https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
1000

Towers - Kto przejmie świat? / Sezon pierwszy

  Enid nie ma lekko. Stara się wieść normalne życie, jednak jej ojciec jest osławionym naukowcem, który pozwala, by tłumione latami lęki oraz gniew po stracie żony pchnęły go ku starciu z całym światem. Na nieszczęście świata George Towers jest naukowc  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W grudniu nagrodą jest książka
Wszystkie złe miejsca
Joy Fielding
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Towers - Kto przejmie świat? / Sezon pierwszy

Enid nie ma lekko. Stara się wieść normalne życie, jednak jej ojciec jest osławionym naukowcem, który pozwala, by tłumione latami lęki oraz gniew po stracie żony pchnęły go ku starciu z całym światem. Na nieszczęście świata George Towers jest naukowc

Sztuczny człowiek, który się śmieje

Przyszłość, w której rzeczywistość miesza się ze sztucznymi światami, staje się miejscem, gdzie szaleństwo trawi duszę.

Róża cz. 5

Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa?

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Brak

Wiersz filozoficzny

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
3139
użytkowników.

Gości:
3139
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 72

72

Drugi Władca Pierścieni: Wyścig po Pierścień

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
03-06-09

Typ
P
-powieść
Kategoria
Fantasy/Fantastyka/Inne
Rozmiar
25 kb
Czytane
7332
Głosy
16
Ocena
3.84

Zmiany
03-06-09

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: QBA Podpis: ..::QBA::..
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Pierwszy rozdział mojej kontynuacji wielkiego dzieła Mistrza. Jakkolwiek by nie skończyła, starałem się brać wszystko na poważnie- dużo notatek itp. Starałem się również zachować styl Mistrza, starałem się również jak najczęściej używać ulubionych sł

Opublikowany w:

Drugi Władca Pierścieni: Wyścig po Pierścień

DRUGI WŁADCA PIERŚCIENI: WYŚCIG PO PIERŚCIEŃ

----------------------------------------------------
Trzy Pierścienie dla królów elfów pod otwartym niebem,
Siedem dla władców krasnali w ich kamiennych pałacach,
Dziewięć dla śmiertelników, ludzi śmierci podległych,
Jeden dla Władcy Ciemności na czarnym tronie
W Krainie Mordor, gdzie zaległy cienie,
Jeden by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć,
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemność związać
W Krainie Mordor, gdzie zaległy cienie.


Osiem Pierścieni dla elfów z ciałami nieśmiertelnymi,
Osiem dla ludzi- śmiertelników po Wschodzie rozproszonych,
Trzy Pierścienie dla Harmów- ludzi skrzydlatych,
Jeden Pierścień dla Gaudora, Pana Bólu i Śmierci
W krainie Dweron, gdzie zaległy cienie,
Jeden, by wszystkimi rządzić, Jeden by wszystkie odnaleźć,
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemność związać
W krainie Dweron, gdzie zaległy cienie.




















Mimo dość późnej już jesieni złociste słońce gdzieniegdzie jedynie barwione czerwonymi plamkami w pełni chyliło się ku zachodowi na tle purpurowego, bezchmurnego nieba. Zewnętrzne zbocze Kanionu Gryfów odbijało ostatnie słabe promyki tego dnia. Adelan wsparty o te zbocze stał jak zwykle niewzruszony i dumny, swą bramą skierowany ku Soldakowi. Z wierz widoczne były złotowłose głowy elfów odbywających właśnie warte. W oddali, nieco na wschód widać było grupę drzew która dalej rozszerzała się i zamieniała w mały las. Był to Zagajnik Druidów. Niegdyś miejsce święte dostępne jedynie dal Bractwa Druidowego. Dziś jednak każdy miał do niego wstęp. Był to bowiem ostatni skrawek lasu który nie wpadł jeszcze w zakrwawione łapska Soldaku. Soldak. Niegdyś za Dawnych Dni wielki sprzymierzeniec, ostatnimi jednak czasy postanowił się zjednoczyć ze Złem z Mrocznego Pustkowia. Karlejąca rasa ludzi upadła jeszcze niżej zawiązując sojusz który dla całego Wschodniego Śrudziemia mógł okazać się zgubą. Lineon jako pierwsza przeszkoda na drodze do Puszczy Vonvolda stał na straconej pozycji. Roku 3001 pan na stolicy Pona Kassan, Avuda- badan podpisał postanowienia sojusznicze. Tysiące orków przybyło do stolicy ludzi, by zacząć wznosić od nowa twierdzę która w zamierzchłych czasach została zniszczona, Nurwanaz. Przepowiednia zaczęła się wypełniać. To właśnie rok 3001 był ostatnim rokiem pokoju. Potem nic nie było już takie same. W roku 3003 rozegrała się wielka bitwa pod Ciernistym Potokiem. Trzy sprzymierzone państwa wysłały większość swych sił przeciw nieumarłym ożywionym przez Mizora Wielkiego. Potężny nekromanta, nowy pan Soldaku i Mrocznego Pustkowia mógł stworzyć tak duże liczby szkieletów oraz zombie dzięki wielkiemu artefaktowi zwanemu Pierścieniem Wschodu. Niegdyś za Dawnych Dni Elfowie- Kowale przybyli z Zachodu do Endorien i podarowali Elfom Wschodniego Rodu dwadzieścia Pierścieni Władzy do podziału między wolne ludy Wschodu. Ale nikt jeszcze nie wiedział o istnieniu dwudziestego pierwszego. Daleko za stepami Rhun, w ogniach góry zwanej Orodruiną Gaudor wraz z drugim uczniem Margotha, Sauronem wykuli jeszcze jeden Pierścień. Potężniejszy i większy od innych. Spory o Pierścień wykończyły dwóch uczniów i postanowili oni ciągnąć o niego losy. Pierścień przypadł Gaudorowi. Udał się on wraz z nim na daleki Wschód. Przy jego pomocy siał ból i śmierć. Nie trwało to jednak długo. W tamtych czasach Puszcza Vonvolda, Niechciane Ziemie i Piaszczysta Równina stanowiły wielkie państwo ludzi zwane Parmandem. Wielka wojna została zwyciężona przez Parmand i Endorien. Tak źródło Zła zostało ukryte gdzieś daleko na Mrocznym Pustkowiu. Ale Pierścień zdołał i tam zasiać niepokojące zło Zło. Wielki nekromanta Mizor znalazł Pierścieni i za jego pomocą stworzył armię nieumarłych- ludzkich ciał poruszanych złem. Soldak oraz wszystkie pradawne cmentarze z Pustkowia zostały rozkopane w poszukiwaniu ścierwa na nowa armię. I tak w roku 3003 rozegrała się wielka bitwa pod Ciernistym Potokiem. Trzy sprzymierzone państwa: Ogazerf, Lineon oraz Gizbur wysłały większość swych sił przeciw nieumarłym wskrzeszonym przez Mizora Wielkiego. Po długich i męczących bojach pod Pona Kassan. Sojusz Trzech Państw zwyciężył. Zwycięstwo to było jednak okupione ogromnymi stratami. Armie niezdolne już do podboju licznych otaczających ich warowni i całkowitego zajęcia stolicy zawróciły. Mizor uciekł z pola bitwy. Skrył się jak głoszą plotki w jednej z jaskiń Puszczy Vonvolda gdzie podobno zmarł. Tam też miał przebywać Pierścień. Uczeń nekromanty Valndos udał się do puszczy. Podobno znalazł nawet jaskinię w której spoczywał mistrz. Z niewiadomych powodów nie przywiózł on jednak Pierścienia. Od pory powrotu jego serce stało się dwakroć bardziej nienawistne i bezlitosne. Mimo że nie miał on Pierścienia czarna magia której tajemnice poznał dzięki swemu panu pozwoliły mu również tworzyć nowych nieumarłych, choć nie taką skalę jak to było możliwe z Pierścieniem. Już po kilku miesiącach po bitwie z wściekłością i brakiem jakiejkolwiek litości napadł na Lineon. I tak kraj staje po staji ginął i niszczał między toporami i ogromnymi mieczami nieumarłych. Wystraszeni, jak dotąd sprzymierzeńcy: Ogazerf i Gizbur zjednoczyły siły z Soldakiem. Był to ogromny cios i powód do smutku dla obu stron. Ale dwa państwa nie miały innej szansy na przetrwanie. Zdawały sobie sprawę, że nie zażegna to problemów z sąsiadem zza Gór Strażniczych. Było już jednak za późno. Rok 3018, był rokiem końca dla ostatniego bastionu elfów w ich kraju. Bastion ten zwał się Adelan. To był również koniec samego Lineonu. Valndos po śmierci swego pana objął rządy na Nurwanaz i teraz śmiejąc się zadawał ostatnie ciosy resztkom dawnego państwa. Zaczęły krążyć plotki że jest on wcieleniem Gaudora, pana bólu i śmierci. Elfów z Adelanu interesowały jednak sprawy nie cierpiące zwłoki. Takie jak przetrwanie w najbliższym czasie...

Słońce już tylko w połowie wystawało zza widnokręgu. Reszta schowana była za Górami Strażniczymi. Lavon na wcześniejszy rozkaz swego pana przybył na jedną z wież wartowniczych. Wsparty o misternie wyciosaną przez elfich rzemieślników grubą balustradę rozmyślał patrząc w zachodzące słonce. Po chwili przybył Etlaft. Miał on ciemne krótkie włosy, ledwie zakrywające uszy. Właściwie wystawały zza nich jedynie czubki uszu. Jego twarz była poważna, a agatowe oczy biły mądrością i smutkiem. Miał piękne i szlachetne rysy a na gładkich nieco bladych policzkach rysowały się zarysy styku żuchwy z górną szczęką. Nadawało mu to majestatu o jeszcze większej powagi. Miał na sobie ciemnofioletową szatę z jakiegoś bardzo delikatnego sukna. Popatrzył swym surowym wzrokiem na Lavona i usiadł na podwyższeniu sklepanej z solidnych desek podłogi.
-O co chodzi, Mistrzu?- zapytał Lavon odwracając do Etlafta głowę
-Musimy poważnie porozmawiać moje dziecko- zaczął wolno- Świat się zmienia. Widać to w powietrzu. Widać w wodzie. Obawiam się, że czas Lineonu kończy się. Ogazerf i Gizbur zdradziły nas. Dni Lineonu są już policzone.- Mówił powoli, patrząc ze smutkiem w oczach na podłogę- czuję że gdzieś daleko na zachodzie elfy puszczają już Śrudziemie. Nie wiem dlaczego. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale Endorien nie jest najbardziej wysuniętą na zachód krainą elfów. Dalej tez mieszkają elfy, takie jak my. I one już zaczęły opuszczać te ziemie. Na nas też chyba idzie czas. Zdaje mi się że bardzo daleko stąd, dzieje się coś dziwnego. Niespotykanego. Ale to nie wszystko. Ostatnio miałem sen. Adelan płoną. Wszyscy zginęli. Ten sen był tak realistyczny, że gdy się obudziłem sam już nie wiedziałem czy wciąż żyję. To naprawdę było zbyt realistyczne żeby się tym nie przejąć.
-Czego w związku z tym oczekujesz mistrzu?
-Czy wiesz gdzie leży konstelacja Smoczego Płomienia?- zapytał spoglądając w górę- jeśliś uważał na lekcjach powinieneś to wiedzieć.
-Tak, oczywiście to tam- Wskazał Lavon gdzieś w niebo po chwili namysłu.
-Dobrze chłopcze. Teraz uważaj na to co Ci powiem. A więc gdyby cokolwiek złego stało się z Adelanem lub ze mną pamiętaj idź do posterunku Czujnego Oka. Stamtąd w nocy podążaj za Smoczym Płomieniem. Doprowadzi Cię on do małego lasku. Wątpię abyś tam kiedyś był. To już nie są bezpieczne tereny. W każdym bądź razie dokładnie na środku lasu stoi duże, grube drzewo. To stary dąb. Wyróżnia się bo las jest dość młody, a dąb ten stał tam zanim ktokolwiek pomyślał o zasadzeniu lasu czy nawet wiatr postanowił sypnąć wokół nasiona. Gdy już go znajdziesz zapukaj w korę i powiedz Elvue ardriv. Dalej o nic się nie martw. Pamiętaj jednak. Te tereny już od dawna nie należą do Lineonu. Kto wie jakie potwory kryją się teraz w jego cieniach.

Lavon nabrał teraz ochoty na zadanie kilku dręczących go pytań dojżewajacych w jego umyśle.
-Mistrzu- zaczął nieśmiało- dlaczego obawiasz się śmierci? Przecież elfowie żyją wiecznie.
-To nie jest dokładnie tak chłopcze- odparł z pewnym ożywieniem- elfowie są nieśmiertelni lecz nie są niezniszczalni. Niezniszczalne są jedynie duchy, które posiadają przecież wszystkie istoty. Te z kolei różnie odnoszą się do nas, żywych.
Siedzieli jeszcze przez jakiś czas i patrzyli w gwiazdy. W Lavonie zbudziła się dziwna tęsknota. Wiedział że nosi ją w sercu od dawna, lecz nigdy nie był pewien czym jest naprawdę. Teraz dopiero zrozumiał za czym rwało się jego serce: chciał przeżyć przygodę. Opuścić ten niewdzięczny skrawek zmęczonej walkami ziemi i uciec gdzieś daleko na zachód. Wiedział jednak że to kim jest zobowiązuje go do słóżby ojczyźnie. Na razie więc pozostawały mu jedynie marzenia. Po około dwóch kwadransach wrócił do swego baraku. Dla jego braci z zachodu wydawać by się mogło że elf mieszkający w barakach to największe możliwe do wymyślenia poniżenie. W warunkach wojny jednak tu na wschodzie elfowie na mogli sobie pozwolić na nic innego. Mieszkanie na drzewach było niebezpieczne. Do obserwacji wystarczyło im kilka posterunków rozsianych po okolicznych laskach i zagajnikach których zresztą cały obszar Karelowych Łąk miał wiele. Mieszkanie w twierdzy bardzo ułatwiało szybkie zebranie wojska i przegrupowanie by móc się skutecznie bronić. Lavon miał dość luksusową jak na warunki panujące w twierdzy sytuację: był to jeden dość duży pokój, ściany pokryte były złotą farbą, podobnie jak sufit. Na podłodze leżał puszysty kolorowy dywan. Za czasów pokoju tutejsi elfowie byli niezrównani w ich tkaniu. Łóżko było dość duże, zajmowało czwartą część pokoju. Wysłane było mchem najszlachetniejszego gatunku, który rósł tuż pod wschodnią palisadą Adelanu. Oprócz tego Po lewej stronie od wejścia stało małe drewniane biurko i krzesło.

Lavon długo nie mógł spać. Wciąż marzył o wyruszeniu gdzieś na zachód. Mimo to spał dość spokojnie. Właściwie trudno nazwać to spaniem elfowie bowiem zamiast snu leżą z szeroko otwartymi oczyma i wtapiają się w otaczającą ich przyrodę- powietrze, rośliny. Dlatego właśnie elfowie ubóstwiali wręcz w tych warunkach spanie na mchu.

Wstał dość wcześnie. Postanowił odwiedzić jadłodajnię. Nie było już straganów i wolnego handlu, po prostu nie było z kim handlować a miejsce gdzie kiedyś za dawnych czasów stał mały rynek było puste. Niegdyś za czasów pokoju Adelan był ważnym ośrodkiem kupieckim w tym rejonie. Stolica Lineonu Milion leżała dość daleko toteż kupcy z północy dobijali targów z południem i wschodem właśnie tu. Poza tym elfowie radzili sobie bardzo dobrze wytwarzając żywność samemu: krzepiące lambasy czy znany nawet w Ogazerf napój Lambog zastępowały z powodzeniem każde inne jedzenie. Pokrzepiony lambasami Lavon wychodził właśnie z jadłodajni. W drzwiach wpadł na swego serdecznego przyjaciela Vilona. Vilon był bardzo wesołym elfem, nigdy nie brakowało mu humoru a uśmiech prawie nigdy nie schodził z jego śnieżnobiałej twarzy. Złociste włosy na czole rozpoczynały się bujną grzywą, a z tyłu kończyły się małym ogonkiem dokładnie na karku. Od tyłu Vilon wyglądał jak rycerz złocistym hełmie. Mimo swej wesołej natury był świetnie zaprawiony w boju. Prócz swego wrodzonego elfiego talentu do łuków świetnie władał on sztyletami.

- A gdzie to mości Vilon wybiera się z tym łukiem?- zapytał patrząc na łuk i dużych rozmiarów wiklinowy kołczan pełen strzał
-Tam gdzie nie ma takich wścibskich młodzików jak ty- zaśmiał się serdecznie- idę do Kniei Druidów. Etlaft kazał nazbierać ziół. Chce sporządzić jakąś dziwną mieszankę, bo nazwy ziela które wymienił nie wchodzi w skład żadnej ze znanych mi mikstur. Czy zaszczycisz mnie swym towarzystwem?- Lavon oczywiście bardzo ucieszył się z propozycji, rzadko miał bowiem możność opuszczania bastionu- Tylko wezmę swego Niodela i trochę strzał- rzucił biegnąc w stronę swej kwatery. Niodel był jego ukochanym łukiem. Nadał mu imię wzorując się na wielkich Herosach z Dawnych Dni. Po chwili razem maszerowali śmiejąc się głośno. Adelan rzadko ostatnio słyszał śmiech ale dwaj serdeczni druhowie nawet w takich podłych czasach potrafili się śmiać. Doszli do bramy. Była zamknięta. Od środka wyciosano na niej liście winnej latorośli oplatające ją od zewnątrz. Mimo że zbudowano ją z drewna była wytrzymalsza od niejednych spizowych wrót ludzi czy krasnoludów, a wszystko za sprawą jakiegoś uroku rzuconego w dawnych czasach. Na półce zawieszonej kilka metrów nad ziemią która przytwierdzona była od zewnątrz na całej długości palisady kręcili się wartownicy. W środku zaś krzątali się odpoczywający żołnierze i kilku rzemieślników. Najbardziej wyróżniającym się elementem Adelanu była mała kuźnia Mimfona. Był to jedyny budynek postawiony na środku placu. Wszystkie bowiem inne domy i placówki ustawione były naokoło placu, przytknięte do siebie i właściwie stanowiące jeden długi budynek. Sam plac wyłożony był kostką brukową. O niektóre z budynków oparte były drabiny po których wartownicy wchodzili najpierw na dachy stanowiące pierwsze piętro twierdzy a potem na półkę z której z kolei można było dostać się na jedną z czterech wież wartowniczych.

-Stać kto idzie?- Zapytał bardzo gruby jak na elfa głos. Był to Galbon- odźwierny.
-Vilon Eneol oraz Lavon, uczeń Mistrza Etlafta- odkrzykną Vilon do siedzącego na półce elfa. Tamten pociągną za ogromne koło z powbijanymi palikami otwierające bramę. Zza niej ujrzeli piękny widok- Karelowe Łąki. Słońce świeciło w pełni, było bardzo ciepło. Na zielonych łagodnych pagórkach które rozpościerały się na wszystkie strony widać było różnobarwne plamki. Dalej malował się pas ciemniejszej zielni. Był to Zagajnik Druidów. W powietrzu słychać było ćwierkanie co było rzeczą dość dziwną jak na jesień, wszystko wyglądało bowiem jakby zaczynało się lato. Szli razem ścieżką w dół gawędząc i śmiejąc się głośno a Adelan coraz bardziej przysłaniała linia pagórka n którym był usytuowany.
- Jak sądzi Vilonie, po co Etlaft kazał żebrać te zioła?- zapytał z uśmiechem na twarzy Lavon- Jeśli kazał zbierać nie używane zbyt często zioła to chyba coś planuje?
- Tak, na pewno. Sądzę że to na jakiś napój. Taki który rozgrzewa ciało. Gdzieś już bowiem słyszałem nazwę ziół i sądzę że to wtedy gdy Etlaft wyruszył Telasmabem do Posterunku Konia. Wiesz że leży on bardzo daleko a była wtedy zima. Być może znowu chce tam ruszyć?
- Powiem ci coś w sekrecie, przyjacielu. Wczoraj rozmawialiśmy na wieży. Opowiedział mi o swoim śnie...- Lavon powiedział wszystko co zapamiętał z rozmowy ze swym mistrzem.- być może on także zamierza wyruszyć na zachód?
- Wątpię w to. Kocha Adelan równie mocno co my nienawidzimy w nim służyć- zaśmiał się swoim lekki choć donośnym śmiechem- sądzę raczej że znów chce kogoś wysłać w dalszą część kraju. Lecz nie trap się tym. Sądzę że jak wrócimy wszystko się wyjaśni.
- Czy myślisz że Ogazerf i Gizbur ostatecznie się od nas odwróciły? To jest niemożliwe, przecież wspólnymi siłami zwyciężylibyśmy Valndosa i całą jego armię.
-Obawiam się że nie doceniasz siły przeciwnika Lavonie. To nie jest zgraja byle zbójów. To ogromna armia- odparł poważniejąc- ale nie myślmy teraz o tym, teraz mamy czas na rozmowę i śmiech. Korzystajmy z niego miast się trapić, bo rzadko mamy ku wesołości okazję.

Szli teraz śpiewając i śmiejąc się. Słońce pięło się coraz wyżej a słowiki swym ćwierkaniem wtórowały wesołym krzykom przyjaciół. Zagajnik Druidów wychylił się już z za następnego wzniesienia i z każdą chwilą rósł przed elfami. W końcu po niespełna kwadransie stanęli przed lasem. Tu rozchodziła się łagodna woń lasu. Zapachy leśnych ziół wpływała lekko w nozdrza. Lavon choć nie znał prawdziwego elfickiego życia w głębi serca czuł radość.

-Zioła które mamy znaleźć zwą się Ilmaldh. Nie znam żadnej mikstury którą można by było z nich przyrządzać lecz mają dość charakterystyczną i przyjemną woń. Niegdyś widywałem ją nad łóżkami elfów. Ostatnio jednak nikt nie ma czasu aby szukać ziół w tak błahym celu.
-Zdaje mi się że wiem co to za zioła. Widziałem je niegdyś u zielarza. Także miały bardzo przyjemny zapach, nie pamiętam jednak ich nazwy.

Weszli do zagajnika. Podążali małą zarośniętą ścieżką. Las tętnił życiem. Pełen był ćwierkani gwizdów, po lewej stronie za szuwarami bulgotało wesoło małe bagienko. Słychać było rechot żab. Dróżka prowadziła ich do rozwidlenia- musimy skręcić w lewo- powiedział Vilon- gdybyśmy poszli prosto doszli byśmy do Kniei Druidów. Ten jeden mały skrawek lasu wciąż pozostaje niewzruszony. Nie powinniśmy łamać tego prawa- i skręcił w lewo. Lavon podążał tuz za nim. Szli tak wtopieni odgłosy i zapachy lasu przed siebie. Mimo że droga przez sam las zajęła im ponad godzinę nie czuli się znużeni. Słońce z coraz większą siłą przebijało przez korony drzew. Zbliżało się południe. Doszli do miejsca gdzie małe bagienka i bajorka coraz bujniej rozkwitały na około dróżki. Drzewa tu były rzadsze, choć większe. Była to starsza część lasu. Wiele pni i spróchniałych kłód leżało na ziemi. Ale nawet na nich w tej magicznej krainie tętniło życie. Kręciły się po niej różnorakie owady i bujnie porastały je mchy. Nagle wyczuli jakiś dziwny zapach.- Nie podoba mi się- powiedział Vilon wciągając nosem powietrze- ten zapach... przypomina mi coś... ale to nie możliwe...- przerwał mu głośny dźwięk przypominający śmiech czy raczej charkot. Elfowie szybkim susem skryli się za leżącym obok drogi dużym kawałkiem starego zbutwiałego pnia. Vilon powoli wystawił głowę. Zobaczył bajoro porośnięte trzcinami, z dużą ilością dziwnych niby glonów dryfujących po zielonkawej wodzie. Po lewej stronie bajora stał namiot. Niechlujny i prosty. Zbudowany z gałęzi ma które naciągnięto jakąś skórę.- Rapitole!- pomyślał Vilon- przecież nie było ich tu od tak dawna...
Z namiotu wylazł dziwaczny stwór- Kształtem przypominający człowieka, z oślizgłą niebieskawą skórą nakrapianą ciemniejszym jeszcze błękitem. Jedynie brzuch i klatka piersiowa, niby jak u elfa czy człowieka a żółta i przypominająca ćwiekowaną zbroję. Pysk miał ten stwór wydłużony a oczy również żółte. Nie miał uszu ani nosa z policzków za to aż po szyje wystawały mu ogromne skrzela. Charczał dziwnie i jakby nasłuchiwał. Potem znów wydał dziwny bulgot. Z bajora wynurzył się drugi stwór. Pływał jak ryba cielsko całe miał teraz w glonach. Z jego skrzeli wydobywał się cichy świst. Wylazł z wody i zaczęli ze sobą rozmawiać. Trudno to było nazwać rozmową, był to raczej pulsujący rechot. Vilon napiją swój łuk i szybki susem wypadł zza pnia. Jeden ze stworów skoczył do namiotu drugi zaś podniósł leżący na ziemi sztylet i rzucił się w kierunku Vilona. Lavon także wypadł zza pnia. Energicznie wyciągną strzałę napiął łuk i wycelował w tors rapitola. Zwolnił cięciwę. Strzała z lekkim świstem wyleciała i wbiła się w stwora. Trysnęła zielonkawa posoka. Stwór zawył swym dziwnym sposobem. Druga strzała wystrzelona przez Vilona dosięgła gardła. Rapitol przekręcił się o upadł. Vilon wyciągną swój sztylet i rzucił się w kierunku namiotu. Tymczasem drugi napastnik wyskoczył z małym niechlujnym łukiem, zwieńczonym po obu końcach małymi żółtymi kulami. Lavon wyciągną drugą strzałę. Zwolnił cięciwę i wystrzelił. Pocisk świsną biegnącemu Vilonowi przed oczyma i wbił się w drzewo nieopodal.- uważaj bracie do kogo strzelasz- odwrócił się na chwilę elf. Rapitol nie zdążył naciągnąć łuku gdy ten stał już przed nim ze sztyletem. Stwór błyskawicznie wyciągną nie wiadomo skąd nuż. Wziął zamach i rąbną na ślepo. Trafił jednak w próżnię. Nie mógł się on równać z Vilonem który w sztuce walki sztyletami był niezrównany. Błyskawiczny unik sprawił że cios napastnika chybił daleko. Vilon rzucił się teraz na rapitola i krótkim cięciem dokończył jego żywota.
- No bracie- mówił zadyszany elf- trzeba ci jeszcze długiego treningu bo Niodel w twych rękach wciąż czasami wierzga. Rapitole... co one tu robią? Nie widziałem ich już od bardzo dawna. Coś dziwnego musi się dziać w ich największym gnieździe, Puszczy Vonvolda. Po co ci dwaj zaszli aż tak daleko. A może było ich więcej? Trzeba spalić ścierwo. I uciekać.- Przeszukali dokładnie namiot i zabrali wszystko co wydawało im się wartościowe. Następnie zanieśli ciała do dziwnej konstrukcji i podpalili.

Biegli teraz wciąż ścieżką. Vilon wiedział że mają już za sobą trzy ćwierci drogi i przyspieszał tępa coraz bardziej. Minęli Posterunek Sowy który stał pusty. Etlaft nie obsadzał wszystkich posterunków „Nie ma sensu marnować żołnierzy na w tak mało ważnych miejscach” i Posterunek Sowy właśnie do takich jego zdaniem należał. Las znowu się zagęścił i zaczęły pojawiać się drzewa iglaste. W końcu dobiegli do polanki którą otaczały beanes. Drzewa te ceniły sobie wszystkie elfie ludy, nigdy nie marnowano ich na robienie mebli czy choćby budowę domów. Elfowie najczęściej robili z nich łuki lub budowali posterunki. Szlachetne drzewo nigdy nie zawodziło przy napinaniu cięciwy a pioruny nie imały się beanes choćby były najwyższymi drzewami w lesie. Krążyły legendy że są to drzewa święte, zamieszkane przez driady i nimfy. Gdy więc ścinano jedno z drzew natychmiast sadzono nowe. Trawa na polance była bardzo bujna i rozłożysta, przykrywała wszystko co rosło pod nią.
- Szukamy Ilmaldh. Rozgarniaj trawę bardzo delikatnie a na pewno znajdziesz. Według słów Etlafta nigdzie nie ma ich tak dużo jak na tej polamce.- Rzekł Vilon schylając się do poszukiwań- i śpiesz się musimy uzbierać jak najwięcej a kto wie czy rapitoli nie było więcej.
Znaleźli kilka kępek ziół. Ilmaldh najczęściej rosło właśnie w zwartych kępkach i rzadko można je było znaleźć pojedynczo. Po chwili biegli znowu w kierunku Adelanu. Vilon wybrał jednak inną drogę, nieco na południe. Była jeszcze bardziej niedostępna i dzika a w połowie lasu kończyła się całkowicie i elfowie musieli biec przez las. Znów usłyszeli dziwne gulgoty- a więc było ci więcej- pomyślał z trwogą Lavon i obydwaj jeszcze bardziej przyśpieszyli tempa. Biegli nieco ponad pół godziny nim wypadli z lasu. Drogę mieli teraz bardziej w prawo. Zanim jednak znów znaleźli się na ścieżce przebiegli pierwszy pagórek łąką. Gdy wrócili dyszeli lekko ponieważ całą drogę pokonali biegnąc. Postanowili nie odpoczywać i szybko skoczyli do baraku Etlafta.

-O proszę- rzekł Etlaft wyrywając się z rozmyślań- i jak macie zioła?
-Wodzu- zameldował Vilon stojąc na baczność- misja zakończyła się pomyślnie. Zdobyliśmy zioła. Muszę jednak zameldować o czymś bardzo niepokojącym. Natknęliśmy się rapitole.- Etlaft spojrzał uważnie na Vilona- Dwóch z nich zabiliśmy. W drodze powrotnej jednak słyszeliśmy inne. Było ich więcej. Ścierwo spaliliśmy wraz z przedmiotami nie przedstawiającymi żadnej wartości.
-A więc kolejny dawny wróg znów dybie na nasze życie- rzekł Etlaft smutniejąc- Właściwie nie powinniśmy się dziwić, plemię niegdyś zwyciężone, pożądając zemsty chce nas zgładzić gdy zostaliśmy rzuceni na kolana. Spocznij Vilonie. Opowiedzcie mi o wszystkim dokładnie.- I tak Etlaft dowiedział się o krótkiej walce, niecelnym strzale swego ucznia i o zebranych łupach. Gdy Vilon opowiadał o tym jak strzała wypuszczona z Niodela niemal przebiła mu skroń Etlaft popatrzył się surowym wzrokiem na czerwieniącego się ze wstydu Lavona i rzekł- Jeszcze wiele nauki cię czeka mój chłopcze. Łuk jest niczym koń. Jeśli go nie okiełznasz będzie cię w stanie skrzywdzić. Teraz zaspokoję waszą ciekawość i powiem wam, po co mi te zioła. Zapewne nic lub bardzo mało wiedzieliście o Ilmaldh. Ziełe to jest mi bardzo potrzebne do przyrządzenia mikstury zwanej Szmaragdowym Mlekiem. To napój o ogromnej mocy krzepiącej i odnawiającej siłę ciała i ducha. W dzisiejszych czasach mało kto zna ten szlachetny trunek. Ale tam gdzie wybierzecie się wy oraz kilku innych wybranych przeze mnie żołnierzy będzie wam on niezbędny- serce Lavona rozpaliło się radością. Miał ochotę krzyczeć ze szczęścia. Znał bowiem dobrze ten ton w ustach mistrza.- Udacie się na misję wielce niebezpieczną i trudną. Wiecie zapewne że jak mówią legendy elficki król Gryfi Szpon wybudował na obu szczytach Kanionu Gryfów bastiony. Miały one bronić wrogom przyjścia przez kanion i tym samym uniemożliwienia wrogowi podboju Śrudziemia. Dzielne plemię Opiekunów Gryfów do dziś jak głoszą opiekuje się i chowa te wojownicze stworzenia. Musicie udać się do jednego z bastionów i o ile plemię Opiekunów rzeczywiście wciąż istnieje poprosić o podarowanie kilku z nich do celów obronnych. Jeśli nie musicie spróbować złapać jakiegoś stwora. Same gryfy żyją. Jestem tego pewien. Kiedyś wdziałem jednego, rano. Zataczał kręgi nad Adelanem. To na pewno nie był ptak był za duży, z przez moment mignęły mi pod bujnymi skrzydłami umięśnione lwie nogi. To może być ostatnia szansa dla naszej twierdzy. Wyruszacie za tydzień. Przez ten czas Vilon będzie miał okazję odpocząć a Lavon nabrać wprawy w posługiwaniu się ostrzem i łukiem. Jesteście wolni. Dziękuję za zioła.

Podpis: 

..::QBA::.. Przełom 2002-2003
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Sztuczny człowiek, który się śmieje Róża cz. 5 Sen o Ważnym Dniu
Przyszłość, w której rzeczywistość miesza się ze sztucznymi światami, staje się miejscem, gdzie szaleństwo trawi duszę. Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa? Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).
Sponsorowane: 50Sponsorowane: 16Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.