https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
70

Miłość z internetu - czytaj kolejne części

  XV cz. Czy coś będzie pomiędzy facetami?. Do czego jeszcze może dojść?. Następne części skrócę ze względu na małą ilość tekstów z powodu nowego roku szkolnego 2011/2012. Praktycznie to nie opowiadanie, nie romans. To skopiowane rozmowy pisane przez  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W maju nagrodą jest książka
Przesyłka
Sebastian Fitzek
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Miłość z internetu - czytaj kolejne części

XV cz. Czy coś będzie pomiędzy facetami?. Do czego jeszcze może dojść?. Następne części skrócę ze względu na małą ilość tekstów z powodu nowego roku szkolnego 2011/2012. Praktycznie to nie opowiadanie, nie romans. To skopiowane rozmowy pisane przez

Independance day

Wszystko pozamykane to spacer na stację benzynową...

Hagan - Wyjście w mrok

Pierwsze fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda.

Hagan - Ciało bez kości

Drugie fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Kolejne pojawi się niebawem. (Prolog w opowiadaniu Wyjście w mrok)

Moc słów

- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała

Topielec

- Tak ślachetnej pani tośmy jeszcze we wsi nigdy nie mieli. Ach, szkoda będzie trochę, jak ją zeżrą. Krótkie i lekkie opowiadanie z serii Wampirojad

BLÓŹNIERSTFO

Wygłup metafizyczny... Historyjka o ostatniej szansie danej ludzkości. Uwaga, może urazać uczucia religijne, a nawet antyreligijne

Bliskie spotkania

Chodźmy...

TENEBRIS

Ciemność jest wokół nas. A jeśli jest także w Tobie?

Dzwonnik z Notre Dame

W gruzy się sypie...

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1118
użytkowników.

Gości:
1117
Zalogowanych:
1
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 68131

68131

Prawdziwe życie. Rozdział 1

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
11-04-26

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Środowisko/Przyjaźń/Przygoda
Rozmiar
35 kb
Czytane
2951
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
11-05-29

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: xMarcelinax Podpis: Moullin
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Rozdział pierwszy opowiadania. Czasami nie wszystko może być takie, jak nam się wydaje. Zdrada, przyjaźń, zaufanie.

Opublikowany w:

xxx

Prawdziwe życie. Rozdział 1

Piątek był jedynym, najlepszym dniem „roboczego tygodnia”, na którego czekał każdy, zwłaszcza, kiedy chodziło się do pracy, lub co gorsza szkoły, w której przygotowywałeś się już od pierwszych tygodni trzeciej klasy liceum do matury, a nauczyciele, którzy przez wcześniejsze dwa lata nie robili nic zupełnie w kierunku, żeby cię powoli wprowadzać w potrzebną do jej zdania wiedzę, teraz nagle dostają zrywu i nakładają na ciebie tony prac domowych, a twój kalendarz zajęty jest codziennie wyłącznie przez sprawdziany i zaliczenia, więc nie ma mowy, żeby sobie odpuścić, o czym Wiśnia doskonale wiedziała, odmawiając spotkań z niezadowolonymi z tego faktu przyjaciółmi. Miała świadomość, że będzie to najgorszy rok jej edukacji, w którym będzie musiała się chociaż trochę powstrzymać od przyjemności i zabawy. Nie była najlepszą uczennicą, ale większych problemów z przejściem do następnej klasy również nie miała, jednak wydarzenia ostatnich miesięcy bardziej, niż chęć imprezowania ukształtowały w niej potrzebę wyrwania się z zacofanego pół-światka Polskiej Rzeczypospolitej, która najwyraźniej żyła jeszcze dawno skończoną już erą PRL-u. Potrząsnęła głową, a jej czarne włosy zafalowały – zbyt dużo nauki i każdą rzecz na świecie zaczynasz tłumaczyć przedmiotem, nad którym ostatnio siedziałeś. Wysiadła z żółto-czerwonego autobusu MKP, który zatrzymywał się na przystanku przy początku ulicy Łagiewnickiej. Wielka przeprowadzka z wieżowca warszawskiego do domku jednorodzinnego przy Łagiewnikach podziałała uspokajająco na Julkę i musiała mimowolnie stwierdzić, że nawet jej się tutaj podoba, chociaż początkowy pomysł wyprowadzenia się wyśmiała, nie akceptując go w żadnym wypadku. Zaczęła szukać w granatowej torbie kluczy, co wcale nie było taką łatwą rzeczą, bo powszechnie jest wiadome, że kobieca torebka nie jest po to, żeby coś w niej odszukać, ale po to, by mieć tam wszystko, co może wydać się potrzebne. Idąc powoli chodnikiem ku białemu wejściu, wyciągając z pewną dumą upragniony przedmiot, próbowała wsadzić go do zamku i jakie było jej zdziwienie, gdy się okazało, że drzwi są otwarte. Z lekkim wahaniem nacisnęła klamkę, a kiedy upewniła się, że nie czyha za nimi seryjny morderca pragnący ją zabić, zatrzasnęła je czym prędzej, wchodząc po wąskich schodach na górę, kierując się przy tym do swojego pokoju, który przy małym korytarzyku mieścił się jako ostatni na lewo. Wchodząc, rzuciła torbę w kąt, a sama położyła się na stojącym nieopodal łóżku, równo zasłanym kołdrą w zielonej poszewce. Gdyby zrobić przekrój przez to pomieszczenie, prawdopodobnie była to jedyna rzecz zachowana we względnym ładzie – ubrania porozrzucane były nie tylko po podłodze, w szafie, ale również zajmowały dwa stojące pod oknem krzesła, a jedna z koszulek robiła za podwójny abażur nocnej lampki. Książkowy chodnik ciągnął się od biurka i żeby lepiej prześledzić jego dalszą trasę, Wiśniewska przekręciła się na brzuch, patrząc, jak wije się koło jej posłania, zakręcając i kierując się w stronę regału z innymi podręcznikami, kiedy niespodziewanie… Zadzwonił telefon?
- Halo? – zapytała dalej zaabsorbowana chaosem brunetka. W słuchawce odpowiedziało jej ciche chrząknięcie które było znakiem, że nieznany rozmówca (dziewczyna nawet nie sprawdziła, kto się do niej dobijał), był dość zdenerwowany, a ona właśnie zawiesiła wzrok na zeszycie, na którym stał kubek z jej wczorajszą kawą, jak się domyśliła. Niestety postawiła go na krawędzi biurka a wiatr wpadający przez okno powyżej niebezpiecznie nim bujał…
- Cześć Julka, tutaj ja, Gruby, to znaczy Marek, pamiętasz mnie jeszcze, prawda? No i ostatnio jak się mnie pytałaś, czy, wiesz no.. – urwał na chwilę, czekając na jej reakcję, jednak w tym samym momencie jesienne powietrze wezbrało tak na sile, że żółte, ceramiczne naczynie bez żadnego ostrzeżenia spadło wraz z brulionem na podłogę wywołując tym samym głuche stuknięcie, a cała jego brązowo-czarna zawartość, wylądowała na małym, kremowym dywaniku koło biurka. Dziewczyna skrzywiła się oceniając stan swojego zielono-biało-żółtego pokoju – było to jedna, wielka katastrofa.
- Boże, wypadałoby by chyba w najbliższej przyszłości posprzątać.. – mruknęła wreszcie, nie zdając sobie zbytnio sprawy, że jest ciągle „na linii”, dalej leżąc na swoim miejscu z szeroko otwartymi, ciemnymi oczami, patrolując okolicę w poszukiwaniu kolejnych, niebezpiecznych dla higieny pomieszczenia klęsk.
- Słucham? – zbity z tropu rozmówca zapewne spojrzał na swój telefon, sprawdzając, czy zadzwonił pod dobry numer i zastanawiając się, czy rozmówczyni nie podała mu fałszywych namiarów. Jednak to był ona i wyrwana tą uwagą ze swoich rozmyślań, spoglądając na wyświetlacz telefonu, zarumieniła się lekko.
- Oh tak, tak, jasne, że pamiętam – powiedziała w końcu, lekko zażenowana swoją postawą. – Przepraszam, ale dopiero wróciłam i właśnie byłam świadkiem ostatecznej katastrofy ekologicznej miejsca, w którym mieszkam.
Każdy, kto znał Grubego wiedział, że jego stosunki z kobietami są raczej znikome, dlatego uznał, że była to prawdopodobnie chęć zniechęcenia go, ale z racji, ze nie potrafił taktownie zakończyć rozmowy i nie za bardzo wiedział, co Julka miała na myśli, postanowił kontynuować, tym bardziej, ze zadeklarowała się, że pamięta go i może ich niedawne spotkanie również..
- Mówiłaś ostatnio, że jak będzie jakaś impreza, żebym cię poinformował, dzisiaj kumple na Grodzieńskiej coś robią no i.. Obiecałaś, to znaczy ja zaproponowałem, że jeśli może masz czas dzisiaj o 18, to jakbyś chciała, to wiesz, że ja zawsze mogę i jestem bardzo chętny bo podoba.. to znaczy lubię cię bardzo i jeśli tylko masz ochotę to ja jestem gotowy, bo wiesz, mówiłaś, ze chcesz poznać nowych ludzi, a to będzie świetna okazja, ale jak jesteś zmęczona, bo dopiero wróciłaś, tak? Tak, pewnie ze szkoły, no ale wiesz, ze jak masz ochotę, to mogę cię zaprowadzić, tylko mi powiedz, to przecież damy rade się zgadać, nie musimy być na początku, jeśli oczywiście chcesz ze mną iść, bo jak nie, to zrozumiem, ale może jednak jakbyś chciała, to ja zawsze..
- Oh, to super, może wpadnij po mnie tak koło 18.45, hm? – przerwała mu dziewczyna, trochę rozbawiona tym, że chłopak się tak stresuje i dostał takiego słowotoku, ale doświadczyła tego już na ich ostatniej „randce”, jak to lubił nazywać, chociaż dla niej to było.. A zresztą. Słysząc, jak chłopak spuszcza z siebie powietrze w geście ulgi, uśmiechnęła się jeszcze szerzej do telefonu. Nie słysząc odpowiedzi uznała, że godzina mu pasuje i nie ma zamiaru niczego zmieniać
– W takim razie, do zobaczenia! – dorzuciła tylko, rozłączając się. Lubiła tego chłopaka, jak na kibica był bardzo sympatyczny, chociaż może ona sama również wykształciła sobie zdanie na ich temat pod wpływem mediów i stereotypów? Nigdy wcześniej nie znała ludzi z tej subkultury, a ci tutaj wydawali się być całkiem w porządku.. Usiadła na łóżku po turecku, mrużąc oczy. Miała dwie godziny, żeby się naszykować, więc niczym dziki kot skoczyła w stronę największej sterty ciuchów, przegrzebując je w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego, co w takiej sytuacji nie było wcale łatwe. Rzuciła krótkie spojrzenie w kierunku okna – wrzesień, dość ciepło, ale wiał wiatr, więc lepiej nie ryzykować. W końcu wyciągnęła z szafy szarą, dopasowaną sukienkę i buty na dość niskiej szpilce i naszykowała sobie płaszcz, żeby nie zmarznąć, chociaż z rozbawieniem stwierdziła, że Marek na pewno by o to zadbał, żeby nie było jej zbyt zimno. Z dobrym humorem, udała się do łazienki, po „krótkie odświeżenie” i wszystko byłoby dobrze, gdyby kąpanie, mycie, czesanie i malowanie nie zajęło jej trzech czwartych czasu, więc kiedy w końcu wybiła godzina 18.30, pakując pośpiesznie torebkę zbiegła na dół po schodach, uważając jednak, by nie połamać obie obcasów albo co gorsza nóg, coś jednak zatrzymało ją przed samym wyjściem… Odgłosy pochrapywania z salonu. Idąc na palcach, by szpilkami nie pukać o panele i nie zdradzić tym swojej obecności, schowała się za ścianą, nieśmiało zaglądając do pomieszczenia, gdzie jednak na kanapie zobaczyła.. Wszystkie emocje, całe napięcie w niej opadło a radość, którą czuła chyba uleciała z niej z prędkością światła. Nigdy nie była wyrodną córką, a przynajmniej takie miała o sobie zdanie. Na czarnej sofie półprzytomna leżała Grażyna Wiśniewska, matka Julki i gdyby tą pierwszą odmłodzić o kilka lat, prawdopodobnie byłyby zabójczo podobne. Przez zamglone oczy widząc 19-latkę matka podniosła się, lustrując ją pijanym wzrokiem.
- Wychodzę na imprezę do znajomych – powiedziała czarnowłosa całkowicie obojętnie, może jedynie z nutą goryczy w głosie. Starsza kobieta spojrzała na nią, chichocząc w dość przerażający sposób.
- Idź się kurwić, a ja posprzątam – powiedziała i to był ostateczny impuls, żeby młoda wyszła z domu, trzaskając drzwiami. Łzy złości napłynęły jej powoli do oczu, tak jak powróciły wszystkie wspomnienia. Ojciec je zostawił, kiedy Wiśnia zaczynała liceum, znalazł sobie jej rówieśniczkę, którą można było pobrykać, pochwalić się w towarzystwie, pożyczyć koledze na jedną noc. Matka nie była mu potrzebna, córka, która nie chciała przespać się z jego kolegą też. Mówiło się „szef wydziału banku, to taki porządny człowiek” – nigdy, nie oceniajcie po pozorach. Od zawsze brakowało jej męskiego wzorca w rodzinie, kobiecego w końcu też zabrakło, kiedy to wyprowadziły się, a matka zaczęła pić. Wtedy w ataku złości, kiedy znowu ją zostawiała powiedziała to, co ona teraz wypomniała jej. Samotna łza spłynęła brunetce po policzku.
- Powiedz mi, kto ci to zrobił, to zaraz go zabiję! – powiedział jakiś wyjątkowo śmiały jak na taką sytuację Gruby, którego Wiśniewska nie zauważyła wcześniej. Przytuliła go na chwilę, czując, że jej nieco lepiej. Uśmiechnęła się blado.
- Nie, wiesz, to kolejna katastrofa higieniczna mojego pokoju, wszystko dobrze, chodźmy.

~~***~~

Sąsiedzi od zawsze narzekali na lokatorów z 7 piętra, ale jak do tej pory, nie znalazł się nikt odważny, kto zwróciłby im uwagę, dlatego swoisty nierząd odbywał się tam praktycznie w każdy piątek, od późnego popołudnia czasami nawet do rana, niekiedy z małymi przerwami, gdy nikogo tam nie było, lub wszyscy przebywali na meczu wyjazdowym, a zostawała jedna osoba, zajmująca się wszystkim, czyli podlewaniem kwiatków, jak tłumaczyli sobie lokatorzy z tego samego piętra, którzy nie byli uświadomieni w tym, że takowych tam nie ma. Zazwyczaj to w małych miejscowościach każdy wie wszystko o wszystkich, jednak ludzie w wieżowcach potrafili być równie wścibscy, dlatego mieszkańcy lokalu numer 37 często odpłacali się pięknym za nadobne, jak przykładowo dzisiaj, gdzie muzyka grała na tyle głośno, że okna drżały już niebezpiecznie, co im samym osobiście nie przeszkadzało, a psa sąsiadki doprowadzało do apogeum wściekłości, bo biegał po całym domu szczekając i wyjąc.
Marcel siedział na kanapie wpatrując się w nią z całkowitym, ironicznym rozbawieniem, które maskowało to, że najchętniej wyrwałby jej te blond kudły z głowy. To nie był normalny związek i oboje o tym wiedzieli, zresztą, pewnie nie tylko oni, ale to nie upoważniało jej też do tego, by go poniżała i traktowała jak… Oh, sam nawet nie wiedział, jak kogo, ale nie pozwoli jej na to, zresztą nie tylko jej, znał swoją wartość i wiedział, ze nie zasłużył sobie na takie traktowanie, a ona z krzywą miną stała przed nim opierając się o blat stołu, kiedy ludzi przybywało coraz to więcej i kłótnia stawała się coraz mniej komfortowym rozwiązaniem, ale miał świadomość tego, że jeśli odłożą to na potem, to emocje w nim opadną, a w tej chwili miał jej zaskakująco wiele rzeczy do powiedzenia. W ostatnim czasie stała się nieznośna i ktoś powinien ją w tym wreszcie uświadomić, bo on osobiście dłużej tego nie będzie wytrzymywać. Spojrzał w te jej wyzywające, ciemnobrązowe oczy, które tak bardzo kontrastowały z jasnymi włosami i to, co w nich zobaczył miało taki efekt, że reakcja była natychmiastowa. Jakby podłożyć zapałkę do ulatniającego się metanu. Wielki wybuch!
- Nie będziesz się prowadzać z żadnym lalusiem po mieście, kiedy ja kurwa tutaj siedzę i czekam, bo ty musisz niby iść do kosmetyczki i nie możesz z łaski przyjechać, kiedy cię o to proszę – warknął, a wszyscy, którzy znajdowali się dookoła, umknęli w drugi koniec pokoju, żeby nie zostać przypadkową ofiarą. Miał dobre znajomości na mieście, dlatego wiedział, co się z nią dzieje, kiedy on nie nadaje się do życia. Tym bardziej go to denerwowało – leżał cały poobijany, a ona się puszczała. Stanowczo cała ta sytuacja nie wyglądała zbyt bezpiecznie, jednak blondynka, o której zachowanie się tutaj rozchodziło, dalej stała z raczej obojętnym wyrazem twarzy, myśląc tylko o tym, że musi znaleźć pilniczek i zrobić coś z pękniętym paznokciem, który bardzo jej w tej chwili zawadzał. Wiedziała, że zrobiła „źle” i Diabeł będzie się teraz wciekać, ale prędzej czy później mu przejdzie i wszystko wróci do normy, bo nie był głupi, potrzebował jej tak mocno, jak jego rodzina potrzebowała forsy i tego, by się nią zajął, mimo wszystko widząc, że czeka na jej odpowiedź rzuciła mu lekko znudzone spojrzenie.
- Ale jak mnie nie ma, a ty się zabawiasz ze Szpyrą, to jest dobrze – fuknęła, patrząc z ukosa na blondynkę, która kręciła się gdzieś w pobliżu jak hiena, czekając tylko z nadzieją na jakiś skrawek, który mogłaby pożreć. Nie tym razem jednak. Chłopak również spojrzał w kierunku blondyny, która od czasu do czasu im się przyglądała i skrzywił się mimowolnie.
- Ale o co ci znowu chodzi? To było zupełnie coś innego i już to przerabialiśmy, więc nie odwracaj mojej uwagi, ok? Zmieniłaś się ostatnio, to, że możesz mieć cokolwiek, co ci się tylko spodoba bo twoim starym się ułożyło, to nie znaczy, że wszystkich innych możesz traktować jak nic niewarte szmaty, księżniczko – dokończył, odpalając papierosa i nawet nie fatygując się, by iść z nim na balkon lub klatkę, był teraz zbyt zdenerwowany. Wiedział, że Lidia jest królewną, ale stanowczo zaczęła przesadzać. Spojrzała na niego mrużąc oczy, a potem odwróciła się, odchodząc w drugą stronę. Uniósł brwi do góry.
- Świetnie.
Wcale nie miał humoru, żeby siedzieć na tej imprezie. Powoli swoimi niebieskimi tęczówkami lustrował każdą postać, która się koło niego przewinęła, od czasu do czasu zaciągając się tytoniowym dymem i wypuszczając go wprost na przechodzących ludzi. Za oknem pomału się ściemniało, muzyka grała, a małolaty piły piwo po kątach, jakby zerwały się ze smyczy, bo pierwszy raz się wyrwały spod opieki mamuśki. Sięgnął po swój browar, który stał przy sofie. Coraz trudniej było o normalną dziewczynę. Albo puszcza się, kiedy ciebie nie ma – tutaj spojrzał w kierunku elity princessek, które gestykulowały rozmawiając na najwyraźniej jakiś burzliwy temat, którego się domyślał po śladowych spojrzeniach rzucanych mu przez Romę, która stała najbliżej. „Głupie suczki” – pomyślał, patrząc dalej i pociągając łyka. Nie było już zimne, a półciepłe całkowicie traciło w jego oczach na wartości, jednak teraz mu to nie przeszkadzało, jak już tutaj był, to chciał się chociaż zabawić na poprawę humoru, jednak nie widział nikogo ciekawego. Podniósł się, gasząc w szklanej popielniczce fajkę, w drugiej trzymając butelkę i tą już oswobodzoną, starając się wygładzić ubranie. Kibic nie kibic, wyglądać jakoś trzeba, a koszulka klubowa to już całkowita świętość, zwłaszcza dla niego. Przeciskając się pomiędzy ludźmi, których znał, widywał, albo dopiero co miał poznać – jego wzrok napotkał Tymka, który zagadywał jedną z lasek, które spotkali wcześniej w windzie, choć ciekawe, czy przyszła sama, chociaż, druga nie wyglądała na zbyt zachwyconą ich towarzystwem. Pewnie kolejna młoda panna której rodzice nagadali, żeby omijała stadiony w dniu meczów, podwozili ją do szkoły i ostrzegali przed złymi, zakapturzonymi ludźmi. Przywykł już do takiej opinii, aczkolwiek wkurzało go to, bo wcale nie miało to nic wspólnego z prawdą. Nie kolekcjonował krzesełek powyrywanych z trybun, zdartych koszulek innych kiboli czy szalików tych pobitych i ku zdziwieniu innych, połowy jego pokoju nie zajmował ołtarz kibica, miał tylko kilka kradzionych flag schowanych w szafie i szalik RTS-u nad łóżkiem. Dla niego chodzenie na mecze było tak normalne, jak dla Lizki do kosmetyczki. Skrzywił się, wchodząc do kuchni i rozglądając za czymś do jedzenia, gdy nagle ktoś na niego wpadł. Spojrzał w dół, bo na jego linii oczu widniały tylko czarne, lekko pofalowane włosy, a nieco poniżej dojrzał twarz nieco zażenowanej całą sytuacją dziewczyny. Krzyżanowskiego przykuła jej uroda, całkiem inna, niż wszystkich dziewczyn, jakie znał – dość wąskie usta, ale ładnie wykrojone, ciemne oczy, włosy, rzęsy, ale karnacja niezbyt śniada, wyjątkowo blada też nie była. Zwyczajna i może to właśnie jej prostota i czarne jak węgle oczy przykuwały uwagę. Spojrzał na swoją koszulkę, na której rozmaślone było po całości winogrono. A dopiero co myślał o szanowaniu rzeczy, które oddają umiłowanie do klubu. Kolejna fantastyczna rzecz, która go dzisiaj spotkała, jednak widząc przerażenie w oczach brunetki postanowił, że okaże trochę serca i na nią nie nakrzyczy, bo prawdę mówiąc był już całkowicie zrezygnowany beznadziejnością otaczającego go świata.
- Przepraszam, nie chciałam, to przez nieuwagę, serio – wydukała nieco onieśmielona, co poprawiło mu humor. Ludzie zawsze czuli przy nim respekt, może nawet się go bali, co pozwalało mu straszyć wkurzającą dzieciarnie spod bloku, która rzucała kasztanami w gołębie.
- Spoko, zaraz się coś z tym zrobi, ale chyba nie widziałem cię tutaj wcześniej – powiedział, skupiając nieco wzrok na jej postaci. – Marcel – dorzucił, wyciągając rękę, którą ona lekko uścisnęła z wyrazem ulgi na twarzy, że jednak jej się nie oberwie za ten występek.
- Julka, dopiero niedawno przeprowadziłam się do tego miasta i może w ramach zadość uczynienia pomogę ci to usunąć, tylko.. Gdzie jest łazienka?
Zapytała, wychodząc na korytarz i rozglądając się nieco chaotycznie po mieszkaniu. Wyprzedził ją, prowadząc do końca i skręcając w prawo, przeciskając się między tańczącymi i pijącymi. Aż dziwne było to, że tylu ludzi mogło pomieścić się w tak ciasnym, jakby nie spojrzeć miejscu. Blondyn wygonił jakąś obściskującą się parę i przepuścił dziewczynę, zamykając drzwi na zamek.. Którego nie było?
- Świetnie, gówniarze wyrwali zamykanie – mruknął, przekręcając jeszcze raz bolec, który okręcał się nieudolnie wokół własnej osi. Dziewczyna przez cały czas przyglądała się jego ruchom, a w jej oczach coś skrzyło, chociaż chłopak nie miał jeszcze okazji tego zauważyć. Sama nie wiedziała, co się z nią dzieje, ale dreszcze przechodziły jej po plecach, gdy na niego patrzyła.
- To twoje mieszkanie? – zapytała w końcu, kiedy chłopak postanowił zrezygnować z walki z wiatrakami, w tym przypadku z zamykaniem i zdjął z siebie brudną koszulkę, obnażając tym samym swoje nieco poobijane ciało, któremu czarnowłosa przyglądała się z całkowita fascynacją, a Marcel uniósł tylko brwi, kręcąc przecząco głową.
- Nie, to mojego kumpla, łazi gdzieś tam między ludźmi – dodał dla sprostowania, podając jej koszulkę, na którą ona nasypała trochę proszku, stojącego przy pralce, i powoli zaczęła wcierać w kawałek, na którym rozgniotło się winogrono, potem spłukując ciepłą wodą. Nigdy nie czuła czegoś takiego, tak strasznego podniecenia, gdy przebywała z chłopakiem w jednym pomieszczeniu. Przecież wiele razy widziała ich już bez koszulek, ale ten miał coś w sobie – uroczy uśmiech, króciutko ścięte blond włosy, bystre niebieskie oczy i cała postura, od której biła wielka siła charakteru, jak jej się zdawało. Niewidocznymi oczami patrzyła na czerwoną koszulkę Widzewa, którą trzymała w ręku, a potem powoli zaczęła wykręcać, odwracając się, a kilka kropli spadło na jego tors. Spojrzała na niego i po chwili była już przyczepiona do jego ust, otwierając je swoim językiem. Nie liczyło się dla niej to, co sobie o niej pomyśli, nie chciała tylko, żeby ją odepchnął, a zaskoczony całym wydarzeniem Diabeł objął ubraną w szarą sukienkę dziewczynę, uginając się trochę z bólu po wczorajszej, nocnej bijatyce. Była ładna, a taki zwrot akcji podobał mu się, zawsze lubił spontaniczne spotkania, a nie ciągłe popadanie w rutynę. Teraz nie obchodziło go, że jej nie zna, w końcu, może jeszcze poznać, czyż nie? Jeśli się tutaj znalazła, to musiał ją ktoś zaprosić, czyli mieli chociaż jednego wspólnego znajomego. Powoli zaczął schodzić z pocałunkami na jej szyję, kiedy nagle mu się wyrwała, spoglądając na niego jakby przez mgłę.
- Ja nie mogę, bo uh.. oh! – wyrzuciła tylko z siebie, wracając do niego i zlizując językiem kropelki wody, które wcześniej wylądowały na jego nagim torsie, drżącymi rękoma odpinając jego spodnie, które po chwili z niego spadły. Chłopak miał wrażenie, że sama nie wiedziała, czego chce, ale jednocześnie czując, jak go rozbiera uśmiechnął się pod nosem – wiedział, ze ma w sobie to coś, co przyciąga dziewczyny i była to jego swoista nieskromność w tej sprawie, ale każdy mógł mu to przyznać. Kiedy ona schodziła coraz niżej, pociągnął suwak jej sukienki tak, że została w samej bieliźnie, którą zachłannymi rękoma ściągnął, przy czym ona nie pozostała mu dłużna i już po chwili oboje pozostali nadzy, stojąc i wpatrując się w siebie na środku łazienki. Wypił już sporo i wypalił skręta, dlatego wszystko wydawało mu się być zbyt kolorowe i nieco traciło na ostrości, ale i tak poił wzrok jej nagimi kształtami, czuł jej zimne palce na swoim ciele, jak powoli go pieściła, kiedy w końcu stanęła na palcach, ciągnąc go lekko, by się schylił i wyszeptała mu do ucha:
- Zróbmy to, ale wiedz, że będziesz moim pierwszym – dokończyła stając już normalnie i opierając się wyzywająco o umywalkę, co wprowadziło go w kompletny stan ogłupienia, zwłaszcza to wyznanie. Zbliżył się do niej, powoli w nią wchodząc i czując pod sobą, jak jej ciało się pręży i jak cicho jęczy a potem zaczyna mruczeć z zadowolenia. Trudno mu było uwierzyć, że jeszcze tego nie robiła, nie wyglądała na taką.
- Nic się nie martw kotku, zapamiętasz to na zawszę – wyszeptał jej do ucha, powoli poruszając się w niej i ściskając rękoma jej piersi. – Wyjdę z ciebie kiedy będzie czas i wszystko będzie dobrze.
Potrząsnęła swoją czarną główką a blondyn uznając to za ostateczną zachętę, zaczął upajać się jej jękami, patrząc, jak coraz mocniej zaciska palce na umywalce, sam czuł coraz większe podniecenie, tą dziką rozkosz, która powoli go ogarniała, więc przyśpieszył, by szybciej do tego dojść, bo czuł, jak ciało dziewczyny się wzdryga i że najwyraźniej się powstrzymuje, ale jemu też pozostała tylko chwila i już.. Już…


~~***~~

Przyjście na tą „imprezę”, było problemem samo w sobie od początku. Nie chodziło nawet o to, że była u dresów, dla Kai główny dylemat stanowiło to, jak ma się tam ubrać. Nie była modnisią, nie biegała całe dnie po wyprzedażach w Paryżu i nie oglądała pokazów mody. Szczyt tego, co chciała osiągnąć, to fakt, że nie będzie się zbytnio wyróżniać z tłumu i nie zrobi jakieś sensacji. Założyła niebieskie jeansy, koszulkę i swoje ukochane conversy i właśnie szła do korytarza przejrzeć się w lustrze, gdy mama przechodziła nieopodal i stanęła, przyglądając się niezaplanowanym poczynaniom córki.
-Wybierasz się gdzieś? – zapytała, patrząc jak blondynka szybko wpina wsuwki we włosy, żeby jakoś trzymały się w zgranej kompozycji. Dziewczyna wzruszyła nieco bezradnie ramionami.
- Tylko na chwilę, trzy piętra wyżej, do jakiś znajomych Niny, ale raczej długo tam nie posiedzę – dokończyła akurat wtedy, gdy trzy razy zadzwonił dzwonek. – O widzisz? Już jest nawet.
Powiedziała, wsadzając jeszcze telefon do kieszeni i wychodząc na klatkę, gdzie czekała przyjaciółka w czarnej koszulce, która kontrastowała z jej rozpuszczonymi, czerwonymi włosami i zgrywała się ze spódniczką w tym samym kolorze. Stanowczo była bardziej wyszykowana niż Kaja, ale chyba jej to nie przeszkadzało – gdyby nie to, że obiecała iść tam w zadośćuczynieniu za swoje ostatnie postępowanie, prawdopodobnie wolałaby już wyjść z psem na godzinny spacer, by ją to tylko ominęło. Nie miała zbyt dobrego przeczucia w stosunku do tego całego ich zaproszenia i integrowania się, ale Nina zbyła to jak zwykle tym, że panikuje i powinna wyluzować. Prawdopodobnie tak było.
- Nie mam zamiaru tam siedzieć do rana, wiesz? – powiedziała w końcu, a raczej zakomunikowała całkowicie stanowczym głosem, gdy szły powoli po schodach na 7 piętro. Tamta wzruszyła ramionami tylko.
- Wiem, ale może być fajnie, więc przestań już narzekać – powiedziała wywracając oczami i przyśpieszając kroku tak, że po chwili już stały pod numerem 37, skąd dobiegała głośna muzyka słyszalna już dwa piętra niżej, a drzwi do mieszkania były otwarte, bo kilka osób stało na klatce i paliło papierosy, w tym Tymek, którego poznały wcześniej w windzie, chłopak uśmiechnął się widząc, jak powoli dochodzą do półpiętra.
- No już się bałem, ze nie przyjdziecie! – powiedział uśmiechając się szeroko, jak na gust Kai był nieco podchmielony, jednak przyjaciółka wyjęła mu śmiało z dłoni papierosa i zaciągnęła się nim, kaszląc i krztusząc się dymem, co wywołało ogólną salwę śmiechu, nawet w tych najbardziej sceptycznych, czyli niebieskookiej.
- Ohyda, jak wy tak możecie? – zapytała w końcu, gdy mogła złapać oddech, krzywiąc się z niezadowolenia i kaszląc, by pozbyć się z płuc odoru tytoniowego. Chłopak wzruszył ramionami tylko.
- Jak chcesz, mogę ci dać spróbować coś innego, chodź – powiedział, ciągnąć ją za rękę, jednak gdy blondynka chciała pójść za nimi, tłum ludzi, bo inaczej nie umiała nazwać tego zbiorowiska, wepchnął ją do średniej wielkości pokoju, który robił za barek i w którym było zaledwie kilka osób, w tym grupka dziewczyn o średnio zadowolonych minach, robiących sobie drinki. Patrzyła dalej, jakaś parka obściskująca się, za nią tańczący tłum i żadnej znajomej twarzy. Porażka na całej linii zwłaszcza, że jej przyjaciółka zniknęła gdzieś z dresem, którego ledwo co poznała, a któremu ona osobiście nie do końca ufała.
- Mogę? – zapytała dziewczyny, która bawiła się jedną z wielu butelek jakiegoś alkoholu. Cofnęła rękę, a Kaja nalała sobie go do szklanki, mieszając z sokiem pomarańczowym. Druga brunetka spojrzała na nią.
- Fajne buty, All star? – zapytała, przyglądając się dokładnie białym trampkom blondynki. Ona sama siadając obok na wolnym krzesełku spojrzała na nie, lekko się uśmiechając.
- Tak, Converse, mam do nich słabość.
Bo taka była prawda, pamiętała jeszcze jak kłóciła się z matką, gdy chciała sobie dokupić czwartą parę, a ona była wielce oburzona, że chce wydać tyle pieniędzy na „zwykłe szmaciaki”.
- Tak jak wiele ludzi, na przykład w Paryżu praktycznie wszyscy w nich chodzą, bo są wygodne i pasują do większości rzeczy, a nie to co w Polsce.. – powiedziała krzywiąc się i patrząc na jakąś góra 14latkę, która zapewne przyszła tutaj szukać mocnych wrażeń, a teraz trzymając w jednej ręce piwo, drugą opierając się o jakiegoś, zapewne przypadkowo poznanego chłopaka, słaniając się na boki i starając się do niego kleić jednocześnie. Blondynka również spojrzała w ich stronę i prawdę mówiąc, zrobiło jej się głupio nieco, bo była to jej prawie, że rówieśniczka, a zachowywała się jak niewyżyta, puszczalska.. Brakowało słów na to, co się działo dookoła i wzbudziło to w niej jeszcze większy niesmak.
- Widzę, że mamy podobne zdanie w tej sprawie – powiedziała, uśmiechając się złośliwie i skupiając znowu na sobie uwagę tamta. – To jest Iza, Czarna, ja jestem Anka, ale mów mi Roma i gdzieś jest jeszcze… Ala? Tak, Ala jest gdzieś tam jeszcze i Lizka użerająca się ze swoim przygłupim chłopakiem.
Paryżanka była dzisiaj dość otwarta jeśli chodzi o sprawy towarzyskie, chociaż przybycie na taką domówkę wcale jej nie odpowiadało, ale dla Lidii mogła to zrobić zwłaszcza, że wiedziała, ze Diabeł będzie się czepiać, bo już wcześniej im wytłumaczyła, jaka jest sytuacja. Były elitą, więc wbrew odgórnemu przekonaniu, musiały się wspierać w takich chwilach gdyby wystąpiły.. Pewne komplikacje. Teraz brązowymi oczami patrzyła na młodszą dziewczynę z którą rozmawiała. Nie wyglądała jak większość tutejszych.
- Ja jestem Kaja, ogólnie to miło was poznać – powiedziała, posyłając lekki uśmiech niebieskookiej, która znowu bawiła się butelką, pisząc jednocześnie smsa. – Mi też zgubiła się przyjaciółka, bo poszła gdzieś… - wskazała ręką w kierunku drzwi, gdzie było słychać jakieś krzyki, więc patrząc na Romę wzruszyła ramionami i wstała, przeciskając się w tamtym kierunku, po drodze odnajdując Ninę, jakąś wyjątkowo roześmianą. Całe zbiorowisko zebrało się, by oglądać scenę w łazience, jakaś dziewczyna i ten… Jak mu tam, Marcel? I jakaś blondynka wydzierająca się...
- A to jest właśnie Lizka – powiedziała nad jej uchem dziewczyna, przyprawiając tym samym ją prawie o zawał. – A ten, co tam stoi z tą dziunią, to jej chłopak, zapowiada się ostry melanż.
Dokończyła, a kiedy Kaja chciała coś odpowiedzieć, jej już nie było.


~~***~~

Drzwi się otworzyły i stanęła w nich dumna ze swojej zdobyczy Lizka, trzymająca w chudych paluszkach mały pilniczek do paznokci, który miał zakończyć jej wszystkie cierpienia. Jednak to, co ujrzała po podniesieniu wzroku wcale nie było tym, czego oczekiwała. Chłopak nie zdawał sobie do końca sprawy, co właśnie się dzieje, jednak obecność blondynki rozproszyła go do tego stopnia, że skończył w brunetce, która jeszcze przeżywała apogeum swoich jęków, jednak on już z niej wyszedł, zakrywając się jak najszybciej koszulką i starając się ubrać, kiedy Grzegorzewska dalej nie odrywała wzroku od tej małej przestrzeni między nim, a Julką. Czarnowłosa, którą zdziwiło to, że wszystko tak nagle ustało, po chwili odkryła powód tego, więc oblana szkarłatnym rumieńcem zarzuciła na siebie sukienkę akurat, gdy za drzwiami zaczęło zbierać się stado gapiów, zainteresowanych tym, co się dzieje w pomieszczeniu. Diabeł dalej wpatrywał się w oczy Lidii i nie potrafił z nich pierwszy raz w życiu nic wyczytać. Żadnych emocji, tego, czy zaraz puści wszystko z dymem, czy się rozpłacze, czy…
- Jeśli już bardzo chciałeś mnie zdradzić, albo dopiec mi po ostatniej mojej akcji, to mogłeś wybrać trochę lepiej Marcelku – powiedziała ozięble, wpatrując się w Wiśniewską. – A tymczasem przeleciałeś pierwszą lepszą gówniarę, która nawet nie umiała się ubrać na taką imprezę a tym bardziej chyba nikt jej nie nauczył, że nie wpycha się do… Do… Że nie pcha się zajętym facetom w ramiona, więc jest to zwykła, puszczalska szmata!
Warknęła, odwracając się napięcie i wpadając na kogoś o dość.. Silnej postawie. Gruby patrzył błędnym wzrokiem w dwie postaci stojące obok siebie w łazience, przyłapane na gorącym uczynku, a wszyscy napierali na niego, chcąc przedostać się bliżej i zobaczyć, co się stało. Marek nie mógł w to uwierzyć. Po ich ostatnim spotkaniu, po dzisiejszej rozmowie telefonicznej, po miłym spacerze, po tym, jak się do niego przytuliła i w ogóle zgodziła z nim gdziekolwiek pokazać sądził, że może nie jest to miłość, ale że chociaż go lubi, albo da im szansę, że może naprawdę coś z tego wyjdzie. Tymczasem ona pchała się, nawet nie do łóżka, jego najlepszemu kumplowi, który też.. Spojrzał na niego. Zawsze powtarzał, że nie może być między nimi żadnej scesji, bo są jak rodzina, ale teraz Gruby nie był pewny tego, czy najlepsi przyjaciele robią sobie takie rzeczy. Nie powinni oni wbijać noża w plecy, tym bardziej w serce…
- Podobno rodziny się nie wybiera – powiedział, patrząc na Marcela i chociaż nigdy nie płakał, czuł to dziwne, obce mu pieczenie oczu, jednak zmusił się jeszcze do spojrzenia na Lizkę, z której wściekłość aż parowała. – A ty nie mów tak o niej, bo bardzo ładnie wygląda.
Rzucił jeszcze spojrzenie Julce, która wydawała się być najbardziej zbita z tropu tą całą sytuacją, a potem nie patrząc na nic, odepchnął jakiegoś chłopaka, który stał za nim i zaczął przeciskać się w kierunku drzwi. Nawet stracił ochotę na to, żeby dogryźć coś Grzegorzewskiej na temat tego, że mogła pilnować swojego faceta, jak z niej taka super sucz. Wyszedł na klatkę schodową i nawet nie patrząc w kierunku windy, powoli zaczął schodzić schodami w dół, nie reagując na pokrzykiwania za nim, nieuświadomionych w sytuacji kolegów, jarających na półpiętrze. Chciał po prostu jak najszybciej opuścić ulicę Grodzieńską i wymazać z pamięci najgorszy obraz swojego życia. Nie był w tym pragnieniu sam. Trzaskając drzwiami panna Lidia również torując sobie drogę pomiędzy ludźmi zdjęła z wieszaka swoja kurtkę i opuściła to miejsce, a wraz z nią reszta księżniczek, w tym Ala i Iza, bo Anka zniknęła już wcześniej. Nigdy by nie podejrzewała Krzyżanowskiego o coś takiego, ale doigrał się, była ciekawa, kiedy zacznie do niej wydzwaniać z przeprosinami, a ona mu powie „trzeba było myśleć głową, a nie fiutkiem skarbie”.
Po całym zajściu impreza zaczęła się rozpadać, wszyscy szeptali, patrzyli się dziwnie, a Borowiec, który po zobaczeniu tego wszystkiego, nagle całkowicie otrzeźwiał, zaczął rozsyłać ludzi do domu tak, że po kilku minutach zamiast wielkiego tłumu był tylko jeszcze większy bałagan. Kaja rozdzielona znowu z Niną przez całe zamieszanie, rozejrzała się dookoła i zobaczyła ją znowu z gospodarzem, jak szeptali sobie coś, jacyś bardzo zadowoleni z siebie. Uniosła jedną brew i nie chcąc im przeszkadzać, zaczęła zbierać porozwalane po podłodze śmieci. Sama nie wiedziała czemu, zrobiło jej się żal tamtej dwójki, że zostali aż tak brutalnie przyłapani, ale z drugiej strony, to im tak dobrze – wiedziała, że z dresa nic dobrego wyrosnąć nie może, a tamta napalona dziunia może powstrzyma swój temperament. Nienawidziła, kiedy ktoś unieszczęśliwiał swoim postępowaniem innych. Rozejrzała się dookoła – nie była sama w ekipie sprzątającej, dwie dziewczyny i kilku chłopaków zamiatali potłuczone szkło, albo składali do jednego worka wszystkie butelki, opróżniając do końca te na półpełne. Jedyna dobra rzecz, jaką wyciągnęła z tego wszystkiego to kilka nowych znajomości i spostrzeżenie, że Ninie podobają się silni faceci. Półgodziny później schodząc po schodach wysłuchała całej epopei, jak to dobrze się bawiła i szkoda, że wyszło tak, jak wyszło. Odstawiając ją do domu uśmiechnęła się tylko, zanim weszła pod 19. Ktoś z tego całego nieszczęścia wyciągnął pożytek, ale stanowczo nie był to Marcel, siedzący teraz pod kasztanem na ławce, zaraz obok wieżowca i jego pierwszej klatki. Było ciemno, a latarnie oświetlały swoim nikłym blaskiem tylko parking samochodowy. Przed nim iskrzyła się czerwona kropka, która okazała się żarzącym papierosem. Wypuszczał właśnie dym z ust, kiedy stanęła przed nim Anastazja, którą ominęło całe widowisko, bo dopiero teraz wracała do domu z pracy, przy okazji taszcząc wielkie torby zakupów.
- Co jest? - zapytała, podchodząc i siadając obok, przytulając się do jego ramienia. Była niezawodną przyjaciółką, ale chłopak czuł, że nie chce o tym gadać, przynajmniej nie teraz, kiedy sam jeszcze nie poukładał wszystkiego w głowie.
- Nie chcę teraz o tym gadać, muszę pojechać do domu, odezwę się potem – powiedział, podnosząc się i idąc w kierunku przystanku autobusowego, a dziewczyna odprowadziła go tylko zatroskanym wzrokiem. Wiedziała, że stało się coś złego, ale odpowiedź czekała na nią dopiero kilka pięter wyżej, więc zrezygnowana podniosła tobołki i udała się w kierunku wejścia. Wiedziała, ze gdy tylko będzie chciał to wszystko jej powie, bo nie jest jeszcze na to gotowy. Pokręciła głową bezradnie. „Faceci. Zostawić ich na jeden dzień bez opieki, a już wyjdą jakieś nieszczęścia.” – przemknęło jej tylko przez myśl i zniknęła za drzwiami.

Podpis: 

Moullin 26 kwietnia 2011, 20:45
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Independance day Hagan - Wyjście w mrok Hagan - Ciało bez kości
Wszystko pozamykane to spacer na stację benzynową... Pierwsze fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Drugie fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Kolejne pojawi się niebawem. (Prolog w opowiadaniu Wyjście w mrok)
Sponsorowane: 60Sponsorowane: 20
Auto płaci: 20
Sponsorowane: 20
Auto płaci: 20

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2023 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.