![]() |
|||||||||
Nonsens |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Urodzony... W miejscu które nie dokońca jest wporządku. Gdybym miał wybrać jakieś miejsce ,gdzie miałbym umrzeć, gdzie miałbym być pochowany. Niewybrałbym prawie ,żadnego z tych które znam. Bo wśród szklanych wniosków, monitorów które zamieniają mózg w galaretę, białych tabletek, które uśmierzają wszystkie bóle i lęki. Tabletki od kolorowego widzenia, szalonego myślenia, od skakania, i od chorego bredzenia. Wśród wieżowców pod którymi prostytutki zarabiają na chleb, wśród latarni gdzie miłość szuka plastra by zakleić popękane serca. Między bankami gdzie sztuka się sprzedaje, wchodzi w dupę, poniża, sztuka która staje się sztuczna. Gdzie wszystkie wartości bezcenne są przeliczane na korzyści i pieniądze. Między kobietami które mają dość kobiecości i stają się zbyt męskie i między facetami którzy mają dość swej męskości i stają się zanadto kobiecy. Kręcę się wśród tych wszystkich tworów ludzkiej nie doli, chodzę po ulicach i patrzę i widzę i patrzę: Pies z psem się pierdoli... Kot w śmietniku się gramoli... Śnieg topnieje na dachach miasta... Pani wydłubuje rodzynki z ciasta... I idę , i biegnę po ulicach beznadziejnej szarości, między ludźmi którzy nie mają dokumentów tożsamości. Biegnę i biegnę wśród drzew podlewanych toksycznym deszczem co właśnie pada i widzę mordercę co do ofiary się skrada. Zatapia nóż w jej ciele, zabrał jej życie. Na pewno będzie o tym w gazecie. „ Krew polała się na Żytniej”. Na pewno tak będzie. Muszę biec dalej, tu nie ma tego miejsca, to miejsce jest nieabsorbujące, antypasjonujące, niehumanitarne, dzikie, zwierzęce. Tak co druga ulica jak poprzednia, kopia kopii. Tacy sami ludzie, takie same wystawy, te same budynki. Kebaby, Cukiernie, Kioski, Sex Shopy, Salony Tatuażu, Spożywcze sklepy i sklepy wielobranżowe. I widzę to wszystko moimi oczyma i widzę i patrzę i słyszę i czuję jak to miasto oddycha. Widzę i patrzę: Fanatyk za fanatykiem swą obecność podkreśla Stragan. Mutant pomarańcza, gruszka, mutant czereśnia. Złodziej złodzieja okrada Kłamstwo na kłamstwie zarabia. Już nie mam sił ani iść, ani biec. Jestem kaleką tej społeczności , brak możliwości dostoswania. Brak możliwości oddychania, powietrzem pełnym tłustych słów. W kącie wymiotuje znów. Raz kolejną poezją, raz tandetną muzyką, kolejny raz kawiarnianym jadłospisem, a raz beznadziejnym pomysłem. Tych co nami rządzą , tych co kierują tą nędzą. Krajem ,miejscem idiotów, idiotek, paserów, pasażerów bez biletu, pracodawców bez pracy, pomysłodawców bez pomysłu. Bez płodnych dawców nasienia i Dawców krwi którzy pierwsi otwierają drzwi w ośrodkach zdrowia, gdzie wyleczonej choroby nabawiasz się odnowa. Tam też wsadzają wszystko w gips. Nogi , ręce wszystkie członki. Tylko Mózgu nie potrafią jeszcze zagipsować, ale kiedyś się nauczą i wszyscy będą zdrowi. Każdy dostanie taki gips, na którym zbierze podpisy, ziomków i dopiero napotkanych osób. Kolorowe hasełka. Kolorowe Imiona. Kolorowe cytaty. Lecz i tak to wszystko gówno warte. Świry, szaleńcy i pomyleńcy tego świata. Są pionierami, są jedynymi normalnymi. Ogół czy jednostka. Indywidualizm z tektury. Krawat z dumy, garnitur z ambicji, spodnie z lateksu. Buty ze świni, z bezszczelności. Włosy na żel albo żel na włosy. Wolność , tolerancja. Jaka tolerancja? Tolerancja wobec nie tolerancji? Wolna wola, która jest ich krzyżem Chrystusowym. Tylko kto ukradł gwoździe. Gdzie jest młotek? Sprzedali powiedział żebrak. Wszystko sprzedali powtórzyłem. Sprzedali.. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |