https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
26

Targ - Dzień VI - Rozdział XXIV

  Niewierny nie wygasił swoich ognistych kul od razu po ucieczce drugiego cienia. Trzymał ręce uniesione przed sobą na wypadek, gdyby intruz powrócił. Tymczasem Zima podał Sferię Trumnie.  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W październiku nagrodą jest książka
Wielki Gatsby
Francis Scott Fitzgerard
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Targ - Dzień VI - Rozdział XXIV

Niewierny nie wygasił swoich ognistych kul od razu po ucieczce drugiego cienia. Trzymał ręce uniesione przed sobą na wypadek, gdyby intruz powrócił. Tymczasem Zima podał Sferię Trumnie.

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Imagine

Bo życie się zmienia, ale się nie kończy...

Targ - Dzień VI - Rozdział XXII

Do wyjścia odprowadzała go Fiołek. Szli w milczeniu przez korytarz wyłożony czerwonym dywanem w żółte wzory. Dziewczyna nawet na niego nie patrzyła, sprawiała wrażenie, jakby chciała go jak najszybciej odprowadzić i wrócić do swoich spraw.

Targ - Dzień VI - Rozdział XXIII

Stos został niemal ukończony. Piętrzył się wysoko nieopodal wejścia do Tentu i przerastał niektóre namioty stojące wokół placu. Krzątała się przy nim trójka ludzi w brązowych szatach, którzy doglądali ostatnich szczegółów.

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Mefisto i Carmen

"Nie moja w tym wina, że jak to bywa w świecie Los z przekory nici gobelin życia plecie."

Nowozrodzenie

Czym jest zbawienie.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

Nowa płeć

Wierszyk satyryczny

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1393
użytkowników.

Gości:
1393
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 82676

82676

Targ - Dzień III - Rozdział XII

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
25-09-25

Typ
P
-powieść
Kategoria
Fantasy/Fantastyka/Przygoda
Rozmiar
28 kb
Czytane
217
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
25-10-12

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
P12-powyżej 12 lat

Autor: Falvari Podpis: Dziwny jest ten świat.
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Zielonka miał już serdecznie dosyć Mokradeł. Teraz po kilku godzinach nie wydawały mu się już tak straszne nawet pomimo wszechobecnej ciemności i niepokojących odgłosów.

Opublikowany w:

Targ - Dzień III - Rozdział XII

Zielonka miał już serdecznie dosyć Mokradeł. Teraz po kilku godzinach nie wydawały mu się już tak straszne nawet pomimo wszechobecnej ciemności i niepokojących odgłosów. Jak się okazało najgorsze było w nich nie to, co mogło się tam znajdować, ale to co znajdowało się głównie w jego głowie, przeszłość zawsze wracała do niego wtedy, gdy najmniej sobie tego życzył. Choć obecnie nie skupiał się już na przeżyciach w przybytku Matki. Brnął po kostki w gęstej mazi, a gęsty żółtawy opar mgły przylgnął do niego tak ściśle, że ledwie widział idącego tuż przed nim Zimę. Jedyną pociechę znajdował w rozmyślaniach o napotkanym ogniku. Wiele się mówiło o tym, że po Skażeniu Orezja została ciśnięta między wymiary demonów, ale w trakcie swojego krótkiego życia szczurołap nie spotkał nikogo, kto by w to naprawdę wierzył. Słyszało się nieraz o takich, którzy twierdzili, że wybrali się nad granice, a nawet je przekroczyli – jak tamten kupiec w Ściętej – i opowiadali o śluzowcach, cieniach czy ognikach, ale większość ludzi zbyt była zajęta próbą dotrwania do kolejnego dnia, aby przejmować się podobnymi historiami.
Sam Zielonka nigdy w nie nie wierzył, choć w chwilach głodu lubił uciekać do nich myślami, aby mieć jakieś zajęcie. A teraz spotkał ognika! Czy to oznaczało, że cały kraj jest rzeczywiście uwięziony pomiędzy krainami obcych potworów? Że innego świata już nie ma? Był jeszcze ten artefakt cieni, o którym Zima rozmawiał z Odwróconym Uśmiechem. Obaj byli wówczas przekonani o istnieniu owych istot. Zielonka wprawdzie nigdy nie spróbował wybrać się nad granicę, ale zawsze znajdował pewne pocieszenie w myśli, że czeka tam na niego lepszy świat. Że gdyby tylko zechciał, mógłby udać się do innych ludzkich krain, takich, których nie dotknęło Skażenie. Jednak skoro nie było dokąd pójść, jego marzenia w jednej chwili obróciły się wniwecz. Teraz już wiedział, że nie ma dokąd uciec, nawet we wnętrzu własnej głowy.
Trapiony tymi ponurymi rozmyślaniami nawet nie spostrzegł, że grunt pod ich stopami stawał się na powrót solidny. Dotarli do miejsca, w którym drzewa rosły jakby rzadziej, a tłusty opar mgły począł się z wolna rozwiewać. Ich oczom ukazała się polana gęsto porośnięta wysoką trawą. Mniej więcej pośrodku tego miejsca stało kilka długich budynków. Jeden z nich, stojący najbliżej miejsca, z którego nadeszli, nie stanowił już właściwie budowli, a jedynie jej smętne pozostałości. Zwalone ściany mierzyły w niebo kikutami okaleczonych murów, dookoła których walały się spore drewniane beczki, a gdzieniegdzie widoczne były plamy owej zielonkawej substancji, której tropem podążali. Przed budynkiem dostrzegli zacieniony zarys czyjejś sylwetki, wokół której co chwila unosiły się jakieś niewyraźne przedmioty i wirowały w nieregularnych kręgach.
Zima spojrzał na Zielonkę i przyłożył do ust swej maski wyprostowany palec. Szczurołap skinął głową i obaj ruszyli ostrożnie w stronę budynku. W miarę jak się zbliżali, Zielonka dostrzegał więcej szczegółów. Był już pewien, że tajemnicza postać to mężczyzna. Stał do nich tyłem, obnażony do pasa, a na jego plecach – pozbawionych śladów skażenia - grały węzły mięśni. Nie był osiłkiem, raczej atletą. Stał w rozkroku z rękoma uniesionymi po bokach, a jego bicepsy mocno się napinały. U stóp mężczyzny walały się fragmenty murów, które z wolna unosiły się w powietrze i spajały ze sobą. Jednocześnie w górę wędrowały również beczki unoszone tą samą siłą co fragmenty ścian. Powoli i ociężale przepływały w powietrzu ponad kikutami budowli i z wolna opadały na swoje miejsca w środku, po czym mury zamykały się za nimi.
-To mag –Zielonka syknął do Zimy z pogardą. –Zabijmy go.
Wszelkie oznaki zmęczenia czy przestrachu zniknęły, gdy w jego głowie rozbrzmiała nagle echem opowieść Chabra. Patrząc jak mag unosi kolejne fragmenty zniszczonych ścian poczuł tę samą wściekłość, która narastała w nim, gdy stał na Kwadracie słuchając ostrych dźwięków dobywanych z lutni barda oraz jego przepełnionych goryczą słów.
-Nie bądź niemądry –skarcił go łagodnie Zima. –Podziwiaj raczej jego skupienie. Każdej beczce i każdemu kamieniowi, które unosi, poświęca osobną myśl. Osiągnięcie takiego poziomu koncentracji to prawdziwa sztuka, wielu innych musiałoby składać te ruiny pojedynczo kawałek po kawałku, a on w jednej chwili potrafi złożyć całą ścianę. Nie mówiąc już o tym, że narzuca kamieniom swoją wolę w taki sposób, że te na powrót łączą się ze sobą w solidny mur. Jest niesamowity.
-Gdyby był skażonym, już byś go atakował –rzucił oskarżycielsko szczurołap.
Zima zignorował go. Poszedł dalej w stronę maga, jednak nie stąpał już tak ostrożnie jak wcześniej.
-Niewierny! –wykrzyknął. –Jak zawsze spóźniony.
Tamten w żaden sposób nie okazał, że go usłyszał. Nadal wpatrywał się wprost przed siebie kreśląc w powietrzu koliste ruchy wyprostowanymi rękoma. Spokojnie umieszczał w pękniętej ścianie podniesione wcześniej fragmenty muru uważnie spasowując je ze sobą. Dopiero gdy ostatnie uniesione kamienie znalazły się na swoich miejscach, odwrócił się w ich stronę.
-Powiało chłodem –stwierdził.
Nie nosił maski. Był stary. Na jego twarzy wyraźnie rysowały się zmarszczki, jednak stał prosto, a tors miał równie umięśniony jak plecy – również z tej strony nie nosił na ciele żadnych oznak skażenia. Zmierzwione siwe włosy okalały jego szczupłą twarz a długa broda została związaną w dwa warkocze.
-Nie licz na nic innego –odparł Zima. –Brakowało tylko ciebie.
-Masz już dwa pozostałe? –mag jakby się zdziwił.
-Jak zawsze –Zima był już tak blisko Niewiernego, że niemal stykali się twarzami.
I wówczas padli sobie w objęcia serdecznie się przy tym śmiejąc. Ściskali się dość długo tuląc twarze do siebie, nie przeszkadzała im przy tym nawet biała maska Zimy. Wreszcie oderwali się od siebie, jednak Niewierny wciąż trzymał dłonie na ramionach Zimy.
-Wybacz –powiedział. –Nie mogłem się powstrzymać, gdy znalazłem to miejsce.
Zima skinął głową.
-Nie było ciebie tak długo, że zacząłem szukać w okolicy jakichś przyczyn takiego opóźnienia. Pamiętałem, z której strony nadejdziesz i dziś wpadła mi w ręce pewna księga. Autor opisywał w niej jak w dawnych czasach właśnie w tej okolicy znajdowało się składowisko odpadów perinu. Ponadto będąc już w drodze do tego miejsca napotkaliśmy ognika, który potwierdził, że ciebie tutaj zastaniemy. Widzę, że nie skończyłeś jeszcze pracy, ale będzie ona musiała poczekać parę dni –Zima zatoczył wokół prawą ręką. –Teraz czas się brać do innej roboty.
Mag skinął głową i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej niewielki okrągły przedmiot, jednak Zielonka był zbyt daleko aby w półmroku zobaczyć co to jest. Zima wziął go i bez oglądania wsunął w zanadrze. Gdy tylko to zrobił szczurołap poczuł jakby pchnięcie na całym ciele, delikatne, ale wyraźnie odczuwalne.
-Naprawdę masz już wszystkie –stwierdził Niewierny.
-Tak, dlatego musimy się spieszyć. –Zima odwrócił się w stronę Zielonki i wskazał go ręką. -Poznaj mojego przewodnika, to Zielonka, uważa, że powinniśmy cię zabić.
Szczurołap nieufnie się do nich zbliżał, jednak po tych słowach stanął jak wryty, nie wiedząc jak ma się zachować. Natomiast Niewierny wybuchnął szczerym śmiechem.
-Zawsze musisz wybierać takich, którym bardowie kładą bzdury do głów. Ech, gdybym tak dorwał takiego Chabra.
-Jest tutaj –stwierdził Zima. –Przyznam, że słyszałem już lepsze wersje jego opowieści. Ale nie traćmy czasu. -Zima otaksował maga krytycznym spojrzeniem. -Przyodziej się jakoś, bo na pierwszy rzut oka widać, że coś jest z tobą nie w porządku.
Mag nie skomentował. Wrócił pod budynek i podniósł z ziemi jakieś zawiniątko. Okazało się, że były w nim czerwona koszula z czarnymi przeszyciami, czarna przepaska na twarz, która zasłaniała jej górną połowę oraz miecz. Ten ostatni przytroczył do pasa po prawej stronie.
-Zatem chodźmy –powiedział.
Nie poszli tą samą drogą, którą przybyli. Zima poprowadził ich teraz inaczej, jak twierdził wybrał szybsze rozwiązanie. Nie minęło wiele czasu, gdy pogrążyli się z powrotem w żółtawym oparze mgły i musieli wyszukiwać drogi wśród podmokłych, grząskich pułapek. Zielonka miał już tego dość, a na domiar złego musiał teraz znosić towarzystwo parszywego maga. Niewierny szedł pewnie obok Zimy, z łatwością wybierał właściwe miejsca, na których stawiał nogi i ani razu nie stracił równowagi. Szczurołap zastanawiał się kim on jest i kim tak naprawdę był Zima. Nie mógł pojąć dlaczego przybysz nienawidził skażonych, a jednocześnie przyjaźnił się z magiem. Przypomniał też sobie, jak Zima stanął w obronie magów w rozmowie z Mak. Nie miało to dla niego większego sensu.

Poirytowany rozwojem wypadków nawet nie spostrzegł jak znów wrócił myślami do dawnych dni, do zdarzenia, które odmieniło całe jego życie. Nie wydarzyło się to zbyt dawno temu, trzy może cztery lata wstecz od tej chwili, nie był do końca pewien. W tamtym czasie był już ponurym młodzieńcem. Przybytek Matki nie miał dla niego żadnych tajemnic. Właściwie sam się sobie dziwił, że tak długo zajęło mu dojście do prawdy, miał bowiem wrażenie, że inne dzieci o wiele szybciej dowiadywały się jaka jest cena matczynej opieki. Zupełnie jakby z jakiegoś powodu Matka broniła go przed tą wiedzą. Jednak im więcej się dowiadywał i domyślał, tym bardziej się od niej odsuwał, z czasem zaczął jej wręcz unikać, co spowodowało, że jeszcze bardziej zżył się z Fiołek.
Dziewczyna im była starsza, tym stawała się bardziej otwarta, zaczęła dogadywać się z innymi dziećmi, także tymi starszymi. Próbowała również zainteresować Zielonkę towarzystwem innych, jednak bezskutecznie. Chłopak nie lubił innych, wolał spędzać czas tylko z nią albo sam. Z czasem ze smutkiem zauważył, że również z nią różnią się coraz bardziej. Nie było między nimi tego porozumienia co kiedyś.
-Rozmawiałam z Matką –powiedziała mu któregoś razu, gdy siedzieli sami.
Tylko wzruszył ramionami. Od dawna już okazywał jawne lekceważenie ich dobrodziejce.
-O mojej masce –dodała ciszej.
To wyrwało go z odrętwienia. Gwałtownie podniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy.
-Jak mogła to zrobić tak szybko? -w każdym wypowiadanym słowie wyrażała się jego wściekłość.
-Niczego nie zrobiła –odparła łagodnie dziewczyna. -Sama do niej poszłam.
-Ty? -zapytał z niedowierzaniem. -Przecież to za wcześnie.
-Na co? -spytała podnosząc głos. -Żeby samodzielnie o sobie decydować? Poza tym wiesz dobrze, że żadne z dzieci nie dostaje nowej maski przed ukończeniem szesnastu lat, więc mam jeszcze czas. Chciałam jednak, żeby już wiedziała.
-Myślisz, że to twoja decyzja? -on również zaczął mówić głośniej. -To ona nami manipuluje. Jej opieka to kłamstwo, potrzebuje nas tylko do jednego. Poza tym powinnaś skonsultować ze mną tę decyzję.
-Dlaczego miałabym to robić? Kim dla mnie jesteś?
-Myślałem, że...
-Nie wiem, co myślałeś. Nikt tego nie wie. Twoje myśli należą wyłącznie do ciebie, nie dzielisz się nimi ze mną, nie mówisz mi o tym, co czujesz. Poza tym co innego proponujesz?
-Ja... -zaczął. -... nie wiem.
-Ja również nie wiem. Nigdy o tym ze mną nie rozmawiałeś. Nie próbujesz niczego wymyślić. Snujesz się jedynie z kąta w kąt coraz bardziej ponury, ale nic nie robisz. Nie zamierzam czekać, aż się wreszcie obudzisz...
-Odejdźmy –przerwał jej. -Po prostu stąd odejdźmy.
-I co dalej? Potrafisz cokolwiek? Jesteśmy w ogóle w stanie zarobić na pozostanie na Targu? Czy może zamierzasz uciec w las do którejś z osad? Albo mieszkać samotnie? A może chcesz od razu udać się do Osady Wyrzutków? Brud pewnie przyjąłby nas z otwartymi ramionami –Zielonka uniósł wzrok i zorientował się, że Fiołek cały czas na niego patrzy. -Gdziekolwiek nie pójdziesz, czeka cię los gorszy niż tutaj.
-Ale pozostać tutaj, przyjąć te reguły –Zielonka nie patrzył na nią, zabolała go prawda o nim, ale również o ich relacji, nie zdawał sobie sprawy z faktu, że tak wiele ich dzieli. -To nie jest samodzielność. To oddanie siebie w niewolę.
-Więc będę niewolnicą! -wykrzyknęła i wybiegła z pokoju.
Wtedy rozmawiali ze sobą ostatni raz. Kilka dni później zobaczył ją na korytarzu w nowej białej masce jeszcze bez czerwonego pocałunku na lewym policzku, ten miał się pojawić dopiero za parę lat, gdy dziewczyna osiągnie już odpowiedni wiek, ale samo wybranie koloru maski w tym domu stanowiło już przypieczętowanie jej decyzji. Długo potem płakał nie wiedząc, czy bardziej żałuje jej decyzji czy swojej bezsilności, a gdy nastała noc najciszej jak potrafił wymknął się z przybytku z postanowieniem, że cokolwiek by się nie działo, już tam więcej nie powróci.

Podczas marszu natknęli się niespodziewanie na zatopione do połowy w bagnie zwłoki w brązowej szacie. Zielonka, który został brutalnie wyrwany z własnych myśli, nie był w stanie patrzeć na nie dłużej niż kilka sekund. Zima również nie poświęcił im wiele uwagi, sięgnął jednak po miecz. Długie ostrze rozszczepione na końcu wyglądało wspaniałe wyrastając ponad jego głowę, gdy trzymał je pewnie przed sobą. Nie minęło też wiele czasu, zanim mógł z niego zrobić użytek.
Najpierw usłyszeli cichy warkot, początkowo rozlegał się jedynie przed nimi, jednak szybko odkryli, że są otoczeni. Zielonka sięgnął po swój nóż, nie był jednak pewien, czy jest w stanie zrobić z niego jakikolwiek użytek.
Pierwsza bestia rzuciła się na nich od frontu. Miała z półtora metra wysokości i była co najmniej równie długa. Czworonożna z długim pyskiem zastawionym kłami. Jej futro połyskiwało zielonkawo, gdy skoczyła na Zimę. Ten tylko raz machnął potężnym mieczem, a stwór zwalił się na ziemię przecięty na pół.
Było ich jednak więcej. Pięć kolejnych wyłoniło się z mgły i zaczęło ostrożnie krążyć wokół nich. Zielonka instynktownie zbliżył się do Zimy i Niewiernego, którzy wzięli go w środek i czekali. Gdy kolejna bestia zdecydowała się na atak, mag wskazał leżący nieopodal głaz, który uniósł się ze świstem i pomknął w jej stronę. Bestia w pół kroku instynktownie przysiadła na łapach unikając uderzenia. Wówczas cztery kolejne zaatakowały równocześnie. Dwie pomknęły w stronę Zimy, a dwie natarły na maga. Niewierny poradził sobie dość łatwo. Zielonka patrzył zafascynowany jak unosi ten sam głaz co wcześniej a wraz z nim pięć innych i rozkazuje im zaatakować bestie. Ciosy spadały na potężne potwory ze wszystkich stron, a te choć miotały się dziko i przysiadały na łapach, nie były w stanie uniknąć wszystkich razów. Obserwowanie tego pojedynku tak pochłonęło szczurołapa, że nawet się nie zorientował, kiedy piąta z bestii zaszła go od tyłu. Dopiero gdy usłyszał za sobą ciche warczenie odwrócił głowę, a wówczas ciężki potwór spadł mu prosto na plecy.
Chłopak zwalił się ciężko na ziemię przygnieciony ciężarem ogromnego drapieżnika. Wypełniona kłami paszcza rozwarła się tuż nad jego policzkiem i owionął go wydobywający się z niej gęsty smród. Zielonka chciał krzyczeć o pomoc, jednak bliskość zagrożenia sparaliżowała go. Stwór szykował się już do zatopienia szczęk w jego szyi, gdy wtem na jego głowę spadł ciężki kamień dosłownie ją miażdżąc. Na twarz chłopaka poleciały odłamki kości, mózgu i krwi, a ciężkie cielsko przygniotło go do ziemi jeszcze bardziej wgniatając w grząski grunt. Zielonka wykręcił głowę i kątem oka dostrzegł Niewiernego, który stojąc w niewielkim oddaleniu spoglądał w jego stronę. Tuż za plecami maga przysiadł szykując się do skoku kolejny potwór. Nim szczurołap uniósł głowę by krzyknąć, bestia zatopiła kły w łydce maga, którego głośny krzyk przeszył nocne powietrze. Niewierny nie stracił jednak panowania nad sobą, błyskawicznie dobył miecza i używając obu rąk pchnął ostrzem w tył przebijając kark zwierzęcia, które zawyło dziko jednocześnie odskakując od swojej ofiary. Niestety wyrwało przy tym magowi broń z ręki. Wówczas drugi z potworów rzucił się na Niewiernego, który uskoczył w bok, jednak lądując zatoczył się chwiejnie na zranionej nodze. Stwór błyskawicznie się odwrócił i ponowił natarcie, jednak wówczas spadło na niego truchło innego z potworów, które Niewierny poderwał swą mocą z Zielonki. Obie bestie –żywa i martwa –potoczyły się po grząskim gruncie niczym wielka futrzana kula i rozdzieliły się dopiero po kilku metrach.
Szczurołap tymczasem poderwał się na czworaki i spojrzał za siebie. Zima dzielnie walczył z dwoma potworami trzymając je na dystans swym półtoraręcznym mieczem i wymierzając im dotkliwe ciosy. Był przy tym w pełni skupiony na walce, tylko raz rzucił szybkie spojrzenie w kierunku chłopaka, a widząc, że nic mu nie dolega, wrócił natychmiast do swojego pojedynku.
Zielonka znów spojrzał na Niewiernego, który właśnie okładał jedną z bestii truchłem tej, która go wcześniej zaatakowała. Jednocześnie korzystając ze swej mocy wyrwał miecz z grzbietu drugiej. Ostrze jak się zdawało samoczynnie wywijało teraz młyńce w powietrzu i wymierzało potworowi dotkliwe razy. Zabezpieczywszy się w ten sposób mag uniósł z gruntu kilka cięższych głazów, które pomknęły w stronę obu bestii, które były zbyt zajęte, aby zareagować, gdy te spadły na ich czaszki miażdżąc je. Wówczas Zielonka ponownie spojrzał w kierunku Zimy, ale ten właśnie spokojnie ocierał z krwi ostrze miecza, a u jego stóp leżały dwa truchła pokonanych potworów. Przybysz powoli schował broń, a następnie podszedł do chłopaka, aby sprawdzić, czy nic mu się nie stało. Po krótkiej wzajemnej inspekcji mieli już ruszyć w dalszą drogę, gdy usłyszeli w pobliżu zduszony jęk. Ludzki.
W nieodległej kępie krzewów odnaleźli ledwie przytomną kobietę w brązowej postrzępionej szacie. Krwawiła z licznych ran i była nieprzytomna. Niewierny pochylił się nad nią i prowizorycznie opatrzył obmywając ją wodą z bukłaka i przewiązując co głębsze rany pasami oddartymi od szaty zagrzebanego nieopodal w bagnie trupa. Kiedy ją opatrywał, kobieta odzyskała przytomność i krzyknęła na widok pochylonego nad nią maga.
-Nie bój się –powiedział Niewierny uspokajającym tonem. -Próbuję tobie pomóc.
-Nie jesteś... -wychrypiała z trudem. -Nie jesteś strażnikiem.
-To prawda –powiedział mag, kontynuując opatrywanie jej. -Moi przyjaciele również nimi nie są, mimo to postaramy się zrobić dla ciebie co będzie w naszej mocy.
-Musicie... -mówienie sprawiało jej wyraźną trudność –się... strzec. Bestie...
-Myślę, że już nie będą sprawiały nam trudności –mag skinął głową w stronę leżących opodal trucheł.
Gdy on opatrywał kobietę, Zielonka wraz z Zimą uważniej przyglądali się zwyciężonym potworom. Wyglądały jak przerośnięte wilki. Futro miały czarne i skołtunione, pokryte zielonkawym nalotem. Gdzieniegdzie, głównie na grzbietach i w okolicach brzucha, pojawiały się łyse place, a skóra w tym miejscu miała wygląd równie niezdrowy jak dłonie Zielonki. Długie pyski niby-wilków miały cofnięte jakby skurczone wargi, a ich kły były niezwykle długie.
-Musiały często się zapuszczać w okolice magazynów –stwierdził Zima.
-Te beczki... -zaczął Zielonka.
-Są wypełnione substancją pochodzącą jeszcze sprzed Skażenia –powiedział przybysz. -To był produkt uboczny powstający w procesie wytwarzania energii z perinu. Nigdy do końca nie zbadano jego wpływu na organizmy żywe.
-Skąd w ogóle wiedziałeś, że ten magazyn tam będzie? -to pytanie nurtowało szczurołapa już od dłuższego czasu.
-Nie słuchałeś jak rozmawiałem z Niewiernym? Wpadła mi dziś w ręce odpowiednia książka.
-Tylko ją przejrzałeś, a w namiocie panował półmrok –rzucił Zielonka oskarżycielskim tonem.
-Szybko czytam –skwitował Zima. -Ty też mógłbyś się tego nauczyć.
-Matka uczyła mnie czytać -odparł szczurołap obronnym tonem.
-To bardzo mądrze z jej strony.
-Możemy iść dalej –Niewierny podszedł do nich prowadząc opatrzoną kobietę, która opierała się na jego ramieniu.
-Zatem chodźmy –odparł przybysz.
Dalsza część drogi minęła im nadzwyczaj spokojnie, choć mozolnie brnęli przez Mokradła, a uratowana kobieta znacznie ich spowalniała. Na krótkich odcinkach szła powoli noga za nogą opierając się na ramieniu któregoś z nich. Była jednak bardzo osłabiona, a Niewierny opatrzył jej rany jedynie powierzchownie, wobec czego przez większość czasu trzeba było ją nieść. To zadanie przypadło głównie magowi, choć Zima zmieniał go co jakiś czas.
Promienna – tak się im przedstawiła – w miarę jak zbliżali się do granicy Mokradeł dochodziła do siebie. W trakcie drogi z trudem opowiedziała im swoją historię, choć Zielonka wołałby jej chyba nie poznać. Kobieta żyła wraz z mężem i maleńkim synkiem w niewielkiej chatce głęboko w lesie na wschód od Targu. Jej mąż przez większą część dnia polował lub poszukiwał owoców. Choć nie mieli wiele, nie głodowali, a wieczory spędzali razem we trójkę po prostu ciesząc się swym towarzystwem. Jedyną odmianą w ich codzienności były sporadyczne wyprawy na Targ, gdy udało im się zgromadzić na tyle rzadkich w tych stronach orzechów lub poroża dzikiej zwierzyny, że opłacało się wyruszyć w to miejsce, aby zakupić produkty jakimi nie dysponowali na co dzień. Jak mówiła Promienna, była to egzystencja monotonna, ale oboje z mężem odnajdywali w niej radość.
Jednak pewnego dnia Silny – tak miał na imię – długo nie wracał. Promienna z niepokojem oczekiwała w chatce jego powrotu, a gdy ten wreszcie nastąpił, okazało się, że jej mąż został ciężko ranny podczas polowania. Zapuścił się dalej niż zwykle w pogoni za chorą sarną, a gdy już ją doścignął pojawił się mocarny konkurent w postaci wilka. Mężczyźnie udało się pokonać drapieżnika, ten jednak przed śmiercią rozorał mu pazurami łydkę oraz prawy bok. Silnemu ledwie udało się wrócić do chatki, a gdy tylko przekroczył jej próg, padł jak martwy na podłogę. Promienna zaopiekowała się nim i opatrzyła na ile mogła. Przez trzy dni jej mąż nie wstawał z łóżka i choć powoli dochodził do siebie, to nie był w stanie zapewnić im pożywienia, a skromne zapasy szybko się kurczyły.
Z tego powodu czwartego dnia Promienna wyruszyła do lasu w poszukiwaniu jedzenia. Wzięła ze sobą sztylet, ale jedynie dla obrony, nie zamierzała polować, gdyż nie wiedziała jak się to robi. Dlatego też szukała głównie jadalnych roślin. Starała się przy tym nie oddalać zbytnio od chatynki, jednak i tak nie było jej prawie cały dzień, a gdy wieczorem wróciła z przerażeniem stwierdziła, że wokół domostwa panuje przeraźliwa cisza. Podchodząc do budynku z przerażeniem przypomniała sobie, że wychodząc rano była tak przejęta czekającą ją misją, że zapomniała zamknąć za sobą drzwi, które teraz zastała otwarte na oścież.
Struchlała ze strachu weszła do środka, tylko po to by się przekonać, że podczas jej nieobecności do chatki dostały się dzikie bestie, prawdopodobnie wilki, które... Nie była w stanie tego powiedzieć, jednak wszyscy zrozumieli ją bez słów. Zrozpaczona kobieta spędziła noc i większą część kolejnego dnia w chatynce, jednak w pewnym momencie doszła do siebie na tyle, że zrozumiała, iż nie ma sensu dłużej tam pozostawać. Wieczorem pogrzebała to co zostało z jej bliskich, spędziła ostatnią noc w domostwie, a rankiem wyruszyła w stronę Targu, który wydawał jej się być jedynym sensownym kierunkiem podróży.
Nie miała wprawdzie zapasów jedzenia, jednak wraz z mężem zgromadzili kilka poroży, z którymi mieli wkrótce udać się na Targ. Promienna opłaciła nimi wejście oraz krótki pobyt, a ponieważ jej przybycie zbiegło się z początkiem obchodów Dnia Oczyszczenia, postanowiła na ten czas wstąpić na służbę do Sanctum i zastanowić się nad tym co powinna zrobić później.
Gdy zamilkła, żaden z nich się nie odezwał. Zielonka wątpił, by istniały jakiekolwiek słowa, które można by wypowiedzieć w takiej chwili. Ta kobieta straciła wszystko, a jej ból był jeszcze świeży. Nie mogli powiedzieć nic, aby zniknął. Tutaj potrzebny był czas. Szczurołap rozmyślał nad tym jeszcze, gdy wyłonili się z Mokradeł, a przed nimi zamajaczyła niewyraźna linia namiotów.
-Czy posterunki przepuszczają kogokolwiek po zmroku? -spytał Zima.
-To zależy –odparł Zielonka. -My mamy swoje szarfy, Promienna również, jednak on... -wskazał wzrokiem Niewiernego.
-Jeżeli nas wpuszczą, to jego też –stwierdził Zima.
Bez dalszych dyskusji podeszli całą czwórką do posterunku. Tak późno w nocy byli jedynymi chcącymi dostać się na teren Targu. Przejścia pilnował tylko jeden strażnik, pozostali pewnie spali w namiocie. Nigdzie nie było również widać Węgorza.
Strażnik sprawdził ich szarfy. A gdy dotarł do Niewiernego, Zima uprzejmie zaoferował opłatę za pobyt aż do Dnia Oczyszczenia. Strażnik zaklął pod nosem, Zielonka wychwycił słowa o dodatkowej robocie, jednak schował się na chwilę w namiocie, po czym wrócił z pomarańczową szarfą ze spiralą naszytą cienką zieloną nicią.
-Od dziś do Dnia Oczyszczenia –oznajmił.
Niewierny skinął głową i nałożył szarfę. Następnie całą czwórką przeszli przez posterunek i udali się prosto do Sanctum. Postanowili wybrać najkrótszą możliwą drogę, a to oznaczało przejście przez Kwadrat. O tej porze plac był dziwnie pusty i cichy. Zielonce wydawało się wręcz, że słyszy dźwięki wywoływane przez poły Tentu łopoczące na wietrze. Chłopak spojrzał w jego stronę i zauważył scenę ustawioną na tyłach namiotu. Największa na Targu, zarezerwowana dla najznamienitszych artystów, stała teraz pusta i pogrążona w mroku. Sprawiała doprawdy ponure wrażenie, zupełnie jakby czas się już skończył, wybrzmiała ostatnia opowieść i nie było już nikogo, kto mógłby uprzątnąć pozostałą samotnie scenę.
Kwadrat nie był jednak zupełnie pusty, przechodząc przez plac napotkali dwie niewielkie podchmielone grupki świętujące zakończenie trzeciego dnia obchodów. Pośród ich ogólnej wesołości, można było wyczuć rozczarowanie dostępną ofertą towarów.
-Bieda w tym roku -skomentował mijający ich mężczyzna w czerwonej masce. -Przy tych cenach nie wypełnię wozu jadłem jak co roku.
-Za to artystów jakby więcej -stwierdził jego towarzysz w długiej szarej szacie i ciemnej masce.
-Opowiastkami nie wypełnię brzuchów w mojej osadzie.
Gdy wyszli już z Kwadratu i skręcali do Sanctum, Zielonka rzucił okiem w stronę Późnej Godziny. Zdziwiło go, że w oknach karczmy było zupełnie ciemno, jakby wszyscy w środku już dawno położyli się spać. Rozumiał puste place i ulice, ale karczma?
Tymczasem doszli już do Sanctum i weszli do środka. Przy głównym ołtarzu czuwał ojciec. Klęczał z nisko pochyloną głową przed symbolem Upartego u stóp którego stał kocioł z przyszłą Wodą Oczyszczenia, jednak gdy tylko usłyszał jak się zbliżają, spojrzał w ich kierunku.
-Niech Upartemu będą dzięki –przemówił wstając. –Chociaż ta łaska nas spotkała! Oczywiście jestem również wdzięczny tobie Zimo. Wam wszystkim.
-Uparty cię wysłuchuje –stwierdził przybysz.
-Rzadko go o coś proszę –odparł Ojciec. -To raczej ja staram się nasłuchiwać jego głosu.
Zadzwonił niewielkim dzwonkiem ukrytym w rękawie szaty. Po chwili pojawiła się inna kobieta odziana w brązową szatę, która natychmiast zajęła się Promienną.
-Czy widzieliście kogoś jeszcze? -spytał Ojciec, gdy kobiety zniknęły w przejściu za ołtarzem.
-Tylko trupy –odparł Zima.
-Rozumiem.
Nie było już nic więcej do dodania, więc skinęli kapłanowi głowami i ruszyli w swoją drogę. Było już dobrze po północy, a oni byli wyczerpani brnięciem przez Mokradła. Niezwłocznie udali się więc do Ściętej.
Gdy tylko weszli do wspólnej Sali ujrzeli Węgorza siedzącego przy jednym ze stołów. Kapitan czekał na nich wraz z sześcioma innymi strażnikami.
-Znów się spotykamy Kapitanie –powitał go Zima. –Jak rozumiem nadal jest pan na służbie.
-Zawsze znajdzie się ktoś, kto narusza prawa Targu –odparł Węgorz. -Niektórzy wręcz nie znają umiaru.
-Jednak każdy potrzebuje wytchnienia, czy mogę zaproponować kolejkę na swój koszt? -skinął ręką w stronę Mak, która stała za ladą wycierając jakąś szklankę.
-Nie ma takiej możliwości –Węgorz wstał i podszedł wprost do niego. –Loch już na was czeka.
-Loch? -Zima jakby się zdziwił. -A co takiego zrobiliśmy?
-Okradliście Hold, próbowaliście przekupić kapitana straży, przekupiliście kapłana, zakłócaliście spokój w Zarazie... - począł wyliczać kapitan.
-Proszę dorzucić do tej listy utratę zysków -przerwała mu Mak. -Przepłoszył mi pan dzisiaj klientów, a jak rozumiem to z jego powodu -wskazała Zimę.
-Jak długo na mnie czekałeś? –wtrącił się bezceremonialnie Niewierny.
-Dwa dni –odparł spokojnie Zima. –Obchody się jeszcze na dobre nie rozpoczęły, szukałem rozrywek.
_____________________________________________________________________________________________

Całość dostępna na: https://www.wattpad.com/story/388275177-targ

Podpis: 

Dziwny jest ten świat. 2018-2023
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Bliskie spotkania Imagine Targ - Dzień VI - Rozdział XXII
Chodźmy... Bo życie się zmienia, ale się nie kończy... Do wyjścia odprowadzała go Fiołek. Szli w milczeniu przez korytarz wyłożony czerwonym dywanem w żółte wzory. Dziewczyna nawet na niego nie patrzyła, sprawiała wrażenie, jakby chciała go jak najszybciej odprowadzić i wrócić do swoich spraw.
Sponsorowane: 25Sponsorowane: 25Sponsorowane: 21

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.