https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
15

Sen o Ważnym Dniu

Autor płaci:
100

  Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W grudniu nagrodą jest książka
Cujo
Stephen King
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Moc słów

- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Krzyż

Traumatycznie. Przeczytaj i spróbuj zrozumieć, co powinno spotkać właśnie Ciebie.

Brak

Wiersz filozoficzny

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1358
użytkowników.

Gości:
1358
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 81440

81440

Opowieść o miłości

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
21-01-10

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Melodramat/-/-
Rozmiar
10 kb
Czytane
2774
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
21-01-10

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: Kemilk Podpis: Józef Kemilk
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Cóż więcej można powiedzieć o tym opowiadaniu. Po prostu jest to opowieść o prawdziwej miłości.

Opublikowany w:

www.opowi.pl, https://wcaletak.blogspot.com/

Opowieść o miłości

Czerń i brak perspektyw na kolory nie przerażały mnie, a jedynie utwierdzały w przekonaniu, iż świat jest piękny. Lubiłem opowiadać o przygodzie życia, która właśnie się kończyła. Najczęściej rozmawiałem z dziećmi, dzisiaj zaś miałem nowego słuchacza i zabrałem go w długą, trudną, ale zarazem piękną opowieść. Czy również i on poczuje głębię, której nie sposób zobaczyć, miłość pozostającą z nami na zawsze? Po kilku banalnych zdaniach pozwoliłem mu zagościć w moim świecie.

– Spotkanie miłości życia jest czymś nieuchwytnym, co trzeba z całych sił pielęgnować, by być spełnionym. Rozumiesz? – spytałem i naprawdę chciałbym zobaczyć mojego rozmówcę. Niestety czas odebrał mi wzrok, ale to nie było ważne. Ważna była miłość.

– Tak, tylko to nie jest takie proste. – Usłyszałem chropowaty głos pielęgniarza i zaśmiałem się. Tak to nie jest proste.

– Zobaczyłem ją, jak czesała konia. – Uśmiechnąłem się do wspomnień. – Jakże lubiłem jeździć konno, czuć wiatr we włosach, wolność i radość, która gnała wraz ze mną.

Zamilkłem, czując jednak wzrok rozmówcy. Czekał na ciąg dalszy, nie wiem tylko, czy z litości do niewidomego staruszka, czy faktycznie był zainteresowany moją historią.

– Jednak to nie koń zwrócił moją uwagę. Ba, w ogóle go nie widziałem. – Zmarszczyłem brwi, o ile można było je bardziej zmarszczyć i kontynuowałem. – Promienie słońca padały wprost na moje oczy, a ja widziałem niedościgniony ideał piękna. Czułem, jak obejmuje mnie miłość i całkowicie się temu poddawałem. Ja, któremu miłość kojarzyła się z mięczakami. Kochałeś kiedyś? – Rzuciłem pytanie w mrok.

– Wciąż kocham – odpowiedział, ale w jego głosie nie wyczułem miłości.

– Wciąż mam ją przed oczami. Jej błękitne, iskrzące się oczy, rzucające mi wyzwanie, jej opromienioną słońcem postać. W niej było prawdziwe życie i szczęście. Tak poczułem, chociaż nie byłem romantykiem. A ona śmiała się do mnie i zachęcała do działania!

Już nie byłem w domu starców, ale wróciłem do przeszłości, bo w myślach wszystko jest możliwe.

– Lubisz konie? – Jej stosunkowo niski głos, zachęcał do działania.

Patrzyła na mnie, a jej oczy śmiały się . To był jak grom z jasnego nieba, a może Amor?

– Uwielbiam. Czekaj zaraz podejdę – odkrzyknąłem i co mnie zdziwiło najbardziej, nie miałem tremy. Zawsze, gdy podobała mi się dziewczyna, czerwieniłem się, jąkałem. Po prostu byłem nieswój. Teraz zaś było inaczej, tak jakbym znał ją całe życie. Ona zaś wydawała myśleć się tak samo.

– Pośpiesz się przystojniaku. Malwina mam na imię.

Ile bym dał, by jeszcze raz zobaczyć jej promienny uśmiech, usłyszeć jej głos. Dla niej życie było przygodą, której nie można było przespać smutnymi i ponurymi myślami.

– Idę, idę – powiedziałem, ale nie przyśpieszyłem kroku.

Była cudowna w swojej szarej, skromnej sukience. Promieniała i nie było to spowodowane słońcem, a jej wnętrzem rozjaśniającym świat. To patrzyłem na jej oczy, to wzrok nieco schodził w dół, gdzie był nieco odsłonięty dekolt. Oczy były niczym winda, która raz idzie w górę, raz w dół, nie mogąc się ostatecznie zdecydować, jaki układ jest najwłaściwszy. A ona po prostu śmiała się ze mnie. Czasem wydaje mi się, że ona wiedziała wszystko, a przynajmniej od pierwszego spojrzenia poznała mnie na wylot.

– Pomożesz mi wejść na konia? – zapytała, a ja po raz pierwszy ją dotknąłem.

Splotłem ręce, Malwina zaś położyła na nich stopę i wybiła się do góry. Nieco się zachwiała, a ja przytrzymałem ją za najwspanialszą na świecie krągłość i niemal odpłynąłem do nieba. Nie wiem, czy celowo się zachwiała. Pewnie tak, a może po prostu stworzyła mi okazję do działania, lub też chciała mieć pewność, że jej nigdy nie zapomnę? Nie wiem, w każdym bądź razie zatopiłem się w marzeniach o niej. Była cudowna i jedyna.

– To jest Klara. – Poklepała konia i wpatrywała się we mnie wyczekująco.

Ja zaś milczałem, bo nie chciałem popsuć chwili, pragnąłem, by trwała wiecznie i chciałem ją zatrzymać do końca mych dni. To się zresztą udało.

– Hej, chcę wiedzieć, jak się nazywa kawaler, który pomógł mi wsiąść na Klarę.

Znałem jej imię, imię jej konia, a ja się wciąż nie przedstawiłem. Poczułem się głupio i natychmiast naprawiłem błąd.

– Maciek – powiedziałem. – Mam na imię Maciek.

Nie wiem, czemu dwa razy powtórzyłem moje imię. Ale czy to było w tej chwili ważne?

– Możesz powtórzyć? – Wiedziałem, że ją to bawi. Ją bawiło całe życie.

– Po prostu Maciek. – Wyszczerzyłem się w uśmiechu i dodałem najprostszy, ale zarazem najprawdziwszy komplement wypływający wprost z serca. – Pięknie wyglądasz.

Działanie jest często szybsze od rozumu i tak było właśnie w tym przypadku. Po raz pierwszy powiedziałem coś miłego kobiecie i cieszyłem się z tego!

– Skoro tak mówisz. – I dałbym sobie rękę uciąć, że moje słowa przypadły jej do gustu. – To może chcesz mnie zaprosić na spacer? Oczywiście jak wrócę z przejażdżki.

– Jasne, że tak.

Przy niej czułem się wolny i reagowałem spontanicznie. Tylko przy niej. W tamtym czasach taka propozycja uważana byłaby za niestosowną, że kobieta zaprasza mężczyznę, ja zaś nic złego w tym nie widziałem.

– Wrócę za godzinę. – I pogalopowała goniona przez wiatr w kierunku wolności.

Pierwsze spotkanie i pierwsza tęsknota. Godzina wydawała się wiecznością, mającą jednak swój kres. To była też moja ostatnia zmarnowana godzina. To od niej nauczyłem się, by żyć każdą chwilą. Szanować każdą sekundę i maksymalnie ją wykorzystać. Nie bać się szczęścia, brać go tyle ile zdołamy unieść i dzielić się nim ze wszystkimi. Taka właśnie była ona, rozdająca swoją radość każdej napotkanej istocie.

Później był banał trwający tylko parę chwil. W tamtych czasach jedynie mogliśmy sobie pozwolić na nieśmiałe pocałunki i dotykanie swych dłoni. Dla mnie było to jednak wszystko i dawało niezapomnianą radość. To był miesiąc miodowy, który przeżyliśmy pełnią życia. Przy niej traciłem poczucie czasu, rzecz najwspanialsza, jaka się może przytrafić. W zamian otworzyłem się na dobro. A później zdarzył się wypadek.

Wiem tylko tyle, że spadła z konia. Malwina także nic więcej nie zapamiętała. Była późna zima, ranki witały nas oszronioną trawą i właśnie w takim dniu dopadło ją nieszczęście. Tak przynajmniej to odbierałem.

Jak ją znaleziono, to mówiono, że wokół słychać było wycie watahy wilków. Twierdzono, że jeszcze chwila, a byłoby po niej. Parę strzałów w powietrze przegoniło drapieżniki. Jakże ja byłem tym ludziom wdzięczny za pomoc. Do dzisiaj jestem. Co do jednego nie mieli jednak racji. Wilki nie były dla niej niebezpieczne, ale wręcz ją obroniły. Leżała na ziemi nie mogąc się ruszyć, zimno powodowało u niej drgawki i gdyby nie dzikie stworzenia, nie przeżyłaby nocy. Stał się cud i wilki stworzyły żywy, ciepły koc, chroniący ją przed dojmującym zimnem. Uchroniły ją przed śmiercią, może dlatego, że wyczuły w niej tylko i wyłącznie dobro?

Tak, Malwina kochała wszystko, a świat odwdzięczał się jej za to. Nie było na świecie osoby, która kochałaby bardziej. Zazwyczaj ludzie, gdy świat jest dla nich łaskawy, gdy wszystko wokół nich sprzyja, potrafią się uśmiechać, cieszyć chwilą i doceniać życie. Nie wszyscy oczywiście, ale większość. Ona była inna, jaśniała zawsze, niezależnie od okoliczności. Nie szła drogą utartych schematów, a sama tworzyła świat. Była szczęściem zesłanym na ziemię, tylko po to by inni także poczuli radość. Szczęście, którego i ja byłem udziałem.

Siedziałem przy niej w szpitalu i z niecierpliwością czekałem na lekarza. To był najtrudniejszy dzień w moim życiu, rozjaśniany jednak przez beztroskę, a może niekończące się szczęście mojej ukochanej. W końcu pojawił się lekarz, by przerwać naszą sielankę. Wiedziałem, że Malwina nie czuje nóg i istnieje duże prawdopodobieństwo, że nigdy już nie będzie chodzić. Lekarz miał to tylko potwierdzić, spychając nasze życie do piekła.

– Ma pani uszkodzony kręgosłup. Nigdy nie będzie pani mogła chodzić.

Do dzisiaj słyszę oschły głos lekarza, który tak bardzo kontrastował z reakcją Malwiny. Spodziewałem się płaczu, obwiniania świata, czułem że szczęście nas opuściło. Ba, byłem tego pewien. Po prostu nie wierzyłem w moją ukochaną. Byłem przekonany, że widzi w moich oczach przerażenie i litość. Jakże ona nienawidziła tych uczuć, które miały jej towarzyszyć do końca dni!

– Słyszysz Maciek. Nie będę mogła chodzić. Będziesz musiał mnie częściej nosić na rękach. – Zaśmiała się, a ja poczułem, że wszystko będzie dobrze.

W jej oczach nie było strachu, a oczekiwanie na kolejną przygodę. Ona zawsze taka była. Za to z całych sił ją kochałem. Nigdy nie zrezygnowała z jazdy konnej, tylko teraz potrzebowała pomocnika, by ją usadowił na rumaku. Zawsze jeździliśmy razem, delektując się wolnością i szczęściem. Uwielbiała, jak biegłem, pchając jej wózek inwalidzki. Rozpościerała wtedy ręce i śmiała się. Kochała życie, mimo że nie mogła innym go dać. Nie mieliśmy własnych dzieci, a ona mogła być najszczęśliwszą matką. I była! Adoptowaliśmy trójkę najwspanialszych istot, tworząc chyba najweselszą i najszczęśliwszą rodzinę na świecie.

To były piękne lata, ale z Malwiną nie mogło być inaczej. Miała olbrzymią siłę ducha, jedynie ciało nie nadążało za nią. Po czterdziestu latach bycia razem zaczęły się coraz poważniejsze problemy ze zdrowiem. Powoli uciekała z tego świata, wciąż dając z siebie wszystko. To ona przygotowała mnie do życia bez niej, a nie ja do jej przejścia na drugą stronę. W końcu umarła, tak jak żyła otoczona przez naszą czwórkę. Z każdym z naszych dzieci pożegnała się, by na końcu przyszedł czas i na mnie.

– Widzisz Maciuś. – Tak zawsze do mnie mówiła. – Już czas na mnie, tam też na mnie czekają.

To były jej ostatnie słowa. Oczy wyblakły, uśmiech zastygł, a jej dusza wzniosła się do prawdziwej, niczym nieograniczonej wolności. Przez czterdzieści lat żyłem z aniołem i wkrótce ponownie się z nią spotkam.

Zakończyłem opowieść i zwróciłem się do pielęgniarza.

– Teraz wiesz już, czym jest miłość?

– Tak, teraz już wiem.

Jeszcze długo siedział przy moim łóżku. Może to ja jestem dla niego aniołem, który wyciągnął go z mroku?

Podpis: 

Józef Kemilk 12.2020
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

Autor płaci 100 poscredy(ów) za komentarz (tylko pierwszy) powyżej 300 znaków.

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Moc słów Bliskie spotkania Podstęp
- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała Chodźmy... Historia trudnej miłości, która powraca po latach.
Sponsorowane: 15Sponsorowane: 15Sponsorowane: 13
Auto płaci: 100

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2024 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.