![]() |
|||||||||
Agape |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Historia uczucia Pośród martwych drzew i wyschniętej rzeki Na murze czerwonym od chłopięcej krwi Siedzi kruk wydając z siebie skrzeki Ptak ten ze śmierci sobie bezczelnie drwi Cała kraina dotknięta klątwą jest Nikt nie umiera cierpi za to bardzo Łamiąca się trzcina, więdnący tu bez Nikt nie przyjeżdża, bogowie nią gardzą Wśród tego lamentu narzekań i łkań Na górze wysokiej, błękitnej od łez Wznosi się brama prowadząca w dal Plugawej rozkoszy, w umysłu kres Biada tym, którzy zajdą w te progi Ujrzawszy sukuba krzyczą,,dziewico!’’ Ta nie odpowie nieznająca trwogi Sukub zajęta robieniem fellatio Tak kradnie serca istotą szczęśliwym I pod pretekstem miłości szukania Zwodzi zamożnych, brzydali i chciwych I fellatiem biedaką duszę wchłania Kradnie im rozum, w obłęd wprowadza Lecz w pewnym momencie kończy akt już Mówi, że ma dość,,na jeźdźca’’ jechania Wtedy po człowieku ginie cały słuch Potem okłamuje się, że kochała Mężczyznę, którego jednak zraniła Hiacynty szepcą jak bardzo cierpiała Opuncje wyją o tym jak tęskniła Mimo iż na uczuciach grała strasznie Iż mężczyzn kusiła na całej ziemi Pięknem swym sprawiała, że słońce gaśnie Urokiem swym kryła urok jesieni Ziemie uśmiechem poruszyć potrafi Wzrokiem swym kamień w złoto przemienia Do serca każdego mężczyzny trafi Jest posiadaczką cudnego imienia W burzy cieniowanych, białych włosów Targanych wiatrem, schludnie przystrzyżonych Wznosi się słodki zapach krwawych wrzosów I słychać krzyki mężczyzn omamionych Tak się sukubia prezentuje postać Na wzgórzu łzawym mieszkająca trwale Gdzie każda istota pragnie już zostać Lecz jeden człek nie tyka jej w cale Choć z jej duchem nie może się rozstać Cierpi on straszne w murach katusze Jest on w klasztorze, bowiem zamknięty Mówi sam do siebie:,, Ja się tu uduszę!’’ Ale do końca musi cierpieć męki Przed wieloma laty uwiódł chłopczyka Spuścił z niego krew i naznaczył mur Lecz spostrzegł boga w postaci dzika Bojąc się wziął do spaczonej ręki sznur I zobaczył, że umrzeć mu nie dane Wisiał i dyszał, lecz tchu nie wyzionie Odciął stryczek, zszedł na ziemie nad ranem Patrzał potem na swe ręce splamione ,,Co żem ja głupi najlepszego zrobił? Złożyłem ofiarę z miłości do niej Lecz teraz choćbym własny cień przegonił Nie zaznam nigdy smaku śmierci słonej A bez tego wstrętnego rytuału Nie będę już z tą sukibica A wiec idę do klasztoru pomału Chcę związać z Maryją-Dziewicą!’’ Myślał, że bóstwa litość okazali Że wybaczą grzechy starej miłości Tymczasem na wieczną mękę skazali Człowieka nieznającego starości Nieśmiertelność zżera jego duszę Pożądanie jego serce wyniszcza Z każdym dniem cierpi straszne katusze Ostatni zdrowy rozsądek to zgliszcza Żeby nie było dosyć tych męk strasznych Bogowie przekneli go, rzucili czar Że sukub nie darzy dotykiem żądnym A w nocy pojawia się senny mar Cierpiąc jednak kapłan wyznać miłość chciał Miał dosyć tego, że w kącie szlocha Chciał iść do Sukuba, ale cały drżał Wiedział:,,Muszę powiedzieć, że ją kocham’’ Pieśń do ukochanej ,,Choroba psychiczna umysł mój toczy Nie mogę przestać o Tobie rozmyślać Mój rozum w bagnie rozpaczy broczy Pragnę Cię tylko w ramionach ściskać Jesteś mym życiem, słońcem i powietrzem Ja zamknięty jestem, mam, co żałować Wzrok Twój starczy, lecz prosiłbym o więcej Chciałbym Cię tylko, choć raz pocałować Ty jesteś na górze, ja spadłem na dno Potęgi Twojej nie śmiem kwestionować Spoglądając na Ciebie mam myśli sto Na których nie mogę się skoncentrować Żeś piękna, żeś słodka, żeś królową jest Nie śmiem się odzywać ani też patrzeć Boję się wykonać w Twą stronę gest Nie chce cienkiej granicy głupio zatrzeć Mimo tego jednak nad życie pragnę Byś była blisko mnie, by serce Twoje Którego tysiąc mężczyzn na świecie łaknie Kochało i ogrzało serce moje Wśród istot piękniejszej od Ciebie nie ma Ani wśród kwiatów, ni cudnawych wrzosów Dla Ciebie pozbyłbym się swego cienia By poczuć z bliska zapach Twych włosów Ile bym dał za dotknięcie dłoni Twej Co ma skórę niczym z aksamitu By, choć popatrzeć nań, pozbyłbym się swej Zasłoniętej pod ciemnością habitu Tyś pięknym porankiem świat witający Poranna rosą skrapiającą trawę Jesteś jak motyl w świetle tańczący I jak klon dający w cieniu strawę Oświetlasz kręte ścieżki życia mego Jesteś moim drogowskazem, mym skarbem Kamienieje od spojrzenia Twojego Dla Ciebie dawno już cyrograf zawarłem I chcę Tobie tu wyznać jedno słowo Czy wiesz, że ja ciągle w cieniu szlocham? Wiem, że nie mogę być nigdy z Tobą Ale ja Cię bardzo, gorąco kocham’’ Śmierć uczucia Tak kapłan listownie wyznał uczucie Wysłał to i zaczął nerwowo chodzić I sukub poczuła w sercu kłocie A potem oddała się posłańcowi Przemyślawszy sytuacje drugi raz Po części zrozumiała, o co chodzi Wiedziała, dlaczego zatrzymał się czas To przez nią, bo mężczyzn ciągle uwodzi ,,Wiele istot wyznało mi uczucie Jeszcze więcej listownie to robiła Na początku miałam błędne przeczucie Będę żyć jak dotychczas dotąd żyłam’’ List miłosny od kapłana spaliła Wrzuciła w niepamięć; zapomniała Że nim stała się demonem kwiliła Bo kapłana całym sercem kochała Przeklęto ją za miłość zakazaną Do zakonnika, bo mówiła śmiało Że go kocha, rozgniewało to Panią I czar nimfomanii trawi jej ciało Tak się stała demonem pożądania Wtedy dopiero kapłan też ją kochał Ale na próżno te wszystkie żądania Bez odwzajemnienia uczucia, szlochał Bogowie postanowili ulżyć mu Zdecydowano życie mu odmienić Więc święte byty sprawiły taki cud Że kapłana w chłopca zamienili W takiej postaci miłości nie znał Nie pragnął niczego tylko zabawy Innych rzeczy oprócz zabawek nie miał Cieszył się bardzo, gdy słyszał fanfary Wtem zjawił się człek, który chłopca zabił W ofierze go sukubowi złożył A potem wszystko za sobą zostawił I z pewnością do klasztoru wstąpił… Teraz na sukuba zstąpił senny mar Przypomniał jej, że kapłana kochała I tak zniknął nimfomanii podły czar Mimo to bez kapłana nadal łkała Zakonnik za to przestał być już święty Zobaczył jak jego miłość płakała Lecz gdy się bliżej przyjrzał był wstrząśnięty Z bliska tak inaczej wyglądała Białe włosy to długie czarne loki Niepewny wzrok zamiast przenikliwego Zniknęły jej skrzydła, urosły boki Nie kusiła już kapłana byłego Poszła dziewczyna bez ukochanego Może w przyszłości znajdzie kapłana Tego sprzed wielu laty wybranego Odchodząc ciągle płakała, płakała Człowiek też odchodząc stąd nieszczęśliwy Szukał starego uczucia, wspomnienia Zamknął się w sobie, stał się zrzędliwy Nie znał nawet sukubiego imienia I to jest koniec historii krainy Między martwymi drzewami i rzeką I z murem ze śladami krwistymi Zapanował spokój, bez kruczych skrzeków Mimo, że wróciła wiara, klątwy brak Życie wróciło w śmierci objęcia Powtarza ciągle tu gadający ptak ,,Bez miłości prawdziwej, nie ma szczęścia’’ |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |