![]() |
|||||||||
Wolna |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Wolna Słońce leniwie ślizgało się po linii horyzontu oblewając krwistymi promieniami złote palce pszenicy. Od zachodu wiał przyjemny, ciepły wiatr, a niezmąconą ciszę rozkosznie przeszywały koniki polne i ptaki. Ptaki zawsze były uważane za symbol wolności... Był to ostatni dzień lipca, a coraz krótsze promienie słońca czule pieściły jej ramiona i składały na karku nie chcące ostygnąć pocałunki. Natomiast ona skupiona na jednej czynności jaką było podrzucanie monety wydawała się nie zauważać tego małego raju jaki rozciągał się wokół niej. Srebrny krążek wirował w pachnącym latem powietrzu. Wiatr delikatnie muskał jej policzki, wślizgiwał się między włosy, czule szeptał do ucha... bo wiatr przynosi różne rzeczy. Orzeł i reszka, orzeł i reszka, orzeł i reszka, orzeł i reszka, orzeł i reszka, wydawało się, że nic nigdy nie przerwie tego monotonnego tańca orła i reszki, przecież trwał on już od tak dawna, że zdążył stać się częścią wszystkiego co ją otaczało. I wbrew nienaturalności srebrzystej monety, taniec może i faktycznie, był naturalny. W górę i w dół, w górę i w dół, w górę i w dół, w górę i w dół... Aż w końcu z uśmiechem cofnęła dłoń pozwalając monecie spaść na żyzną, nie tkniętą asfaltem i cywilizacją, nie znająca ciężaru betonu glebę. Nie spojrzała na to, czy wypadł orzeł, czy może reszka. Tylko jej dłoń, pozbawiona poprzedniego zajęcia zaczęła bawić się sznurowadłem czarnych, skórzanych, wysokich butów o za ciężkich podeszwach, wystarczająco ciężkich, aby zawsze trzymały na ziemni. Patrzyła na słońce, goniła wzrokiem ptaki, obserwowała ruch pszenicy delikatnie poruszanej przez wiatr, wsłuchiwała się w jego szept. Po raz pierwszy od 15 lat czuła, że żyje i faktycznie, żyła tą chwilą wysysając z niej najmniejsze kropelki piękna, sycąc się spokojem, nie śpiesząc się nigdzie, żyła, poruszając tylko koniuszkami palców. Żyła tak, jak nie potrafią żyć setki zabieganych ludzi, poruszający każdą cząstką swych ciał. Mało co już się znaczyło, właściwie liczyło się tylko to... orzeł czy reszka. Zapewne trzeba być szaleńcem, żeby aż tak zaufać losowi, aby powierzyć mu swe życie. To prawda – była szalona, oszalała z bólu, wspomnienia były jej przekleństwem. I samotność, bo straciła wiele, zbyt wiele. Jednak ona nie była pokroju ludzi słabych, walczyła do końca i wygrała swoją walkę. Lecz gdy opadła radość z dla niej wielkiego, dla świata nic nie znaczącego zwycięstwa, gdy rozejrzała się dookoła spostrzegła, że nie ma na świecie już nikogo, kto by ją kochał, kogo ona by kochała, sama, sama, sama, sama... Nie licząc tej matki, na drugim końcu kraju, którą zostawiła półtorej roku temu, bo miała dość wiecznej woni taniego alkoholu. Zaufała losowi. Powoli odrywając wzrok od ironicznie krwistoczerwonego nieba, nie śpiesząc się spojrzała na monetę. Krzywy uśmiech zagościł na jej twarzy. Rozwiązała buty, aby już nigdy nie trzymały jej tak mocno przy ziemni, wstała, włożyła dłoń do kieszeni, chciała się upewnić, czy jej zawartość w jakiś magiczny sposób nie zniknęła. Jej palce natknęły się na wiele małych pigułek, ponownie się uśmiechnęła. Od miejsca w którym siedziała wychodziły dwie drogi, w prawo i lewo, ona już wybrała, poszła prosto, w ramiona pszenicy delikatnie zabarwionej czerwienią znikającego z horyzontu słońca. Przed siebie, patrząc na chowającą się krwistą kulę nucąc słowa piosenki „Idziemy na zachód, Prosto na słońce. Droga krwista, Zlana z niebem. Nie znamy dnia godziny, Ale dążymy do celu. Nieznanego i odległego, Ale naszego.” Aż w końcu całkiem zniknęła. Na rozstaju polnych dróżek leży srebrna moneta, na której powierzchni widnieje orzeł, ptak. Patki zawsze były uważane za symbol wolności... |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |