DRUKUJ

 

Kartki z podróży 3

Publikacja:

 07-07-21

Autor:

 fixon
Udaję się w miejsce, w którym spędzony czas pozostawi dla mnie niezatarte wrażenie. Spędzę go leżąc na gołej ziemi, wpatrując się uparcie w gwiaździste niebo, próbując w nim znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. A na mnie powiewać będzie zimny wiatr znad jeziora, który studzić będzie me rozgrzane z pomyślunku czoło. Myśli wzbiją się w niebo i pomknął przez galaktyki i mgławice, wprost na spotkanie z nieskończonością. Wszystkie problemy i zmartwienia, okażą się być tylko kosmicznym pyłem, który zniknie w przestrzeni. Każde nasze angażowanie się w życie, by coś w nim zmienić, wydaje się być kosmiczną pomyłką. Jeżeli już chcemy coś zmieniać, to tylko siebie. Każdy z nas próbuje coś zmieniać, zdobywać, posiadać. Lecz to wszystko w zetknięciu z kosmiczną pustką, znika. Nasza energia angażowana w życie, w zetknięciu z energią kosmosu, wydaje się nie istnieć.

Podróżuję autostopem z Agą, tą formę podróży lubię najbardziej. Po drodze dowiaduję się, że jej życie które próbuje sobie ułożyć rozbija się jak meteor uderzający o ziemię. Rozmowa, szczera rozmowa powinna wyjaśnić wszystkie tajemnice wszechświata. Lecz okazuje się że nie zawsze. I nie w każdych okolicznościach. Próbuję podczas drogi do K. odgadnąć tajemnice wszechświata, wytłumaczyć Adze wszystkie zawiłości. Dopiero będę mógł to jednak zrobić, gdy dotrzemy do znajomego mi układu gwiezdnego. Na miejscu okazuje się że muszę wysłuchiwać kłótni i sprzeczek. A ja chciałem tylko miło spędzić czas i porozmawiać o bezkresie kosmosu, a zwykłe błahe sprawy wiążą mnie przy ziemi. Spoglądam na K., który wydaje się być w rozsypce. Aga, to jeden wielki, kipiący emocjami kocioł. Jakże daleka stąd droga do najbliższej spokojnej i samotnej gwiazdy, przy której te problemy spłonęły by w jej żarze. Tak bardzo chciałbym im opowiedzieć o początkach życia, o narodzinach. Kiedy wszystko się rodziło, umierało i dawało życie innym formom. Wszystko podlegało ciągłym zmianom. Kilkadziesiąt tysięcy lat temu pojawił się człowiek i powoli zaczął opanowywać planetę. Z początku powoli i niezdarnie, lecz cały czas się ucząc i odkrywając. Aż w końcu zapragnął zdobyć kosmos. I udało mu się. Jego noga stanęła na księżycu. Na zewnątrz wydawał się być wielki, a w środku? Wciąż pełen kompleksów i wad. I zawsze z tym niedowierzaniem w oczach. Dlaczego te wszystkie nieszczęścia przytrafiają się tylko mnie? Wciąż zadawał na nowo to samo pytanie. Ale trudno mówić o szczęściu. Dla większości to tylko chwila. Spojrzenie w partnera oczy. Dotyk dłoni. pocałunek. Ciepło ciała. Tarcie. Zespolenie się, w jednej nieskończenie długiej chwili. A potem... wzrok znów pada na betonową podłogę, na gołe ściany, na półkę z jedzeniem, na której nie ma już prawie nic. Sięgnięcie ręka do spodni przynosi tylko jedną złotówkę. Jest jeden chleb, to już coś. Tylko sam chleb. Praca. Ona zmieniła by wszystko. Lecz by pracować wymagany jest wysiłek.
- Wiesz Aga,jak patrzę na to wszystko dookoła to robi mi się słabo.
By się umyć potrzebna jest woda. Jeszcze by się znalazła, mam przecież studnię. Jednak mycie się w zimnej wodzie nie należy do przyjemności. Gorąca woda. Jest piecyk, ale potrzebny jest opał. Niedaleko jest las, w nim powinno znaleźć się trochę drewna. Potrzebny jest wysiłek. By zrobić pranie...ten sam dylemat. Z ciepłym posiłkiem ma sie tak samo. Pozostają tylko marzenia, one nic wszak nie kosztują. Chciałbym mieć ładny dom, piękny ogród otaczał by go.
- Wiesz Aga robi mi się słabo jak patrzę na to wszystko dokoła.
Ten zaklęty krąg cierpień i niepowodzeń. Jak go przerwać? Czy można się z niego wyrwać? Czy można jeszcze w swym życiu coś jeszcze zmienić?
Ona zastanawia się. Spogląda wstecz, na swoje dzieciństwo. Pamięta to beztroskie życie i ten szczery uuśmiech, który jej towarzyszył. Zawsze wesoła i towarzyska. Pierwsza klasa szkoły zawodowej. Niektórzy mają problemy by się odnaleźć w nowym miejscu, wśród tylu nowych twarzy. Zaprzyjaźnić się z niektórymi osobami, nawiązać ciekawe i nowe kontakty. Ona jednak nie miała z tym najmniejszego problemu. jej szczery i spontaniczny śmiech, przyciągał każdego. I przyciągnął także jego. Wyciągnął do niej rękę w geście zaproszenia.
- Czy chcesz przejść na drugą stronę tęczy?
Ten żart wydał jej się wyjątkowo zabawny, więc wybuchnęła gromkim śmiechem, lecz bez zastanowienia podał mu swą rękę. Takiego napadu śmiechu jeszcze nie doświadczyła. Wszystko to wywoła słodkawy dym z zielonych liści. I choć po tym wszystkim czuła się nieco ospała i senna to stwierdziła że i tak warto było. Już dopytywała się o kolejny raz. Podobno idealne pary to te, które rozumieją się bez słów.A im słów nie były potrzebne. Tylko ziele, które wzbudzało w nich tyle gromkiego śmiechu.
- Już nie mogę więcej, pęknę zaraz ze śmiechu.
Życie potrafi być beztroskie i wielce zabawne. W szkole czuła się coraz gorzej. Nie mogła już patrzyć się na te smutne twarze, które snuły się po korytarzach. Więc zaczęła opuszczać lekcje.Wolała towarzystwo ludzi dla których śmiech integralną częścią życia.W ich towarzystwie zawsze dobrze się czuła. Rzeczywistość, która ją otaczała, stawała się coraz bardziej nudnawa i nużąca. By poprawić sobie humor raczyła się magicznym dymem. Coraz mniej powodów do radości, a z drugiej strony coraz większa potrzeba radości. W pewnym momencie coś zaczęło się psuć. Potrzebny był coraz większy wysiłek, by przez kilka chwil doznać tej magicznej radości. I ciągłe problemy w domu czy szkole. Nawet rówieśnicy poczęli się od niej odsuwać. Chłopak już dawno znikł z jej życia, przyłapany na sprzedaży tego zioła w szkole, został skazany i osadzony. Ze szkoły została usunięta za brak efektów w nauce. Liczne opuszczone godziny i podejrzenia o kradzieże na które wszakże nie było dowodów. Z domu także została wyrzucona. Rodzice w żadne sposób nie potrafili na nią wpłynąć, a ona w żaden sposób nie potrafiła się zmienić.

Przyglądam jej się obecnie. Wciąż się uśmiecha. Lecz jej uśmiech jest pusty i głupi. Brakuje w nim tej radości życia, która wynika z wiedzy o tym że to my jesteśmy dziećmi słońca i niezależnie od miejsca życia słońce zawsze będzie świecić nam w twarz. Byle by tylko częściej spoglądać w górę, a nie powłócząc nogami spoglądać wciąż w dół.

Data:

 14 kwietnia 2007

Podpis:

 Rob Horn

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=34952

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl