https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
200

GŻODA WLEPASA

Autor płaci:
100

  Wiersz eksperymentalny wykorzystujący nieistniejące słowa wraz z opisem ich znaczenia. Miłej rozrywki:)  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W grudniu nagrodą jest książka
Cujo
Stephen King
Powodzenia.

SPONSOROWANE

GŻODA WLEPASA

Wiersz eksperymentalny wykorzystujący nieistniejące słowa wraz z opisem ich znaczenia. Miłej rozrywki:)

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Moc słów

- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała

Nie :-( Święta!

Obok Johna McClane'a, łysawego gościa bez butów, w brudnych spodniach i podartym podkoszulku, usiadł Czerwony Kapturek... Z "życzeniami". ..

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Brak

Wiersz filozoficzny

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1921
użytkowników.

Gości:
1921
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 50291

50291

"...i z ręki brata zginie jasnowłosy..."

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
09-01-12

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Fantasy/Przygoda/-
Rozmiar
48 kb
Czytane
2739
Głosy
6
Ocena
5.00

Zmiany
09-01-27

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
--

Autor: Aairea Podpis: "went'n'rocked" Aairea
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
wygrany konkurs miesięczny
(Smocze dziedzictwo VIII), bo się nie zmieściło w tytule ;P Idara Denno przebyli długą drogę do Teers Haen. U bramy do królestwa Dzieci Świtu w okrutny sposób spełnia się prastara przepowiednia Ametarai.

Opublikowany w:

"...i z ręki brata zginie jasnowłosy..."

Cedrik szybko uczył się bycia królem. Nic dziwnego, był wszak królewskim synem i bystrym chłopcem. Nie pozwolił sobie na długie rozpaczanie, nie dał się przygnieść nawałowi obowiązków. Jedynie w nocy pozwalał sobie na kilka ukrytych łez, o których wiedziały tylko ciężkie, zdobione złotą nitką poduszki. To im pozwalał na bycie jedynymi świadkami własnego smutku po stracie ojca i zmęczenia kolejnymi zadaniami, które stawiał przed nim każdy nowy dzień. Gdy wstawało słońce, Cedrik pokazywał Alderze twarz o zdecydowanych, choć jeszcze pucołowatych rysach, i spojrzenie niezamglone rozpaczą. Tylko poduchy w jego łożu wiedziały, ile wysiłku go to kosztowało.
Choć tak naprawdę, wiedział także Wilk, który pozostał przyjacielem chłopca również w tych nowych warunkach. Cedrik, otoczony doradcami, przysłuchiwał się wprawdzie słowom uczonych polityków i doświadczonych w boju dowódców, ale największym zaufaniem darzył zawsze skromnego strażnika w kaftanie z wilczej skóry. Dwór też szybko zorientował się, jak dobrze obecność Wilka wpływa na małego króla, i póki ten nie starał się zawłaszczyć dla siebie ważnych tytułów i bogactw, patrzył na poufałości z monarchą łaskawym okiem. Jasnowłosy strażnik zdawał się jednak nie dostrzegać, ile mógłby dla siebie zdobyć. Służył chłopcu radą, wsparciem i pomocą, nie żądając niczego w zamian.
Wkrótce na dworze znalazła się jeszcze jedna osoba, którą Cedrik nazywał przyjacielem. Wiosna nie zdążyła jeszcze na dobre zawitać do Aldery, gdy, wykorzystując zimową migrację swego ludu, przybyła do Ylitorn świta króla Avregów. Posunięty już mocno w latach, siwy i przygarbiony wiekiem monarcha o pociągłych uszach i skośnych oczach, pojawił się by złożyć nowemu władcy ludzi kondolencje z powodu śmierci ojca i przedstawić swego następcę - syna o imieniu Torn. Cedrik polubił niewielkiego Avrega, jednak widok dobrze przygotowanego do swej roli króla uświadomił mu, jak wiele sam utracił przez przedwczesną śmierć Rufusa. Choć starał się nadrabiać miną, jego przygnębienie było tak widoczne, że poruszony Torn postanowił pozostawić w Ylitorn Avreżkę pełniącą rolę błazna na jego własnym dworze. Malutka Chii, sięgająca Cedrikowi zaledwie brody, poprawiała mu humor pokazami umiejętności swego ludu - kazała zamieniać się żabie w ptaka i odlatywać ku niebu, wyczarowywała bajeczne kształty z przepływających nad pałacem chmur i powstrzymywała wzrokiem bieg wody w fontannach. Poza tym, a może właśnie przede wszystkim, nie wymagała od Cedrika by był kimkolwiek więcej, niż był. A był jedenastoletnim chłopcem, który lubił łapać motyle i gonić żaby w stawie. To właśnie Wilkowi i Chii zawdzięczał nędzne resztki uroków dzieciństwa, które pozostały mu, gdy stał się królem ludzi w Alderze.
Jednak, jako monarcha miał też swoje obowiązki i jego przyjaciele nie pozwalali mu o nich zapominać. To z rady Wilka mały król postanowił z początkiem wiosny wybrać się do Teers Haen, pokłonić się i nawiązać znajomość z przedstawicielami prastarego ludu Istara Denno. Rufus rozmawiał z przywódcami Dzieci Świtu w Alderze na początku swego panowania, Cedrik chciał mieć z nimi bliższy kontakt i nie zamykać się w pałacu w Ylitorn. Zresztą, jak każdy chłopiec w jego wieku, był też po prostu ciekaw tajemniczych Istara Denno z południa, o których krążyło tyle mitów. Umiejętności Chii wzbudziły jego szczery zachwyt, teraz chciał zobaczyć, co potrafią przybysze z Niilei.
Gdy słońce ogrzewało już ziemię całkiem solidnymi promieniami, a zielona trawa pokryła rozległe łąki, Cedrik wraz z Wilkiem, Chii, najbliższymi doradcami i reprezentacyjnym oddziałem rycerzy stanęli w zamku, zbudowanym przed wiekami u wrót do królestwa Istara Denno. Jeszcze tego wieczora Iber i Ubra mieli spotkać się na niebie, zwiastując otwarcie bramy w Teers Haen. Dzieci Świtu otwierały bowiem podwoje swych ziem dla pozostałych obywateli Aldery zaledwie raz w miesiącu, pragnąc spokoju w pozostałym czasie. Młody król ubrał się szykownie i przygotowywał mowę na spotkanie z przedstawicielami dostojnego ludu, wojsko zaś rozlokowało się wygodnie w kwaterach za murem warownej budowli.
I właśnie widok zbrojnych powitał przybyłych po długiej wędrówce Idara Denno. Nikt nie obawiał się napadu, toteż brama prowadząca do zamku stała otworem i nic nie przeszkadzało przyglądać się placowi okolonemu murem. W nikłym blasku poranka Dzieci Zmierzchu dostrzegły konie i niedbale oparte o ściany tarcze oraz miecze wojaków. Sami rycerze spali jeszcze twardym snem po kwaterach, znużeni marszem i wieczorną zabawą, jasnym jednak było, że Idara Denno nie dotrą do bramy do królestwa Dzieci Świtu bez kontaktu z wojskiem.
Inoshikete ściągnął brwi, stojąc na wzniesieniu przed warownym grodem. Spodziewał się, że jego drużyna przejdzie przez wrota jeszcze przed świtem i nie niepokojona dostanie się do bramy Teers Haen. Wówczas pozostałoby im tylko przejście do Istara Denno, a dalej... Tego nie wiedział. On miał zginąć, Kayuu wyzwolić Dzieci Zmierzchu. Wyglądało jednak na to, że cała wyprawa zdała się na nic - ledwie słońce ujawni w końcu ich obecność, straż królewska rzuci się na intruzów i rozpocznie się piekło. Mało prawdopodobne, by udało im się przeżyć na tyle długo, by chociaż dwójka wskazanych przez drzewo przeszła przez bramę. Zbrojni rycerze to jednak nie kupa chłopstwa z widłami.
- Zejdź ze wzgórza, Inoshi - Raika ściągnęła mężczyznę w dolinkę, gdzie nie dotarł jeszcze blask słonecznych promieni. - Potrzebujemy czasu, aby zastanowić się, co dalej.
- Nie ukryjemy się tu długo - czarne oczy popatrywały na zamek nerwowo. W każdej chwili mogli zostać dostrzeżeni.
- To prawda, ale każdy moment może przynieść jakieś rozwiązanie - dziewczyna zaprowadziła go do Kayuu i Saia, którzy tymczasem zastanawiali się, co począć. Być może udało im się na coś wpaść?
Ich zmartwione miny wystarczyły za odpowiedź na niezadane pytanie. Idara Denno znaleźli się w potrzasku. Marsz naprzód oznaczał otwartą konfrontację z groźnymi przeciwnikami, cofnąć się nie pozwalał już brzask.
- Nie rozumiem - Raika czuła się winna tej sytuacji. - W żadnej z wiosek, w której rozpytywałam o drogę, nikt nic nie wspomniał o przemarszu tak licznej drużyny. W dodatku Sai twierdzi, że jest pomiędzy nimi król.
- Jest z pewnością - przytaknął pół-Avreg. - Widzieliście chorągiew ponad murem? Fiolet i złoto, to kolory Ylitorn. Wciągnęli ją, by oznajmić o przybyciu ludzkiego monarchy.
- Więc mamy przed sobą kwiat rycerstwa Aldery - Kayuu spuściła wzrok. - Musimy szybko podjąć jakąś decyzję, żeby przynajmniej wykorzystać element zaskoczenia.
- Sugerujesz atak? - Inoshi kręcił się niespokojnie, przechadzał się to w jedną, to w drugą stronę, nie znajdując dla siebie miejsca.
- To jedyne możliwe wyjście z sytuacji - do ich rozmowy włączył się kolejny głos. Pomiędzy ich czwórkę sprężystym krokiem weszła odziana w czarny kaftan kobieta Idara Denno. Jej włosy splecione były w ciasny, przylegający do skóry warkocz, a policzki i czoło znaczyły trzy trójkąty narysowane farbą ceglastej barwy.
Raika rozpoznała ją natychmiast. Nosiła imię Sho i cieszyła się posłuchem wśród pozostałych Dzieci Zmierzchu, toteż, gdy Akubiiru musieli się oddalić, Inoshi przekazywał jej dowództwo nad drużyną. Widać i tym razem zadziałała na własną rękę, bo zdawała się być już na coś zdecydowana.
- Wybaczcie, Inoshikete-senya, Kayuu-senya - Idara Denno w każdej sytuacji pamiętali o dworskim skinieniu głowy przed Białą Krwią. - Wraz z pozostałymi podjęliśmy już decyzję co do naszego losu. To wy, Akubiiru, musicie żywi dotrzeć do ziem Istara Denno, my już wyruszając na tą wyprawę postanowiliśmy rzucić życie na szalę.
Kayuu rozszerzyły się źrenice, schwyciła przybyłą za ramię.
- Nie chcecie chyba...
- Chcemy - Sho miękkim ruchem uwolniła swoją rękę, po czym przyklęknęła przed Inoshim na jedno kolano. - Inoshikete-senya, niech i nam wolno złożyć ofiarę dla wolności przyszłych pokoleń Dzieci Zmierzchu. Idara Denno uderzą na zgromadzonych za murami zbrojnych, po raz ostatni poddamy się smoczemu dziedzictwu. Wy, dwójka Akubiiru, w zgiełku walki dostaniecie się do bramy i poczekacie w komnacie na otwarcie się wrót. Bitwa potrwa długie godziny, nikt nie będzie próbował się do was dostać. Kayuu-senya dzięki swoim zdolnościom może powstrzymać was oboje od wpadnięcia w szał, dla pewności weźcie też pół-Avrega i Raikę. Waszym zadaniem od zawsze było dotrzeć do Dzieci Świtu. Naszym - umożliwić wam to. Ci, którym uda się przeżyć, doczekają wolności dla siebie i swoich dzieci.
Sho opuściła głowę w geście poddania, czekając na decyzję swego przywódcy. Sama rozmawiała już ze wszystkimi w obozie i wiedziała, że wyrażone przez nią zamiary są podyktowane szczerą chęcią pomocy dwójce wybranych. Oto miał się rozstrzygnąć los Dzieci Zmierzchu i każdy chciał przyłożyć rękę do zwycięstwa nad Daikarem.
- Sho, nie wolno wam...
- Wolno - dłoń Inoshiego powstrzymała siostrę, kiedy ta rzuciła się w kierunku klęczącej. - Wolno im i zrobią to, co uznają za słuszne. Tym bardziej, że to jedyne, dzięki czemu może nam się udać, Kayuu.
Kapłanka przez chwilę jeszcze zmagała się z myślami, po czym zrezygnowała. Gołym okiem było widać, jak nagle opadła z sił - jej ramiona zwisły luźno wzdłuż tułowia, ustąpiło napięcie mięśni wokół ust. Srebrnowłosa Akubiiru musiała się poddać, bo brat rzeczywiście miał rację. Nie znajdowała innego wyjścia.
- Wielu zginie - zaoponowała jeszcze drżącym szeptem.
- Wiemy o tym, Kayuu-senya - Sho uniosła się z przyklęku, raz jeszcze skinęła głową tym, których uznawała za wyższych od siebie i odeszła do pozostałych Dzieci Zmierzchu.
Raika mogła tylko bezczynnie się przyglądać, jak ta wysoka i dumnie wyprostowana kobieta podejmuje decyzję, która najprawdopodobniej jeszcze przed nastaniem wieczoru kosztować ją będzie życie. Tak samo wiele lat temu mała dziewczynka przyglądała się, jak Reino z ojcem znika w bramie Uniwersytetu Nardeny...
Z tych nagłych wspomnień wyrwał ją Sai, który z kolei postąpił krok naprzód w stronę czarnoskórego wojownika.
- Inoshi - bąknął, jakby jeszcze nie do końca zdecydowany, co chce powiedzieć dalej. - Umiejętności Kayuu i Raiki wystarczą, abyście nie popadli w szaleństwo. Ja - wziął głęboki wdech, jak przed skokiem w głęboką wodę. - Ja chcę wziąć udział w walce. Tym razem nie spanikuję na widok wściekłych Idara Denno i będę mógł im pomóc. Avregowie wiele potrafią.
- Nie wiesz, co mówisz, Sai! - zaprotestowała tym razem dziewczyna. - Jeśli smocze dziedzictwo opanuje Dzieci Zmierzchu, ty także możesz stać się ich ofiarą! Inoshi, nie pozwól mu!
Prosiła jednak na darmo. Inoshikete, poświęcając własne życie, rozumiał też gotowość do oddania go, którą okazywali pozostali.
- Zachowaj wszelkie środki ostrożności - przykazał tylko pół-Avregowi, skinąwszy głową. Kurdupel może i działał pochopnie, może i był lekkomyślny, ale swoje życie raczej lubił i nie podejmie niepotrzebnego ryzyka, tymczasem rzeczywiście mógł wiele zdziałać dla Idara Denno.
- Sho wraca - zauważyła Kayuu. - Ustalmy jakiś schemat działania.
Planowanie nie zajęło im wiele czasu. Dzieci Zmierzchu miały zwartą gromadą uderzyć na rycerzy zgromadzonych w zamku i zająć ich na tyle, by nie mieli czasu oglądać się na boki. Wówczas dwójka Akubiiru wraz z Raiką przemkną się pomiędzy walczącymi na wewnętrzny dziedziniec i dotrą do centralnej komnaty budowli, gdzie, wedle zgromadzonych przez nich wcześniej informacji, znajdowała się brama Teers Haen. Sai miał za zadanie pozostać na wzgórzu przed murem i stamtąd osłabiać i dezorientować królewską straż. W razie niebezpieczeństwa jego jedynym zadaniem pozostawało zachować życie.
Idara Denno stanęli na szczycie pagórka, mając za plecami swoje wierzchowce - smoki, mieniące się w świetle jak szlachetne kamienie, na złoto, zielono, czerwono i granatowo. Teraz byli już doskonale widoczni w porannych promieniach słońca. Ciemnolice twarze wyrażały zdecydowanie. Paszcze jaszczurów rozwierały się miarowo, co przypominało makabryczny uśmiech szaleńca. Po raz pierwszy chyba Dzieci Zmierzchu świadomie i z pełną odpowiedzialnością poddawały się działaniu smoczego dziedzictwa. Wielu miało nie dożyć wieczora - zdawali sobie sprawę z podjętego ryzyka. Widok wrogów wystarczył do metamorfozy - kilkorgu zaczynały już jarzyć się tęczówki, reszta z niezmąconym niepokojem spojrzeniem wpatrywała się w rycerzy za murem. Zbrojni pobudzili się już i zaczynali niemrawo kręcić się po placu. Oni, także skazani już na śmierć, nie zdawali sobie jeszcze sprawy z zagrożenia. A jednak zaraz po przebudzeniu, jak nakazywał ich kodeks, wciągali na siebie stalowe napierśniki i hełmy.
"Widziałaś, Raika? Zakuty łeb! Cha, cha, cha!" - w głowie dziewczyny rozległ się dziecięcy głosik. Co to za wspomnienie? Teraz, właśnie na widok rycerzy ze straży królewskiej? Ach, przypomniała sobie! To Reino stroił sobie żarty ze lśniących w słońcu zbroi, gdy pewnego razu ich konwój mijał strażnicę przy polnym trakcie. Pamiętała błękit nieba, odbijający się w wypolerowanej stali. Pamiętała wesoły głos brata, śmiechem pokrywającego cień zazdrości, który pojawił się jednocześnie w jego brązowych oczach. Reino nabijał się z rycerzy, ale jednocześnie pożądliwie spoglądał na ich ostre miecze i strojne pióropusze przy hełmach. Któryż chłopiec nie marzył o wielkich przygodach i chwale w służbie króla?
Raika potrząsnęła głową. Teraz, gdy stała na tym wzgórzu ramię w ramię z Inoshim i Kayuu, nie pora na rzewne wspomnienia. W najbliższych godzinach tak wiele miało się zdecydować... Dzieci Zmierzchu całe wieki oczekiwały na tę chwilę.
Poprawiła szybko kaptur skrywający jej jasne włosy, schowała za kołnierz tasiemki mocujące maskę na twarzy i sprawdziła mocowanie naręcznych sztyletów. Ona także może być zmuszona do udziału w walce. Jeśli ktoś ich zaczepi, była zdecydowana umożliwić Inoshi'emu i Kayuu dojście do celu. Za wszelką cenę.
Rycerze zgromadzeni w zamku dostrzegli coś niepokojącego poza jego murami. Dwójka z nich stanęła w bramie, by przyjrzeć się zjawisku, jako że poranna mgła mogła mamić ich oczy. Okazało się jednak, że widzieli dobrze, a gdy się co do tego upewnili, oboje pobledli na twarzach pod stalowymi przyłbicami. Strażnicy z otoczenia króla byli zaprawionymi w boju wojami, toteż zdarzało im się już wcześniej widzieć smoki krążące ponad Dhai-kun. Teraz jednak, o zgrozo, stali wszak daleko od ośnieżonych, skalistych szczytów, a oto przed nimi z całą pewnością rysowały się sylwetki skrzydlatych jaszczurów. Gorzej jeszcze, u ich stóp stały postacie jakby ludzkie, jednak o czarnych jak smoła twarzach wykrzywionych złością.
- Na wszystkie świętości, Jardin - wyszeptał jeden z nich struchlałym szeptem. - Kto to jest? Co to za istoty?
- Jedno jest pewne, nie przyszli na pogawędkę - starszy ze strażników, dla którego miała to być już ostatnia wyprawa u boku króla, sięgnął do miecza. - Biegnij co tchu do wewnętrznych komnat, ostrzeż monarchę! Niech schroni swą głowę, bo ci tu przybyli odebrać nam Jego Majestat! Wołaj też na innych, stańmy w obronie króla!
Nie minęła też długa chwila, a w zamku rozległo się pokrzykiwanie i zamęt.
- Do broni! Panowie, do broni!
Strażnik biegnący od wciąż otwartej w zamieszaniu bramy wpadł w wejściu do wewnętrznych komnat zamku na wysokiego mężczyznę o jasnych włosach.
- Co tu się dzieje? Gadaj, jako żywo! - Wilk potężną dłonią chwycił go za ramię w stalowym naramienniku. Sam miał już na sobie płytowe nogawice i swój napierśnik na nieodłącznym kaftanie ze skóry leśnego drapieżnika.
- Panie! - sapnął z przejęciem strażnik. - Wróg u bram! Widzieliśmy smoki na wzgórzu przed zamkiem! Towarzyszą im czarnoskórzy ludzie!
- Co ty opowiadasz, Ranten? Przesadziłeś chyba wczoraj z winem, lub kiepski był twój napitek! Gdzie smoki, ziemie całej Aldery dzielą nas od Dhai-kun!
- Panie, przysięgam!
Jego ostatnie słowa utonęły w ogólnym wrzasku i grzechocie kamieni sypiących się ponad rozmawiającymi. Oboje zadarli głowy, by na tle nieba dostrzec sylwetkę granatowo-czarnego jaszczura o smukłym pysku i podgiętych przednich łapach. Łopot rozłożystych skrzydeł zdawał się rozdzierać poranne powietrze.
Nastąpił atak. W moment później dziedziniec zaroił się od wojowników i wojowniczek o skórze barwy onyksu i srebrnych włosach, rozbijających szeregi opancerzonych rycerzy. Słońce przysłoniły cienie smoków, a ich wrzaski napełniły ciszę zgrzytliwą grozą.
Wilk wycofał się do komnat, niemal tratując po drodze małego monarchę i Chii, którzy, zwabieni hałasem, przyszli zobaczyć, co się dzieje.
- Cofnij się, Cedriku! - nakazał, chwytając swój hełm i ściągając w dół przyłbicę. Nie miał już czasu wciągać pełnej zbroi, ale przynajmniej ochroni głowę w razie bezpośredniego starcia.
- Co się stało? Kto nas atakuje? - chłopiec zdawał się zszokowany myślą, że tak daleko od jedynego niebezpiecznego obszaru Aldery, gór, ktoś poza zwykłymi rozbójnikami może zagrozić jego osobie.
- Czarnoskórzy ludzie, mający na usługach smoki - odpowiedział Wilk, popychając małego króla wgłąb zamku. - Gdybym wierzył w legendy, powiedziałbym, że to Idara Denno. Chodźmy na wieżę, będziemy mogli się im przyjrzeć.
- I istnienie mojej rasy ludzie kiedyś wkładali pomiędzy legendy, strażniku - rzekła poważnie Avreżka, podążając krok w krok za nimi. Wilk nie odpowiedział, przynaglił tylko gestem, by oboje szybciej wchodzili po stromych schodach.
Cedrik potykał się co jakiś czas, milczał jednak, rozumiejąc powagę sytuacji. Wieżą co jakiś czas kołysały jakieś wstrząsy, wieloletni tynk sypał się ze ścian, odsłaniając nagie, rdzaworude cegły. Dotarli w końcu do pokoiku u szczytu, wyposażonego w niewielkie okienko. Wszyscy troje wystawili przez nie głowy, chłopiec jednak szybko odwrócił wzrok, gdy zobaczył zlany krwią dziedziniec i nieludzkich napastników. Nacierający rzeczywiście odznaczali się mahoniową skórą i siwo-srebrnymi włosami, które zdawały się chwytać i koncentrować promienie słoneczne, rozświetlając ich głowy. Kilkoro odniosło rany, które powinny były już dawno powalić ich na ziemię, jednak nadal zajadle walczyli, znacząc kamienie placyku krwawymi plamami.
Chłopiec poczuł nieprzyjemne pieczenie w gardle i, chcąc zachować dumę króla, uciekł od okna ku przeciwległej ścianie, gdzie siłą woli starał się zwalczyć mdłości. Jego towarzysze zdawali się nawet tego nie zauważyć. Wilk obserwował pole walki okiem doświadczonego wojownika, twarz Chii wyrażała tylko chłodną analizę sytuacji. W tej chwili, czego z początku w ogóle nie zrozumieli, dziedziniec pokryły kłęby czerwonawego dymu.
- Iluzja! - wykrzyknął w końcu strażnik, pojmując zjawisko. - Jest z nimi Avreg!
- To nie jest Avreg - głos malutkiej Chii zabrzmiał lodowato. Zmrużywszy oczy, wpatrywała się w niewielką figurkę, którą dostrzegła poza murem. - To kundel, mający w sobie krew mojego ludu i człowieka.
- Nieważne, kim dokładnie jest - Wilk machnął ręką w powietrzu. - Wprowadza zamęt pomiędzy naszych rycerzy! Ech, przekleństwo!
- Ja się nim zajmę - Avreżka wbijała nienawistny wzrok w figurkę na wzgórzu. Niewiarygodne, że tak mała istotka mieściła w sobie tyle zawziętości. - Jestem czystej krwi, potrafię bawić się z nim na równych warunkach.
Strażnik, mając na uwadze głównie bezpieczeństwo młodego monarchy, nie poświęcił dziewczynie wiele czasu. Skinął jej głową, po czym chwycił króla za chłodną z przestrachu dłoń.
- Cedriku, tu nie jest bezpiecznie - starał się, by jego głos brzmiał spokojnie. - Pójdziemy do komnaty bramy Teers Haen. Jest sercem całego zamku, najlepiej zabezpieczonym przed wstrząsami. Jeśli będzie tego wymagała sytuacja, wieczorem, gdy wrota staną otworem, schronisz się na ziemiach Istara Denno.
Chłopiec wpatrywał się w przyłbicę przyjaciela, jakby chciał przeniknąć ją wzrokiem. Strażnik dziękował opatrzności za solidną stalową opokę. Gdyby król dostrzegł teraz jego twarz, mógłby zobaczyć cień obawy w jego wzroku, a to mogło mu odebrać resztki odwagi, tak potrzebnej w tej chwili.
- Będziesz bezpieczny, Cedriku - Wilk uścisnął wątłe ramiona dziecka, chcąc wierzyć we własne zapewnienie. - Będę przy tobie i będę cię chronił. Z obowiązku - pogłaskał kędzierzawą czuprynę. - i z serca.
- Shime! - Chii przerwała chwilę czułości przekleństwem. Pełna złości, uderzyła otwartą dłonią w mur wieży i syknęła z bólu. - Skubany całkiem nieźle sobie radzi! Nie mogę rozpędzić tej mgły.
Jakkolwiek dziwnym mógłby się wydać fakt, że pełnej krwi Avreżka miała kłopoty z unicestwieniem iluzji stworzonej przez, aby użyć jej słów, kundla, miał on swoje uzasadnienie. Chii nie była magiem bitewnym, zresztą Avregowie nie potrzebowali nigdy używać swojej magii w walce, toteż nie rozwinęli po temu umiejętności. Sai natomiast, przez lata doskonalący siłę własnych iluzji, nauczył się podświadomie wykorzystywać umysły obserwujących dla dodatkowego ich wzmocnienia. Rycerze, walczący w czerwonym dymie, byli przekonani o jego istnieniu, wszak otaczał ich z każdej strony. Ich wiara sprawiała, że mgła rzeczywiście niemal powstała. Z taką siłą Chii nie potrafiła sobie poradzić, szybko też zdała sobie z tego sprawę.
- Shime! - powtórzyła. - Musimy walczyć jeden na jeden. Czy dam radę dostać się jakoś do bramy, nie wpadając w oko żadnemu z tych szaleńców?
Wilk milczał chwilę, oceniając możliwości Avreżki. Wydawała się taka drobniutka, jakby była wręcz dziewczynką, którą należy raczej chronić na równi z Cedrikiem, niż kazać wojować. Otrząsnął się jednak z tych myśli - Chii, mimo nikłej postury, była dorosłą kobietą, zdającą sobie sprawę z tego, co zamierza. Zaciętość w jej wzroku mówiła z kolei, że postanowiła pokonać pół-Avrega, wspierającego drużynę najeźdźców. Koniec końców, pozbycie się iluzji postawiłoby rycerzy w o wiele lepszej sytuacji.
- Jest taka możliwość - westchnął po przeanalizowaniu wszelkich "za" i "przeciw" - Zejdziesz w dół wieży i odbijesz pierwszymi drzwiami w prawo. Korytarz zaprowadzi cię na mur, przejdziesz ukryta za flankami aż do wieżyczki przy bramie. Jeśli uważasz, że to ci pomoże, ruszaj.
Avreżka skinęła głową, po czym spojrzała na małego króla.
- Nie obawiaj się, Cedriku. Wszystko będzie dobrze. Idźcie już, Wilku - rzuciła do strażnika, zanim zniknęła w drzwiach.
Młody monarcha wraz z opiekunem bezpiecznie dotarli do wykwintnej komnaty pośrodku budowli. Podłogę pokrywał miękki, puchaty dywan z nieznnaej ludziom materii, mieniący się srebrzyście dzięki rozdygotanym płomieniom świec w mosiężnych kandelabrach. Sufit i ściany pokrywały przepiękne freski w roślinne wzory - wijące się wokół kolumn bluszcze i ukwiecone gałęzie. Nic chyba jednak nie mogło się równać samej bramie, zbudowanej z bloków białego marmuru w błękitne żyłki. Było w niej z pewnością coś magicznego, ponieważ gdy patrzyło się na nią kątem oka, zdawało się, że pełgały po niej miniaturowe, fioletowe błyskawice. jeśli jednak obserwujący pragnął się przyjrzeć niezwykłemu zjawisku i spojrzał prosto na kamienie, wyładowania momentalnie znikały. Jedynie powietrze wibrowało nieustannym, ledwie słyszalnym szumem, jakby docierały tu poświsty wiatru. Brama Teers Haen wyglądała na razie jak postawiona bez celu i prowadząca donikąd. Za kilka godzin miało się jednak otworzyć przejście do cudownego świata Dzieci Świtu.
Cedrik z nabożeństwem przysiadł pod marmurowymi kamieniami, zapatrzony w misterne rzeźbienia, Wilk natomiast pozostał przy wejściu do komnaty, nasłuchując, czy ktoś nie nadejdzie, by obwieścić zwycięstwo... lub klęskę. Tę walkę prowadzili inni, im pozostało czekać na jej wynik.
Chii tymczasem, kierując się wskazówkami strażnika, dotarła bezpiecznie do wieżyczki przy bramie i stanęła w oknie, koncentrując uwagę na ciemnolicym przeciwniku stojącym na wzgórzu. Kundel mógł być w jej wieku, mógł być też nieco starszy, nie była pewna jak starzeją się mieszańce Avregów i ludzi. Zsyłanie wizji na walczących nie zdążyło go widać jeszcze zmęczyć, oczy miał skupione i zupełnie trzeźwe, nie zamglone wysiłkiem. Dla wzmocnienia koncentracji używał znaku Ene, unosząc do twarzy jedną dłoń z wyprostowanymi dwoma palcami.
- Zaraz będziesz musiał nieco bardziej się wysilić - szepnęła, wbijając w niego wzrok.
Sai, z głową wypełnioną rdzawoczerwonym dymem, którego wizje zsyłał na walczących z Dziećmi Zmierzchu rycerzy, poczuł nagle dziwne rozmiękczenie podłoża. Zachwiał się, rozłożył szeroko oba ramiona, rezygnując z układania dłoni w znak wspomagający koncentrację, po czym zerknął pod nogi. Z zaskoczeniem stwierdził, że gleba pomiędzy jego stopami pokryła się pęcherzykami powietrza, pękającymi co chwila z nieprzyjemnym bulgotem. Dziwne zjawisko otaczało tylko jego nogi, poza tym zdecydowanie pachniało iluzją, więc pół-Avreg zadziałał na nie myślą, utwardzając na powrót ziemię. Dopiero stojąc pewnie, rozejrzał się w poszukiwaniu autora wizji.
- Mam cię! - syknął, dostrzegłszy w oknie wieżyczki pokrytą warkoczykami głowę o pociągłych uszach. Zatem król miał i Avregów na usługach! Świetnie, może uda się przekonać ją, że przybywją w pokoju!
Chii z błysku w oku przeciwnika poznała, że została dostrzeżona. Zanim jednak zdążyła cokolwiek przedsięwziąć, kundel uniósł wysoko ramię.
- Stój, siostro! - zawołał, a jego głos dotarł do niej bez przeszkód. - Nie chcemy was skrzywdzić! Jesteśmy tu, by...
- Zamilcz! - odkrzyknęła ze złością. Przebiegając w kierunku bramy widziała dziesiątki trupów, więc niech ten cwaniaczek nie mydli jej tu oczu dobrymi chęciami. I jakim prawem śmie mówić do niej per "siostro"?!
- Idara Denno muszą dostać się do Teers Haen! - próbował jeszcze.
- Powtarzam: zamilcz i walcz! - złożyła obie dłonie w Anai, dużo silniejszy niż prezentowany przez niego wcześniej Ene. Powinna dać sobie szybko radę z tym mieszańcem.
Niespodzianka jednak! Pół-Avreg naprzeciw niej odpowiedział tym samym!
Sai postanowił podjąć wyzwanie. Jeśli nie da się uniknąć walki, przynajmniej zajmie tę dziewczynę na tyle, by nie mogła używać swych umiejętności przeciw Dzieciom Zmierzchu. Właściwie, to może okazać się nawet zabawne!
Nie atakował, poczekał na ruch przeciwniczki. Nie wystawiała jego cierpliwości na próbę i w jego kierunku dość szybko poszybował grad większych i mniejszych kamieni, które uniosły się z drogi przed zamkiem. Parsknął krótkim śmiechem do własnych planów i w tej samej chwili kamyki zmieniły się w locie w stado różnokolorowych motyli, otaczających go radosną, roztańczoną gromadą. Uśmiechnął się do Avreżki i posłał barwną chmurę w jej kierunku. Dziewczyna zgłupiała, widząc efekt swojego ataku, potem przestraszyła się nadlatujących motyli, węsząc podstęp.
- Pasują do twej urody, moja śliczna - Sai ukłonił się dwornie, posyłając w stronę przeciwniczki kolejny, tym razem zawadiacki uśmiech.
- Twoje sztuczki nie robią na mnie wrażenia! - odkrzyknęła, zsyłając na niego morską falę znikąd.
- Więc pozostawmy to na potem, a teraz wybierzmy się w jakieś romantyczne miejsce - odesłał wzburzoną wodę w formie pachnącej, różowawej mgiełki.
- Dlaczego niby miałabym się z tobą umawiać? - warknęła, coraz bardziej poirytowana jego bezczelnością. Przed kundlem stanął rozwścieczony lew z rozwartą paszczą.
- Bo jeszcze nie słyszałaś, jak gram na harmonijce - zwierzę skarlało w oczach i zmieniło się w pluszowego kociaka, którego Sai wraz z całusem w powietrze posłał pod nogi Avreżki.
- Umrę zatem jako szczęśliwa osoba! - Chii niemal zatrzęsła się ze złości, gdy swoje wściekłe płomienie otrzymała z powrotem jako krwistoczerwone kwiaty o pomarańczowo-złotych brzegach.
Sai bawił się świetnie.
Tymczasem rycerze i Idara Denno wyrzynali się bez litości. Oszalałe Dzieci Zmierzchu nie zwracały uwagi na krwawiące rany, zbrojni w amoku walki również nie poświęcali im zbyt dużo uwagi. Wykładany szarymi płytami granitu dziedziniec spływał rdzawą posoką.
Raika eskortowała dwójkę Akubiiru pomiędzy walczącymi. Inoshi wytężał całą siłę woli, starając się nie zauważać otaczającego go szaleństwa, Kayuu cicho śpiewała swoje zaklęcia, trzymając ich dwójkę w stanie względnego spokoju. Całe szczęście udało im się w miarę szybko dotrzeć do zabudowań, bo choć kapłanka obdarzona była niepodważalnym talentem, oczy obojga powoli zaczynały mienić się zielenią w świetle słońca. Teraz nie mogli sobie pozwolić na poddanie się drapieżnemu instynktowi.
Nieskażona w takim stopniu oddechem Daikara, Raika praktycznie ciągnęła Inoshi'ego przez pole walki, by w końcu wepchnąć go wraz z siostrą w drzwi zamku i zamknąć z wysiłkiem dębowe wrota. Tu Akubiiru mogli odzyskać panowanie nad własnymi ciałami.
- Zatem jesteśmy - odetchnęła dziewczyna, siadając dla chwili odpoczynku pod drzwiami. Otarła wierzchem dłoni spoconą twarz, unosząc lekko kaptur i maskę. Potem na powrót ukryła oblicze - jakoś lepiej czuła się, gdy umierający ludzie nie widzieli, że i kobieta ich rasy bierze udział w rzezi. Być może pachniało to hipokryzją, nieważne.
- Nie ma chwili do stracenia - Inoshikete nie pozwolił na oddech. - Musimy znaleźć komnatę bramy, dopiero tam będę spokojny o powodzenie całej wyprawy.
- Dotąd kierowaliśmy się tym, co usłyszeliśmy. W samym zamku jednak już się nie orientujemy - Kayuu rozejrzała się dookoła. - Myślę, że możemy zaryzykować założenie, że brama znajduje się w centrum zamku. Chodźmy tędy.
Raika wstała na nogi i dopiero teraz rzuciła okiem na wnętrze budowli. Ściany wskazanego przez kapłankę wysokiego korytarza zdobiły malowidła i płaskorzeźby, podłogę na całej długości przykrywał brązowo-kremowy chodniczek z pomarańczowymi frędzlami przy brzegach. Inne zakamarki nie pyszniły się tak bogatym zdobnictwem, stąd rzeczywiście można było założyć, że korytarz prowadzi do bramy Teers Haen.
U końca napotkali masywne wrota z ciemnego drewna, zdobione mosiężnymi okuciami. Tylko Sai mógłby im pomóc, gdyby okazały się zamknięte, ustąpiły jednak, gdy Inoshikete podważył je nieco pałaszem.
Znajdujący się po drugiej stronie Wilk usłyszał wprawdzie nadchodzących, ale w pośpiechu zdążył jedynie prymitywnie zabezpieczyć wrota. Aby założyć ciężki, metalowy rygiel, potrzebowałby drugiej pary silnych rąk, stąd najeżdźcy dostali się do komnaty dość szybko. I oto stanęli w otwartych drzwiach - wysoki srebrnowłosy Idara Denno, piękna kobieta o mahoniowej skórze i uzbrojona w naręczne sztylety zamaskowana wojowniczka o nieco drobniejszej posturze. Przerażony Cedrik zerwał się na nogi i, dziecięco naiwny, schował się za marmurowym słupem bramy. Strażnik wycofał się kilka kroków, zasłaniając monarchę własnym ciałem, okrytym lśniącą stalą. Czuł, że nadeszła chwila ostatecznego rozstrzygnięcia. Dzieci Zmierzchu, bo to z pewnością byli właśnie legendarni Idara Denno, dotarły do Teers Haen.
- Czego tu szukacie, przeklęci?! - odezwał się grobowym głosem zza przyłbicy, przysłaniając bok tarczą i dobywając miecza.
- Przybywamy w pokoju - rzekł stojący pośrodku. - Musimy dostać się przez bramę do naszych braci z rodu Istara Denno. Nie chcemy niczyjej krzywdy.
- Kłamstwa! - przerwał mu strażnik pochylając się groźnie, jak czający się do ataku dziki kot. - Być może powiesz mi, że trupy na dziedzińcu to znak waszej dobrej woli? Nie waż się nazywać miłujących spokój Dzieci Świtu swoimi braćmi, pomiocie Daikara! Nie pozwolę ci przejść przez bramę!
Znieważony Inoshikete dobył pałasza, a jego oczy rozjarzyły się szmaragdową zielenią. W tej chwili jednak komnata napełniła się śpiewnymi frazami Kayuu, a do przodu wystąpiła Raika.
- Nie rozumiesz sytuacji, strażniku w barwach Ylitorn - spróbowała dyplomacji, jednocześnie wysuwając ramię przed Akubiiru, by nie dopuścić do starcia. Odwróciła się do Inoshikete. - Nie będziesz tu walczył, Inoshi. To jeszcze nie twoja taiga. Jeśli ktoś musi tu ryzykować, ja będę rozgrywającym pionkiem. Cofnij się.
W jej głosie pobrzmiewała siła i zdecydowanie, które rzeczywiście kazało wojownikowi ustąpić pola. Nadal jednak miał nadzieję, że w tej świętej komnacie uda się uniknąć rozlewu niewinnej krwi. Raika wystąpiła w przód.
- Jestem w połowie człowiekiem, a mimo to stoję po stronie Idara Denno - zwróciła się znowu do strażnika. - Oni muszą jeszcze dziś dostać się do Dzieci Świtu.
- Jako przedstawiciel monarchii ludzi w Alderze, zrobię co w mojej mocy, aby was tam nie przepuścić i ochronić Dzieci Świtu przed waszym najazdem. Ten lud nie da sobie rady z agresorami, zatem obowiązkiem ludzi jest go chronić.
- Nie rozumiesz... - próbowała znowu dziewczyna, jednak przerwano jej.
- I nie chcę zrozumieć! - strażnik postąpił krok w przód. - Stojący za mną to Cedrik Trzeci, król ludzi w Alderze, i w jego imieniu rozkazuję wam się wycofać. Zastanów się, dziewczyno ze sztyletami, czy chcesz ryzykować tutaj życie. Zabiję, by was nie przepuścić.
Zatem tu kończyła się dyplomacja. Ostatnie zdanie strażnika zawisło w powietrzu. Raika odwróciła się ku zaklinającej Kayuu, potem spojrzała na Inoshi'ego. On również wpatrywał się w nią intensywnie, a jego czarne oczy wyrażały bezgraniczny smutek.
Odetchnęła ciężko. Nadeszła chwila, kiedy musi zdecydować o swoim losie. Nikt nie będzie miał do niej pretensji, jeśli się teraz wycofa, jednak to właśnie teraz mogła przysłużyć się temu, który odda życia dla swego ludu. W gruncie rzeczy od początku wiedziała, co postanowi. Zwolniła zaczepy swoich sztyletów. Ostrza z metalicznym świstem wysunęły się z pochewek, wieńcząc jej dłonie. Postąpiła jeszcze o krok naprzód.
- Stojący za mną to Inoshikete Akubiiru, książę Dzieci Zmierzchu - może odrobinę się zagalopowała, jako że Idara Denno nie uznawali monarchii, Raice chodziło jednak o efekt. - Zabiję, by przejść.
Tymi słowami przyjęła wiszące w powietrzu wyzwanie. Dwójka wojowników, jeden w lśniącej, choć niekompletnej zbroi, uzbrojony w miecz o szerokim ostrzu, druga w skórzanym ubraniu i dwóch sztyletach jakby wyrastających z przedramion, zaczęło się ostrożnie okrążać, oceniając możliwości przeciwnika. Raika zdawała sobie sprawę z faktu, że strażnik jest silniejszy, stal chroniła go też lepiej, niż jej skóry. Miała jednak jak zwykle swoją szybkość i zręczność, do tego dochodziła garść umiejętności Avregów, których nauczyła się od Saia. To będzie ciężka walka, ale przecież nieraz już udowodniła swoją wartość.
Wilk natarł pierwszy. Z okrzykiem rzucił się ku przeciwniczce, zamachując się mieczem. Oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego, że ciosu łatwo da się uniknąć, chciał po prostu sprawdzić, jak dziewczyna zareaguje. Raika uchyliła się lekko, po czym doskoczyła i spróbowała z kolei ciąć sztyletem. Strażnik odskoczył bez większych trudności. Wymienili tak jeszcze kilka pchnięć, oceniając refleks i szybkość przeciwnika, by w końcu mogła się rozpocząć prawdziwa walka. Wilk zasłonił się tarczą i silnie machnął ostrzem, celując w szyję wojowniczki, chronioną tylko cienką skórzaną maską, wydającą się wręcz mgiełką przy jego zbroi. Gdyby trafił, oddzielona od tułowia głowa dziewczyny uderzyłaby o posadzkę, a walkę uznałby za skończoną. Raika cofnęła się we wdzięcznym piruecie, kontratakując uderzeniem w odsłonięte ramię. Przeliczyła się jednak - strażnik w mgnieniu oka odbił jej rękę uderzeniem tarczy. Syknęła.
Inoshi chciał zerwać się ku walczącym, ale powstrzymało go wyciągnięte ramię siostry.
- Zostaw - szepnęła zdecydowanie. - Raika walczyła z tobą kiedyś jak równa, nie pomożesz jej teraz. Wspomnij na jej słowa - to nie jest twoja taiga w tej grze.
Inoshikete skinął głową i dalej przypatrywał się wojującym. Dziewczyna spróbowała zwykle dezorientującego przeciwnika szalonego tańca, okrążania go bez ciosów, za to z wyskokami i zamachami ramion. Zazwyczaj wróg głupiał w końcu i przestawał się bronić, opuszczał tarczę i broń, nie mogąc nadążyć za jej ruchami. Nieprzyjemna niespodzianka! Wilk nie tylko dorównywał jej prędkością, ale dodatkowo wyprowadzał ciosy, przewidując jej kolejne posunięcia! Kiedy zaczęła uderzać ostrzami, celując w nieosłonięte stalą części ciała, parował każdy cios i kontratakował mieczem. W końcu odskoczyła trochę dalej dla oddechu i chwili zastanowienia.
"Kim on jest, do licha?" - zastanawiała się, chwytając łapczywie powietrze. Strażnik naprzeciw niej również korzystał z chwili odpoczynku, nie zdradzał jednak ani śladu skołowacenia, jakie zwykle dotykało jej przeciwników poczęstowanych szybkim gradem uderzeń. Ledwie dwa razy udało jej się sięgnąć ramienia trzymającego miecz, teraz spomiędzy rozdartych części skórzanej bluzy ciekła krew, ale nie była to widać rana, która powstrzymałaby mężczyznę od dalszych silnych cięć. "Niech to szlag! Jest niemal tak szybki, jak ja. Dla człowieka to niemożliwe!"- po raz pierwszy zwątpiła we własne zwycięstwo. Jej największe atuty nie robiły na tym przeciwniku wrażenia, co znaczy, że może nawet przegrać i stracić życie. Porzuciła bezcelowe w tej chwili rozważania i raz jeszcze zaatakowała, uderzając w uprzednio wycelowane miejsca z prędkością błyskawicy. Jej ostrza jednak niemal za każdym razem ześlizgiwały się po tarczy, ani razu nie cięła też krytycznie. Wprawdzie sama również nie była poważnie ranna, ale utrzymywanie zabójczej prędkości prędzej czy później zmęczy ją na tyle, że nie uniknie ciosu dość szybko. Cały czas miała też nieprzyjemne wrażenie, że przeciwnik zdaje sobie z tego sprawę.
Cóż, była już kiedyś w takiej sytuacji, że musiała postawić wszystko na jedną kartę i zaatakować resztką sił. Widać i teraz tak się musi stać. Odwróciła się na chwilę ku dwójce przyjaciół, posłała życzliwe spojrzenie Kayuu, a potem jej wzrok spoczął na Inoshim, spiętym i zatrwożonym o jej bezpieczeństwo. Zmusiła się do pogodnego wyglądu i uśmiechnęła słabo pod maską. Kochany Inoshi! Jeśli przyjdzie jej tu umrzeć, po drugiej stronie będzie wiedziała, że było warto! Inoshikete Akubiiru gotów jest oddać życie za wolność współbraci, a ona może mu pomóc ich wyzwolić. Warto! Warto!
- Warto! - powiedziała głośno, dodając sobie animuszu.
W następnej sekundzie rzuciła się wściekle ku strażnikowi, wkładając w atak całą swoją siłę i wszystkie umiejętności, których nabyła przez lata - najpierw w szkółce Tereka, później w lasach, podczas wędrówek z Saiem i w końcu w górach Dhai-kun.
Widać jednak było tego zbyt mało, bo w chwilę później leżała na posadzce, ledwie przytomna po uderzeniu głową w kamienną podłogę. Strażnik w barwach Ylitorn postawił stopę na jej mostku, aż zatrzeszczały żebra i wzniósł miecz, kierując ostrze ku krtani pokonanej. "Koniec!" - przemknęło jej przez głowę, gdy stal zalśniła w blasku świec.
Jakby zza grubej ściany usłyszała jeszcze świst pałasza Inoshikete i krzyk przerażonej Kayuu.
- Inoshi, nie wolno ci!
Na dziedzińcu przed zamkiem pozostała przy życiu garstka Idara Denno dopadła ostatniego rycerza. Żadna zbroja nie mogła ochronić wojaków przed wściekłymi Dziećmi Zmierzchu. Bitwa pod bramą Teers Haen dobiegała końca, strażnicy padli w obronie swego króla, wielu z jego imieniem na ustach. Pomiędzy trupami ludzkimi leżało też wiele zwłok o srebrnych włosach i smoczych ścierw, naszpikowanych bełtami kusz. Ponad nimi krążyły już stada kruków, głośnym krakaniem oznajmujących, że wkrótce nadejdzie w tym miejscu ich czas.
Nagły niepokój wytrącił z koncentracji stojącego na wzgórzu Saia. Pół-Avreg cudem tylko uniknął pędzącej ku niemu kuli pomarańczowego ognia, którą posłała w jego kierunku Chii. Brązowe oczy w ciemnej twarzy odszukały zatrzaśnięte wrota do zamku. Działo się coś niedobrego, Sai czuł to każdą komórką ciała.
Z drzew otaczających mury uniosło się z krzykiem stadko ptaków o słomkowej barwy piórach. Zatoczyły łuk ponad budowlą i, kołysząc miarowo skrzydłami, odleciały w kierunku zachodzącego już słońca.
W centralnej komnacie zamku lśniący miecz opadł w dół.

Ostrze minęło jednak szyję leżącej i z brzękiem uderzyło o kamienną posadzkę. Raika, praktycznie patrząc śmierci w oczy, przypomniała sobie o swoim asie w rękawie, ostatniej desce ratunku, którą podarował jej niegdyś Sai. W ułamku sekundy skoncentrowała umysł, nagle spokojny i jasny, na własnym ocaleniu i tą skondensowaną myślą, niemal fizyczną siłą uderzyła w mózg przeciwnika. Spowodowała może tylko lekkie drgnienie dłoni, może tylko moment zawahania, dość, że zmieniła tor opadającego miecza.
Korzystając z zaskoczenia Wilka, zepchnęła jego stopę ze swojej piersi, poderwała się na równe nogi i, desperackim zamachem, resztką sił cięła na oślep sztyletem. Zanim upadła, świadomie zarejestrowała jeszcze, że tym razem ostrze natrafiło na miękką tkankę, i wyszarpnęła broń. Opadła cicho na kamienną podłogę, a po chwili z głuchym łomotem stali uderzającej o granit, zwalił się obok strażnik. Uderzenie pod pachę, w główne naczynie krwionośne - z rany powoli lecz nieubłaganie ciekła krew o barwie burgundu. Zmartwiałe palce wypuściły miecz. Wilk odwrócił głowę, by spojrzeć mętniejącym wzrokiem na dziewczynę, leżącą tuż obok niego, resztką sił unoszącą głowę i barki na wyciągniętych ramionach. Sztylety z nieprzyjemnym zgrzytem drapały posadzkę.
Rzemyki przy masce rozwiązały się w trakcie walki, skórka odsłoniła teraz ciemną twarz o ostrych rysach, lekko zadarty nos i uchylone usta, z wysiłkiem chwytające powietrze. Jednak to nie to przykuło jego uwagę.
- Złote oczy - spod przyłbicy dało się słyszeć szept. - Oczy jak moje... Wiedziałem... że jeszcze cię spotkam... Raika.
Wojowniczka nagle poczuła chłodny dreszcz, przenikający jej ciało. Uniosła się, pochyliła nad strażnikiem i z niepojętym niepokojem uchyliła przyłbicę, skrywającą jego oblicze. Spojrzała na ciemną twarz o ostrych rysach, lekko zadarty nos i uchylone usta, z wysiłkiem chwytające powietrze.
Nagle przed oczami stanęła jej zalana słońcem polana z roztańczonymi w powietrzu motylami. "Raika! Raika, pomóż mi!" - płowowłosa chłopięca głowa zniknęła pod powierzchnią wody w wartko płynącej rzeczce. Dziewczynka w przybrudzonej ziemią, brązowej sukience rzuciła się z krzykiem ku pomostowi. Zatrzymała się dopiero na jego krańcu, nadal pokrzykując padła na kolana i wpatrzyła się w toń, starając się przebić wzrokiem przez lustro wody. Nic jednak nie dostrzegła. Krzyk zamieniał się powoli w monotonne buczenie nadciągającego szlochu.
Po dłuższej chwili rzeczka pod nią zamieniła się jednak w fontannę, z nurtu wyłoniły się gwałtownie dwa ramiona, które natychmiast pochwyciły i wciągnęły do wody zaskoczoną dziewczynkę. "Cha, cha, cha!" - powietrze napełniło się dziecięcym śmiechem. "Nabrałem cię! No co ty, Raika, myślałaś, że mi może się coś stać? Złego licho nie weźmie, siostrzyczko!". Chłopiec o włosach jak łan pszenicy po dłuższym wstrzymywaniu oddechu łapał głośno wielkie hausty powietrza. Dziewczynka wypluła z ust wodę i wgramoliła się na brzeg, gdzie zaczęła wykręcać w małych rączkach mokrą sukienkę. "Głupi Reino!" - warknęła ze złością, patrząc na otarte od desek pomostu kolanka. "A powinieneś się utopić!". Chłopiec raz jeszcze roześmiał się w głos. "Złego licho nie weźmie, siostrzyczko!" - powtórzył, opierając dłonie na biodrach.
Tamta Raika była zła na psotnego urwisa, który niepotrzebnie napędził jej strachu i w dodatku wpakował do wody, bądź co bądź, zimnej. Dzisiejsza, patrząc na gasnący blask w rozjarzonych złotem oczach brata, oddałaby wszystko, aby Reino chlapnął jej teraz w twarz rozlewającą się na posadzce karminową cieczą i krzyknął "Cha, cha, cha! Nabrałem cię!"
- Złego licho nie weźmie - szepnęła, pochylona nad zwyciężonym w morderczej walce strażnikiem. - Złego licho nie weźmie, braciszku? - jej głos zabrzmiał teraz prosząco, jakby spodziewała się, że leżący Reino uśmiechnie się i wstanie na nogi. Jednocześnie zbyt długo zajmowała się już wojowaniem, by nie wiedzieć, że zadała śmiertelny cios.
- Widać... jednak nie gram w tej bajce... roli złego - zdanie przerywały co chwila coraz płytsze oddechy. - O tak wiele... chciałbym cię spytać... Zdążę już tylko... poprosić o ostatnie... Nie krzywdźcie Cedrika!
- Nigdy nie zamierzaliśmy go krzywdzić! - Raika wybuchnęła płaczem, wzięła głowę strażnika w objęcia i przytuliła. - Nie chcieliśmy skrzywdzić nikogo! Nikt więcej nie będzie już cierpiał!
Odchyliła się na chwilę, by przez łzy raz jeszcze spojrzeć na twarz ukochanego, odnalezionego po latach brata. Reino miał nadal otwarte oczy, lecz nie znalazła w nich już iskry życia. Spotkała go ponownie... tylko po to, by zabić!
- Nie umieraj, Wilku... Nie zostawiaj mnie... Wilku! - szloch małego króla został szybko stłumiony.
- Reino!!! - krzyknęła Raika rozdzierająco, trzymając w ramionach martwe już ciało, kołysząc się w przód i w tył jak samotne dziecko.
W tej samej chwili kapłanka Idara Denno, przyglądająca się dotąd scenie, padła na kolana u boku Inoshikete.
- Przebaczcie mi, wszyscy umarli i żyjący - wyszeptała zszarzałymi wargami. - Wybacz mi, Raika! Wybacz, Ametarai!
Zdezorientowany do szczętu Inoshi potrząsnął ramieniem siostry
- Co tu się dzieje, Kayuu?
- Oto spełnia się przepowiednia - uniosła na niego oczy o rozszerzonych źrenicach - "I z ręki brata zginie jasnowłosy"! "Ni'biiru"! W naszym języku słowa "brat" i "siostra" brzmią tak samo! To z ręki siostry miał zginąć jasnowłosy i Raika właśnie zabiła brata.
- To znaczy... - wojownik obejrzał się znowu na dziewczynę, tulącą w objęciach martwe ciało strażnika. Na jej twarzy malowała się bezdenna rozpacz, usta w kółko powtarzały jedno słowo.
- Ich imiona, Inoshi! - kapłanka była bliska łez. - "Burza rozgoni chmury", raikka i rei'no, piorun i chmura... To nigdy nie miałeś być ty, Inoshi!
- Reino!!! - przeszywający uszy krzyk jakby zmroził krew wszystkich obecnych.
Raika odwróciła się ku dwójce Dzieci Zmierzchu. Jej rozpacz zdawała się wręcz fizycznie wypełniać powietrze.
- Ty możesz pomóc, Kayuu - wpatrywała sie błagalnie w kapłankę, a w dół jej policzków spływały wielkie, błyszczące łzy. - Wezwij go z powrotem... Oddaj mi go!
Akubiiru wstała z kolan, ze smutną twarzą podeszła do dziewczyny i bez słowa przymknęła powieki Reino.
- Jego już tu nie ma, Raiko - rzekła cicho, opierając dłonie na wstrząsanych drżeniem ramionach wojowniczki. - Przed walką powiedziałaś "Zabiję, by przejść", pamiętasz? Czyjaś mordercza intencja zrywa więź ducha ze światem, przyjaciółko. Jego nie mogę już wezwać. Przepraszam.
- Kłamiesz! - dziewczyna zrzuciła z siebie czarne ręce, jakby ją oparzyły. - Kłamiesz! - powtórzyła z furią, aż kapłanka cofnęła się lekko.
- Przepraszam - spuściła wzrok, skrzyżowawszy ręce na piersiach.
- Dlaczego nie chcesz mi go zwrócić?! On nie zasłużył na śmierć! Wróć do żywych, Reino! - jeszcze mocniej objęła coraz chłodniejsze ciało w stalowej zbroi. Próbowała przypomnieć sobie melodię, którą zbudziły niegdyś Saia ze śmiertelnego snu. Pieśń jednak nie nadchodziła. Wówczas pojawiłą się znikąd, dlaczego nie przychodzi teraz, gdy jest tak bardzo potrzebna?
- Reino... Reino, braciszku... - płakała coraz ciszej, kołysząc ciało jasnowłosego strażnika w objęciach. Nie zauważyła nawet, kiedy tuż obok przysiadł Cedrik, wpatrując się z napięciem w martwą twarz jednego z tak nielicznych przyjaciół. Nie rozumiał, jak ta straszna wojowniczka miałaby być siostrą Wilka.
I w tej chwili komnata napełniła się szumem jakby wiatru w gałęziach drzew. Fioletowe miniaturowe błyskawice pełgające dotąd po kamieniach bramy Teers Haen, przestały uciekać przed wzrokiem obserwujących. Wręcz przeciwnie, przybrały na sile i objęły jasną poświatą całe wrota.
Powietrze pomiędzy cokołami zamgliło się, obraz zafalował i wkrótce pośrodku bramy pojawiło się coś jakby szybko rozszerzające się rozdarcie w przestrzeni. Chwilę później z mgły pomiędzy marmurowymi słupami wyłonił się obraz zielonej łąki z kwitnącymi biało drzewami, i krętej ścieżki, wysypanej drobnym, mleczno-kremowym żwirkiem.
Wrota do królestwa Istara Denno stały otworem.
- Inoshi! - Kayuu odwróciła się do brata. Jej srebrny warkocz zafalował. - Musisz tam iść. Od samego początku ty byłeś jedynym wybranym potomkiem Ametarai!
Wojownik oderwał wzrok od zjawiska w bramie, spojrzał na wstrząsaną szlochem Raikę w kałuży krwi, zerknął na zapłakanego ludzkiego króla, w końcu jego wzrok spoczął na kapłance, jedynej spokojnej twarzy.
- Musisz iść, Inoshikete Akubiiru - powtórzyła kobieta Idara Denno z powagą w głosie. - Ja miałam za zadanie tylko odczytać przepowiednię. I zawiodłam - jej brwi ściągnęły się.
- Więc ja nie mogę - głos Inoshi'ego brzmiał głucho. Mężczyzna mówił z lekką chrypką, jakby słowa nie chciały wydobyć się z jego gardła.
- Właśnie. Ja zajmę się wszystkimi naszymi przyjaciółmi - obiecała, widząc jak wzrok brata ucieka w stronę rozpaczającej wojowniczki na granitowej posadzce, wciąż kołyszącej w ramionach ciało Reino.
- Wybacz, że to nie ja, Raiko - szepnął jeszcze Inoshikete, zanim, biorąc głęboki oddech, nie zniknął w magicznych wrotach.
Kayuu obserwowała, jak sylwetka brata znika w obłoku mgły, po czym pochyliła się nad blondwłosą dziewczyną i delikatnie pogłaskała ją po głowie.
- Musimy już odejść. Nic tu po nas - powoli rozplotła ramiona Raiki, zaciśnięte wokół zakutego w zbroję ciała. - Jego już tu nie ma. Zostaw, niech ludzie, którym służył, wyprawią mu godny pogrzeb. A ty, mały ludzki królu - zwróciła się do Cedrika. - Proszę, nie pamiętaj Dzieci Zmierzchu tylko jako morderców twoich przyjaciół. Obyśmy mieli szansę spotkać się jeszcze kiedyś w bardziej sprzyjających warunkach.
Raika wypuściła w końcu trupa z objęć. Dźwięk stali uderzającej o granit w ciszy komnaty przyprawiał o drżenie.
- Chodźmy - powiedziała bezbarwnym głosem, jakby wraz z Reino umarła jakaś część jej duszy. Omiotła bramę Teers Haen wzrokiem pozbawionym jakiegokolwiek wyrazu, po czym bez słowa, krokiem lunatyka, skierowała sie do wyjścia z komnaty.

Podpis: 

"went'n'rocked" Aairea grudzień 2008 - styczeń 2009
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

Autor płaci 300 poscredy(ów) za komentarz (tylko pierwszy) powyżej 300 znaków.

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Sen o Ważnym Dniu Moc słów Nie :-( Święta!
Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny). - Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała Obok Johna McClane'a, łysawego gościa bez butów, w brudnych spodniach i podartym podkoszulku, usiadł Czerwony Kapturek... Z "życzeniami"...
Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100
Sponsorowane: 15Sponsorowane: 15

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2024 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.