![]() |
|||||||||
PRĄD |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Nigdy nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Wprawdzie zawsze liczył się ten prąd, który przepływał na początku, ale nigdy nie był wystarczający. Często dreszcz przechodził i następnego dnia zadawał sobie pytanie – co ja w niej widziałem. A innym razem zakochał się w koleżance z pracy, którą znał od kilku lat i nigdy nie wywołała najmniejszego ruchu elektronów. Jednak tym razem prąd był niczym błyskawica. Zobaczył ją podającą jakiemuś gościowi sandwicza. Niby nic – zwykła kelnerka, pewnie kompletnie głupia i do tego średniej urody. Ale iskry w krzyżu prawie pozbawiły go oddechu. -Ile może mieć lat ?– pomyślał. –Może trzydzieści, może mniej. Na pewno jej walka z upływającym czasem z triumfu, zaczęła przeradzać się w wojnę pozycyjną z odpieraniem zaciekłych ataków wroga. Jeszcze nie zaczęła się wycofywać – o nie – była zbyt ponętna, ale nie było w niej już tego blasku świeżości, tej jędrności i beztroski w oczach. Tego dnia wyszedł z baru „Tom’s Dinner” bez zamówienia czegokolwiek. Nie był w stanie myśleć, a co dopiero wybrać coś do jedzenia i poruszać żuchwą między kolejnymi połknięciami. Ale następny dzień przyniósł pierwsze spotkanie. -Co dla pana ? – stała przed nim w niebieskiej, kusej sukience z białym fartuszkiem oplecionym wokół bioder. Elektrownia w mózgu Eric’a zaczęła pracować pełną parą. -Jeszcze moment – wynegocjował chwilę oddechu. Odeszła kołysząc biodrami. Gdyby podłączyć w tym momencie Erica Lobsona do prądu, mógłby oświetlić pół miasta. W końcu zamówił pizzę z colą. Po zjedzeniu zostawił spory napiwek i wrócił do biura w firmie obrotu nieruchomościami. Kilka następnych dni tłumaczył sobie, że może zadzwonić do którejś ze znajomych i dostać to co mężczyzna może chcieć, w wydaniu dużo lepszym od przywiędłej kelnerki. Po tym nierównym boju wrócił do jadłodajni. Leżał na tarczy. Poległ w potyczce z namiętnością. -Czy możemy porozmawiać, Betty ? – zapytał po łagodnym spojrzeniu na plakietkę przypiętą na lewej piersi. -O czym ? -Może pani usiąść ? -Nie wolno mi rozmawiać prywatnie z klientami – sytuacja pogarszała się z sekundy na sekundę. -To znaczy,... chciałem z panią porozmawiać po pracy. -Ale o co panu chodzi ? -Myślę, że możemy zjeść razem kolację i chwilę porozmawiać. -Nie dziękuję, jestem zamężna – uśmiechnęła się i pokazała błyszczącą obrączkę na serdecznym palcu. -Zamawia pan coś ? – dodała po chwili krępującego milczenia. -Nie dziękuję – rzekł i kiedy odwróciła się do niego plecami pośpiesznie wyszedł z pomieszczenia. Po tym pierwszym, nieudanym szturmie na twierdzę przypuszczał jeszcze wiele ataków. Przychodził do "Tom’s Dinner” codziennie, aż w końcu obsługiwała go zawsze inna kelnerka. Jednego popołudnia po raz kolejny czekał na nią przed wyjściem. Nie wyszła z innymi pracownikami, nie wskoczyła do zamówionej taksówki, ani nie wślizgnęła się tylnym wyjściem. Podeszła do niego i zapytała: -Czego ode mnie chcesz ? -Mówiłem ci już, kocham cię. Po prostu. -Tak po prostu ? -Tak. -I co ? Przecież ja ciebie nie kocham. Mam męża, jestem szczęśliwa. -Nic nie poradzę. Stał tam w półmroku i wyglądał jak przemoczony ptak, który cały dzień szukał choćby najmniejszego okrucha chleba a teraz patrzał na cały, świeży bochenek. -Ale ja na to poradzę. Jeżeli nie zostawisz mnie w spokoju to powiem o wszystkim mężowi. Zapewniam, że obije ci pysk, a jeżeli i to nie pomoże to zgłoszę wszystko na policję. Spojrzał na nią jak przez grube szkło i odszedł. Ona też odwróciła się i ruszyła w drogę do metra. Uszła jednak jakieś dwieście metrów kiedy pojawił się przed nią znowu. Tym razem złość mieszała się w jej oczach ze strachem. Chwycił ją mocno i wepchnął do samochodu. Sam wszedł tym samym wejściem przepychając się nad nią tak, aby cały czas mógł ją zatrzymać. Ruszył szybko. -Zgłoszę to na policji ! -Nie rozumiesz, że cię kocham ? Nie rozumiesz, że to co zawładnęło mną może udzielić się także tobie ? Możemy żyć innym życiem, nie myśleć, nie pamiętać, nie rozumieć, tylko być razem, drżąc i płacząc ? -Proszę cię, wypuść mnie. Zaczęła płakać. Zatrzymał samochód i objął ją delikatnie. Wyrwała się i sięgnęła do klamki drzwi. Przyciągnął ją do siebie. Jego ręce zaczęły wędrować po krągłościach kobiecego ciała. Wyrywała się, ale przerażenie nie pozwalało wydobyć z gardła najmniejszego odgłosu. Miała na sobie żółtą sukienkę zapinaną długim zamkiem błyskawicznym na plecach. Szarpnął za zamek i zdarł górę sukienki. Zasypał jej szyję i piersi namiętnymi pocałunkami. Kiedy próbował podnieść się aby po chwili położyć na niej, wykorzystała tę jedyną chwilę i kopnęła go z całej siły w krocze. Jęknął i złożył się w pół. Ta chwila zwolnienia uścisku starczyła aby wyskoczyć z samochodu i popędzić w dół ulicy ku stacji metra. Po tym zdarzeniu Eric Lobson był kilkukrotnie przesłuchiwany. Betty Fawood wytoczyła mu sprawę o molestowanie seksualne. Przez cały czas trwania procesu Eric dzwonił do niej i wystawał przed domem. Odbył długą i bardzo nieprzyjemną rozmowę z jej mężem Larrym, aż w końcu dostał sądowy zakaz zbliżania się do Betty Fawood na mniej niż sto metrów. Ale prąd przeszywał go za każdym razem, kiedy obserwował jej wyjście z baru przez szyby Forda Sierry, z przepisowej odległości stu metrów. To chyba właśnie wtedy zrozumiał, że to jej mąż stał na drodze ich wspólnego życia. To przez niego nie mogą być razem. Wiedział, że jest dobra i delikatna – nie mogła przecież zostawić męża. Sprzedawał wtedy letnią posiadłość Pettersonów tuż pod miastem. Okolica wydawała się bardzo odludna i opuszczona, a w dodatku w domu było coś szczególnego. Kilka dni przygotowywał się do kroku, który w myślach nazywał „przełamaniem lodów”. Jeździł po różnych sklepach, zawsze w sąsiednich stanach. Zakupy zwoził do domku na wzgórzu. Kiedy wszystko było już gotowe zatankował wóz i pojechał na parking, na którym zawsze parkuje Larry Fawood. Kiedy samochód Larrego zatrzymał się na parkingu było już zupełnie ciemno. Larry wysiadł z samochodu i poczuł przejmujący ból w potylicy. Rozrywające cierpienie nie trwało jednak długo – prawie natychmiast stracił przytomność. Eric otworzył drzwi własnego samochodu zaparkowanego na miejscu obok i chwycił ciało rywala za kołnierz marynarki i pasek spodni. Wcisnął go na tylną kanapę pokrytą szczelnie folią. Ciało przykrył kocem a na podłogę samochodu położył zakrwawioną, metalową rurkę. Zamknął drzwi i nie zdejmując gumowych rękawiczek usiadł za kierownicą. Jechał wolno i przestrzegał wszystkich przepisów drogowych. Do domku Pettersonów podjechał od tyłu – tak, żeby nikt nie mógł zobaczyć jak wyciąga Larrego Fawooda z samochodu i taszczy go do domu. Na ręce i nogi leżącego na podłodze holu człowieka założył mocne więzy – na wypadek, gdyby ocknął się w czasie zamykania samochodu i bramy wjazdowej. Później wrócił do domu. -Co ty robisz – Larry odzyskał świadomość. –Nie wywiniesz się z tego, policja pewnie już mnie szuka. -Nie. Często wracasz późno z pracy. Żona zacznie się niepokoić dopiero około północy. Na policję zadzwoni najszybciej jutro rano, do tego czasu będzie już po wszystkim. -Jak to „po wszystkim”... – Proszę cię, nie zabijaj mnie. Możemy jeszcze to odkręcić. Przysięgam, nikomu nic nie powiem. -Muszę to zrobić, kocham twoja żonę –odparł. Spojrzał na swoje ręce, trzęsły się podobnie jak całe ciało. Wyszedł do łazienki. Po chwili wrócił i rozłożył wokół Larrego dwie spore płachty folii. -Przecież zostawisz mnóstwo śladów ! I tak nigdy nie będziesz z Betty. Zamkną cię, albo skażą na śmierć. Pomyśl, że wtedy już nigdy jej nie zobaczysz ! Pomówmy o tym. Jeżeli się dogadamy, to może będzie mogła się z tobą spotkać... -Nie będzie żadnych śladów, dobrze to przygotowałem. Wszedł do kuchni i wziął z suszarki gruby nóż. Oddychał ciężko. Zakręciło mu się w głowie. Usiadł na podłodze, chwilę trwał w bezruchu. Nagle wstał i poszedł „przełamać lody”. Larry jednak zniknął z pokoju. Eric stał i nasłuchiwał jakiegoś odgłosu. Zapalił wszystkie światła. Wczoraj dokładnie uszczelnił wszystkie okna – na zewnątrz nie powinno być nic widać. Na podłodze były ślady krwi. Kończyły się za drzwiami sypialni. Podniósł nóż i powoli zaczął iść w tamtym kierunku. Pchnął drzwi. Wszedł powoli do środka. Lewą ręką dotykał ściany w poszukiwaniu włącznika światła. Jest – wcisnął przełącznik. W tym momencie poczuł uderzenie. Larry trafił go prosto w nos lampką nocną. Krew buchnęła mu na koszulę. Cios był jednak za słaby, aby go powalić. Eric pchnął rywala tak, że ten upadł na podłogę. Podniósł w górę nóż i po chwili szukania wzrokiem dogodnego miejsca – wtopił go w klatkę piersiową Larrego. Usłyszał krzyk. Larry zaczął się szamotać. Siedzący na nim Eric spuszczał długie ostrze raz za razem. Krew ofiary łączyła się z jego własną cieknącą ciurkiem z nosa. Charczał i dziurawił, pluł i jęczał razem z Larrym. Kiedy skończył usiadł pod ścianą. Poczekał aż siły powrócą, wstał i przyniósł folię z korytarza. Przekulnął ciało i pociągnął je na tych saniach w kierunku łazienki. Dość szczególnej, bo wykończonej szkłem. Szklane uchwyty, pokrętła i co najważniejsze – duża szklana wanna. Włożył do niej trupa i odkręcił pierwszy z pojemników. Założył ochronne okulary i rękawice. -Nie będzie śladów Larry, za dobrze to przygotowałem. Kwas siarkowy zaczął z wolna palić zwłoki męża Betty. Ciało drgnęło jeszcze kilka razy, ale nie na tyle, żeby pomyśleć, że błąka się w nim życie. Eric opróżnił dziesięć pięciolitrowych pojemników z kwasem. Pozbierał wszystkie folie i zdjął z siebie całe ubranie. Umył się dokładnie pod prysznicem. Otworzył okno w łazience ponieważ smród kwasu i palonego ciała był nie do wytrzymania. Później ubrał nowe, przygotowane wcześniej rzeczy i założył następne gumowe rękawiczki. Nowoczesnym, kupionym specjalnie na te okazję odkurzaczem zaczął myć wykładzinę w sypialni i podłogę w holu. Później, wiele godzin szorował ściany i meble. Na końcu przyniósł do łazienki pojemnik powleczony od wewnątrz warstwą szkła. W wannie obok leżała bezkształtna postać, a cały dom wypełniał ohydny smród zwęglonego ciała. Zaczął przekładać szczątki. Kiedy skończył zamknął wieko i zaniósł pojemnik do samochodu. Umył dokładnie całą łazienkę. Wszystkie ubrania, folie, szmaty i sznury włożył do plastykowego worka. Był wczesny ranek, kiedy wyjechał z posiadłości Pettersonów. Ujechał jakieś pięć kilometrów w głąb lasu i zatrzymał się przy przygotowanym i zamaskowanym dole. Wrzucił do niego zawartość pojemnika i zasypał. Pojemnik i rzeczy z plastykowego worka wrzucił do innego dołu oddalonego o następne kilka kilometrów, polał benzyną i podpalił. Kiedy większość była już dokładnie spalona – zakopał także ten dół. -Miłość zwyciężyła – pomyślał i znowu począł ten prąd rozpalający uczucia i namiętności. Kilka następnych dni zeszło na dokładnym zacieraniu śladów. Powtórnie umył wnętrze domu, wyszorował i odkurzył samochód. Nie ma ciała – nie ma zbrodni. To chyba uczciwe wyjście. Przez następne dni Betty nie pokazywała się w pracy. Nie było jej także w domu. Nikt nie podnosił słuchawki jej telefonu. Nigdy nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Do tej chwili. Miłość do Betty była tak porażająca jak prąd elektryczny, który zaraz przepłynie przez jego ciało. Wprawdzie od momentu przełamania lodów minęły dwa lata w celi śmierci, ale ani przez moment jego uczucie nie osłabło. Więcej – przez cały ten czas myślał czy zobaczy ją na sali egzekucji. Na ostatni posiłek zjadł sznycel cielęcy i ziemniaki puree. Na dwie godziny przed egzekucją – zgodnie z regulaminem wziął prysznic. Cały czas myślał, że to zbrodnia doskonała – przecież nie było ciała, zmył wszystkie ślady, używał rękawiczek. Okazało się, że ślady opon samochodu, do którego wciągnięto Larrego Fawood’a są identyczne z oponami jego samochodu. To doprowadziło policję do domku w lesie. Później znaleziono ślady, których nie dał rady zmyć. Do tego doszło badanie DNA szczątków w łazience i wyniki badania fragmentów potrzaskanej lampy nocnej. Wszystko to odebrało mu ukochaną. Do dzisiaj - Betty siedziała na widowni, obok prokuratora, adwokata i dziennikarza lokalnej gazety. Zobaczył ja od razu. -Betty ! – krzyknął. Odwróciła wzrok. -Betty ! – Co zrobiłaś z naszym dzieckiem !? -Proszę się uspokoić, będzie czas na ostatnie słowo. Strażnik więzienny rozkuł nogi Eric’a i przypiął je do obręczy krzesła śmierci. -To było moje dziecko ! Betty pamiętasz nasze spotkanie w samochodzie ? Poczułem wtedy dreszcz ! Ten dreszcz ! -Co on mówi ? - spytała prokuratora. -Dlaczego mu na to pozwalacie ? - była blada i bliska płaczu. -To nie potrwa długo - odparł. -Pójdziesz do piekła ukochana ! Pójdziesz do piekła, a ja będę tam na ciebie czekał ! -A wiesz dlaczego ? To tak proste jak wtedy przed barem. Po prostu kocham cię Betty. Strażnik odczytał wyrok. Wszyscy czekali na 21:00. -Betty, koch....... Dokładnie o 21:00 włączono prąd o napięciu 1825 Voltów. Ciało skazańca spięło się i zaskwierczało. Po 30 sekundach włączono jeszcze raz napięcie 240 Voltów, które miało zatrzymać akcję serca. Nie wiadomo czy zdołało to zrobić od razu. Czy taki prąd w ogóle wystarczył aby zatrzymać serce uruchomione dużo wyższym napięciem ? KONIEC |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |