https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
1000

Towers - Kto przejmie świat? / Sezon pierwszy

  Enid nie ma lekko. Stara się wieść normalne życie, jednak jej ojciec jest osławionym naukowcem, który pozwala, by tłumione latami lęki oraz gniew po stracie żony pchnęły go ku starciu z całym światem. Na nieszczęście świata George Towers jest naukowc  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W grudniu nagrodą jest książka
Wszystkie złe miejsca
Joy Fielding
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Towers - Kto przejmie świat? / Sezon pierwszy

Enid nie ma lekko. Stara się wieść normalne życie, jednak jej ojciec jest osławionym naukowcem, który pozwala, by tłumione latami lęki oraz gniew po stracie żony pchnęły go ku starciu z całym światem. Na nieszczęście świata George Towers jest naukowc

Sztuczny człowiek, który się śmieje

Przyszłość, w której rzeczywistość miesza się ze sztucznymi światami, staje się miejscem, gdzie szaleństwo trawi duszę.

Róża cz. 5

Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa?

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Brak

Wiersz filozoficzny

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1325
użytkowników.

Gości:
1325
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 74042

74042

Lacrymosa

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
13-01-11

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Fantastyka/Fantasy/-
Rozmiar
11 kb
Czytane
4557
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
13-01-11

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: tangorostro Podpis: tango_rostro
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
nocna eskapada starego zwiadowcy pełna przygód

Opublikowany w:

Lacrymosa

Wieczór był chłodny. Mężczyzna mijając szlaban skinął wartownikowi i ruszył w dół ulicy. Była oświetlona, przez pierwsze 50, może więcej metrów. Dalej tonęła w mroku zapadającej nocy. Wyciągnął skręta, poważył go chwilę w dłoniach i zmienił zdanie. Już i tak czuł się jak wrak… Papieros wylądował z powrotem w kieszeni. Człowiek wciągnął głęboko powietrze nosem i czuł, że coś jest inaczej, że świat nie pachnie tak, jak codziennie, jak każdego innego wieczora przepisanego jakby przez kalkę z poprzedniego. Czyżby szła zima? Tak, idzie zima. Jesień właśnie się kończy, świadczą o tym coraz głębsze bruzdy na czole, pasma białych jak mleko kosmków, wiecznie opadających na oczy. I oczywiście ręce. Zaraza na nie, wystarczą nieduże zmiany ciśnienia za oknem a ból jest niemal nie do wytrzymania. Gdyby mógł je odmłodzić o jakieś 20 lat… Nic już nie mogło być takie jak dawniej, zmieniał się i czuł to z każdą kolejną chwilą coraz mocniej. Jednak mimo tych znajomych już odczuć, dziś doszło coś jeszcze. Coś, co czaiło się nisko pod lewą piersią, delikatne, a zarazem twarde, jak idealnie gładki, zimny kawał stali. Niepokój. Nie potrafił go w zasadzie umiejscowić. Czasy, mimo, że ciężkie, dawały pewną nadzieję na najbliższą chociaż przyszłość. Martwił się co prawda o swoją córkę, śliczną podlotkę, ale był to zwyczajny ojcowski lęk wynikający z troski, nie mający nic wspólnego z tą bryłą, czającą się pod zmęczoną już nie mniej niż twarz mężczyzny kurtką.
Zamyślony dochodził do granicy wątłego światła, które dawały latarnie, a to oznaczało, że umysł musiał otrząsnąć się z tego chwilowego otępienia. Czas było wyostrzyć zmysły i zmusić organizm do pracy na najwyższych obrotach, skupić się i robić swoje. Rutyna. Mężczyzna przystanął przy ostatniej działającej latarni, zapiął skórzaną kurtkę pod szyję i sprawdził, czy nigdzie nie uwiera. Na to narzucił ciemny obszerny płaszcz, sprawdził magazynek w pistolecie, obejrzał się ostatni raz i wszedł w noc.

Było ich trzech. Nienaturalnie przyśpieszone ruchy jak zwykle na początku mamiły wzrok, ale z czasem można się przyzwyczaić. Po chwili widział już wszystko, każdy najdrobniejszy szczegół potencjalnych wrogów, poczynając od zgrubiałych łydek, nieludzko wydłużonego tułowia, przez nieproporcjonalne do reszty ciała silne, oznaczone węzłami mięśni ręce aż do łysych, migoczących w świetle ogniska głów. Co robili tak blisko Osady, nie miał pojęcia. Zazwyczaj na pierwsze oznaki życia w granicach Rezerwatu natykał się dopiero bo godzinie, nawet dwóch wędrowania. Ta trójka wyraźnie nie robiła sobie wiele z tego, że przebywanie na terenie tak zbliżonym do granicy jest niemal równoznaczne ze spotkaniem któregoś ze zwiadowców z Osady. W dodatku kompletnie chyba nie wpadli na pomysł, że mogą trafić tak źle i spotkać jego. Wesoło krzątali się wokół małego ogniska, rozpalonego przed jakimś zapuszczonym budynkiem, na pierwszy rzut oka sklepem z dawnych, lepszych dni. Dwóch wyraźnie sprzeczało się o kawałek czegoś, co wyglądało na linkę hamulcową, lub inny tego typu gadżet. Trzeci przeszukiwał budynek, co jakiś czas wydając dziwne pomruki, ni to do siebie, ni do kolegów. Cokolwiek by nie robili, bardziej lub mniej logicznego (w ludzkich standardach logiki), nie powinno ich tu być, a już na pewno ich obecność przeszkadzała zwiadowcy.
Wyszedł z linii drzew, skąd obserwował swoich towarzyszy nocnej eskapady i pewnym krokiem ruszył w stronę baraszkujących mutantów. Wiedział, że ich zmysły, kilkukrotnie bardziej czułe niż ludzkie już zarejestrowały jego obecność, ale bodźce zdecydowanie nie zamieniły się jeszcze w konkretną informację dla mózgu, gdyż pierwszy z nich odwrócił się dopiero w momencie, gdy mężczyzna naciskał palcem spust. Wystrzał z broni zadziałał na mutanty jak kubeł zimnej wody. Zanim pierwszy nieszczęśnik pacnął ciężko w zarośla, dwóch pozostałych już zdążyło przemieścić się o dobre dziesięć metrów, co spowodowało, że zwiadowca miał ich teraz po lewej ręce. Mężczyzna rzucił się w przód, przetoczył po miękkiej trawie i wystrzelił w stronę tego bliższego. Pamiętać, ruch to życie, wahanie jest śmiercią. Byli dużo szybsi. Ofiara strzału zdążyła się uchylić, odpryski tynku poleciały w ściółkę. Człowiek sapnął, odtoczył się w bok i wystrzelił znowu, tym razem bardziej intuicyjnie, ale zgodnie z oczekiwaniami nie usłyszał ani agonalnych odgłosów, ani ciężkiego tąpnięcia ciała w podłoże. Usłyszał za to szelest trawy, po swojej prawej, jakieś dziesięć, pięć metrów, dwa metry… zamarkował obrót przez prawe ramię, wrócił i kopnął z całej siły powietrze obok siebie. Zanim ciężki but zakończył swój ruch, przed nim zmaterializowała się twarz mutanta, dał się nabrać na zmianę kierunku. Zwiadowca poczuł opór pod stopą, poprawił sierpowym, złapał przeciwnika za szyję i zanim tamten zdołał użyć swoich nienaturalnie wielkich szczęk, człowiek wystrzelił mu prosto w twarz. Kula zgasiła oczy mutanta, jak podmuch gasi wątły płomyk świecy.
Nagle poczuł uderzenie. Przeleciał w powietrzu kilka metrów, upadł ciężko na klatkę piersiową i splunął krwią. Ukląkł, ale po chwili, uderzony, znów leżał nosem w wilgotnej trawie. Wyczuł nad sobą oddech mutanta. Blisko, tuż nad głową. Widział oczami wyobraźni, jak szczerzy długie kły i napawa zwycięstwem, coraz bliżej, coraz bliżej szyi człowieka. Widział też lufę pistoletu, milimetr po milimetrze zmieniającą kierunek spojrzenia swojego zabójczego oka. Wystrzelił dokładnie w momencie, gdy zęby wroga przekłuły naskórek na szyi, tuż pod linią włosów. Zwiadowca stęknął, a stwór zwalił się na niego całym ciężarem swojego umięśnionego cielska. Mężczyzna odpoczął chwilę, nie był w stanie ruszyć się ani na cal, jednak zaraz adrenalina opadła, uspokoił oddech, serce wróciło z gardła z powrotem do piersi. Z niemałym trudem wstał i otrzepał się i wtedy go zobaczył. Mutant był duży. Większy niż wszystkie, które dotychczas spotkał. Stał przy ognisku i patrzył. Patrzył prosto w oczy człowiekowi i… kpiąco się uśmiechał? Nie wierzył w to co widział. Nie wierzył w inteligentnie patrzące, chorobliwie żółte oczy i tę minę, taką ludzką…
- Gienadij Łuczenko.
Gienadijowi zakręciło się w głowie. To mówiło. Chrapliwie, gardłowo, ale jednak, była to mowa ludzka. Nie miał pojęcia czym, lub kim jest ten osobnik, jednak znał jego nazwisko i zdecydowanie nie miał dobrych zamiarów.
- Gienadij Łuczenko. – stwór powtórzył, a w głosie dało się wyczuć nienawiść i groźbę.
- Czego ode mnie chcesz, mutancie? – Łuczenko nie był pewien, czy chce walczyć z mutantem. Mimo to sprawdził magazynek, który nie miał się za dobrze po strzelaninie sprzed kilku minut.
- Gienadij. – stwór ruszył powoli w kierunku człowieka, wciąż nie spuszczając oczu z oczu zwiadowcy. W dłoniach pojawiły się dwa bliźniacze ostrza, zaokrąglone i zamknięte w okrąg przez kościane rękojeści.
- Pewnie masz powody… - Gienadij zaczął biec. W boku kłuło go po upadku na trawę, na karku czuł krzepnącą krew swoją i tego, który go ugryzł.
Stwór wciąż szedł spokojnie, kontrolował ruchy zwiadowcy, ale sam nie robił niczego gwałtownego. Dopiero gdy Łuczenko zaczął strzelać, mutant pokazał co potrafi. Zatańczył w tak nierealnie szybki sposób, że człowiek przystanął na chwilę i patrzył, jak kule nie zabijają, ba, nawet nie ranią jego przeciwnika.
- Co, do… - głos uwiązł mężczyźnie w gardle, ale nie dał emocjom wziąć góry nad rozsądkiem. Odrzucił płaszcz, sięgnął za plecy i wyciągnął ostatnią deskę ratunku, swój amulet i rodzinny artefakt. Miecz zalśnił krótko w blasku ognia i Gienadij po raz pierwszy zobaczył w oczach mutanta pewną wątpliwość. „Skoro zna moje imię, musi wiedzieć, co potrafi to żelastwo”, pomyślał i zrobił dwa młyńce w oczekiwaniu na przeciwnika.
Tamten otrząsnął się z sekundowego zawahania i spadł na Łuczenkę jak jastrząb spada na królika. Człowiek z najwyższym trudem odbijał uderzenia toporków mutanta i po chwili już dyszał, spocony i zmęczony. Kolka w boku nasilała się, po kilku przysiadach kolana łupały tępym bólem, a Gienadij zrozumiał, że prawdopodobnie nie ujrzy już swojej córki, że powietrze naprawdę pachniało czymś strasznym. Śmiercią.
Pot wystąpił mu na czoło, grubymi kroplami zrosił zmęczoną twarz. Gienadij dwoił się i troił, ale wciąż był w defensywie, nie miał szans zaatakować mutanta… Dwa razy ciosy napastnika przebiły się przez zasłonę człowieka, bok palił żywym ogniem, a Gienadij usłyszał muzykę. Płynęła w jego głowie, odtworzona w pamięci melodia usłyszana dawno, jeszcze przed Upadkiem. Teraz grzmiała w świadomości Łuczenki, stawiając przed oczyma całe 60 lat w służbie prawdzie, bliskim, wolności. Chwile piękne i bolesne, kwintesencja życia, które powoli z niego uciekało. Wiedział, że tej nocy przyjdzie mu zapłacić Charonowi za ostatni kurs na tym świecie. Ale jeszcze nie teraz. Sam nie odejdzie z tego padołu, zabierze to bydle ze sobą.

Dies irae, dies illa solvet saeclum in favilla

Ostrza uderzały o siebie z niewyobrażalną szybkością. Gienadij Łuczenko był prawdopodobnie ostatnim żyjącym człowiekiem władającym mieczem i będącym w tej sztuce wirtuozem. Skutki katastrofy Upadku pozwalały mu mierzyć się z mutantem, o czym świadczyło narastające rzężenie wydobywające się ze zmęczonego gardła stwora. Człowiek wykorzystywał to, powoli zyskując przewagę. Dwa razy odskakiwali od siebie na ułamek sekundy, żeby od razu wpaść w wir walki ponownie, z większą jeszcze furią.

Quantus tremor est futurus, quando judex est venturus, cuncta stricte discussurus

Muzyka grała, a mocny kopniak powalił Gienadija na kolana. W piersi zabrakło tchu, jednak kończące uderzenie stwora zostało odbite. Po chwili to Łuczenko był górą, jednak zmęczenie wygrało z zamiarami i chybił strasznym ciosem w kark mutanta. Zasłony były już coraz mniej skuteczne, jeden i drugi krwawił z mniejszych, lub większych ranek. Posoka zalewała oczy Gienadija, ręce rwały z bólu, a ranionego boku już w zasadzie nie czuł.

Tuba mirum spargens sonum per sepulchra regionum, coget omnes ante thronum

Mutant był niecierpliwy. Zyskał swe umiejętności w wyniku strasznej pomyłki bogów, nie wylał morza potu na ćwiczeniach fechtunku. Chciał zakończyć walkę jednym, silnym ciosem w głowę Gienadija. Człowiek z łatwością odczytał zamiary wroga i zwyczajnie podstawił mu nogę, jednocześnie obrócił się przez ramię i ciął bezlitośnie upadającego stwora w plecy. Mutanta wrzuciło w zarośla, a ryk z bólu łamanego kręgosłupa i zrywanych ścięgien dało się słyszeć aż w Osadzie. Łuczenko przybił rywala sztychem do mokrej ziemi i sam ciężko zwalił się na trawę.

Lacrymosa dies illa…

Dobre, silne ręce pochwyciły ciało zwiadowcy. Wzniósł się do góry, podtrzymywany przez wiele ramion. Cisza, jaka zalegała nad pobojowiskiem nie była zmącona przez żaden, najmniejszy ruch powietrza. Orszak kroczył, a Gienadij płynął nad nimi wszystkimi, majestatyczny i spokojny, jeden z ostatnich ludzi starego świata. Trzymali się dzielnie, ale każdy z niosących go ludzi czuł ogrom straty. Stracili właśnie coś więcej, niż towarzysza, stracili nadzieję, jaką dawał swoim uporem, mądrością i czynami wszystkim wolnym ludziom Nowego Świata. Nadchodzące dni postawią ich przed wyborami, z którymi mogą sobie nie poradzić bez Gienadija Łuczenki – ich przewodnika i obrońcy…

…qua resurget ex favilla judicandus homo reus.

Podpis: 

tango_rostro 2013
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Sztuczny człowiek, który się śmieje Róża cz. 5 Sen o Ważnym Dniu
Przyszłość, w której rzeczywistość miesza się ze sztucznymi światami, staje się miejscem, gdzie szaleństwo trawi duszę. Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa? Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).
Sponsorowane: 50Sponsorowane: 16Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.