DRUKUJ

 

Owoc bezradności

Publikacja:

 03-08-30

Autor:

 Akima
Magda wróciła właśnie od lekarza. Gdy próbowała otworzyć drzwi, ręce tak jej się trzęsły, że ledwo trafiła kluczem do zamka. Usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Ale hałas i nagły napływ zbędnych informacji nie mógł zagłusić myśli kłębiących jej się w głowie. Słowa lekarza odbijały się echem w jej umyśle, wciąż i wciąż, bez końca. Jakby została uwięziona w jakiejś piekielnej pętli czasowej. "Jest pani w ciąży, gratuluję", powiedział lekarz po dokładnym badaniu. Tak dobrze znała te słowa, z oglądanych filmów, z książek. Tylko, że wtedy bohaterka zwykle podskakiwała ze szczęścia i szła szybko do męża lub chłopaka podzielić się radosną nowiną. Teraz niestety tak nie było. Nie miała do kogo iść, nie było męża, chłopaka, czy nawet kochanka, z którym by się widywała w weekendy.
Wiedziała czyje to dziecko. Piotrka. Spotkała go miesiąc temu na imprezie u koleżanki. Ale to była znajomość na jedną noc i nigdy nie sądziła, że coś z tego będzie. Prawdę mówiąc to do dzisiejszego dnia wcale o nim nie pamiętała.
Nie miała najmniejszego zamiaru mówić mu o tym. Sama wychowa swoje dziecko. On by pewnie nawet nie skojarzył, kim ona jest. Ale… co to znaczy, że sama wychowa dziecko?! Przecież ona nawet nie była pewna, czy chce zostać matką, a szczególnie teraz. Dopiero co dostała pracę, nie może od razu wziąć macierzyńskiego. Nie była to, co prawda jej wymarzona posada, ale pozwalała jakoś przeżyć. Bez wielkich luksusów, jednak nie przymierała głodem. Ale dla dziecka trzeba kupić tyle rzeczy: śpioszki, smoczki, wózek, nosidełko… A jedzenie dla niej? A rachunki? A jakiekolwiek przyjemności? Nie mówiąc już o tym, że musiałaby całkowicie zrezygnować z życia towarzyskiego, bo dziecko wymaga całodobowej opieki.
Nie poradzę sobie, myślała, a łzy płynęły jej bezradnie po policzkach, nie jestem jeszcze na to gotowa.

Przez cały kolejny tydzień rozmyślała, o swojej przyszłości. Stwierdziła, że fakt noszenia w sobie dziecka uczynił ją już pełnoprawną matką, a przecież potępiała matki, które porzucały swoje dzieci. Jej własna wyrzekła się jej, gdy tylko, następnego dnia po wizycie u lekarza, Magda zadzwoniła do niej i powiedziała, że będzie miała nieślubne dziecko. Zresztą nigdy nie układało im się najlepiej, szczególnie po śmierci ojca Magdy.
Nie mogła wytrzymać w swoim rodzinnym domu. Jak tylko skończyła 18 lat, zatrudniła się w niewielkim osiedlowym sklepiku i wynajęła kawalerkę w obskurnej kamienicy na przedmieściu. Wkrótce jednak właścicielka sklepu zwolniła ją z pracy, bo Magda romansowała z jej mężem. Znowu groziła jej bieda, gdy nagle koleżanka powiedziała jej o wolnej posadzie w barze swojego ojca.
Pracowała tam dopiero od dwóch miesięcy i miała nadzieję, że jeśli przedstawi swoją sytuację szefowi to on ją zrozumie. Była pewna, że po tak krótkim stażu nie dostanie podwyżki, ale może chociaż dodatkowy etat...
Teraz była już przekonana, że wychowa to dziecko bez niczyjej pomocy. Może czasem poprosi którąś koleżankę, żeby je popilnowała podczas jej nieobecności. Ale przyrzekła sobie, że nigdy nie będzie od nikogo pożyczać pieniędzy. Już i tak miała zapożyczoną duszę, nie potrzebowała robić sobie jeszcze długów, których i tak nie miałaby z czego spłacić.
Wyprosiła u szefa tydzień urlopu i zaliczkę na ten miesiąc. Postanowiła zrobić niewielkie zakupy. Niewielkie, bo i pensja była niewielka, dostawała najniższą dopuszczalną stawkę, ale szef obiecał jej, że za dwa miesiące dostanie podwyżkę. Wcześniej nie może, bo sam nie ma na razie pieniędzy, a bar nie jest najbardziej dochodowym interesem.
Przez pierwsze trzy dni kupiła smoczki, grzechotki i kilka ubranek, białych, bo nie wiedziała jeszcze, jakiej płci będzie dziecko.
Czwarty dzień urlopu przeznaczyła na odpoczynek, siedziała przed telewizorem i oglądała wypożyczone filmy. Popołudniu znudziła się telewizją i zajęła porządkami. Wśród sterty książek, wycinków z gazet i starych zeszytów szkolnych, odnalazła swój pamiętnik. Nic nadzwyczajnego, po prostu brulion A4 z ponaklejanymi nalepkami z wafelków, które zbierała, gdy miała dwanaście lat.
Otworzyła go na pierwszej stronie i zaczęła głośno czytać. Trochę do siebie, a trochę do dziecka, któremu chciała przybliżyć historię jego matki.

15 stycznia 1996
Nie mogę już tego znieść!! Matka znowu wysłała mnie na górę. Uderzyła mnie! Nigdy jej tego nie wybaczę. Ja nie mogłabym być taka dla swoich dzieci. Sądzi, że wszystko jej wolno, już i tak ciągle jej ustępuję jak tylko mogę. Mam nadzieję, że szybko się stąd wyprowadzę.

18 stycznia 1996
Jestem na nią taka wściekła!! Kiedy wracałam ze szkoły, wydarzył się wypadek. Zagapiłam się, stałam tam chyba z pół godziny i patrzyłam, jak sanitariusze wnoszą bezwładne ciała ofiar do karetki. To było straszne! Wróciłam do domu i chciałam opowiedzieć o tym matce, ale ona nie dała mi dojść do słowa. "Gdzie byłaś?!" - zapytała, gdy tylko przekroczyłam próg. Chciałam odpowiedzieć, ale zadała kolejne pytanie: "Jak możesz tak się nade mną znęcać? Zamartwiam się o ciebie, a ty szwendasz się gdzieś, niewiadomo gdzie!!". Wkrótce posypała się z jej ust cała salwa skarg i żalów. Nie mogłam jej nic wytłumaczyć, bo za każdym razem mi przerywała. W końcu krzyknęłam: "Daj mi wreszcie coś powiedzieć!!!". I uderzyła mnie w twarz. "Przeproś!!", rozkazała. "Powiedz, że kochasz swoją mamusię i przeproś!". "Kocham", oznajmiłam, ale nie przeprosiłam, mimo, że strasznie się na mnie darła i wysłała mnie do pokoju, znowu.

21 stycznia 1996
Matka odkryła dzisiaj, że palę. Palę od dawna, ale ona o tym nie wiedziała. Weszła do łazienki, gdy właśnie zapalałam drugiego papierosa ( wróciła wcześniej z pracy ).
Powiedziała tylko: "Mam nadzieję, że nie kradniesz moich pieniędzy, żeby kupować to świństwo" i wyszła. Nie wiem, jak można aż tak bardzo nie przejmować się swoim dzieckiem.

22 stycznia 1996
Dziś są moje urodziny, ale matka dopiero wieczorem sobie o tym przypomniała. Cały dzień się do mnie nie odzywała, nie wiem, czy to przez to wczorajsze, czy znowu miała po prostu chandrę, ale nie zamieniła ze mną ani słowa. Wstała nawet specjalnie wcześniej, żeby nie jeść ze mną śniadania. Przyzwyczaiłam się do tego, że mnie unika, nigdy za mną nie przepadała. Zawsze twierdziła, że chodzi do pracy na cały dzień, żeby zapewnić nam jako-taki komfort życiowy, ale ja wiem, że ona nie chcę mnie widzieć i ucieka przede mną mając nadzieję, że gdy wróci do domu to mnie już nie będzie, okażę się tylko złym snem. Zawsze się zastanawiałam, dlaczego ona tak mnie nienawidzi.
Nie była dzisiaj w pracy, bo jest niedziela, sprzątała i prała cały dzień, żeby tylko nie musieć siedzieć ze mną w jednym pokoju. Gdy wchodziłam do pomieszczenia, w którym ona przebywała, mówiła że musi coś zrobić i wychodziła. Kiedy przyszedł wieczór siedziałyśmy razem w kuchni, bo ona oglądała telewizję, a ja jadłam kolację, przy dużym stole. Zaczęły się wiadomości, prezenterka przedstawiła się i powiedziała: "Dobry wieczór państwu. Dziś jest 22 stycznia, słońce wstało o 8:26, a zaszło o 17:48, w całej Polsce było dziś pogodnie, tylko na zachodzie…". I wtedy matkę coś tknęło. Odwróciła do mnie głowę i popatrzyła badawczo. "A więc to dlatego szwendałaś się za mną przez cały dzień", powiedziała. "Wybacz jeśli się rozczarowałaś, że nie złożyłam ci życzeń, ale musisz się z tym pogodzić. I… co ty w ogóle sobie myślisz? Że ja nie mam co robić tylko biegać za tobą i obsypywać cię prezentami? Jeśli tak to cię rozczaruję". "Mogłabyś chociaż złożyć mi życzenia, a ty nawet nie pamiętałaś, że są moje urodziny!!!" - wykrzyknęłam ze łzami w oczach. " Mam już dosyć twojej bezczelności!! Idź do siebie!!! I nie wychodź stamtąd do jutra!!" - rozkazała mi. Wtedy rozryczałam się już na dobre i powiedziałam w przypływie furii: "Skoro mnie tak bardzo nienawidzisz, to po co w ogóle decydowałaś się na dziecko?!". Matka przybrała wściekły wyraz twarzy, ale spokojnym głosem oznajmiła: "To twój ojciec chciał mieć dziecko, nie ja. A teraz on umarł, a mnie zostawił z bachorem. Myślisz, że gdyby o mnie chodziło to bym cię urodziła?". Te słowa tak mnie dotknęły, że nic nie powiedziałam. Poszłam do swojego pokoju i trzasnęłam głośno drzwiami.

Magdzie oczy zaszły łzami, nie mogła już dalej czytać. Wspomnienia tamtego bólu i upokorzeń rozdrapały zabliźnioną już ranę.
Mimo, że było jeszcze wcześnie położyła się spać. Spała tym samym niepewnym, pełnym obaw i żalu, snem co kiedyś, gdy miała dwanaście lat.
Następnego dnia znowu zaniedbała zakupy i wzięła się za czytanie swoich zapisków sprzed siedmiu lat. Przerzucała kolejne stronice zeszytu, wspominając dzieciństwo, którego nigdy nie miała. Każde zdanie, które czytała wyzwalało kolejną dawkę cierpienia i nienawiści. Jednak w tym żalu i wrogości jaki czuła do matki zawsze ją kochała. Nawet wtedy, gdy była przez nią poniżana i zaniedbywana, nawet wtedy, gdy wysyłano ją do pokoju bez kolacji, kochała ją nawet wtedy, gdy matka ją raniła, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, te rany pozostały na zawsze i zaważyły na jej przyszłej decyzji...
Wieczorem, gdy przestudiowała już ostatnią stronę, sięgnęła po telefon.
- Halo - zapytał głos w słuchawce.
- Dzień dobry, mówi Magda Mikołajczuk. Czy mogę rozmawiać z Pauliną?
- Cześć Magda! To ja. O co chodzi?
- Masz jeszcze adres tego lekarza, który zrobił ci...
- Który usunął moją ciążę? Słyszałam, że będziesz miała dziecko, ale... Słuchaj, jeśli nie jesteś do końca pewna to tego nierób. Gdybym ja wiedziała, jak to ciąży na duszy, nigdy bym tego nie zrobiła.
- Ale ja muszę.
- Wiem, że teraz to się wydaje konieczne, ale to naprawdę nie jest takie proste. Później będziesz tego żałować, mówię ci.
- Po prostu daj mi ten adres!! - krzyknęła płacząc Magda.
- Dobrze, ale pamiętaj, że cię ostrzegałam. Masz coś do pisania?

Magda zapłakana wróciła do domu. Ryczała przez całą drogę. Na przystanku autobusowym ludzie odwracali głowy w jej kierunku i patrzyli z politowaniem, na skrzyżowaniu dzieci pokazywały ją palcami i pytały: "Mamusiu, czemu ta pani, płacze?", pijacy w bramach niemrawo spoglądali na nią z głupim, nieprzytomnym uśmieszkiem i z powrotem zasypiali.
W domu usiadła na kanapie i tłumaczyła sobie, że byłaby taka sama jak jej matka. Odgrywałby się na dziecku za brak męża. Dopóki żył jej ojciec wszystko jakoś szło, matka nie była wtedy taka zła. Jednak wiedziała, że ona też nie poradziłaby sobie sama z wychowaniem dziecka. Być może, gdyby jej matka była dla niej inna, dałaby sobie radę, ale, ta za bardzo ją skrzywdziła. Miała na duszy krwawiącą ranę wielkości wyrzutów sumienia, które dręczyły ją teraz, jak zjawy z zaświatów. Mimo wszystko wiedziała, że dobrze postąpiła. Opieka nad dzieckiem bez oparcia, które mógłby jej dać mąż, byłaby w jej sytuacji niemożliwa. W tej chwili po raz pierwszy pomyślała, że mogłaby zabić swoją matkę. Zabić za śmierć swojego dziecka. Rozmyślała o tym przez całe trzy dni pobytu w klinice i za każdym razem płakała. Płacz przynosił jej ulgę. Była to jedyna rzecz jaką mogła robić nie myśląc o tym, co będzie dalej.
Zadzwonił telefon. Paulina zawsze miała doskonałe wyczucie, kiedy zadzwonić do Magdy. Gdy tylko podupadała na duchu mogła oczekiwać telefonu od niej. Spodziewała się więc, że gdy podniesie słuchawkę usłyszy znajomy miły i ciepły głos przyjaciółki. Jednak tym razem to nie ona dzwoniła.
- Słucham?
- Cześć, wiem, że mnie nie pamiętasz... - powiedział ktoś wyraźnie zdenerwowany - Zbierałem się od miesiąca, żeby do ciebie zadzwonić, ale jakoś nie mogłem się zdecydować. Myślałem, że nie będziesz chciała mnie znać, wiesz, ja wtedy byłem pijany, gdyby nie to wszystko poszłoby inaczej, chcę to naprawić. Bardzo mi się spodobałaś, wiem, że mało rozmawialiśmy, ale wystarczyło mi, żebym cię trochę poznał. Ja… chciałem się ciebie zapytać, czy nie umówiłabyś się ze mną?
- A… ale kto mówi?
- Nie przedstawiłem się?! Przepraszam, zapomniałem. Poznaliśmy się na imprezie u Anki. To ja, Piotrek…

Data:

 sierpień 2003

Podpis:

 Akima

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=1252

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl