IKEN |
|||||||||
|
|||||||||
I K E N Obudził się z narastającym bólem głowy i ze zdziwieniem stwierdził, że znajduje się w swoim mieszkaniu. Ostatnio coraz rzadziej mu się zdarzało, że upojony alkoholem poprzedniego dnia w jednym z nocnych barów, miał jeszcze tyle sił, aby tutaj wrócić. Zaczął się kolejny dzień, który z pewnością zakończy się tak samo, jak wiele poprzednich. Sięgnął do stojącej na stole butelki alkoholu. Na etykiecie tańczyła młoda dziewczyna w stroju topless i ten obrazek, poprawił mu poranne samopoczucie. Pociągnął spory łyk i życie rozbudziło się w nim na nowo. Przejrzał poranną nadesłaną pocztę w komputerze, ale nie znalazł wśród niej nic ciekawego, po za przypomnieniami o zaległych rachunkach i niechciany spam. Od kiedy 3 lata temu wyrzucili go z Naukowej Agencji Informatycznej i odebrali mu poprzednią tożsamość, nie mógł się pozbierać. Musiał zaczynać wszystko od nowa, co było już ponad jego siły i przez to miał poważne problemy, ze znalezieniem nowej atrakcyjnej pracy. Nie mając nazwiska, ani niczego na poparcie tego, że jest dobry, wiódł nieciekawe życie. Tylko sieć, dopuszczała go do siebie i wyznaczała mu niewielki skrawek gruntu, w którym mógł się swobodnie poruszać. I tylko dlatego, że swojego czasu otworzył sobie w tym celu odpowiednie drzwi o których nikt nie wiedział. Od wielu miesięcy zajmował się naprawą starego sprzętu elektronicznego. Nie była to zbyt zajmująca i interesująca praca, choć od czasu do czasu trafiał się klient, który płacił dużo za pomoc w uporaniu się z niespodziewaną awarią. To jednak i tak była kropla w morzu jego potrzeb. Niestety jego status użytkownika był określony jako „osobnik niskiej akceptacji społeczeństwa” Wszystko z tego powodu, że nie opłacał od wielu miesięcy swojego komercyjnego konta. I dlatego, aby dodatkowo zachęcić klientów dopisał przy swojej ofercie, że zajmuje się sprzętem w stanie skrajnego rozpadu. Nie był tanim specjalistą, ale dzięki temu stawał się wiarygodny i mógł liczyć na klientów z wyższych sfer. Stare telewizory, komputery i aparaty cyfrowe, wciąż miały grono swoich wielbicieli, którzy nie żałowali pieniędzy, na kosztowną naprawę. Czerwona lampka dołożona przez administratora usług, nie zachęcała nikogo do zawierania z nim umów. I przeważnie zwracano się do niego wtedy, gdy inni już bezradnie rozkładali ręce. Uważany był często za oszusta, któremu chodzi głównie o wyłudzenie pieniędzy, przez co miał niewielu klientów, którzy odważali się jeszcze mu zaufać. Całe szczęście, że posiadał jeszcze duże mieszkanie, kupione za spore pieniądze 10 lat temu. W zasadzie była to wielka sala, na piętrze dawnego, nieczynnego już supermarketu, gdzie teraz mieścił się parking. Ozdobione donicami różaneczników, było jego jedyną ostoją spokoju w tym zwariowanym świecie. Z przepychu, w którym żył, zostawił sobie tylko dwa ścienne obrazy. Jeden z portretem pięknej kobiety a drugi przedstawiający krajobraz obcej planety. Były tutaj, gdy się wprowadzał, jak gdyby zapomniane i porzucone przez poprzedniego właściciela. Spoglądając na nie, zawsze miał wrażenie, że za każdym razem są inne. Wprawiały go w zadumę i zastanowienie, nad ich historią i nieznanym autorem podpisanym inicjałami J.G. Resztę swojego dorobku, która i tak nie była mu już do niczego potrzebna, stopniowo zamieniał na gotówkę, pozwalającą mu wypełnić dziurę w dochodach. Z dobrych czasów pozostał mu jeszcze tylko komercyjny płatny e-mail, który wiele dla niego znaczył. I który może wkrótce stracić, jeżeli skądś nie otrzyma większej gotówki. Człowiek bez adresu w sieci był już naprawdę nikim. Na dodatek od miesiąca prześladował go pech. Nikt nie chciał go zatrudnić i przegrywał wszystkie licytacje usług. Jak gdyby wszyscy się zmówili i wykreślili go ze swojego rejestru. Ta bezczynność coraz bardziej pogrążała go w apatii i w zniechęceniu. Lekarstwem na to była kolejna butelka alkoholu, popijana wodą z kranu. Całe szczęście, że przysługiwała mu jeszcze tabletka racji żywnościowej, którą otrzymywał w punkcie pomocy najbiedniejszym. Społeczeństwo dbało o takich jak on i nie pozwalało im przynajmniej cierpieć głodu, pomagając zachować resztkę godności. To, że kiedyś było się kimś, nie miało żadnego znaczenia. Dzisiaj nawet, jeżeli było się na szczycie, jutro można było stać się nikim. I często miały miejsce sytuacje, w których wczorajszy Prezes Banku, nagle stawał w kolejce po godność. Po cichu politycy nadal wiązali nadzieję z ludźmi, którzy posiadali wiedzę, doświadczenie, ale z różnych przyczyn upadli. Tak jak on, któremu nagle świat się zawalił z przyczyn nie do końca dla niego zrozumiałych. I mimo, że czuł niesprawiedliwość losu i rękę pana G nie czuł się na siłach, aby ten proces powstrzymać. Tracąc pracę, stracił wszystkich swoich bliskich przyjaciół. Zresztą ludzie ich już nie szukali z nikim nie wiązali i trudno było powiedzieć kim teraz był przyjaciel. Ci, którzy byli wysoko w hierarchii społecznej, starali się żyć wyłącznie dla siebie. Wydawało mu się, że status, który mu nadano, był wentylem bezpieczeństwa. Wielu takich jak on doskonałych ekspertów rożnych dziedzin nauki i wiedzy, wiodło nie najlepszy byt, lecz okazywali się bezcenni w chwilach wielkiego kryzysu. Takiego chociażby jak 15 lat temu, kiedy to 35 ludzi określanych „statusem 6”, czyli niepotrzebnych, ocaliło cywilizację przed uderzeniem w Ziemię planetoidy. Świat potrzebował ludzi, po których można było jednorazowo sięgnąć a potem zostawiano ich ponownie na pastwę losu. Do niego jeszcze nikt nie zwrócił się o pomoc, chociaż znał się na sieci i komputerach jak nikt inny. Czasami oczekiwał wręcz na wielki kryzys, kiedy jego pomoc okazała by się nie do zastąpienia. Obiecał sobie, że wtedy wystawi światu wysoki rachunek. Gdy komputer odezwał się charakterystycznym sygnałem, mówiącym o tym, że ktoś wszedł na jego płatny adres, nie zrobiło to na nim wrażenia. Odwrócił się od obrazu wiszącego na ścianie, którym się chwile kontemplował i z nadzieją spojrzał na ekran. Nie było to jednak to, na co czekał. Gościem okazał się zupełnie ktoś inny, nie mający obowiązku płacić nawet na płatnych adresach. Zobaczył twarz automatycznego programu bankowego. Bardzo uprzejme holo, dbające o interesy banku w imieniu swoich ludzkich szefów. Tym razem nie uniknie z nim rozmowy i nie będzie to miła pogawędka. -Pan Corman? -Tak? -Jestem automatycznym programem kontrolnym, sprawdzającym zaległości płatnicze w naszym banku. Dotąd nie miałem możliwości przekazać ważnych informacji o stanie pańskiego konta. Tym niemniej się cieszę, że będę mógł teraz swój obowiązek wobec mojego klienta wypełnić.- wygłosił formułkę -Tylko szybko. Nie mam czasu na stratę dodatkowych minut dostępu. -Stan konta jest minusowy. W tej chwili korzysta pan z ograniczonego kredytu bankowego, który powinien być spłacany już od miesiąca czasu. Jednak nie przystąpił pan do tego obowiązku i jestem zmuszony przekazać decyzje, które zostały podjęte. -Tak? -W ciągu 48 godzin musi zostać uregulowana połowa należności wynoszących 15300 dolarów i 43 centy. Jeżeli pan tego nie uczyni, zajęte zostanie mieszkanie z całym dobytkiem. Gdy wartość mienia przekroczy wartość długu, reszta zostanie zwrócona w obowiązującej walucie. Czy przyjął pan do wiadomości? Miał więc kłopoty i to duże. Dopadli go wcześniej niż się tego spodziewał. - Odwal się. -Dziękuję za wysłuchanie i zapraszam do dalszego korzystania z ofert naszego banku… -Pocałuj mnie gdzieś!- zawołał. Holo oczywiście nie zareagowało na jego obelgi, będąc pozbawione możliwości obrażenia się na klientów banku. Zostanie więc bezdomnym za dwa dni i dokąd wtedy pójdzie? Nie miał żadnego konkretnego pomysłu, co z sobą zrobić, jak dalej pokierować swoim życiem. Skąd tak szybko sobie o nim przypomniano? O ile dobrze wiedział takimi jak on zajmowali się dopiero, gdy długi przekraczały 50 tysięcy. Nie ukrył swego konta w banku zbyt dobrze przekonany, że zabezpieczenia, które uaktywnił wystarczą. Obiecywał sobie, że gdy będzie dostatecznie trzeźwy włamie się do serwera zarządzającego i ukryje tak swoje konto, aby nawet 100 tysięczny dług nie zaniepokoił robota bankowego. Teraz już jednak było za późno. Cholerny świat. Pociągnął z butelki spory łyk a piękna blondynka na etykiecie wydała z siebie krzyk rozkoszy. Nie miał w głowie żadnego nowego pomysłu na siebie i swoje życie. Może sprzedać to, co jeszcze miał cennego, czyli swoje ciało? Zapłacą mu z 50 tysięcy, a może i więcej, co zależało od tego w jakim stanie jest teraz jego wątroba i czy zdoła ukryć swój pociąg do alkoholu. Wszczepią mu na pożegnanie w skórę chip wysyłający informację o miejscu jego pobytu i mógłby pobrać gotówkę w najbliższym banku. Od tej chwili będzie śledzony przez okrągłą dobę. I gdyby mu się coś nieszczęśliwego przytrafiło w ciągu kilku minut zjawią się grabarze, którzy z miłą chęcią przyspieszą śmierć jego mózgu. Znał takich doskonale. Złamiesz sobie nogę, to złamią ci obie ręce i stwierdzą, że twoje ubezpieczenie nie pokryje już kosztów leczenia. Wtedy dają ci zastrzyk i odpływasz…Może obudzisz się jeszcze na minutę zanim ciebie pokroją, żeby wypowiedzieć ostatnie życzenie. Nie…Tak nie skończy, prędzej rzuci się z mostu na autostradę. Na monitorze ponownie pojawiło się kolejne wezwanie. Czyżby następny wierzyciel? Pal go licho, tak się stąd wkrótce wyniesie. Zobaczył, że opłacił 10 minutową rozmowę wartą 25 kredytów. Czyżby pogrążony w stresie gotowy do samobójstwa biznesmen z powodu awarii swojej ukochanej mechanicznej kochanki? Takich lubił najbardziej. Mógł wtedy tak nimi lawirować, że płacili każdą kwotę, którą od nich zażądał. Bogaci ludzie byli gotowi na wszystko, byle by tylko ich świat wrócił do normalności. Było to jednak bardzo niebezpieczne i właśnie podobny incydent zaważył na całym jego życiu. Drugi raz byłby już jednak dużo bardziej ostrożny. Usiadł od niechcenia przy klawiaturze i podjął rozmowę z nieznajomym. -Jakiś poważny problem? Nie przyjmuje zaproszenia na żadną licytację usług. - powiedział swoje standardowe zdanie powitalne, chociaż niezbyt uprzejme. Jego gość nie ukazał swojej twarzy, co nie było wymagane. Rozmówca zawsze mógł zachować pełną anonimowość i nie miał prawa domagać się tego i w tym przypadku, do chwili sfinalizowania umowy. -Witaj. Tak, mam problem i myślę, że możesz mi pomóc go rozwiązać. -W końcu jestem od rozwiązywania problemów. Musisz być w nielichych kłopotach, że zwracasz się do mnie. Masz odpowiednią gotówkę? Nie pomagam za darmo. Stare przedmioty mają swoją cenę. Wiesz jednak, że mój status nie jest wysoki, więc zastanów się dobrze zanim zlecisz mi usługę. Kupiłeś złom na wyprzedaży i chcesz by zadziałał? Jeżeli tak, to trafiłeś pod właściwy adres. Usłyszał w głośniku cichy śmiech. -Dobrze, że wysoko się cenisz. Nie obchodzi mnie to, kim jesteś teraz tak bardzo jak wiedza o tym kim byłeś kiedyś. Byłeś kimś, kto miał poważanie w branży. Pamiętasz to jeszcze? To przykre, że stoczyłeś się na takie dno. To było coś nowego. Od trzech lat występował pod innym nazwiskiem i poprzednie zostało wymazane z jego rejestru. Skąd więc ten nieznajomy dowiedział się o tym kim był kiedyś? Istniejące jeszcze dane na ten temat, były ściśle strzeżone i niedostępne w żadnej bazie danych. -Znasz moją poprzednią tożsamość? -Znam, ale nie pytaj skąd. -Dobrze, ale i tak nie licz na moją większą przychylność i złagodzenie warunków umowy, które przedstawię. I nie trać forsy, mów w czym rzecz, lub daj mi święty spokój. Gówno Cię to obchodzi, kim byłem i kim jestem. -Znasz się na komputerach lepiej niż inni, więc może mi pomożesz. Jestem chory i potrzebuję odpowiedniej terapii i nie mam specjalnego wyboru. -Nie jestem lekarzem. -A ja zwyczajnym człowiekiem. Jestem klonem. -O kurwa…Mówisz o tym na otwartej linii. -To nie ma znaczenia, gdyż niedługo i tak pewnie umrę. Wiesz, na co chorowały wszystkie klony? I dlaczego zamknięto program? Kontynuowanie tej rozmowy było dla niego bardzo niebezpieczne. Kto wie, kto ich teraz słuchał. Mimo to niezwykłość sprawy stłumiła jego ostrożność i podjął ryzyko. -Wiem, że chorowały na progerię. -Właśnie. I to mój problem, z którym zwracam się do Ciebie. -Niby, w czym mam ci pomóc? W szybszym odejściu na tamten świat? -To jeszcze może poczekać. Musze znaleźć kogoś, kto wie, jak mogę się wyleczyć. Na razie zażywam specjalny lek, który zatrzymał chorobę, ale mam go nie wiele. Jeżeli mi się skończy zacznę się starzeć 20 razy szybciej niż normalny człowiek. Wiesz, co to oznacza? -Tak, ale nie wiem, w czym mogę ci pomóc. Nie jestem detektywem. -Znasz sieć a przynajmniej znałeś, gdy nie piłeś i pracowałeś w firmie i wiem, że możesz mi pomóc. Chcę odnaleźć twórcę szczepionki, który podobno nie żyje, choć ja uważam, że tylko zaginął. Dzięki niemu mogę przeżyć swoje życie jak normalny człowiek. -Nie masz bliższych przyjaciół? -A ty masz coś lepszego do roboty? -Powinienem Twoją obecność zgłosić na policji, za co hojnie mnie wynagrodzą! Jak się potarguję, to może umorzą cały mój dług. Jesteś cenny jeżeli mówisz teraz prawdę i namierzą Cię bardzo szybko o ile już tego nie robią. Wiele ryzykujesz zwracając się do mnie w ten sposób. - Mam nadzieję, że linia jest czysta. Sprawdziłem wszystko osobiście pod względem bezpieczeństwa, chociaż nie mam do końca pewności. Myślę jednak, że nikt już nie zajmuje alkoholikami i ludźmi stoczonymi na samo dno. Po za tym trochę wiem o tobie i ta wiedza pozwala mi sądzić, że mnie nie wydasz. Masz swoje zasady, które nie popłynęły na dno z alkoholem. -Dziękuję za zaszeregowanie mnie do zaszczytnej kategorii. Nie pomagasz mi w podjęciu decyzji. -Może forsa Ci pomoże. Otrzymasz ode mnie 100 tysięcy kredytów, jeżeli pomożesz mi odkryć prawdę. Czuł, że nie wszystko tutaj jest jasne i nie powinien nie mając zupełnie jasnego umysłu, podejmować żadnych decyzji. Ale czy pamiętał siebie bez alkoholu we krwi? I na pewno zarobienie tych pieniędzy, nie będzie łatwe i przyjemne. Rany…Już od dawna nie marzył o połowie tej kwoty na swoim koncie, która może czasowo rozwiązać wszystkie jego problemy. To otwarłoby mu nowe drzwi i miałby okazję rozprawić się z panem G. -Niech ci będzie, co mi tam. Przyjdź do mnie i jeżeli po dwóch godzinach nie zgarną nas, może oboje coś wymyślimy. -Ok. Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz. Nie pożałujesz tego. -Już żałuję, wiesz? Rozmowa przyniosła mu 25 kredytów, które wpłynęły na jego konto. W sam raz na dobrą wódkę i opłacenie taniej dziwki. Wziął do ręki butelkę i wypił do końca, aby rozjaśnić bardziej swój umysł. Gdy odkładał ją na stół dziewczyny na etykiecie ubrały się i zaczęły śpiewać marsza żałobnego. Dojrzał w kącie pokoju kosz i rzucił w jego stronę butelką. Pomyślał, że szykują się chyba ciężkie dla niego chwile. Czy naprawdę wiedział, w co się pakował? Nie był tego tak bardzo pewien i bał się konsekwencji, które mogą z tego wyniknąć. Może jednak warto, ten jeszcze jeden raz postawić na szale swoje życie? Często pakował się w kłopoty, tylko przeważnie miał szczęście i potrafił z nich wybrnąć obronną ręką. Tak było do czasu, do feralnego spotkania z panem G. Tamten pozbawił go wszelkich złudzeń, co do tego, że może wszystko.. Ale to już odległa historia. Musiał przysnąć, gdyż obudził go dzwonek do drzwi. Coraz częściej mu się zdarzało zasnąć po porannym klinie. Chyba się starzał, gdyż z jego kondycją było coraz gorzej. Z przymrużonymi oczami dał sygnał pilotem i stanęły otworem. W wejściu zobaczył młodego, grubego i wysokiego mężczyznę, który nie grzeszył męską urodą. Podali sobie dłonie na powitanie i wymienili ciepłe spojrzenie. -Dzień dobry. Nazywam się …Zresztą czy to ważne? Rozpoznał go po głosie. To był facet z komputera. -Na razie nie muszę znać twojego nazwiska. Mężczyzna rozejrzał się uważnie i widać było, że dziwi go ta wielka pusta przestrzeń wokół. -Nie wygląda tu najlepiej. -Moja działka, nie musisz tu mieszkać. Zamknij drzwi i rozgość się. Poszukał wzrokiem jeszcze jednej pełnej butelki. Znalazł ja w końcu wciśniętą w fotel, na którym rozsiadł się jego gość.. Na etykiecie seksowna blondynka zaczęła tańczyć i rozbierać swoje ponętne ciało. -Napijesz się ze mną? -Dziękuję, ale nie piję takiego alkoholu. I mam nadzieję, że masz na tyle jasny umysł, że wszystko, co ci powiem doskonale zrozumiesz. Zrobił krótka pauzę, jak gdyby oczekując konkretnej odpowiedzi, obserwując jak Deyf przechyla butelkę i wtłacza w siebie spory łyk. -Nie zamierzasz z tym skończyć? Powiedz, śpisz więcej i coraz więcej pijesz? Jesteś na dobrej drodze do to szybkiego odlotu w zaświaty. Nie wiesz nawet, co pakują do tych butelek z filmikami na etykietach. -Jeżeli chcesz bym przestał pić, to pomyliłeś adres. Jestem nałogowym alkoholikiem i nic na to nie poradzisz. Zresztą, co to ciebie obchodzi?! Bądź pewien, że gdy zajmę się tą sprawą, postaram się nie nadużywać alkoholu. -Od tej chwili wszystko mnie obchodzi, co robisz, bo masz mi pomóc przeżyć. Jeżeli przyjmiesz moje zlecenie spowoduję, że przestaniesz pić i to w ciągu jednej doby. I tak zbyt wiele ryzykuję, zdając się na kogoś takiego jak Ty. Słyszał o takich jak on, mających dostęp do wszystkich zakazanych wynalazków, których nigdy nie dopuszczono do masowej produkcji. Potrafili dać Ci niebo, ale zarazem uzależnić od czegoś naprawdę paskudnego. -Nie prosiłem się o to. -Dobra…Mogę zacząć? Może zapalisz?- wyciągnął w jego stronę złotą papierośnicę. Już dawno nie palił dobrego papierosa, dlatego tym bardziej chętnie sięgnął po niego. -Reviny? Co to za marka? Nigdy wcześniej takich nie spotkałem?- zapytał spoglądając na wydrukowany napis na papierosie. -Nie są szeroko dostępne. To limitowana seria. Przyjemny zapach rozniósł się dookoła wyostrzając jego uwagę. -Więc mów. -Wiesz już, na co choruje i to, że zamierzam doczekać naturalnej starości.. Wiem, że moja jedyną szansą jest specjalna szczepionka, którą wynalazł genetyk Allan Torman. Niestety po opublikowaniu przez niego wyników badań podobno go zabito. Osobiście sądzę, że uciekł lub został porwany, lecz zanim do tego doszło, ukrył gdzieś materiały dotyczące swoich badań.. Szukają ich największe korporacje na świecie. Doprowadzono nawet do tego, że zabito wszystkie żyjące jeszcze klony w laboratoriach. Można powiedzieć, że jestem jednym z ostatnich, które przetrwały. Dym rozszedł się w nim jak działka marihuany, ale spowodował odmienny efekt. Jego umysł rozjaśnił się i zaczął dużo intensywniej pracować. -Dlaczego wcześniej nie zachorowałeś? O ile wiem program wstrzymano 10 lat temu? A tego, że istnieje szczepionka, nigdy oficjalnie nie potwierdzono. -To prawda. Przeżyłem już 35 lat i podejrzewam, że właśnie na mnie zastosowano pewną dawkę leku, który istniał już od bardzo dawna i był wykorzystywany w tajemnicy przed wszystkimi. Moja przeszłość, nie jest całkiem dla mnie jasna. Ze swojego dzieciństwa, jeżeli takie miałem pamiętam jedynie szczątki wydarzeń i powiedziano mi, że przeżyłem wtedy ciężki wypadek, w którym zginęli moi rodzice. Wcześniej się jednak głębiej nad tym nie zastanawiałem. Dopiero 2 tygodnie temu dowiedziałem się, że nie jestem normalnym człowiekiem, tylko jego klonem. Wyobrażasz sobie, jaki przeżyłem szok? Byłem dotąd normalnym, dobrze sytuowanym obywatelem szanowanym przez społeczność. Naraz okazuje się, że jestem wyklętym pomiotem ludzkiej genetyki. Otrzymałem list i pokierowano mnie w nim do szyfrowej skrytki w kosmoporcie Delta, gdzie znalazłem szczepionkę, która pozwoliła mi zatrzymać postępy choroby. Bez niej w ciągu kilku kolejnych dni zacząłbym odczuwać pierwsze objawy. Zresztą one i tak się już pojawiły, tylko ich nie rozpoznałem. Zacząłem niepostrzeżenie tyć i odczuwać inne nieprzyjemne dolegliwości, które szczepionka na szczęście powstrzymała. Nie wiem kto jest adresatem listu, ale widocznie chce bym nadal żył. Może potajemnie obserwowano mnie przez wszystkie lata i sprawdzano jak sobie radzę.. Chciałbym się dowiedzieć, kim jest ten człowiek i jakie ma zamiary wobec mnie. -Myślisz że to sam Torman? -Nie. Uważam że to ktoś zupełnie inny. Torman jeżeli swojego czasu pracował nad szczepionką, to na pewno nie robił tego sam. Może był częścią jakiegoś systemu, który chciał go wykorzystać do swoich celów. Z całą pewnością wszystkiego im nie mówił. Ale to tylko moje domysły i przemyślenia. Moja wiedza na ten temat, nie jest poparta żadnymi dowodami. -To nie wiele nam mówi. Co wiesz jeszcze o sobie? I co było w liście? -Jest tam wzmianka o tym, że moja sprawa wiąże się z miastem, które zwą IKEN. Słyszałeś o nim? -IKEN? Tak, coś czytałem. To podobno miasto klonów i androidów. Mówi się, że ludzie tam nie mają wstępu a miasto jest ukryte w górach. Pewna grupa polityków uważa, że przygotowywany jest tam zamach stanu w celu przejęcia kontroli nad światem.. Klony, wraz z androidami. To trochę śmieszne i absurdalne, nie sądzisz? Istnienie IKEN nigdy nie zostało potwierdzone i nie wierzę w to. Gdyby to była prawda, dawno zostało by namierzone przez satelity, gdziekolwiek by się na Ziemi znajdowało. -Cała sprawa nie jest jednak taka prosta i wiąże się z czymś, o czym na pewno swojego czasu słyszałeś. Pamiętasz kilku polityków, którzy 7 lat temu chcieli przepchnąć ustawę o wolności dla androidów? Światło dzienne ujrzała tylko znacznie okrojona wersja. W pierwowzorze uwzględniano także klony i hola. Wiązało się to projektem kolonizacji Marsa, który forsował w rządzie minister nauki Jean Roud. To czego się obawiano to, bardzo wysokie koszty związane z zapewnieniem ludziom odpowiednich warunków do życia.. Politycy wymyślili sobie, że nie koniecznie pionierami kolonizacji Marsa muszą być ludzie, skoro androidy mogą cykl badań i budowę bazy kolonialnej wykonać precyzyjniej, szybciej i co najważniejsze taniej. Zarządzane miały być poprzez obecne wśród nich hola. Dodatkowo misje planowano wesprzeć zmodyfikowanymi genetycznie klonami, które potrzebowały do życia znacznie mniej tlenu i żywności. Były jednocześnie bardziej odporne na surowe warunki Marsjańskie. Realizacja projektu była już daleko zaawansowana, trzeba było jeszcze tylko dwóch rzeczy a mianowicie wystarczającej liczby zwolenników i czasu. Niestety Roud trafił na opór świata polityki i nauki, chociaż miał poparcie ówczesnego prezydenta Gilberta Rinksa. Stanęło na tym, że do parlamentu trafiła tylko okrojona wersja projektu. Nadążasz za tym, co mówię? -Ta. To bardzo interesujące. Mów dalej. - Otóż sytuacja polityczna w owym czasie, jak wiesz była niezbyt pewna. Zbliżały się wybory a zwycięstwo ówczesnego prezydenta i objęcie przez niego stanowiska na drugą kadencję nie było wcale takie pewne. I dlatego, nie zdążył już przepchnąć głosowania w parlamencie. Jak wiesz potem wybory wygrał kto inny i planowanej kolonizacji Marsa ukręcono łeb. Nowy prezydent stwierdził, że ludzie nie są jeszcze do niej dostatecznie przygotowani i budzi ona wiele moralnych kontrowersji związanych z statusem androidów i klonów. Zażądał opracowania nowego planu podboju czerwonej planety powołując do tego specjalny zespół ekspertów. Wkrótce po tym klony zaczęły chorować na nieuleczalną progerię a większość hologramów wykasowano z sieci i drastycznie ograniczono produkcję androidów przemysłowych. Ślad po ważnych politykach też szybko zaginął i program masowego osadnictwa na Marsie został odłożony na bliżej nieokreśloną przyszłość. -Komuś widocznie zależało na tym, aby to się nie powiodło. Sama myśl moim zdaniem nie była zła, jednak z góry skazana na porażkę. Od początku przecież, gdy naukowcy zaczęli pokazywać światu hologramy z IQ, 150 budziło to kontrowersje czy należy powoływać do życia coś o tak dużej inteligencji. Androidy były konsekwencją tych odkryć a klony? No cóż pojawiły się przez nikogo nie zauważone. Sądzono dotąd, że nikt już się nimi nie zajmuje i że dawno ludzkość zrezygnowała z kopiowania samych siebie.. Ale to, co mówię teraz, jest powszechnie znane i dostępne. Ty masz wiedzę, która wykracza po za tą granicę. Śledzę na bieżąco to, co się dzieje w polityce, ale o wielu rzeczach, o których mi mówisz nie miałem zielonego pojęcia? Skąd posiadasz, więc takie informacje? Nie sądzę, aby były dostępne w jakimkolwiek sieciowym portalu? - Wszystko, czego się dowiedziałem, usłyszałem od kogoś, kogo pora bym Ci przedstawił. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął pilota. W pewnej chwili wyświetlił dzięki niemu obok nich holograficzną postać kobiety. Była piękna o kruczoczarnych włosach i śniadej cerze. Jej falująca sylwetka była jeszcze nie aktywna. Znał hola dobrze, kiedyś pracował nad ich tworzeniem i nie miał o nich zbyt dobrego zdania. Były jak wirusy, nigdy do końca nierozpoznane i niebezpieczne. Jednocześnie niezwykle inteligentne, dzięki wsparciu przez superkomputery. Sam kiedyś posiadał taką piękność na własność, która wpędziła go w końcu w kłopoty, których odczuwał skutki do dzisiaj. -To Doris. Mój przyjaciel… -Nie mówiłeś, że ktoś jeszcze o tym wie? -Boisz się? To tylko Holo. Mój jedyny przyjaciel, któremu mogę zaufać. -Holo…Znam takie, które w zemście na swoim właścicielu doprowadziły do jego śmierci. Wiesz chyba, że posiadanie ich bez zezwolenia jest zakazane? Tym bardziej takie, które żyją poza siecią. Takich pudełeczek, które trzymasz w ręku nie jest wiele. Sam widzę coś podobnego pierwszy raz. -I co z tego? Wszystko, co może zagrozić władzy jest zakazane. Doris wiele mi już pomogła i dopóki mogę to będę z niej korzystał, legalnie czy też nie. Tylko Hola wiedzą o sieci więcej niż ludzie. Połączenie wiedzy Doris i twojej, może wiele zwojować i jestem pewien, że wspólnie ustalicie, co jest prawdą a co nie. Przy tym ocalicie moje życie i dowiecie się prawdy o IKEN. -Myślisz, że tam znajdziesz odpowiedzi na wszystkie swoje pytania? -IKEN to moim zdaniem klucz do wszystkiego. Gdy z nią porozmawiasz, sam uznasz, że mam rację. Spowija to wszystko jakaś tajemnica, której nie chce mi wyjawić. To, że jestem tutaj, to częściowo jej zasługa, gdyż to ona kazała mi ciebie odnaleźć. Zupełnie niczego już nie rozumiał. Czyżby wizyta dziwnego gościa nie była przypadkiem? -To absurd. Znam sieć jak własną kieszeń i wiedziałbym gdyby istniał cień szansy, że takie miasto istnieje. To wymysł polityków, próbujących ocalić swój stołek. -W ciągu tych kilku lat, wiele się zmieniło i nie wszystko, co się dzieje jest podawane do publicznej wiadomości. Po wypalonym papierosie czuł się o wiele lepiej. Prawdę mówiąc nie pamiętał już, kiedy czuł się równie tak dobrze. Tajemnica, którą nieznajomy przed nim nakreślił, coraz bardziej zaczęła go wciągać. -Dobrze. Pokaż najpierw ten list. Spodziewał się świetlnej tabliczki z tekstem a tymczasem mężczyzna wyciągnął z kieszeni kartkę papieru, na której napisano niedbałym charakterem pisma. Pierwsze zdania odnosiły się do informacji o tym, kim jest mężczyzna. Padło także w liście jego nazwisko. Morton Gil? Gdzieś już słyszał o nim, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Najbardziej interesująca była ostatnia część listu. Była to właściwie zagadka, którą przed adresatem rozpostarł nieznany nadawca. „Odpowiedzi szukaj w mieście, którego nie ma. Kluczem do jego drzwi są ulice wypełnione słowami. Idąc nimi znajdź „Szklaną Wieżę”. Na 121 piętrze otrzymasz następną wskazówkę” -Naprawdę ciekawe. Co było jeszcze w skrytce? -Ampułka że szczepionką o nazwie „kloncylina 1000” i pilot aktywujący to oto holo. Do końca jednak nie byłem pewny czy to prawda, ale badania, które na sobie przeprowadziłem potwierdziły to, kim naprawdę jestem. -Chmm…Aktywuj ją…To naprawdę robi się niezwykle ciekawe(…) KONIEC CZĘŚCI I |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |