https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
15

Sen o Ważnym Dniu

Autor płaci:
100

  Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W październiku nagrodą jest książka
LATA
Annie Ernaux
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Moc słów

- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Krzyż

Traumatycznie. Przeczytaj i spróbuj zrozumieć, co powinno spotkać właśnie Ciebie.

Brak

Wiersz filozoficzny

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
866
użytkowników.

Gości:
866
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 45004

45004

La Cammona Tong rozdział drugi (cz.1)

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
08-04-25

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Fantasy/Kryminał/-
Rozmiar
14 kb
Czytane
1952
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
08-04-25

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
P12-powyżej 12 lat

Autor: Xothey Podpis: by Xothey
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Kolejna część przygód grupki przemytników i ich zwierzęcego niewolnika. Poranki są czasem ciężkie. To tylko połowa rozdziału. Druga połowa na razie powstaje w mojej głowie.

Opublikowany w:

La Cammona Tong rozdział drugi (cz.1)

Rozdział 2
Maleńka Hlodala biegła po świeżo wypalonym polu. Starała się ze wszystkich sił przebierać nogami jak najszybciej jednak było to wyjątkowo trudne. Świeżo spalona ziemia parzyła jej nagie stopy a z każdym oddechem jej płuca wypełniał dym. Czarny smolisty dym wydawał się wypełniać całą przestrzeń wokół Hlodali. Unosił się leniwie niczym mgła wypełniając sobą wszystko, co napotkał na drodze.
Mimo to biegła przebijając się przez ostępy czarnej mgły i brodząc w kruchej wypalonej ziemi. Chciała uciec jak najdalej od miejsca, w którym właśnie rozgrywało się piekło. Rozwścieczone stada Argoniańskich i Khajiitckich niewolników podniosły bund na farmie Tresów, na której mieszkała wraz z bratem. Szybko dołączyli do nich ludzcy i elfi niewolnicy pełniący służbę na dworze, właściciela. Wpierw zapłonęły pola, na których Argorianie i Khajiitci podłożyli ogień a potem cała ta zgraja ruszył na dwór. Hlodala nie wiedział, jakim cudem udało jej się przemknąć między tymi potworami i w duchu dziękowała Vivekowi za łaskę, jaką ją obdarzył podczas tej ucieczki. Mijała walczących, widziała jak te zwierzęta rozrywają dunmerów na strzępy i ryczą triumfalnie nad każdym zabitym wrogiem. Bała się, lecz starała się opanować. Jeśli chciała przeżyć musiała uciekać stąd jak najdalej.
Prócz strachu o siebie samą odczuwała jeszcze strach o brata. Uciekła zostawiając Sarandasa samego w epicentrum buntu. Ale ma przecież tylko dziesięć lat – mówiła sobie w myślach – musiała uciekać by ratować życie, musiała zostawić brata samego. Instynktownie wiedziała, że Sarandas da sobie radę był w końcu o dwadzieścia lat starszy od niej a na dodatek silny jak Ogrim. Mimo to strach o jego życie wciąż pozostawał. Na własne oczy widziała jak zginął Vehmin przyjaciel jej brata. Nic nie pomogło mu jego bojowe doświadczenie, gdy trzech Khajiitów skoczyło na niego i swymi ostrymi pazurami rozerwało na strzępy.
Ten amok i okrucieństwo walk przerażał małą. Choć tyle razy w swoim krótkim życiu widziała już śmierć to sceny, które rozgrywały się tutaj miały pozostać w jej pamięci na zawsze.
Im dalej biegła w pole tym odgłosy walk stawały się coraz słabsze i znikały w gęstej czarnej mgle, która zewsząd ją otaczała. Nie widziała, dokąd biegnie, ale był to kierunek na pewno lepszy niż to, co pozostawiała za sobą.
- Paniusiu wstawaj! – nieprzyjemny głos odbił się echem po polu – No już wyskakuj z wyrka, bo nie mam całego dnia!
Poczuła jak czyjaś wielka łapa ląduje na jej ramieniu i mocno nią potrząsa. Spalone pole znikło w oka mgnieniu a w jego miejsce pojawił się jakże swojski, choć lekko rozmazany obraz jaskini. Potężny ziew wydobył się z Hlodalowych ust jako oznaka buntu organizmu przeciwko tak rannemu wstawaniu.
Przetarła oczy i podrapała się po długiej bliźnie na prawym policzku. Próbowała przypomnieć sobie sen, który śnił jej się przed chwilą. Jakie to zabawne – pomyślała – że sny umykają nam z głowy szybciej niż wszystkie bzdurne myśli.
- Obudzona! – przypomniał o sobie nieprzyjemny głos.
Hlodala spróbowała skupić wzrok na źródle owego skrzeczenia, co okazało się niezwykle trudne gdyż z jakiegoś powodu jej oczy odmawiały jej posłuszeństwa. Obraz był zamglony i mocno falował tak, że osobę chorą na chorobę morską na pewno doprowadziłby do wymiotów. Nie wyraźna sylwetka, której rysy powoli się zarysowywały również nie chciała się ustabilizować. Nie dość, że falowała szybciej od reszty przestrzeni to oprócz tego dzieliła się raz na dwie, raz na trzy a czasem nawet na cztery postacie.
Hlodala potrząsnęła głową podobnie jak Ogar, który otrzepuje się z błotnistej kąpieli. Następnie otwartą dłonią trzy razy uderzyła się w bok głowy i ponownie spojrzała na źródło swej porannej pobudki. Jej oczom ukazał się nieco krępy i otyły dunmer. Jego tęgie policzki zdobiła formacja pryszczy a twarz była żywo zdjętą maską starej przekupki z targu. Szczyt głowy zdobił ogromny kok siwych włosów, spod którego łypały długie skośne oczy. Wciśnięty był w pancerz strażnika miejskiego niczym zębacz w konserwę. Całości widoku dopełniał grymas, jaki właśnie pojawił się na jego twarzy.
-, Co się tak gapisz!? – zapytał jakże grzecznym tonem – wstawaj, ale już!
- Lehmar – zawołała Hlodala siląc się, aby swój słodki głos zasilić jak największą nutą złośliwości – jak nie miło cię widzieć.
- Mi ciebie również – zrewanżował się starając wyciągnąć Hlodalę za łokieć z hamaka – no podnoś się szef nie będzie czekać całą wieczność! – powiedział, gdy jego próby spełzły na niczym.
- Zaczekaj najpierw muszę wyjść z szoku po kontakcie wzrokowym z twoją twarzą.
- Co!?
- Och no nie udawaj aż tak głupiego – zaperzyła się – wyobraź sobie budzisz się rano i widzisz twoją facjatę.
- Okropne – przyznał Liet, który właśnie przechodził obok nich, – ale trzeba go usprawiedliwić ma to, na co dzień – dodał, po czym uciekł przed ciosem Lehmara śmiejąc się głośno.
- Jak zawsze mili i elokwentni – warknął Lehmar i po raz kolejny spróbował ściągnąć Hlodalę z hamaka.
- Dobra, dobra już schodzę – powiedziała z gracją uskakując przed jego ręką – a tak w ogóle to gdzie twój braciszek? – zapytała.
- Czeka z Bovyanem na zewnątrz – odpowiedział popychając jej plecy – no ruszaj się, ruszaj.
- To już południe? – spytała zdziwiona próbując zerknąć przez oddalone wyjście na niebo.
- A niby, dlaczego ma być południe?
-, Bo Odgen mówił, że zjawicie się po towar dopiero po południu.
-, Ale jesteśmy wcześniej – skwitował Lehmar wypychając Hlodalę z jaskini.
Tego ranka słońce prażyło wyjątkowo mocno. Po spędzeniu całej nocy w zimnej i ciemnej jaskini skóra Hlodali zareagowała nieprzyjemnym pieczeniem na ostre promienie słońca. Przyłożyła rękę do czoła by oślepiające światło nie ograniczało jej widoku. Rozejrzała się uważnie po zebranych przed jaskinią. Odgen i Liet dwaj nieodzowni towarzysze w przemytniczym boju stali nieopodal wielkiego głazu. Sarandas siedział przy ognisku i pichcił poranne śniadanko, co jakiś czas rzucał ukradkowe spojrzenia w stronę niewolnika. Wspomniany Argonianin wydawał się w ogóle nie przejęty całą sytuacją, spał smacznie, rozwalony na stercie pudeł nieopodal wejścia.
- Dzień dobry – wesoło przywitała wszystkich Hlodala. Odpowiedziały jej jedynie ciche pomruki Odgena i Sarandasa oraz głośne chrapanie jaszczura.
Przyczyna tak wczesnej pobudki stała natomiast nieco dalej. Niezbyt wysoki, ale niezwykle umięśniony dunmer o lśniącej łysinie i długich za kolczykowanych uszach. Jego poznaczona bliznami twarz dziwnie kontrastowała z szerokim uśmiechem i eleganckim ubiorem.
- Szefie – powitała go Hlodala kłaniając się lekko.
- Ach, witaj moja droga – skinął jej Bovyan – mam nadzieję, iż nie jesteś zła z powodu mojej wczesnej wizyty.
- Ależ skąd – skłamała. Zawsze dobrze było podlizać się szefowi.
- To dobrze, tak bardzo dobrze – powiedział kiwając głową – Vemid przyprowadź guary! – zawołał w stronę lasu.
Z gęstwiny otaczającej bagna wyłonił się wysoki i szczupły dunmer. Jego wyblakła skóra i liczne zmarszczki świadczyły, że miał już swoje lata. Niewielka kozia bródka i długie pomarańczowe włosy zdobiły jego głowę. Pancerz strażnika miejskiego ledwo wisiał na jego chudym ciele.
- Braciszkowie zawsze razem – stwierdziła z przekąsem Hlodala.
- Zamknij się – ostrzegł ją po cichu Lehmar.
Za Vemidem z lasu wyszły cztery zapasione guary każdy zaprzęgnięty w uprząż w sam raz do dźwigania ciężkich koszy i skrzyń.
Bovyan liczył wzrokiem wychodzące stworzenia, po czym zwrócił się do Odgena.
- No dobra gdzie moja dostawa.
- Tutaj – Odgen podniósł się z miejsca ziewając przy tym głośno. Powoli poczłapał w stronę skrzyń i koszy, na których wciąż spał Pazur – ej, śmierdzielu zmiataj stąd! – zawołał uderzając niewolnika w paszczę.
Jaszczur zeskoczył z pudeł otrzepał pysk po uderzeniu niczym Ogar i kucnął w ciemnym kącie klnąc pod nosem. Choć udawał sen to i tak leżało mu się tam całkiem wygodnie.
Odgen chwycił w dwie ręce jedno z pudeł i zaniósł pod nogi Bovyana. Kopnięciem zrzucił wieko skrzyni ukazując właścicielowi jej zawartość. Pazur wyciągnął szyję by z daleka zajrzeć, co jest w środku. Pudło po brzegi wypełnione było drobno zmielonym księżycowym cukrem. Zagwizdał cicho. Jeśli wszystkie te pakunki zawierają ten sam ładunek – pomyślał spoglądając na skrzynie – to cały ten towar wart jest jakieś trzysta tysięcy septimów. Zagwizdał po raz kolejny. W duchu dziękował, że Staruch zapoznał go z tutejszymi cenami. W głowie Argonianina zaświtał nowy pomysł. A gdyby tak – rozmyślał – posiedzieć z tą bandą jełopów trochę dłużej, mógłby dowiedzieć się gdzie rozpuszczają cały ten towar. Przecież wolność może jeszcze trochę zaczekać w obliczu takich pieniędzy.
- No ładnie, ładnie – odparł Bovyan licząc coś w myślach – dużo tych skrzyń?
- Dużo – odpowiedział mu Odgen.
- Wspaniale w takim razie łapcie się za załadunek.
Odgen krzyknął na Pazura i ręką wskazał na pudła a potem na guary. Jaszczur beznamiętnie kiwnął głową i zabrał się do pracy. Liczył każdy kosz i pudło oraz na wyczucie ważył ich zawartość.
- Ten niewolnik też jest mój? – zapytał Bovyan przyglądając się pracy Argonianina.
- Pański – przytaknął Odgen – mam nadzieję, że Staruch przysłał szefowi klucz od jego pawęży.
- Ta, już z dwa dni temu.
- Przepływa często obok Suran?
- Ano, tam trzeba teraz wyładowywać cały zapas cyrlidońskiej.
-, Co, Currio wciska swój gruby nochal gdzie może?
- Pieprzona cesarska świnia – zaklął Bovyan plując przez ramię – nie wiem, dlaczego Orvas Dren każe nam tolerować tego grubasa.
- W końcu jest ważny zasiada w radzie Hlaalu – zauważył Odgen.
- A co za cymbał go tam wpuścił?
- Nasz wielki książę, Vendam Dren.
-, Do czego to doszło, że musimy bratać się z obcymi – westchnął Bovyan kręcąc głową.
- Takie czasy szefie, takie czas... Ej, śmierdzielu, po co tam wpieprzasz swój nos! – ryknął na, Argonianina który zaglądał właśnie do jednego z koszy.
- Pazur chciał zobaczyć, co jest w środku – odpowiedział niewolnik.
- A niby, po co?
-, Bo Pazur jest ciekawą istotą.
- Wracaj lepiej do roboty szmato! – krzyknął Odgen rzucając w jaszczura znalezionym kamieniem. Niewolnik zrobił jednak zręczny unik i w kolano oberwał stojący nieco dalej Liet.
- Porąbało cię idioto! – zawył z bólu Liet łapiąc się za kolano.
- Wybacz nie chciałem to przez tego zielonego głupka – przepraszał Odgen wśród głośnego śmiechu Lehmara i Vemida – a was, co tak bawi bando bałwanów! – zawołał w ich stronę.
Śmiech z ich twarzy zniknął tak szybko jak się pojawił.
- Stul ryj debilu! – warknął Lehmar – za chudy w dupie jesteś żeby z pyskiem na nas wyskakiwać!
- Ta, bo co mi zrobicie paro zwierzojebców! – zaśmiał się, dunmer.
- Ty ściero! – zawył Vemid, co było dosyć komiczne gdyż jego głos był cienki i piskliwy. On i brat jak na zawołanie wyciągnęli miecze i ruszyli na Odgena.
- A tylko go ruszcie – syknęła Hlodala stając im na drodze w ręku trzymała nie duży norski topór.
- To, co!?
- To pogadacie z własnym odbytem...
-... z którego najpierw powyrywam wam nogi – dokończył Sarandas stając za siostrą.
- Spokój! – rozkazał, Bovyan, gdy Vemid i Lehmar już próbowali coś odpowiedzieć – wracać do swojej roboty, jazda! To nie jest burdel! Macie się zajmować towarem a nie sobą nawzajem!
Wszyscy wrócili na swoje miejsca odprowadzani kpiącymi spojrzeniami Pazura. Z minuty na minutę jaszczur utwierdzał się w przekonaniu, iż znajduje się wśród istot ograniczonych umysłowo. Odgen i Hlodala wciąż jeszcze rzucali groźne spojrzenia w stronę Lehmara i Vemida a Sarandas groźnie strzelał kośćmi w palcach.
- A ty, co!? – zapytał chamskim tonem Bovyan patrząc na stojącego wciąż w tym samym miejscu niewolnika. Jaszczur pokornie spuścił głowę i wrócił do swojej pracy.
- Ten niewolnik sprawia dużo kłopotów? – Bovyan zwrócił się do Odgena, który właśnie wrócił od cierpiącego Lieta.
- No jak sam szef widział – westchnął Odgen – niby posłuszny i pokorny a gdy tylko może to próbuje nas zrobić na lewo.
- Jak tylko dociągnie guary do Balmory odeślę go do posiadłości panienki Rethan – stwierdził Bovyan.
- Będzie należał do niej?
- No cóż, jestem jej krewny trochę złota, mam nadzieję, że przyjmie za nie tego stwora.
- Fakt, faktem niewolnicy są teraz w cenie szefie.
- Tysiąc sto septimów na targu w Sadrith Mora, wyobrażasz to sobie?
Odgen zagwizdał cicho.
- Ciekawe, za co chcą tyle kasy? Przecież to tylko chodzi i śmierdzi – powiedział Bovyan wskazawszy brodą niewolnika.
Minęło jeszcze trochę czasu nim Pazur uporał się z całym ładunkiem. Okazało się, że cugle w uprzęży guarów to jednak skomplikowane urządzenia i jaszczur potrzebował dłuższej chwili by się z nimi uporać. Kiedy ostatni kosz i ostatnia skrzynia znalazła swe bezpieczne umocowanie na plecach zwierzęcia, na dobre zawitał już dzień.
- Ruszamy – zawołał Bovyan do Vemida i Lehmara – a ty brudasie ciągnij guary za nami – zwrócił się do Argonianina. Jaszczur nieznacznie kiwnął głową i chwycił lejce wszystkich zwierząt ciągnąc je za sobą. A więc ta łysa pała ma klucz do jego wolności – pomyślał.
- Ktoś z was chce iść z nami do miasta? – zapytał Bovyan.
- Ja się wybiorę – odparł Odgen – i tak mam parę spraw do załatwienia. Mam nadzieję, że tu na mnie zaczekacie? – zwrócił się do towarzyszy. Sarandas i Liet przytaknęli.
- A czy ja mogę? – Hlodala spojrzała na brata.
- A po co chcesz iść do Balmory? – dociekał Sarandas.
- Dawno już nie byłam w mieście – zauważyła – a mam już trochę dość spania w jaskini.
- No dobrze idź – zgodził się, – ale masz wrócić razem z Odgenem, nie pałętaj mi się sama.
- Nie ma sprawy – powiedziała i pocałowała brata w policzek na pożegnanie – obiecuję, że będę grzeczna.
- Dobra, dobra już ja cię znam – zaśmiał się – aha i jeszcze jedno – dodał odchylając się i wyjmując zza sterty szmat dzbanuszek z dreughowym woskiem – masz sprzedaj to w mieście, ale pamiętaj żeby przynieść mi wszystkie pieniądze.
- Tak jest generale – zażartowała.
- Opiekuj się nią – Sarandas zwrócił się do Odgena.
- Nie bój nic – zapewnił go, – ale wy też mi stąd nie uciekajcie.
Sarandas pokiwał głową i poklepał po plecach Odgena tak, że niziutki dunmer ledwo utrzymał się na nogach. Machał im jeszcze długo póki oboje nie znikli za wzniesieniem wraz z Bovyanem i jego ludźmi.

Podpis: 

by Xothey Marzec/Kwiecień 2008
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Moc słów Bliskie spotkania Podstęp
- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała Chodźmy... Historia trudnej miłości, która powraca po latach.
Sponsorowane: 15Sponsorowane: 15Sponsorowane: 13
Auto płaci: 100

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2024 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.