DRUKUJ

 

„O królu, księżniczce, rycerzu i smoku, któr

Publikacja:

 05-07-31

Autor:

 Krystian
Pozwól mi drogi czytelniku na początku przywitać cię serdecznie. Kłaniam się wpół. Cieszy mnie to bardzo, że opatrzność chciała abyś natrafił na to opowiadanie i litując się nad marnym pisarczykiem, zechcesz je przeczytać. Skoro zdecydowałeś się już to zrobić to życzę ci miłej lektury. Na początku przydało by się stworzyć bohatera co wbrew pozorom nie jest takie łatwe i z racji tego, że zajęło by to teraz zbyt dużo czasu, pozwoliłem sobie bohatera przygotować wcześniej. A więc tak, naszym bohaterem jest młody rycerz, oczywiście jak to na rycerza przystało jest on bardzo przystojny i zakuty od stóp po samą głowę w złotą zbroję. Mógł bym zrobić z niego inteligenta i spryciarza, gdyż te cechy w jego życiu są bardzo przydatne. Lecz ja stworzyłem głupiego ślamazarę. Dlaczego? A tak bo mi po prostu wolno, a po za tym mam ku temu ważny powód. Skoro bohater jest już gotów, należy osadzić w jakimś świecie. Zlituje się nad nim i nie umieszczę biedaka w świecie, na przykład, nanotechnologii, bo raczej tam by się nie zaaklimatyzował. Powiedzmy, że rycerz najlepiej czuje się w świecie eposu z domieszką magii i fantastycznych stworów. Tam też go umieszczam. W następnej kolejności należy przed bohaterem postawić jakiś cel. Misję, którą mógł by wypełnić i dzięki temu okryć się chwałą. Skoro mamy już rycerza to musi być i piękna księżniczka, stary król i smok. Między tymi postaciami możemy zauważyć kilka zależności:

Rycerz dostaje zlecenie od starego króla.
Rycerz ma uratować księżniczkę.
Rycerz ma zabić smoka.
Księżniczka czeka, aż stary król da zlecenie rycerzowi.
Księżniczka czeka na ratunek rycerza.
Księżniczka nie lubi smoka.
Stary król daje zlecenie rycerzowi.
Stary król chcę uwolnić księżniczkę.
Stary król chcę się pozbyć smoka.
Smok porywa księżniczkę.
Smok lekceważy rycerza.
Smok ma gdzieś starego króla.

Ogółem można stwierdzić, że temat ten jest dość znany i można stwierdzić, że oklepany. Jednak nie można powiedzieć, że do końca wyczerpany. Schemat opowiadań tego typu przedstawia się zazwyczaj tak:

Smok porywa księżniczkę.
Król wzywa rycerza.
Rycerz zabija smoka.
Rycerz dostaje rękę księżniczki i na
dokładkę pół królestwa.

Na pozycji przegranego zawsze staje smok. To on najgorzej na tym wszystkim wychodzi. Dlaczego o tym piszę? Otóż wczoraj w domu miałem niespodziewaną wizytę. Leżałem sobie w łóżku czytając książkę za nic nie mogąc się skoncentrować na jej treści. Po głowie krążyły mi pomysły w sam raz na nowe opowiadania. Naglę moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Postanowiłem nie otwierać. Gość jednak był natarczywy i bezlitośnie maltretował przycisk dzwonka a co za tym idzie moje uszy. Podniosłem się wściekły. „Zabiję” – pomyślałem. Zagłębiając się w krwiożerczych wizjach Nie spoglądając nawet przez wizjer otworzyłem drzwi. Patrzę – a do mieszkania ładuje mi się normalnie smok. To, że byłem zaskoczony to mało powiedziane. Oczy wyszły mi z orbit a szczęka opadła do samej podłogi. Gad rozglądną się dookoła i zatrzymał swój wzrok na mnie.
- Mniemam, że pan Krystian? – smok spytał kulturalnie. Nieznacznie przytaknąłem skinięciem głowy.
- W końcu trafiłem! – uradował się smok wyszczerzając kły w uśmiechu. Nadal stałem w osłupieniu nie mogąc się poruszyć. Każda komórka mojego ciała zdała się drżeć ze strachu.
- Może wejdziemy do komnaty – zaproponował smok. – Nie będziemy przecież rozmawiać na dziedzińcu.
Po tych słowach gad przecisną się przez framugę. O czym wtenczas myślałem? Nie mam pojęcia. Jak w transie przeszedłem z przedpokoju do pokoju za smokiem. Nawet nie próbowałem przeciwstawić się jego woli, a nogi, które stały się jak z waty wykluczyły jakiekolwiek nadzieje na ucieczkę. Smok z racji swoich gabarytów usadowił się na moim łóżku, które tylko zaskrzypiało wyrażając swoje niezadowolenie. Mi pozostało krzesło, na którym to posłusznie usiadłem.
- Wygodnie siedzisz? – zainteresował się smok i nie czekając na moje potwierdzenie oznajmił:
- Mamy do pogadania.
Poprawiłem się na krześle i wlepiłem wzrok w gada. Muszę przyznać, że smok który siedział przede mną nie był dość „smokowaty”. To znaczy, jego wygląd nieznaczne różnił się od moich dotychczasowych wyobrażeń, bo w końcu smoka na żywo widziałem po raz pierwszy. Nie pasował mi przede wszystkim wzrost. Jaki smok zmieścił by się w tak małym pomieszczeniu jakim bez wątpienia był mój pokój. Cała reszta wydawała się być w porządku. Zastanawiałem się jednak jeszcze czy ów smok potrafi ziać ogniem jak to na smoka przystało. Z oczywistych jednak powodów nie chciałem narażać się na demonstracje ognistego oddechu. Dlatego tez o tym nie napomniałem. Pozostawał jeszcze jeden i chyba najistotniejszy szczegół. Ten smok istniał w rzeczywistości. I tak naprawdę to chyba to mi się nie zgadzało.
- A więc tak – zaczął gad, wyrywając mnie z zamyślenia. – Wydaje ci się, że umiesz pisać?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć, a prawdę mówiąc nie byłem jeszcze w stanie.
- A więc piszesz opowiadania? – smok spróbował prostszego pytania. A ja niepewnie przytaknąłem. – Bo ja właśnie do ciebie w tej sprawie. Otóż chodzi mi o to opowiadanie, które jutro napiszesz.
Mrugnąłem oczami zaskoczony. „O co temu smokowi chodzi?” – pomyślałem. Smok jednak nie zważając na moją reakcję kontynuował:
- W szczególności nie podoba mi się jego zakończenie.
- Nie rozu... – to były pierwsze sylaby które złożyłem w obecności smoka, a on nie mając tego na względzie po prostu mi przerwał:
- Po prostu nie podoba mi się to, że na końcu ginę.
- No, ale... – wyjąkałem, a smok znów mi przerwał:
- Tak zdaje sobie sprawę, że nie możesz odpowiadać za coś czego jeszcze nie zrobiłeś.- Ale problem polega na tym, że jutro to zrobisz. To znaczy zrobił byś gdyby nie moja dzisiejsza wizyta. Zapewne dziwi cię również skąd wiem o twoich zamiarach. Otóż wyobraź sobie – tu smok wypiął dumnie pierś. – Jestem Nagr, wielki astrolog. Tak, tak swoją śmierć wyczytałem z gwiazd.
- No, ale... – znów wtrąciłem, ale smok tradycyjnie mi przerwał.
- Tak, tak zdaję sobie sprawę, że w twoim świecie wróżbiarze to zwykli oszuści i naciągacze, ale w moim świecie gwiazdy znają przyszłość i można z nich czytać jak z księgi, oczywiście jak posiada się odpowiednie kwalifikacje. Ja oczywiście je posiadam i korzystając z nich dowiedziałem się o twoim jutrzejszym zamiarze.
- Ja przepraszam – tylko tyle byłem wstanie powiedzieć.
- Ależ tu nie ma co przepraszać – zapewnił mnie gad. – Tu trzeba działać. A więc tak. Opowiadanie musisz napisać takie jest prawo...
- Prawo? – tym razem to ja przerwałem smokowi.
- Ta, prawo. – smok machnął łapą, po czym kontynuował:
- Jedyne na co można zmienić to treść tego opowiadania. Jak już powiedziałem chodzi tu o moją śmierć.
- No ale przecież to tylko opowiadanie – zauważyłem. – Nie zginiesz przecież w rzeczywistości.
- Niestety jesteś w błędzie. Otóż świat z którego pochodzę tworzą ludzie za każdym razem kiedy korzystają ze swojej wyobraźni. Wydawać by się mogło, że są to myśli zawieszone w próżni lub w ostateczności przelane na papier. Niestety dzieje się inaczej. Każda ludzka myśl w pływa na losy mojego świata kształtując go. Mówiąc prościej jeżeli opiszesz jutro moją śmierć, będzie on miała miejsce. Nie w rzeczywistości jaką ty znasz, tylko w świecie wyobraźni, w świecie, który dla mnie stanowi rzeczywistość.
- Jak to możliwe? – zainteresowałem się.
- A któż by to wiedział, prócz samego stwórcy. Jego zapytaj – zaproponował. – Jeśli tylko potrafisz.
- A więc prosisz mnie abym jutro pisząc opowiadanie nie uśmiercił cię na końcu opowiadania, o którym jeszcze nic nie wiem. – zebrałem odwagę na podsumowanie.
- Dokładnie tak – odparł smok. – To co mogę na ciebie liczyć?
- Ależ oczywiście – zapewniłem.
Smok spojrzał na mnie jednym okiem, zastanowił się przez chwilę po czym rzekł:
- Wierzę, że mnie nie zawiedziesz. A więc będę się już zbierał – wstał. - Do widzenia i dziękuje! – dobiegło już z przedpokoju.
- Do widzenia! – krzyknąłem za smokiem który zamykał już za sobą frontowe drzwi.
Nie potrafię określić ile czasu siedziałem w osłupieniu po wyjściu tak osobliwego gościa. Miałem nadzieję, że zaraz się obudzę, lecz wiedziałem, że to nie nastąpi, gdyż po prostu nie spałem. W końcu wystawiłem sobie diagnozę. Po prostu zwariowałem. Już wyobrażałem sobie, siebie wyciągniętego na kozetce i mówiącego psychiatrze: „Jak to mi pan nie wierzy? Panie doktorze ja naprawdę rozmawiałem ze smokiem”. Mimo niepewności co do sprawności mojego umysłu postanowiłem dotrzymać słowa, które dałem smokowi. Dlatego jestem zmuszony odejść od wyznaczonego schematu a w szczególności chodzi tu o punkt w którym to rycerz zabija smoka. Jedynym rozwiązaniem mogło by tu być zwycięstwo smoka. Po zastanowieniu się jednak doszedłem do wniosku, że nie chcę się doczekać wizyty króla, księżniczki i rycerza na czele z nadwornym astrologiem, który to wyczytał mój niecny zamiar z gwiazd. A po za tym rycerz jest bohaterem i z racji tego nie wypada aby zginął. W związku z powyższymi faktami muszę wymyślić rozwiązanie, które zadowoli obie strony. A więc próbuję:

Dzień był jeszcze młody. Przyroda budziła się do życia po przespanej nocy. Wszystko wskazywało na to, że pogoda tego dnia będzie wspaniała. Aura wręcz wymarzona na piesze wycieczki lub jak kto woli zabawy na świeżym powietrzu. Księżniczka nie miała w zwyczaju przegapiać tak wspaniałych okazji i już od rana biegała po łące zbierając kwiatki, które wplatała w wianek. Na rozkaz króla, księżniczka dostała obstawę. Król przebrał dwóch swoich gwardzistów za nianie a nianie za gwardzistę. Taki zabieg na pierwszy rzut oka może wydawać się dość śmieszny i nielogiczny, lecz stary król miał w tym ważny powód. Nie chodzi tu, że księżniczka nie była dość samodzielna, albo też nazbyt samodzielna. Powód był prosty. W pobliskich górach zamieszkał smok. Stary król wiedział, że księżniczka musi zostać porwana i jego mały podstęp na nic się nie zda, ale nie miał zamiaru wysłuchiwać później, że nie podjął żadnych przeciw działań. I tak wkrótce nastał ten dzień.
- Smok porwał księżniczkę! – do sali tronowej wpadł zdyszany gwardzista w stroju niani.
- No, nareszcie – król podniósł się z tronu. – Myślałem, że będziemy tak czekać w nieskończoność.
- To co robimy władco?
- Jak to co gamoniu! – zdenerwował się król. – Natychmiast wezwać mi rycerza w złotej zbroi.
- No ale nie mamy już rycerzy w złotych zbrojach. – zauważył gwardzista poprawiając na sobie falbaniastą suknię. – Nikt już nie chcę nimi zostawać. Podobno za duże ryzyko i za małe zapotrzebowanie. Wszyscy idą teraz na błaznów.
- No a ten... – zapowietrzył się król - ...jak mu tam było Lorek, Jolek?
- A Bolek – gwardzista podrapał się po głowie. – Bodajże ma dyplom złotego, ale to straszny pijaczyna.
- Nie ma co wybrzydzać – stwierdził król przeczesując palcami siwą brodę. – W końcu porwano księżniczkę i godzi się aby uratował ją rycerz w złotej zbroi. Tak każe tradycja. Natychmiast proszę sprowadzić go przed mój majestat.
- A nie lepiej posłać cały oddział z działami ogniowymi? – zasugerował gwardzista. – Raz dwa się rozprawi z gadziną.
- Nie! To wbrew obyczajom – oburzył się król. – Co ty chcesz, żeby w świecie się ze mnie śmiali?
- Ależ oczywiście, że nie panie – gwardzista pokłonił się pokornie. – Natychmiast posyłam po złotego rycerza.
- No to zmiataj już – ponaglił król. - Daj mi się pogrążyć w rozpaczy.
- A czy mogę już zdjąć to przebranie? – gwardzista wskazał na swój kamuflaż.
-Tak możesz – odparł król. – Wyjątkowo głupio w nim wyglądasz...
Kolejnego dnia na zamku zjawił się gwardzista przyprowadzając ze sobą rycerza w złotej zbroi.
- Znalazłem go w gospodzie – zameldował królowi. – Był kompletnie zalany. Ledwo udało się go doprowadzić do porządku.
- Dobra nieważne – król zerwał się z tronu. – Podejdź no tu rycerzu!
Rycerz niepewnym krokiem podszedł do przodu, a do nozdrzy króla dobiegł odór alkoholu bijący od niego.
- Jesteś Bolek? – chciał się upewnić władca.
- Bolko, panie – poprawił rycerz zachrypniętym głosem. – Bolko w złotej zbroi.
- Dobra, nieważne Bolko. Wiesz po co tu jesteś?
- No, uwolnić księżniczkę.
- Wobec tego ruszaj rycerzu w złotej zbroi na swym białym rumaku – wyrecytował król.
- Ta – rycerz podrapał się po czuprynie. – Tylko jest problem.
- A jakiż to mamy problem? – zaciekawił się król.
- Chodzi oto, że nie mam rumaka – Bolko spuścił wzrok. – Komornik zabrał. Miałem no te... długi.
- Aha. No to co robimy? – król z nadzieją spojrzał na gwardzistę.
- Mamy konie. Jednego możemy mu dać.
- No dobra. W końcu trzeba uratować księżniczkę. Ale po misji widzę go zaraz z powrotem. W umowie jest ręka księżniczki i pól królestwa, konia w niej nie ma.
- No to ja już idę – rycerz obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia.
Tego samego wieczora Bolek opróżnił jeszcze flasze samogonu i następnego dnia na lekkim kacu ruszył na pożyczonym rumaku na smoczą górę. Miał przed sobą szmat drogi. Nie czuł w sobie zapału ani podniecenia związanego z misją. Nie był to jego pierwszy raz, już nie raz ratował księżniczkę. Pierwsza księżniczka jaką uwolnił okazała się tak brzydka, ze był zmuszony uciekać przed nią za siódmą rzekę. Druga też pięknością nie grzeszyła, przed nią uciekł za siódmy las. Trzecia okazała się transwestytą, przed nią, a raczej przed nim, zwiał za siódmą górę. Kolejne księżniczki były pięknościami ale ich charaktery były paskudne, tak, że nie wytrzymywał i brał z nimi rozwody. Dziwił skąd też brały się opinie, że każdy rycerz uwalnia swoją księżniczkę i żyję z nią szczęśliwie po kres życia. Często zastanawiał się czy nie rzucić tego wszystkiego w diabły. No ale przecież nie mógł. Po pierwsze nic innego nie umiał a po drugie był rycerzem w złotej zbroi i tak była jego rola. Nienawidził swojego parszywego losu, dlatego też pił. Dużo pił. Nie wiodło mu się ostatnio zbytnio w życiu osobistym. Zadłużył się w wielu gospodach i nikt już nie chciał dawać mu na krechę. Miał wrażenie, że jego życie powoli zaczyna tracić sens. A teraz znów dostał misję. Był ciekaw jaka będzie ta księżniczka brzydka czy parszywa, a może to i to. Jedyne na co się cieszył to te pół królestwa. Zrobi tak jak zwykle: Wytrzyma z księżniczką tydzień, między czasie na wynosi ile się da ze swojej połówki królestwa i da nogę. Taki miał plan. Zdawał sobie, że jego realizacja nie będzie łatwa, ale miał już praktykę.
Naglę z rozmyślań wyrwał go szelest dobiegający za krzewów a po chwili dobiegło go wołanie:
- Stój psie! – rozkazał zachrypnięty głos z zarośli.
- Co jest? – rycerz nie krył zaskoczenia?
- Jak to co! Jesteśmy rozbójnikami. Dawaj sakwę!
Bolko nie czekał ani chwili. Spiął konia ostrogami. Koń zwiększał tempo. Na nic jednak zdała się jego natychmiastowa reakcja. Koń stanął dęba, zaraz po tym jak upadło przed nim drzewo, a Bolko twardo wylądował na ziemi. Rycerz nie zdążył jeszcze dość do siebie kiedy to już usłyszał nad sobą glos:
- Prosiłem żebyś się zatrzymał – przypomniał jeden z rozbójników.
- I jeszcze prosił o twoją sakiewkę – dodał drugi.
Bolko obciążony zbroją nie mógł wstać, a co dopiero marzyć o jakiejkolwiek obronie. Tym bardziej, że nie był typem bohatera i w takich sytuacjach zazwyczaj ratował się ucieczką. Dlatego też posłusznie sięgną do pasa i podał zbójowi sakwę. Złoczyńca uśmiechną się pokazując swe ubytki między zębami, ale jednak po chwili posmutniał.
- Tylko dwa zlocisze? – wyjąkał zaglądając na dno sakwy.
- Więcej nie mam – oświadczył Bolko.
- No ale... – zbój zamyślił się na chwilę. – Jak to przecież jesteś rycerzem?
- To po co my zadaliśmy sobie tyle trudu? – zdenerwował się drugi opryszek.
- Może go przynajmniej zabijemy – zaproponował trzeci, który do tej pory milczał.
- A co nam po jego śmierci?
- No zawsze to jakaś rozrywka.
- Nie, nie – nie zgodził się pierwszy. – Nie wolno zabijać. Kraść można ale nie zabijać.
- Kraść raczej też nie można – wtrącił się cicho, tak żeby nie urazić, Bolko.
- Kraść nie wolno? To co wolno?
Rycerz wzruszył tylko ramionami, bo przypomniał sobie, że sam głownie utrzymuje się z kradzieży.
- Twoja zbroja jest ze złota – zauważył jeden ze zbójów. – Wyskakuj z niej!
- Jaka tam ze złota – Bolko popukał w pancerz. – Jest tylko pozłacaną.
- Jak to pozłacana? – zdziwił się zbój. - Co z ciebie za rycerz? Kasy nie masz. Nosisz lipną zbroję. Świat staje na głowie skoro już złoci rycerze to zwykłe buble.
- Wypraszam sobie – Bolko przybrał oburzony wyraz twarzy. – Kasy nie mam bo dopiero co dostałem zlecenie. A zbroje przepi... to znaczy oddałem na sieroty.
- Zaraz, zaraz! Powiedziałeś zlecenie? Jakie to zlecenie?
- Jak to jakie! Jestem rycerzem w złotej zbroi...
- ...pozłacanej – poprawił jeden ze zbójów.
- Dobrze, dobrze! Pozłacanej – przyznał Bolko. – Wydaje mi się chyba logiczne, że mam uwolnić księżniczkę.
- Ach tak, rzeczywiście logika tu pewna jest. – zgodził się opryszek. – „Rycerz ratuje księżniczkę” –rzeczywiście brzmi to dość znajomo.
- A przed czym masz to ratować tą księżniczkę? – zainteresował się trzeci, najmniejszy zbój.
- No jak to przed kim – zdenerwował się na dobre Bolko. – Wiadomo przecież, że przed smokiem.
- Smokiem? Czasem nie tym co niby mieszka na szczycie tej góry? – rozbójnik wskazał długim paluchem.
- Dokładnie tak. Ale jak to „niby mieszka”?
- No widzisz rycerzu jest taka sprawa. Może trochę zagmatwana ale skoro ty tu leżysz i nie możesz wstać to jesteś zmuszony posłuchać naszych wyjaśnień. Tym bardziej, że wydaje mi się, że cię zainteresują.
- No ale o co chodzi? – rycerz nie krył zainteresowania.
- Otóż smok był tu rzeczywiście. Posiedział kilka dni i odleciał. Jednak podczas swojej wizyty przypadkowo natchną się na trzech rozbójników. Początkowo zamierzał ich schrupać, lecz rozbójnicy wykazali się niebywałym wręcz intelektem i udało im się porozumieć ze smokiem. Umowa była prosta: „Smok daruje im życie i wszelkie korzyści materialne wynikające z tej umowy. W zamian oczekuje opieki nad księżniczką podczas jego nieobecności i rozdmuchiwania plotek, że księżniczka jest u niego w tymczasowym miejscu zamieszkania. Czyli w grocie na szczycie góry”.
- Nie do końca rozumiem? – wyjąkał Bolko. – Kim byli ci zbóje? I dlaczego smok posunął się do takiego oszustwa.
- Tymi zbójami byliśmy my, palancie – opryszek popukał się paluchem w skroń. – A czemu smok zawarł z nami taką umowę? Mówił, że nie ma teraz czasu na zabawę w porywanie księżniczek, podobno życie osobiste mu się wali. Żona postawiła mu ultimatum: „Ja albo księżniczki – wybieraj”. No i co miało biedne smoczydło robić? Wynajęło naszą trojkę a samo poszło ratować swój związek.
- No ale przecież tak mu nie wolno – zauważył rycerz. – Porywanie księżniczek to jego obowiązek. No a co z walką finałową pomiędzy nim a mną. Tak nie wolno robić.
- Nam tam nic niewiadomo na temat: „czego wolno a czego nie”. Mamy ze smokiem układ i zamierzamy go przestrzegać, ponieważ jest dla nas korzystny.
- A nie dostaliście żadnych instrukcji na wypadek mojego zjawienia się? – chciał wiedzieć Bolko.
- Smok wspominał, że pojawi się frajer albo kilku, którzy przyjadą ratować księżniczkę – przypomniał sobie jeden z rozbójników. – Powiedział, że możemy zrobić z tymi delikwentami co nam się żywnie podoba.
- Aha – rycerz przełkną ślinę. – A co zamierzacie ze mną zrobić?
- W sumie jeszcze nie wiemy – wygadał się jeden ze zbójów. - Myślę, że musimy się naradzić.
- Chodźmy w zarośla – zaproponował kolejny ze złodziejaszków. – Nie będziemy się naradzać przy nim.
- Dobra chodźmy – zgodzili się dwaj pozostali przestępcy.
- A ty na nas tu poczekaj! – zwrócił się jeden z nich do uziemionego, ciężarem zbroi, Bolka.
Rycerz nie miał wyboru i musiał cierpliwie czekać na to co uradzą trzej rozbójnicy. Nie minęła dłuższa chwila a trzej rozbójnicy wrócili.
- Wydaje nam się, że już wiemy co z tobą zrobimy. – zaczął jeden z opryszków. – Przypominam ci na wstępie, że smok obiecał nam wszystkie korzyści materialne wynikające z umowy z nim zawartej. Jak na to nie patrzeć jesteś materialny, gorzej wypadasz jako „korzyść materialna”. Postanowiliśmy więc wyciągnąć z ciebie jakąś korzyść. Moglibyśmy zabrać ci konia, lipną zbroje i resztę odzieży, ale raczej za dużo za to nie dostaniemy. Postanowiliśmy więc powołać do życia kolejną umowę, tym razem pomiędzy nami, trzema zbójami i tobą, jednym rycerzem. Umowa brzmi mniej więcej tak: „My darujemy ci życie i pozwolimy zabrać ci księżniczkę. Ty rycerzu w zamian oddasz nam wszystkie kosztowności z połówki królestwa jaką otrzymasz od króla”.
- Nie mam wyboru, muszę się zgodzić na waszą umowę – stwierdził Bolko. – Jest jednak kilka „ale”.
- Jakiż to?
- Po pierwsze: Chcę wiedzieć coś na temat tej księżniczki. Po drugie: Podejrzewam, że nie dostane połowy królestwa za uwolnienie księżniczki, muszę jeszcze zabić smoka. Po trzecie: Mam pytanie. Czy jak to się wszystko skończy to czy nie będę mógł się do was przyłączyć.
Zaskoczeni zbóje popatrzyli na siebie i skinięciem głowy zaprosili się w zarośla na kolejną naradę. Tym razem obrady trwały trochę dłużej. Chodź w zarośla weszły trzy osoby wyszły cztery. Jeden ze zbójów prowadził skrępowaną księżniczkę. Bolko przypatrzył się jej dokładnie i po chwili doszedł do wniosku, że zbóje prowadzą raczej czarownicę. Małe rozbieżne ślepka, długi haczykowaty nos, i ogromna, zwisająca dolna warga. Księżniczka ta była by nawet za brzydka jak na wiedźmę.
- Oto twoja księżniczka – zbój potwierdził obawy rycerza. – Pomyśleliśmy, że zamiast ją opisywać po prostu ją przyprowadzimy. Co do drugiej sprawy: Jest to rzeczywiście problem. Masz w umowie, że masz zabić smoka. Jeżeli tego nie zrobisz to raczej nie ma szans na pół królestwa. W związku z tym trzeba jeszcze pomyśleć. Jeśli chodzi o twój trzeci postulat: To wydaje się nam to mocno podejrzane. Ty rycerz chcesz zostać przestępcą? Nie ufamy ci zbytnio. Dlatego, żeby ukazać swoją lojalność wobec nas wymyślisz jakiś sposób żeby wyciągnąć od króla pół królestwa.
- Jedyny sposób to zabicie smoka – stwierdził rycerz.
- Jak będziesz myślał w ten sposób to nigdy nie zostaniesz przestępcą.
- Ale ja żyje już prawie jak przestępca – przyznał się Bolko. – Kradnę kiedy tylko nadarza się możliwość, oszukuje, nie płacę podatków. Chciałem się przyłączyć do was żeby się ukierunkować. Raz na zawsze przestać być rycerzem i mieć spokój z maszkarami jej pokroju – tu wskazał na szpetną księżniczkę. – Mam dosyć tych obłąkanych władców i smoków. Proszę dajcie mi szansę pożyć jak uczciwy przestępca.
- Twoje argumenty rzeczywiście są dość logiczne – przyznał jeden ze zbójów. – Zaczynam cię nawet rozumieć. Powiem nawet więcej jest mi ciebie żal. Myślę, że przyda nam się ktoś twojego pokroju w naszej bandzie. Będziemy mieli prawdziwego renegata kiedyś broniącego prawa a teraz z nim walczącego. Myślę, że to zwiększy naszą renomę.
- A więc co jestem przyjęty? – niecierpliwił się Bolko.
- No jeszcze nie do końca. Najpierw musi się odbyć tajne głosowanie a później jeszcze twoja inicjacja.
- A na czym ona polega?
- Dowiesz się dopiero kiedy głosowanie rozstrzygnie się na twoją korzyść. Wobec tego żeby nie tracić czasu my idziemy głosować, a ty tu czekaj.
- Panowie a może pomożecie mi wstać? Mam malutki problem, muszę skorzystać z latryny.
- A widzisz tu jakąś latrynę?
- Nie.
- A więc nie wymagaj od nas rzeczy niemożliwych – i zbóje weszli w zarośla.
Pełny pęcherz nie pozwalał zebrać rycerzowi myśli. Usiłował odpowiedzieć sobie na pytanie czy dobrze robi chcąc zostać jednym ze zbójów, którym w głębi serca niewątpliwie się czuł. Zdawał sobie sprawę, że chcę postąpić w brew zasadą, ale skoro smok je łamie to on też nie chce sobie żałować. Naglę jego rozmyślania przerwało pytanie:
- To ty jesteś złoty rycerz? – zagadnęła księżniczka.
- Tak, to ja – Bolko odpowiedział patrząc z oburzeniem na stojące nad nim monstrum.
- Myślałeś palancie, że będę czekać na twój ratunek niewiadomo ile czasu! – te słowa księżniczka skwitowała kopnięciem rycerza pod żebra. Zbroja spełniła swoją rolę i Bolko nie poczuł zbytniego bólu, jednak w zamieszaniu zapomniał o kontroli nad pewnymi mięśniami i po chwili latryna nie była mu już potrzebna. Przed dalszym atakiem wściekłej księżniczki uratowali rycerza trzej, powracający z tajnego głosowania, rozbójnicy.
- Głosowanie przebiegło jedno głośnie! Wszyscy są na tak – oznajmił zbój. – Możemy przystąpić do inicjacji.
- A więc na czym będzie ona polegać? – Bolko liczył na odpowiedź.
- Odpowiedź poznasz jutro – oznajmił opryszek. – Dziś damy ci czas na odpoczynek. Musisz zregenerować siły, nie chcemy, żebyś w takim stanie podejmował się czegokolwiek.
Rozbójnicy okazali się nie spotykaną w ich fachu serdecznością. Postawili Bolka na nogi i pomogli zdjąć pancerz. Na twarzy rycerza pojawił się rumieniec, kiedy to zbóje ujrzeli wynik jego konfrontacji z księżniczką. Oszczędzili mu jakichkolwiek komentarzy, no może u jednego pojawił się głupkowaty uśmieszek. Rycerz został poprowadzony leśnymi szlakami wprost do kwatery zbójców.
- To dowód, że ci ufamy – oznajmił jeden z opryszków. – Uwierz nie ma na świecie osoby, która widziała naszą kryjówkę i jeszcze żyję.
- No ale przecież wy podobno nie zabijacie – przypomniał rycerz.
- No my nie, ale to nie przeszkadza to nam wynajmować najemników, którzy to robią.
- No ale przecież to prawie to samo. Prawda, że nie zabijacie bezpośrednio, ale dzieje się to za waszą przyczyną.
- Słuchaj no rycerzu. Jesteś w naszej paczce dopiero jedną nogą a już chcesz mieszać w naszym kodeksie – zbulwersował się najmniejszy ze zbójów. - Co ty sobie myślisz?
Bolko nie wiedział co powiedzieć dlatego spuścił tylko wzrok. Był w końcu w miejscu w którym zawsze chciał być. Stał w obozowisku rozbójników. Podobało mu się tu niesamowicie, wszędzie panował nieporządek. Porozrzucane kości zwierząt, zaniedbane legowiska, wypalone ognisko z rusztem na zająca. Jednym słowem wymarzona kwatera złoczyńców. Nie chciał kusić losu dlatego postanowił, że się podporządkuje grupie.
- Z tymi drzewkami masz jeziorko idź się wykąpać i zaraz tu wracaj – wskazał zbój. – Nie próbuj nawet ucieczki, bo złapiemy cię raz dwa. Znamy ten las jak nikt.
- Ucieczki? Nigdy z stąd nie ucieknę – obiecał Bolko. – W końcu odnalazłem swoje prawdziwe miejsce w tym marnym świecie.
-O jak miło, że ci się tu tak podoba. Ale idź się już się umyć.
Bolko posłusznie ruszył za drzewka za którymi znalazł małe jeziorko. Dookoła nie było nic innego jak tylko drzewa i inne mniejsze rośliny. W powietrzu unosił się zapach wiosny i śpiew ptaków. Rycerz zrzucił z siebie ubranie i ochoczo zanurzył się w ogrzanej słońcem wodzie. W końcu mógł się zająć rozmyślaniem nad swoim losem. W końcu prawie dopiął tego do czego potajemnie dążyła jego natura. Nareszcie mógł się przestać przejmować całym tym cyrkiem związanym z życiem złotego rycerza. Z radością spoglądał jak trójka zbójców przegnała precz szpetną i złośliwą księżniczkę. Z chęcią wymierzył by jej kopniaka na pożegnanie ale jednak jako były, złoty rycerz nie mógł splamić się taką niegodziwością. Powoli roztaczał przed sobą uroki zbójnickiej profesji. „Jakaż to będzie wspaniała terapia po tych latach, bądź co bądź, przykładnego życia” – pomyślał. Po kąpieli rycerz powrócił do obozu. Jego gospodarze zbierali właśnie chrust na ognisko.
- Usiądź sobie teraz wygodnie i poczekaj na obiad – poprosił zbój. – Nie możesz się przemęczać w końcu jutro czeka cię inicjacja.
Bolko z zaciekawieniem patrzył na przygotowujących obiad rozbójników. Pracowali jak w mrowisku, każdy znał dokładnie swoje miejsce i zadanie. Jeden nabierał wody z jeziorka, inny kończył zbieranie chrustu, kolejny oporządzał królika. Chodź zbójów było tylko trzech, uwijali się z robotą, jak by był ich przynajmniej tuzin. Rycerz był pewny, że wkrótce stanie się członkiem tej małej, wspaniale urządzonej, społeczności. Nie widział na razie w niej żadnych luk, ale był pewny, że jakąś znajdzie i uzupełni swoją osobą. Ledwie dwa razy przesypał się piasek w klepsydrze a obiad był już gotów. Kiedy Bolko napełnił już żołądek poczuł się niezwykle senny i ułożywszy się na legowisku zasnął.
Rankiem, zanim słońce wychyliło się za horyzontu rycerz był już po inicjacji. Odbyła się ona w pełnej tajemnicy, tak żeby nikt prócz Bolka nie dowiedział się na czym ona polega. Rycerz przeszedł ją pomyślnie i tak stał się jednym ze zbójów. Zrzucił z siebie stare ubranie i ubrał nowe – zbójeckie. Stał się teraz nowym człowiekiem.
Wraz z przyjęciem nowego członka w bandzie zbójów rozpoczęło się wiele zmian. Już nic nie było po staremu. Zrezygnowano wkrótce z rabowania polówki królestwa, dochodząc do wniosku, że niesie to za sobą zbyt duże ryzyko. Działalność rozbójników skupiła się głownie na rabowaniu podróżnych. Bolko okazał się niezwykle przydatny. Doskonale znał obyczaje szlacheckie, wiedział gdzie szukać złota w karetach, jakich argumentów używać przy porwaniach. Jednym słowem znał się na fachu. Wkrótce sława o jego bandzie, w której po jakimś czasie został hersztem, rozniosła się po całym królestwie. Wielu, kuszonych wielkimi nagrodami, próbowało pochwycić Bolka, lecz on pozostawał nieuchwytny. Wkrótce zrodziło się wiele legend o dzielnym Bolku i jego kompani.

I tak oto kończy się to opowiadanie. Przyznam, że nie było łatwo, ale jakoś udało mi się dotrwać do końca. Zdaje sobie sprawę, że pozostało jeszcze wiele pytań bez odpowiedzi. Chociaż by te: Co się stało z księżniczką? Jak na to wszystko zareagował król? Na czym polega inicjacja? I ostatnie: Czy smok ocalił swój związek? Znajdując teraz chwilę czasu postaram się na nie odpowiedzieć. Z tego co mi wiadomo księżniczka wyszła za mąż za księcia, równie brzydkiego i głupiego jak ona sama. Jeżeli chodzi o króla to nie przejął się on tym wszystkim zbytnio. Ucieszył się ogromnie kiedy pozbył się w końcu córki a zasmucił, że Bolko nie zwrócił mu pożyczonego konia. Jeżeli chodzi o inicjacje to nic o niej nie wiem (no może prócz tego, że jest czasem przeprowadzana), ponieważ nigdy nie brałem w niej udziału, a zbóje niezwykle strzegą swych tajemnic przed obcymi. A co ze smokiem? Wyobraźcie sobie, że gadzina odwiedziła mnie jeszcze raz. Tym razem byłem już spokojniejszy, zaparzyłem nawet herbatę. Smok postanowił mi opowiedzieć jak to odzyskiwał serce swej ukochanej. Ileż to wysiłku i czasu go kosztowało. No ale to już całkiem inna historia...

Data:

 2004

Podpis:

 Krystian

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=17374

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl