DRUKUJ

 

Wierzysz? Rozdział I

Publikacja:

 07-07-29

Autor:

 leae
Rozdział I

- Nie rozumiem.
- Chcę zostać księdzem.
- A…
- Nie, chcę zostać księdzem.
- Ale twoje…
- To już postanowione. Porozmawiajmy o czymś innym.
Chłopak, wycierając się ręcznikiem, rozmawiał z Peterem, swoim przyjacielem. Była to ostatnia osoba, którą pragnął powiadomić o swoim wyborze.
- Jesteś tego pewny?
- Znasz odpowiedź.
- Chcę po prostu wiedzieć, czy tego właśnie pragniesz.
- Dobrze mnie znasz. Znamy się od dzieciństwa. Nie mamy przed sobą sekretów.
- Dlatego się pytam. Nigdy bym nie sądził, że taką wybierzesz drogę.
- Można powiedzieć, że to ty mnie zafascynowałeś biblią, a od tego się zaczęło.
- Nie zwalaj na mnie winy.
- Nie. Powinieneś się cieszyć, że pokazałeś mi drogę.
- Jakoś się nie cieszę, ale to twoje życie. Bylebyś o mnie nie zapomniał.



Od rana świeciło słońce. Ciepłe promienie zachęcały do spaceru, jednak ulice były puste. Chłopak samotnie przemierzał miasteczko. Wyszedł poza jego granice i skierował się do pobliskiego lasku. Była to pozostałość po wielkich puszczach, które kiedyś zalegały te tereny. Osadnictwo i cywilizacja zmniejszyły zasięg drzew.
W lesie zrobiło się chłodniej. Suche liście z zeszłej jesieni tworzyły dywan. Ziemia była mokra po wczorajszych deszczach. Chłopak skrzętnie omijał błoto. Przeszedł obok pomnika św. Dawida i skręcił w lewo. Mocne słońce prześwitywało przez korony drzew i padało na dróżkę. Ta skończyła się w pewnym momencie zaroślami. Chłopak bez wahania wszedł w nie i poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Wkrótce potem dotarł do polanki, a właściwie łysego wzgórza. Wspiął się na nie i podszedł do ruin stojących po środku. Było to kiedyś bogate opactwo. Henryk VIII kazał jednak zniszczyć je, jak każde inne, czego skutkiem było popadnięcie niegdyś pięknej budowli w ruiny.
Zaczął wchodzić po schodach, z których odpadały kamienie. Doszedł do miejsca, gdzie niegdyś były wrota. Potknął się, ale zdołał utrzymać równowagę. Przekroczył próg kaplicy, odwrócił głowę w prawo i…



Anioł dotarł na miejsce poprzedniego dnia. Teraz krzątał się po dawnej kaplicy kościoła. Była to jedna, wielka ruina. Wyglądało to gorzej, niż jak był tu ostatnim razem. Rozglądał się, gdy usłyszał kroki na schodach. Podszedł ostrożnie do miejsca, gdzie kiedyś były drzwi. Stanął blisko muru. Wstrzymał oddech. Bał się. Było za późno na ucieczkę, zresztą, sam nie wiedział dlaczego, nie chciał uciekać. Dotarł do niego zapach ludzkiego ciała, niesiony z wiatrem. Usłyszał, że ten ktoś się potyka. Nie usłyszał upadku. Przycisnął się mocniej do muru. Zobaczył cień, a potem postać. Był to młody chłopak. Stanął i odwrócił głowę. Na jego delikatnej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia. Stał i patrzył na niego. Anioł miał czas się jemu przyjrzeć. Był młody i ładny. Miał jeszcze trochę z dziewczęcej twarzy, ale wyglądał bardziej na mężczyznę. Krótkie, czarne włosy lśniły w słońcu. Miał na sobie zwykłe, podniszczone jeansy i koszulkę. Nie miał żadnego plecaka, czyli musiał przyjść z osady, którą anioł zauważył niedaleko. Anioł nie wiedział co robić. Był na siebie wściekły. Mógł to przewidzieć. Dlaczego nie odleciał. Musiał teraz przekonać chłopaka, aby nie powiedział o nim nikomu, a potem odlecieć.



…ujrzał anioła. Najprawdziwszego w świecie. Stał tam, przestraszony, w cieniu. Jego białe skrzydła jakby świeciły własnym blaskiem. Spodnie były podarte. Nie miał oprócz tego nic na sobie. Bose stopy, goła klatka, długie czarne włosy. Anioł stał i patrzył na niego. On bał się go spłoszyć. Anioł wyglądał na zagubionego. Cofnął się o kilka kroków i przystanął. Sprawiał wrażenie zwierzęcia złapanego w klatkę. Chłopak nagle zdał sobie sprawę, że anioł jest złapany w pułapkę. Bał się, bo nie chciał być odkryty. Nie chciał, aby ktokolwiek o nim wiedział. Dotarło do niego, że to on jego zobaczył pierwszy i może go uratować. Ale przed czym? Nikt tu nie przychodzi. Nikt poza nim samym.



Anioł cofnął się do tyłu, ale zaraz przystanął. Emocje i odruchy brały nad nim górę. Stał chwilę w milczeniu. Spróbował coś powiedzieć, ale nie był w stanie. Tak dawno nie mówił. Pierwszy odezwał się chłopak.
- Nie zrobię tobie krzywdy. Nie powiem o tobie nikomu.
Anioł przytaknął głową.
- Chcesz, żebym poszedł?
Anioł wzruszył ramionami.
- Dobrze. Musisz jednak wiedzieć, że może przyjść tu ktoś jeszcze. Nie wiem ile osób zna to miejsce.
Anioł ponownie wzruszył ramionami.
- Nie wiem, czy bezpiecznie będzie zostać w tym miejscu. Myślę jednak, że to zależy od twojej woli.
Anioł przytaknął.
- Możesz mi ufać. Nie powiem o tobie nikomu, tak samo jak o tym miejscu.
Anioł milczał, rozejrzał się, i ponownie skupił wzrok na mówiącym.
- Myślę, że lepiej będzie, jak pójdę. – odczekał chwile, a nie doczekawszy się żadnej reakcji, odwrócił się i wyszedł.
Schodząc obejrzał się za siebie. Głowa anioła przez chwile mignęła w dziurze. Las rzucał długi cień. Było tam chłodno. Ściółka szeleściła. Ptaki śpiewały cicho. Przez drzewa przedzierały się promienie słońca. Wiewiórka wbiegła na drzewo. Wszystko było piękne.



Ściemniło się. Księżyc świecił wysoko, czasami zasłaniany chmurkami. Anioł stał przed kaplicą zwrócony twarzą ku lasowi. Wiedział, że jak nadciągnie jakieś zagrożenie, to właśnie z tamtej strony. Wiatr lekko szumiał, przywołując do życia korony drzew. Anioł usiadł. Zrobiło mu się zimniej. Po plecach przebiegł dreszcz. Było już na tyle późno, że zagrożenie wydawało się mało realne. Czuł się zmęczony, śpiący. Wstał i skierował się do jedynej zachowanej części opactwa. Była to dobudówka, która przetrwała wieki zniszczenia.
Anioł podszedł do kąta pomieszczenia. Usiadł i rozglądnął się. Wszędzie zaległ pył i kurz. Ściany były pokruszone, ale nie było w nich jeszcze wyrw. Słomiany dach wciąż trzymał się w miejscu. Spadały z niego krople wczorajszego deszczu, które ugrzęzły między warstwami pokrycia.
Anioł czuł się zaszczuty w klatkę. Wiedział, że musi opuścić to miejsce, choć tyle dla niego znaczyło. Samotny, skulił się na podłodze. Było mu zimno i niewygodnie. Krople spadały jedna po drugiej. Światło księżyca wlewało się wejściem. Wokoło panowała ciemność i pustka. Cisza zaległa na ziemi.



Księżyc oświetlał podwórko. Chłopak siedział samotnie na małej huśtawce. Kołysał się lekko. Wiatr owiewał mu twarz. Usłyszał samochód parkujący przed domem. Trzasnęły drzwi pojazdu, potem drzwi domu. Rozległo się wołanie. Chłopak czekał, aż matka wyjrzy przez okno. Kobieta zamiast tego, wyszła na podwórko. Podeszła do niego.
- Cześć. Jak minął dzień? – spytała.
- Zwyczajnie. – skłamał.
- Zrobić coś tobie?
- Nie.
- Długo będziesz siedział?
- Nie wiem.
- Zamknij drzwi jak będziesz wchodził.
Odwróciła się i wróciła do domu. Światło oświetlało ciemne podwórko. Długie plamy jasności kładły się na dawno nie koszonej trawie. Wszystko wydawało się takie nierealne, nie na swoim miejscu. W świecie, gdzie istnieje anioł zwykłe zajęcia wydają się zbyt błahe. Jego istnienie jest dowodem Czegoś. Według chłopaka jest dowodem istnienia Boga. Matka powiedziałaby, że jest dowodem nieistnienia siły wyższej. A przynajmniej aniołów.
Ten wydawał się taki wystraszony. Zagubiony. Prawdopodobnie ukrywa się całe życie. A to, że nie mówi, może potwierdzić jego strach. A może nie umie mówić? Albo nie zna języka?
Chłopak żałował, że nie będzie mieć okazji dowiedzieć się jak jest naprawdę. Anioł odleci, a on będzie wiódł życie takie, jak dotychczas. Nędzne, nudne, pełne bólu, cierpienia i samotności.
Wszystkie światła w domu były zgaszone. Chmury przysłoniły księżyc. Zrobiło się ciemno i cicho. Wstał i powolnym krokiem doszedł do drzwi domu. Szarpnął za klamkę, ale były zamknięte. Zwykły odruch matki. Podszedł pod swoje okno, znajdujące się na piętrze. Do niego sięgały gałęzie drzewa. Wspiął się na nie i otworzył okno. Wszedł do pokoju. Panował w nim bałagan, ale on nie miał zamiaru tego sprzątać. Położył się na łóżku i wpatrzył w sufit. Widniało na nim nocne niebo. Gwiazdy, droga mleczna, księżyc w rogu. Czerń i sen o gołębiu lecącym nad oceanem.



Robiło się coraz jaśniej. Wiał chłodny wiaterek. Słońce jeszcze nie wzeszło. Niebo, przy granicy z ziemią, było różowe. Drzewa lekko szeleściły. Anioł stał w kaplicy i wyczekiwał wschodu słońca. Po jakimś czasie pojawiły się pierwsze promienie. Słońce nieśmiało wysunęło swe wdzięki, rzucając długie cienie na ziemi. Jeden z nich, pochodzący z resztek zachowanej ściany, w połowie przysłaniała anioła. „To jedyne, co zachowało swoje piękno” myślał o wschodzie. „Daje wiarę i nadzieję na lepszy dzień. Na lepsze jutro.”
Nadszedł czas, żeby odlecieć stąd. Czuł jednak, że nie powinien. Że nie może. Bał się, że ktoś się o nim dowie. Wcześniej nie było tej wioski, choć ten czas był odległy w ludzkich latach. Teraz zagrożenie mogło przyjść w każdej chwili z tamtego miejsca.
Anioł zadrżał. Słońce wzniosło się już wysoko, choć wciąż jego wielka tarcza nie świeciła dziennym blaskiem. Niebo wciąż było różowe. Czyste powietrze kuło przy wdychaniu. Było mroźno. Tam w górze z pewnością było zimniej. „Pora się przekonać” pomyślał anioł. Rozłożył skrzydła i spojrzał w górę. Ujrzał białego gołębia, który szybował ku ruinom. Przysiadł lekko na murku i spojrzał na anioła. Jemu wydawało się, że oczy ptaka zdradzają inteligencję ludzką. Nie widział jeszcze niczego takiego u żadnego zwierzęcia. Gołąb sfrunął za murek. Anioł podszedł i spojrzał w dół. Niczego tam nie było. Ani śladu ptaka.
Anioł chwilę stał zdziwiony, ale otrząsnąwszy się, przypomniał sobie, że miał odlecieć. Odszedł kawałek, żeby mieć miejsce na wzbicie się. Gdy ugiął kolana, usłyszał ciche warczenie za murkiem. Podszedł i wychylił się. Ujrzał czarnego wilka z zakrwawionym pyskiem. Zwierze spojrzało na niego takim wzrokiem, że anioła przeszedł dreszcz. Po chwili zwierzę wstało i zniknęło za pobliskim rogiem.
Anioł niczego z tego nie rozumiał. Robiło się coraz jaśniej. Czas stąd odlecieć i nie wrócić przez długi czas. Przez długie lata, wieki, milenia. Może już nigdy więcej.

Data:

 2007

Podpis:

 Leae

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=35237

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl