https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
20

Bliskie spotkania

  Chodźmy...  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W marcu nagrodą jest książka
LATA
Annie Ernaux
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Dzwonnik z Notre Dame

W gruzy się sypie...

Róża cz. 5

Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa?

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Brak

Wiersz filozoficzny

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Mój zastępczy Anioł - cz. 1,2

Zoja widzi to, czego inni nie dostrzegają - demony, które wpełzają do ludzkich dusz. Jako świecka egzorcystka dostaje sprawy, których nawet duchowni nie chcą tknąć. Kiedy jej anioł stróż odchodzi bez słowa, Watykan stawia ją przed wyborem: albo szy

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1137
użytkowników.

Gości:
1137
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 283

283

Dreamer

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
03-06-20

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Fantastyka/Psychologia/-
Rozmiar
19 kb
Czytane
3608
Głosy
6
Ocena
4.25

Zmiany
03-06-20

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
P12-powyżej 12 lat

Autor: an_ge Podpis: And God in his wrath, send an an_ge down to Earth.
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
A ty o czym śnisz?

Opublikowany w:

nowhere

Dreamer

Śniąca


-Kocham cię, maleńka.
Złotowłose dziecko kurczowo trzymało się kolan matki.
Słyszało jej przepełniony bólem głos.
Nie rozumiało.
Widziało puste spojrzenie czarnych jak węgiel oczu.
Nie rozumiało.
Czuło, że coś się zmieniło, że coś jeszcze się zmieni.
Nie rozumiało.

***

Była samotna, tak samotna jak tylko człowiek potrafi.
Mieszkała wraz z przyjacielem w dwu pokojowym mieszkaniu z kuchnią i łazienką.
Pracowała rankiem w kwiaciarni, a popołudniami zajmowała się paniami Roksińskimi.
Były to zjadliwe starsze damy o całkowicie różnych charakterach, lecz wielkim sercu i poczuciu humoru.
Wieczory... Wieczorami także pracowała. Czasem nawet do trzeciej w nocy.
Ale nie dlatego trudno jej było wstawać o 7.00 rano.
Coś było nie tak.

***

Wstał zimny, rześki poranek.
Ona nie.
Leżała przez kwadrans, wpatrując się w bezczelne promienie słońca przedostające się przez ciemnobordowe kotary i oświetlające jej bose stopy.
Bartek popisał się równym tupetem, wparowując do pokoju i zgrabnie podnosząc ją z łóżka.
Była tak zaskoczona kiedy ją przerzucał przez ramię, że nawet się nie broniła (zresztą i tak nie miałoby to znaczenia przy jego posturze).
Otrzeźwiała dopiero wtedy, gdy wrzucił ją do wanny pełnej wody.
Parskając układała w myśli wiązankę najgorszych epitetów (w obrębie trzech języków obcych), którymi zamierzała go obrzucić.
-Śmiiiiinguuuuuus Dyngus! -krzyknął, uśmiechając się łobuzersko.
Widząc jednak jej zabójczy wzrok taktownie wycofał się z łazienki (zwiał w podskokach głupio chichocząc).
Miał 25 lat, lecz dalej zachowywał się jak gówniarz (co oznaczało, że świetnie się dogadywali).
Niczym burza, z groźnymi pomrukami wstawała z wanny, a z jej rozpuszczonych włosów i przyklejonej do ciała cienkiej piżamy spływała woda (taka zimna i mokra).
Już sięgała po ręcznik z frotte, gdy jej wzrok zatrzymał się na dużym wiadrze od bielizny.
Uśmiechała się szeroko, napełniając wiadro.
W końcu był jej przyjacielem, była mu to winna.

***

-Będziesz?
-Gdzie?
Aleksandra miała niezadowoloną minę nr 5.
-W klubie, młotku. Co z tobą? Śpisz?
Chciała odpowiedzieć, że właściwie to tak, bo Aleksandra nie była interesującą rozmówczynią, ale powstrzymała się przed tą uwagą.
W końcu nie mogła być aż tak szczera (co większość uznawała za przejaw chamstwa, a nie uczciwej natury) dla jednej z nielicznych dziewczyn, które z nią potrafiły wytrzymać.
-Dolej tym fiołkom wody, lubią wilgoć -odpowiedziała wymijająco.
Aleksandra zręcznie nawodniła kwiaty, przy okazji przesuwając niskie donice na jasno oświetlone parapety.
-To pracujesz dziś czy nie?
-Hmm?
Dziewczyna gwałtownie postawiła konewkę, rozlewając przy tym trochę wody, i oparła dłonie na biodrach w wojowniczej pozie.
-Weroniko Anders! Zaraz stracę cierpliwość!
-Dobra, dobra -Weronika zeskoczyła z lady i przeciągnęła się po kociemu -O 20.00 jest zmiana. Ten pantoflarz ma pewnie jakąś rocznicę ze swoją heterą, bo błagał mnie przez telefon z dobry kwadrans.
-Ale przecież dzisiaj... -zaczęła Aleksandra, lecz Wera tylko machnęła ręką, że wie o co chodzi.
-Ta, wejściówki są po stówkę, więc wiary będzie "w sam raz" i to nie byle jakiej.
-Aaaa no właśnie, bo widzisz...
Wiedziała do czego zmierzała koleżanka, domyśliła się tego już wcześniej.
-Wisisz mi jeszcze za ostatni wjazd. -przypomniała jej cierpko.
Tym razem była to mina nr 8, tzw. "niepocieszona".
Weronika była, delikatnie mówiąc, gruboskórna, gdy chodziło o uczucia znajomych, więc spanielowaty wyraz oczu blondynki spłynął po niej jak woda po kaczce.
-Proooooszę! -jęknęła koleżanka -Prooooooszę!
-To tylko jeden z tych komercyjnych zespołów jakich w USA jest na pęki, nie wiem czemu tak ci zależy. -zerknęła na Aleksandrę i nagle ją objawiło.
-Nie mów, że Michał tam będzie...
Aleksandra zarumieniła się jak gówniarz na widok cycek i powoli potaknęła głową.
-Chyba sobie żartujesz... -a że objawienia lubią wpadać na ludzi parami, dostąpiła kolejnego -Nie mów, że Jarek też...
Dziewczyna musiała by być godną miana wszystkich żartów o blondynkach reprezentantką, gdyby nie wykorzystała tej furtki.
-Obiecuję, że odciągnę go od ciebie! Nie zbliży się do baru na mniej niż trzy metry!
Wera milczała chwilę, trawiąc tę informację.
-Jak kłamiesz, to ci kark skręcę -obiecała poważnie, a uradowana koleżanka zarzuciła jej ręce na szyję.
-Jesteś cudowna! Zobaczysz, że Jarek nawet cię nie zauważy!
W pełni szczęścia odskikała na zaplecze.
Weronika westchnęła ciężko i z rezygnacją przesunęła bratki w zacienione miejsce, wycierając przy okazji wodę kawałkiem fartucha.

***

To zdecydowanie był jeden z TYCH zespołów.
Od wysmarowanych brylantyną i samoopalaczami grajków aż tchnęło samouwielbieniem i bufonadą.
Z cierpliwym uśmiechem jakim obdarza się niezbyt rozgarnięte przedszkolaki, słuchała ich przechwałek i nadętych uwag.
Chociaż zwykle tylko luźno przestrzegała regulaminu, tym razem założyła służbowy uniform na który składała się czarna koszula, spodnie i oczywiście dyskretna złota plakietka informująca wszem i wobec, iż jest barmanką o imieniu Magda (z tej tylko racji, iż wszystkie barmanki miały identyczne plakietki z imieniem Magda, by nie wpędzać szefa w zakłopotanie jego sklerozą). Z jednej strony było to głupie i kłopotliwe, z drugiej zaś...
-To co, umówimy się?
Spojrzała na zadufanego łebka, który miał nieświadome zapędy samobójcze.
-Wiesz, nie mogę teraz rozmawiać... -udała słodką idiotkę -Jutro nie pracuję, ale jak zapytasz barmana o mój numer telefonu -(tu trąciła palcem plakietkę) -to na pewno...
Zatrzepotała rzęsami nie dokańczając zdania.
Uśmiechał się jak myśliwy po udanym polowaniu przez co ledwo zdołała się powstrzymać przed wybuchem śmiechu.
Wysoce prawdopodobne, że jej próby spaliły by na panewce, gdyby nie wołanie jego towarzyszy i pojawienie się sporej ilości gości, co skutecznie odciągnęło i jej i jego uwagę.
-Powiedzieć barmanowi, by trzymał język za zębami. -zanotowała sobie w myśli.
Zdążyła nawet podać kilka niezbyt egzotycznych drinków, nim w końcu usłyszała nieuniknione słowa.
-Hej, laska.
Zaciskając zęby w wymuszonym skrzywieniu twarzy które popularnie zwano uprzejmym zaskoczeniem, odwróciła się w stronę głosu.
Stał tam jak Bambi pośród wilków, dzielnie udając luzaka.
-Cześć Jarek. Coś podać?
-Szkocką z lodem. -powiedział siląc się na niedbałość.
Uratowała go Aleksandra.
-Jarek, Michał cię prosił -wskazała dłonią uzbrojoną w bajecznie kolorowe tipsy i stos bransoletek w stronę zaplecza sceny.
-Po co?
-Jakiś problem ze sprzętem -odpowiedziała szybko, zerkając niepewnie na barmankę.
Ociągając się wstał ze stołka i mruknąwszy coś niewyraźnie na temat zdolności technicznych boysband'u pomaszerował posłusznie we wskazane miejsce.
Weronika zlustrowała krytycznie prawie nagą koleżankę.
-Mój strój kąpielowy ma więcej materiału niż ta twoja sukienka.
Aleksandra z dumą zaprezentowała swoje idealne ciało, okręcając się wolno wokół własnej osi.
-A te szpilki to mi jakieś znajome...
-I tak ich prawie nie nosisz, a to na jeden wieczór... Poza tym pasowały do sukienki.
Weronika bez słowa, za to ze znaczącym spojrzeniem, odeszła w stronę klientów.
Co by nie było, Aleksandra dotrzymała słowa.
'Magda' mogła spokojnie pracować, mieszając alkohole, podczas gdy Tomek, drugi barman, inkasował pieniądze, tylko od czasu do czasu podając drinki.
Wykonawcy wydzierali się na scenie, udowadniając tym samym, iż nie są dnem Adriatyku. Przynajmniej nie totalnym.
Było już lekko po drugiej, więc zaczęli grać wolniejsze kawałki.
I wtedy zobaczyła Jego.
Musiał siedzieć tu już chwilę, bo kończył pić.
Zwróciła na niego uwagę, bo w przeciwieństwie do reszty towarzystwa, zdawał się siedzieć tu jak za karę.
Miała wprawę w ocenianiu stanu konta klienteli.
Nie należał do zamożnych.
Wyglądał jak ktoś kto mimo młodego wieku, ma już kilka lotnisk, sieci restauracji, itd.
-Coś podać? -zapytała, a on oderwał wzrok od denka pustej szklanki.
Zaskoczył ją.
Myślała, że jest już na lekkim rauszu, lecz o dziwo był całkowicie trzeźwy.
I to jego spojrzenie czarnych jak blat oczu, przenikliwe, ostre...
Miłe ciarki przetuptały po jej kręgosłupie.
-Nic. -głos także miał jak z romansów, przyjemnie szorstki i tak... męski.
Czuła, że serce bije jej szybciej, a żołądek zwija się w supeł.
Nie było powodu dla którego miała by dłużej stać w tym miejscu, więc chwyciła za butelkę cytrynowego likieru i podeszła w stronę shakerów.
Nie patrzyła na burżuja, lecz czuła, że się jej przygląda. Czuła również lekki mętlik w głowie.
Fachowo i co ważniejsze szybko, nalała do mieszacza wódki, likieru i gęstego soku pomarańczowego (wszystko w starannie wyliczonych proporcjach).
Ta noc nie zapowiadała się najgorzej...

***

Ból głowy - to pierwsze co poczuła, odzyskując świadomość.
-Weronika?
Zamrugała.
Zamazany obraz czarnookiego mężczyzny mignął jej przed oczyma i natychmiast zaległ na dnie pamięci.
-Co? -jej głos wydawał się jej obcy.
Obcy...
-Dobrze się czujesz? Ładnie zabalowałaś wczoraj... -pochylający się nad nią chłopak miał co najwyżej 25 lat.
Bartek mówił coś entuzjastycznie, ale przestała słuchać już na początku.
-Joanna... Joanna... Joanna... -łomotało jej w głowie.
-JAKA JOANNA?!! -miała ochotę wykrzyknąć, ale przemożna suchość w gardle nie dała cienia nadziei na chociażby wyraźny szept.
Czuła jak silne ramiona pomagają jej wstać.
Chciała je odtrącić w pierwszej chwili, sama nie wiedząc czemu.
-"...it drives me mad, going on in my head..." -słyszała muzykę w tle.
Jakim tle? Wszystko wirowało, rozpływało się na krawędziach.
-Niech no tylko Aleksandra się dowie...
-Aleksandra... Aleksandra... Aleksa... -to imię wydawało się znajome w przeciwieństwie do wszystkiego innego.
-Kim jesteś? -zdołała zapytać, patrząc na dobrze zbudowanego chłopaka z bardzo bliska (nos w nos, by być dokładnym).
-Chyba się uderzyłaś w głowę... -odpowiedział, omijając jej pytanie.
Wyglądał na lekko speszonego (niczym dzierlatka słysząca sprośny kawał).
W niekontrolowanym odruchu przyłożyła mu swoją dłoń do policzka pozbawionego zarostu.
Teraz był widocznie speszony (musiałby to być bardzo sprośny kawał).
-Wera, no co ty...
-Jego oczy nigdy nie będą czarne... -pomyślała ni stąd ni zowąd.
Poczuła nagle wzbierającą ognistą furię.
-NIE JESTEM JOANNĄ! -wycharczała, wbijając mu z całej siły paznokcie w twarz.
Prawie jednocześnie ogarnęła ją lodowata ciemność.

***

-Wyjdź za mnie.
Potrząsnęła głową i z zaskoczeniem rozglądnęła się w około.
Przed nią stał Bartek.
-Co? -zdezorientowana jeszcze raz się rozejrzała.
Oboje jechali autobusem, za oknem widziała mijany Plac Grunwaldzki.
Jak się tu znalazła...?
-Znamy się od...
-Co to było? -przerwała mu, ciągle się rozglądając.
Czuła się... nie na miejscu. Nie "w czasie" wręcz.
-Co co?
Dziewczyna którą właśnie poprosił o rękę zachowywała się jak wyrwana z głębokiego snu. Zupełnie zbiło go to z tropu.
A oniemiał jeszcze bardziej, gdy opuszkami palców dotknęła jego policzka, mówiąc
-Czegoś... brak...
-Aśka? Co z tobą? Wiem, że to wszystko tak nagle, ale...
Gwałtownie cofnęła dłoń, mrużąc przy tym oczy.
-Aśka?!!
-Przestań tak się na mnie patrzeć! Przerażasz mnie. O co ci chodzi?
-Czemu powiedziałeś do mnie Aśka a nie Weronika?
Miał zdezorientowany wyraz twarzy.
-Co? Jaka Weronika?
-Bartek?
-Tak? (zwrot "co?" się najwidoczniej przejadł)
Chwilę milczała, jakby kalkulując.
-Zabierz mnie do domu.

***

Włożył klucz do zamka.
-Podczas, hmm, twojej 'nieobecności' -dziwnie to zaakcentował -trochę się zmieniło...
Spojrzała na niego zupełnie nie wiedząc co chłopak ma na myśli.
"Nieobecność"? "Trochę się zmieniło"?
Drzwi nie skrzypnęły i może dzięki temu spłynęły na nią wspomnienia...
Złapał ją w ostatniej chwili.

***

Ciemnobordowe kotary przepuszczały trochę słońca, jednak nie na tyle, by można było określić porę dnia.
-W szpitalu psychiatrycznym nie mieli takich ładnych zasłon. -przemknęło jej przez myśl.
Wylegiwanie się w łóżku nie przedstawiało sobą sensu, więc wstała.
Wolno, okręcając się lekką kołdrą w biuście (gdyż obudziła się naga), wyszła ze znajomej sypialni.
Wszystko wyglądało tak samo... a przynajmniej bardzo chciało tak wyglądać.
Meble ręcznej roboty, z wiśniowego drewna, były jakby nowsze... Podobnie jak stary, wysłużony dywan, który wcale nie wyglądał na swój wiek. Jak czekoladowej barwy kanapa, która powinna być z jednej strony ciut niższa (zasługa Bartka, który zawsze rzucał się na nią, zamiast usiąść czy położyć się jak cywilizowany człowiek).
-Duplikaty -pomyślała z zaskoczeniem.
Przeszła przez staro-nowy hol z kryształowym lustrem sięgającym podłogi.
Bartek pichcił coś w kuchni, pogwizdując w rytm muzyki płynącej z radia.
-Od kiedy ty gotujesz?
Przestraszyła go (co sprawiło jej jak zwykle dziką przyjemność), lecz on zamiast się zdenerwować i rzucić w nią czymś, po prostu się uśmiechnął.
Nie, nie tak po prostu.
Uśmiechnął się, jak bezdomny na wieść o wysokiej wygranej w toto-lotka, jak nałogowiec po zakończonym długoletnim odwyku, jak... (mniej więcej już wiadomo).
-Przykra konieczność, gdy nie mieszkasz z kobietą -mruknął z udaną rozpaczą.
-To prać też potrafisz?!
-Niesamowite, nieprawdaż?
Patrzyli na siebie w charakterystyczny sposób, w taki sam jak przed... laty?
-Brakowało mi ciebie, Joasiu... -zaczął miękko, lecz widząc jak pośpiesznie odwraca wzrok, zmienił temat -Śniadanie? Obiad? Cokolwiek?
-Ser z musztardą -otworzyła małą lodówkę, podczas gdy on podał jej chleb i nóż.
Miał miłe deja vu, patrząc jak smaruje kromkę i nakłada żółty ser (i wcina prowizoryczną kanapkę ze smakiem).
To dla takich momentów odremontował to mieszkanie po pożarze, marnując mnóstwo pieniędzy i czasu na identyczne umeblowanie.
Czekał trzy lata na tę dziewczynę o zmiennym humorze, kolorze oczu, hobby, stylu.... Na panią kameleon...
-Co u Aleksandry? -zapytała, nie trudząc się uprzedniwszym przełknięciem chleba.
W jego postawie zaszła błyskawiczna zmiana.
-Asiu... Aleksandra nie istnie...
Popatrzyła mu prosto w oczy ze złością.
-Czemu nazywasz mnie... Aleksandra co? -dopiero teraz dotarło do niej, co chciał powiedzieć. Poczuła się słabo.
Chwycił ją delikatnie za ramię i zaproponował by usiedli.
Usiadła, ale tam gdzie stała, czyli na podłodze.
Nie zaprotestował. Przysiadł się, ciągle zachowując się jak opiekun dzieci niepełnosprawnych umysłowo.
-Twoja przyjaciółka, Aleksandra, nie istnieje, nigdy nie istniała...
Chciała zaprotestować.
-Wymyśliłaś ją sobie. Lekarze powiedzieli, że to przypadek schizofrenii...
-Co to ma być? Prima Aprilis? Oglądałam "Piękny Umysł", możesz sobie darować...
Stanowczo ujął jej twarz w swoje ręce i przytrzymał w stalowym uścisku, tak by musiała patrzeć mu w oczy.
-Nazywasz się Joanna Olejnik, ostatnie trzy lata spędziłaś na zamkniętym oddziale Szpitalu Psychiatrycznego, tu we Wrocławiu.
Chciała się wyrwać.
Wyrwać z jego uścisku, wyrwać z tego obcego mieszkania, wyrwać z okrutnego koszmaru jakim stała się rzeczywistość.
Zamiast tego, oparła głowę o jego tors.
-A panie Roksińskie...? A bar...? -łzy niespiesznie wsiąkały w jego biały podkoszulek.
W radiu grali "All The Things She Said" duetu Tatu.
Trzymał ją w objęciach, wtulając twarz w pachnące migdałami, długie, czarne włosy dziewczyny.
Ile bezsennych nocy spędził nad marzeniem o tej chwili?
Wziął ją na ręce i posadził na kuchennej ławie obitej pluszem. Sam także usiadł. Wciąż oplatał ją ramionami, trzymając mokrą od łez twarz na swoim torsie.
Nie widział jej uśmiechu. Tego uśmiechu zresztą nie chciał by zobaczyć.
-"Yes, I've lost my mind... Will I ever be free... Have I cross the line? All the things she said, running throught my head..." -darły się rosyjskie wokalistki.
-Ślad po paznokciach... -myślała, uśmiechając się sadystycznie -Nie ma śladu...
Poczuła, że się osuwa. Zaskoczona otworzyła zaczerwienione oczy.
W miejscu gdzie powinien być Bartek, było... właściwie to tylko powietrze.
Oparta o oparcie ławy, całkowicie zdezorientowana, powoli rozprostowała własne ramiona oplatające kibić.
Była sama w kuchni.
Bartek nie mógł wyjść niezauważony. Przecież trzymał ją w ramio...
Szybko spojrzała na kuchenkę, lecz nie zobaczyła tam żadnych garnków. W zlewie - żadnych naczyń. Jedynie na blacie stał słoik z musztardą, kawałek sera i zaczęty chleb.
I wtedy poczuła dym.

***

Płonęły kotary. Płonął dywan. Meble i kanapa. Szafka z książkami.
Płonął salon.
A ona stała w progu i się głośno śmiała, dopóki nie zabrakło jej powietrza, a dym nie wdarł się do płuc.
Wtedy straciła przytomność.

***

-Leki zaraz powinny...
Słyszała szum jakichś maszyn.
Czuła wysterylizowaną pościel.
Otworzyła oczy.
-Szpital. -pomyślała, widząc mężczyznę w lekarskim kitlu.
-Weronika? -pamiętała skądś ten dziecinny sopran... tylko skąd? -Weronika? Słyszysz mnie?
Obok pana doktora stała krótkowłosa blondynka o zaniepokojonym wyrazie twarzy.
-Aleksandra?
Blondynka ryknęła płaczem i rzuciła się na szyję leżącej.
Były to łzy szczęścia, wielkiej ulgi... (mały wodospad, powiedzmy Niagara).
Weronika poczuła jak szczypią ją oczy, a oddech staje się krótszy.
Tuliła do siebie dziewczynę zachłannie niczym skąpiec sztabkę złota.
-Nareszcie nareszcie nareszcie -tylko to zdołała zrozumieć z bełkotliwego potoku słów tamtej.
-Co się stało? -zapytała lekarza. Skądś zdawała się go pamiętać... Czarne oczy...
Przez ułamek sekundy, gdy się 'budziła', wszystko było dla niej jasne. Teraz na powrót jej umysł zatonął w błogiej nieświadomości.
-Miała pani wypadek samochodo...

Blondwłosa kobieta ok.40stki, w czarnym, dobrze skrojonym, żakiecie, jak zwykle przyniosła kwiaty do pokoju 203 punktualnie o 16:30.
Nowa uczennica z ciekawością się jej przyglądała.
-To ona...? pssssz... tej sławnej...? pssssz...
Dotarł do niej kawałek rozmowy, gdy przechodziła obok stanowiska pracownic.
-Cześć, mamo -powiedziała w kierunku półprzezroczystego pojemnika wypełnionego biożelem. Był tak wysoki jak ona.
Wsadziła świeże kwiaty do wazonu. Nakryty serwetą stolik z wazonem po środku, wyglądał bardzo nienaturalnie w tym miejscu.
-Zauważyłam, że jakąś nową przyjęli. Pewnie w tej chwili opowiadają jej o tobie.
Usiadła na małym plastikowym krzesełku stojącym obok pękatego pojemnika.
-O najsławniejszej parze Europy... O pożarze... O tym, jak oszalałaś z rozpaczy. Jak podjęłaś tę najtrudniejszą decyzję w życiu.
Wygładziła drobne fałdy na spódnicy, na chwilę przerywając monolog.
-Wiesz, ta międzynarodowa agencja wydawnicza ciągle mnie męczy. Zaproponowali 7 milionów za prawa autorskie do twojej biografii... A 8 milionów za nakręcenie o tobie filmu... Wiem, że obiecałam, że nawet nie będę rozważać ich propozycji, ale... pieniądze są ważne w życiu. Chciałabym Magdusię wysłać gdzieś dalej na wakacje... Na Hawaje jest teraz 10% zniżki...
Popatrzyła na własne dłonie.
-Nie wiem co robić. Za szybko odeszłaś.
Nagle zerwała się z miejsca i szybko ucałowała ściankę pojemnika.
-Nie robię ci wymówek. Rozumiem cię. Rozumiem, że MUSIAŁAŚ tak zrobić. Ale to nie znaczy, że to MNIEJ boli. Kocham cię.
-I wiem, że tam jesteś szczęśliwsza...
Otarła niesforną łzę i szybkim marszem wyszła z pokoju. Wyszła z odziału, zostawiając za plecami szeroki szyld informacyjny.
"Dawcy narządów do przeszczepu".

end of suffering...

Podpis: 

And God in his wrath, send an an_ge down to Earth. październik 2002
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Dzwonnik z Notre Dame Róża cz. 5 Sen o Ważnym Dniu
W gruzy się sypie... Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa? Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).
Sponsorowane: 20Sponsorowane: 16Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.