https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
20

Bliskie spotkania

  Chodźmy...  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W marcu nagrodą jest książka
LATA
Annie Ernaux
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Dzwonnik z Notre Dame

W gruzy się sypie...

Róża cz. 5

Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa?

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Brak

Wiersz filozoficzny

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Mój zastępczy Anioł - cz. 1,2

Zoja widzi to, czego inni nie dostrzegają - demony, które wpełzają do ludzkich dusz. Jako świecka egzorcystka dostaje sprawy, których nawet duchowni nie chcą tknąć. Kiedy jej anioł stróż odchodzi bez słowa, Watykan stawia ją przed wyborem: albo szy

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1340
użytkowników.

Gości:
1340
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 82440

82440

Opowiadania z Wieloświata: Pigmalion cz5

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
24-08-11

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Fantastyka/Nauka/Technologia
Rozmiar
13 kb
Czytane
166
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
24-08-11

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: MKP Podpis: MKP
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Ufff... odleciał

Opublikowany w:

Opowiadania z Wieloświata: Pigmalion cz5

– I w jakim jest stanie, doktorze? – dopytał komandor.

– Nie mam tu nic do roboty: jej odczyty są lepsze niż przed… przed tym, co się stało – odpowiedział Nefat, jakby zamroczony.

Pewnie jego umysł nadal tkwi w lekkim szoku. Nie dziwię mu się; wydarzenia w komorze artefaktu były tak niezwykłe, tak… fantastyczne, że sam czasami odruchowo szczypałem się w ramię z nadzieją na pobudkę w normalnej wersji świata.

– A ślady obcego DNA? – warknął Chen.

– Nie czuję się zapłodniona, komandorze, jeśli o to panu chodzi – oznajmiła z wyczuwalną ironią kapitan Hunsen.

Chen się zarumienił. Brawo Jenny.

– Nie to miałem na…

– Kompletnie nic. – przerwał mu Nefat zapatrzony w pulpit diagnostyczny. – Materiał genetyczny pobrany z kilku miejsc, w tym z krwi, jest stuprocentowo zgodny ze wzorcem w bazie, a skany nie wykazują żadnych anomalii prócz iście doskonałego stanu zdrowia.

Ulżyło mi.

– Czy mogę zatem już wyjść z komory skanującej? – spytała Jennifer znużona kilkugodzinnym badaniem.

– I naprawdę nic pani nie pamięta, pani kapitan? – dopytał dla pewności komandor.

– Tylko coś, co mogę opisać jako zbliżającą się fałdę przestrzeni, potem wybuch i scena, jak maltretuje pan Kurta, komandorze.

– Otwórz komorę, Nefat, a pani, pani kapitan… W razie dziwnych objawów ma pani obowiązek natychmiast zgłosić się do ambulatorium. To jest rozkaz! Doktor będzie monitorował odczyty z implantu medycznego do momentu cumowania w stacji MarsSeed9. Potem czeka go sąd wojskowy.

Czyli jeszcze mu nie przeszło, skoro nawet doktorek nadal jest na widelcu.

– Pan chyba żartuje, komandorze! – oburzyła się Jen.

– Nie! To, co zrobili razem ze Skalskim, naraziło statek i całą jego załogę, więc kwalifikuje się pod są. Niezależnie od intencji.

Z miny odczytałem, że Jennifer zorientowała się, iż teraz nie ma miejsca na dyskusję w tej sprawie.

– Czy mogę mu chociaż podziękować? W końcu ocalił mi życie.

– Patrzy przez kamerę. – Chen wskazał na monitoring, a ja pomachałem do tabletu w celi jak jakiś przygłup. – Błagał, a ja nie jestem potworem. Jutro wydam zgodę na widzenie; tylko krótko! – burknął.



***



– Jeden… dwa… trzy… – liczyłem czerwone błyski kontrolki od więziennej kraty. Miałem nadzieję, że pozwoli mi to zasnąć, ale niestety, galopujące myśli uniemożliwiały odpowiednie wyciszenie.

Przynajmniej Jennifer jest cała, uśmiechnąłem się i przekręciłem na lewy bok; przy okazji odkryłem, że więzienna koja jest tak twarda, jak ta w mojej kajucie. W sumie… jakby przenieść tu meble… byłoby tak samo jak u mnie – no może trochę ciaśniej.

Właz zasyczał, a kontrolka otwarcia zmieniła kolor na zielony. Usiadłem na posłaniu. Skrzydła rozsunęły się wolno. Wyraźny odgłos uderzeń obcasami o posadzkę sprawił, że poderwałem się z łóżka.

– Jennifer! – Z radości rzuciłem się w jej stronę, ale Marines stojący u wejścia do celi ostudził moje zapędy do ciepłego powitania.

Stanąłem niespełna metr od doktor Hunsen. Jenny trzymała w dłoniach tacę wyłożoną czymś, co wyglądało i pachniało jak świeże ciasto drożdżowe. Odruchowo wkasałem koszulę w spodnie, przyklepałem niesforną grzywkę i uśmiechnąłem się delikatnie, mając pełną świadomość, jak niechlujnie wygląda moja nieogolona twarz.

– Cześć, Kurt – pozdrowiła mnie delikatnym, aksamitnym głosem. – Chciałam ci podziękować i… I przep…

– Nie musisz, a nawet nie możesz. Nie przepraszaj. Było warto. – Uśmiechnąłem się wdzięcznie. Oczy pani kapitan zeszkliły się, a ręce zaczęły dygotać.

Zabrałam tacę i odstawiłem na mały stolik.

– Kurt! – Rzuciła mi się na szyję.

Zauważyłem, że wojskowy chciał oponować, ale odpuścił i odwrócił się w drugą stronę.

– Gdyby nie ty i Nefat – kontynuowała – pewnie nie doczekałabym cumowania na MS9. Jest mi tak przykro, że Chen…

– Wsadził mnie do paki? Nic nie szkodzi; nie jest tu tak źle. Żywię też cichą nadzieję, iż zdąży ochłonąć, nim dolecimy do stacji. Wiem z wiarygodnych źródeł, że nie złożył jeszcze raportu. – Puściłem jej oko i radośnie wyszczerzyłem zęby. – Chodź, usiądź na chwilę. – Wskazałem jedyne krzesło, którym dysponowałem. – Jak pewnie się domyślasz, nie mam zbyt wielu okazji, żeby pogadać z kimś sympatycznym. Bez obrazy, Nick! – krzyknąłem do Marines za drzwiami.

Tylko fuknął.

Przysiedliśmy: ja na koi, a Jen przy stoliku. Pani kapitan pokroiła jeszcze ciepłe ciasto i podała mi na talerzyku. Pomimo obłędnego zapachu, jaki roztaczał wypiek, jedzenie nie było mi w głowie.

– Jak się czujesz, Jennifer? Wszystko z tobą w porządku?

– W jak najlepszym. Tak szczerze, to czuje się o wiele lepiej niż przed wypadkiem.

– To bardzo dobrze – przytaknąłem. – Obca AI spełniła obietnicę.

– Ciekawe dlaczego zdecydowała się mi pomóc? – Zamyśliła się i ugryzła kawałek puszystej drożdżówki.

Wtedy mi się przypominało.

Przełknąłem kawałek wypieku – bardzo powoli, ledwie przepychając kęs przez zaciśnięte gardło.

– Zresztą może kiedyś nam powie – dodała Jen i uśmiechnęła się do mnie.

– Kiedyś? – spytałem nieco drżącym głosem.

– Tak, komandor zdecydował się pozostać przy artefakcie, dopóki nie ustalimy źródła tej grawitacyjnej anomalii, która pojawiła się na jednym z pierścieni Saturna. Ponoć sonda dostarczyła niesamowitych dan…

Potworny, kłujący ból wbił mi się w głowę. Świat stracił kontury.

– Kuuurt?

Usłyszałem zniekształcony głos Jen, zupełnie jakbym dryfował zanurzony w głębokiej wodzie, a ona krzyczała z powierzchni. Stłumiony pogłos rozległ się gdzieś na granicy jawy i snu.

– Nick, zawołaj lekarza!



***



Powoli rozchyliłem powieki. Świat wydawał się eteryczny, zbudowany z oparów zmuszonych do przybrania kształtu. Przetarłem oczy i… I kompletnie nic to nie dało – choć byłem już całkowicie świadomy. Niebieskawe półprzeźroczyste ściany pulsowały rytmicznie przecinane impulsami energii. Uniosłem się z czegoś, co przypominało kabinę ambulatoryjną. Powietrze pachniało ozonem. W pobliżu nie było nikogo jedynie rozmyta sylwetka błyszcząca metalicznym blaskiem.

– Musicie odlecieć – usłyszałem. Tak, tym razem usłyszałem normalny głos. Srebrzysta zjawa przybliżyła półpłynne ciało, które przybrało humanoidalny kształt.

– Niedługo przybędą nowi Pierwsi. Oni nie tolerują innych ognisk sieci. Musicie odlecieć.

– Ehh… Wiem, że obiecałem, ale nie mam na to wpływu: komandor postanowił kontynuować misję badawczą.

– Zginiecie. Oni nie oszczędzają zalążków życia. Wasz trójświat zostanie wysterylizowany.

– Słuchaj! Co ja mam zrobić!? Jestem zamknięty w celi! Nikt nie będzie mnie słuchał! – krzyknąłem.

Miałem już tak dość tej całej chorej sytuacji…

– W takim razie ja odlecę. Zamknę za sobą branę styku – oznajmiło AI.

– Co!?

Obcy zniknął. Otworzyłem oczy.

– Kurt? Jak się czujesz? – spytała Jennifer.

Poderwałem się gwałtownie.

– Muszę porozmawiać z Chenem!

– Jestem tu – warknął komandor. – Trafiłeś do ambulatorium Pigmaliona. Słuchaj, Kurt… – Chen podszedł bliżej kabiny skanującej, w której wcześniej leżałem. Ja… – zaczął tonem osoby, która chciała wyznać coś krępującego.

– Nie, to ty posłuchaj! – wypaliłem. Chen znieruchomiał, a Jenny rozwarła usta. – To obce AI twierdzi, że musimy stąd jak najszybciej odlecieć, bo jeśli nie…

– A już miałem ci powiedzieć, że chyba przesadziłem z tym więzieniem.

– Proszę mnie wysłuchać do końca!

– Jeszcze raz podniesiesz na mnie głos i zaklinam się na mój statek, że wyślę ten przeklęty raport do centrali!

– Obcy oświadczył, że jak my nie odlecimy, to on zabierze statek i zamknie bramę, to znaczy branę…

Kabiną nagle szarpnęło, zupełnie jakby Pigmalion wpadł na asteroidę. Nefatem i Chenen rzuciło na pobliski pulpit, a Jen chwyciła się ramienia wieloskalpelowego, dzięki czemu uniknęła uderzenia głową o kriokomorę. Ja z całych sił trzymałem się poręczy od kapsuły diagnostycznej.

Czerwone światło wypełniło przestrzeń, a przerywany dźwięk alarmu dochodził zewsząd.

– Uwaga! Zagrożenie dekompresją w śluzie łącznikowej – ogłosiło AI Pigamliona.

Chen, zagryzając zęby z bólu, wstał z podłogi i pomógł Nefatowi.

– Chen do mostka! – wywołał przez wszczep komunikacyjny.

– Panie Komandorze, obcy obiekt wykazuje aktywność w całej strukturze. Mocowania cumownicze śluzy są obciążone do granic wytrzymałości.

– Natychmiast ewakuować personel ze statku obcych. Za dziesięć minut będę na mostku. – Chen wyłączył implant. – Co tu się, kurwa, wyrabia!? – rzucił pytanie losowi, sycząc gniewnie.

– Komandorze, to coś chce odlecieć. Powiedziałem, że my tego nie zrobimy, więc uznało, że…

Chen dobiegł do mnie z furią wyrysowaną na brodatej twarzy. Chwycił za kołnierz i spojrzał prosto w oczy. Widziałem, że kalkuluje konsekwencję z niesprowokowanego rozszarpania cywila na służbie.

Odpuścił i wyszedł z ambulatorium, złorzecząc pod nosem.

– Nic ci nie jest? – spytała doktor Hunsen.

– Nie.

Pigmalionem znowu szarpnęło: porządnie, ale lżej niż poprzednio.

– Nefat, możesz przełączyć obraz na ten z kamer dronów orbitujących wokół statku obcych? – spytałem doktora.

– Daj mi chwilę.



***

– Uwaga! Procedura awaryjnego odłączenia śluzy rozpocznie się za pięć sekund. Pięć… Cztery… Trzy… Dwa… Śluza odseparowana od kadłuba. Manewry silnikami taktycznymi rozpoczęte. Szacunkowy, bezpieczny dystans zostanie osiągnięty za trzydzieści minut.

***



Kamery rozmieszczone na ogonie Pigmaliona transmitowały obraz oddalającego się obiektu, który teraz przypominał skalny okruch na tle ogromnego kosmicznego pasterza opasanego majestatycznymi pierścieniami. Nefat zestawił sygnały kamer z kilku dronów monitorujących statek obcych na jednym, wielkim pulpicie.

Kosmiczny gruz oblekający kadłub prastarego promu zaczął pękać i ulatywać w przestrzeń. Kawałek po kawałku wiekowa skorupa odpadała, ukazując poszycie statku. Odsłonięte malachitowe tworzywo przecinały bursztynowe błyski. Statek przybrał owalny kształt złożony z połączonych pierścieni, które obracały się jednostajnie wokół centralnej osi. W pewnym momencie obręcze zaczęły się od siebie oddalać. Widoczna przez szpary pomiędzy żebrami żelopodobna struktura rdzenia statku roztaczała łunę z niebieskiego światła. Coś na kształt gargantuicznego korpusu kałamarnicy pulsowało rytmicznym blaskiem. Pierścienie skierowały dziób promu w stronę grawitacyjnej anomalii deformującej fragment przestrzeni w jednym z pasów okalających gazowego olbrzyma.

Rdzeń obcego statku wyrzucił falę oślepiającego światła. Zakryliśmy oczy porażeni nagłym rozbłyskiem.

– Pigmalion, filtry polaryzacyjne! – rozkazał Nefat, a komputer skalibrował natężenie światła. Mogliśmy ponownie spojrzeć na monitory. Snop energii wychodzący z dziobu obcego statku wystrzelił w anomalię grawitacyjną. Pierścienie przyśpieszyły obroty wokół kadłuba i zlały się w jedną, wirującą całość.

Kolejny wybuch światła – tym razem bursztynowy.

Fala grawitacyjna przetoczyła się przez przestrzeń. Układy Pigmaliona zaczęły wariować. Jennifer przylgnęła do mnie, jakbym był herosem ze starych komiksów: tym, który obroni ją przed całym złem tego świata.

Światła zgasły. Alarm chwilowo ucichł.

***



Dwóch Marines odprowadziło mnie do celi. Komandor nadal był wściekły; postrzegał mnie jako źródło całego zamieszania. O tyle dobrze, że tym razem nikt nie odniósł większych obrażeń. Jennifer obiecała, że pójdzie z nim porozmawiać, a ja przysiągłem jej, że będę wzorowym więźniem, aż do momentu, kiedy Chen nie ochłonie.

Okręt obcych zniknął wraz z anomalią wywołującą grawitacyjne dystorsje przestrzeni, które – swoją drogą – unieruchomiły Pigmaliona na kolejne dwa tygodnie. Miałem zatem dużo czasu, żeby dojść do siebie. Nigdy nie byłem ani zbyt rozrywkowy, ani chętny do rzucania się w wir przygody. Ceniłem spokój codziennego przeciętnego życia, delektując się małymi przyjemnościami, obok których większość ludzi zwykle przechodziła obojętnie.

Rzuciłem się na posłanie, które w obecnej chwili wydawało się nad wyraz miękkie. Zamknąłem oczy i utonąłem w błogim śnie.

– Obudź się, zsieciowany Kurt.

– Kurwa…

Podpis: 

MKP 2022-2023
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Dzwonnik z Notre Dame Róża cz. 5 Sen o Ważnym Dniu
W gruzy się sypie... Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa? Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).
Sponsorowane: 20Sponsorowane: 16Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.