https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
20

Bliskie spotkania

  Chodźmy...  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W marcu nagrodą jest książka
LATA
Annie Ernaux
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Dzwonnik z Notre Dame

W gruzy się sypie...

Róża cz. 5

Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa?

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Brak

Wiersz filozoficzny

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Mój zastępczy Anioł - cz. 1,2

Zoja widzi to, czego inni nie dostrzegają - demony, które wpełzają do ludzkich dusz. Jako świecka egzorcystka dostaje sprawy, których nawet duchowni nie chcą tknąć. Kiedy jej anioł stróż odchodzi bez słowa, Watykan stawia ją przed wyborem: albo szy

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1028
użytkowników.

Gości:
1028
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 82178

82178

Okręt zbawienia

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
23-09-14

Typ
D
-dramat
Kategoria
Akcja/Romans/Zbrodnia
Rozmiar
83 kb
Czytane
774
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
23-09-14

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: lacki Podpis: dering golowacz
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Ucieczka bez nadziei.

Opublikowany w:

Okręt zbawienia

OKRĘT ZBAWIENIA
OSOBY:
EMIL - GOMEZ
PORTIER
KELNER
KUCHARZ
KOBIETA
MĘŻCZYZNA
SKULENI
DOROTA
ALBERT
MŁODA KOBIETA Z DZIEWCZYNKĄ
MŁODZIENIEC - PAN STANISŁAW
RICARDO
MĘŻCZYZNA W GARNITURZE - RAUL
STARSZE PANIE
CHŁOPAK Z DZIEWCZYNĄ
MĘŻCZYZNA W SMOKINGU
STRWOŻONA PANI
CHŁOPAK Z PLECAKIEM
BLADY MĘŻCZYZNA
STARSZY PAN W POGNIECIONYM PŁASZCZU
INNI GOŚCIE-PRZYBYSZE

AKT I
SCENA I
Duża sala w hotelu Bachelor, stół na środku sali, przykryty białym obrusem, kilkoro gości siedzących przy nim, rozmawiają, uśmiechają się, spożywają potrawy, piją wino, soki. Kelner roznosi potrawy, cicha muzyka, spokojna atmosfera. W rogu pomieszczenia stoi mały stolik z tortem. Z sali widoczny przedpokój oraz drzwi wejściowe. Tuż przy drzwiach oparta o ścianę ciężka, mosiężna sztaba, służąca do ich zamykania. Słychać dzwonek, Portier otwiera drzwi, wchodzi Emil, podaje zaproszenie.

PORTIER
(przegląda listę gości, sprawdza czy Emil na niej widnieje)
Pan Emil? Tak. Jest.
(podkreśla imię na liście)
Poproszę jeszcze pański dokument ze zdjęciem. I pozwolenie na wyjazd.

EMIL wyciąga z kieszeni dokument.
Proszę.

PORTIER
(przegląda, patrzy na zdjęcie, na twarz Emila, kiwa głową, odbiera od Emila płaszcz i wiesza na wieszaku, wskazuje ręką w stronę stołu).
Zapraszam na mały poczęstunek.

EMIL (spogląda do wnętrza sali, przy stole siedzą ludzie)
Spóźniłem się?

PORTIER
Proszę się nie przejmować, nie jest pan pierwszy, ani ostatni. Ludzie przybywają.
(zwraca się w stronę gości)
Pan Emil.

Siedzący na krótką chwilę przerywają prowadzone rozmowy, spoglądają ciekawie na nowego gościa. Emil rozpoznaje wśród nich koleżankę z pracy Dorotę i przyjaciela Alberta.

DOROTA
Zapraszamy do stołu

ALBERT
Bardzo nam miło

Towarzystwo przy stole powraca do przerwanych rozmów i napoczętych dań. Emil rozgląda się za wolnym miejscem. Portier krąży wokół stołu.

PORTIER (daje znak ręką)
Tutaj, tutaj jest wolne miejsce.

Emil tam podąża. Krzesło stoi wolne lecz talerze z resztkami potraw. Sałatka zmieszana z wylaną na talerz herbatą, nadgryziony kawałek mięsa, ziemniaczana papka. Kieliszek wypełniony winem, na jego obrzeżach widnieją plamy, które ktoś pozostawił maczając w nim wargi obklejone tłustym sosem.

EMIL (sprzeciwia się)
Tu ktoś siedzi. Pewnie wyszedł na chwilę, zaraz wróci.

PORTIER (przywołuje kelnera by ten zabrał brudne nakrycie, zwraca się do Emila)
Proszę usiąść.

Kelner zabiera talerze, przynosi nową zastawę, obok kładzie sztućce, szklankę i czysty kieliszek. Emil siada.

PORTIER (odchodząc)
Życzę panu przyjemnego spotkania. Wracam do przedpokoju, w razie jakiś kłopotów proszę mnie informować.

Emil przysuwa się z krzesłem bliżej stołu. Zahacza o coś nogą. Podnosi biały, poplamiony już w kilku miejscach obrus. Pod stołem siedzi skulony człowieczek, przykłada palce do ust.

SKULONY (szeptem)
Cicho.

Emil zaskoczony kiwa głową, zakrywa obrus.

KELNER
Jaką potrawę nałożyć panu na talerz? Jakiego wina nalać?

EMIL
Pozwoli pan, że trochę ochłonę. Tak szybko to się toczy. Później pana przywołam, teraz napiję się wody mineralnej.

Kelner kiwa ze zrozumieniem głową, odchodzi.
Krzesło, na którym siedzi Emil stoi między dwoma innymi, które zajmują kobieta i mężczyzna, oboje w średnim wieku. Do czasu pojawienia się Emila swobodnie rozmawiają, teraz on staje się przeszkodą. Wypowiadając słowa urywają zdania w połowie, spoglądają na Emila jakby bojąc się, że on zrozumie treść ich rozmowy. Milkną więc, zaczynają znowuż, ponownie przerywają.

EMIL
Jeśli państwo się zgodzą to możemy się przesiąść. Ułatwi to waszą rozmowę. Mogę się zamienić miejscem z panią albo z panem.

KOBIETA (wyraźnie zadowolona)
Jaki pan uprzejmy Na początku przyjęcia siedział tu mój mąż, lecz potem udał się do pokoju wypoczynkowego, by zapalić cygaro na werandzie, o tam (wskazuje drzwi, znajdujące się po lewej stronie). Już tyle czasu minęło a on nie wraca, a mnie samej przykrzy się. Ale dlaczego portier posadził pana akurat na tym miejscu? (dziwi się przez chwilę lecz zaraz zwraca się do mężczyzny siedzącego obok) Ten pan proponuje zamianę miejsc, będziemy mogli swobodnie porozmawiać.

MĘŻCZYZNA zwraca się do Emila, z lekkim wahaniem mówi
Dziękujemy panu.

Emil zbiera talerze, szklankę, kieliszek, sztućce. Mężczyzna obraca się w stronę pokoju wypoczynkowego, drzwi doń są zamknięte, przez krótki moment zastanawia się, wreszcie decyduje się. Przesuwa wypełniony potrawą talerz, szklankę, widelec, łyżkę i nóż, zabiera serwetki. Sam, na uchylonych nogach przesiada się. Emil powstaje i przechodzi na nowe miejsce. Przysuwając się do stołu znowuż czuje, że nogą potrąca kogoś pod stołem. Nie zagląda tam ponownie.

ALBERT
Emil! Cieszę się, że jesteś? Załatwiłeś wszystkie formalności?

EMIL
Miałem drobne kłopoty, ale udało mi się. Mogę wreszcie wyjechać.

ALBERT (siedzi po przeciwnej stronie stołu, toteż chcąc się dobrze słyszeć mówią podniesionymi głosami)
To dobrze. Wreszcie będzie się można stąd wyrwać. Straszne co nas spotkało. Niespotykane. Niesamowity czas. Nigdy w życiu bym się nie spodziewał. Ratunkiem jest wyjazd.

Emil kiwa głową. Ich krzyki budzą dezaprobatę wśród gości, spoglądają nieprzyjaźnie na nich, dlatego też kończą rozmowę. Emil spogląda na suto zastawiony stół. Wyłożone potrawy wyglądają bardzo smakowicie. Mięsa przyrządzone na różne sposoby, rozmaite sałatki, ziemniaki, makarony, wszystko to kusi swym wyglądem i unoszącym się w powietrzu aromatem. Każdy z gości obsługuje się samodzielnie, bądź też przywołuje kelnera, który okraja wskazane kawałki i nakłada na talerz. Poza dużym stołem, przy jednej ze ścian Emil zauważa mały stolik, który w dzień powszedni pewnie służy jako podstawa dla wazonu kwiatami. Teraz nakryty jest świeżym, białym obrusem, stoi na nim płaski talerz z okazałym tortem. Tort jest wysoki i sprawia wrażenie smakowitego, posiada kilka warstw, każda kończy się inną polewą, przystrojony jest owocami, orzeszkami i czekoladowymi przysmakami. Nie jest jeszcze napoczęty. Emil spogląda na niego apetycznie, robi wrażenie jakby pragnął spróbować malutki kawałeczek, jednak nie jest pewien czy może zapoczątkować podział tortu.

DOROTA (uśmiecha się, jakby odgadując jego myśli)
Najpierw konkrety, słodkie na końcu. Inni jeszcze zajęci daniem podstawowym, należy poczekać. Sam przyszedłeś?

EMIL (lekko stropiony)
Tak, sam.

DOROTA
A rodzina?

EMIL (zasmuca się, milczy)

DOROTA
Rozumiem (milknie)

EMIL (przerywa milczenie, chce zmienić temat, wskazuje głową na mały stolik z przysmakiem)
Może poczęstujemy się kawałeczkiem tortu.

DOROTA
Tort nie stoi na głównym stole.

EMIL (podnosi rękę)
Nie stoi bo nie ma miejsca. Ale zapytamy dla pewności kelnera

Po chwili podchodzi kelner.

KELNER
Pan sobie życzy?

EMIL
Proszę odkroić po kawałeczku tortu, dla mnie i dla tej pani.

KELNER (rozgląda się po stole)
Tortu?

EMIL (wskazuje ręką)
Tak, tortu. Stoi tam, przy ścianie, na stoliku.

KELNER (z daleka przygląda się tortowi jakby widział go po raz pierwszy, myśli przez chwilę)
Tak, chyba tak (Emil podaje mu już swój i Doroty talerzyk) chociaż, nie, chyba nie (Emil cofa rękę z talerzykami) on tak stoi na boku, pewnie specjalnie na coś przygotowany.

EMIL
Na co przygotowany?

KELNER
Dokładnie nie wiem. Chyba przeznaczony jest na później.

EMIL
Na później? Skąd ta pewność? Dlaczego na później?

KELNER
Tak myślę.

EMIL
Proszę nie myśleć tylko kroić. Pan tutaj obsługuje gości.

KELNER (po chwilach wahania zdecydowanym głosem)
Nie proszę pana, ja nie mogę kroić tortu.

DOROTA (odbiera Emilowi swój talerzyk)
Ja rezygnuję, nie mam nań apetytu.

EMIL (nie ustępuje)
To kto w takim razie może kroić?

KELNER (odchodząc)
Upewnię się jeszcze w kuchni. Porozmawiam z kucharzem.

DOROTA (z lekką pretensją)
Jeszcze nie skosztowałeś głównego dania a już zachciało się tortu.

KELNER (wraca po pewnym czasie)
Powiadomiłem kucharza o pańskim życzeniu. Kucharz przygotowuje właśnie w kuchni nową potrawę. Gdy tylko ją skończy zaraz przyjdzie i zadecyduje.

EMIL (zdziwiony)
To pan nie może?

KELNER
Roznoszę potrawy otrzymywane z kuchni, o torcie mi nikt nie wspominał.

EMIL
Dobrze. Skoro tak, poczekam.

Podczas rozmowy Emila z kelnerem ludzie przy stole ukradkiem podnoszą swe małe talerzyki, by pośpieszyć do tortu. Dopiero stanowcza odmowa kelnera studzi ich zamierzenia, odkładają talerzyki z powrotem. Jednak kierują swe spojrzenia ku małemu stolikowi przy ścianie.

KELNER
Co oprócz tortu podać panu?

EMIL
Nic, dziękuję. Pragnę zacząć od tortu. (zwraca się do Doroty)
Zrezygnowałaś. Dlaczego?

DOROTA
Ach, tyle zamieszania o mały kawałeczek słodkiego ciasta. Szkoda tylu słów wypowiadanych. Gdybyś naprawdę chciał, to już mógłbyś skosztować.

EMIL (zdziwiony)
Jak?

DOROTA
Nikogo nie prosić o pozwolenie tylko samemu odkroić kawałek i zjeść. Nikt by nawet nie zauważył. Teraz już wszyscy wiedzą o tej sprawie i zwracają na tort baczną uwagę.

EMIL
Nie wiedziałem, że powstanie aż taki problem.

DOROTA
Sam zrobiłeś problem. Ale skończmy z tym. Posil się, zjedz normalną potrawę, czeka nas podróż.

EMIL
Nie mam apetytu. Chciałbym zacząć od tortu.

DOROTA
Ależ jesteś uparty. Najpierw dania obowiązkowe, później deser. To chyba logiczne.

EMIL
Nie będę jadł potraw, na które nie mam w tej chwili ochoty.

DOROTA
I nikt nie będzie ich tobie wpychał na siłę. Ale spróbować można. Grymasisz a jeszcze nic nie skosztowałeś. (Dorota podnosi rękę do góry, kelner podchodzi)
Temu panu proszę nałożyć na talerz

KELNER
Którą z potraw?

DOROTA
Proszę samemu zdecydować. Najlepiej taką, którą najczęściej zamawiają goście przy stole. Ten pan sam nie wie co mu smakuje najbardziej.

KELNER
To chyba pieczeń (kroi mięso na półmisku, przenosi porcję na talerz stojący przed Emilem, dokłada kilka ziemniaków, oblewa je sosem, na mniejszy talerzyk nakłada sałatkę warzywną)

Emil kosztuje lecz potrawa nie smakuje mu, odsuwa talerz. Dorota patrzy z wyrzutem. Przy przeciwnym rogu stołu zachodzi pewne zdarzenie, które odwraca gości uwagę. Starszy mężczyzna próbuje powstać z krzesła, czyni to jednak tak niezręcznie, że wywraca stojące obok szklanki, kieliszki, rozbija talerze. Wino wylewa się na obrus, sos plami serwetki. Mężczyzna traci równowagę, chwieje się i po chwili upada bezwładnie na podłogę. Twarz jego jest blada, na czoło występuje pot, siedzący obok nachylają się, odwiązują leżącemu krawat, rozpinają koszulę. Podchodzi kelner, ktoś powiadamia portiera. Szybko nadchodzi. Spod stołu wybiega skulony człowieczek, kieruje się w stronę kuchni.

EMIL (wskazuje na skulonego)
Patrzcie tam! Patrzcie tam!

Nikt jednak nie patrzy. Goście sprawiają wrażenie zainteresowanych wyłącznie osłabłym nagle starszym mężczyzną. Portier bada mu puls, kelner podnosi powieki, zagląda w źrenice.

KELNER (do portiera)
Gdzie go zabieramy? Do pokoju wypoczynkowego?

Oboje spoglądają w tamtym kierunku. Portier kręci przecząco głową, wskazuje oczami na przedpokój.

PORTIER
Tam go weźmiemy.

Chwytają bezwładne ciało i wynoszą z sali. Zamykają drzwi od przedpokoju. Dochodzą dźwięki toczącego się po schodach ciała i łomot zatrzaskiwanych drzwi wejściowych.

EMIL
Słyszałaś, wyrzucili gościa.


DOROTA
Nie wyrzucili tylko pomogli mu opuścić pomieszczenie. Był już zmęczony. Musisz obsługę hotelu zaraz podejrzewać o niecne czyny?

EMIL
I nie doczekał się tortu. A zjadł przecież główne danie. Sam widziałem jak je jadł.

DOROTA
Też się nie doczekasz, jeśli nie zacznie wreszcie jeść.

Drzwi od przedpokoju otwierają się, uśmiechnięty portier wprowadza nowego gościa, kobietę w wieku około trzydziestu lat. Za rękę trzyma kilkuletnią dziewczynkę. Goście na chwilę odwracają głowy, gdy portier przedstawia osobę, później wracają do swych rozmów i dalszego spożywania dań. Portier prowadzi kobietę z dziewczynką na miejsce gdzie siedział jeszcze niedawno starszy mężczyzna. Kelner już poprawia nieporządek jaki po sobie pozostawił, sprząta nakrycie, strzepuje okruchy, przekłada czyste serwetki, przynosi nowe talerze. Nowy gość, kobieta przygląda się ciekawie towarzystwu przy stole, napotykając czyjś wzrok uśmiecha się i kiwa przyjaźnie głową. Zamawia dania u kelnera, nalewa wino do kieliszka, zabiera się ochoczo do biesiady.

EMIL (zniecierpliwiony przywołuje ponownie kelnera)
Dlaczego kucharz tak długo nie przychodzi? Mówił pan, że zaraz przyjdzie.

KELNER
Widocznie jest zajęty. Nie mogę mu zwracać uwagi.

EMIL
Tak mocno zajęty?

KELNER
Przygotowuje potrawy.

DOROTA
Nie rób z siebie rozkapryszonej panny. Twoje zachowanie staje się powoli irytujące. Dla wszystkich biesiadników. Tym swoim ciągłym dopominaniem się o tort dajesz zły przykład innym. Stają się nerwowi, wyczuwam to. Proszę zacząć jeść wreszcie danie.

Emil próbuje ponownie potrawy. Nie smakuje mu. Mięso twarde, ziemniaki rozgotowane, sałatka nieświeża. Nadgryza jednak pieczeń, popija kompotem.

EMIL
Przepraszam Dorota, czasy takie niepewne. Jestem zdenerwowany. Kiedy dotarłaś do hotelu?

DOROTA
Kilka godzin temu.

EMIL
Byłaś pierwsza?


DOROTA
Oj, nie. Gdy przyszłam, ludzie już byli.

EMIL
Wszyscy siedzący przy stole?

DOROTA
Większość.

Zjawia się kucharz. Biały jego surdut jest przybrudzony, fartuch w brunatnych plamach, w rękach trzyma kuchenne przyrządy.

KUCHARZ
Pan mnie prosił?

EMIL
Czy to pan wykonał tort? Ten, co stoi na stoliku przy ścianie?

KUCHARZ
Ja wykonałem ten tort.

EMIL (podaje talerzyk)
To w takim razie proszę odkroić mi mały kawałeczek.

Inni goście, dotąd swobodnie rozmawiający, nagle cichną i udając, że niby to ich nie interesuje wytężają słuch, by usłyszeć jaki będzie efekt rozmowy Emila z kucharzem, zarazem też chwytają talerzyki lecz jeszcze nie odrywają ich od stołu, czekają.

KUCHARZ
Główne danie już spożyte?

EMIL
W tej chwili jem.

KUCHARZ
To proszę skończyć.

EMIL
Wówczas będę mógł się poczęstować tortem?

KUCHARZ
Nie wiadomo. Tort jest nieduży. A wszyscy przybysze jeszcze nie dotarli, dopiero ich oczekujemy.

EMIL
Kto i kiedy go dostanie?

KUCHARZ
Nie ja o tym będę decydował.

EMIL
A kto będzie?

KUCHARZ
Zlecono mi wykonanie tortu. Wykonałem go i dostarczyłem na miejsce, na mały stolik pod ścianą. Nie może pan ode mnie wymagać bym go jeszcze dzielił.

EMIL
Od kogo mam tego wymagać?

Kucharz chce odpowiedzieć, gdy nagle podnosi się skrawek obrusu i spod stołu wystawia głowę skulony człowieczek, zaraz też cofa ją z powrotem. Kucharz miesza się, pragnie jak najszybciej zakończyć rozmowę.

KUCHARZ
Nie wiem proszę pana. Ja pracuję w kuchni. Ma pan jeszcze pytania? Smakują panu potrawy?

EMIL (skrzywiony)
Nie bardzo.

KUCHARZ (odchodząc do kuchni)
Trudno. Staram się jak mogę.

Siedzący przy stole pozostali goście z ulgą cofają swe talerzyki. Kontynuują głośne i swobodne rozmowy przerwane przyjściem kucharza.

EMIL
To się już zaczyna robić zabawne a zarazem tajemnicze. I zbyt długo trwa. Ktoś przecież musi zadecydować.

DOROTA
Może portier? Wydaje mi się, że on ma największą władzę na sali. Przyjmuje gości, sprawdza zaproszenia, kontroluje dokumenty, rozsadza, przydziela miejsca, wyprowadza. Jeżeli już koniecznie chcesz się kogoś zapytać to chyba jego.

EMIL (powstaje)
Masz rację. Pójdę do niego.

Przechodzi przez salę, otwiera duże drzwi, znajduje się w przedpokoju. Stojący przy drzwiach portier uśmiecha się mile.

PORTIER
To pan? Jak samopoczucie? Są zastrzeżenia? Uwagi?

EMIL
Nie, właściwie nie. Ale chodzi o tort. Stoi na stoliku przy ścianie i nikt nie może zadecydować, by zacząć go kroić. Pomyślałem, że może tu uzyskam zgodę? Posiada pan dużą władzę.


PORTIER
Tort? Jeśli stoi w sali na stoliku to można się śmiało częstować.

EMIL
Mogę? Pan mi pozwala?

PORTIER
Nie muszę pozwalać. Proszę brać.

EMIL
Ale to pan decyduje o jego podziale?

U drzwi dźwięczy dzwonek

PORTIER (przekręca zamek, otwiera drzwi wejściowe)
Proszę chwilę zaczekać. Pewnie nowy przybysz.

W drzwiach stoi skromnie ubrany młodzieniec, spogląda na Emila i portiera.

MŁODZIENIEC
Dzień dobry. Dobrze trafiłem? Tutaj oczekuje się na wyjazd?

PORTIER
Tak. Pańskie zaproszenie?

Młodzieniec wyciąga z kieszeni blankiet, pognieciony, trochę naddarty, wygładza go ręką, podaje portierowi. Ten sprawdza widniejące na nim nazwisko z listą osób na kartce, którą wyjmuje zza pazuchy swej liberii.

PORTIER (bardziej stanowczym głosem)
Pańskie dokumenty proszę.

MŁODZIENIEC (wyciąga z bocznej kieszenie marynarki równie pogniecione jak zaproszenie, dokumenty)

PORTIER (przygląda się badawczo zdjęciu i szczupłej sylwetce młodzieńca)
Pan Stanisław? To pana zdjęcie? Pan liczy sobie trzydzieści lat?

PAN STANISŁAW (czerwieni się )
Tak, to mój wiek. To ja, na pewno ja, tak już wyglądam, nic nie poradzę.

PORTIER (nieufnie spogląda to na nowego gościa, to na pomięte dokumenty)
Zdjęcie jakby doklejone, atrament starty, podejrzanie to wszystko wygląda.

PAN STANISŁAW (dotknięty)
Co chcesz człowieku przez to powiedzieć? Mój dokument jest fałszywy? Może go komuś ukradłem?

PORTIER (zakłopotany)
Nie, nie. Nie podejrzewam pana o takie rzeczy.

PAN STANISŁAW (bardziej zdecydowanie)
Mam porozmawiać z pańskim przełożonym?

PORTIER (nerwowo)
Dobrze, już dobrze, proszę pana do środka.

Wchodzą w trójkę do sali hotelowej.

PORTIER (donośnie)
Pan Stanisław!

Siedzący przy stole kiwają głowami, tak jak zawsze to robią, gdy przychodzi nowy gość. Portier wyszukuje wolnego miejsca. Wszystkie krzesła są zajęte prócz krzesła Emila.

PORTIER (do Emila)
Czy będzie jeszcze pan jadł?

EMIL
Tak, jeszcze nie skończyłem.

PORTIER
Musimy trochę ścieśnić się przy stole. Donieść nowe krzesła. Nowi ludzie jeszcze nadejdą.

JEDEN Z GOŚCI (głos lekko strwożony)
Dużo ich nadejdzie?

PORTIER
Nie wiem ilu. Wszystkich musimy przyjąć.

Kelner już przynosi z małej komórki usytuowanej z boku sali krzesło dla pana Stanisława. Wstawia je pomiędzy dwa inne. Kobiety na nich siedzące powstają i przesuwają się, robią miejsce dla nowego gościa. Przesuwają również swoje szklanki, talerzyki, sztućce i serwetki. Zadowolony pan Stanisław siada, rozgląda się za potrawami, wzrokiem już wybiera te najsmakowitsze. Portier chce odejść do przedpokoju, Emil przytrzymał połę jego liberii. Wskazuje na mały stolik.

EMIL
To jest ten tort. Mogę?

PORTIER
Ach, tort. Zapomniałem już o nim. Ależ oczywiście, bierz pan.

Emil chwyta za talerzyk. Kątem oka spostrzega, że inni czynią to samo, lekko podnoszą się z krzeseł i tak wyczekują na zgiętych nogach. Tylko pan Stanisław siedzi zdziwiony nagłą ciszą jaka powstała przy stole, kelner nakłada na talerz zamówione przez niego główne danie. Emil stoi przy torcie.

PORTIER
A kelnera i kucharza pan się już pytał?

EMIL
Oczywiście.

PORTIER
I co, zgodzili się.

EMIL
Nie, kelner mówi, że tort jest na później, kucharz nie chce zadecydować. Mówi, że tort mały a gości wielu. Dopiero pan wyraził zgodę.

PORTIER
Zaraz, zaraz, proszę zaczekać. Coś zaczynam kojarzyć. Mówi pan, że to na później.

EMIL
Nie ja. To kelner powiedział.

PORTIER
Kucharz dodał, że za mały dla wszystkich?

EMIL
Tak. I że za dużo ludzi.

PORTIER
To przykro mi proszę pana. Jeśli oni tak powiedzieli to ja nie mogę im zaprzeczyć. Musi pan się powstrzymać. Poczekać jeszcze.

EMIL
Jak to? Na co czekać? Przed chwilą pan pozwalał. Bierz pan, tak pan powiedział. Dlaczego teraz pan wzbrania?

PORTIER
Nic pan wcześniej nie mówił o zastrzeżeniach kelnera i kucharza. A ich uwagi wydają mi się słuszne. Tort jest przeznaczony na później i nie dla wszystkich.

EMIL
W takim razie dla kogo i kiedy?

PORTIER (wzrusza ramionami)
Nie wiem.

EMIL
Jak to? Nikt panu nie wspominał ile czasu mamy czekać? Nikt nie mówił o liczbie zaproszonych?

PORTIER (ponownie wzrusza ramionami)
Nie. Nie znam żadnych, konkretnych liczb. Skierowano mnie ku drzwiom i kazano obsługiwać przychodzących ludzi. Nic więcej. Mam władzę przy wejściu lecz na temat podziału tortu nie mogę wiele powiedzieć. Początkowo myślałem, że to błaha sprawa toteż nie stawiałem przeszkód, lecz teraz widzę, że to ważki problem.

EMIL
Kto was skierował? Kto kazał panu, kelnerowi i kucharzowi obsługiwać gości?

Przy drzwiach dźwięczy dzwonek.

PORTIER
Nowi stukają do drzwi. Proszę mnie nie zatrzymywać.
(odchodzi do przedpokoju)

Ludzie przy stole, którzy dotąd na zgiętych nogach wyczekiwali rezultatu rozmowy Emila z portierem, opadają na krzesła, odkładają talerzyki, wyczuwalne napięcie panujące wśród gości znika. Kelner spodziewając się nadejścia nowych ludzi donosi z komórki krzesła, wstawia je między siedzących, ludzie przy stole ścieśniają się. Emil nie pozostaje dłużej w sali hotelowej, nie siada na swoim miejscu, nie kończy głównego dania. Po odejściu portiera zastanawia się jeszcze przez krótką chwilę, czy jednak nie napocząć samemu okazałego tortu. Nie dlatego że nie może się powstrzymać, lecz by zrobić kelnerowi, kucharzowi, portierowi i pozostałym gościom na złość, by sprowokować ich do jakiejkolwiek reakcji. Zaobserwować ich zachowanie. Wyczuwa na sobie ukradkowe spojrzenia innych, niby swobodnie rozmawiających gości, obserwują jego ruchy gdy znajduje się przy torcie. Później, jak już od niego odchodzi nie zwracają na Emila uwagi, rozmowy stają się bardziej głośne.
Emil jednak nie decyduje się na indywidualny poczęstunek, postanawia odpocząć w pokoju wypoczynkowym, zarazem łudzi się nadzieją, że może tam znajdzie kogoś kto coś więcej na temat ewentualnego podziału tortu będzie wiedział. Uśmiecha się do siedzącej nadal przy stole Dorocie, ona również się uśmiecha się, kiwa głową Albertowi oraz pozostałym gościom. Udaje się do pokoju wypoczynkowego.


SCENA II
Pokój wypoczynkowy z werandą, przyciemnione światła, goście siedzący w fotelach, inni przechadzają się ze szklaneczkami napojów w rękach, senna atmosfera, cicha muzyka klasyczna.
Goście ujrzawszy wchodzącego Emila grzecznie skłaniają się. On też odpowiada ukłonem, przechodzi dalej. Pokój kończy się szerokimi, oszklonymi drzwiami wychodzącymi na obszerną werandę. Drzwi są otwarte, na zewnątrz mimo panującego chłodu w trzcinowym fotelu siedzi mężczyzna w garniturze. Pali cygaro. Daje Emilowi znaki, kiwa do niego ręką. Zaintrygowany Emil idzie, staje przy trzcinowym fotelu.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (przypatruje się uważnie Emilowi)
My się już znamy.

EMIL (zdziwiony)
Tak?

Mężczyzna milczy wyczekując, uważnie obserwuje twarz Emila. Potem, raczej ucieszony niż zmartwiony jego zaskoczoną miną, kontynuuje.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Jest pan na przyjęciu od niedawna. Portier posadził pana na moim miejscu, między moją żoną a jej przyjacielem. Potem zamieniliście się miejscami. Pan pierwszy zaproponował zamianę krzeseł.

EMIL
Ponieważ im przeszkadzałem, nie mogli swobodnie rozmawiać i czuli się skrępowani.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (uśmiecha się z politowaniem)
Później zapragnął pan skosztować tort lecz nie miał śmiałości, by go napocząć. Pytał się każdego o pozwolenie.

EMIL
Nie każdego! Pytałem moją koleżankę i tych co mają coś do powiedzenia, kelnera, kucharza i portiera.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (macha lekceważąco ręką)
Oni nie mają wiele do powiedzenia.

EMIL (zdenerwowany)
A kto ma? Może pan? Kim pan jest? I skąd pan o tym wszystkim wie? Siedzi pan w trzcinowym fotelu, popala cygaro i pogardliwe się do mnie odnosi.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (podnosi rękę, uspokaja Emila)
Proszę się nie denerwować panie Emilu. Znam pana imię jak pan słyszy. Nie jestem nikim specjalnym. Powiedziałem, że oni nie mają wiele do powiedzenia ponieważ sam, jeszcze niedawno też nie miałem zbyt wiele do powiedzenia. Podobnie jak pan i inni, którzy tu przybyli. Jak każdy z nas.

EMIL
To skąd pan wie co ja robiłem od czasu mojego przybycia? Drzwi od pokoju wypoczynkowego były cały czas zamknięte. Nie zauważyłem też, by ktoś poza mną udawał się do niego.



MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
A to żadna tajemnica. Nie kryję się przecież z moimi informatorami. Czyżby zachowywali się tak dyskretnie, że ani jednego pan nie zauważył? Zaskakuje mnie pan.

EMIL (zdziwiony)
To ten skulony człowieczek pod stołem to pański donosiciel? Rzeczywiście, on wychodził. Ale do kuchni.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (lekceważąco)
Och, jaki tam donosiciel. To tylko jeden z moich ludzi, którzy relacjonują mi zdarzenia dziejące się przy stole, w korytarzu, kuchni i w każdym innym zakamarku hotelu. Przedzierał się do kuchni, bo ona ma bezpośrednie połączenie z werandą (wskazuje górne okienko) Jednak zauważył go pan.

EMIL
Trudno byłoby nie zauważyć. Trąciłem go nogą już na początku, gdy przysuwałem krzesło do stołu. Nie był zaskoczony.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Prosiłem ich by nie ukrywali się zbytnio, by nie wzbudzali niepotrzebnej podejrzliwości u gości.

EMIL
I dużo ma pan takich ludzi?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (tajemniczo)
Są tam, gdzie powinni być..

EMIL
Dlaczego pan to robi? Dlaczego pan chce o wszystkim wiedzieć?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Staram się mieć więcej do powiedzenia niż inni. Poza tym nie zauważył pan jaki porządek przy stole? A na początku była anarchia i bałagan. Krzyki, piski, głupie chichoty, docinki. Nie spodobała mi się taka forma. Jak tylko wprowadziłem pierwszego człowieczka pod stół zaraz wszystko ucichło, tematy rozmów stały się poważniejsze, zachowanie kulturalniejsze. Mogłem posadzić go na stole, by wszyscy widzieli, lecz lepiej zachować pozory przyzwoitości. Ludziom to odpowiada, lubią być podpatrywani i kontrolowani. Pokazują wówczas jacy to oni są. To znaczy jacy dobrzy, mądrzy i doskonali. Pomaga mi to.

EMIL
W czym?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
W utrzymaniu porządku. Inaczej w hotelu odbyłaby się karczemna popijawa.

EMIL
Kto pana o to prosił?
Mężczyzna w garniturze milczy, nie odpowiada, wypuszcza dym z ust.


EMIL
Na czyje polecenie pan działa?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (lekko zdenerwowany)
Czyje, czyje? Niczyje! Nikt mi nic nie nakazywał. To moja inicjatywa.

EMIL
W takim razie działa pan podobnie jak kelner, kucharz i portier?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Ech, panie Emilu. Żąda pan zaraz szczegółowych wyjaśnień. A one nie istnieją, nie ma ich. Jestem zwykłym gościem z zaproszeniem (wyciąga swój blankiet z kieszeni marynarki). Proszę oto one. Takim samym gościem jak pan, jak inni przybysze, którzy czekają na wyjazd. Wszyscy chcemy stąd uciec. Z tą różnicą, że przyszedłem do hotelu pierwszy. Chociaż zawsze się spóźniam, tym razem przyszedłem znacznie wcześniej. Nawet moja żona o tym nie wiedziała. Byłem ciekaw co się szykuje. I prawdę mówiąc to ja wszystko dopiero zorganizowałem.

EMIL (zdziwiony)
Pan?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Tak, ja. Bo się nic nie szykowało. Hotel było pusty. A z tego co wiedziałem, zaproszeń na mieście było dużo.

EMIL
Hotel był pusty?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
No, niezupełnie. Pomieszczenia były puste, spiżarnia pełna. Ale reszta? Nie wiadomo co dalej? Jak oczekiwać na wyjazd? W poczekalni? Urozmaiciłem spędzany przez nas czas. Bar szwedzki czy też jeden stół? Jeżeli już to jaki, prostokątny, okrągły? Czy pokój wypoczynkowy, czy nie, samoobsługa czy obsługa, czy to czy tamto? Problemów do rozstrzygnięcia było sporo, ale udało mi się je rozwiązać. Wstawiłem stół, usiadłem, inni nadeszli. Tak się zaczęło.

EMIL
I co pan dalej robił?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Jadłem i piłem. Nadchodzili nowi przybysze. Rozmawiałem, dyskutowałem, wsłuchiwałem się w innych rozmowy. Po pewnym czasie podniósł się gwar, zrobiło się duszno. Ludzie byli roześmiani i głośni. I na mój gust zbyt swobodni. Opowiadali już głupoty, dyskutowali na dziwne tematy. Żona się rozglądała, znudzona. To mnie trochę zdenerwowało. Wyszedłem na werandę uprzednio zostawiając jednego skulonego człowieczka pod stołem. Teraz siedzę w trzcinowym fotelu i palę cygaro. Przy stole zauważono moje odejście i wejście kogoś pod stół. Zaraz uspokoili się, spoważnieli.

EMIL
Goście mogą przecież wyrzucić donosiciela spod stołu? Jest ich więcej.



MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (oburzony)
No, no. Bez żartów. Do tej pory nikt na to się nie odważył. I po co? W jakim celu by to robili? On tam siedzi w ich interesie. Czekanie jest denerwujące. Oni też pragną rozmów na poważne tematy i spokojnego przebiegu spotkania. Nawet sami nachylają się co pewien czas i meldują siedzącemu pod stołem. O złych nawykach swych sąsiadów, kto ile wypił, kto ile zjadł, gdzie wychodził, o czym mówił. To uspokaja ich i tych, na których oni szepczą. A ja wiem wszystko.

EMIL
Po co panu wiedzieć? Nie wystarczy, że przy stole spokój i porządek?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Oczywiście, do utrzymania porządku przy stole wystarczy jeden, dwóch ludzi pod stołem. Gdy goście wiedzą, że ktoś ich pilnuje, to już gwarantuje spokój. Nie byłem jeszcze zmuszony do żadnej interwencji. By to osiągnąć nie muszę zaprzątać sobie głowy różnymi bzdurami, które bezmyślnie ludzie plotą. Jednak potrzebuję tych wiadomości do czegoś całkiem innego. Bo jednej rzeczy nie wiem, właściwie dwóch.

EMIL
Jakich?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Ilu przybędzie osób i kiedy przypłynie okręt?

EMIL
Okręt?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Okręt, który nas stąd zabierze. Wszyscy chcemy się przecież uratować. Uciec jak najszybciej, jak to jest tylko możliwe.

EMIL (zaciekawiony)
Kiedy przypłynie okręt?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Nie wiem kiedy przypłynie.

EMIL
To nikt panu nie powiedział? A ten, który zatrudnił kelnera, kucharza i portiera? Musi być jakiś organizator tego całego przedsięwzięcia. Musiał się jakoś umówić z kapitanem okrętu. Nakreślić czas, harmonogram działań.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (uważnie przypatruje się Emilowi)
To jeszcze pan nie zrozumiał?

EMIL (odkrywczo)
To pan ich zatrudnił! Pan jest tym organizatorem!



MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Nie, nie jestem organizatorem. Wiem tylko, że w hotelu jest spotkanie, że przypłynie okręt i zabierze nas stąd. Poza tym brak konkretów. Nigdy nie widziałem kelnera, kucharza i portiera na oczy, nie wiem jak wyglądają. I oni mnie nie znają. Ale można powiedzieć, że z mojej inicjatywy otrzymali te funkcje.

EMIL
W jaki więc sposób?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Otóż na początku nie było żadnych służbowych w hotelu. No bo i skąd. Samoobsługa, każdy wstępował do spiżarni i przynosił sobie na stół, to co chciał, ile tylko mógł. Nie podobało mi się to ale nie było innego wyjścia, bo przecież wszyscy byliśmy takimi samymi gośćmi. Dopiero jak stwierdziłem, że te hultaje, których nazywa pan łagodnie kelnerem i kucharzem, porozumieli się, zamknęli spiżarnię, i wspólnie poczęli sprzedawać towary innym gościom to powiedziałem stop. Nie tędy droga. W tym czasie siedziałem już na werandzie, paliłem cygaro, skuleni mnie o wszystkim poinformowali. To przez nich zaproponowałem im te funkcje. Zagroziłem, że wyrzucę z hotelu. Myślą, że mam takie możliwości. Zgodzili się, chcieli pozostać, trzymam ich w garści. Nie znają mnie lecz wiedzą, że ktoś posiada nad nimi kontrolę i w każdej chwili może ujawnić ich występki. A to może oznaczać pożegnanie się z całym przedsięwzięciem. Tego nie pragną.

EMIL
A portier? Taki poważny, miły i uczynny człowiek.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Ten? To jeszcze większy szelma. Bezczelny typ. Kieszonkowiec. Przyszedł do hotelu chyba po to by się obłowić i nakraść. Od razu jak tylko się zjawił zaczęło coś ginąć, najchętniej okradał palta w przedpokoju. Goście patrzyli na siebie podejrzliwie. Nie, tak być nie może, pomyślałem, nie mogę dopuścić by w poważnym miejscu działy się takie okropności. Wysłałem do niego skulonego z propozycją objęcia funkcji portiera. Zagroziłem tym samym co dwóm poprzednim. Przestraszył się, rozglądał się bojaźliwe, zgodził się od razu. Zaopatrzyłem go w liberię, zerwał listę wiszącą dotąd w przedpokoju i zaczął sprawdzać zaproszenia.

EMIL (tryumfalnie)
Lista zaproszonych? Musi być więc ich liczba!

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Ach, panie Emilu. Proszę się nie podniecać. Listę ja sam sporządziłem i zawiesiłem na ścianie. Zauważyłem, że każdy wchodzący wyciąga najpierw zaproszenie i chce, by skontrolowano posiadane przez niego dokumenty, by potwierdzono legalność jego przybycia. Każdy z nas już ma taki odruch. Widziałem zawiedzione miny gości, gdy nikt tego nie robił. To znaczy, z pewnością tak myśleli, że każdy może wejść do hotelu, nawet bez zaproszenia, nawet bez odpowiednich dokumentów. To po co w takim razie one są? A o dokumenty wyjazdu nie było łatwo, nie każdy mógł je otrzymać. Sporządziłem fikcyjną listę z przybliżonymi nazwiskami jakie mogą wśród nas występować. Każdy ją sprawdzał. Istnieją dwie możliwości. Albo nazwisko znajduje się na liście albo go nie ma. Do tej pory nikt się jeszcze nie przyznał, że brak jego nazwiska. Zakazałem też portierowi. Ma sprawdzać tylko zaproszenia, kontrolować dokumenty i udawać, że szuka nazwiska na liście. Każdego z dokumentem musi wpuścić. Tak zadecydowałem ponieważ dokumenty są oryginalne. Czynię by wszystko było w jak najlepszym porządku. Staram się postępować zgodnie z prawem.

EMIL
A jak przyjdzie dużo osób? Każda z oryginalnym dokumentem?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
To mnie intryguje. Myślę, myślę i nie mogę tego odkryć. Ile osób przyjdzie? Okręt ma ograniczoną liczbę miejsc. Kapitan nie przyjmie więcej osób niż pomieści okręt.

EMIL
Co wówczas?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Niech się pan nie obawia, panie Emilu. Pewną koncepcję mam już przygotowaną. Po myśli zaproszonych.

EMIL
Jaką koncepcję?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Brutalnie mówiąc, części z nich trzeba będzie się pozbyć.

EMIL
W jaki sposób?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Przeprowadzimy klasyfikację.

EMIL
Klasyfikację? Jak?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Otóż załóżmy, że przyjdzie dużo ludzi. Wiadomo, że wszyscy nie wejdą na pokład okrętu. Po prostu się nie zmieszczą. Jak wejdzie zbyt duża liczba to okręt może też zatonąć. Pomyślałem, że można przybyszów wyselekcjonować. Część gości wyeliminować, wykluczyć.

EMIL (zdziwiony)
Wykluczyć?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Wykluczyć, wyeliminować, określenie jest bez znaczenia.

EMIL
Kto pozostanie?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Ja, pan, kucharz, kelner, portier, ci spod stołu. Sami zaufani, pewni ludzie. Innych jeszcze weźmiemy, trochę pań się dobierze.


EMIL
A reszta? Co z nimi?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Odrzucimy. Wyrzucimy za drzwi.

EMIL
Za drzwi?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Panie Emilu, pan się cały czas dziwi! Pan się wciąż pyta! Gdybym ja mógł się z kimś porozumieć, kto by mi wytłumaczył jak to wszystko zorganizować. Podyskutować, porozmawiać, zadać kilka pytań i dostać jeszcze na nie odpowiedzi. Jaki ja byłbym wtedy szczęśliwy. A tak, tylko odkrywam intencje, staram się odgadnąć myśli. Domniemywam, że każdy zrobiłby podobnie, jeśli nie tak samo. No bo jak uratować tyle osób? Okręt jest jeden, nie wszyscy mają szansę.

EMIL
Może nie przyjdzie aż tylu?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (zastanawia się)
Przyjdą, na pewno przyjdą (po chwili milczenia) Nie wydaje się panu, że my się skądś znamy.

EMIL
Nie. Jestem tutaj pierwszy raz.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Nie myślałem, że w tym miejscu. Gdzie indziej.

EMIL
Nie przypominam sobie.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
To nawet lepiej. Obawiałem się trochę.

EMIL
Dlaczego?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (macha ręką)
Teraz to już nieważne.

EMIL
To pański pomysł z tą eliminacją?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (uśmiechnięty)
Panie Emilu, pan jest taki naiwny. Jak inaczej można to zrobić?. Powtarzam, nikt nie wpuści na okręt więcej osób niż to możliwe. Jak my mamy się dostać na jego pokład? Jeśli sami tego nie zorganizujemy, to nikt za nas tego nie zrobi.
EMIL
Dlaczego pan darzy mnie taki zaufaniem i opowiada mi o tych wszystkich szczegółach?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (mityguje się)
Zaintrygował mnie pański upór, panie Go..., przepraszam panie Emilu, jaki wykazał pan domagając się podziału tortu a zarazem pańska przy tym bezradność i posłuszeństwo, które okazywał funkcyjnym, nawet skulonemu pod stołem. Pańska dociekliwość i równocześnie brak zdecydowania. Teraz, już po rozmowie z panem przyznaję się do błędu, tort został wystawiony za wcześnie. I chyba niepotrzebnie. Ale podzielimy go później.

EMIL
Jak już się wypchnie zbędnych gości?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Tak, właśnie tak. Ale dobrze się stało. Pan zostanie tortowym.

EMIL
Ja !!??

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Tak. Będzie pan strzegł tortu przed zakusami innych. Nadaje się pan do tej roli.

EMIL
Ja mam pilnować tortu?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
To jest moja propozycja. Skosztuje go pan za to pierwszy. Cały czas zabiegał pan o mały kawałeczek. To też jest szansa dla pana, by zakwalifikować się na pokład okrętu. Chyba że pan nie chce?

EMIL
Nie wiem, nie myślałem, że w taki sposób. Myślałem, że wystarczy jeśli mam ważny dokument.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Nie wystarczy. Nie podoba się panu mój pomysł?

EMIL
Nie za bardzo.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Ależ to najważniejsze jeszcze przed nami. Nie zrozumiał pan?

EMIL
Jeśli nie zgodzę się na tortowego, to się nie zakwalifikuję?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Małe szanse. Tylko zasłużeni, ci co zapracowali mają pewne miejsca. Dla reszty to loteria i duże ryzyko. Ale na razie goście przychodzą i zapewniam, że każdego zaproszonego wpuścimy do środka, każdy z nich coś otrzyma ze spiżarni. Czy to mało? Czy wszyscy jednak muszą się uratować? Dlatego, jeśli pragnie pan nadal uczestniczyć w tym przedsięwzięciu, proponuję panu funkcję. Wydaje mi się, że jest ona dla pana najbardziej odpowiednia. Oferuję ją osobiście, bez udziału skulonych, co czyniłem uprzednio. Proszę traktować to jako wyjątkowy przywilej i stopień zaufania jakim pana obdarzyłem.

EMIL
Dziękuję, chyba zbyt wcześnie.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Może bardziej panu odpowiada siedzenie pod stołem i przysłuchiwanie się rozmowom gości? Takich też zaraz będę potrzebował.

EMIL
Myśli pan, że mógłbym to robić?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Proszę samemu zadecydować.

Rozmowa przerwana. Ktoś otwiera górne okienko od strony kuchni, ukazuje się w nim twarz jednego z małych ludzików. Mężczyzna w garniturze wstaje i podchodzi do okienka. Przez krótką chwilę szepcze. Później siada na trzcinowym fotelu.

EMIL (powraca do rozmowy)
Nie wiem jeszcze na jakich zasadach wyrzuca pan zbędnych gości?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki złożoną, pokresloną kopiowym ołówkiem kartkę)
Zasady? Są, oczywiście, że są. Zwyczajne kryteria, żadne tam wymyślne. Mam je tutaj spisane. Ale po co panu wiedzieć. Gdy zostanie pan tortowym nie będą one obowiązywać. Przejdzie pan dalej bez klasyfikacji, tak jak każdy służbowy. I proszę się decydować, bo jeszcze portier wstawi swego faworyta, gdy stwierdzi, że można obsadzić wolne miejsce. Dochodzą mnie słuchy, że za bardzo rządzi się w przedpokoju i na sali. Razem z kelnerem wyrzucili jednego z gości, na jego miejsce wprowadzili kobietę z dzieckiem i to za pieniądze. Wyobraża sobie pan? Później wpuścili jakiegoś pana Stanisława z fałszywym dokumentem. Nie podoba mi się to, będę musiał odpowiednio zareagować.

EMIL
Byłem przy tym. Pan Stanisław zaproszenie i dokumenty miał brudne i podarte.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Widzi pan! Panie Emilu, zakładaj pan fartuch, chwytaj za nóż i idź do tortu. Popilnuje pan a potem naje się go do syta, marzy pan o nim przecież od momentu przyjścia tutaj. I żadnych skrupułów. Dlaczego pan jeszcze się waha? Ktoś inny zajmie miejsce a pana wyrzucą i nawet nie skosztuje najmniejszego kawałeczka.

EMIL
A jak w hotelu się pojawi ktoś kto odkryje pańskie sztuczki, pańskie skryte kombinacje? Ktoś mądrzejszy, silniejszy. Co wówczas? Rozpędzi wszystkich. Kelnera, kucharza, portiera i pana, chociaż kryje się pan starannie na werandzie, w trzcinowym fotelu. Oskarży was wszystkich za nieudolność i bezmyślność, za nieuczciwość. I was, służbowych wyrzuci a nie zwykłych gości. Jak ja mogę zostać tortowym? Mnie też obwini, uczyni współodpowiedzialnym za pańskie knowania.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Dlaczego pan straszy? Dlaczego pan się boi? Jakie knowania? Toż to robię prawidłowo, chcę zaprowadzić sprawiedliwy porządek. Kto może zaprotestować? Jak inaczej można by to wszystko urządzić? Stół i spokój przy nim, różne potrawy, napoje, fotele tuż obok w pokoju, wypoczynek, świeże powietrze na werandzie, spiżarnia, pokój dziecinny. I czekamy spokojnie na okręt.

EMIL
Pokój dziecinny też jest?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Oczywiście, dzieci też przychodzą z rodzicami. Wejście od kuchni, bawią się w nim beztrosko.

EMIL
Prawda, nie pomyślałem, w przedpokoju wisiały dziecięce płaszczyki.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
To wszystko panie Emilu. Jak inaczej można by to urządzić? Nikt nie wymyśliłby nic innego. Mówiłem już panu, każdy kto przyjdzie będzie zadowolony i na pewno mnie pochwali. A z resztą. Bądź co bądź, sytuacja w jakiej się znaleźliśmy jest tragiczna powiedziałbym nawet, że straszna, okrutna. Czy ja robię coś złego? Nie po myśli wszystkich gości? Czego innego pan oczekuje? Na co jeszcze byłoby nas stać?

EMIL
Panu to odpowiada? Jemy, pijemy, niepoważnie rozmawiamy, pod stołem kręcą się pańscy ludzie, słuzbowi to szubrawcy, fałszywa lista gości, na dodatek pan straszy wyrzucaniem ludzi. Za to ktoś miałby pana pochwalić?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Tylu ludziom, którzy jeszcze nadejdą nie pomożemy. Może ma pan inną propozycję? Słucham.

EMIL
Nie wiem. Nie myślałem o tym. To pan przyszedł pierwszy i wziął się za urządzanie, meblowanie.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Proszę przedstawić swoją koncepcję.

EMIL
Może nadpłynie więcej okrętów?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Wiem tylko o jednym. O innych nie.

EMIL
Może warto poczekać też na inne.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Nie ma czasu. Nie widzi pan co się dzieje w mieście, co się dzieje na ulicach? Trzeba się ratować. Teraz i to szybko.
W tym momencie ponownie ktoś otwiera górne okienko od kuchni i znowu ukazuje się w nim ludzka głowa. Mężczyzna w garniturze zrywa się z fotelu, podbiega, nadstawia ucho. Ludzka głowa szepcze mu długo do ucha, później mężczyzna jej szepcze. To trwa przez jakiś czas, potem głowa znika, ręce zamykają za sobą okienko. Mężczyzna wraca na fotel, zapala nowe cygaro.

EMIL
Niespodziewane zdarzenia? Zaszło coś niepokojącego?

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Tak jak myślałem. Przybyszów coraz więcej. Przy stole robi się ciasno. Portier nie może opanować sytuacji, potrzebuje pomocnika, kucharz i kelner również, i ja też muszę poszukać więcej skulonych. Przedstawiłem już propozycje, wydałem polecenia. W pokoju wypoczynkowym zaczynają się tłoczyć, proszę spojrzeć.
Zaglądają przez szybę, w pokoju znajduje się znacznie więcej ludzi niż przedtem.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE (lekko zniecierpliwiony)
To co? Idzie pan do tortu czy szukać kogoś innego?

EMIL
Nie odpowiadają mi forma, treść i zasady jakie narzucił pan temu spotkaniu.

MĘŻCZYZNA W GARNITURZE
Dobrze, jak pan chce. Nie będę prosił ani przekonywał. Lecz zostawię furtkę otwartą, dam panu jeszcze szansę. Nie będę specjalnie nikogo angażował na stanowisko tortowego. Jeśli portier ze swoim człowiekiem, lub ktoś inny pana nie ubiegną, sam pan w odpowiednim momencie zadecyduje. Wybór należy do pana. A teraz proszę mnie zostawić samego, muszę pomyśleć nad dalszym przebiegiem. Powodzenia kolego!

Emil opuszcza werandę.


AKT II
SCENA I
Scena obraca się, widzimy pomieszczenia hotelu Bachelor w zależności gdzie znajduje się Emil. Przedpokój, kuchnia, pokój wypoczynkowy, pokój dziecinny.
Sala hotelowa. Tym razem dużo gości, krzesła wszystkie zajęte, nie wszyscy siedzą, niektórzy spożywają potrawy na stojąco, inni śmiesznie nachylając się nad stołem. Gwar, dym, na stole brudne talerze z resztkami jedzenia.
Prócz butelek z wodą mineralną na stołach nie ma innych napojów. Po winie nie został ślad. Porcje na talerzach są znacznie mniejsze, składają się z małego kawałka suchego mięsa i dwóch nieobranych, zimnych ziemniaków. Obok stołu leży sterta brudnych, częściowo rozbitych talerzy i szklanek. Nad tym wszystkim unosi się nieprzyjemna woń, jakaś mieszanina powstała z zapachów wydzielanych przez parujące potrawy oraz pocących się ludzi. Kelnerów jest trzech, znużeni krążą między kuchnią a salą. Emil rozgląda się, nie znajduje nikogo znajomego. Tort nienaruszony stoi na swoim miejscu, na stoliku przy ścianie.
Z sali widoczny przedpokój oraz drzwi wejściowe. Tuż przy drzwiach oparta o ścianę ciężka, mosiężna sztaba, służąca do ich zamykania. Goście nadal nadchodzą. Albert pomaga portierowi przyjmować gości, zdejmuje palta i rozwiesza na przeładowanych wieszakach. Dzwonek nieustannie dźwięczy, co chwila wchodzi ktoś nowy.
Emil krzywi usta widząc jak portier skrupulatnie porównuje zaproszenia ze swoją listą, kontroluje dokumenty, zakłada okulary, by móc dokładnie rozszyfrować nazwiska.

ALBERT
Dużo ludzi przybywa. Trudno opanować sytuację. Początkowo było spokojnie teraz urwanie głowy. Przyjąłem propozycję pracy jako pomocnik portiera.
(przysuwa się do Emila, szepcze)
Chodzą słuchy, że na okręt przyjmą tylko tych, którzy na to zapracują.

EMIL
Skąd wiesz?

ALBERT
Portier, kucharz, kelner, inni mówią.

EMIL
Kto ci zaproponował to zajęcie?

ALBERT
Jeden taki mały. Zaufałem mu.

EMIL (podejrzliwie)
Dlaczego akurat tobie, gdy tylu innych gości się tu znajduje?

ALBERT (żachnął się)
Emil?! Znasz mnie przecież. Chcę tylko dostać się na okręt. Pragnę wyjechać. Czy to przestępstwo? Każdy ma szansę. Kto jak ją wykorzysta to jego sprawa.

EMIL
Masz rację, każdy ma szansę.

ALBERT
A ty? Znalazłeś coś dla siebie?

EMIL
Nie podoba mi się tutejsza atmosfera. Opuszczam hotel.

ALBERT
Niedługo się wszystko uspokoi. Niech tylko okręt dopłynie.

EMIL
Nie oto mi chodzi.

ALBERT
Dlaczego rezygnujesz? Na zewnątrz niebezpiecznie, życie można stracić.

Emil odchodzi od kolegi, rozgląda się, szuka kogoś. Wraca do Alberta.

EMIL
Gdzie jest Dorota?

KELNER
Przebywa w pokoju dziecinnym. Wejście od kuchni.

Emil przechodzi przez pokój wypoczynkowy. Atmosfera nerwowa, goście siedzą na fotelach, na ich poręczach, jak również na podłodze. Twarze spocone i przemęczone. Trudno mówić o jakimkolwiek wypoczynku, ludzie w zdenerwowaniu palą papierosy, popiją alkoholem. Emil z wielkim wysiłkiem przedziera się przez kuchnię do pokoju dziecinnego. Po drodze napotyka gniewne spojrzenia, otrzymuje złośliwe uwagi. W kuchni spotyka swoich sąsiadów przy stole, żonę mężczyzny z cygarem oraz jej przyjaciela. On z podwiniętymi rękawami od koszuli, marynarka leży na lodówce, kobieta założyła białą podkoszulkę, na brzuchach mają kuchenne fartuchy zawiązywane z tyłu, oboje urabiają ciasto w wielkiej misie.
Ujrzawszy Emila uśmiechają się przyjaźnie.

KOBIETA Z PRZYJACIELEM
Pan jaką ma funkcję?

EMIL
Żadnej. Jestem zwykłym przybyszem.

KOBIETA Z PRZYJACIELEM
To nie słyszał pan co się szykuje?

EMIL (udaje zaskoczonego)
Co takiego?

KOBIETA Z PRZYJACIELEM (zniżają głosy, poufnie)
Niebawem ma zacząć się klasyfikacja. Wyjadą najbardziej potrzebni. Zwykły gość ma bardzo małe szanse. Proszę sobie coś załatwić, póki nie jest za późno.

KUCHARZ (zjawia się)
Do pomocy? Niestety, nie ma już miejsca, proszę nie przeszkadzać.

EMIL
Nie, nie chcę do żadnej pomocy. Przechodzę, idę dalej.

W tej chwili do kuchni wbiega dwóch skulonych ludzików. Przejęci swą misją nie zwracają na nikogo uwagi. Jeden z nich chwyta kuchenny taboret, przystawia do bocznego okienka, wskakuje na podwyższenie, mocuje się przez chwilę z okienną klamką, wreszcie otwiera. Po drugiej stronie z trzcinowego fotela podnosi się gwałtownie mężczyzna garniturze i podbiega do okienka. Szepczą sobie do ucha przez dłuższy czas. Później pierwszy ze skulonych zeskakuje z taboretu, wskakuje nań drugi z nich. Tak samo szepcze. Później zamyka okienko, zeskakuje na podłogę, odstawa taboret, obaj pośpiesznie opuszczają kuchnię. Chociaż robią sporo rumoru przestawiając taboret, wskakując i zeskakując z niego, kucharz z pomocnikami sprawiają wrażenie, jakby ich nie zauważali. Kucharz kroi mięso, kobieta z mężczyzną rozrabiają ciasto w wielkiej misie, ręce mają nim zalepione.
Emil przechodzi do pokoju dziecinnego. Tam panuje gwar, chichot, płacz, krzyki. Dzieci biegają między stolikami, bawią się. Dorota siedzi na kanapie, na kolanach trzyma małego brzdąca. Trochę zmieszana gdy widzi Emila, zdejmuje dziecko z kolan, sadza je na podłodze.

DOROTA
To ty? Nie spodziewałam się już ciebie spotkać.

EMIL (z lekką pretensją)
Przyszedłem się pożegnać. Opuszczam przyjęcie. Widzę, że też się urządziłaś jak mogłaś? Myślałem, że chociaż ty.....

DOROTA (przerywa mu gwałtownie, zmieszanie znika z twarzy, na jego miejscu pojawia się złość)
Czego się po mnie spodziewałeś? Że piękna Dorota, uduchowiona równie pięknymi ideałami? Przede wszystkim jestem kobietą, człowiekiem z krwi i kości. Nie rozpaczam jak ty, nie rozdzieram szat. Zjeść tort czy nie zjeść? (pogardliwie) Odkroić kawałeczek czy nie? I pytać się byle kogo. Z tym brakiem zdecydowania nic w życiu się nie osiągnie. Ja otrzymam swój przydział tortu. I dostanę się na okręt a ciebie zrzucą ze schodów, zamkną drzwi przed nosem. Ja pochwyciłam swoją szansę, zostałam dziecięcą opiekunką, ty swojej nigdy nie wykorzystasz, chociażby stała przed nosem jak ten tort na stoliku. Zamiast kroić go zdecydowanie uczyniłeś z niego problem egzystencjalny. Nigdy go nie skosztujesz, nigdy! (krzyczy)

Zza kanapy wynurza się twarz, wychyla się zza jej rogu, by pokazać pewnie, że istnieje też tutaj, uśmiecha się bezczelnie do Emila, spogląda mu w oczy, drwiąco, jakby naigrywając.

EMIL (przestraszony)
Do widzenia
(wychodzi)

SCENA II
Główne pomieszczenie. Drzwi od przedpokoju otwarte. Gwar i ruch. Muzyka klasyczna, rozedrgana, raz cicha, raz głośniejsza, dźwięczą fałszywe tony fletu, jakby ktoś, kto grał przypominał sobie dawno zapomniane takty. Dużo ludzi, przy stole dostawiono małe stoliki, goście próbują jeść na zmianę lecz to nie poprawia sytuacji, na każdym wolnym skrawku powierzchni tłoczą się, cisną, narzekają na organizację. Niektórzy siedzą na podłodze. Pan Stanisław wychodzi z pokoju wypoczynkowego, zaraz jednak jego postać znika w tłumie gości. Przemęczeni kelnerzy w brudnych kitlach obsługują niechętnie i niedbale. Tort wydaje się nadal nienaruszony. Emil podchodzi do niego, przygląda się dokładnie. Nie, jednak ktoś go już napoczął. Z tyłu, tuż przy ścianie zauważa dziurę w torcie. Nie jest to normalny ubytek, jaki powstaje po odkrojeniu lecz dziura po tajemnym i ukrytym ciachnięciu. Emil zamyśla się, któż uczynił to małe spustoszenie. Rozgląda się dookoła. Spostrzega młodą kobietą z dziewczynką. Kobieta gra na flecie, trochę nieskładnie. Dziewczynka trzyma się jej sukienki.

EMIL (podchodzi do nich)
Brakuje wprawy, dawno pani nie grała.

MŁODA KOBIETA Z DZIEWCZYNKĄ (zawstydzona)
Tak, nie miałam możliwości. Palce mam zdrętwiałe.

EMIL
Słyszę fałszywe tony.

MŁODA KOBIETA Z DZIEWCZYNKĄ (lekko przestraszona)
Proszę nikomu nie mówić, to początki. Dojdę do perfekcji. Skończyłam pierwszorzędne konserwatorium. Będę grała bardzo dobrze. Jeszcze pan usłyszy.

EMIL (skonfundowany)
A komu miałbym mówić? Proszę grać. Życzę pani jak najlepiej.

MŁODA KOBIETA Z DZIEWCZYNKĄ (odetchnęła)
Dziękuję panu. Dziękuję!

DZIEWCZYNKA
Mamo, mamusiu, graj, nie rozmawiaj. Jeśli nie będziesz grała to nas wyrzucą.

Emil zamyśla się. Stoi obok tortu, kobieta gra na skrzypcach, dziewczynka przy niej. Emil zastanawia się, pociera czoło, myśli intensywnie. Obok niego przechodzi młoda para, chłopak z dziewczyną. Zatrzymują się uradowani przed stolikiem.

CHŁOPAK Z DZIEWCZYNĄ (podając Emilowi swoje talerzyki)
To pan jest tortowym? Który kroi i dzieli to okazałe ciasto. Tylu ludzi się już pytaliśmy, nikt nie wie. Jak to dobrze, że się pan znalazł. Proszę nam nałożyć.

Gwar na sali przycicha, spacerujący goście zatrzymują się, wpatrują się w trójkę stojącą przy torcie, kilku przybliża się już ze swymi talerzykami.

EMIL (jeszcze myślami jest gdzie indziej, potem przerywa nastaną ciszę, odwraca się w stronę chłopaka z dziewczyną)
Zjedliście główne danie?

CHŁOPAK Z DZIEWCZYNĄ (niepewnie)
Zamówiliśmy już dawno, lecz nic jeszcze nie otrzymaliśmy. Kolejka jest długa. Prócz tego porcje nie wyglądają apetycznie. Pragniemy skosztować tortu.

EMIL
Póki nie zjecie podstawowego dania, nie można. Tort jest przeznaczony na później, na deser. Jak wszyscy już zjedzą to, co mają na talerzach.

CHŁOPAK Z DZIEWCZYNĄ
Ta chwila nigdy nie nadejdzie. Proszę spojrzeć ilu nas tu jest? Nie doczekamy się. Panie tortowy! Bardzo pana prosimy, mamy taką chęć na coś słodkiego.

EMIL
Nie mogę. Zaraz inni zaczną prosić, gdy zobaczą, że dzielę. A dla wszystkich nie starczy. Ludzi dużo, tort mały.

Wznawia się gwar. Goście zobaczywszy, że Emil tak łatwo nie ulega i szybko nie podzieli tortu wracają do przerwanych rozmów.

STARSZE PANIE (podchodzą do Emila, podają puste talerzyki)
Nam też może pan nałożyć, jeszcze nic nie jadłyśmy na tym przyjęciu.

EMIL (kręci głową)
Mówiłem już, nie mogę. Należy poczekać.

STARSZE PANIE (zirytowane)
Na co czekać? Kogo pan się boi? Dlaczego nie kroi gdy prosimy? Jest pan tortowym czy nie?

EMIL (odpowiedzialnym i stanowczym tonem)
Tak, jestem tortowym.

STARSZE PANIE
Kazano kroić tort, gdy goście poproszą a pan go ukrywa przed nami. Dlaczego? Poskarżymy się przełożonemu.

EMIL
Nie mam pojęcia o kim pani mówi.

STARSZE PANIE
To kto pana postawił przy tym torcie?

EMIL
Proszę już odejść. Gdy zacznę kroić to zawołam panie.

STARSZE PANIE
Dziwny ten tortowy.
Odchodzą na bok, lecz zostają w grupie ludzi stojących przy torcie i rozważających co uczynić z tortem i upartym tortowym. Podchodzi do nich Ricardo, smukły mężczyzna o śniadej cerze i czarnych włosach. Przygląda się uważnie Emilowi broniącego tortu.

RICARDO (krzyczy radośnie, podchodzi i obejmuje serdecznie Emila)
Gomez, przyjacielu! Druhu serdeczny, jesteś, żyjesz! Jak się cieszę! Poszukiwałem cię, rozglądałem się po mieście a ciebie ani śladu. Przepadłeś. Jak kamień w wodę. Domyślałem się, że musiałeś się ukrywać. Ale aż tak długo? Dobrze, że już jesteś, że znowuż się spotykamy. Gdzie byłeś, gdzie przebywałeś? Jak się tu dostałeś? Ale co to? (zaskoczony, że Emil broni dostępu do tortu). Kim ty jesteś? Służbowym? Kim cię zrobili? Tortowym? Poddałeś się? Przestraszyłeś się klasyfikacji?

EMIL (zakłopotany patrzy na nieznanego mu mężczyznę)
Gomez? Gomez? Jestem Emil. Jaki Gomez? Widzę pana pierwszy raz w życiu. Jestem Emil.

RICARDO (zdziwiony, zdenerwowany)
Gomez! Nie poznajesz? Ricardo! Ri-car-do? Byłem twoim towarzyszem walk, razem uczestniczyliśmy w ostatniej bitwie. Dowodziłeś nami. Byłeś odważnym przywódcą, nieustraszonym wobec wrogów. Zagrzewałeś nas do walki, dawałeś przykład innym, zmęczonym i zniechęconym. Dzięki tobie wytrzymaliśmy do końca. Lecz wróg był potężniejszy, zdławił nasz opór. Teraz widzę, że chcesz umknąć, uciec. Znalazłeś sposób by dostać się na okręt!

Chłopak z dziewczyną, dwie starsze panie przysłuchują się mowie Ricardo. Nie bardzo rozumieją o co chodzi, spoglądają za to na tort łakomie. Emilowi wyraz zakłopotania nie schodzi z twarzy.

EMIL
To niemożliwe. Nie wiem o czym mówisz. Walczyłem? Przewodziłem? Nigdy wcześniej w żadnej bitwie nie uczestniczyłem. Mylisz mnie z kimś innym, Ricardo. Na pewno się mylisz. Jestem uciekinierem. Zwykłym uciekinierem. Mam dokument, proszę o to on, wystawiony na Emila. (wyciąga z kieszeni i pokazuje dokumenty). Przez chwilę się wahałem, myślałem, żeby opuścić hotel, jednak podjąłem decyzję. Chcę się stąd wydostać. Tak jak inni.

DZIEWCZYNA Z CHŁOPAKIEM
To pan jest zwykłym przybyszem? Takim samym jak my? Proszę się wytłumaczyć. Proszę pokazać pełnomocnictwa, odpowiednie zaświadczenia. Inaczej nie uwierzymy, rozpowiemy, że jest pan fałszywym tortowym, odepchniemy od stolika, sami się obsłużymy.

RICARDO (uspokajająco)
Proszę się nie denerwować. Pełnomocnictwa? Zaświadczenia? W jakim świecie pani żyje? Nie wie pani w jakiej sytuacji się znaleźliśmy? Prócz podejrzanych dokumentów nic na piśmie, nic stałego, nic potwierdzonego. Żadnych, solidnych podstaw. Tylko intencje, wyczucia, domysły, mgliste wyobrażenia. Lecz wówczas, gdy na czele stanął Gomez wszystko się zmieniło, przyniósł mi chwile radości, upojenia walką przeciw złu tego świata. (zwraca się do Emila) Musisz sobie przypomnieć, Gomez! Swoją walkę, nieustępliwość i upór. To jest bardzo ważne. Dałeś nam nadzieję i otuchę, że jeszcze nie wszystko stracone, że jest szansa, chociaż nikła ale szansa na zwycięstwo.

EMIL (rozkłada bezradnie ręce)
Ricardo, nie przypominam sobie nic z tego o czym mówisz, nic nie pamiętam.


RICARDO (nie ustępuje, podchodzi bliżej i uważnie się przypatruje twarzy Emila)
Byłeś ranny, musisz mieć jakiś ślad. Jest, jest (krzyczy uradowany, wskazuje na czoło) Jest blizna po postrzale. Nie wyprzesz się Gomez, jestem przekonany, że to ty. Ta blizna cię zdradza. Poprowadzisz nas ponownie, wierzę w ciebie.

EMIL (wyjmuje z kieszeni marynarki małe lusterko, przegląda się w nim).
To znamię posiadam od urodzenia.

RICARDO (rozgorączkowany)
To blizna po postrzale. Schyliłeś się w ostatniej chwili, kula tylko otarła czoło, śmierć przeszła obok. Upadłeś, potoczyłeś się, zalała cię krew. Wstałeś, chciałeś dalej się bić. Wtedy powstrzymałem cię. Oszczędzaj się, powiedziałem, musisz mieś siły na następny raz. Zemdlałeś.

EMIL (przestępuje z nogi na nogę)
Może masz rację Ricardo. Ale czego ode mnie oczekujesz? Walczyć? Bić się? Nie chcę, boję się. Uciekam. Okręt niedługo przypłynie do zatoki, chcę się tam dostać. Uratują się nieliczni. Chociaż nie podoba mi się sposób w jaki to czynimy. Ale innego nie ma jeżeli chcemy przeżyć.

RICARDO
Przeżyć. Uciec, ale żyć?

EMIL
A ty? W jakim celu ty przyszedłeś do hotelu Bachelor?

RICARDO
Szukałem tych, którzy chcą zostać, którzy jeszcze chcą walczyć. I znalazłem ciebie Gomez. Ostatniego przywódcę. Ja nie chcę uciekać.

EMIL
Dlaczego ty Ricardo nie staniesz na czele i nie podejmiesz walki?

RICARDO
Nie jestem w stanie ciebie zastąpić Gomez. Za tobą pójdą ludzie, za mną nie. Nie każdy rodzi się przywódcą. Ty tak.

EMIL
Ja chcę ocalić swoje życie.

RICARDO
To jest żałosne.

EMIL
Życie jest żałosne? Co w tym złego? Co jest złego w ratowaniu swojego życia?

RICARDO
Uciekając?

EMIL
Jeżeli jest taka szansa.

RICARDO
Wcześniej walczyliśmy.

EMIL
Walczyć, walczyć. Nie pomyślałeś, że wszyscy mamy dosyć walki i chcemy spokojnie żyć.

RICARDO
Jeżeli się boisz, to nie walcz. Lecz zostań, nie uciekaj. Obecność jest ważna, trwanie.

EMIL
Obecność? Trwanie w upokorzeniu? Nie.

RICARDO
A ci co zostaną? I być może zginą?

EMIL
Tym należy się cześć.

RICARDO
Ich usta w przyszłości nic nie powiedzą, zdani na tych, którzy się uratują.

EMIL
Ratować się? To wstyd?

RICARDO
Ratować się za wszelką cenę to wstyd. Zwłaszcza kosztem innych.

EMIL
Jeżeli nie ma innej możliwości.

RICARDO
Jest inna możliwość. Opór nie jest wstydem.

EMIL
Nie. Ja chcę się stąd wydostać i żyć.

RICARDO
Istnieje odpowiedzialność za to co się teraz dzieje i za to co może nastąpić. Wcześniej mówiłeś, że odpowiadamy przed tym, który przyjdzie i w przyszłości nas rozliczy.

EMIL (chwyta Ricardo za ramię)
Właśnie, kto? Kto to jest tym przed kim odpowiadamy? Kto? Widziałeś go chociaż raz? Możesz powiedzieć jak wygląda?. Przyszedł? Zobaczył? Powiedział coś? Pochwalił? Zganił? Odpowiedz.

RICARDO (zdejmuje z ramienia rękę Emila)
Nie wiem. Nie wiem jak wygląda. Nigdy go nie widziałem. Przestaję wierzyć by on gdziekolwiek przebywał. Chociaż nie..(milknie)

EMIL (ponownie kładzie rękę na jego ramieniu)
Mów dalej Ricardo.

RICARDO
To było wtedy jak padłeś raniony, na krótką chwilę straciłeś przytomność. Wszyscy drżeli co będzie dalej, jaki los nieubłagany nas spotka. Wówczas pojawił się zabiedzony starszy pan w pogniecionym płaszczu. Pojawił się znikąd, wcześniej go nigdy nie widziałem wśród nas. Zaczął się wypytywać o sytuację, dlaczego tyle śmiertelnych ofiar, tyle zniszczeń? Najpierw dziwił się, z czasem zaczął drżeć, łkać. Płakał, rozpaczał. Pytał się mnie co będzie dalej, jaki los nas czeka. Wskazałem na niebo, dając do zrozumienia, że to nie od nas zależy. Stał zdruzgotany. Jak słup soli. Odniosłem wrażenie, że znał naszą wcześniejszą sytuację, że wiedział jakie nastąpią skutki, wiedział, że może dojść do tragedii lecz nie przewidział aż tak strasznych zdarzeń, nie przewidział jakie mogą być konsekwencje zaniechania. I nie był też pewien w którym momencie miał reagować. Interweniować czy poczekać aż sytuacja sama się wyjaśni? Rozglądał się bezradnie, jakby kogoś szukał, jakby szukał pomocy. Leżałeś bezwładny. Po dłuższej chwili nieskładnej ciszy powiedział, że nie wie co robić. Że już jest za późno. I odszedł. Za późno! Tak się wyraził. Staruszek w pogniecionym płaszczu. Więcej się nie pojawił. Chociaż nie jestem tego pewien, być może kiedyś jeszcze przyszedł ale nikt na niego nie zwracał uwagi. Co on mógł zrobić? Starszy człowiek, jeszcze bardziej przerażony niż my.

EMIL
To znaczy, że to nie był on.

RICARDO
Nie wiem. Może on, może nie on.

Przy głównym stole zrobiło się zamieszanie. Ludzie powstawali z krzeseł, spoglądali na siebie niepewnie, trwożliwie, odszukiwali się nawzajem. Znajomi, rodzina, przyjaciele. Ktoś otworzył drzwi od przedpokoju. Emil zobaczył portiera jak wraz z kolegą z pracy zakładali ciężką, żelazną sztabę na drzwi wejściowe.

RICARDO (cicho do Emila)
Uważaj Gomez, nadchodzi czas klasyfikacji.

Odsuwa się na odległość kilku kroków. Emil rozgląda się niepewnie po sali, zostaje przy torcie sam. Chłopak z dziewczyną, dwie staruszki niepostrzeżenie znikają i roztapiają się w tłumie gości. Młoda kobieta z dziewczynka przerywa grę na skrzypcach, chwilę się zastanawia czy grać dalej, dziewczynka szarpie ją za sukienkę, grać, grać. Kobieta gra dalej, fałszywe dźwięki powoli przeistaczają się w nieskazitelnie czyste tony.


SCENA III
Sala bankietowa w hotelu Bachelor, prawie wszyscy stoją, kilkoro siedzi przy stole jakby bojąc się, że ich miejsca zostaną zajęte przez innych, atmosfera zdenerwowania, podniecenia, wyczekiwania, głośniejsza muzyka. Ludzie spoglądają niepewnie na siebie, kucharz z pomocnikami wybiegają z kuchni.
Wszyscy służbowi, pomocnicy i skuleni ubrani w czarne mundury.

PRZYBYSZE (rozglądają się zdenerwowani, nawołują)
Gdzie klasyfikator? Gdzie główny klasyfikator?

Mężczyzna w garniturze przepycha się na środek sali, w ręku trzyma drewnianą pałkę, goście robią mu przejście, pochylają przed nim głowy, klękają, próbują całować po rękach, skuleni torują drogę, brutalnie ich odpychają. Mężczyzna w garniturze (teraz przebrany w czarny uniform) wchodzi na środek sali.

PRZYBYSZE
To on! To on! To główny klasyfikator!

RICARDO (przypatruje się uważnie mężczyźnie w garniturze, krzyczy do Emila)
Ha, nie rozpoznajesz go Gomez! Przecież to Raul!! Raul! Zbrodniarz, morderca. Winien wielu ofiar spośród nas. Teraz chce uciec. I ty razem z nim. Jak to możliwe? Ach, jakie szaleństwo!

MĘŻCZYZNA W CZARNYM UNIFORMIE - RAUL (uderza w stół drewnianą pałką, wskazując na pana Stanisława mówi donośnie)
Nie ja jestem głównym klasyfikatorem. Głównym klasyfikatorem jest pan Stanisław.

PRZYBYSZE
Taki młody? Taki młody klasyfikator?

RAUL
Pan Stanisław, według przyjętych zasad przeprowadzi klasyfikację. Jest ona niezbędna, jeżeli chcemy, by okręt odpłynął. Za dużo osób nadeszło. Nie wszyscy mogą dostać się na pokład. Część będzie musiała opuścić hotel. Proszę o wyrozumiałość, zrozumienie. Mam nadzieję, że nikt nie będzie rozgoryczony i zawiedziony. Każdy miał równe szanse. To czy je odpowiednio wykorzystał oceni pan Stanisław.

Raul wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki gęsto zapisane kopiowym ołówkiem kartki, oddaje je panu Stanisławowi wraz z pałką.

RAUL (staje z boku)
Zaczynać!

W sali zalega grobowa cisza. Pan Stanisław przyjmuje zapisane listy, teraz on w prawej ręce dzierży pałkę. Przeprowadza klasyfikację.

PAN STANISŁAW (w czarnym mundurze)
Będę wyczytywał nazwiska poszczególnych osób. Tych, których wyczytam proszę o przechodzenie na tę stronę (pałką wskazuje przedpokój) i ustawianie się pod ścianą, tyłem do pozostałych. Wszyscy wyczytani później opuszczą salę. Wszyscy razem, by nie robić zamieszania ciągłym otwieraniem i zamykaniem drzwi.
(Przez tłum przechodzi szmer zaaferowania i niepokoju)
Listy są ostateczne i nie mogą być poprawiane. Prośby i protesty na nic się zdadzą. Stawianie oporu jeszcze pogorszy sytuację, jesteśmy w stanie (wskazuje na kelnera, kucharza, portiera i skulonych, stojących obok i tych wystawiających swe głowy spod stołu) wyprowadzić każdego gościa z hotelu. Opór tylko przedłuży klasyfikację. By ona przebiegała szybko i sprawnie proszę o zrozumienie i posłuszeństwo, w przypadku gdy komuś się nie spodobała.
(Przegląda poszczególne listy, sprawdza, porównuje, marszczy czoło. Ludzie milczą, oczekują w skupieniu. Pan Stanisław wyciąga jedną z list.)

PAN STANISŁAW
Od tej listy zaczniemy. Obżartuchy i chciwusy.
(Wyczytuje kilka nazwisk. Wyczytani spoglądają na stół, na fotele w pokoju wypoczynkowym, na innych gości, na ich twarzach pojawia się smutek, wzruszają ramionami, idą w kierunku przedpokoju, tam się ustawiają twarzą do ściany, ręce splatają z tyłu, na plecach. Wyczekują następnych, odrzuconych. Jedna z kobiet, której nazwisko znalazło się na liście krzyczy)

KOBIETA
Ja?! Ja obżartuch i chciwus? To oszczerstwo i kłamstwo. Tak nie można panie Stanisławie! Jadłam przyzwoicie, popijałam skromnie. Z umiarem. Pilnowałam się, by nie przesadzić, dużo na talerz nie nakładałam. Nie zakrztusiłam się ani razu, brzuch mnie nie boli. Jadłam należycie. Są świadkowie, mogą potwierdzić. Proszę wycofać moje nazwisko z listy, panie Stanisławie!

PAN STANISŁAW (krzywi usta)
Prosiłem, ostrzegałem przecież. Na nic protesty i błagania. Listy są ostateczne i sporządzone należycie, nikt nie może ich zmienić ani zakwestionować, nie można żadnego nazwiska wycofać. Proszę pod ścianę.

KOBIETA
Nie, ja nie pójdę. Nie odwrócę się, nie stanę pod ścianą.

Pan Stanisław pałką daje znak portierowi. Ten natychmiast podchodzi, chwyta kobietę za włosy i zaciąga pod ścianę. Ona próbuje stawiać opór lecz wobec krzepkiego portiera nie ma szans. Zaciągnięta, staje pod ścianą, popłakuje cicho. To zajście odbija się nieprzyjemnie na panującej w sali atmosferze.

PAN STANISŁAW (niezadowolony, chusteczką wyciera spocone czoło)
Takie nieodpowiedzialne wybryki przedłużają nam proces klasyfikacji. Niepotrzebnie zabierają czas. Opierający się nie mają szans. Poranią ich, pokaleczą. Powtarzam ponownie, nie ma żadnych odwołań, decyzje są ostateczne. Proszę, następna lista (przekłada na wierzch nową kartkę)
Opoje i pijusy.
Wyczytuje nazwiska. Wyczytani idą pokornie pod ścianę, nie protestują. Jednak jeden z nich, ubrany w smoking, mężczyzna w średnim wieku, niepomny na ostrzeżenia pana Stanisława przeciwstawił się.

MĘŻCZYZNA W SMOKINGU
Pijusa ze mnie zrobiono! Nie zgadzam się. Miałem pragnienie, na stole nic innego nie było prócz wina. Co miałem pić? Piłem wino! I też z umiarem.

SĄSIAD MĘŻCZYZNY (z uśmieszkiem na ustach)
Należało przywołać kelnera i poprosić go o kompot.

Pan Stanisław kiwa głową potwierdzająco.

MĘŻCZYZNA W SMOKINGU (krzyczy)
Ty to mówisz? Ty, który byłeś moim najbliższym kompanem? Który nalewałeś mi z butelki? I ty wypiłeś więcej niż ja. Dlaczego nie jesteś na liście? Panie Stanisławie! On pił więcej i zostaje a ja muszę odejść. Jaka to sprawiedliwość? Poświadcz (zwraca się do sąsiada) no poświadcz, że wypiłeś więcej, przecież dobrze o tym wiesz.

SĄSIAD MĘŻCZYZNY W SMOKINGU
I co? Zamiast ciebie ja pójdę precz. Nic z tego, nie poświadczę.

PAN STANISŁAW (przerywa ten spór)
Nawet jakby poświadczył to też nic nie pomoże, nikt nie ma prawa zmieniać treści list. Proszę nie dyskutować, tylko ustawiać się wraz z innymi.

MĘŻCZYZNA W SMOKINGU (patrzy ze smutkiem na stół, na puste butelki na nim stojące)
Trudno, to do widzenia. Chociaż trochę sobie użyłem. Krótko bo krótko, ale co moje to moje
(dołącza do stojących pod ścianą)

PAN STANISŁAW (wyciąga następną list)
Niechluje i bałaganiarze.
(Stanisław wyczytuje nazwiska, wśród nich nazwisko chłopaka z plecakiem)

CHŁOPAK Z PLECAKIEM (krzyczy, klnie)
Cholera z wami! I z waszą klasyfikacją. Najpierw częstują a później wypominają. Nieporządek, bałagan? Ja uwielbiam chaos. Co wam do tego? Tak mi wygodniej. Sami sprzątajcie, jak się nie podoba. Porządnisie, czyścioszki. Cholera z wami. A tak się fajnie zaczęło. Już myślałem, że wyjadę. Nie, to nie. Obejdę się. Cześć. Cholera z wami! (odchodzi na bok, lecz po chwili zatrzymuje się, zmienia ton głosu, prosi)
A może jednak? Panie Stanisławie, nie wyrzucajcie mnie. Tak się cieszyłem, że wypłynę okrętem. Radosny, kocham wszystkich. Nie wyrzucajcie mnie. Ja się poprawię. Czy mogę? (Pan Stanisław kręci przecząco głową). A ten tam (chłopak z plecakiem wskazuje innego chłopaka) zamiast na krześle siedział na piłce. Napompował piłkę i na niej siedział, później ją dopompowywał. Niech on idzie a ja zostanę.

INNY CHŁOPAK
Nie było krzeseł, to napompowałem piłkę. Ale już ją z powrotem odpompowałem.

PAN STANISŁAW
Na niego też może przyjdzie kolej. Proszę nie przeciągać. Pod ścianę.

CHŁOPAK Z PLECAKIEM (odchodzi pod ścianę)
Ech, niech to szlag trafi!

PAN STANISŁAW (wyjmuje nowa listę, wyczytuje nazwiska kobiety i mężczyzny)
Lubieżniki, Cudzołożniki!

KOBIETA (podchodzi do Raula)
Zemściłeś się! Najpierw odszedłeś, później pozwoliłeś zostać pomocnicą kucharza a teraz mścisz się. A tak mnie niegdyś kochałeś. Jak przyszła okazja to pozbywasz się mnie.

RAUL (odwraca głowę)
To nie ja. To pan Stanisław.

KOBIETA
Sam odpłyniesz. Uratujesz się.

RAUL
Powtarzam, to nie ja. To pan Stanisław decyduje.

MĘŻCZYZNA
Dlaczego mnie wyrzucają? Ta kobieta jest winna, nie ja.

KOBIETA (z pogardą do mężczyzny)
Tchórz!

Pan Stanisław już chce dawać znak portierowi i kelnerowi, kobieta i mężczyzna widząc to sami podchodzą do ściany, odwracają się tyłem do gości na sali.

PAN STANISŁAW (wyciąga następną listę)
Zdrajcy i sprzedawczyki.

BLADY MĘŻCZYZNA (przybity)
Nie zdradziłem. Jestem prostolinijnym, uczciwym człowiekiem. Podeszli mnie, zaproponowali, zaszantażowali, nie mogłem się oprzeć, nie miałem sił się przeciwstawić. Zrobili ze mnie szmatę.

PAN STANISŁAW (kiwa współczująco głową)
Teraz jest już za późno

Blady mężczyzna kieruje się powolnym krokiem pod ścianę.

PAN STANISŁAW
Odszczepieńcy i wiarołomni.

Chłopak z dziewczyną z opuszczonymi głowami podchodzą do ściany.

PAN STANISŁAW (bierze następne listy)
Świntuchy, szubrawcy, leniwce, krzykacze, plotkarze, kołtuny, niewierni.
W przedpokoju, pod ścianą ustawionych jest już sporo osób, dorosłych i dzieci, za to liczba ich, siedzących przy głównym stole i stojących obok niego zmniejsza się. Wszyscy z niepokojem czekają na ostateczne zakończenie klasyfikacji, niepewni do końca czy nie dołączą do tych pod ścianą.

PAN STANISŁAW (wyczytuje jedną z ostatnich list, jest już zmęczony, spocony)
Strwożeni, lękliwi i przestraszeni.

Kobieta, stoi do tej pory spokojnie, teraz usłyszawszy, że znajduje się na liście drgnęła. Nie spodziewała się, że będzie wyczytana. Widzi, że już niewiele stronic pozostało panu Stanisławowi do wyczytania, dlatego, chociaż serce jej mocno bije, stopniowo uspokajała się. Nagle słyszy swoje nazwisko. "Niemożliwe", szepcze.

STRWOŻONA PANI (podbiega do pana Stanisława, klęka przed nim, zanosi się szlochem)
Panie Stanisławie! Proszę o wybaczenie. Panie Stanisławie! Nie będę więcej, to się nie powtórzy, proszę pana bardzo, pan musi mi wybaczyć (chwyta go za nogi) bardzo proszę. Tam stoi dwójka moich malutkich dzieci (wskazuje na grupkę płaczących maluchów) nie poradzą sobie nieboraki, gdy mnie zabraknie. Proszę wybaczyć, to się nie powtórzy, nigdy już nie będę lękliwa, niczego nie będę się bała.

PAN STANISŁAW (odrywa jej ręce od swych nóg, odpycha kobietę pałką)
Niepotrzebne szlochy, za późno, lista sporządzona. Klasyfikacja to nie żarty. Dzieci mają zapewnioną opiekę, jest kobieta do nich (zwraca głowę w stronę Doroty) nic im się złego nie stanie.

STRWOŻONA PANI
Nie! Chcę z nimi zostać. Proszę mi pozwolić zostać. Błagam.

PAN STANISŁAW (daje znak portierowi)
To niemożliwe

Portier zaciąga kobietę pod ścian. Ona długo opiera się, lecz nie daje portierowi rady.

PAN STANISŁAW (przekłada na wierzch nowy arkusz)
Ricardo.

RICARDO (uśmiecha się)
Ja? Za co?

PAN STANISŁAW
Na liście widnieje tylko pańskie nazwisko.

RICARDO
Żadnego konkretnego zarzutu?

PAN STANISŁAW
Żadnego. Proszę pod ścianę.

RICARDO (mówi głośno do Emila)
Słyszysz Gomez! Nie mają nic przeciwko a pozbywają się mnie. Ale nawet jakby mnie nie wyczytali, nigdy bym nie wszedł z nimi na pokład tego przeklętego statku.

PAN STANISŁAW (potrząsa pałką)
Proszę bez obrazy, takie zachowanie może dla pana źle się skończyć. Klasyfikacja jest poważna i nad wyraz potrzebna.

RICARDO (kpiąco)
Tak. Potrzebna i niezbędna. Może nawet lepiej, więcej nas pozostanie. Gomez! Rozpędź to bezczelne towarzystwo. Jesteś w stanie to uczynić. Tak jak ostatnio. Przecież to Raul! Pozwolisz mu uciec? Dlaczego milczysz? Walczyliśmy razem! Nasi przyjaciele ginęli. Sprzeciw się wreszcie! Uczyń to! Dlaczego stoisz przy tym torcie i patrzysz jak wół? Rzuć go i stań się przywódcą, jakim niegdyś byłeś.

Emil nie odzywa się. Na jego twarzy pojawia się rumieniec ale nie odzywa się ani jednym słowem. Ricardo patrzy z wyrzutem. Portier podchodzi, chwyta go za rękę. Ricardo odpycha go. Sam podchodzi do ściany, odwraca się twarzą do niej.

PAN STANISŁAW (wyciąga ostatnią listę)
Emil Gomez.

EMIL (zdziwiony, rozgląda się po zebranych, wszyscy patrzą na niego)
To ja?

PAN STANISŁAW
Tak, to pan jest na liście.

EMIL
Ale ja nie jestem Gomezem?

PAN STANISŁAW
Pan nim jest.

EMIL
To nieporozumienie. Nawet jakbym nim był. Gomez to zapomniana przeszłość, nie do powtórzenia. Dzisiaj zostałem specjalnie tortowym, nie możecie mnie wyrzucić, mam funkcję, jestem potrzebny. Moje niedawne wahania nie powinny być brane pod uwagę. Powtarzam, chcę oczekiwać na okręt. Chcę wyjechać.

PAN STANISŁAW (kręci przecząco głową, pałką daje znak portierowi)
Nic się nie da zrobić. Lista jest ostateczna.
Portier jeszcze nie zdążył podejść, gdy Raul (z cygarem w ustach), przysłuchujący się uważnie przemowie Ricardo, wyczekujący na reakcję Emila, po wypowiedzeniu przez niego ostatniego słowa podchodzi do pana Stanisława. Odbiera od niego listę. Drze ją.

RAUL
W porządku. Nie było jej. Zaszła pomyłka. Ten pan pozostaje. Jest potrzebny, kroi tort.

CHŁOPAK Z DZIEWCZYNĄ
Jeszcze nic nie ukroił, nikogo nie poczęstował. Stoi, patrzy i myśli.

MĘŻCZYZNA W SMOKINGU (krzyczy, chociaż odwrócony tyłem to jednak przekręcając głowę uważnie obserwuje co się dzieje na sali)
Jakim prawem podarto tę listę?! Przecież była ostateczna a pan ją podarł. W takim razie proszę podrzeć też tę, na której widnieje moje nazwisko. Żądam tego kategorycznie.

GOŚCIE SKLASYFIKOWANI (stojący pod ścianą odwracają się, krzyczą).
I moją! Moją! Moją też!


MĘŻCZYZNA W SMOKINGU (wydziera się)
Kim pan jest, że drze ostateczne listy! Kim pan jest do diabła? Główny klasyfikator to przecież ten (wskazuje na pana Stanisława)

RICARDO (podchodzi Raula, patrzy mu w oczy)
To oszust, podły, nikczemny oszust. Nie poznajecie go? Nasz oprawca, nasz ciemiężyciel. Kat naszych dzieci, naszych kobiet. Teraz podaje się za wszechmocnego, chce organizować ucieczkę, myśli tylko o sobie.

RAUL (milczy)

RICARDO (pluje pod stopy Raula)
Kim ty jesteś, że stawiasz się ponad wszystkimi? Ty, ty oszuście bezczelny.
(zwraca się do Emila)
Gomez, ty nie możesz być razem z nim i z jego szajką. To niepojęte! Zdemaskuj ich wreszcie!

EMIL (podejmuje decyzję, porzuca tort, zdejmuje fartuch, podchodzi do nich, zwraca się do gości)
Tak, to prawda, ten człowiek jest oszustem i kłamcą. A ten (wskazuje na pana Stanisława) ten, niby główny klasyfikator przyszedł do hotelu z fałszywym dokumentem a portier jest doświadczonym kieszonkowcem, kucharz z kelnerem zwykłym złodziejami....

RICARDO (przerywa Emilowi)
Wszyscy służbowi mają coś na sumieniu. Sądzą, by samemu nie być sądzonym. Ich należy postawić pod ścianę (odbiera pałkę panu Stanisławowi, podaje ją Emilowi), obudziłeś się wreszcie. Prowadź Gomez! Ludzie tobie uwierzą. Pójdą za tobą. Spójrz, czekają pod ścianą na twe słowo, na jedno twoje słowo. Wymów je, nadszedł właściwy moment.

Emil patrzy na pałkę, którą podaje mu Ricardo, kręci nią w ręku, nie wypowiada żadnego słowa.

GOŚCIE SKLASYFIKOWANI
Anulować klasyfikację, podrzeć wszystkie listy. Nie zgadzamy się! Parodia, skandal! Zdemaskować! Osądzić oszustów.

RICARDO (niepokoi się)
Daj znak, Gomez. Zaraz może być za późno. Ludzie czekają. Nie widzisz co się dzieje?

EMIL (cicho odpowiada)
I co dalej? Co dalej Ricardo? Co możemy wymyślić? Przecież wszyscy chcą wyjechać. Nie słyszysz? I ci za stołem i ci przy ścianie. Nikt nie chce zostać. Nikt nie chce walczyć.

RICARDO
Nie. Nie będziemy uciekali. Wszyscy zostaniemy.

EMIL
Na naszą zgubę. A niedługo nadpłynie okręt.

RICARDO
Jeżeli nadpłynie to odpłynie bez pasażerów. Ucieczka nie jest rozwiązaniem. Nasze miejsce jest tutaj. Dlaczego się wahasz? Nie wierzysz, wątpisz. Poddajesz się.

EMIL
Nie, nie damy rady. Zginiemy.

GOŚCIE SKLASYFIKOWANI (niecierpliwie)
Kim jest ten człowiek? Dlaczego tak się waha?

STARSZE PANIE
To tortowy. Kroi tort

CHŁOPAK Z DZIEWCZYNĄ (powtarzają)
Jeszcze nic nie ukroił. Stoi i myśli


RICARDO
To Gomez! Przywódca! On nas poprowadzi.

EMIL (chce oddać pałkę Ricardo, ten jej nie przyjmuje)
Nie, Ricardo. Ja nigdzie was nie poprowadzę.

RICARDO
Boisz się Gomez? Boisz się?

EMIL (zrezygnowany)
Tak, boję się, bo nie widzę szansy na zwycięstwo. Polegniemy. A tak, część z nas może się uratować.

RAUL (wykorzystuje niezdecydowanie i wahanie Emila, wyrywa mu pałkę z ręki. Uderza nią w stół. Krzyczy)
Spokój? Cisza! Pod ścianę! (skuleni popychają buntujących się i protestujących gości) Dosyć zamieszania na dziś. Klasyfikacja odbyła się prawidłowo, jej wyniki są ostateczne. Zaś ci dwaj (pałkę kieruje na Ricardo i Emila) są prawdziwymi oszustami. Zjedli część tortu was nawet nie częstując. Sami się obżerali a wam nic nie dali. Pilnowali a po kryjomu jedli (przekręca talerz z tortem stojący na małym stoliku, widać wydłubaną dziurę w torcie)

GOŚCIE
Ach, jacy wstrętni, jacy podli, tak nas oszukiwać, tak zwodzić.

RAUL
Chcieli was wykorzystać. Podburzyć przeciw prawidłowo przeprowadzonej klasyfikacji. Opowiadają bzdury. Tylko po to, by was zbuntować, wykorzystać dla własnych korzyści.

GOŚCIE krzyczą
Pod ścianę z nimi

RAUL (kładzie rękę z pałką na piersi)
Przyznaję, przyczyniłem się do małego zamieszania spowodowanego podarciem listy, lecz ten pan (pałką wskazuje na Emila) nadużył mego zaufania. Waszego też. Przede wszystkim waszego (sięga ręką do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciąga z niej nową listę) on jest na liście i pójdzie pod ścianę.

GOŚCIE (wzburzeni)
Pod ścianę! Pod ścianę! Jak on śmiał. Stał przy torcie. Tłumaczył, że na później przeznaczony. Na później! A sam go jadł po kryjomu. Oszust. Pod ścianę z nim. Pod ścianę!
Ludzie podbiegają do Emila i Ricardo, chwytają ich za ręce i zaciągają pod ścianę.

RICARDO (zrezygnowany)
Gomez, dlaczego nie wykorzystałeś tak sprzyjającej nam chwili? Ten przestępca znowu zatryumfował.

EMIL (milczy)

RAUL (mówi do tłumu stojącego pod ścianą)
Proszę państwa. Klasyfikację uważam za zakończoną. Musicie opuścić hotel.

Skuleni ustawiają wykluczonych gości w szereg, podają im płaszcze z wieszaków, przygotowują do wyprowadzenia. Portier zdejmuje sztabę z drzwi, opiera ją o ścianę. Wówczas słychać głośne kroki na klatce schodowej, zaraz potem łomotanie do drzwi. Portier otwiera drzwi. Do wnętrza wpada zdyszany goniec. W ręku trzyma białą, zalakowaną, opieczętowaną kopertę.

PRZYBYSZE SKLASYFIKOWANI (stojący najbliżej drzwi)
Wiadomość, wiadomość przynosi.

PORTIER ( odbiera list, podaje jednemu ze skulonych, wskazuje na Raula)
Zanieś.

RICARDO (podekscytowany)
Dlaczego jemu? Skąd wiesz, że to do niego? Gdzie jest napisane? Gdzie? Pokaż!

PRZYBYSZE (spoglądają przez ramię)
Koperta nie jest zapisana, jest czysta. Nie widnieje na niej żaden adresat.

RICARDO (wyrywa kopertę z rąk)
To wiadomość dla nas wszystkich (łamie pieczęć, otwiera kopertę)

Dwóch skulonych chwyta go za ręce, portier odbiera przesyłkę. Wśród tłumu powstaje zamieszanie. Napierają na portiera, cisną się, by stwierdzić jaka to wiadomość została dostarczona przez gońca. Raul dopycha się do drzwi wejściowych, rozgania ludzi pałką lecz ci nie reagują na zadawane razy. Wszyscy pragną być pierwsi, pragną dowiedzieć się co też znajduje się w kopercie, nawet skuleni napierają. Goście siedzący na krzesłach wyciągają niezdecydowanie szyje. Ciekawscy, jednak pragnący przede wszystkim zachować swoje miejsca przy stole, tak ciężko, według nich, wywalczone.

PRZESTRASZONA KOBIETA
Dostarczono nowe listy ostateczne. Pewnie są na nich służbowi.

MĘŻCZYZNA W SMOKINGU (zaciera ręce)
Tak, to na pewno nowe listy. Klasyfikacja odbędzie się na nowo. Teraz już będzie sprawiedliwa.

Tłum faluje, podniecony słowami mężczyzny. Napiera mocniej na portiera.
GOŚCIE (zdenerwowani, podnieceni)
Dawaj te listy! Dawaj nam albo sam wyczytuj. Nie ociągaj się. Natychmiast. Już. Teraz.

PORTIER (zdenerwowany wyszarpuje kartkę z koperty. Jest tam tylko jedna, niewielkich rozmiarów, kartka. Przebiega oczami po słowach na niej napisanych. Porusza bezgłośnie ustami).

GOŚCIE (krzyczą)
Głośniej, nic nie słychać. Czytaj głośniej!

PORTIER (cicho mruczy pod nosem)

Ktoś wyrywa mu kartkę z rąk. Kartka dociera do Emila.
EMIL (głośno i stanowczo)
Nakaz powrotu!

Przy drzwiach, na sali zapanowuje nagle cisza. Trwa kilkanaście sekund. Przerywa ją brzęk spadającej na podłogę sztaby, którą nieumyślnie potrąca jedna z kobiet tam stojących.
GOŚCIE (zdziwieni, kierują pytania do portiera)
Nakaz? Nakaz powrotu? Gdzie? Kto przysłał tę wiadomość? Dokąd powrót? Dlaczego?
Portier bezradnie wzrusza ramionami.

EMIL
Ricardo nam odpowie kto przysłał nakaz powrotu i do kogo był on kierowany.

Skuleni uwalniają Ricardo z uścisku. On odpycha ich od siebie. Podnosi rękę do góry, trzyma w niej dwa kawałki rozerwanej pieczęci.
RICARDO (wzniośle, poważnym głosem)
To oryginalna pieczęć. Nakaz powrotu kierowany jest do nas, dotyczy nas wszystkich. I to nie jest prośba. To jest nakaz.
Zalega cisza. Po dłuższej chwili, gdzieś przy biesiadnym stole, rozlega się czyjeś tłumione łkanie, czyjś histeryczny śmiech, czyjś rozpaczliwy szloch.

EMIL
Powiedz Ricardo co to oznacza? Co oznacza ten niesamowity nakaz powrotu? Kto go przysyła?

RICARDO (zniecierpliwiony)
To znak. Nie ważne od kogo. Sygnał. Okręt nigdy nie nadpłynie. Żadnych złudzeń. Otacza nas pustka.
Pustka i bezkresna samotność. Powtarzam! Okręt nigdy nie nadpłynie!

EMIL
Tak po prostu? Biała kartka z dwoma wyrazami? Bez uzasadnienia?

RICARDO
Wiadomość jest jednoznaczna. Dotyczy nas wszystkich. I tych sklasyfikowanych (wskazuje ręką na tłum tłoczący się przy drzwiach) skulonych, funkcyjnych i tych już zadowolonych, rozsiadających się wygodnie przy stole, oczekujących niecierpliwie. I oczywiście tego tam (głowę kieruje w stronę przepychającego się przez tłum Raula).
Z jego twarzy bije nieprawdopodobne zdziwienie.

Raul blady na twarzy, zbliża się do drzwi, ściąga czarny uniform, rzuca go w kąt, ponownie jest w garniturze, mruczy pod nosem jakieś zapamiętane słowa pewnego filozofa, w panującym rozgardiaszu nikt go nie słucha.
Gomez zamyślony odchodzi na bok, tuż obok niego pojawia się starszy pan w pogniecionym płaszczu, w oddali kłębi się zdezorientowany tłum.

STARSZY PAN W POGNIECIONYM PŁASZCZU (rozpaczliwy głos)
Gomez!

GOMEZ (wyrwany ze swoich myśli, zaskoczony)
Kto?! Jak!?

STARSZY PAN W POGNIECIONYM PŁASZCZU (z ulgą)
Gomez! Jesteś wreszcie!

GOMEZ
Ktoś pan?

STARSZY PAN W POGNIECIONYM PŁASZCZU
Nie jestem stąd.

GOMEZ
Skąd?

STARSZY PAN W POGNIECIONYM PŁASZCZU
Nie stąd.

GOMEZ (po dłuższej chwili)
Co będzie dalej?

STARSZY PAN W POGNIECIONYM PŁASZCZU (milczy)
Z sali hotelu Bachelor dochodzi szloch, płacz, lament gości (coraz donośniej)

GOMEZ
Dlaczego pan przychodzi?

STARSZY PAN W POGNIECIONYM PŁASZCZU (nie odpowiada)

GOMEZ
W jakim to było celu? Cierpienia, krew, popioły...

STARSZY PAN W POGNIECIONYM PŁASZCZU (milczy)

GOMEZ
Nie można było tego przewidzieć?

STARSZY PAN W POGNIECIONYM PŁASZCZU (milczy)

GOMEZ (po pewnym czasie)
To koniec? Nie ma dla nas ratunku?

STARSZY PAN W POGNIECIONYM PŁASZCZU (wyczekująco)
To zależy od ciebie Gomez.

Podpis: 

dering golowacz 1999
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Dzwonnik z Notre Dame Róża cz. 5 Sen o Ważnym Dniu
W gruzy się sypie... Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa? Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).
Sponsorowane: 20Sponsorowane: 16Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.