https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
30

Opowiadania z Wieloświata: Siostra Czerwień cz.3

  Duszy twarze  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W sierpniu nagrodą jest książka
Wszystkie złe miejsca
Joy Fielding
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Opowiadania z Wieloświata: Siostra Czerwień cz.3

Duszy twarze

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Krzyż

Traumatycznie. Przeczytaj i spróbuj zrozumieć, co powinno spotkać właśnie Ciebie.

Brak

Wiersz filozoficzny

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

Nowozrodzenie

Czym jest zbawienie.

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
2475
użytkowników.

Gości:
2475
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 61007

61007

Podróż bez słońca - Rozdział 10

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
10-02-24

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Fantastyka/Komedia/Przygoda
Rozmiar
16 kb
Czytane
1587
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
10-02-24

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: carys Podpis: C.V.
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
:)

Opublikowany w:

Podróż bez słońca - Rozdział 10

Rozdział 10
PODRÓŻ PO CZARNYM MORZU

Czarne Morze nie należało do najbezpieczniejszych wodnych zbiorników Podmroku. Nieobeznani w czyhających w jego toni niebezpieczeństwach mogli łatwo pożegnać się z życiem, na dobre nie odpłynąwszy od brzegu. Czarne wody największego podmrocznego zbiornika słusznie okrywały się ponurą sławą, wciąż czymś zaskakując.
Najładniejszym również nie było. Zresztą w ogóle trudno tu cokolwiek powiedzieć o jego wyglądzie czy urodzie, skoro dwadzieścia cztery godziny na dobę zalegały nad nim ciemności.
Południowo - wschodnia część Czarnego Morza, wedle informacji zaczerpniętych u Raphaela, stanowiła niedostępne klify będące siedzibą najmroczniejszych, wodnych stworzeń, jakie można było spotkać w Podmroku.
Północne wybrzeża, dla odmiany, porastały bladozielone rośliny, które powierzchniowcy, od biedy, mogliby nazwać drzewami. Drzewami bez liści, bowiem te zielonkawe, czasem szarawe formacje roślinne przypominały wyschnięte konary, wewnątrz puste i spróchniałe.
Z martwych konarów zwieszały się blade, zielonkawe porosty, na których widok Dani cierpła skóra. Dosyć dobrze znała to miejsce. Tędy właśnie prowadził jeden ze szlaków na powierzchnię, z którego najczęściej korzystali przemytnicy z Powierzchni. Panna Paradise również.
Nie było to miłe miejsce.
I właśnie w tym kierunku zmierzali.
Kilkaset metrów od brzegu Raphael, prowadzący motożagiel, wyłączył reflektory i drużyna na chwilę pogrążyła się w złowrogich ciemnościach.
Przez taflę wody niósł się tylko świst motoru poruszającego pojazdem, którego chwilę później Raphael też wyłączył.
Nastała ponura cisza.
Czarne Morze znane było z tego, że znajdowało się na nim pełno ukrytych, podwodnych raf i zdradliwych skalnych wysepek, na których lądował każdy niedoświadczony i zbyt pewny siebie drowi marynarz.
Nawet najcichsze dźwięki niosły się echem daleko po tafli czarnych wód, odbijały od skalnej kopuły oddzielającej morze od Powierzchni, której i tak nigdy nie można było dojrzeć z poziomu wody, i mogły obudzić wiele niebezpiecznych stworzeń ukrytych w głębinie.
Drizzt włączył lampę z przodu motożagla, której mdły blask tworzył na czarnej wodzie posępne, zielonkawe refleksy i zabarwił żagiel pojazdu na nieco paskudny, szarawy kolor.
Wszystkie motożagle przypominały kształtem motorówki, z tą tylko różnicą, że urządzenia wprawiające w ruch pojazdy, wdmuchiwały mocny strumień powietrza na żagiel rozpostarty tuż nad przednią częścią motożagla. Dlatego też dziób pojazdu, wraz z miejscem przeznaczonym dla pilota, był nieco wyżej usytuowany niż reszta motożagla.
Raphael chwycił przewieszoną przez fotel pilota lornetkę i popatrzył przez nią.
Carys spojrzała wymownie na Xiitane i wskazała na pilota motożagla, lecz ta tylko mruknęła:
-Jak ma dobry wzrok...
W końcu nie od dziś wiadomo, że drowy jako mieszkańcy Podmroku, świetnie widzieli w ciemnościach.
Raphael gestem nakazał ciszę i przez chwilę nasłuchiwał.
Reszta podróżników spokojnie siedziała na swoich miejscach na pokładzie, i czekała na dalsze decyzje co do ich celu podróży.
Milo, który wreszcie odzyskał przytomność, wychylił łebek z kaptura swej pani i rozejrzał się dookoła. Stwierdziwszy, że nadal znajduje się tam, gdzie jemu się nie podoba, schował się w ulubionej kryjówce, mamrocząc coś pod nosem.
-Na morzu cicho. Pogoń jeszcze nie ruszyła - obwieścił Raphael i dodał po chwili, ze złośliwym uśmieszkiem: - Zanim rozładują dynamit z pozostałych motożagli, my będziemy daleko. Może w końcu przestaną odkładać robotę na później...
-Chciałbyś, żeby wyciągnęli takie wnioski? - przerwał mu Drizzt, siedzący obok niego w fotelu pilota-zmiennika.
-Masz rację. To ograniczyłoby "sprytnym" uciekinierom pewne możliwości - drow pokiwał głową z aprobatą.
-A tego przecież nie chcemy, prawda? - Drizzt uśmiechnął się i odwróciwszy w fotelu, spojrzał na towarzyszy, którzy z dosyć niepewnymi minami siedzieli z tyłu motożagla.
Raczej nie odetchnęli z ulgą, na wieść o tym, że pościg jeszcze nie ruszył. To działało na ich korzyść i dawało pewną przewagę, lecz wiedzieli, że Morton nie da za wygraną i nie pozwoli, by jacyś Powierzchniowcy swoją ucieczką skompromitowali go w oczach przełożonego.
Dani kurczowo ściskała wypełnioną dynamitem torbę, zważywszy jednak na potężny ładunek tego wybuchowego materiału, leżący w skrzyniach za jej plecami, nie było to chyba konieczne.
Siedzący obok niej Anaron uważnie śledził każdy ruch panny Paradise, a wiedząc, do czego jest zdolna, tym bardziej łypał na nią oczyma. W rękach Dani dynamit był naprawdę bardzo wybuchową i nieprzewidywalną bronią.
-Raphaelu, jak daleko jeszcze? - zapytała w końcu Xiitane, przysuwając się do fotela pilota.
-Wędrowiec lubi ciche i mało tłoczne miejsca, więc, jakżeby inaczej, wybrał najdalej położoną na północ zatokę Czarnego Morza. To minimum pięć godzin drogi z Menzoberranzan - wyjaśnił Raphael, wyjmując spod fotela pomiętą mapę i wskazując drogę.
Xiitane zmarszczyła brwi, a Arew tylko złapał się łapkami za głowę.
-Pięć godzin mordęgi w tej pływającej, bzyczącej beczce! - zamiauczał żałosnie, a Milo mu przykraknął:
-Tym razem, nielocie, jesteśmy w tak samo paskudnej sytuacji - obwieścił.
Raphael włączył silnik i na najniższym biegu ruszył dalej.
-A niech to... - syknął Requel.
Drizzt położył palec na ustach.
-Ciszej, mój siostrzeńcu. W tych wodach mieszka wiele niebezpiecznych i niezidentyfikowanych potworków, które bardzo nie lubią hałasu - upomniał.
-O tak! A motożagiel to bardzo cichy sprzęt pływający - westchnął blondyn, kręcąc głową.
I chyba w złą godzinę, bo w tym właśnie momencie w smudze mdłego, zielonkawego światła pojawiła się długa szyja jakiegoś gada, który właśnie wynurzał się z czarnej toni.
Towarzystwo zgodnie wrzasnęło, a motożagiel przejechał po szyi gada, niezorientowanego w sytuacji i dalej żującego jakieś brązowawe kłącza unoszące się na powierzchni wody. Motożagiel szybko ominął niebezpieczne stworzenie. Raphael odetchnął z ulgą, zmienił kurs pojazdu... i wjechał na kolejnego gada.
-A niech was szlak!... - wrzasnął pilot. - Właśnie teraz musicie robić przerwę na lunch?!
Motożagiel ześlizgnął się z bladobrązowej szyi gada, dzwoniąc o wystające zeń kręgi szyjne i wystrzeliwszy jak z procy, chwilę poszybował w powietrzu. Uderzył w taflę wody, która całkowicie zalała pokład.
Xiitane z obrzydzeniem popatrzyła na sukienkę wybrudzoną brązowawymi, gnijącymi kłączami, które z taką lubością żuły gady.
-Niech ktoś ze mnie to zdejmie! - stęknęła, zatykając nos.
Reszta miała nie lepsze miny.
-Paskudna dieta! - stwierdził z niesmakiem Beld.
Coś uderzyło w dno pojazdu i ten przez chwilę chybotał się niebezpiecznie na boki.
Raphael czym prędzej docisnął gaz do dechy, by jak najszybciej pozbyć się towarzystwa nieproszonych gadów, które mogłoby skończyć się szybkim zatopieniem motożagla.
Pojazdem szarpnęło na boki.
Usłyszeli narastający huk.
Ostry nurt niósł ich w kierunku... podziemnego wodospadu.
Raphael ponownie zapuścił motor. Urządzenie tylko zakasłało i stanęło.
-A niech to! Czyjeś śniadanie wkręciło się w śrubę! - krzyknął, próbując odpalić motor.
-I co teraz? - Dani spojrzała z przestrachem na pilota.
-Lepiej się czegoś złapmy, bo będzie jazda! - wykrzyknął Drizzt, uczepiwszy się burty.
Huk spadającej wody potężniał w uszach przyprawiając naszych przyjaciół o dreszcze.
Anaron kurczowo uczepił się ramienia eks narzeczonej i wyszczerzył zęby, kiedy Xii spojrzała na niego wściekle.
-Spokojnie, kotku, jestem przy tobie! - wymamrotał z udawaną wesołością.
Xiitane nie zdążyła z ripostą, gdyż w tej właśnie chwili motożagiel przechylił się ponad krawędź wodospadu, który z potwornym hukiem nikł w czarnej otchłani.
Raphael pokręcił sterem, by skierować swoją łódź w bezpieczniejszy tor lotu.
Zaczęli spadać, przy akompaniamencie wrzasku Belda i Aniego, od którego reszcie o mało nie popękały bębenki.
Motożagiel bokiem uderzył o pierwszy próg wodospadu i ferajna o mało nie wylądowała za burtą, gdy ich środkiem transportu szarpnął nurt wodospadu. Metalowe szyny spajające deski pokładu zajęczały ostrzegająco.
Chwilę kręcili się w kółko, mając żołądki w gardle, lecz spadająca woda porwała pojazd dalej.
Raphael mocniej chwycił ster, odwrócił motożagiel bokiem do wodospadu i mocniej związał linę przytrzymującą żagiel, by zwiększyć opór powietrza.
Uderzyli w kolejny próg i zjechali po stercie poskręcanego żelastwa i połamanych desek. Motożagiel obracał się w kółko, aż wreszcie tyłem dobił do metalowej płyty tarasującej drogę nad przepaść. Tuż za nią rozciągała się niczym nie ograniczana, czarna przestrzeń, w której nikły wody wodospadu.
Zatrzymali się.
Xiitane schwyciła w objęcia Anarona i ucałowała jego oba policzki.
-Czyżby powrót do narzeczeństwa? - zauważył elf, na co srebrnowłosa wymierzyła mu tęgi policzek. - No, ale nie tak! - oburzył się Ani, a Xiitane schwyciła Arewa.
-Wszyscy żyją? - zapytał Drizzt, pomagając siostrzeńcowi odczepić się od nadłamanej burty.
-Chyba tak - wysapała Carys, próbując zrzucić ze swego grzbietu wyładowaną dynamitem torbę Dani i belkę przytrzymującą żagiel w odpowiedniej pozycji, która niefortunnie raczyła ją przygnieść. - Chociaż zaraz przyda mi się sztuczne oddychanie - westchnęła.
-Jestem do usług! - Raphael natychmiastowo doskoczył do panny Velmondo.
Carys chwyciła się za głowę i wymamrotała coś pod nosem.
-Czy ty nigdy nie masz dość? - dodała głośniej, z nieskrywaną złością w głosie i poszukała wzrokiem Dani. - Stara, rusz te cztery litery i weź swój pakunek, jeżeli chcesz mnie jeszcze widzieć żywą! - warknęła i panna Paradise czym prędzej pozbierała swoje "śmieci", z ubolewaniem licząc straty, bowiem podczas niefortunnego zjazdu po wodospadzie stracili wszystkie skrzynie z dynamitem i resztą zapasów pozostałych na motożaglu od jego ostatniej wyprawy.
Raphael schwycił Carys pod ramię, pomógł jej stanąć i otrzepał jej ubranie z brudu.
Ta tylko westchnęła i skrzyżowała ręce na piersiach, z grymasem przyglądając się poczynaniom drowa.
-Widzę, że mój drogi pilot motożagla usilnie próbuje nawiązać znajomość z moją przyjaciółką - zachichotała Dani, figlarnie mrużąc oczy do drowki.
-Co tak na mnie patrzysz? - odburknęła Carys, mierząc rudowłosą groźnym spojrzeniem. - Ten nadgorliwiec nie daje mi żyć!
Xiitane chrząknęła i podążyła za Requelem i Raphaelem, którzy właśnie określali położenie miejsca, w którym się znaleźli i ustalali możliwości jego jak najszybszego opuszczenia.
-Przestaliście już gadać o amorkach? - zawołał Drizzt. - Musimy jakoś się stąd wydostać.
-Gdzie my właściwie jesteśmy? - zapytał Beld.
-Na cmentarzysku okrętów - obwieścił ponuro Raphael, rozkładając mapę. - Zboczyliśmy z kursu.
-Po prostu super! - żachnął się Anaron.
Raphael włączył reflektor i wiązką silnego światła omiótł otoczenie.
Wysoko z krawędzi wodospadu, teraz dla nich niewidocznej, spadały strugi czarnej wody i dzieliły się na progu w kilka mniejszych i węższych wodospadów. Drogę wodzie przesłaniała wielka, metalowa płyta do połowy zagrzebana w pozostałościach drowich okrętów, które dawno temu rozbiły się o próg wodospadu. To właśnie po niej ześlizgnął się motożagiel Raphaela, by wylądować w stercie poskręcanego żelastwa, całkowicie odciętej od nurtu wody.
Motożagiel zsunął się niżej, przechylając na jeden bok. Bagaż leżący luźno na pokładzie pofrunął w przepaść.
Nasi znajomi mocniej schwycili burty pojazdu, z przestrachem patrząc w dół. Jak najszybciej trzeba się stąd wydostać!
-Gdyby pozbyć się tego żelastwa - zauważył Requel, wskazując na górę, po której właśnie zjechali - prąd poniósłby nas w dół wodospadu.
-Trochę tu stromo - zauważyła Carys, wychylając się zza burtę motożagla.
-Moja pani, zdążyłaś już poznać moje zdolności manualne, więc bez obaw - Raphael przycupnął obok niej.
-Jasne, dzięki tobie władowaliśmy się w to żelastwo! Doprawdy, mistrz kierownicy! - prychnęła panna Velmondo. - Tylko patrzeć, jak połamiesz nam wszystkim karki tymi swoimi zdolnościami!
Drow posmutniał.
-Prędzej czy później i tak musielibyśmy się dostać na niższy poziom Czarnego Morza - odparł. - Tylko bliżej północnych brzegów są łagodniejsze zejścia.
-Morze z wodospadami - syknęła Carys niedowierzająco.
-Dani, daj dynamit - zawołała Requel. - Zrobię bombę.
Carys i złodziejaszkowie popatrzyli na niego ze zdziwieniem.
-No co ty... - drowka potarła dłonią szczękę.
-W końcu jestem specem od kombinowania, no nie? - Requel łobuzersko zmrużył oczy a wujaszek Drizzt przytaknął.
-Dajcie mu się wykazać - rzekł i skinął na rudowłosą. - Dani, dynamit.
Panna Paradise rozejrzała się za swoją torbą.
-O kurczę, mało zostało - dodała, wyciągając jedną, jedyną laskę dynamitu, która jeszcze pozostała w jej torbie.
-Musi starczyć - zdecydował Requel, ważąc w dłoni dynamit i oglądając go ze wszystkich stron.
-Masz tym zamiar rozwalić tę stertę żelastwa? - zapytał Drizzt.
Requel pokiwał głową.
-Ma ktoś jakieś zapałki? - zapytał. - Potrzebuję także jakiejś linki lub kawałek druta.
Reszta zaczęła przeszukiwać kieszenie w nadziei, że znajdą któryś z żądanych przedmiotów. W ostateczności mogli skorzystać ze "zbiorów" znajdujących się na cmentarzysku okrętów.
Po półgodzinie bomba została zmontowana i Requel wyskoczył z łodzi, i ruszył w upatrzone wcześniej miejsce, by założyć ładunek.
Blondyn włożył bombę jak najgłębiej w stertę żelastwa odgradzającego motożagiel od wód wodospadu i, pociągnąwszy za sznur, wrócił do pojazdu.
-A teraz wszyscy na ziemię! - zawołał i podpalił sznur zdobycznymi na Raphaelu zapałkami.
Żółtawy płomyk chyżo podążył po namoczonym w nafcie sznurze.
Chwila ciszy...
I nic się nie stało.
Towarzystwo popatrzyło na Requela z wyczekującymi wyrazami twarzy.
-Może sznurek był mokry... - odparł blondyn, drapiąc się po głowie.
Już miał zamiar wyskoczyć z motożagla i sprawdzić, co się stało, gdy wtem usłyszeli poprzez huk wodospadu dźwięk zbliżającego się pojazdu.
-O kurczę! To Morton i jego ekipa! - wrzasnął Raphael, aż nazbyt dobrze znający odgłos wydawany przez silnik motożagla.
W tej chwili wybuchł ładunek, który podłożył Requel. Motożagiel Raphaela zalała woda i poniosła w dół, po pochyłym zboczu usypanym przez resztki niegdysiejszych drowich okrętów.
Usłyszeli wrzask drowów, podróżujących pojazdem Mortona, którzy uchwyciwszy się resztek zniszczonego przez wybuch motożagla, płynęli tuż za nimi.
Po kilku, niemiłych w skutkach dla pasażerów, zderzeniach ze skałami, w końcu nasi znajomi wydostali się na spokojną wodę. Odetchnęli z ulgą. Przynajmniej na razie.
Na pokład motożagla wpadł Morton i ujrzawszy Raphaela wyszczerzył zęby w złowrogim uśmieszku.
-O ty! Pamiętasz, co ci obiecałem? - syknął, wskazując palcem na pilota.
-Dzięki, ale nie skorzystam - Raphael wymierzył swemu byłemu dowódcy cios w zęby i Morton wypadł z krzykiem za burtę.
Czegoś takiego na pewno nie spodziewał się po swoim gamoniowatym podwładnym.
-No, proszę! Czegoś się przy nas nauczyłeś - Anaron poklepał drowa po plecach, z aprobatą dla jego poczynań.
Raphael uśmiechnął się.
-Jeszcze cię dopadnę! - wrzasnął Morton, uczepiony kawałka deski. - Masz pewne, że cię oskalpuję i skrócę o głowę!
-Nie znoszę przemocy - mruknęła Xiitane z niesmakiem.
-Uważaj, z kim zadzierasz! - Raphael dumnie wypiął pierś, lecz w tym właśnie momencie łódź obiła się o wystającą skałę i drow wylądował w wodzie.
Drow z przerażeniem bił rękoma wodę, próbując utrzymać się na powierzchni.
-Nie umiem pływać - pisnął.
Carys westchnęła i przechyliwszy się nad burtą wyciągnęła rękę ku pilotowi. Chwilę później i ona wylądowała w wodzie. Raphael kurczowo uczepił się jej ramienia i panna Velmondo o mało nie utonęła, zachłystując się wodą.
Z głośnym sapaniem wyciągnięto ich na pokład.
-Moja pani - Raphael z wdzięcznością zawiesił się na szyi Carys. - Bez pani bym już dawno zginął.
-I to ma być drow? - syknęła do siebie panna Velmondo.
-To przeznaczenie - wypalił Raphael a drowce opadły ręce.
-Nie dość, że oferma, to jeszcze przesądy mu w głowie! - skwitowała z kwaśną miną, desperacko próbując uwolnić się z objęć Raphaela, lecz jej próby spełzły na niczym.
Reszta wybuchnęła gromkim śmiechem.
***
Tego samego dnia Morton z niezbyt wesołą miną składał raport z pościgu swemu przełożonemu. Wprawdzie wysłał w ślad za uciekinierami oddział swych najlepszych żołnierzy i łowcę, lecz nie miał pewności co do tego, czy pochwycą zbiegów zanim ci wydostaną się na Powierzchnię. Nie wspomniał jednak swemu przełożonemu o tym ani słowa.
Algernon po wysłuchaniu raportu zupełnie stracił dobry humor, lecz w jego głowie błąkał się już kolejny, chytry plan.
-Pragną spotkać się z Wędrowcem? - zapytał, stukając piórem o biurko.
-Tak, panie - przytaknął Morton, gnąc się w pokłonach.
-Obawiam się, że czeka ich spora niespodzianka - odparł nieco tajemniczo Algernon i skinął na stojącego przy drzwiach drowa. - Largo, zaniesiesz wieść Pani Czarnego Księżyca...

Podpis: 

C.V. kwiecień 2005
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Sen o Ważnym Dniu Podstęp Krzyż
Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny). Historia trudnej miłości, która powraca po latach. Traumatycznie. Przeczytaj i spróbuj zrozumieć, co powinno spotkać właśnie Ciebie.
Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100
Sponsorowane: 13
Auto płaci: 100
Sponsorowane: 12

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2024 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.