https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
200

Sztuczny człowiek, który się śmieje

Autor płaci:
100

  Przyszłość, w której rzeczywistość miesza się ze sztucznymi światami, staje się miejscem, gdzie szaleństwo trawi duszę.  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W grudniu nagrodą jest książka
Cujo
Stephen King
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Sztuczny człowiek, który się śmieje

Przyszłość, w której rzeczywistość miesza się ze sztucznymi światami, staje się miejscem, gdzie szaleństwo trawi duszę.

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Moc słów

- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Brak

Wiersz filozoficzny

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

Krzyż

Traumatycznie. Przeczytaj i spróbuj zrozumieć, co powinno spotkać właśnie Ciebie.

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1435
użytkowników.

Gości:
1435
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 52170

52170

Opowieść ze szczurem

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
09-03-21

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Fantastyka/Komedia/Wojna
Rozmiar
22 kb
Czytane
4279
Głosy
2
Ocena
4.50

Zmiany
09-03-25

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
--

Autor: mamut Podpis: P.Wójcik
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Krótka historyjka o wojowniczych kosmitach, którzy są bardzo mali, lecz mają ego mniej więcej wielkości naszej galaktyki. Ich podstawowy cel: podbić wszystko i wszystkich. Mimo swojego rozmiaru, mimo realnych możliwości.

Opublikowany w:

Opowieść ze szczurem

Opowieść ze szczurem.


Podobno rozmiar jest bez znaczenia. Ostatecznie w skali wszechświata i wobec jego wieczności wszystko i wszyscy są tylko pyłkami. Rzekomo ważne są inne rzeczy, a mały może wiele, bo przecież wszystko jest tylko kwestią chęci i silnej woli. Tak mówiono...
Wszechświat jest chyba też bardzo dowcipnym miejscem, skoro największą wojowniczością obdarza rasę największych mikrusów. I jak tu podbijać światy, kiedy pierwszy z brzegu obcy może rozgnieść takich jednym ruchem stopy? Co gorsza, nawet nie zdając sobie z tego sprawy...
Ale taki już był wszechświat.
A przywódcy społeczeństwa z planety Mik-Rus pragnęli ujrzeć ten sam wszechświat ujarzmiony, rzucony na kolana... choć jednocześnie nie potrafili wymyślić jak opanować i podporządkować sobie własną planetę. Ale może była to wina tego małego drobiazgu, że od pokoleń zmilitaryzowanym społeczeństwem Mikrusjan (a właściwie kilkoma, bo populacja Mik-Rus dzieliła się na kilka frakcji, z których każda miała własny pomysł na podbój) rządzili najmniejsi z najmniejszych. A im mniejszy rozmiar, tym większe pragnienia. Albo coś w tym sensie.
Takie rewolucyjne rozważania nachodziły chyba każdego, kto na korytarzach podziemnych, rzekomo bezpiecznych baz, choć daleko poza macierzystą planetą, stawał nagle oko w oko... ze szczurem.
Tak, ze starym dobrym, ziemskim szczurem. Takim brunatnym, z kiepsko owłosionym ogonem i z niepokojąco inteligentnym spojrzeniem sugerującym, że obiad właśnie podano. I że zdecydowanie lepiej dla owego obiadu będzie, jeśli ten podda się dobrowolnie.
To naprawdę problem spotkać takiego szczura, gdy jest się wielkości ziemskiego telefonu komórkowego. Takiego niezbyt dużego.
Zołza, a właściwe sierżant Zołza, istota płci żeńskiej o zgrabnych nogach, niezłym tyłku, takimż biuście, wielkich oczach i niesamowicie proporcjonalnych czułkach, stanęła nagle oko w oko z reprezentantem rzeczonego gatunku. Szczur wydawał się co prawda nieco zdziwiony spotkaniem istoty tego rodzaju, ale jednocześnie nie wydawało się, aby zamierzał nawiązać konwersację, celem poznania tajemniczej istoty. Być może doszedł już do wniosku, że dokona tego dużo skuteczniej i bardziej wnikliwie studiując jej anatomię wewnętrzną. Podczas konsumpcji naturalnie. Zołza szybko poczuła ogarniającą ją panikę, jako że nikt nie uczył w Akademii Wojny, co się robi, gdy się stanie bez broni oko w oko z drapieżnym okazem lokalnej fauny na rzekomo bezpiecznych korytarzach podziemnej bazy... Stworzonej pod piwnicami jakiegoś budynku mieszkalnego, a częściowo w nich ze względu na dostęp do ludzkich zasobów materiałowych (żywność, paliwa, materiały budowlane i takie tam). Biorąc jednak pod uwagę wszechobecne w ziemskich metropoliach szczury, z logistycznego punktu widzenia było to bardzo mądre posunięcie... Wprost genialne.
Zołza miała jednak własne sposoby radzenia sobie w stresogennych sytuacjach. Stworzyła je na potrzeby radzenia sobie z przeciwną płcią, która do niedawna niepodzielnie panowała w Armii. A przynajmniej na czymś, co zwano Pierwszą Linią Walk, która to zresztą momentami wydawała się równie mitycznym i absurdalnym zjawiskiem jak kalmary-albinosy.
Szczur rzeczywiście doznał szoku, gdy mała kosmitka nagle rozchyliła poły wojskowego kombinezonu, prezentując biust niemal w całej okazałości. Choć najpewniej doznał traumy tylko z powodu całkowitego niezrozumienia tego zachowania, bo trudno go podejrzewać o osłupienie na skutek zachwytu czy coś.... Ale w każdym razie następnie się bardzo zdziwił, gdy dostał w nos pięścią. A owo zdziwienie trwało na tyle długo, że Zołza zdołała się tymczasem zamienić w rozmazaną efektem Dopplera smugę gdzieś na końcu korytarza.
Co jednak nie przeszkodziło szczurowi zdenerwować się i wyruszyć w pościg za apetycznym kąskiem... A był bardzo szybki. Jak to ziemski szczur. Do tego wkurzony.


Zołza przerwała swoją opowieść, z pewnym niepokojem spostrzegając, że wszyscy w małym bunkrze - czyli cztery ciamajdy, które tak jak ona znalazły się w ramach kary na tym odcinku tak zwanego Frontu - gapią się na jej biust. A czułki wszystkich obecnych są dziwnie sztywne. Nie licząc wielkiego (na ile wielki może być Mikrusjanin), żołnierza, na którego wszyscy wołali Byku, a który miał bardzo małe czułki. Jak to zresztą bywa z dużymi chłopcami. Wielki rozmiar - małe czułki. To nawet jakby rozumiało się samo przez się.
- Ale mówiłaś, że wysłali cię tu w uznaniu twoich zasług, a nie przez jakiegoś szczura - przypomniał nieśmiało Byku. On jeden wydawał się być naprawdę żywo zainteresowany jej historią. Żeby tylko był jeszcze w stanie pojąć coś tak subtelnego jak ironia... Ale to była kolejna często spotykana wada dużych chłopców; lotność umysłów nie była jakby ich specjalnością.
Ciężkie spojrzenia jakie spoczęły na Byku, świadczyły o tym, że pozostali mają podobne zdanie na jego temat, co i ona.
- No co? - zdziwił się Byku. - Ale przecież poradziłaś sobie z tym szczurem, nie? Przecież inaczej by cię tu nie było.
- Zgadza się - Zołza zgodziła się z nim. - Można powiedzieć, że poradziłam sobie z nim... - dodała z namysłem. - Tak, właściwe poradziłam sobie z nim.
- Jak? - rzeczowo zapytał jeden z pozostałych żołnierzy.
Zołza nagle przypomniała sobie wybuch i to biedne zwierze wznoszące się po stromej trajektorii w stronę błękitnego nieba, ciągnące za sobą pióropusz dymu i ognia. Nie była to co prawda akurat jej zasługa, ale mimo wszystko...
- No... - zaczęła, stwierdzając nagle, że to wszystko jest po prostu głupie. - Zwabiłam go w pułapkę. W pewnym jakby sensie. Rzecz w tym, że ta pułapka... . No i sprawy trochę się wymknęły spod kontroli. Właściwie to nawet nie wiem, czy można nazwać to pułapką.
- To znaczy? - nalegał ten sam żołnierz.
Zołza zastanowiła się.
- Jakby tu najprościej wam to wyłożyć... Jak byście się zachowali wobec kogoś, kto chce was zjeść?
- Ja bym chyba pobiegł po pomoc - rzucił jeden.
- A ja bym chyba pobiegł po broń. Jakąś dużą.
- A ja bym po prostu biegł - powiedział z namysłem trzeci i bynajmniej nie Byku.
- A gdybyście wiedzieli, że albo pozbędziecie się szczura, albo już po was?
- No to chyba... - powiedział Byku niepewnie - pozbylibyśmy się szczura.
Zołza chwilę się zastanawiała następnie.
- Jak żeś na to wpadł, chłopie?
- A tak... po prostu mi się pomyślało.
- Jesteś niezwykle błyskotliwy, wiesz? I wiesz co ci powiem? Udzielę ci dobrej rady. Chcesz?
- Dobre rady zawsze w cenie - zauważył rezolutnie Byku. - Zawsze słucham dobrych rad.
- Moja rada jest taka: nigdy nie myśl za dużo i nigdy jednocześnie nie próbuj zostać bohaterem. To zabójcza mieszanka. Powiedziałbym nawet, że bardzo niezdrowa. Jeżeli kiedykolwiek spotkasz szczura nie mając broni to po prostu uciekaj i wrzeszcz, dopóki ktoś ci nie przyjdzie z pomocą. Albo dopóki szczur się nie znudzi. No chyba, że wcześniej cię dopadnie.
Zołza podrapała się następnie po małym nosku i kontynuowała opowieść od przerwanego przed paroma chwilami momentu.


Zołza uciekała z dzikim wrzaskiem, niemal czując na karku oddech rozzłoszczonego szczura. W myślach jednocześnie modliła się do wszystkich bogów Kosmosu, obiecując jednym, że nawróci się na Pacyfizm, a innym, że poświęci się sprawie Podboju (zależnie od tego, jaki jedynie słuszny światopogląd reprezentował dany bóg), o ile tylko pozwolą jej przeżyć ten dzień. Jednocześnie nagle zorientowała się, że podziemia tej bazy są dziwnie puste. Niby nigdy nie było tu dużego ruchu, bo i baza miała tylko szkieletową obsadę... ale nagle odniosła wrażenie, że wszyscy gdzieś się pochowali.
Czyżby coś jej umknęło?
Na przykład alarm o wrogim wtargnięciu na teren bazy?
Może ta przerośnięta mysz to element ziemskich sił obronnych...?
Sytuacja nagle się zmieniła, gdy skręciła za róg korytarza. I to w diametralny sposób. Nagle zorientowała się, że do jej wrzasków dołączyły jeszcze trzy głosy. A potem ona i trzech ciężkozbrojnych żołnierzy leżało na zimnej posadzce korytarza, a wrzeszczeli wszyscy poza nią. Tak to bywa kiedy kilka ciał poruszających się z dużą szybkością znajdzie się nagle na kursie kolizyjnym, a następnie zderzą się w pełnym pędzie.
- To ty, Zołza? - zapytał, gdy już wszyscy się opanowali, jeden z żołnierzy, podnosząc przyłbicę hełmu. Wołali na niego Marchwiak albo jakoś tak. Sierżant Marchwiak (przezywano go chyba też Martwiak). Tak, to był on. - Co ty tu robisz? Myśleliśmy, że to...
- Że co niby!? Pewnie jakiś potwór?! Jadowity pająk co najmniej, nie?! - wyrzuciła z siebie Zołza. - Czy ja wyglądam jakbym była jadowita?!
- Nie chciałbym się wypowiadać na podstawie tak nikłych przesłanek jak wygląd zewnętrzny, ale...
Zołza tymczasem zapuszczała żurawia za róg korytarza, uświadamiając sobie nagle, że rozzłoszczony szczur powinien dopaść już ich ze trzy razy.
Szczura tam nie było.
Zniknął.
Rozpłynął się w powietrzu.
Wyparował.
I zdecydowanie było w tym coś... niepokojącego.
Wręcz przerażającego.
Szczury to tylko lokalna fauna, nie powinny zatem nigdzie znikać. Ostatecznie to nie one na tym świecie tworzyły cywilizację. I chyba na całe szczęście.
Zołza przyskoczyła nagle do jednego z żołnierzy i wyrwała mu z kabury pistolet laserowy. On miał jeszcze duży miotacz, a ona poczuła się zdecydowanie lepiej. Postanowiła już, że nie będzie już nigdy nigdzie na tej zakazanej planecie poruszać bez broni, nawet jeśli miała przy tym naruszyć tą wyrocznie prawd absolutnych, jaką był Regulamin Wojenny.
- Co tu robicie? - zapytała następnie niepewnie, uświadamiając sobie nagle, że nie jest przyjęte w ogólnym zwyczaju szwendać się na terenie większości baz, szczególnie produkcyjno-zaopatrzeniowych, w pełnym rynsztunku bojowym. - W tych zbrojach. I w ogóle...
- Ogłoszono alarm - rzucił ten żołnierz, któremu zabrała pistolet. - Nie oddasz mi mojego pistoletu, nie?
- Oddam. Ale później. Jak już będę miała własny - oznajmiła. Zdecydowanie musiała mieć własny, tylko dla siebie. I już nigdy się z nim nie rozstanie. Nigdy. Przynajmniej na tej planecie. - Co za alarm?
- To tajne - oświadczył szybko Marchwiak. - To cichy alarm. Tylko dla wtajemniczonych... Że tak powiem.
Zołza uniosła brew, a na wszelki wypadek wyjrzała jeszcze raz za róg korytarza.
- A przypadkiem nie ma to związku z pewnym szczurem grasującym po bazie? - zainteresowała się uprzejmie.
- Jakim szczurem?
- No wiecie. Zęby, złośliwe oczka, ogon z rzadka włochaty, wąsy, zmierzwione futro, różowy tyłek, zęby... A mówiłam, że miał zęby?
Cała trójka popatrzyła tępo na nią, a potem na siebie nawzajem. A potem znów na nią.
- Ależ skądże... Na pewno nie chodzi o szczura.
- Na pewno?
- A czemu pytasz? Coś wiesz?
- Jak myślicie, tytani intelektu? Czemu biegłam z wrzaskiem jakby ścigało mnie stado demonów? A może na przykład jakaś przerośnięta mysz mnie goniła?!
Znów popatrzyli na siebie. Potem sierżant Marchwiak popatrzył na Zołzę swoim najlepszym, autorytarnym spojrzeniem, sugerującym, że wobec jego władzy oraz autorytetu Zołza jest tylko marnym pyłkiem.
- Muszę zdecydowanie oświadczyć, że z pewnością nie miało to nic wspólnego z żadnym szczurem, ani tym bardziej ze szczurem, który uciekł z hodowli Działu Broni Eksperymentalnych. Polecono nam stanowczo dementować tego rodzaju nieuzasadnione plotki.
Zołza poczuła jak opadają jej ramiona, a ją samą ogarnia po prostu zniechęcenie. Może mamusia miała rację, że jest zbyt inteligentna na służbę wojskową w szczytnej służbie Podboju. Może rzeczywiście powinna zająć się czymś mniej ambitnym w życiu, a jednocześnie pozwalającym rozwijać jej skrzydła intelektu. Miała nagle ochotę zapłakać nad swym okrutnym losem.
- W takim razie nie zainteresuje was fakt, że przed chwilą miałam spotkanie ze szczurem? Wielkim, brzydkim, wrednym, raczej głodnym i teraz na pewno wściekłym?
- Ani trochę - oznajmił Marchwiak. - Ale dla ścisłości powiedz, gdzie go ostatnio widziałaś.
- Kilkanaście centymetrów za plecami. Tu, za rogiem.
- Aha. Ale oczywiście wiesz, że to nie miało miejsca?
- Wiem. To było pewnie tylko złudzenie optyczne wywołane unoszącymi się tu gdzieniegdzie oparami metanu.
- O właśnie.
Po chwili została sama, na szczęście tym razem z bronią, podczas gdy spotkani przez nią żołnierze (fajny eufemizm dla czołowego zderzenia) odeszli w poszukiwaniu szczura, który wcale nie grasował na wolności. Nie wspominając już o tym, że z całą pewnością nie istniał.
Może to wydać się nieco dziwne, ale po takich absurdach wojskowego życia Zołzę tak jakoś zawsze zaczynała boleć głowa. Ciekawe doprawdy czemu?
Chwilę rozmyślała nad tym wszystkim. Potem popatrzyła na pistolet zabrany jednemu z żołnierzy, który ściskała w ręce... i nagle poczuła, że narasta w niej coś takiego dziwnego. To było mniej więcej to samo, co ludziom każe nagle robić rzeczy, których nie powinno się robić. Na przykład przechodzić przez ulicę, choć w obie strony pędzą jak opętane samochody, i to pędzą mimo tego, że akurat w tym miejscu jest przejście dla pieszych (choć bez sygnalizacji), nurkować choć płuca i serce toczy poważna choroba i ma się dziewięćdziesiątkę na karku, ewentualnie przykuwać się nago do drzew, czy nawet strzelać do polityków, choć z góry wiadomo, że to tak naprawdę tylko pusty gest, który nic nie zmieni.
Ogólnie w każdym razie chodziło o coś, co zwało się buntem przeciw ustalonemu porządkowi rzeczy. Albo jakoś tak.
Niestety. Wszyscy politycy pozostali na Mik-Rusie. Tak więc nie mogła zaprotestować, dokonując aktu eksterminacji na którymś z nich. Najbliższe przejście dla pieszych było za daleko, zresztą akurat rzucenie się pod ludzki samochód mogłoby być trochę śmieszne. Natomiast po wpadnięciu do najbliższego ludzkiego zbiornika wodnego ze pewnością wyrosłaby jej dodatkowa kończyna. Przykuwanie się nago do jakiegokolwiek drzewa też jej jakoś nie odpowiadało, choć z pewnością byłoby zauważone.
Ale mogła przecież zapolować na szczura. Na tego nieistniejącego.
Przy odrobinie szczęścia zostanie nawet bohaterem.


Zołza przerwała ponownie opowieść i sięgnęła po kubek z wodą mineralną z posmakiem cytryny. Goście z 3 Drużyny ukręcili gdzieś (od ludzi) cały baniak takiej i teraz każdy mógł się napić czegoś odmiennego od tych witamizowanych napojów z racji wojskowych. Należało tylko najpierw odczekać, po otworzeniu baniaka, żeby spadło stężenie gazu w tym ludzkim napoju. Był taki jeden, co nie odczekał. Mówili, że nawet nieco uniósł się nad ziemię, po tym jak zaczął powiększać swoje rozmiary. A potem... Efekt był mniej więcej taki sam jakby przekuć balon igłą. Tylko było... bardziej mokro.
Zauważyła też, że załoga bunkra wreszcie przestała spoglądać na jej biust... co pewnie nie znaczyło, że przestali tamtemu szczurowi zazdrościć widoku, którego doświadczył przy pierwszym spotkaniu z nią.
- No i co dalej? - nie wytrzymał Byku, gdy cisza zaczęła się nieznośnie wydłużać.
Wzruszyła ramionami.
- Szczerze mówiąc nic specjalnie ciekawego. Zresztą i tak niewiele pamiętam. To było właściwie to samo bum-bum i łubudu oraz trach-trach, które mamy tu na co dzień. No może tylko podsumowane jednym wielkim BUM.
- To znaczy? - jej nowi koledzy nie dawali za wygraną.
Kto w ogóle tu wymyślił, że każdy nowy w karnej kompanii musiał szczegółowo opowiedzieć jak tu trafił. Durny zwyczaj. Ale ludzie mieli taki powiedzenie: wlazłeś między wrony, to kracz jak i one. A skoro się powiedziało A, trzeba było już powiedzieć i B.
- Wymyśliłam sobie, że znajdę tego nieistniejącego szczura. Ale to już wiecie... No to wyruszyłam na poszukiwania... Źle, wróć... Ruszyłam spowrotem, choć wiem, że nie było to najmądrzejsze. Doszłam do wniosku mianowicie, że skoro jest tam gdzieś ten szczur i skoro już na mnie polował, to z pewnością mnie zapamiętał. A w związku z tym na pewno sobie nie odpuści, jeśli jeszcze raz mnie wyczuje. No co? Źle myślałam? To była właściwie pułapka. On wyskakuje na mnie, a ja tym razem mam broń...
- Kiedyś kot czaił się na mnie trzy godziny - oznajmił ni z gruszki ni z pietruszki Byku. - Kiepska sprawa...
- I co? - zapytała Zołza, chociaż sama nie wiedziała po co.
- Połknął mnie. A potem wyrzygał, kiedy okazało się, że moja polimerowa zbroja płytowa była zbyt ciężkostrawna.
- Wiesz, są rzeczy, o których inni nie zawsze chcą wiedzieć. Rozumiesz to, prawda?
- Znaczy chodzi o takie historie, jak na przykład taka, że kiedyś robiliśmy desant wodny przez ludzkie urządzenia sanitarne, ale na sedesie usiadł akurat jakiś człowiek i dokładnie w chwili wynurzenia... Ej! Bolało! Za co to!? - gwałtownie oburzył się Byku, zrywając się ze swego miejsca i trzymając się obiema dłońmi za tyłek.
- Za niewinność - odparł żołnierz nazywający się Zodiak, chowając do pochwy bojowy nóż o bardzo ostrym czubku. - Najczęstszy powód. A ty kończ - polecił Zołzie. - Co było dalej?
- Dalej to trochę głupio wyszło. I tak szczerze mówiąc to ja zbyt dużo z dalszych zdarzeń naprawdę nie pamiętam. Wpadliśmy na siebie w końcu z tym szczurem... A na nas wpadł jeden z tych trzyosobowych oddziałów tropiących drania. Ja przez pomyłkę strzeliłam w ich stronę, oni zdecydowanie z premedytacją odpowiedzieli ogniem. Zrobił się z tego mały młyn, a po chwili już w ogóle było dość głupio; dużo biegania, trochę strzelania, trochę paniki. Niektórzy w ogóle zachowywali się jakby byli z innej bajki. Bardzo szybko pożałowałam, że wpadłam na genialny pomysł z upolowaniem tego szczura.
- Dlaczego?
Zołza spogląda przez chwilę nieobecnie na pytającego. A swoją drogą ciekawe za co wylądował tu taki Zodiak.
Westchnęła.
- Bo przez ten mój omyłkowy strzał polowali już nie tylko na tego uciekiniera z hodowli laboratoryjnej z ogonem i zębami, ale też... to głupie... na sabotażystę, który przeniknął do bazy i z całą pewnością wcześniej uwolnił szczura... Rozumiecie, ubzdurali sobie, że ja to ten sabotażysta... a to było po prostu nieporozumienie.
- I to cała historia? - zapytał ktoś. - Przez to wylądowałaś u nas? Mówiłaś jeszcze o jakimś wielkim BUM?
- A to już zaprzeczam, że to ja. Nie miałam z tym nic wspólnego. Absolutnie. Choć przyznaję, że byłam blisko... Niektórym może się to wydać zabawne, ale był taki moment, że uciekałam ramię w ramię z tym szczurem. Poważnie! Bo i co miałam zrobić, kiedy najpierw chciano mnie zastrzelić, a potem ewentualnie dopiero przesłuchać. W trakcie ucieczki opuściłam bazę i znalazłam się, wraz z tym nieszczęsnym szczurem w tych ludzkich podziemiach, które Ziemianie mają pod wszystkimi budynkami. Przechowują tam różne dziwne rzeczy. I w ogóle... Ogólnie sytuacja w każdym razie wygląda tak, że akurat w nieużywanym przez ludzi pomieszczeniu było zakamuflowane nasze podłączenie do ich instalacji gazowej. Wiecie, gaz, który oni używają w gospodarstwie domowym, po niewielkim przetworzeniu, można używać w części naszych pojazdów...
- I?
- I jakiś geniusz odpalił tam pocisk samonaprowadzający. A pocisk bynajmniej nie trafił szczura. Trafił w to podłączenie. Bogowie tylko wiedzą, czemu. To przez to, co potem się stało, chyba trochę miesza mi się w głowie odnośnie tego, co było potem.
- BUM - powiedział rezolutnie Byku.
- BUM - potwierdziła Zołza. - Duże, bo przecież wybuchł jeszcze gaz. Załoga posterunku obserwacyjnego na pobliskim drzewie podobno potem się zarzekała, że zaraz po wybuchu widziała przelatującego w pobliżu z dużą prędkością szczura. Kawałek dalej podobno usiłował z lotu koszącego zaatakować nasz patrol. Ale trochę go przeniosło.
- Przez to cię tu wysłali? - zapytał Zodiak.
- Nie. Nie przez to.
Chwila konsternacji. Naprawdę mieli głupie miny.
- Ale przecież... W tym wszystkim chodzi przecież o to, że każdy nowy, który tu trafi, musi opowiedzieć dlaczego tu trafił. A ty mówisz teraz, że nie przez tego szczura, wybuch i tak dalej.
- Bo nie.
- No to po co nam to opowiedziałaś?
- Bo najważniejszy powód jest po prostu nudny i banalny. Dostałam przeniesienie do karnej kompanii, bo napisałam list.
Tym razem zdziwienie.
- Że jak?
- Leżąc w lazarecie, zastanawiając się, czy moje brwi mi kiedykolwiek odrosną, miałam jednocześnie wiele czasu na zastanawianie się nad tym wszystkim. Nad ideą Podboju, nad założeniem, że zostaliśmy stworzeni do dominacji w kosmosie, nad tym, że tak bardzo pragniemy urzeczywistnienia naszych rojeń, że nie dostrzegamy oczywistych prawd. Wreszcie nad sensem tych wszystkich założeń Wojen Błyskawicznych i sensem programu Niejawnej Inwazji, który realizujemy na Ziemi... Skończyło się tym, że wystosowałam bardzo nieprawomyślną depeszę do dowództwa na Mik-Rus, gdzie to wszystko poddałam wątpliwości i bardzo wyraźnie podkreśliłam, że chyba jesteśmy za mali na podbój wszechświata. Po prostu za mali. Dosłownie i w przenośni - Zołza przerwała na moment i potoczyła wzrokiem po wszystkich. - I tak jestem teraz tutaj, i opowiadam o szczurach i wybuchach.
Nie można było powiedzieć, że wywołała swoim oświadczeniem jakąś sensację. Było zasadniczo tylko kilka westchnięć i pełnych rezygnacji machnięć rękami. Co ostatecznie ciekawego jest w napisanym w chwili słabości liście? Nawet nieprawomyślnym... Tylko Byku wyraźnie usiłował wymyślić jakąś mądrą odpowiedź i zdecydowanie mu to nie szło. Przypuszczalnie zresztą dalej by się pocił, gdyby nagle nie ogłoszono alarmu bojowego, co objawiło się wściekłym wyciem syren i ogólnym brakiem organizacji. Jak to w wojsku. Wszyscy rzucili się oczywiście do swych stanowisk, gotowi oczywiście i bez wątpienia oddać swoje marne życie za sprawę Podboju. Zołza także ustawiła się przy szczelinie strzelniczej ze swoim karabinem, opierając kolbę o ramię i spoglądając poprzez przyrządy celownicze w stronę zbliżającego się niemożliwie rozległym korytarzem piwnicznym (niemożliwie rozległym z punktu widzenia Mikrusjan)... stada szczurów. Szczury bowiem jakoś tak dziwnie uwzięły się na Mikrusjan, niemalże od chwili ich przybycia i założenia pierwszych przyczółków. Może chodziło o coś tak banalnego jak walory smakowe? A może i nie. Za chwilę miała się rozpętać walka na śmierć i życie, a ona tymczasem nie mogła przestać myśleć nad tym, że z tym całym Podbojem jest chyba zdecydowanie coś nie halo, skoro po przybyciu na planetę wroga, siły inwazyjne walczą ze szczurami, pająkami i innym gadami z lokalnej fauny - a czasem i flory - po prostu usiłując utrzymać się przy życiu. A prawdziwy wróg nawet nie wie, że właśnie próbuje się go podbić z mozołem, w trudzie i znoju, we krwi i w pocie...
Naprawdę coś tu z tym wszystkim było bardzo nie tak.
Lecz po chwili przestała myśleć i zaczęła walczyć, mimowolnie realizując z ognistym zapałem ideę Podboju. Jakkolwiek sprawiało to wrażenie nieco wymuszonego zapału. Lecz może to dlatego, że był to ten rodzaj zapału, jaki zawsze się pojawia, gdy jakakolwiek istota chce pozostać w jednym kawałku.
A najlepiej nawet nie nadgryziona.

Podpis: 

P.Wójcik Kwiecień 2007
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Sen o Ważnym Dniu Moc słów Podstęp
Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny). - Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała Historia trudnej miłości, która powraca po latach.
Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100
Sponsorowane: 15Sponsorowane: 13
Auto płaci: 100

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2024 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.