![]() |
|||||||||
Romans |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Jak zaczął się ten dziwny związek? Normalnie, chyba tak samo jak wiele innych związków. Była impreza, wszyscy pili alkohol, wszyscy się bawili. Usiadłam, aby odpocząć, a on siedział sam. Zagadnęłam do niego, bo nie lubię jak ktoś siedzi samotnie na takich imprezach. Co powiedziałam? Nie pamiętam, ale pewnie coś zwykłego i oklepanego, jakieś „Dobrze się bawisz?”. Po prostu rozmowa jakoś się zaczęła i tak byłam pijana, więc za bardzo jej nie pamiętam. Wiem, że na koniec imprezy wymieniliśmy się telefonami, bo fajnie się nam rozmawiało, kiedyś chodziliśmy do tej samej szkoły i jakoś tak wyszło, że mieliśmy wspólnych znajomych. Nie, nie widziałam go wcześniej. Albo po prostu nie pamiętam tego. Tyle twarzy się przewija przed moimi oczami, że nie wszystkie pamiętam. Nie zwracam często uwagi na nowo poznane osoby, ale on przyciągał moją uwagę. Jak pierwszy raz z nim się spotkałam tak bez znajomych to nawet nie wiedziałam jak ma na imię. Dopiero przy piwie się go o to zapytałam, bo głupio było mieć go zapisanego w telefonie jako „Przystojniak”. Nazywał się Michał. Zwykłe imię dla zwykłego człowieka, ale mnie coś do niego przyciągało. I tak od jednego spotkania do drugiego zaczęła się rodzić między nami więź. Nie wiem ile było tych spotkań, może tylko 3 a może 10, trudno powiedzieć. Nie zapisywałam tego, wiem, że się spotykałam z nim i to dość często. Kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić? A to coś zmieni jak nie odpowiem? No dobra, chyba na którymś ze spotkań zaczęliśmy rozmawiać o naszym stosunku do związków. Pamiętam jak mówił, że w kobiecie szuka przyjaciółki, jakiejś bratniej duszy i seks tak się dla niego nie liczy. Ja powiedziałam, że mam podobne odczucia, ale z tym tylko, że ta druga osoba powinna też podzielać moje zainteresowania i powinna mnie słuchać. Tego wieczoru odprowadził mnie pod dom i wtedy się pierwszy raz pocałowaliśmy. Pamiętam, że to było pod koniec września, bo wieczory były już chłodne i mnie przytulił. Potem rozwinęło się to szybko, spotykaliśmy się, co dzień. Przeważnie u mnie albo na mieście. Nie, nie byłam nigdy u niego w domu, nie zapraszał mnie a ja sama się nie wpraszałam. Nie widziałam w tym nic dziwnego, że siedzimy tylko u mnie, bo czasem tak bywa, gdy druga osoba z pary ma liczne rodzeństwo. Z reszta mi pasowało to, że ja nigdzie nie musiałam jeździć. Sam do mnie przyjeżdżał i było nam dobrze. Rodzice nigdy nam nie przeszkadzali, nigdy się do niego nie czepiali, uważali, że jest miły. Ja też podzielałam takie zdanie. W końcu był spokojny i opanowany, zawsze mnie słuchał i nigdy się ze mną nie kłócił. Był ideałem faceta. Pamiętam jak na Walentynki zaprosił mnie na romantyczną kolację. Tej restauracji już nie ma, ale to była jedna z droższych w mieście. Jedliśmy jakąś kaczkę czy królika, nawet nie pamiętam dokładnie, bo w głowie został mi tylko deser. Były to lody z bita śmietaną polane jakimś likierem. Zabawne, że przypominam sobie to teraz, bo wcześniej myślałam, że to zwykła polewa, ale jak teraz cofam się wstecz to pamiętam, że lekko mi się kręciło w głowie, gdy skończyłam jeść. Następnie poszliśmy do teatru, jakaś nowa sztuka była, a my siedzieliśmy w pierwszym rzędzie. Czułam się wtedy taka kochana. Znowu odbijam od głównego wątku, ale teraz jak tak myślę to nie wiem, co ze mną się stało. Był przecież idealnym chłopakiem, idealnym facetem, był jak młody bóg. Zawsze przy mnie, gdy potrzebowałam pocieszenia, zawsze wiedział, kiedy się odezwać, aby mi ulżyć w cierpieniu. Nie chciałam go stracić. Uważałam, że to ten jedyny, ten wymarzony książę z bajki. Po moich wcześniejszych związkach ten był tak wspaniały, taki spokojny i bezpieczny. Potrzebowałam takiego związku, żeby móc znowu zaufać ludziom. Kiedy zazdrość się wkradła? To było takie nagłe uczucie. Nie wiem czy on pierwszy zaczął być zazdrosny czy ja, ale w którymś momencie odsunęliśmy się od siebie. Ja na imprezach zaczęłam rozmawiać z innymi znajomymi, on z innymi. Ja zaczęłam odnawiać swoje dawne znajomości, które zaniedbałam będąc z Michałem. On z kolei poznawał nowe osoby i cały czas chciał wiedzieć, z kim się spotykam. Ja też chciałam wiedzieć, z kim się spotyka, ale nie wierciłam mu o to dziury w brzuchu. Wiedziałam, że każdy potrzebuje znajomych i przebywanie w towarzystwie jednej osoby na okrągło może doprowadzić do nienawiści. Dlatego pozwoliłam na pewne oddalenie się od siebie. Myślałam, albo może wręcz wierzyłam, że potem zatęsknimy za sobą i wrócimy znowu do siebie. Ja naprawdę w to wierzyłam i z tego powodu nie ukrywałam przed nim tego, że na jakiejś imprezie gadałam z tym, albo tamtym kolegą. Za późno się zorientowałam, że on jest bardzo zazdrosny. Mi wystarczyło wiedzieć, z kim się spotyka i o czym gada z tą osobą. Jemu jednak musiałam wręcz mówić ile czasu, z kim rozmawiałam, dokładnie o czym i w co ubrana byłam. Z początku mi to nie przeszkadzało, widziałam w tym tylko troskę o moje dobro. Jednak z czasem moje odpowiedzi przestały wystarczać i pytania były bardziej natarczywe i tak zadawane, aby wyszło, że ja go zdradzam. Ciążyła mi ta sytuacja, ale jakoś dawałam sobie z nią radę. Sama przecież też się go ciągle pytałam o to, z kim i gdzie był. Tak rozważałam możliwość zerwania z nim, ale cały czas się bałam, że niszczę związek idealny i dlatego nie mogłam się zdobyć na ten ostateczny krok. Wierzyłam, że albo on sam zerwie, albo wszystko znowu wróci do normy. Bałam się panicznie samotności i dlatego nie chciałam niszczyć tego związku. Nawet, gdy dowiedziałam się, że rozmawia z tymi samymi osobami na Internecie co ja, nie przeraziłam się, chociaż poprosiłam go, aby nie czepiał się moich znajomych i nie wypytywał ich o to, co ja z nimi robię. Mimo wszystko wytworzyła się bardzo niezręczna sytuacja, której chciałam za wszelką cenę uniknąć. Nie udało się. Wtedy nastąpiło pierwsze poważne spięcie. Spokojnie mu powiedziałam, że to co robię ze znajomymi to moja sprawa i poprosiłam go, aby nie straszył moich znajomych. Dowiedziałam się od jednego mojego kolegi, który się nazywa Piotrek, że dlatego się przestał do mnie odzywać, bo Michał nastraszył go. Zdenerwowało mnie to i próbowałam spokojnie tę sprawę załatwić. Wtedy po raz pierwszy mnie uderzył. Jak to było dokładnie? Nie pamiętam aż takich szczegółów, po prostu byliśmy u mnie i ja mu powiedziałam, żeby nie straszył moich znajomych. Rodziców nie było, więc czułam się mniej pewnie, ale nie sądziłam, że on mnie uderzy. Przecież był zawsze taki spokojny. Ale zrobił to, niby niechcący, ale ja wiem swoje. Zabolało mnie, bo jeszcze nikt mnie w twarz nie uderzył. Zawsze byłam bardzo delikatna, więc takie uderzenie zabolało mnie i fizycznie, i psychicznie. Potem oczywiście mnie przepraszał, ale to już nie było to samo. Straciłam do niego zaufanie. Mimo tego zdarzenia dalej byliśmy ze sobą. Nie wiem czemu, po prostu byliśmy. Myślałam, że to będzie ostatni raz, ale nie był. Zaczął mnie niechcący popychać, szturchać albo uderzać ręką mówiąc, że to niechcący. A ja wierzyłam. Jakąś blokadę miałam, bo wiedziałam, że to jest przemoc, ale bałam się to nazwać po imieniu. Cały czas wierzyłam, że on się zmieni i już się to więcej nie powtórzy. Tak bardzo się bałam być samotna. Czy próbowałam szukać pomocy u znajomych? Oczywiście, że nie. Każdy wiedział jak miałam dziwne wcześniejsze związki i już nie chciałam dawać tematów do plotek. Z resztą o tym, że ktoś Ciebie bije nie mówi się pierwszej lepszej osobie, a tylko takie mi pozostały. Michał wystraszył wszystkich moich przyjaciół, albo podszywając się pode mnie obrażał ich. Nawet o tym nie wiedziałam do samego końca. Byłam, więc sama. Sama jak palec i chciałam samodzielnie rozwiązać ten problem. Wtedy nie myślałam, że to będzie takie trudne. Myślałam, że jakoś go przekonam, aby mnie nie bił, aby mnie znowu szanował i traktował jak kiedyś. Jednak się przeliczyłam. Nie potrafiłam sobie z nim poradzić. Widząc, że jest bezkarny zaczął mnie także niszczyć psychicznie. Mówił, że jestem gruba, że nic nie znaczę, że nic nie osiągnę, że jestem brzydka. Nikt nie mógł powiedzieć, że to nie prawda, bo nie miałam do kogo się odezwać. Żyłam, więc w przekonaniu, że nic nie znaczę, że nikt się mną nie zainteresuje. Czułam się mała i nieważna. Co we mnie pękło. Nawet nie wiem. Stało się to jakoś nagle. W pewnej chwili przedarła się do mojej świadomości myśl, że on nie może mnie tak traktować. Coś mi zaczęło szeptać, że kiedyś wszyscy mnie lubili, a wielu facetów się za mną oglądało. To przyszło naprawdę nagle. A, że byliśmy u mnie w kuchni to były też noże. I kiedy on powiedział, że do niczego się nie nadaję i nawet go zaspokoić nie potrafię, coś we mnie pękło. Chciał mnie uderzyć. Już podniósł rękę i wiedziałam, że jeżeli pozwolę, aby mnie przewrócił to potem będzie mnie kopał w brzuch. A ja nie lubiłam bólu, bałam się bólu i zawsze od niego uciekałam. Na samą myśl, że znowu będę cała obolała robiło mi się słabo. Jednak zdążyłam wziąć nóż, który leżał na stole i zamknęłam oczy. Co było dalej? Naprawdę nie wiem. Słyszałam krzyk. Był to krzyk pełen bólu, strachu i złości. Chyba oboje krzyczeliśmy. On ze strachu, a ja z powodu tego co robię. Wiedziałam, że zrobiłam coś złego, ale mnie to nie powstrzymało i dalej tym nożem... Już nie mogę. Skończmy to. Przyznaję się. Ja go zabiłam. Wiem, że był inny sposób, ale ja nie potrafiłam go znaleźć. Nie wtedy, kiedy lękałam się o to, że mogę być sama. Mogę wracać już do celi? I tak już nic więcej dodać nie mogę. Po prostu to zrobiłam i nie żałuję. To on był winien. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |