https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
20

Kraina Niekończącej się Bajki -cz.II. rozdział VII

  Pajacyk zagryzł wargi, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo Las Umarłych go zaskoczył. Gęsiej skórki na drewnianym grzbiecie nie brakowało.  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

We wrześniu nagrodą jest książka
Wielki Gatsby
Francis Scott Fitzgerard
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Kraina Niekończącej się Bajki -cz.II. rozdział VII

Pajacyk zagryzł wargi, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo Las Umarłych go zaskoczył. Gęsiej skórki na drewnianym grzbiecie nie brakowało.

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Krzyż

Traumatycznie. Przeczytaj i spróbuj zrozumieć, co powinno spotkać właśnie Ciebie.

Brak

Wiersz filozoficzny

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Nowozrodzenie

Czym jest zbawienie.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1833
użytkowników.

Gości:
1832
Zalogowanych:
1
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 8031

8031

Niemoc

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
04-07-26

Typ
D
-dramat
Kategoria
Psychologia/Filozofia/Fantasy
Rozmiar
24 kb
Czytane
4576
Głosy
6
Ocena
5.00

Zmiany
04-07-26

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: wariat Podpis: wariat
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Napisane w chwilach załamania i weny, i psychiki. Rzekłbym, że surrealistyczne.

Opublikowany w:

Niemoc

NIEMOC


AKT zasadniczo PIERWSZY

Scena cztery tysiące dwieście siedemnasta


Pokój MAESTRA. W tle okno z widokiem na ogród; w ogrodzie fontanna z amorem plującym wodą. W pokoju po lewej masywne, stare biurko i krzesło. Po prawej - fortepian.

MAESTRO siedzi z głową opartą na biurku, nie wykonując żadnego ruchu. Trwa to dłuższą chwilę.

Do pokoju cichutko wchodzi GOSPOSIA - młoda, ładna, schludna dziewczyna - niosąc dla MAESTRA tacę z filiżanką kawy. Staje za nim, delikatnie odchrząkując, aby zwrócić na siebie uwagę.

MAESTRO
(podrywa się nieoczekiwanie)
Kuhhhhwa!
(staje przed gosposią, łypiąc na nią groźnie i gestykulując zamaszyście)
Jak mogę być piehdolonym, za przephoszeniem, ahtystą, kiedy bez przehwy się mnie przeszkadza?!

GOSPOSIA
(ze łzami w oczach)
Ale ja tylko... Ja tylko kawkę chciałam... Mistrzowi... Żeby się mistrz nie przemęczył...

MAESTRO
(do siebie, ignorując GOSPOSIĘ)
Och, z jakimi ja muszę phacować ludźmi... Co za bezmózgie, ignohanckie stado, nie hozumieją jakich wyrzeczeń wymaga sztuka, phawdziwa sztuka... Moja sztuka...
(do GOSPOSI)
Wypiehdalać!

GOSPOSIA wychodzi pospiesznie.

MAESTRO
Ach, na czym to skończyliśmy, mistrzu?
(bierze zapiski leżące na biurku)
Tak, tak... Jak to będzie...?

MAESTRO podchodzi do fortepianu i - skupiając się maksymalnie, wygrywa kilka dźwięków, nie tworzących żadnej linii melodycznej.

MAESTRO
(zdenerwowany, ciska zapiskami o ziemię)
Do ciężkiej cholehy, za co ja płacę sthoicielowi, no za co?!
(podchodzi do drzwi)
Wezwać mi sthoiciela!

Po chwili wchodzi STROICIEL.

STROICIEL
Jaśniewielmożny pan czegoś sobie życzy?

MAESTRO
Czy czegoś sobie życzę...? Natuhalnie... Wezwałem pana, żeby wyklepał mi pan wgniecenia na masce kahocy...

STROICIEL
Słucham...?

MAESTRO
(wybuchając)
Nasthój mi pan to przeklęte pianino, do ciężkiej cholehy!

STROICIEL rzuca się do pracy; stroi chwilę, po czym sprawdza dźwięki; znów stroi, znów sprawdza...

STROICIEL
(pokornie)
Ale mistrzu, fortepian jest idealnie nastrojony...

MAESTRO
Nasthojony?! Ty masz czelność mówić mnie, co jest nasthojony a co nie jest nasthojony?!

STROICIEL
Spokojnie, mistrzu, nie chciałem urazić...

MAESTRO
Nasthojony! Słuchajcie go! On mnie mówi, że pianino jest nasthojony...
(podnosi zapiski)
Skohoś taki wihtuoz, to zaghaj mi to na twoim "nasthojonym" pianinie.

STROICIEL patrzy na nuty, na klawiaturę, zastanawia się chwilę i wygrywa dokładnie taki sam zestaw dźwięków, jak poprzednio MAESTRO.

MAESTRO
I to ma być nasthojone pianino, tak?

STROICIEL
No tak, mistrzu, fortepian jest nastrojony...

MAESTRO
Zatem może uważasz, że właśnie zaghałeś piehwsze takty następcy dziewiątej symfonii Beethovena?

STROICIEL
Nie, skąd, to tylko jakieś brzdąkanie...

MAESTRO
(zamiera z oburzenia; po chwili, cichym głosem)
Słucham...?

STROICIEL
Brzdęki jakieś...

Chwila ciszy. MAESTRO siada bez słowa przy biurku i opuszcza wzrok. STROICIEL robi przerażoną minę kiedy uświadamia sobie, że zapiski wyszły spod ręki MAESTRA.

STROICIEL
Ale... Ale... To przez to pianino... Nienastrojone bardzo. Do naprawy je trzeba oddać, mistrzu, śrubka się musiała poluzować i teraz całe pudło nieodpowiednio rezonuje, przez co...

MAESTRO ucina potok słów machnięciem ręki. Kilkoma następnymi machnięciami przepędza STROICIELA z pokoju.

MAESTRO
(wstaje z krzesła; dramatycznie)
Ma hację ten kmiot pahszywy... Moja muzyka jest do niczego... Sthaciłem ową boskość, któha sphawiała, iż jak dotąd wsze moje dzieła okazywały się lepsze niźli pieśni Apollina... Cóż powinienem tehaz zhobić, o ja biedny, o nieszczęśliwy...? Cóż zhobić?
(po chwili, wybuchowo)
No cóż, kuhwa mać, zhobić?!
(maszerując po pokoju)
Myśl, myśl, myśl. Niech muzyka popłynie w twojej głowie. Daj jej stworzyć się samej.
(przystaje, nuci)
Tra la la... lala la... la la...? la...?

Do pokoju zagląda powoli GOSPOSIA, płocha po wybuchu MAESTRA. MAESTRO zauważa ją.

MAESTRO
Ty!

GOSPOSIA
(wycofując się)
Mistrzu, ja nie, ja nic, ja tylko bo pan stroiciel tak szybko...

MAESTRO
Ty...!
(po chwili, z entuzjazmem)
Chodź tutaj!

GOSPOSIA
Słucham...?

MAESTRO
No chodźże! Właśnie wymyśliłem pomysł! Będziesz moją muzą!
(bierze GOSPOSIĘ za rękę, przyprowadza na środek pokoju i siada na krześle, przyglądając się jej)
Taaak... Te khągłości... Ten biust, te usta, te oczy... Można o nich śpiewać, można o nich ghać...

GOSPOSIA
Ależ co mistrz za głupoty plecie...

Chwila ciszy.

MAESTRO
Masz hację. Jesteś do niczego. Spiehdalaj.

GOSPOSIA wychodzi speszona. MAESTRO wzdycha ciężko i wyjmuje z biurka flaszkę wódki. Odkręca ją i pociąga duży łyk. Po nim następny i następny. Z każdym kolejnym oświetlenie zmienia się z białego na coraz bardziej różowe, aż w końcu flaszka jest niemal pusta, MAESTRO pijany, a pokój całkowicie różowy.

MAESTRO
(czka) No, teraz możemy myśleć dalej. Teraz. (czka) Teraz. Teraz? Ha ha ha, zacząłem seplenić! Boskie uroki alkoholu! (czka; następnie mówi przyciszonym głosem, parząc w sufit) Mon chere, wiem, że obiecałem ci, iż nigdy już nie tknę tej szatańskiej używki, ale ja muszę... Znów muszę, gdyż oboje dobrze wiemy, że bez tego się nie obejdzie...

FORTEPIAN
Czy też się nie obejdzie, mój drogi Prudeuszu...?

MAESTRO
(zamykając oczy)
Milcz, zacny Dudsonie. Dobrze wiesz, że gdyby nie alkohol, ani razu nie porozmawiałbym z tobą. Nikt przy zdrowych zmysłach nie gada z pianinem!

FORTEPIAN
(urażony)
Nie jestem jakimś marnym pianinem, ty plebejski ignorancie. Ile razy mam ci powtarzać, żem rasowy, sztokholmski fortepian?

MAESTRO
Tak, tak, wybacz, Dudsonie... Wiesz dobrze, co się ze mną dzieje po alkoholu.

FORTEPIAN
(wzdycha)
I znów się zaczyna... Ale wiedz, że tym razem ci nie pomogę! Sam sobie komponuj, podły gburze. Widziałem, jak potraktowałeś tę miłą panienkę. I tego człowieka, który tak idealnie mnie nastroił. Nigdy nie miałem lepszego C-dur, a ty go oskarżyłeś o fuszerkę, łajdaku!

MAESTRO
Ależ Dudsonku kochany, przecież wiesz, że ja niespecjalnie... Chciałem tylko, by twoje brzmienie było czyste jak łza dziewicy...

FORTEPIAN
Nic z tego. Nie wydam z siebie ani jednej nuty.

MAESTRO
Ale daj się ubłagać, kochanienki... Każę cię specjalnie nawoskować!

FORTEPIAN
Nie.

MAESTRO
Dudsonku...

FORTEPIAN
Nie.

MAESTRO
Nie...?

FORTEPIAN
Nie.

MAESTRO
Nie?!

FORTEPIAN
Nie!

MAESTRO
(dysząc ze złości)
Zdrajco...! Ty zdradziecka... fałszywa... szafo! Struny ci z pudła rezonansowego powyrywam!

MAESTRO rzuca się na fortepian i próbuje mu wyrwać struny, lecz klapa spada mu wprost na ręce. MAESTRO cofa się, pojękując z bólu i odgrażając się FORTEPIANOWI. Zza okna dobiega burza braw.

MAESTRO
A co to? A kto to tak klaszcze?
(kiedy brawa nie ustają)
Co to za podła kreatura oklaskuje ten zdradziecki instrument i jego asasynistyczne zapędy?!

GŁOS Z OGRODU 1
Sam jesteś kreatura!

GŁOS Z OGRODU 2
Beztalencie!

GŁOS Z OGRODU 3
Pijus!

MAESTRO traci głos z oburzenia, a FORTEPIAN podśmiewa się cicho.

MAESTRO
Żaden tani sprzęt domowy nie będzie mnie wyzywał od beztalencia!

GŁOS Z OGRODU 2
Tylko nie tani, tylko nie tani... Sam wydałeś na mnie trzy tysiące guldenów, żebym od czasu do czasu popluł wodą do sadzawki, ty parszywy hipokryto!

GŁOS Z OGRODU 3
Dowal mu, amorku! Dowal!

GŁOS Z OGRODU 1
Na pohybel Prudeuszowi!

GŁOS Z OGRODU 2, 3 oraz FORTEPIAN
Na pohybel!

MAESTRO
(cofając się, jak zapędzone w róg zwierzę)
I ty, Dudsonku, przeciwko mnie...

MAESTRO cofa się jeszcze parę kroków, aż upada ciężko na krzesło.

KRZESŁO
Zabieraj się ze mnie! I to już!

MAESTRO
(zrywa się z krzesła)
Co?!

KRZESŁO
Słyszałeś chyba. Dość już mam tego, że to ja zawsze muszę stać, kiedy ty siedzisz! Teraz ja usiądę na tobie!

KRZESŁO zbliża się do MAESTRA, chcąc go zaatakować.

MAESTRO
To jakaś paranoja... Co ja tym razem wypiłem?
(sprawdza etykietkę na butelce wódki)
Zwyczajnie... Dziwne... Wytrzeźwieć muszę, wytrzeźwieć... I to natychmiast.

KRZESŁO, FORTEPIAN i GŁOSY Z OGRODU krzyczą i wygwizdują MAESTRA. MAESTRO bije się otwartą dłonią po twarzy, a z każdym uderzeniem skandowania sprzętów stają się cichsze i coraz bardziej niewyraźne. Z każdym uderzenim również pokój się zaciemnia. W końcu zapada absolutna ciemność; słychać jeszcze uderzenia MAESTRA, aż w końcu głuche grzmotnięcie jego nieprzytomnego ciała o podłogę.




AKT WYBITNIE OSTATNI, albo i nie

Scena numer zero i pół


Scena jest udekorowana jak droga w miasteczku na dzikim zachodzie - tyle, że pomiędzy dwoma rzędami charaktekystycznych dla tamtych miejsc budynków ciągnie się czteropasmowa autostrada. Słońce jest niebieskie, a niebo żółte.

MAESTRO wychodzi na scenę i na oczach widzów przebiera się w strój kowboja. Teraz oficjalnie jest SZERYFEM.

GŁOS PASTERKI
(bardzo męski!)
Gdzie jesteś, szeryf?!

SZERYF
Tutaj!

GŁOS PASTERKI
Gdzie?

SZERYF
No tu, pośrodku czteropasmowej autostrady.
(rozgląda się; następnie do siebie, na stronie)
Mam wrażenie, że coś tu nie pasuje...

Na scenę wchodzi PASTERKA, którą jest niski, grubawy i nieogolony mężczyzna o przepitym głosie, w stroju pasterki.

SZERYF
Coś się stało, dziewczynko?

PASTERKA
(płacze)
Zgubiłam moją pasterską laseczkę i moje pasterskie owieczki i nie wiem jak wrócić do domu, bo Jaś został w domku Baby Jagi żeby żreć te pierniki, a mówiłam mu żeby nie był zachłanny, wieprz jeden, i ona go pewnie wsadziła do pieca i upiekła i zjadła nawet, ale to nieważne, bo i tak rozrzucił te okruszki i miałam wrócić do domu, ale gołębie zeżarły okruszki i nie mogę ich odzyskać bo leśniczy nie wydał pozwolenia na odstrzał!
(szlocha)

SZERYF
Nie martw się, dziewczynko, zaraz coś na to poradzimy...
(do siebie, na stronie)
Coś tu zdecydowanie nie pasuje...

Lekkim krokiem wchodzi KOSMONAUTA z flagą Związku Radzieckiego.

KOSMONAUTA
(wbijając flagę w autostradę; z rosyjskim akcentem)
Niniejszym ogłaszam tę autostradę częścią terytorium Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich!

SZERYF
(zdezorientowany; odrywając się od wciąż szlochającej PASTERKI)
Hejże, ale tak nie można!

KOSMONAUTA
Kto tak mówi?

SZERYF
Ja!

KOSMONAUTA
A kimże ty jesteś, aby mi mówić?

SZERYF
Szeryfem!

KOSMONAUTA
Nazwy, nazwy, nazwy... Co one znaczą...?

SZERYF
Nie możesz zabrać mojej autostrady!

KOSMONAUTA
Już zabrałem.

SZERYF
W imię czego?

KOSMONAUTA
W imię nas wszystkich. W imię ZSRR! Teraz to nie jest już tylko twoja autostrada, teraz to autostrada wszystkich! Wciąż ją masz, ale teraz będzie ją mieć również każdy inny!

Z drugiej strony sceny wychodzi MILICJANT i ZOMOWIEC. SZERYF nie ma pojęcia, co się dzieje.

MILICJANT
Czołem, obywatele. Czy jest jakiś problem?

Cisza.

ZOMOWIEC
(patrzy na płaczącą PASTERKĘ i na patrzących na siebie nienawistnie KOSMONAUTĘ i SZERYFA)
Ach, ach! Dostrzegam, że dzieją się tutaj rzeczy nader nieprzyzwoite... Rzekłbym nawet, że łamiące wszelkie powszechnie uznane dobre obyczaje. Kto to widział, ażeby tak urocza panienka była zmuszona wylewać łzy w równie młodym wieku? Toż młodość jest od radowania się; młodość jest od zabaw i od tańca!

W tle zaczyna grać muzyka; ZOMOWIEC kładzie PASTERCE rękę na ramieniu w ojcowskim geście. PASTERKA uśmiecha się i przestaje płakać. Chwyta ZOMOWCA za dłoń i oboje zaczynają śpiewać i tańczyć. Reszta ich obserwuje.

PASTERKA i ZOMOWIEC
(śpiewają)
Bo młodość jest od zabaw
To radości i psót czas
Dziś się uśmiechu nabaw
Bierz przykład właśnie z nas!

Tańcząc wesoło, ZOMOWIEC i PASTERKA wychodzą ze sceny. Muzyka cichnie nagle, urwana w pół dźwięku. SZERYF, wciąż nie mogąc pojąć co się dzieje, patrzy na MILICJANTA.

SZERYF
(do MILICJANTA, z wyrzutem)
No ale kto widział, żeby tak bezczelnie zabierać sobie czyjąś autostradę?!

MILICJANT
Tylko bez nerwów, obywatelu. Proszę mi powiedzieć, co się dzieje.

SZERYF
(wskazując na KOSMONAUTĘ)
Ten tutaj typ, którego pan władza ma przed sobą, miał czelność zagarnąć mienie publiczne miasteczka Dreamtown, lądując ni z tego, ni z owego z tą swoją flagą i obwieszczając jakby nigdy nic, że teraz jest to własność zet es er er!

MILICJANT
(potakując)
Rozumiem, rozumiem... A w czym tkwi problem?

SZERYF
(poirytowany)
Jak to - w czym leży problem?! Nie można ot, tak sobie przyjść i zabrać czyjejś autostrady! To bezczelność!

KOSMONAUTA
(oburzony)
Oooo, pardon, monsieur! Szanowny pan to pewnie ukończył kurs savoir vivre'u, ażeby móc osądzać czy rozmówca jest czelny czy też nie, nieprawdaż?

SZERYF
Ja... ja...

KOSMONAUTA
Co za ignorant! Bufon! Co za, za przeproszeniem, impertynent!
(zaczyna uderzać SZERYFA otwartą dłonią w grubej rękawicy)
Cham! Hołota! Klucz francuski!

SZERYF
(zasłaniając się przed ciosami)
Aj! Aj! Panie władzo, nic pan z tym nie zrobi?!

MILICJANT
Nie widzę tutaj problemu natury prawnej. Rozstrzygnięcie sporu obywateli jest kwestią wyłącznie prywatną.
(salutuje)
Żegnajcie, obywatelu.

MILICJANT staje na rękach i wychodzi. KOSMONAUTA wciąż okłada SZERYFA.

KOSMONAUTA
Łotr! Kaszanka! Guzik! Szelma! Kwestionariusz!

GŁOS BABY
Tadek! Wrocoj mi do domu i to już!

Wchodzi BABA; stara, gruba kobieta w brudnym fartuchu i z siatką na włosach. W ręce ma szmatę. KOSMONAUTA przybiera pozę zawstydzonego chłopca - wprost kurczy się ze strachu. BABA podchodzi do niego i okłada go szmatą.

BABA
Skaranie boskie, co jo mom z tym urwisem! Won do domu i rynce umyć, bo zarozki obiod!

KOSMONAUTA umyka ze sceny.

BABA
(do SZERYFA)
A ty co, urwipołciu? Tyż ci się zobow zachciało! Mykoj do domu i umyj rynce! I pogodzić mi się z brotem!

SZERYF
Nie, ja nie chcę!

BABA
Coooo? Ty mi tu bydziesz mówił, co ty chcesz czy co ty nie chcesz? Patrzcie go, na humory mu się zebrało... Won do domu, ino biegiem!

SZERYF
(pokornie)
Tak, mamusiu.
(wychodząc)
Dziwne, bardzo dziwne... Moja matka była kiedyś kobietą.

BABA
(dramatycznie, do widowni)
Pies. Pobiegł przed siebie. Pod piec nieczysty w mniemaniu. A książka się przewraca z boku na bok. Zasnąć próbuje. I nic całą noc się nie staje. Ona patrzy - to przez okno, to przez drzwi. Za horyzont. Za wszystko, co mamy. Jej spojrzenie przenika nasze dusze. Martwe. Łamy. I nie wiemy już nic. Taka jest księga życia. Nieszczęścia...
(spluwa i odchodzi)



AKT bez numeru porządkowego. Po prostu AKT.

Scena środkowa. I jedyna w tym akcie. Jak w każdym akcie.

Plener. W tle lasy z kablami łączącymi kolejne drzewa, góry z oknami i kominami, z których dymi... Słońca są trzy, każde z nich o innym kolorze. Chmury kwadratowe. Na łące leży naga SKALA - ładna, młoda dziewczyna. Przed nią - sztaluga z płótnem i farby.

Wchodzi KOWBOJ i rozbiera się do naga. Teraz jest już WZIĄCIEM.

WZIĄĆ
Skalo...

SKALA
Wziąciu...

WZIĄĆ podchodzi do sztalug i odmierza od palca skalę SKALI, po czym zaznacza coś drobnym machnięciem pędzla na płótnie.

WZIĄĆ
Noga do góry, rękę oprzyj o ziemię, wypnij...

SKALA wykonuje jego polecenia.

WZIĄĆ
Tres bien!

Zaczyna malować. I maluje. Co trwa. Na płótnie pojawia się czerwony mak.

WZIĄĆ
Skończyłem.
(odkłada pędzel)
Chodź, zobacz...

SKALA
(podchodzi i podziwia; wskazuje fragment obrazu)
Nie sądzisz, że mam nieco ciemniejszą karnację?

WZIĄĆ
(z niechęcią)
Może, może...

SKALA
Nie sądzisz, że ten fragment powinien być bardziej ocieniony?

WZIĄĆ
Może, może...

SKALA
Nie sądzisz, że...

WZIĄĆ
Ach, dość! Czy te szczegóły są w jakikolwiek sposób ważne?! Liczy się to, co czujesz, patrząc na obraz, a nie to, co widzisz! Wzrok jest li tylko zmysłem; fałszywym, co więcej, zmysłem, któremu zaufanie może oznaczać śmierć nie tylko ciała, ale i ducha! Duch! Duch! Duchem patrz, duchem słysz, duchem czuj! Duchem czuj ducha, czuje ducha duch, czuwaj! Czoło! Czółno!

SKALA
(ignorując WZIĄCIA)
Oczy mam zdecydowanie innego koloru...

WZIĄĆ
Milcz! Koniec! Dość! Mamy absolutną artystyczną wolność i w moich oczach tak właśnie obraz winien wyglądać!

SKALA
Nie istnieje artystyczna wolność! Każdy artysta jest ograniczony ramami słowa, koloru czy dźwięku! Cokolwiek byś nie stworzył, będzie wpisane w ramy tak znienawidzonych przez ciebie zmysłów. To klątwa twórców - nie mogą oni dać początek czemuś, co narodziłoby się z niczego! Jak książka rodzi się ze słów, tak obraz rodzi się z kształtów i tak na kształty będę patrzeć, i tak kształty będę widzieć!

WZIĄĆ
(na boku, z wystudiowaną sztucznością)
Prawda to czy fałsz...? Och, nieszczęsny los geniusza - tyle dróg do obrania, tak wiele możliwości tworzenia...
(myśli chwilę; następnie - do SKALI)
Wobec tego wywołuję rewolucję kulturalną. Zdejmuję wszystkie ograniczenia. Od teraz nie ma żadnych ograniczeń co do formy.

SKALA
Ależ to jest... To jest... Obsceniczne! Nieprzyzwoite!

WZIĄĆ
(z lekceważeniem)
Stoisz tu naga, twoje piersi podskakują z każdym gwałtowniejszym ruchem, twoje łono jest obnażone przed każdym, kto zechce na nie spojrzeć, a za nieprzyzwoitą uważasz próbe uwolnienia się z wszystkiego tego, co przeszkadza nam spokojnie leżeć na słońcu trzymając ręce na piersiach panienek, i patrzeć na chmury typu cumulus w kolorze białym?

SKALA
Ach, ty głupcze! A cóż jest złego w tym, że ktoś mnie zobaczy taką, jaka jestem naprawdę? Co złego, że ktoś pozna mój kształt i moją formę? Obsceniczne jest to, że ty nie uznajesz żadnej formy! Chcesz odebrać prostym i pięknym zarazem rzeczom to, co sprawia, że są i proste, i piękne! Ty głupcze...
(wskazując jego nagość)
Jesteś obsceniczny i w moim, i w twoim mniemaniu.

WZIĄĆ
Ponieważ ja chcę być obsceniczny w moim mniemaniu!

SKALA
Idiota.

WZIĄĆ
Debilka.

SKALA
Kretyn.

WZIĄĆ
Zaraza.

SKALA
Buzdygan.

WZIĄĆ
Magnolia.
(do siebie)
Co za dziwna, dziwna sytuacja...
(po chwili; do SKALI)
Jak zapewne wiesz, dużo w swoim życiu podróżowałem.

SKALA
Naprawdę?

WZIĄĆ
Naprawdę. I kiedyś wyjechałem tak daleko, że zobaczyłem w oddali samego siebie.

SKALA
Naprawdę?

WZIĄĆ
Naprawdę. Chciałem podejść więc do samego siebie, ale drogę zagrodził mi płot.

SKALA
(zainteresowana, siada na trawie i słucha uważnie)
I co?

WZIĄĆ
I wtedy podszedłem siebie, jak tak stałem przy tym płocie, bo wiedziałem już, że sam chcę siebie spotkać, i wspólnie, samemu, udało nam się powalić ogrodzenie.

SKALA
I co?

WZIĄĆ
I ja w tym drugim ja skaleczyłem się w rękę o ostrą krawędź... Takie poświęcenie... Dla mnie...
(ze wzruszeniem)
Wiesz, droga Skalo, nigdy nie sądziłem, że będę gotów na takie poświęcenie dla zupełnie obcej mi osoby. Jestem bohaterem.

SKALA
Połóż się tutaj, obok mnie, bohaterze.

WZIĄĆ kładzie się tak, aby trzymać głowę na brzuchu SKALI.

SKALA
(tuląc głowę WZIĄCIA)
A teraz śpij... Po prostu śpij.

WZIĄĆ
Ale czy to wszystko nie pryśnie...? Czy to wszystko nie zniknie na zawsze, kiedy tylko zmrużę oczy?

SKALA
Tak... Tak właśnie się stanie. Odejdę i ja, i całe to piękno dookoła. Ale musisz usnąć. Nie masz innego wyboru. Nic nie jest wieczne. A w szczególności ja...

WZIĄĆ powoli zasypia; wszystko dokoła ciemnieje, aż zapada całkowity mrok.


AKT czarny

Bez scen.

Wszystko czarne.

Wchodzi WZIĄĆ i ubiera się w szpitalne spodnie i kaftan bezpieczeństwa; chwilę męczy się z rękawami, chcąć je zapiąć, ale w końcu daje za wygraną. Teraz jest PRUDEUSZEM.

PRUDEUSZ kładzie się na ziemi w pozycji, w jakiej leżał był na SKALI w poprzednim akcie. Leży tak dłuższą chwilę, jakby spał, po czym zrywa się - nagle przebudzony.

PRUDEUSZ
(dysząc cięzko, rozgląda się dokoła)
To sen tylko... Tylko sen.
(z ulgą oddycha głęboko)
Nareszcie wszystko normalnie... Siostro. Siostro!
(gdy po pewnym czasie nikt się nie zjawia)
Siostro!!!
(nasłuchuje)
Nie ma jej... Opuściła mnie. Ona też. A przecież jej płaciłem! Tyle lat jej płaciłem... Skoro pieniądze już się dla ludzi nie liczą, to co ma jakąkolwiek wartość? Czym mogę skusić boginie, czym mogę je skusić, czym mogę skusić kobiety, aby przy mnie zostały...? Aby się mną opiekowały, aby mnie kochały tak jak... tak jak... Tak jak człowiek powinien być kochany!
(wstaje i krąży po czarnym pomieszczeniu)
Nie ma już nadziei... Skoro nawet za gruby szmal nie chcą udawać miłości, to nic ich do tego nie przekona.
(niespodziewanie staje uśmiechnięty na środku sceny)
Ale - zaśpiewajmy o tym!

PRUDEUSZ śpiewa i tańczy:

Miłość może być prawdziwa?
I czy może wcale być?
Dolców jedna gęsta grzywa
Daje słodko o niej śnić...!
Niemka, Szwedka czy Francuzka
Bez znaczenia skąd jest kto
"Kochać" to jest słowo puste
Za pieniądze można wsio!
Przytul, całuj, daj popieścić
To jest warte dolca, dwóch
Mogę ciało twe zbeszcześcić?
Cztery stówy - biodra w ruch!

Bo ja mam pieniądze
Ja mogę wszystko
Jestem bogaczem
Za miłość sobie płacę!

A gdy już cię wyobracam
Ze zmęczenia padniesz mi
Drugą dziwkę właśnie spłacam
Trzecia nocą już się śni!
Erotoman ze mnie wielki
Lecz to tylko fama zła
Ja miłości pragnę wszelkiej
O tym jest piosenka ta!
Pieniądz daje mi tę władzę
Mogę kobiet mieć i sto
Nic ja na to nie poradzę
Robię to bez przerwy, bo:

Bo ja mam pieniądze
Ja mogę wszystko
Jestem bogaczem
Za miłość sobie płacę!

Wchodzi naga SKALA; na jej widok PRUDEUSZ zamiera w miejscu, muzyka cichnie.

SKALA
Kiedyś byłeś zupełnie inny...

PRUDEUSZ
(siada na podłodze; z lekceważeniem)
A ty kiedyś byłaś. Żywa. A teraz nie jesteś. To i ja się zmieniłem.

SKALA
(bierze PRUDEUSZA za ręce)
Co się z tobą stało? Kiedyś miałeś pasję... Miałeś miłości... Za nie dałbyś wszystko... Za muzykę, komponowanie...

PRUDEUSZ
I ciebie.

SKALA milczy.

PRUDEUSZ
Wiesz, to jest dość męczące - widzieć twego ducha dzień w dzień, rozmawiać z nim tymi samymi słowy, którymi się rozmawiało za życia... Odejdź już wreszcie. I nie wracaj. Idź na zawsze.

SKALA wychodzi ze spuszczoną głową. Po niej wchodzi BABA ze ścierką na ramieniu.

BABA
No patrzcie go, siedzi. Nic, ino się obija. Co za leń śmierdzący. Twój brot już dawno poszoł do pracy, a ty co? Ino leży, ino myśli, darmozjad jeden... Skaranie boskie z tym chopokiem. Prudek, chodźże mi pomóc, musza wyngiel do piwnica przesypoć.

PRUDEUSZ nie odpowiada, tylko siedzi z zamkniętymi oczami. Wchodzi KOSMONAUTA.

KOSMONAUTA
Jak ty się zachowujesz, cymbale? Matce nie pomożesz nawet? Świnia! Gnojek! Drań! Patefon! Szpikulec! Kretyn! Manierka!

PRUDEUSZ
(nie otwierając oczu)
Idźcie już. Jestem dorosły, mogę robić co chcę, a was tu nawet nie ma.

BABA
Nos nie ma? Takiś teroz hardy? Ciekawe, co byś bez nos zrobił jakżeś młodszy był i cię na podwórku bez przerwy okładali.

PRUDEUSZ
Nigdy nic nie zrobiłaś, żeby mnie nie okładali.

BABA
Boś nie chcioł, żebym robiła.

PRUDEUSZ
Jakbyś robiła, to by mnie okładali jeszcze bardziej. Idźcie już. Was już dawno nie ma. Nie mam ochoty wracać do tego, co było w domu. Nie chcę wracać już więcej do domu. Ja nie mam domu. A wy odejdźcie.

BABA i KOSMONAUTA wychodzą. PRUDEUSZ kładzie się na ziemi i zwija w pozycję płodową.

PRUDEUSZ
Wszyscy odeszli... Wszystkie odeszły... Wszystkie... A żadnej jakby nie było... Co za koszmar... Co za koszmar... Nieludzkie. Piekielne. Diabelskie. Co za koszmah... Co za koszmah... Koszmah...

Wbiega GOSPOSIA.

GOSPOSIA
O mój Boże! Coś się mistrzowi stało? Czemu mistrz leży?!

PRUDEUSZ
Wypiehdalać, hołoto! Nie widzicie, że popadam w dephesję?! Jakbym chciał, żebyście mi pomagali, to bym tego wyhaźnie zażądał! A tehaz won!

GOSPOSIA wybiega z płaczem.

PRUDEUSZ
(wstaje)
Ech, cóż... Głupota jest wszechobecna, nie ma się co dłużej tym mahtwić. Życie kopie w dupę, to my kopniemy i je. No, czas zrzucić ten niedorzeczny kostium.
(wyplątuje się z kaftanu, wstaje i otrzepuje się; wyjmuje skądś telefon komórkowy i dzwoni)
Hallo? Tak, to ja. Chciałem zamówić opiekunkę na dzisiejszy wieczóh. Cena nie gha roli. Byle by była to kobieta ładna, zmysłowa i ponętna. Ile? Tysiąc... Dobrze.
(odkłada telefon)
Więc jak szła ta melodia...?
(wyśpiewuje nieskładne dźwięki, które skomponował w pierwszym akcie)
La la lala la la...


KURTYNA!

Podpis: 

wariat około marca 2004
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Sen o Ważnym Dniu Podstęp Krzyż
Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny). Historia trudnej miłości, która powraca po latach. Traumatycznie. Przeczytaj i spróbuj zrozumieć, co powinno spotkać właśnie Ciebie.
Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100
Sponsorowane: 13
Auto płaci: 100
Sponsorowane: 12

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2024 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.