DRUKUJ

 

Wieszcza Upadek

Publikacja:

 05-06-24

Autor:

 QBA
Purpurowe niebo krwią niewinnych spływa
Oto ja Apokalipsa przybywam zebrać żniwa!
To koniec! Biada nam! Krzyczą ludzie w popłochu...
Narody upadają we wrzasku i szlochu
Już kosa krwią zbroczona wielka i straszliwa
Na Ród Orła posępnym ostrzem się zrywa
Dzielny narodzie! Zdradami umęczony!
Twój znój i ból zostanie nagrodzony!
Głos jedwabisty gdzieś z nieba przemawia
Oto Ja Sędzia strażnika wam wystawiam
I nagle zobaczyły dumne Orła Dzieci
Wroga śmiertelnego- śmierć dla samej śmierci!
Wieszcz! Poeta! On nas poprowadzi!
Śmierć pokona! Ziarno życia na martwym zasadzi.
Po krwi morzu z daleka nadpływa
On z nas jest, choć nikt nie wie jak się nazywa!
Nie ma imienia! Z Jego potęgi zrodzony!
Jego Woli i Łaski jasnością naznaczony!
Nadpływa... to Łódź! A w niej! Czyżby tylko pustka?
Łódź dobiła do brzegu... zamarły wszystkie usta...
Jest na dnie symbol tajemny skryty!
Na Łodzi pięknej Łeb Żubra Mieczem Przebity!
Oto on nadchodzi! Pod postacią taką!
Ufajcie Orlęta tym tajemny znakom!
Ja Wam go zsyłam! On was wybawi!
Da wam wolność, szczęście... Mocarstwo z Polski sprawi!
Za cierpienia i znoje bohatersko znoszone.
Śmiercią i oddaniem Ojczyźnie potwierdzone.
Czynię was od innych wspanialszymi.
Wy jesteście prawdziwie wybranymi!

Nadzieja zapłonęła w sercach Orła Rodu
Ciepło kruszy kajdany beznadziei lodu
I oto przy Łodzi snop światła wystrzelił
A w nim staną młodzieniec w aurorze z bieli
Cera jego piękna... szlachetny, przystojny
Wysoki, rosły... dumny i spokojny
Ogarną swoje dzieci błękitnym bystrym okiem
Każdy poczuł ulgę pod tym mądrym wzrokiem
Ja jestem Wieszczem! Pana namiestnikiem!
Głos jego brzmiał mocą, mistycznym rykiem
Uniósł on ramie w stal piękną zakute
Spokojem Niebios jego dłonie osnute
Wskazały hen w niebo gdzieś daleko purpurowe
Rodacy! Przemówił Jestem by siać nowe
By z woli naszego Pana Stworzyciela
Otuchę i silę do serc waszych przelać
Ja was poprowadzę ku zwycięstwa chwale
Za waszą pomocą samą Śmierć obalę
Poezja mym atakiem, miecz zaś obroną
Dziś jeszcze użyjcie jak zła czeluście płoną
Wieszcz ja! Ojcami mymi dawne bohatery
Zwał mnie kiedyś jeden: czterdzieści i cztery
Oto przybywam ja dzisiaj z Pana majestatem
By uczynić was królami nad tym strasznym światem
Pójdźcie za mną dzieci! Szeregiem u boku mego
Walczcie i śpiewajcie. Resztę zostawcie mego planu biegom!
I tak Orlęta oręż pochwyciły
Z dumą na twarzy mur ludzki stworzyły
Kroczyć poczęły za swym przewodnikiem
Śpiewały wtórowane straszliwym okrzykiem
To z góry gdzieś, z czeluści jęk straszny się rozdziera
Oto Śmierć do ataku na męża się zbiera
I jak grom z niema spada ku ziemi nagle
Straszliwa czarna postać... na samym chyba diable
Z furią i impetem do wieszcza się zbliża
Coraz bardziej ku niemu wściekły lot swój zniża
Orlęta wiedziały- wróg ponad ich siły
W beznadziejnej tej chwili głowy zniżyły
Choć ni jeden mimo zagrożenia strasznego
Nie uciekł ze zwartego oddziału Wieszczonego
Wtem mąż z miną zaciętą i straszliwą
Wydobył z pochwy miecz swój- jak płonące łuczywo
Urósł jakby na moment! Choć nikt w to nie wierzył.
Wziął zamach ogromny i straszliwie uderzył.
Niezwykła moc jakaś miecza przedziwnego
W proch starła rycerza przeklętego
Gorejąc w płomieniach zawył przeraźliwie
Orlęta zakrzyknęły w radości zrywie
Odtąd parli na przód ku zwycięstwu mroku
A Orląt coraz więcej dotrzymywało mu kroku
Gdy tylko nadchodził wszyscy dołączali
W jego legionach ochoczo stawali
Tak w nadziej otoce godziny mijały
Wieszcza z mieczem wzniesionym już setki otaczały
Śpiewali mu chórem pieśni radosne
Niczym słowik stęskniony wyczuwając wiosnę
I doszli z Wieszczem na czele do przepaści olbrzymiej
Głębokiej niczym czeluść pogrążonej w dymie
I wtem nagle straszliwe ziemia zadudniła
Z przepaści gorąca lawa strugą się wytoczyła
Nawet dla Orląt widok był to srogi
Wzbiła się górę i z sykiem pod nogi
Spadła Wieszczowi nieustraszonemu
On znów powtórzył: Ufajcie głosowi memu!
Jam jest skałą nad skały! Bogu usługuje!
Fale piersią rozbijam gromom rykiem wtóruje
Ja poezją przenikam zło najsromotniejsze
Niż ma poezja ni broni straszniejszej
Nie ma siły takiej... chyba tylko Boga
Od której w mym sercu rodzi się trwoga
Złe moce mnie nie złamią nie zniszczą ani skruszą
Ciało me odporne z jeszcze twardszą duszą
Wytrzyma wszystko co Zło stworzyć może
Zemsta ma straszliwa... nic już nie pomoże
I gdy tak mówił wzbudzał serc otuchę
Cuda działał słowem i ręki drobnym ruchem
Podeszło do Niego kilka dziewczyn młodych
Kładąc przed nim jadło i puchar chłodnej wody.
Wtem jedna rzekła nieśmiale do niego
Oto dary panie dla majestatu Twego
Strudzony jesteś walki bohaterskiej ciężarem
Nie pogardź więc proszę naszym skromnym darem
Wiesz patrzył na dziewczynę jakby skamieniały
Oczy rozwarł szeroko... pobladł nagle cały
Miecz ognisty z dłoni swej wypuścił
Jakby życie wydusił z niego śmierci uścisk
Zamarli wszyscy na ten widok dziwny
Nagle wiatr wzmógł się niespokojny i zrywny
Dziewczę nieśmiało na Wieszcza spojrzało
Ujrzawszy spojrzenie wzajemne nieznacznie zadrżało
Wiesz jednak chwilę jeszcze nie dał życia znaku
W końcu ożył nagle... myśli jego nie do odkrycia
Po chwili uklękną przed dziewczyną zdziwiona
Aniele wspaniały! Krystaliczna wodo!
Niczym powiew letni strudzonemu mi przybywasz!
Zdradź mi imię swe aniele... jak się nazywasz?
Dziewczyna w osłupieniu o towarzyszkę wsparta
Wieszczu wspaniały... na imię mi Marta
Zaiste Marta nie zwykle piękna była
Wysoka, urodziwa, szata wspaniała piękne ciało skrywa
Wieszcz nie pojmował co go ogarnęło
Jakby straszne monstrum w swe szpony go wzięło
Choć silne i dla Wieszcza nie do pokonania
To miłe, ciepłe, przyjemne... godne zatrzymania
Zatracał się Wieszcz w tym uścisku ekstazy
Patrzył na Martę... w jej oczach widział gwiazdy
Światy odległe, piękne, niezliczone
Skierował dłoń swą w jej dłoni stronę
Oto prawdziwy sens istnienia tego świata
Nie wiem czemu... kocham cię... choć nie tak jak brata
Inna to miłość której nie rozumiem
Pierwszy raz ją czuję, wyrazić nie umiem
Wiem nie po to mnie tu wyprawiono
Ty jesteś jednak mej misji koroną
Walka... teraz widzę że nie tylko po to byłem stworzony
Dziwne to uczucie... nowe... jakbym był urzeczony.
Nie wiem... ale czuje niezmącony pokój
Gdy stajesz się obiektem mego wzroku
Zechciej pójść za mną piękna Orła Córo
Z tobą stanę naprzeciw każdym chyba murom
I sam gotów będę, bez żadnej innej pomocy
Oprzeć się każdej nieczystej mocy
Wtem znów się ziemia zatrzęsła i ognia jęzory wystrzeliły
Ziemia się rozdęła chmury zadudniły
Oto na horyzoncie niczym wielka mara
Pojawiała się zgroza- zła wojaków chmara
Setki ich było, albo i tysiące
Ich bronie straszliwe, głowy gorejące
Ogniem piekielnym, a śmiech straszliwy niczym zawodzenie
Oto chwila prawdy! Słychać rogów ostrzeżenie!
Widzę ich przywódcę! Samo Zło Nienazwane!
Teraz! Wielka bitwa! Walka z Czarnym Panem!
Za broń Orlęta! Ja was poprowadzę!
Chwila chwały! Polaków na szczycie świata osadzę!
To krzycząc podniósł miecz swój straszliwy
Martę złapał za dłoń... jak w ekstazie szczęśliwy
Ona za to- jako za pomoc podarunek
Na jego szlachetnym policzku złożyła pocałunek
I rzekła pięknym melodyjnym głosem
Prowadź ich Wieszczu! Niech się zmierzą z losem!
A gdy światło Dobra zaświeci nad wszystkimi nami
Wtedy ja i ty zostaniemy kochankami
Te słowa jakby pobudziły męża
Chwycił mocno rękojeść swego oręża
I z rykiem gniewu puścił się na wroga
Na jego widok ogarniała trwoga
A dzielne zastępy za przykładem jego
Z rykiem rzuciły się w stronę Zła Nienazwanego
I wtem tuż za męża plecami
Straszny wybuch się rozległ... z kurzu tabunami
Mąż odwrócił się, spojrzał- naraz wyhamował
Nie! Straszliwe zakrzykną- To była cała mowa
Odwrócił się i z powrotem ruszył szybkim biegiem
Skoczył wysoko tuż nad krawędzi brzegiem
Tuż przy wezgłowiu Marty... bez znaku życia
Momentalnie Wieszcz zapomniał o chęci bicia
Zmierzył ze łzami w oczach tętno ukochanej
Lecz nie było tętna... w wiadomy była stanie
Wieszcz krzykną straszliwie, Orłów przyszła sroga
Oto wieszcz krzyczał do samego Boga
Ty który mnie stworzyłeś i walczyć tu kazałeś
Czemu Panie! Ach czemu! Tak mnie pokarałeś!
Nie do miłości byłem tu zesłany
Ale tym uczuciem tak nagle przywdziany
Zostałem, niczym rycerz w zbroję najprzedniejszą
Czemu odebrałeś Panie mi tą najmilejszą!
I zapłakał Wieszcz beznadziejnie i żałośnie
A na horyzoncie Śmierci zastęp rośnie
Orlęta przerażone wiesza szlochaniem
Ani myślały jednak odpuścić z poddaniem
Za dzielny to naród i raz w bój poprowadzony
Walczyć gotów o swoje aż po granice obrony
Po krwi kroplę ostatnią i sił swych odrobinę
Ruszyli i teraz walczyć! Choćby obróceni zostać mieli w perzynę.
Żaden, ani jeden, dumny syn Orlęci
Nie próbował nawet ujść bez walki chęci
Wieszcz jednak nad ciałem się pochyli
Odmówił walki i przeraźliwie kwilił
Wtem na niebie chmury straszliwe wezbrały
I pole wielkiej bitwy w burzy spowijały
Walczyły Orlęta bez wieszcza ze Złem Nienazwanym
Bez przywódcy jednak dotkliwe ponosili rany
Wróg bez Wieszcza silniejszy, mimo walki woli
Umierają dzielne legiony, coraz mniej ich stoi
Choć do tchu ostatniego z zacięciem i pasją
Swą miłość do Ojczyzny wyrażają jasno
Giną wszyscy! Co za zgroza! Bitwa skończona...
Czara tego świata została dopełniona
Wieszcz płacze, znikło gdzieś jego pierwotne staranie
Przez obłęd z miłości prysło jego zadanie
Więc diabeł sam do niego się zbliża
Staną nad nim, śmieje się, Wieszczowi ubliża
Oto wielki poeta, wojownik niewzruszony
Padł przez kobietę jak gromem rażony
Głupcze! Niczym jesteś! Swą bitwę przegrałeś!
Teraz zginiesz! Choć na zwycięstwo naprawdę szansę miałeś
I uniosła się kosa nad tej dwójki głowami
A bohaterskie Orlęta maszerowały zastępami
Pod Niebios bramy, tam gdzie sprawiedliwość
By wynagrodzona została wiara i gorliwość
I Wieszcz za nimi ku Niebu się skierował
Chciał by być też wesół- nie mógł choć próbował
Bóg spojrzał na ziemię, bez życia ze Złem się panoszącym
Umęczoną walkami, głodem, strachem cuchnącym
I odebrał diabłu ułudę zdobyczy
Niszcząc świat nieszczęsny i pełen goryczy
I choć w Raju Wieszcz niby-Wielki doświadczył miłości
Na ziemi , jako kochanek, był przez los swój godzien litości.

Data:

 wiosna 2005

Podpis:

 ..::QBA::..

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=16491

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl