https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
100

Portret

Autor płaci:
100

  Miniatura - wprawka literacka. Tak sobie do poczytania i do komentowania.  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W maju nagrodą jest książka
Wszystkie złe miejsca
Joy Fielding
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Portret

Miniatura - wprawka literacka. Tak sobie do poczytania i do komentowania.

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Targ - Dzień I - Rozdział IV

Dużo później Zielonka siedział wraz z Zimą w Ściętej. Była to trzecia z murowanych karczm znajdujących się na terenie Targu. Najmniejsza i zdecydowanie najmniej wystawna, jednak wciąż gwarantowała swojej właścicielce przyzwoite zyski zwłaszcza w tym

Targ - Dzień I - Rozdział III

Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski

Targ - Dzień I - Rozdział II

Zielonka poprowadził Zimę w stronę biedniejszej części Targu. Szli miarowym krokiem coraz bardziej oddalając się od Kwadratu, tym samym stopniowo pozostawiając za sobą linię murowanych budynków...

Targ - Dzień I - Rozdział I

Szczur powoli wychylił łysy łebek spod sterty odpadków. Jego wąsy ruszały się szybko, gdy gryzoń czujnie obwąchiwał teren i rzucał na wszystkie strony płochliwe spojrzenia. Po dłuższych oględzinach uznał chyba, że jest bezpieczny...

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Brak

Wiersz filozoficzny

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1468
użytkowników.

Gości:
1468
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 82580

82580

Targ - Dzień I - Rozdział III

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
25-05-03

Typ
P
-powieść
Kategoria
Fantastyka/Fantasy/Przygoda
Rozmiar
24 kb
Czytane
342
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
25-05-12

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
P12-powyżej 12 lat

Autor: Falvari Podpis: Dziwny jest ten świat.
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski

Opublikowany w:

Targ - Dzień I - Rozdział III

Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski i znoszone stroje, to jednak nie brakowało również bogatszych kupców, a przede wszystkim ważnych osobistości Targu. Zielonka podążył wzrokiem do miejsca, gdzie wcześniej stali Aksamitna, Złotousty oraz Szynka. Zauważył, że dołączyli do nich Matka oraz Czwarty.
-Rozumiem, że to jakieś znamienite osobistości –Zielonka obejrzał się na Zimę, który podobnie jak on wpatrywał się w osoby stojące tuż przed schodami.
-Kobieta z odsłoniętymi ramionami to Aksamitna –wyjaśnił chłopak. –Jest jednym z najznamienitszych kupców, oferuje ekskluzywne towary i wysokie ceny.
-Piękna cera –stwierdził Zima. –A ta druga kobieta?
-To Matka, jest bardzo szanowana –zapewnił pospiesznie Zielonka.
Szczurołap dostrzegł, że przybysz uważniej przyjrzał się kobiecie na podwyższeniu. Nie była zbyt wysoka, ale okrywającą ją długa błękitna suknia stwarzała wrażenie, że jest wyższa niż w rzeczywistości. Rękawy sukni były wąskie i rozszerzały się przy nadgarstkach odsłaniając długie białe rękawiczki. Głowę Matki skrywała pełna biała maska z wymalowanym na czole czerwonym śladem jak po pocałunku, spod której spływały w dół lśniące blond loki.
-Jest niezwykle szczupła –stwierdził Zima. –Za co ją tak szanują?
-Dba o sieroty i wie jak zapewnić towarzystwo tym, którzy go potrzebują.
Zima uważnie spojrzał na chłopaka.
-Jesteś niezwykle elokwentny –uznał.
-Uczyła mnie –oświadczył Zielonka mając nadzieję, że zabrzmi to równie zdawkowo jakby tego chciał. –Ale nie interesowało mnie zapewnianie nikomu towarzystwa.
-A ten bufon w złotej masce? –Zima taktownie zmienił temat.
-To właściciel Zarazy, Złotousty. Zaraza to karczma –odpowiedział Zielonka na niezadane pytanie. –Najdroższa na Targu. Jeżeli stać cię, żeby tam wejść, to Złotousty zrobi wszystko, żebyś widział w nim przyjaciela.
Zima skinął głową.
-Przynajmniej tak długo jak będzie mnie stać również na opłacenie rachunku? -zażartował. -A ten wysoki?
-Czwarty, alchemik z Kotła –zbył krótko pytanie szczurołap. -A ten w zdobionym pancerzu to sławny Szynka we własnej osobie.
-Ach, ten kowal –stwierdził raczej lekceważąco Zima. -Swoją drogą nosi dziwne imię jak na kowala.
-Słyszałem, że to przez swego ojca. Podobno zawsze powtarzał, że z takiego kawałka szynki nigdy nie będzie porządnego kowala.
-Rozumiem.
Tymczasem do schodów zbliżyły się właśnie dwie kolejne osobistości. Wysoki, szczupły mężczyzna w czarnej masce z rubinem umieszczonym pośrodku czoła oraz niski nieco tęższy jegomość w biało czarnym kapturze, pod którym skrywał maskę w tych samych barwach.
-Już dzisiaj widziałem tego z rubinem –rzucił od niechcenia Zima.
-Tak –potwierdził szczurołap –przypatrywał się nam na Trójkącie.
-Że też nie boi się paradować po Targu z tym klejnotem, chyba, że nie jest prawdziwy? Trudno stwierdzić z tej odległości.
-O ile wiem to najprawdziwszy rubin, a sam Brat nie ma się czego obawiać na Targu.
-Brat? -Zielonka wyraźnie wyczuł jakieś napięcie w głosie Zimy.
-Przyjął to imię po przejęciu władzy przez Siostrę, a ona pozwala mu je nosić, bo jak wszyscy wiedzą chętnie sprzedaje jej wszelkie informacje, jakie uda mu się pozyskać. Ma namiot na Kotle tuż obok Czwartego.
-Czyli to szpicel, a ten drugi?
-Sroka, najbogatszy złotnik na Targu...
W tym momencie przez niedomknięte odrzwia Sanctum wyszedł niezbyt wysoki korpulentny jegomość. Miał na sobie bogato zdobiony wyszywany kubrak i eleganckie spodnie. Jego oblicze skrywała żółta tkanina. Przystanął na chwilę na szczycie schodów i spojrzał w dół na gęstniejący tłum. Powoli pokręcił głową, po czym wolnym krokiem zszedł na dół i podszedł do grupki znamienitych osobistości zgromadzonych w pobliżu stopni. Przystanął pośród nich wdając się z nimi w rozmowę, a po chwili wszyscy trzęśli się od nieskrywanego śmiechu.
-A ten to kto? -spytał Zima.
-Tkacz, najpopularniejszy z kapłanów -odparł Zielonka. -Przewodzi kultowi Sześciopalczastego...
-Ulubionego boga Targu -wszedł mu w słowo przybysz. -Z tego co widzę, wie jak rozmawiać z ludźmi. On też bierze udział w obchodach?
-Zazwyczaj nie, ale lubi zaznaczyć swoją obecność.
Zielonka nie skończył jeszcze mówić, gdy w Sanctum zaczęło się poruszenie. Trzykrotnie zabrzmiał gong i wielkie drewniane odrzwia, wcześniej nieznacznie uchylone, otwarły się do wewnątrz. Widząc to Tkacz dyskretnie usunął się na bok. Tymczasem z środka świątyni wyszła siódemka ludzi. Każdy z nich odziany był w długą brązową szatę z kapturem i takąż materiałową maskę na twarzy. Najwyższy z nich szedł na przedzie i w uniesionych ramionach niósł zawieszony na długiej żerdzi symbol Upartego, dwie splecione ze sobą kolczaste obręcze. Pozostali szli za nim po obu jego stronach, trzech z każdej. Trzymali w rękach wypolerowane brązowe dyski, w które co jakiś czas uderzali niewielkimi młoteczkami. Procesja wyszła na podwyższenie i zaczęła schodzić po stopniach. Na najwyższym stanął mężczyzna z symbolem Upartego, a na kolejnych parami stawali ci z dyskami w dłoniach.
Dopiero gdy ostatnia para zajęła już swoje miejsca z Sanctum wyszedł Ojciec. Jego szata również była brązowa, jednak oblamowana u dołu i na rękawach szerokim białym paskiem. W odróżnieniu od pozostałych uczestników ceremonii nie nosił na twarzy maski. Z tej odległości jego twarz nie była zbytnio widoczna, jednak mimo wszystko rysowały się na niej wyraźne oznaki Skażenia. W prawej ręce trzymał spory kocioł, a w lewej chochlę. Przystanął tuż ponad symbolem swego boga.
-Witajcie –powiedział spokojnie, jednak głośno i stanowczo. –Cieszę się i smucę zarazem, widząc was tutaj. Cieszę, gdyż widzę, że jesteście równie uparci jak mój bóg. Nie zawsze jest w was ta determinacja, często poddajecie się zniechęceniu, wiem to dobrze! -po tych słowach umilkł wodząc wzrokiem po głowach zgromadzonych w dole ludzi. -A jednak zawsze gdy nadchodzi ten dzień, tłumnie gromadzicie się pod Sanctum w oczekiwaniu tej wspaniałej chwili, gdy Uparty ześle na nas swą łaskę. Doprawdy szczęśliwy to dzień, gdy tak wielu z was przypomina sobie o naszym bogu –każde kolejne zdanie wypowiadał coraz bardziej dobitnym tonem. Miał donośny głos i nawet stojący w sporym oddaleniu Zielonka nie uronił ani słowa z jego przemowy. -Jednak, jak już powiedziałem, moja radość jak co roku podszyta jest smutkiem, gdyż wyglądany przez nas Dzień Oczyszczenia jeszcze nie nadszedł –zgromadzony przed Sanctum tłum pochylił głowy. –Uparty nie uznał do tej pory, że nasz upór jest już wystarczający, aby zasłużyć na nagrodę w postaci jego łaski. Jednak ta wielka chwila bez wątpienia nadejdzie! Uparty nas nie opuści! Pozostali bogowie z pewnością dopomogą mu w zakresie swych możliwości, a Dzień Oczyszczenia wreszcie nastanie! –Ojciec uniósł nad głowę trzymane w rękach kocioł i chochlę. –Już jutro znów wyruszę po wodę, która stanie się, miejmy nadzieję, prawdziwą Wodą Oczyszczenia, a tymczasem ruszajmy, Siostra nas oczekuje.
Ojciec opuścił ręce, a tłum się rozstąpił, tworząc szerokie przejście pośrodku i wzdłuż alei prowadzącej w stronę murowanych zabudowań i przejścia do Kwadratu. Kapłani trzykrotnie uderzyli w gongi, a wówczas ten z symbolem Upartego uniósł go wysoko i zszedł z pierwszego stopnia na marne resztki bruku. Pozostali ruszyli za nim i co trzy kroki uderzali w gongi. Ojciec zamykał pochód. Za nim kroczyli znamienici mieszkańcy Targu ze Złotoustym, Aksamitną, Matką i Szynką na czele, za nimi zaś ruszyła reszta zgromadzonych w bezładnym i ciasnym pochodzie.
Zielonka i Zima stali nieopodal wejścia na Drugi Trójkąt, więc znaleźli się mniej więcej w centrum kroczącego tłumu. Chłopak rozglądał się ciekawie. Do tej pory głównie przemykał chyłkiem między namiotami próbując łapać szczury i umykać straży. Wiele lat upłynęło od momentu, gdy mógł swobodnie kroczyć ulicami Targu, a było to jeszcze wówczas, gdy znajdował się pod opieką Matki. Odruchowo pokręcił z niesmakiem głową. Właściwie nie wiedział dlaczego te wspomnienia wzbudzały w nim tak silną niechęć. Owszem przybytek Matki cieszył się pewną szczególną sławą, jednak Matka nigdy do niczego go nie zmuszała. Być może jednak wcale nie chodziło o niego. Kiedy zdarzało mu się wracać pamięcią do tamtych chwil, tak naprawdę rzadko myślał o sobie. Znów gwałtownie pokręcił głową, nie zamierzał tego teraz roztrząsać.
Pochód poruszał się powoli, w panującej wokół ciszy było słychać jedynie odzywające się co trzy kroki uderzenia w gongi. Milczenie stanowiło starą tradycję podczas początku obchodów Dnia Oczyszczenia, którą szanowali nie tylko stali bywalcy Targu, ale również okazjonalni przybysze. Gdy zostawili za sobą wejście na Drugi Trójkąt Zielonka dostrzegł wyglądającego ze swego namiotu Odwrócony Uśmiech. Kupiec patrzył na mijający go tłum i jak się zdawało z rozbawieniem potrząsał głową. Wkrótce zniknął Zielonce z oczu, a tymczasem po prawej stronie ukazało się przejście do Brzytwy, małego placu na którym handlowano głównie bronią. Tamtejsi kupcy nie mieli wprawdzie dużego zbytu, ale jak już trafiał się klient, to nie mogli narzekać na honorarium. Choć oczywiście żaden z nich nie mógł się równać z Szynką, jak sobie powszechnie żartowano, opasły kowal nie zakupił do tej pory jednego z murowanych domów tylko dlatego, że bał się iż prastare fundamenty mogą nie dźwignąć jego tuszy.
Pochód kroczył dalej. Dźwięk gongów wprawiał wszystkich w dziwny nastrój, sporo osób potrząsało głowami przy każdym uderzeniu, części z nich przekrzywiały się przy tym maski ukazując pobrużdżone, zaczerwienione bądź złuszczone oblicza. Zielonka z roztargnieniem sięgnął lewą ręką do kawałka szmaty skrywającego jego własne oblicze, aby upewnić się, że dobrze zakrywa twarz. Nie był próżny, był na to stanowczo zbyt biedny. Jego postrzępione spodnie i koszula z przykrótkimi rękawami odkrywały wiele niedoskonałości jego ciała, ze zniszczonymi dłońmi na czele, chłopak czerpał jednak pewną satysfakcję z faktu, że noszona na twarzy stara szmata skrywała wszystkie wady jego twarzy pozostawiając na widoku jedynie czoło, które o ile sam mógł to ocenić, było w znakomitym stanie.
Tymczasem dotarli do pierwszego przejścia na Kwadrat. Znajdowało się ono po prawej stronie pochodu, natomiast na lewo brał swój początek trakt do Karpiów. Zaraz za nim rozpoczynała się linia murowanych budynków, pozostałość po dawnej chwale świata. Pierwszym z nich była karczma Późna Godzina, której drzwi pozostawały szeroko otwarte. W środku znajdowało się sporo klientów, których piwo interesowało bardziej od święta. Byli to głównie ludzie Chleba, w długich zielono szarych płaszczach. Usługiwał im osobiście karczmarz zwany Kocurem. Szczupły i wysoki mężczyzna w kociej masce na twarzy. Słysząc gongi rzucił krótkie spojrzenie w stronę alei, jednak nie poświęcił większej uwagi temu, co się tam działo. Zresztą podobnie jak jego klienci. Pochód wyminął karczmę, a kilku jego uczestników z dezaprobatą potrząsało głowami.
-Paradne –prychnęła niska kobieta idąca nieopodal Zimy.
W tłumie rozległo się kilka gniewnych pomruków, jednak zbyła je ona śmiechem. Zielonka przyjrzał się jej z zaciekawieniem. Nosiła szarą, dobrze zachowaną szatę. Miała krótkie siwe włosy, a na twarzy błękitną materiałową maskę. Był to dziwny materiał, gładki i lśniący, przy każdym ruchu kobiety sprawiał wrażenie, jakby to woda spływała po jej twarzy. Kobieta wspierała się na wysokim kosturze trzymanym w lewej ręce, ale szczurołap miał wrażenie, że wcale go nie potrzebowała. Rozpoznał w niej Studnię, na ogół szanowaną znachorkę z Dupy.
-Czyżby zachowała się pani niewłaściwie? -Zima zaczepił ją nieprzesadnie ściszonym głosem.
Wokół nich rozległo się więcej gniewnych pomruków, natomiast kobieta zwróciła głowę w stronę przybysza. Przyjrzała mu się uważnie i przełożyła kostur do prawej ręki, dzięki czemu Zielonka lepiej ją teraz widział.
-Z kim się droczysz młodzieńcze? -spytała dziwnie akcentując ostatni wyraz.
-Obawiam się, że nie wiem, o czym pani mówi –odparł taktownie. -Pierwszy raz biorę udział w tym pochodzie.
-Zatem milcz i obserwuj tych głupców –poradziła mu przy akompaniamencie kolejnych gniewnych pomruków. -Być może jeszcze porozmawiamy.
Po tych słowach Studnia znów przełożyła kostur do lewej ręki i odbiła nieco na prawo. Wyraźnie też zwolniła kroku i wkrótce znalazła się w pewnej odległości za nimi. Zielonka nie stracił jej jednak z oczu. Gdy tylko odwracał głowę do tyłu, widział sękaty szpic jej kostura wyrastający ponad głowami członków tłumu.
Tymczasem po prawej stronie między namiotami otworzyło się przejście do Skrzyni. Zielonka raczej tam nie bywał, gdyż szczury omijały to miejsce z powodu niewielkiej liczby odpadków. Z resztą nie tylko one. W tych czasach niewielu ludzi mogło sobie pozwolić na prawdziwe meble, a nawet jeśli, to często nie mieli gdzie ich trzymać. Skrzynia była więc dość ekskluzywnym placem, głównie dla bogatszych osobistości Targu, czy zamożnych kupców z większych ośrodków miejskich jak Dawność bądź Lipan. Nie uszło jednak uwagi Zielonki, że niemal każdy z mijających przejście na ten plac odruchowo odwracał głowę w tamtą stronę. Szczurołap był pewien, że wie o czym myśleli. Musieli podobnie jak on marzyć o lepszych czasach, w których każdy miał swój bezpieczny kąt, który mógł wyposażyć w różne sprzęty wedle uznania i oczywiście możliwości. Dziś niewielu ludzi miało już swoje stałe miejsce na świecie, ale wszyscy za takim tęsknili. A skoro już o lepszych czasach mowa, to zaraz za przejściem na plac wyrosły po obu stronach drogi dwa rzędy smukłych stalowych kikutów pięć w jednym i cztery w drugim. Stały w równych odstępach około piętnastu kroków od siebie. W dawnych czasach były to podobno latarnie, które przez całą noc zapewniały oświetlenie mieszkańcom dawnego miasta. Widząc je Zielonka zawsze wracał myślami do opowieści Matki o dawnej chwale tego miejsca. O tym jak to całe miasto było podobno zastawione owymi latarniami, dzięki którym zawsze było tu jasno jak w dzień, a które świeciły dzięki oddalonej o kilka kilometrów siłowni. Cóż to musiały być za czasy.
Zielonka rozmarzył się i z trudem wracał myślami do chwili obecnej. Do wyblakłych namiotów, smętnych resztek murowanych budynków. I do tłumu wlokącego się krok za krokiem w rytmie wyznaczanym przez gongi. Aleja prowadziła po łuku w prawo, by wkrótce otworzyć przed nimi kolejne przejście na Kwadrat i znajdujący się naprzeciw trakt do Dawności. Zielonka spojrzał zmieszany w tamtą stronę. Zwykle unikał tej części Targu. Marzył kiedyś o tym, że pewnego dnia wyruszy w drogę i spróbuje dotrzeć do dawnej stolicy. Nic go tu przecież nie trzymało i tak niczego nie miał. Trudno było mu sobie wyobrazić, że jego los mógłby się w jakikolwiek sposób pogorszyć. A jednak dni mijały, a on nigdy nie zebrał w sobie dość determinacji, aby postawić na szlaku choć kilka kroków. Pozostały mu jedynie rojenia i z czasem przestał się zapuszczać w te strony, czy choćby w pobliże traktu. Sam ten widok boleśnie uświadamiał mu, że nie stał się jeszcze człowiekiem, jakim chciałby być. Takim, który ma w sobie wystarczająco dużo odwagi i determinacji aby wziąć los we własne ręce i chociaż spróbować go odmienić. Bał się jednak, może jego dola była podła, ale tylko taką znał. A wejście na trakt oznaczałoby skok w nieznane. Minęli to rozstaje, a Zielonka czym prędzej odwrócił wzrok. Chwilę później zostawili za sobą również przejście do kolejnego placu, tym razem Spichlerza. Naprzeciwko niego znajdował się murowany dom Chleba, głównego zarządcy upraw i polowań, który zachowywał się tak, jakby był właścicielem całego placu. Zielonka dopiero teraz zorientował się, że Chleb nie bierze udziału w pochodzie, zastanowiło go to, gdyż był on jednym z najbliższych współpracowników Siostry.
Sam Spichlerz natomiast stanowił dla szczurołapa synonim najprawdziwszego raju. Sprzedawano tu prawdziwe jadło, nie ochłapy jakie można było dostać na Klusze. Stąd dochodziły głównie aromaty pieczonego chleba i gotowanego gulaszu, a czasem nawet smakowite wonie mięsiwa obracanego na ruszcie. Chłopak pamiętał jak w czasach jego dzieciństwa dzieciaki tłumnie tłoczyły się wokół Matki zawsze wtedy, gdy wybierała się na Spichlerz. Był najszczęśliwszy na świecie, gdy wybierała właśnie jego, co zdarzało się wcale często. Z perspektywy czasu nie mógł zrozumieć jakim cudem stał się jej ulubieńcem. Jednak na wspomnienie ciepłych bułek jakie kupowała mu podczas każdej takiej wyprawy poczuł przypływ wdzięczności wobec Stada, że tak właśnie było. Niezależnie od tego co później zrozumiał i jakie podjął decyzje.
Tymczasem aleja znów zaczęła skręcać w prawo po łuku. Na samym zakręcie stała Zaraza, rozległy piętrowy budynek z szerokim balkonem od frontu. Złotousty czujnie spojrzał w stronę swojej karczmy, zaraz jednak skierował spojrzenie z powrotem w stronę niesionego na przedzie symbolu Upartego. Zielonka nieco dłużej zatrzymał wzrok na zdobionym froncie karczmy. Ściany pokrywały płaskorzeźby przedstawiające rozmaite bestie, prawdziwe i te zmyślone, choć w obecnych czasach również i te prawdziwe wydawały się na poły wymyślone, jak chociażby konie. Chłopak słyszał raz czy dwa o podróżujących konno kupcach, sam jednak widział w swym krótkim życiu tylko jednego konia, tego który należał do Odwróconego Uśmiechu. Teraz obserwując front Zarazy zastanawiał się, czy wszystkie konie są tak brązowe jak tamte. Farba wprawdzie zblakła przez lata, ale wciąż można było rozróżnić barwy poszczególnych stworzeń. Złotousty był jedynym mieszkańcem Targu, który po Skażeniu odnowił front swego budynku. Po tylu latach barwne konie, lwy i pegazy wciąż stanowiły wizytówkę bogactwa lepszą niż tandetna złota maska.
Zaledwie kilka domów za Zarazą wznosił się dumnie Hold, dwie przysadziste baszty stojące po obu stronach odbijającej w tę stronę alei. Połączone były wysokim łącznikiem, a każda z nich miała na tyłach sporo przybudówek. Między basztami znajdowała się żelazna krata broniącą dostępu do wznoszącego się dalej wzgórza. Teraz była jednak otwarta, niechybny znak, że Siostra czekała już, aby powitać pochód na Kwadracie. Holdu nie pozostawiono jednak bez obsady, sześciu strażników czujnie pilnowało przejścia między wieżami. Kiedy przechodzili obok, Zielonka zauważył czujne spojrzenia jakie Zima kierował w tę stronę.
Pochód minął Hold i kroczył dalej. Po lewej stronie alei ciągnęła się dalej linia murowanych budynków. Wzrok Zielonki przyciągnęła willa Aksamitnej. Nie była wprawdzie zbyt rozległa, ale miała bieloną frontową ścianę wymalowaną w kolorowe geometryczne wzory, które jednak o wiele gorzej znosiły próbę czasu niż płaskorzeźby na froncie Zarazy. Po bokach drzwi usytuowano dwie niezbyt duże statuy przedstawiające rycerzy z dawnych czasów, od stóp do głów zakutych w łuskowe pancerze. Jeden z nich trzymał w prawej ręce wzniesiony do ciosu długi miecz o rozszczepionym ostrzu, zaś w lewej gładką owalną tarczę, którą się osłaniał. Drugi rycerz w obu dłoniach trzymał wzniesiony wysoko cep. Obaj mieli na głowach spiczaste owalne hełmy z wąskimi wizjerami.
Tymczasem pochód wszedł na kolejne rozstaje. Aleja biegła dalej prosto do miejsca, w którym Zielonka spotkał Zimę. W lewo odbijał trakt wiodący na mokradła i dalej do Cisnej, a w prawo szła kolejna z dróg na Kwadrat. Tutaj pochód skręcił wreszcie w stronę głównego placu, mijając jeszcze biegnące po skosie przejście na Beczkę, od którego biła woń mocnych trunków.
Musieli jeszcze przejść kilkadziesiąt metrów nim nareszcie znaleźli się na Kwadracie. Plac był ogromny, stanowił swego rodzaju miasto w mieście, namioty były porozstawiane wokół, wyznaczając jego granice, ale również na całej jego powierzchni tworząc przejścia, alejki i osobne miniaturowe place. Pośrodku tego wszystkiego wznosił się Tent, ogromny namiot, który górował nad całą okolicą. Był jak zawsze kolorowy, a jego ściany falowały kołysane wiatrem. Wchodząc na Kwadrat od tej strony pochód znalazł się na tyłach Tentu, gdzie wzniesiono spore podwyższenie z drewna, nakryte pasiastą tkaniną. Czekała już tam siostra. Jej długa czarna suknia podkreślała wysoki wzrost. Spływające w dół blond włosy miała rozpuszczone i falowały one wokół jej twarzy nakrytej srebrną maską z wytrawionymi w niej czarnymi kwietnymi wzorami. Siostry strzegło dwóch strażników stojących za nią na podwyższeniu oraz kolejnych sześciu poniżej. Zielonka rozpoznał w tym stojącym po prawicy kobiety Pięknego, kolejnego z kapitanów. Maska zakrywająca jedynie górną połowę twarzy znakomicie eksponowała jego kwadratową szczękę nie noszącą żadnych śladów Skażenia.
Pochód podszedł wprost do podwyższenia krocząc szeroką aleją między namiotami. Zielonka nie zwracał uwagi na mijane stragany, w tej chwili interesowała go jedynie Siostra. Przywódczyni Targu była dość enigmatyczną postacią, chłopak widział ją wcześniej jedynie ze trzy razy. Zawsze z oddali podczas oficjalnych uroczystości. Rzadko pokazywała się publicznie, głównie podczas obchodów Dnia Oczyszczenia i sporadycznie przy innych ważniejszych okazjach. O ile chłopak się orientował większość czasu spędzała w niewielkim pałacu na wzgórzu górującym nad Targiem, do którego przejścia strzegł Hold.
Gongi zabrzmiały po raz ostatni i trzymający je kapłani stanęli ramię w ramię ze strażnikami Siostry. Natomiast Ojciec wraz z mężczyzną dzierżącym symbol Upartego weszli na podwyższenie. Kroczyli powoli i z godnością, najpierw chorąży, który podszedł do samego skraju podwyższenia i tam stanął, nie opuszczając jednak swego brzemienia. Za nim podążał Ojciec, który podszedł bezpośrednio do Siostry. Stanąwszy przed nią obdarzył ją krótkim uśmiechem.
-Witam ciebie Ojcze –przemówiła do niego Siostra. –I przybyłych z tobą oczekujących.
-Witaj Siostro –odpowiedział jej mocnym głosem. –Dzień Oczyszczenia jest już bliski, cieszymy się, że jesteś tu z nami by go oczekiwać.
-Gdzie indziej mogłabym teraz być? –po tych słowach odwróciła się w stronę zgromadzonego tłumu i podeszła niemal na skraj podwyższenia. –Witajcie! -przemówiła z mocą, jakby chciała, aby każdy ze zgromadzonych poczuł się osobiście przez nią powitany. - Znów nastał ten szczególny dzień w roku, kiedy nasza nadzieja na lepsze jutro przybiera tak namacalnego kształtu. Kiedy podskórnie czujemy, że Oczyszczenie jest w naszym zasięgu, że już za chwilę go dostąpimy. Ja również mam tę nadzieję i cieszę się, że nie jestem tutaj sama. Chcę dzielić z wami tę radość, zarówno ze stałymi bywalcami Targu jak i z tymi, którzy wybrali się tu specjalnie na tych kilka świątecznych dni. Niech to będzie czas radosnego oczekiwania, wszyscy bowiem możecie korzystać z naszego dobrobytu...
-Dopóki stać was na opłaty –rzucił ktoś nieopodal Zielonki, ale został uciszony przez stojących wokół niego ludzi.
-Już od jutra będziecie mogli jak zawsze obserwować występy specjalnie na tę okazję przybyłych artystów, pojedynki zapaśników, a także zakupić rzadkie towary u kupców, którzy przybywają tutaj jedynie ten jeden raz w roku. Wprawdzie jak zawsze w sam Dzień Oczyszczenia wstęp na Targ będzie droższy, pamiętajcie jednak, że to wielkie święto jest tego warte. Ostatecznie to nie tylko tryumf Upartego, choć niewątpliwie to on jest tego dnia najważniejszy, ale także naszego Sześciopalczastego patrona, który wciąż dba o rozwój tego miejsca.
Wśród zgromadzonych - niepomnych na Ojca, który na samo wspomnienie Sześciopalczastego wymownie się skrzywił - rozległy się wiwaty i okrzyki aprobaty. Zielonka z entuzjazmem przyłączył się do ogólnej wrzawy, w końcu po raz pierwszy od dawna mógł korzystać z uroków całego święta.
-Bawcie się, handlujecie i niech Dzień Oczyszczenia wreszcie nadejdzie! -zakończyła Siostra.
_____________________________________________________________________________________________

Całość dostępna na: https://www.wattpad.com/story/388275177-targ

Podpis: 

Dziwny jest ten świat. 2018-2023
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Bliskie spotkania Targ - Dzień I - Rozdział IV Targ - Dzień I - Rozdział III
Chodźmy... Dużo później Zielonka siedział wraz z Zimą w Ściętej. Była to trzecia z murowanych karczm znajdujących się na terenie Targu. Najmniejsza i zdecydowanie najmniej wystawna, jednak wciąż gwarantowała swojej właścicielce przyzwoite zyski zwłaszcza w tym Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski
Sponsorowane: 25Sponsorowane: 22Sponsorowane: 21

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.