła z wiekowej, wiejskiej, podhalańskiej rodziny, gdzie względna estetyka jako taka nie uchodziła. W rodzinie od lat nie było już takich inteligentów, co to się na Krakowy porwali i do biur poszli, więc Ilonka tak czy inaczej mówiąc, przecierała szlaki.
Zapatrzył się więc bardzo niechybnie na jej zadek, który to przypomniał te wszystkie ilonkowe prawdy. Ona zrozumiała to inaczej i zadzwoniła z łazienki do przyjaciółki powiedzieć, że już po miesiącu pracy ktoś się nią zainteresował, i co z tego, że ten ktoś jest chudy i w razie czego może nie wydolny, ale jest i to się liczy.
On jako taki, lubiał obcować ze sztuką, lubiał malarzy na rynku i swoją pracę przy komputerku, z tymże nie lubiał gdy on się jebał. Komputer. Tego nie znosił.
- Dzięki, mojemu się coś często dzieje
- Nie przejmuj się. Może powiemy do szefa, albo coś. Właściwie to ja nie znoszę takiego chamstwa czasem (tu, odczuł lekkie ukłucie w jego słaby i nadwyrężony mięsień sercowy, ukłucie niby komar, ale jednak, jednak wyczuwalne, o, czyżby, bratnia dusza, bogu dzięki, alleluja!) a chamstwo to się ostatnio szerzy. Np. taka pani moherowa w tramwaju, jak ją zapyta kanar o bilet, to laską pogrozi i może dalej świat podbijać. Pomijając to, że one zawsze mają bilet. Ale mniejsza z tym. Ostatnio wyobraź sobie, jadę taki tramwajem, powiem ci, że komfortowo, bo ósemka i to odnowiona, niskopodłogowa, to się wcale jakoś specjalnie nie na wysilałem żeby wsiąść, miejsce zająłem, bo zająłem, a tu nagle wpada taka baba. Na moje oko to mogła by ona mieć i 12 i 112 serio, włos do tyłu zaczesany, piesek w ręku, taki co go by mogła praktycznie w kieszeni nawet zmieścić, albo nie wiem, gdzie, bo kieszeni nie miała, bo to była miniówa, no ale nie ważne, gdzie tam by chciała to by zmieściła. Kanar się jej pyta, ma pani, a ona nie bo nie, nie bo nie, rozumiesz? Jak można taką odpowiedź dawać, słuchaj, ja nie wiem.
- rysiuuuuuuuu- zaskrzeczała z akompaniamentem zdezelowanego krzesła Ilonka. Jej prostowane włosy prostownicą porcelanową, podkręciły się nieostrożnie za jej małym, ratlerkowskim uchem, w którym spoczywały z godnością trzy kolczyki, w tym trzy ze srebra. Odkleiła z mozołem przyklejoną przez upał i zaduch w pokoju różową w paski bluzkę i skrzeczała dalej.
- rysiuuuuuuuu, bo ty to mi komara przypominasz- odruchowo spojrzał w lustro. Miał przez chwile fantastyczną wizje, że na miejscu swojego żółtobladego pyska zobaczy mądre, bystre, zwierzęce oczy. I skrzydła gdzieś w tyle i ta utajona chęć krwi… ale wizja prysła jak bajka mydlana, bo w tafli lustra, odbiły się tylko świdrujące małe oczka, i zadarty nochal.
- Yhy- powiedział i przyobiecał sobie już tylko i wyłącznie skupić się na rewelacyjnym odbiorze monitora Erazma. Żółte, zielone, paski, komar, komar. Komar? Czemu u licha komar?!
- Czemu u licha komar?!
- Ja nie wiem, bo taki chudy jesteś- obnażyła zębiska, najadła się swojej różowej szminki, Erazm chyba załapał jej błysk, który chciała wydzielić, bo on raczej nie. W każdym razie Ilonka była jak najbardziej usatysfakcjonowana faktem, że padła z jej strony dowcipna uwaga. Poprawiła rozklekotaną japonkę na swojej nadobnej nożynie i odleciała w krainę różu i innych fajnych spraw.
Stadko było dość zabawne jeśli popatrzyłoby się przez pryzmat gigantycznej szyby odgradzającej ich od świata. Tam za nią normalni, a przynajmniej w miarę ludzie.

Wiktoria obudziła się wczesnym porankiem, przez słońce które wpadało do jej pokoju jakimś cudem, bo ona na miejscu gwiazdy na pewno dałaby sobie spokój z taką warstwą brudu na szybie. Na pewno powiedziałaby; spierdalaj głupia cipo, jak nie myjesz okna przez lata, to nawet nie oczekuj, że ci zaświecę rankiem. A to słońce, proszę, świeciło dla niej samej, specjalnie, ekstrawagancko i idealnie, w oczy. Chciała zasłonić się ręką, i spać dalej, ale przypomniała sobie, że ten dzień, budzone przez to słońce, przyniesie coś innego niż zazwyczaj.
Wstała. To nie było trudne, bo wślizgnęła się od razu w satynowy szlafroczek. Wyglądała w nim ślicznie, wyglądała w nim jak gwiazda, dlatego ten poranek był dla niej już mniej straszny. Upięła czarne włosy w kitkę i poszła obudzić Konrada. Konradek krzyczał dzisiaj wyjątkowo głośno. Otworzyła szafkę z potencjalnym jedzeniem, ale tam były tylko butelki po wódce. Nie miała co dać mu do jedzenia bo wczoraj zapomniała zamienić te butelki na pieniądze. Wyszła w szlafroczku, nie zważając na krzyki Konrada, do sąsiadki z naprzeciwka, która zawsze miała coś do czegoś, cokolwiek to było. Potknęła się o próg i pomyślała, że ten dzień który miał zmienić wszystko będzie cholernie pechowy. Ale do pechowych dni się już przyzwyczaiła, więc nie szkodzi.
- Pani Jadziu- zaczęła prosto z mostu. Pani Jadzi też wystąpiła w szlafroczku, ale za to w kwiatki i takiego chyba jeszcze z przed wojny. Przypomniało jej się 20-lecie międzywojenne i pytanie z ustnego, boże jak to było dawno, a myślała, że coś powie, no cóż nie powiedziała nic, bo zapomniała, zachorowała i na chwile zniknęła z tego świata. A wracając do pani Jadzi w szlafroczku. Nie zrobiła zdziwionej miny, bo gdy dzwonek przerwał jej nalewanie świeżej kawy do brązowego kubka, wiedziała, że to panienka z dzieckiem z pod 9. i wiedziała czego ta panienka z dzieckiem chciała. Wiedziała, znowu prośby, znowu groźby, znowu jeść albo coś w tym stylu. Boże, jakie wiatry mnie tutaj przywiały, żeby na taką dziewuchę trafić. Szlafroczek satynowy to sobie kupi, a dziecku jeść co nie ma dać. Ja chciałam spokojne mieszkanie, i spokojne życie.
- Ja wiem że się pani naprzykrzam – ‘ ja też wiem’ pomyślała sobie pani Jadzia i wzniosła oczy do nieba, a właściwie to do nowego, białego sufitu, który wznosił się nad nimi obiema niczym nie przypominając niebieskiego kalejdoskopu chmur, deszczu, słońca. Z jej pokoju sączyła się piosenka New York New York i pani Jadzi przemknęło przez myśl, że tam na pewno nie byłoby nikogo takiego, tam byłyby czyste dzieci i ładne wykładziny, czyli to co pani Jadzia lubi najbardziej- ale nie mam innego wyjścia. Jeśli chcę przeżyć muszę dzisiaj wyjść z najedzonym dzieckiem. Mogę trochę jajek?
- Może pani- zdziwiła się sama swoją odpowiedzią i przyniosła jej całą kobiałkę świeżutkich jajek i jeszcze od siebie dołożyła soli.

U Halinki było całkiem fajnie. Halinka nie może się nazywać przedszkolem, bo by musiała płacić za dużo pieniędzy. Nie wie za co za dużo pieniędzy w każdym razie mama bardzo się czaiła, kiedy transportowała go do pani Halinki. Pani Halinka miała małe mieszkanie przy uliczce słowiczej, i kiedy wchodzili na uliczkę słowiczą, pomyślał sobie, że to jest jedyna taka ulica w tym mieście, i jeśli ktoś go zapyta, gdzie jest ulica słowicza, on mu odpowie, że tam był, nie powie że mieszka tam pani Halika, bo mama nie pozwala, ale wykaże się wiedzą, i będzie czuł się fantastyczny. Najpierw przeszli koło wielkiej willi, ale ominęli ją, zgodnie z jego domysłami, bo pani Halinka to koleżanka mamy, a mama nie ma koleżanek mieszkających w willach, potem był taki strasznie stary dom z wiśnią, która niemiłosiernie kwitła pachnąc i piękniejąc przed nimi, i przez chwile myślał, że to tutaj, ale to było jeszcze dalej, za asfaltową szosą. Za miedzą. Taka stara kamienica, ukryta.
U Halinki były inne dzieci i z takim Mateuszem udało mu się porozmawiać przez chwile, bo większość czasu po prostu udawał, że go tam nie ma. Ale Mateusz sam podszedł i powiedział, że on mu przypomina komara.

- hhehehehe- zaśmiał się jak małe dziecko- hihi- doprawił. Odgiął się na swoim fotelu, który się nie odginał, więc prawie upadł do tyłu, co wywołało bystre spojrzenie strachu w niebieskawo- tępych oczach przygrubszej ilonki. W swoich oczach nie zobaczył niczego, bo nie miał okazji jeszcze zamontować lustra naprzeciwko swego biurka, w każdym razie chwycił się szybko blatu, długą, bladą ręką, tak, że wszystkie jego grube, chłopcowate jeszcze kości ręki zrobiły miły ‘zgrzyyt’, a ślady potu odbiły się bardzo skutecznie na zakurzonej powierzchni. Erazm wgapił się właśnie w to zjawisko. Ilonka filozoficznie się zgarbiła, tak że wszystkie cztery wałeczki jej brzucha ułożyły się wygodnie, a na plecach powstał sytuacyjny garb. Przez chwile zapanowała cisza. Mózg Erazma nie zniósł jej i wyartukułował inteligentne pytanie:
- Z czego?
- Co z czego?- zapytał podenerwowany, poczuł kropelki potu na plecach i pomyślał, że będzie miał z tyłu plamę w kształcie oparcia fotela. I że to będzie strasznie kłopotliwe iść z taką plamą.
- No z czego się śmiałeś…- dokończyła zagajenie Ilonka. Dzięki bogu wyprostowała się i uśmiechnęła się jednym z delikatniejszych swych uśmiechów (dziąsła zostawały w bezpiecznej odległości od zębów, szminka nie miała okazji zostać wchłonięta), lecz wzrok cały czas miała utkwiony w jakiejś innej, nie dotyczącej ich przestrzeni.
- A z… kompik mi się odjebał!!- Erazm wstał i poklepał go po plecach, jednocześnie podziwiając zjawisko normalnego obrazu na jego ekranie.
Za oknem przeleciało parę ptaków. Słońce świeciło jak świeciło, Ilonka zaczęła obgryzać tipsa na wskazującym palcu, Erazm wysłał mejla do dziewczyny, że najpierw skoczy na piwo z kumplami, a później mogą się spotkać. A Konradek siedział i siedział i napawał się swoim ekranem, kilkunastocalowym.

Podpis: 

eM. przedprzedwczoraj
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Independance day Hagan - Wyjście w mrok Hagan - Ciało bez kości
Wszystko pozamykane to spacer na stację benzynową... Pierwsze fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Drugie fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Kolejne pojawi się niebawem. (Prolog w opowiadaniu Wyjście w mrok)
Sponsorowane: 60Sponsorowane: 20
Auto płaci: 20
Sponsorowane: 20
Auto płaci: 20

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2023 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.