DRUKUJ

 

„MAŁE I WIELKIE”

Publikacja:

 06-09-04

Autor:

 Okropny trol
„MAŁE I WIELKIE”

Duszno i parno a powietrze takie, jakby coś w nim mniej niż zwykle było tlenu. Ołowiane chmury zasłoniły całkowicie słońce, które jeszcze nie tak dawno niemiłosiernie paliło swoim żarem. Cisza, żaden listek nawet się nie poruszy a ptaki też jakby ich nie było - ucichły. Ciekawe jak teraz jest nad jeziorem – pomyślałem. Wstałem z leżaka i poszedłem w jego kierunku. Idąc polna dróżka patrzyłem na dojrzałe już zboże. Polne maki rosnące na jego skraju. Takie delikatne, takie wątłe, takie nietrwałe. Zawsze widząc maki natychmiast słyszę przytłumiony oddalony śpiew……. i tylko maki na Monte Cassino czerwieńsze będą bo z polskiej wzrosną krwi… . Wolniutko noga za nogą posuwałem się do przodu. Kopnąłem mały kamyk a ten pomknął w przód i z impetem uderzył w inny, mniejszy spychając go gdzieś w trawę samemu pozostawszy na drodze. Siła, agresja i mniejszy wyeliminowany. Dziwne te moje myśli i skojarzenia. Drobne fakty, maleńkie, nic nieznaczące chwile i obrazy a zawsze coś mnie uderza i zaskakuje. Chcę odpocząć, nie myśleć, wyłączyć się i nie potrafię. Nawet nie zauważyłem, kiedy stałem już na pomoście wychodzącym w jezioro. Tafla wody gładka jak lustro. Usiadłem na szarych jego deskach. Patrzyłem na wodę, na drugi brzeg jeziora aż w końcu mój wzrok utkwiłem na pająku siedzącym po środku rozpiętej przez siebie sieci. Czeka na zdobycz nieruchomy, gotowy do błyskawicznego skoku na nieostrożną ofiarę.
Widok tego pająka, ta pajęczyna, mój wzrok w niej utkwiony wprowadził mnie w stan hipnotyczny. Wzbudził mnie z niego nagle odgłos kroków za moimi plecami. Odwróciłem głowę. Po pomoście w moim kierunku wolno szedł stary człowiek. Stanął obok, nie patrzył na mnie.
- idzie burza – rzucił od niechcenia jakby nie do mnie
- możliwe – odpowiedziałem
- dobrze, że będzie padało, ziemia czeka na deszcz
Usiadł obok mnie a z kieszeni spodni wyciągnął jabłko. Otarł o nogawkę i zaczął je jeść. Patrzyłem na jego zniszczone dłonie, pooraną zmarszczkami twarz. Spojrzałem na jego oczy. Był w nich ból, tęsknota i coś jeszcze. Oczy te jednak miały niesamowity blask, była w nich siła.
- pan tu mieszka ? – spytałem
- tak, już bardzo długo, ale tu się nie urodziłem. Pokochałem te strony. Teraz tu jest mój dom. Ja pochodzę z gór. Tam się urodziłem. Po wojnie przesiedlono mnie tutaj wraz z rodziną. Miałem nawet proces. Zarzucano mi że byłem w bandzie w czasie wojny. To były straszne czasy.
Westchnął głęboko, podrapał się za uchem i zamilkł.
Czułem, że chce mi coś opowiedzieć a ja co rzadko mi się zdarza nie wiedziałem co mam powiedzieć by kontynuować naszą rozmowę. W końcu wybąkałem
- a jak tu jest z rybami ? Można tu coś złowić ?
Długo nie odpowiadał, aż w końcu bąknął pod nosem jakby od niechcenia
- kiedyś było dużo ryb a teraz jest więcej kłusowników jak ryb. W nocy to strach tu przychodzić. Wtedy jezioro żyje a właściwie umiera rabowane przez tych co polują na węgorze. Ludzie dla pieniędzy zrobią panie wszystko. Są gorsi od zwierząt. Zwierze zabija by żyć, by przetrwać, by nakarmić młode i siebie albo gdy się broni. Tak……. ludzie są gorsi.
Wstał z pomostu i nic już więcej nie mówiąc tak jak przyszedł tak i odszedł bez pożegnania.

Spokojnie siedziałem dalej, gdy zaczął padać deszcz. Podniosłem się niemrawo. Krople spadały coraz większe i coraz gęściej. Z nikąd pojawił się wiatr. Drzewa zaczęły szumieć targane silnymi podmuchami strącając pożółkłe liście. I znowu w głowie czy w uszach usłyszałem słowa starej piosenki – „… wicher wieje, wicher silne drzewa głaszcze, hej. Najważniejsze to być silnym. Wicher silne drzewa głaszcze…”.
Nie wiem dlaczego zacząłem biec. Chciałem się zmęczyć, czuć wiatr w rozwianych włosach i deszcz na twarzy. Biegłem coraz szybciej nie zwracając uwagi na kałuże. Już byłem na znajomej mi polnej drodze między łąkami gdy zauważyłem niesamowitą ilość żab przeskakujących z jednej jej strony na drugą. Starałem się żadnej nie rozdeptać co w efekcie spowodowało, że po jednym z dziwniejszych ekwilibrystycznych susów straciłem równowagę i upadłem. Leżałem tak przez chwile a obok mojej twarzy skakały żaby. Wstałem i już się nigdzie nie spiesząc pomału szedłem w swoją stronę. Deszcz obmywał pobrudzone ubranie i otarty łokieć. Patrzyłem jak jego krople zmieniają barwę na czerwona i spadają na ziemię. Byłem już między polami. Te maki, te czerwone krople, ten człowiek i pająk……… .

Data:

 04 wrzesień 2006

Podpis:

 Krzysztof S.

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=27573

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl