https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
20

Własna ścieżka

Autor płaci:
50

  Drabble (tekst dokładnie ze 100 wyrazów)  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W marcu nagrodą jest książka
Córka łowcy demonów
Jana Oliver
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Własna ścieżka

Drabble (tekst dokładnie ze 100 wyrazów)

Hagan - Wyjście w mrok

Pierwsze fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda.

Hagan - Ciało bez kości

Drugie fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Kolejne pojawi się niebawem. (Prolog w opowiadaniu Wyjście w mrok)

Moc słów

- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała

Topielec

- Tak ślachetnej pani tośmy jeszcze we wsi nigdy nie mieli. Ach, szkoda będzie trochę, jak ją zeżrą. Krótkie i lekkie opowiadanie z serii Wampirojad

Bliskie spotkania

Chodźmy...

TENEBRIS

Ciemność jest wokół nas. A jeśli jest także w Tobie?

Dzwonnik z Notre Dame

W gruzy się sypie...

INNI

Och, młodzi moi, okultyzm to Wasz wróg! (Z dorosłymi nie inaczej...) Całość w księgarniach.

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
792
użytkowników.

Gości:
792
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 7558

7558

SoulSeeker

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
04-06-30

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Technologia/Horror/Thriller
Rozmiar
21 kb
Czytane
2363
Głosy
5
Ocena
4.00

Zmiany
04-07-05

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
R12-powyżej 12 lat pod nadzorem i za zgodą rodziców lub dorosłych

Autor: Koobare Podpis: Kooba, FantazyZone
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
W wyniku skomplikowanych intryg polityczno-businessowych na wyspie Isle Everson dochodzi do tragicznego w skutkach eksperymentu. Przekroczona zostaje granica, której żadnemu człowiekowi, przenigdy, nie wolno było przekroczyć...

Opublikowany w:

fantazyzone, www.kooba.neostrada.pl

SoulSeeker

INTERES STULECIA.
10. 11. 2004.
Isle Everson

- Dzieńdobry, profesorze Bergman. - Smukła twarz sekretarki przywitała krępego człowieczka ciepłym uśmiechem. - Jak się dziś czujemy?
Zignorował ją. Nie miał teraz czasu.
Drżącymi rękoma nacisnął pozłacaną klamkę i pchnął ciężkie, dwuskrzydłowe drzwi do przodu. Kropelka potu skapnęła mu z czoła.
- Tak, panie Bergman? – przywitał go zimny głos z głębi sali. – Jeśli ma pan jakąś sprawę, Sue umówi pana na odpowiednią godzinę. Jak pan zapewne już zauważył, odbywa się tu właśnie posiedzenie zarządu i obawiam się, iż w tej chwili...
- Odpuść sobie, Stiles. – Bergman oparł ręce o podłużny stół, przy którym zasiadało dwunastu członków magistratu Firmy – Co ma to wszystko znaczyć?!
Jason Stiles oparł się o przeciwległy kraniec stołu, mierząc zaokrąglonego profesora obojętnym wzrokiem.
- A o cóż pan pyta, panie Bergman?
- Wiesz dobrze, o co pytam, Stiles! – pomruki zdenerwowanego mężczyzny, odzianego w biały kitel, przerodziły się w krzyk, gdy wyszarpnął z kieszeni trzy pomięte kawałki papieru i cisnął nimi na sam środek blatu. – Co to ma wszystko znaczyć?! Jak to przekazujemy projekt „innym instytucjom”?! Dlaczego po moim laboratorium kręcą się jacyś umundurowani goryle?! O co tu do cholery chodzi, Stiles!
Jason Stiles, przewodniczący zarządu RePrime westchnął ciężko, obrzucając wzrokiem zdziwione nieco całym zajściem twarze współzarządców. Mógł się domyśleć, że ten zatracony w ideałach kretyn, Bergman, odstawi niezłą szopkę. Obecność łysiejącego profesorka była na zebraniu niepożądana, tym bardziej, że uczestniczyli w nim także goście spoza zarządu. Ludzie od inwestora.
- Harry, porozmawiamy o tym później. Obiecuję, że zarezerwuje nieco czasu po posiedzeniu, by wytłumaczyć ci zaistniałą sytuację w najdrobniejszych nawet szczegółach. Ale teraz zmuszony jestem prosić cię o opuszczenie sali. – Stiles z fałszywym uśmieszkiem wskazał na drzwi. – Napij się czegoś, uspokój się, porozmawiamy później.
Harry Bergman potrząsnął głową.
- Nie, Stiles. Wyjaśnisz mi co się dzieje, tu i teraz.
- Harry, proszę...
- Co się tu dzieje, Stiles?
Przez salę przemknął szmer przyciszonych szeptów.
- Przykro mi, Harry, ale nie pozostawiłeś mi żadnego wyboru. – Stiles docisnął kciukiem czerwony przycisk wmontowanego w stół interkomu. – Panno Peggert, proszę wezwać ochronę...
- Dość tego! – Bergman wskoczył szybkim susem na stół, wyszarpując z kieszeni laboratoryjnego płaszcza odbezpieczony pistolet. – Odwołaj ich!
Wśród obecnych na posiedzeniu rozgorzały szmery. Jeden z współzarządców wstał z krzesła i próbował podbiec w kierunku drzwi, gdy tylko jednak dojrzał skierowaną w jego stronę lufę, spokojnie wrócił na swoje miejsce.
- Harry, czyś Ty...
- Odwołaj! I to już!
Stiles docisnął ponownie czerwony przycisk, czując jak na twarz wylewa mu się fala zimnego potu.
- Panno Peggert. Ta ochrona... Nie będzie konieczna. Proszę ich odwołać.
- Tak jest, panie Stiles. – zachrzęścił w głośniczku głos sekretarki.
Bergman podszedł po stole bliżej przewodniczącego, po czym przyłożył mu lufę do skroni.
- Bardzo dobrze, Stiles. A teraz: śpiewaj!
- Harry, czy... Czy Ty się dobrze czujesz? Do jasnej cholery, mogę przeżyć to, że wtargnąłeś na zamknięte posiedzenie, ale teraz grozisz mi bronią! Czeka cię za to ładnych kilka lat spędzonych w pace, jeśli natychmiast nie odłożysz tego rewolweru!
- Mów, Stiles.
- N... Nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi, Harry. Ale czułbym się o wiele pewniej, gdybyś jednak zechciał skierować tą lufę z dala ode mnie...
Po prawej stronie stołu podniosła się umundurowana postać.
- Pan pozwoli, że się przedstawię. – ogolony na krótko szerokobarczysty mężczyzna uśmiechnął się ironicznie, gdy Bergman wycelował w niego drżącą ręką. – Nazywam się generał Carlton i reprezentuję nowego, całościowego dodajmy, inwestora, który wykupił pański drogocenny projekt...
- Co? Generał...? – Ubrany na biało profesor zadrżał, czując jak uginają się pod nim nogi. Pluł sobie w brodę, że nie zauważył wcześniej odzianego w charakterystyczny mundur mężczyzny – Ge... Generał? – powtórzył tępo.
- Tak, profesorze Bergman. Generał Armii Stanów Zjednoczonych, obecnie przedstawiciel inwestora federalnego, jeśli chciałby pan uściśleń. Wszelkie dokumenty podpisaliśmy już kilka tygodni temu, dzisiaj jesteśmy tu by sfinalizować transa...
- Armia Stanów Zjednoczonych? – przerwał mu niedowierzającym głosem Bergman. Przez kilka sekund stał w milczącym otępieniu, po czym spojrzał na Stilesa z wyrzutem, czując jak do oczu napływają mu łzy. – Stiles, Ty idioto... Czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego coś zrobił...?
Przewodniczący zarządu zmrużył nieco oczy, odwracając wzrok od zmierzającej w jego kierunku lufy.
- Podpisałem interes stulecia, Bergman.
Profesor pociągnął za spust.



ZA KURTYNĄ.
21. 05. 2005.
Baltimore

Czarny samochód, minąwszy kilometry zasieków, płotów i innych tego typu terenowych zabezpieczeń, zatrzymał się na okrągłym placu. Tuż przed jego maską rozpościerały się cztery strzeliste wieże, mieniące się w słonecznych promieniach niczym masywne bryły lodu.
- Jesteśmy na miejscu, pułkowniku Henderson. – kierowca uśmiechnął się nieznacznie, obracając się w stronę siedzącego na tylnim siedzeniu wysokiego mężczyzny. – Wygląda na to, iż ktoś już na pana czeka.
- Witaj, John. – basowy głos powitał Hendersona gdy tylko uchylił drzwi samochodu. – Miło znowuż cię widzieć w mundurze.
- Nie mogłeś się doczekać aż wrócę, co Smokey?
Czarnoskóry mężczyzna uśmiechnął się szeroko, łapiąc prawicę Hendersona w swym żelaznym uścisku.
- Tęskniłem.
- Podejrzewam, że nie ty jeden, zważywszy, że dostałem zaproszenie z samej góry. Coś się święci?
Smokey odpowiedział skinieniem głowy.
- Są kłopoty.
- Lepiej, żeby były poważne, zważywszy, że przerwaliście mi pierwszy od czterech lat dłuższy od dwudniowego urlop.
Ubrany w czarny garnitur Afroamerykanin ponownie skinął głową.
- Hawajskie dziewczyny zaczekają, John.
- No, mam nadzieję. Posłaliście po mnie gdy już zaczynało się robić ciekawie.
- Uwierz mi na słowo, stary przyjacielu... – Smokey wskazał swą masywną ręką drzwi. - ...ciekawie to się dopiero zacznie robić.
Weszli do środka masywnego kompleksu.
- A jak tam żonka? W sumie dawno jej nie widziałem... – Henderson uśmiechnął się łagodnie, rozglądając się po długim holu. – Chyba nie zawitałem u was w domu już z pół roku.
- Dziesięć miesięcy, żeby być konkretnym. – Smokey westchnął głęboko. – Bell co i rusz wypomina, że odkąd rozstałeś się z Alice żaden barbecue w sąsiedztwie nie jest już taki sam. Chyba braknie jej tych twoich pieprznych dowcipów.
- To czemu sam nie zaczniesz ich opowiadać, Smokey? Znasz wszystkie na pamięć.
- Jakoś nigdy nie odkryłem w sobie talentu do bycia komikiem.
- Każdy z nas skrywa jakieś uzdolnienia.
- Cóż więc takiego robi wybitny pułkownik John Henderson gdy nie pędzi akurat kolejnym wiozącym go na miejsce akcji śmigłowcem?
- Odsypiam. – John wcisnął przycisk przywołania windy. – Albo gram w bierki.

* * *

- Witam, pułkowniku Henderson. – niewysoki, łysiejący człowieczek wyszczerzył swe pożółkłe od tytoniu zęby w krzywej parodii szczerego uśmiechu. – Miło mi pana znowuż widzieć.
- Zapewne, dyrektorze Hawkins. – Henderson rozejrzał się po gabinecie szefa wydziału bacznym wzrokiem. Pracował dla Agencji od siedmiu lat, odkąd jednak stołek dyrektora przejął Abraham Hawkins, nie zdarzyło mu się jeszcze przekroczyć progu tego pomieszczenia. Hawkins był człowiekiem nie tyle ceniącym swą prywatność, co stosującym w praktyce zasadę izolacji od większości swych podwładnych.
- Ładna kolekcja obrazów.
Hawkins zdobył się na kolejny wymuszony uśmieszek.
- Sztuka jest tym, co odróżnia nas od zwierząt, pułkowniku.
- Zawsze myślałem, że odróżnia nas sumienie. – Henderson odwzajemnił nieszczery półuśmiech. Nie podobało mu się to wszystko. Ściągnięto go w trybie ekspresowym z wakacji, wezwano do gabinetu dyrektora zaraz po przybyciu do Centrali, a teraz wpatrywał się tępo w kolekcję nowoczesnej sztuki, której nie rozumiał ni w ząb, czując na sobie jednocześnie uważne spojrzenia zasiadających przy biurku Hawkinsa dwóch wysokich mężczyzn.
- Ależ, gdzie moje maniery... – Hawkins wyciągniętą ręką wskazał Hendersonowi miejsce przy stole – Pułkowniku, pozwoli pan, iż przedstawię panu generała Oliviera Terranezę, z sił reagowania Agencji, i pana Webbera, przedstawiciela konsorcjum RePrime.
- Witam panów. – Henderson przywitał się lekkim skinieniem głowy. – Miło mi pana poznać, generale. Sporo o panu słyszałem.
- Proszę nie wierzyć we wszystko, co wygadują na mój temat. – Terraneza, dotychczas siedzący w milczeniu z kamienną twarzą, dołączył do serii sztucznych uśmieszków. – Tak naprawdę nie jestem taki straszny.
- Nie mi oceniać pańską straszność, generale. Jest pan prawdziwą legendą w Agencji.
- Nie ja jeden, pułkowniku. Pan również się do tego światłego panteonu zalicza.
Dyrektor Agencji, ku zdziwieniu trójki zebranych, radośnie zarechotał.
- Widzę, iż nawet w naszym zbrojnym ramieniu sztukę dyplomacji opanowuje się perfekcyjnie. – Hawkins po raz pierwszy od rozpoczęcia spotkania rozbłysnął prawdziwym, nieudawanym uśmiechem. – Przykro mi, iż muszę przerwać panom mundurowym wesołą konwersację, ale czas ucieka, a w chwili obecnej, pragnę przypomnieć, mamy go wyjątkowo mało. Tym bardziej, iż za pół godziny czeka mnie spotkanie z bufonami z szefostwa połączonych sztabów, chciałbym więc aktualne sprawy załatwić jak najprędzej.
- Popieram. – Webber, chudy mężczyzna o szczupłej twarzy i różowawych policzkach przetarł spocone czoło. – Czas działa jak najbardziej na naszą niekorzyść. Trzeba działać jak najprędzej. Musimy przedsięwziąć zdecydowane kroki aby...
Hawkins obrzucił zdenerwowanego okularnika karcącym spojrzeniem.
- Tak, tak, dziękuje za słowa poparcia, panie Webber, pozwoli pan jednak, iż to ja zajmę się koordynacją, ustalaniem kierunku i intensywności kolejnych kroków?
Webber, już wcześniej blady jak ściana, pobladł jeszcze bardziej.
- Oczywiście. – wydukał.
- Dziękuję. – Hawkins, z ironicznym uśmieszkiem, zwrócił się ponownie w kierunku Hendersona. – Pułkowniku, zapewne chciałby pan wiedzieć w jakim celu sprowadziłem tu pana w trybie bezzwłocznym?
- Po to tu jestem.
Hawkins przycisnął dwa przyciski na wmontowanej w biurko konsolecie i już po kilku sekundach żelazne, pokryte zatrzymującym fale radiowe ołowiem, płyty zsunęły się z cichym sykiem na okna.
- Mamy drobny problem. – dyrektor wbił wzrok w porozkładane na biurku papierzyska. – Choć może słówko „drobny” nie bardzo pasuje do zaistniałej sytuacji. Pułkowniku, czy kojarzy pan nazwisko Carlton?
- Generał pierwszej klasy Russel Frederick Carlton. Absolwent Wyższej Wojskowej Szkoły Lotniczej w Colorado Springs, bohater wojny wietnamskiej i pierwszej wojny w Zatoce Perskiej. Odznaczony licznymi laurami, między innymi Medalem Honoru i Krzyżem Kongresu, od czternastu lat w Agencji, jeden z założycieli i późniejszych reformatorów zbrojnego jej ramienia. Podobnie jak obecny tu generał Terraneza: żywa legenda.
- Żywa legenda. – parsknął nerwowo, gniotąc swą czarną aktówkę, Webber.
- Żywa legenda. – powtórzył z naciskiem Henderson. – Mawiają, iż jeszcze nigdy nie popełnił żadnego błędu.
- Ta pańska żywa legenda doprowadzi do upadku RePrime, kompromitacji tej całej waszej organizacji, a któż wie do czego jeszcze?! – Webber wybuchł nerwowym skowytem, podskakując z fotela. – Żywa legenda, dobre sobie!
- Webber. – Hawkins wbił w spoconego urzędasa gniewny wzrok, przeszywając go na wylot. – Siadaj.
Okularnik posłużnie usłuchał, na jego twarzy cały czas jednak malowała się pełna goryczy i strachu frustracja.
- Cóż... – Hawkins wznowił swą wypowiedź, nie zdejmując z oczu ułożonych na stole najróżniejszych papierów. – Wygląda na to, pułkowniku, iż generał Carlton popełnił jednak błąd. Całkowicie świadomie. Złamał protokół, bezprawnie przejął pełnię władzy nad jednym z projektów Agencji, po czym wykonał całą serię kroków, jak się zdaje, narażających nie tylko samą Agencję, ale i całe społeczeństwo Stanów Zjednoczonych, na wielkie niebezpieczeństwo. – Hawkins westchnął. – Nie jest dobrze. Sześć dni temu utraciliśmy kontakt z jedną z naszych placówek badawczych, ulokowaną na Isle Everson, niewielkiej wyspie położonej na południowy zachód od San Diego... Placówka ta, przejęta przez Agencję w listopadzie zeszłego roku, służyła jako baza badawcza nad pewnym bardzo interesującym projektem przekazanym nam przez RePrime...
- Od kiedy to Centralna Agencja Bezpieczeństwa interesuje się projektami badawczymi? – Henderson przerwał podejrzliwym tonem – Czy to nie, jakby to delikatnie ująć, przypadkiem nie nasza działka?
Hawkins chrząknął znacząco.
- Pozwoli pan, pułkowniku, iż nie będę zapoznawał pana ze szczegółami tajnych działań operacyjnych Agencji. Jeśli mówię, iż Agencja żywo zainteresowana jest tym projektem i ma ku temu powody, dla pana oczywistym musi być, iż tak właśnie jest. Jest pan jedynie żołnierzem, proszę więc słuchać rozkazów przełożonego. Dalsze komentarze tego typu są całkowicie zbędne. Rozumiemy się?
Henderson skinął sztywno głową.
- Oczywiście.
- Dziękuję. – Dyrektor pstryknął nerwowo palcami, po czym kontynuował swój przerwany wcześniej wywód – Projekt badawczy o kryptonimie „SoulSeeker” został powierzony generałowi Carltonowi, który dziesiątego listopada zeszłego roku przejął dowództwo na Isle Everson i, w porozumieniu z cywilnym administratorem wyspy z ramienia RePrime, panem Jasonem Stilesem, rozpoczął drugą fazę rozwijania przedsięwzięcia. Ochrona wyspy została wzmocniona przez podległe Carltonowi jednostki Agencji, ulokowano dwa nasze posterunki odpowiednio na południowym i północno-wschodnim krańcu wyspy, w pogotowiu przygotowano dwie brygady piechoty morskiej skoszarowane w San Diego. Całość utajniono i objęto klauzulą tajemnicy narodowej pierwszej klasy.
- Pierwszej klasy? – Henderson zamrugał oczyma.
- Dokładnie, pułkowniku. O projekcie nie wiedział nikt, prócz ścisłego dowództwa Agencji i ludzi Carltona. Ani kongres, ani senatorowie z komisji inspekcyjnej. Oczywiście klauzula tajemnicy obowiązuje nadal.
- Cóż, z dzisiejszej perspektywy obwarowanie Isle Everson etykietą tajemnicy pierwszej klasy wydaje mi się bardziej szkodliwe niż pożyteczne. – wtrącił generał Terraneza – Straciliśmy szansę pełnej kontroli nad Carltonem. I wszystko wzięło w łeb.
- Dokonana zaledwie osiem dni temu kontrola funduszy „SoulSeeker’a” wykazała, iż Carlton wydał w pięć miesięcy więcej, niż przewidziano w całym rocznym budżecie projektu... Dużo więcej. – Abraham Hawkins przerzucił kilka z leżących na stole wydruków, podsuwając je Hendersonowi. – Cyfry nie kłamią. Zastanawialiśmy się jakim cudem zdołał pozyskać tak dużą kwotę w ciągu tak krótkiego czasu. Pomiędzy wcześniejszą kontrolą finansową projektu a tą, która wykazała nieprawidłowości, minęły zaledwie trzy miesiące. Rozważaliśmy wariant sprzedaży części opracowanych przez zespół Isle Everson technologii, byłoby to jednak niemożliwe. Żaden inwestor nie znalazłby się i nie zaczął pompować tak gigantycznych sum w tak krótkim przedziale czasu. Nie wspominając już nawet o tym, iż nikt przy zdrowych zmysłach nie zainwestowałby w coś, co oficjalnie nie istnieje, a tym samym nie istnieje szansa sprawdzenia wiarygodności sprzedającego. Dopiero po kilku dniach nasi specjaliści finansowi znaleźli lukę w naszej kontroli, którą wykorzystał Carlton: rezerwy kapitałowe. Wpłacone w kilku bankach na świecie miały zapewnić ewentualną pomoc finansową projektowi w razie jakichkolwiek problemów z dotacjami z budżetu. Carlton, mając ku temu uprawnienia, przelał je wszystkie na jedno konto i pozwolił, by co miesiąc naliczany był z nich gigantyczny procent. Potem wypłacił całość sumy i zainwestował w coś, o czym nie ma najmniejszej wzmianki w żadnym z raportów z Isle Everson.
- Coś, o czym my nie mamy najmniejszego pojęcia. – dorzucił Terraneza. – I to coś znacznego, zważywszy na skontrolowane niedawno manifesty dowozowe. Carlton w ciągu miesiąca wykupił kilka ton najnowocześniejszego sprzętu laboratoryjnego.
- W obliczu raportu komisji finansowej natychmiast uruchomiono procedury nadzwyczajne. Tydzień temu akt aresztowania Carltona i pozbawienia go dowództwa nad projektem „SoulSeeker” leżał już na biurku, czekając tylko na mój podpis... – Hawkins zamrugał niespokojnie oczyma - ...I wówczas straciliśmy kontakt z wyspą. Według rozpoznania lotniczego i zwiadu satelitarnego cała wyspa została odcięta od zasilania tuż po tym, jak w samym jej centrum, w okolicach ośrodka badawczego, satelity uchwyciły potężny błysk. Kontrola składu chemicznego powietrza i testy na radioaktywność nic nie wykazały. Nie mamy pojęcia co tam się stało... Ale to już zadanie dla was.
- Macie wkroczyć na teren Isle Everson, rozpoznać sytuację i dowiedzieć się co się tam do cholery działo przez ostatni tydzień. To cel pierwszy. Drugim jest odzyskanie danych, które zostały zapisane w czymś co zwie się „czarną skrzynką”: komputerze spisującym wszystkie dane z lokalnej sieci w razie jakiejkolwiek awarii. To właśnie tam znajdziemy odpowiedzi na nurtujące nas pytania. – generał Terraneza wyjął z kieszeni srebrną papierośnicę. – Nie muszę chyba dodawać, iż cała misja jest ściśle tajna? Weźmie pan swój oddział w składzie podstawowym. Williams, Rodriguez, Weinstein, McLean, Roberts, Kovalsky. Obawiam się, iż pański towarzysz, pan Cobblepot, nie będzie w stanie uczestniczyć w misji z powodu niedawnej kontuzji kręgosłupa, sądzę jednak, że znajdziemy kogoś na jego zastępstwo. Szczegółowe informacje, plan budynków, zdjęcia satelitarne i dokładne mapy otrzyma pan na najbliższej odprawie...
- Mam jedynie dwa pytania. – Henderson obrzucił wzrokiem leżącą na stole fotografię satelitarną docelowej wyspy – Na jakie wsparcie mogę liczyć? I... Kiedy wyruszamy?

* * *

Drzwi gabinetu dyrektora zamknęły się za nim z trzaskiem.
- Gotów, John?
- Nie wspominałeś mi nic o swojej kontuzji, Smokey.
Czarnoskóry, barczysty mężczyzna wyprostował się jak na baczność.
- O czym tu wspominać. Podczas ostatniego zadania śmigłowiec wpadł pod ostrzał. A ja, cóż tu dużo opowiadać, wypadłem. I tak miałem sporo szczęścia, że lecieliśmy na niskim pułapie. Pilot zawrócił, wciągnęli mnie na nosze i ewakuowaliśmy się zanim Irakijczycy zdążyli się nawet połapać, że przed chwilą pocięli nam z kaemów ogon...
Henderson pokręcił głową.
- Ech, Smokey, Smokey... Wygląda więc na to, że jesteś chwilowo wykluczony z gry.
- Obawiam się, John, że... Że nie tylko chwilowo.
Czarnowłosy pułkownik stanął jak wryty.
- Moja kontuzja jest trwała i nieodwracalna, John. Pękł mi jeden z kręgów. Mogę się normalnie poruszać, a łykając odpowiednie leki prawie nic nie czuję, ale... Nigdy już nie polecimy na jednym stalowym ptaku. Dla mnie to koniec w jednostce Aniołów. Przenieśli mnie do papierkowej roboty w Centrali. Stąd ten garniturek.
- Smokey...
- Może to i dobrze? Wiesz, w naszym wieku może pora już najwyższa przestać latać z karabinem u boku i zająć się bliżej rodziną, domem, życiem. To już prawie czterdziestka na karku, John. O mnie się nie martw. Już Bell zorganizuje mi w domu rozrywki na poziomie, a dzięki nowej posadce mam wolne weekendy, unormowany czas pracy i jestem w domu jeszcze przed dziewiętnastą...
Henderson wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- W życiu nie sądziłem, że będzie cię ciągnęło do papierków, zimny draniu.
- Nie tylko do papierów. Od wczoraj jestem oficjalnie Twoim łącznikiem, stary wygo. Stąd przynajmniej będę mógł cię kontrolować i mieć pewność, że nie psujesz do końca wszystkich hawajskich dziewcząt.
Przyjaciele poklepali się po ramionach.
- Skoro już zostałeś moim łącznikiem, Smokey... Mógłbyś coś dla mnie sprawdzić?
- Oczywiście, staruszku.
- Poszperaj u naszych przyjaciół w Waszyngtonie, przejrzyj akta Agencji, może nawet skontaktuj się z Paulusem z Pentagonu: zrób jak uważasz, ale dowiedz się czego tylko będziesz mógł na temat konsorcjum RePrime i ich powiązań z Agencją, ok.? Postaraj się też zdobyć jakieś informacje na temat niejakiego Jasona Stilesa, pracownika RePrime i zdobądź co tylko możesz na temat projektu o kryptonimie „SoulSeeker”...
- Oczywiście. Sądzisz, że Hawkins mydli Ci oczy?
- Powiedzmy, że nie wierzę, by mówił całą prawdę.
- Masz ciągle stary numer na satelitarnym?
- Tak jest, dzwoń na kodowanym jak tylko się czegoś dowiesz...
- A ty dokąd się teraz wybierasz w takim pośpiechu?
- Przede mną daleka droga, Smokey. Następna zbiórka w San Diego.

[ciąg dalszy nastąpi]

Podpis: 

Kooba, FantazyZone 2003
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Hagan - Wyjście w mrok Hagan - Ciało bez kości Moc słów
Pierwsze fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Drugie fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Kolejne pojawi się niebawem. (Prolog w opowiadaniu Wyjście w mrok) - Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała
Sponsorowane: 20
Auto płaci: 20
Sponsorowane: 20
Auto płaci: 20
Sponsorowane: 20

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2023 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.