https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
50

IRRACJONALNI

Autor płaci:
30

  Co jeśli twój irracjonalny napęd przestaje działać?  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W październiku nagrodą jest książka
Przesyłka
Sebastian Fitzek
Powodzenia.

SPONSOROWANE

IRRACJONALNI

Co jeśli twój irracjonalny napęd przestaje działać?

Trzy tematy na spotkanie

Jednoaktowy dramat dotyczący zmyślonej (?) codzienności.

Hagan - Wyjście w mrok

Pierwsze fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda.

Hagan - Ciało bez kości

Drugie fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Kolejne pojawi się niebawem. (Prolog w opowiadaniu Wyjście w mrok)

Telefon, który nigdy nie dzwoni….

Jest to lekka przeróbka, moich pierwszych bazgrołów, opowiada o życiu nastolatka, zabawne perypetie i zdarzenia jakie, zdawałoby się nie mają prawa bytu w normalnym świecie. Jednakże bywa i tak, że takie zdarzenia, w porównaniu z życiem, to nic nadzw

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Dzwonnik z Notre Dame

W gruzy się sypie...

TENEBRIS

Ciemność jest wokół nas. A jeśli jest także w Tobie?

INNI

Och, młodzi moi, okultyzm to Wasz wróg! (Z dorosłymi nie inaczej...) Całość w księgarniach.

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1723
użytkowników.

Gości:
1722
Zalogowanych:
1
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 61276

61276

Podróż bez słońca - Rozdział 13

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
10-03-10

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Fantastyka/Przygoda/Podróże
Rozmiar
12 kb
Czytane
1492
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
10-03-10

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: carys Podpis: C.V.
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
:)

Opublikowany w:

Podróż bez słońca - Rozdział 13

Rozdział 13
Niespodziewany gość

Już ponad miesiąc minął, odkąd Xiitane, Carys i ich przyjaciele wyruszyli w drogę.
Państwo Vogelowie początkowo okazywali obawy o zdrowie swej córki, lecz przekonani przez hrabiego Caleba, iż Carys lubi pełną swobodę i nieliniowość działań i dlatego nie przesyła żadnych wieści, nieco uspokoili się i zaczęli zaprzątać głowę własnymi problemami. Co do zapewnienia Dre o tym, że jej brat, Drizzt Do'Urden, nie pozwoli skrzywdzić Xiitane, mieli pewne wątpliwości. W końcu to był drow, nieprawdaż? A drowy potrafią zaskakiwać.
Xantipe zaczynała też powoli snuć plany powrotu do Illaivlen, od tak dawna pozbawionego opieki swej księżycowej władczyni. Pozostawało pytanie, czy Illaivleńczycy są przygotowani na jej powrót. A co, jeżeli w mieście zapanował uzurpator, tak jak miało to miejsce za czasów Xylosii, jej matki?
Myśl ta nie dawała jej spokoju i za namową męża rozsyłała w okolice poddanych sobie zwiadowców, którzy mieli zorientować się w sytuacji. Dodatkowo intrygowała ją postać zagadkowej Melusy, dążącej do przejęcia władzy Xantipe. Srebrnowłosa elfka nie wątpiła, że to na jej polecenie została wraz z mężem uwięziona przez Orła, chciała jednak za wszelką cenę poznać przeciwniczkę , niewątpliwie bardzo groźną, jeżeli Melusa rzeczywiście była w posiadaniu drugiej połowy księżycowego talizmanu… i bardzo głupią, jeżeli odważyła się na ten czyn.
Wieści, które tego dnia dotarły do posiadłości hrabiego Velmondo, skłoniły Vogelów do powzięcia decyzji o natychmiastowym powrocie. Illaivlen potrzebowało swej pani…
***
Marew Bigbit od wielu już dni podróżował na północ, szukając domu swej przyjaciółki Carys.
Zaraz po tym, jak otrzymał pieniądze od Nathaniela, wyruszył na południowy zachód z zamiarem popłynięcia do swego rodzinnego domu. Po wielu, wielu latach, podczas których nie dawał żadnych oznak życia, w końcu postanowił przypomnieć o sobie bliskim, chociaż miał pewne obawy, co do tego pomysłu.
Wiedział, po trochu zasięgając języka u Kesera, znajomego mu żeglarza, z którym jeszcze do niedawna utrzymywał znajomość, że jego ucieczkę rodzina potraktowała dosyć jednoznacznie, a Manty Bigbit, ojciec Marewa, ostatecznie wydziedziczył syna. Ale młody Bigbit miał swoje powody. Wtedy miał...
Ale się rozczarował.
Kobieta, którą wtedy kochał, pojęła innego za męża. Porażka...
Marewowi nie pozostawało więc nic innego, jak tylko błąkać się po Krainach mając nadzieję, że w końcu znajdzie swoje miejsce.
Gdy w końcu zarobił większe pieniądze, chociaż trudno tu powiedzieć, by sposób, w jaki wszedł w ich posiadanie, był w stu procentach uczciwy, postanowił wrócić. Początkowo Marew myślał, by zainwestować w szkołę dla skrzypaczy (oczywiście to pan Bigbit byłby jej "głównodowodzącym"), lecz dosyć nieszczęśliwie uświadomił sobie, że kompletnie się do tego nie nadaje.
W porcie w Travis natomiast poinformowano go, że żaden ze statków nie może wyruszyć na morze. Zarządzeniem nowego pana w okręgu nadmorskim wstrzymano wszelkie wyjazdy aż do czasu zakończenia deszczowej pory, w ostatnich okresach dosyć zgubnej dla przebywających na wodach statków, i Marew, nie wiedząc, co z sobą począć, a przypomniawszy sobie złożoną jakiś czas temu obietnicę pewnej na pół drowiej damie, postanowił odszukać przyjaciół, którzy już wcześniej podali mu pomocną dłoń.
I tak, wędrując i pytając po miastach, dotarł w końcu w pobliże Is, a upewniwszy się, że to tutaj zamieszkuje panna Velmondo, ruszył do dworu.
Nieco zbiła go z tropu wieść o tym, że pan Velmondo jest dosyć wpływowym w okolicy hrabią i może go po prostu kazać wygnać ze swego domu za zbytnie naruszanie prywatności.
Posiadłość Velmondów była prawdziwym pałacem. Skrzypek jeszcze nigdy nie bywał w tak ogromnych domach.
Marew, idąc obsadzaną cisami i jesionami aleją, układał w myślach przemówienia, jakie skieruje do hrabiego. Lecz na widok pierwszej napotkanej we dworze osoby o mało nie zemdlał.
Kolma, bo to właśnie była ona, z groźnym grymasem na twarzy zmierzyła intruza od stóp do głowy i rzuciła pytanie o powód wizyty.
-Chciałbym zobaczyć się z panną... - zaczął nieśmiało Marew, nerwowo mnąc w dłoniach skraj podróżnego płaszcza.
-Carys wyjechała i nie wiem, kiedy na powrót zawita we dworze - obwieściła Kolma, mrużąc oczy i nieco wściekle patrząc na ubłocone buty Marewa, które już zdążyły odcisnąć kilka śladów na świeżo przez służącą wypastowanej podłodze.
Marew dopiero po pół minucie zorientował się, o co Kolmie chodzi... i na jego nieszczęście, stanął na dywanie.
-A hrabia? - zapytał jeszcze ciszej, nieco przerażony tym, że Kolma zaczyna podkasywać rękawy z wyraźnym zamiarem wyrzucenia natręta na cztery litery.
-Zajęty – służąca odparła z wyraźną groźbą w głosie, by Marew w końcu umilkł i usunął się z jej wypastowanego terytorium - lecz wątpię, czy zechciałby się widzieć z panem... jak nazwisko?
-Bigbit. Marew Bigbit - skrzypek skłonił się nisko.
-Aa... wędrowny grajek? - Kolma spojrzała na futerał przewieszony przez ramię Marewa dosyć jasno określający "profesję" przybysza.
-Gram na skrzypcach - Marew uśmiechnął się nieznacznie. Najwyraźniej jego sława już dotarła do posiadłości Velmondów, co trochę go zmartwiło. - Mogę zademonstrować - zaproponował.
Kolma szybko klasnęła w dłonie i kazała dwóm ochroniarzom, którzy nagle pojawili się znikąd, wyrzucić grajka, zanim ten narobi we dworze szkód. Z opowieści Carys i Xiitane wiedziała już, kto odwiedził progi tego domu. Lecz w tym właśnie momencie u szczytu schodów stanęła Deirdre.
Marewowi na jej widok opadła kopara.
Drowia dama już na wstępie onieśmielała wszystkich bijącym w jej postawie majestatem i władczością, jakie zresztą nie były obce żadnemu drowowi. Wymyślna suknia, prawie w całości składająca się z różowych koronek, trochę zbyt skąpa jak na szlacheckie kanony, tworzyła długą rysę na wizerunku „władczyni”, bardziej upodabniając ją do panien do towarzystwa, i ostro kontrastowała ze strojami pozostałej części dworu ubierającej się w nieco dłuższe i mniej powycinane stroje.
Rude włosy Dre, będące kolejnym powodem zachwytu, na pół upięte były w wymyślny kok na pół spływały luźno po nagich ramionach drowki,.
Deirdre, widząc grajka miotającego się pomiędzy dwoma gorylami kazała przyprowadzić go do siebie.
-Ależ pani - Kolma żywo zareagowała na polecenie przełożonej - to ten...
-Mam do niego kilka pytań - Dre uśmiechnęła się i skinęła na grajka.
Marew czym prędzej pospieszył za Dre i jej falującą masą różowawych koronek wściekle pachnących jaśminem, nie zważając na gniewne okrzyki Kolmy, która po raz kolejny tego dnia została zmuszona do wypastowania podłogi.
Rudowłosa drowka zaprowadziła go do salonu. Krok w krok za nim podążali dwaj potężni ochroniarze z wzrokiem wlepionym w Marewa.
Bigbit był troszeczkę przerażony, widząc kolejnego drowa i zaczął się zastanawiać, jak też będzie wyglądał sam hrabia Velmondo.
-Podróżowałem z panną Velmondo - zaczął nieśmiało Marew, siadając na wskazanym przez drowią panią krzesełku przy niskim, hebanowym stoliku zastawionym różnorakimi filiżaneczkami.
Złotawy wzrok rudowłosej, uporczywie wpatrujący się w niego, krępował Marewa nieznośnie.
-Moja córka wspominała o tym - odparła Dre, siadając na krześle naprzeciw grajka i oparła podbródek na nadgarstkach. - Czemu zawdzięczamy tę wizytę? - zapytała.
Marew chrząknął i spojrzał w podłogę, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.
-Przychodzę z Travis. Chciałem... chciałem zapytać, czy panna Carys nie zechciałaby... - pod bacznym wzrokiem Deirdre Marew zaczął się plątać. - Obiecałem. Miałem zagrać.
-Zagrać - powtórzyła Dre, przekrzywiając twarzyczkę.
Marew szybko pokiwał głową.
-Ale Caryski nie ma, więc to będzie musiało zaczekać - obwieściła Dre najbardziej słodkim głosikiem, jaki można było usłyszeć u tej drowiej pani.
-Tak, rozumiem, pani... To może... mógłbym - Marew wyszczerzył zęby w nerwowym uśmiechu.
-Co porabiałeś w Travis? - zapytała rzeczowo Dre.
-Chciałem płynąć do Gatsea. Ale odwołano wszystkie rejsy na czas deszczowej pory... poza tym w mieście aż roiło się od drowów... za przeproszeniem, pani, ale nie znoszę tych... bydlaków - wypalił Marew.
Dre uśmiechnęła się słodko.
-Zapewniam cię, że nie jestem aż taka paskudna.
-Ależ... oczywiście - wyjąkał Marew, uświadamiając sobie, jakie głupstwo właśnie palnął. Znajdował się wszak w jaskini lwa - Nie miałem zamiaru pani obrazić - dodał szybko na usprawiedliwienie.
W tej chwili do salonu wszedł hrabia Caleb z Lacandrosem, obydwaj mokrzy niemiłosiernie.
Deirdre zmierzyła męża groźnym spojrzeniem a Marew tylko wytrzeszczył oczy. Po wcześniejszych niespodziankach nie spodziewał się, że hrabia będzie… stuprocentowym człowiekiem.
-Ale się zmachałem. Lata już nie te, co dawniej - wysapał Caleb, odkładając trzymaną broń. Najwyraźniej był zajęty treningiem, gdy spotkała go jakaś mało przyjemna przygoda.
-Mam rozumieć, że na dzisiaj skończyłeś się już pojedynkować, Calebie? - zapytała rudowłosa tonem nie dającym złudzeń co do tego, kto dzierży we dworze władzę absolutną.
-Owszem - przytaknął mężczyzna. - Zostałem zmuszony.
-Ta drowia służąca skąpała nas wodą z niezbyt mile pachnącym dodatkiem - odparł Lacandros z obrzydzeniem spoglądając na swą jasnoniebieską koszulę pokrytą brązowawymi plamami. - Co ona używa do mycia podłóg? Jakiegoś kleju?!
-Kolma? – zdziwiła się Dre.
-Moim zdaniem to była pasta do podłogi - zauważył Caleb, zdjąwszy swoją koszulę i dokładnie ją lustrując. Jego wzrok w końcu padł na grajka. - O czyżbym miał gościa? - zapytał.
-Owszem, ten pan miał zagrać dla... - zaczęła Dre.
-Niech gra - przerwał jej Caleb rozglądając się po szafach za bardziej suchym przyodziewkiem.
-To skrzypek - obwieściła Dre.
-Powiedziałem, żeby grał.
-Ale...
-Co? - Caleb spojrzał na małżonkę z irytacją.
Dre chrząknęła, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć mężowi. Ograniczyła się więc tylko do uwagi, iż hrabiemu nie przystoi podejmować gości w stanie półnagim.
Zanim Caleb naciągnął na siebie czystą koszulę, do salonu weszła Kolma i obojętnie poinformowała o przybyciu Inovy.
-Niech wejdzie - rzekł Caleb i skinął na Lacandrosa, by ten wybrał z jego zestawu jakąś koszulę.
Dre tylko chwyciła się za głowę.
-On tu jeszcze jest?! - Kolma prawie wrzasnęła na widok stojącego z boku Marewa i podstawiła pod jego szyję rozcapierzony koniec swojej miotełki do kurzu.
Panu Bigbitowi zakręciło się w nosie.
-Zagra dla mnie - odparł hrabia. - Lubię grę na skrzypcach.
-Może i hrabia lubi, ale nie sądzę, by wykonawca przypadł hrabiemu do gustu - prychnęła Kolma i wyszła, nim hrabia zdążył cokolwiek powiedzieć.
Chwilę później do salonu weszła najdziwniejsza kobieta, jaką Marew kiedykolwiek widział.
-Hrabio Velmondo, Saybie Lacandrosie, mam wieści dla Pani Księżycowej Wieży - rzekła Inova, kłaniając się nisko.
-O co chodzi? - zapytał Lacandros, siadając na oparciu fotela, w którym rozsiadł się hrabia z kubkiem w jednej ręce i dzbanem wina w drugiej.
-Mieszkańcy Srebrnej Doliny proszą o wsparcie i jak najszybsze przybycie Księżycowej Pani. Twierdzę Illaivlen oblegają drowie wojska, które kilka dni temu opuściły Podmrok nowo wykopanym przejściem niedaleko Cienistej Doliny.
Zgromadzeni popatrzyli po sobie, a Dre uśmiechnęła się złowieszczo.
-No, Calebie, właśnie nadarza się okazja, byś pokazał, co potrafisz - powiedziała nie znoszącym sprzeciwu tonem.
Hrabia jeszcze nigdy nie miał tak nieszczęśliwej miny.
***
Decyzję o powrocie do Illaivlen podjęto jeszcze tej samej godziny i nim nadeszła noc, Xantipe, Lacandros i ich przyjaciele byli gotowi do drogi.
Skoro świt skierowali swe kroki ku leżącym gdzieś wśród Ponurych Szczytów Illaivlen, które, niczego nie podejrzewające, od tylu już lat pozbawione swej władczyni, mogło stać się łatwym łupem dla drowich najeźdźców i zbyt ambitnej Melusy…

Podpis: 

C.V. lipiec 2005
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Trzy tematy na spotkanie Hagan - Wyjście w mrok Hagan - Ciało bez kości
Jednoaktowy dramat dotyczący zmyślonej (?) codzienności. Pierwsze fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Drugie fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Kolejne pojawi się niebawem. (Prolog w opowiadaniu Wyjście w mrok)
Sponsorowane: 25Sponsorowane: 20
Auto płaci: 20
Sponsorowane: 20
Auto płaci: 20

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2023 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.