![]() |
|||||||||
Market |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
MARKET Pierwszy dzień. -Wpuść najpierw tych dwóch klientów po odbiór towaru. -Ten długi TIR bardziej na prawo, a te dwa mniejsze samochody jeden za drugim całkiem przy płocie! -Furgonetka z kwiatami, jeszcze bardziej do przodu, za tymi po odbiór. Nikogo więcej nie wpuszczajcie, bo widłak się nie obróci przy rozładunku. -Dzwoń na ogród, kiedy zabiorą te palety z ziemią, bo potrzebujemy miejsce, co znaczy, że nie mają nikogo wolnego! Podstaw im to pod bramą, to sami zabiorą. -Ej kierowca, kto tam u was wymyśla te palety, tego świństwa nawet spalinówką nie da się rozładować. Gdyby ten, kto je zaprojektował, usłyszał, co mówią sprzedawcy jak ustawiają te wasze dzieła sztuki na ogrodzie to ze wstydu złożyłby podanie o przyjęcie go na powrót do pierwszej klasy podstawówki! -Kafelki od razu niech budowlanka zabiera na halę, jak to, im się nie mieszczą, to po czorta tyle zamawiali, tu już nic więcej nie można postawić! -Płyt gipsowych nie ustawiaj tak wysoko, bo to wszystko kiedyś pieprznie i jeszcze kogoś przywali. -Ta paleta z sedesami nie może stać na dole, wstaw ją na regał. Ostrożnie, kochany, to jest porcelana, por-ce-la-na mówię! -Tyle razy się powtarza, przykrywać to zaraz po rozładunku. Przyjdzie deszcz, szlag dziadostwo trafi i trzeba będzie szukać winnego. -Kto porozstawiał tutaj te palety z transportami do klientów, jest przecież na nie specjalnie wyznaczony kont, co znaczy brakło tam miejsca? Muszą się zmieścić! Tylko przypadkiem nie ustawiać ich jedna na drugiej. -Kinkiety niech elektryczny zabierze do siebie, kto im będzie pilnował tutaj ich szkła, paranoja! -Kto grzebał w tych dokumentach? Przecież wszystkie segregatory jeszcze wczoraj były ustawione alfabetycznie! -Co, znów niekompletny transport do klienta, dzwoń na dział niech to uzupełnią. -Boże, czemu te kody są znów nieaktywne, niech ktoś coś z tym zrobi, przecież nie możemy za każdym razem oklejać ponad tysiąca doniczek, kto ma na to czas? -Czy każdemu z osobna trzeba powtarzać, że kolorowa folia do kolorowych, a biała do białych, papier do zgniatarki, a drewno do tego wielkiego kontenera, co to znaczy, że dopiero od wczoraj pracujesz, wystarczy, był czas się nauczyć! -Maże ktoś mi potrafi przeczytać, co ten orzeł tutaj nasmarował, za skarby nie uwierzę, że to po polsku. -W domu też zostawiasz skarpety na stole? Palety mają być na jednym miejscu, a nie tam gdzie akurat spadły z paleciaka! -Nowy masz uprawnienia na boczniaka? No, to, na co czekasz, boczniak stoi, a dostawa nie wywieziona. Na dziale powiedzą ci gdzie to postawić. Tylko uważaj na klientów, plączą się wszędzie, nawet łańcuszki im nie przeszkadzają Adam ostrożnie lokuje widły pod paletą cementu i podnosi ją kilka centymetrów nad podłogę. Podjeżdża do wyjścia na pełną ludzi halę, wśród, których uwijają się sprzedawcy w charakterystycznych, przyjemnych dla oka koszulkach. Adam, czuje jak pot strugą spływa mu wzdłuż kręgosłupa. Cholernie niemiłe uczucie. Ustawia paletę w najbliższym wolnym miejscu i pospiesznie wycofuje się na tętniące własnym rytmem zaplecze. Tu, daleko od bezpośredniego kontaktu z wrogim tłumem, czuje się o wiele bezpieczniejszy. -Boczniak zaliczyłeś, teraz przesiadaj się na spalinówkę i rozładuj tego TIRa, papiery są już w biurze. -Ale, ja … Adam próbuje coś powiedzieć. -Masz problemy to napisz do Przyjaciółki, a teraz trzeba to rozładować. Tylko pamiętaj, że patrzy się w tym kierunku, w którym się jedzie, na wieziony towar, no i oczywiście dookoła! Jednocześnie! Ostrożnie podnosi wysoką, krzywo zapakowaną, pokraczną paletę plastikowych worków wypełnionych jakąś ziemią. Cofający wózek popiskuje ostrzegawczo. Opuszcza widły nisko nad ziemię, paleta i tak zasłania całkowicie widoczność. Rusza do przodu. Wychyla głowę chcąc cokolwiek zobaczyć. Irytujące –pip-pip-pip-pip- nie milknie. Przecież jadę do przodu, powinno się wyłączyć, pewnie coś nawaliło, czemu musiało przytrafić się to akurat mnie i to pierwszego dnia pracy, żebym tylko przypadkiem w coś nie wrąbał. Szarpnięcie zmusza go do spojrzenia w bok. Wystraszony, zlany potem, ostro hamuje i odwraca nerwowo głowę. - Wstawaj! Nie słyszysz budzika? Dzisiaj twój drugi dzień w nowej pracy, chyba nie chciałbyś się spóźnić? Mówiłeś, że wczoraj było fajnie. Nie otwierając oczu, na pamięć wyciąga rękę, nieprzyjemne -pip-pip-pip-pip- milknie. Przeciąga się, wolne podnosząc ciężkie jeszcze powieki. Zimna struga potu wzdłuż kręgosłupa pozostaje rzeczywistością. GUFY SEN SPRZEDAWCY Dzień dobry, w czym mogę pomóc? -Potrzebuja dwa worki cymyntu i zaprawa somopoziomujunco. -Cement standardowy czy szybkowiążący? -Tuńszy. -Zaprawa Knaufa czy Atlas? -Wszystko jedno, byle dobro i wciep mi to do tego wuzyka, no i pokoż mi kaj sum panele na ściana takie biołe plastikowe. -Jeśli bierze pan jeszcze panele, to wygodniejsza będzie platforma, bo wózek jest zbyt delikatny na takie obciążenie i trudny do prowadzenia z wystającymi panelami. -Nie twoja sprawa, nie przejmuj sie, dom se rada. -Jak pan sobie życzy. To jest cement, a ten mniejszy worek to zaprawa, panele stoją w tym regale po lewej stronie. -Wciep mi dwie paczki, a jo ida łobejrzeć łokna. „Cholera, jak mam mu włożyć dwie paczki tych długich paneli do tego małego wózka i nie przejmować się? Paranoja”. -Czy pan nie widzi, że ten wózek przeszkadza?; Nie można się poruszać między regałami. Moglibyście trochę myśleć przy pracy. Cóż za tępaki tutaj pracują. -Pani wybaczy, to wózek klienta, w tej chwili go przesuwam. Szanowna pani może już przejść. -Trzeba było tak zaraz postawić. „Ty głupia babo, też bym wolał, żeby tamten dureń nie zostawiał wózka na środku”. - Czy pan tu obsługuje? - Tak właśnie kończę ładować panele i już do pana podchodzę. - Co za obsługa czekam już piętnaście minut i nikogo to nie interesuje. „Nieprawda. Dobrze widziałem, kiedy podszedłeś” - Pan wybaczy; Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - No nareszcie, niech mi pan coś powie na temat kafelków. - Interesują pana podłogowe czy ścienne? - A jaka to różnica! - Podłogowe mają inna strukturę, twardość, grubość, nasiąkliwość i ścieralność oraz są przeznaczone na podłogę, natomiast ścienne nadają się tylko jako wykładzina ścian, ponadto każdy z typów dzieli się jeszcze w zależności od rodzaju powierzchni i oczywiście wzoru. - Co pan myśli, że jestem głupi? Tyle to ja wiem, a zresztą, jeszcze sobie pooglądam. Co za obsługa? „Ale dupek”. - Te synek! „ To chyba nie do mnie, mam już dobrze po trzydziestce” - Te synek! Do ciebie mówię, macie tu wkłady kominkowe? - Oczywiście, o różnej budowie i wydajności cieplnej. - Eee, to wszystko lipa, ja szukam francuskich z dwoma szybkami z boków, takich jak kupił mój szwagier. - Te, przed którymi stoimy są właśnie francuskie, takiego z dwoma szybkami chwilowo brak, ale możemy go zamówić dla pana i w ciągu dwóch tygodni dostarczyć pod wskazany adres. - Eee, to wszystko lipa. „ Ratunku!!!” - Gdzie mój wózek z cymyntym i panelami? - Stoi przy regale z lewej strony. - No i jak jo z tym pojada przez sklep? Nie widzisz, jaki to dugie?! - Proponowałem platformę, zawsze jeszcze możemy przełożyć. - Nie twojo sprawa, dom se rada. „ Uff „ - Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - Proszę mi wyjaśnić, jak należy układać panele podłogowe. - Podejdźmy, proszę do tego stołu, tam panu zademonstruję kolejność czynności i wyjaśnię znaczenie poszczególnych materiałów. - Panie jo sie chce ino spytać. - Pozwoli pan, że odpowiem tylko na pytanie zanim podejdziemy do paneli? - Oczywiście, jeżeli tej pani tak bardzo się spieszy. - Tak, słucham, w czym mogę pani pomóc. - Mocie transport? - Tak mamy - E, pewnie drogi. - To zależy od odległości, a przy zakupie powyżej tysiąca zł jest 10 km gratis. - No to jo byda brała kahelki, cymynt, klyj do kahelków, 10 płytów gipsowych i te tam różne, żeby zrobić ścianka. No, czego pan tego nie pisze, drugi roz nie byda powtorzać! - Obsługuję w tym momencie tego pana, który wspaniałomyślnie zgodził się, abym tylko udzielił pani odpowiedzi. Skończę i podejdę do pani lub ten transport przygotuje pani któryś z kolegów. - Bogate jezdeście, sprzedować wom sie nie chce. - Pan wybaczy, nie zdawałem sobie sprawy, że ta odpowiedz może zabrać tyle czasu. - Nic nie szkodzi, widzę, że macie duży ruch, wezmę ten folder i przyjdę jutro. O jakiej porze jest najspokojniej, chciałbym chwilę porozmawiać. - Z samego rana między ósmą, a ósmą trzydzieści. - Dziękuję, a więc do jutra. „ Pierwszy normalny dzisiaj. Cholera muszę do toalety.” - Niech mi pan powie czy te listwy mają cenę za sztukę czy za paczkę? - Za sztukę. - Halo! Halo! Pana wołam! - Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - Chciałabym skompletować orynnowanie domu. Bo wie pan właśnie skończyli nam kłaść dachówkę, taką drogą, na całym dachu, na tym nowym domu. No wie pan, to duży, drogi dom, to i rynny muszą być porządne, a nie takie byle jakie. - Czy dysponuje pani dokładnymi wymiarami? - No przecież mówiłam panu, że dom jest duży. Chyba jakieś dziesięć metrów długi, a szeroki no taki na trzy pokoje, bo to duży nowy dom, piętrowy, a nie jakiś byle jaki. - Chcąc dokładnie dobrać rynny musiałbym znać dokładne wymiary budynku. Wówczas nie będzie odpadów. - A, to ja jutro przyślę ludzi niech im pan to wytłumaczy, dach to nie moja sprawa. „Cholera, niech mnie nikt nie szarpie za bluzkę, czy ja tu jestem w końcu sam??? Muszę iść do toalety, niech mnie nikt nie szarpie…” - Wstawaj, jest wpół do szóstej. Masz ranną zmianę!........ - No wstawaj, bo się spóźnisz do pracy! „O rany, ale miałem koszmarny sen” „GUFY” SEN DYREKTORA -Dzień dobry, w czym mogę pomóc? Lekko zdziwiony spojrzał w kierunku pytającej. Zdziwiło go nie pytanie, lecz głos osoby, która go zadała. Nie powinno jej być w tym miejscu. To nie jej działka. Dobrze, że ktoś w ogóle tutaj jest, pomyślał. Dziewczyna nie była ani ładna, ani brzydka. W kolorowej bluzce z czarnym napisem na plecach i służbowym uśmiechem na ustach stanowiła integralną część miejsca, w którym się znajdowała. Mniej więcej trzydziestoletni mężczyzna, do którego zwróciła się z pytaniem spojrzał lekko roztargnionym wzrokiem na pytającą. - A, bo wie pani, ja szukam jakiegoś małego haczyka, żeby powiesić niewielki obrazek, a właściwie to jest laurka na imieniny, dostałem ją od mojej siedmioletniej chrześnicy. Właśnie zaczyna szkołę, bardzo miła dziewczynka. - Zależy, jaką ma pan ramkę, jeśli jest ciężka to polecam większe, ale jeżeli jest leciutka, to mogą być na przykład te. - Powiedziała podając mężczyźnie niewielkie pudełeczko. - Właściwie to nie mam żadnej ramki. - Więc zapraszam obok. Pokażę panu kilka rodzajów ramek różnej wielkości oraz antyramy - z pewnością coś się panu spodoba. Mamy duży wybór tych artykułów. - Chętnie obejrzę. Dyskretnie posuwał się za rozmawiającą parą. Nie było w jego zwyczaju podsłuchiwanie prowadzonych rozmów, ale ta wydała mu się rozwijać w całkiem interesującym kierunku. - Skoro chrześnica zaczyna właśnie szkołę, to może przydałyby się jej kredki lub piórnik z wyposażeniem? Zauważył, że dziewczyna idąc pokazać ramki sprytnie prowadzi obok stoiska z przyborami szkolnymi. - Właśnie wczoraj myślałem, co mógłbym jej kupić na rozpoczęcie roku szkolnego. Piórnik to ona już ma. - Więc polecam dwudziestoczterokolorowy komplet mazaków, który z pewnością jej się spodoba i będzie zarazem pożytecznym prezentem. - Ma pani rację, ona zawsze chciała mieć taki duży komplet. - Oto i antyramy, o których panu mówiłam. Polecam tą średnią jest lekka i jednocześnie nie za mała, chociaż, jak pan widzi mamy również mniejsze i większe, można, więc skompletować całkiem ładną dekorację ścian w mieszkaniu. - Muszę się pani przyznać, że dopiero przed tygodniem dostałem klucze do nowego mieszkania, a właściwie to jest stare, zniszczone mieszkanie, które wymaga remontu i te antyramy z pewnością jeszcze tam nie pasują. - Chodźmy, więc na dział budowlany gdzie koledzy zapoznają pana z pełnym asortymentem potrzebnych do remontu artykułów. Po drodze pokażę panu najnowszą kolekcję firan i zasłon. Myślę, że zechce pan również obejrzeć oświetlenie, które podkreśli urok nowo wyremontowanego i wymalowanego tymi na przykład farbami mieszkania. - Spojrzała głęboko w oczy mężczyźnie, pokazując jednocześnie z uśmiechem próbnik kolorów. - Mniejszy pokój chcę wytapetować. - To również nie stanowi problemu, zgrabnie odwróciła się w lewo, pokazując lekko uniesioną ręką regał z tapetami. - Ale, ja nie mam przy sobie tyle gotówki, przyszedłem tylko po ten haczyk. - W naszych kasach może pan zapłacić kartą płatniczą, lub, jeżeli pan woli inne rozwiązania, to stanowisko obsługi ratalnej udzieli panu bardzo korzystnego kredytu. Mieści się tuż obok kas. Idąc za rozmawiającą parą zerknął do koszyka. Oprócz paczuszki haczyków i antyramy leżał komplet mazaków i właśnie lądowało tam drugie wiadro farby. - Czy myślał pan o odnowieniu podłóg? …… Pięknie - pomyślał - zaczęli od haczyka, a przekroczyli ponad stówkę. Cholera, przecież nie mogę chodzić za nimi pół dnia. Wrócił do biura. Codziennych zajęć była taka masa, że nie miał nawet czasu spojrzeć jak zmieniają się cyfry w dziennej statystyce obrotów. - Tak, słucham - odebrał kolejny telefon - Dzień dobry. - Panie Dyrektorze, tu informacja główna, Kasia przy telefonie. Jeden z klientów właśnie finalizuje zakup na ponad dziesięć tysięcy i koniecznie chce z panem rozmawiać. Kurcze, pewnie znów facet chce rabat. Przemknęło mu przez myśl. - Proszę połączyć, pani Kasiu. - Dzień Dobry - …..-yski. Niewyraźnie wymówione nazwisko nic mu nie mówiło. - Nie mam zamiaru prosić pana o żaden upust. - Głos w słuchawce zdawał się odpowiadać na jego myśli - Chcę panu powiedzieć, że przyszedłem do was tylko po haczyk, a jutro rozpoczynam remont mieszkania. Wasz transport przywiezie mi wszystko na miejsce, a ponadto umówiłem się, że za dwa tygodnie przyjdę jeszcze wybrać donice i kwiaty. Chciałem pogratulować panu personelu, niech pan pamięta o nich przy premiach. Chciał odpowiedzieć, ale w słuchawce coś zaczęło trzeszczeć i buczeć. Otworzył oczy. Promień wschodzącego słońca, przez szparę w zasłonach, rysował wąską złotą linię na suficie. Piękny sen. Przeciągnął ramiona. No i skończył się we właściwym momencie. Nie trzeba się zastanawiać skąd i jak zdobyć pieniądze na te premie. „GUFY” TEST -Dzień dobry, w czym mogę pomóc? -Szukam klosza do mojego żyrandola. Kiedyś dość dawno temu były w sprzedaży takie sześciolampowe żyrandole z dużymi, wpółotwartymi, kulistymi kloszami w kolorze jasnobrązowym. - Niestety nie posiadamy w sprzedaży kloszy jako oddzielnego artykułu, jedynie jako części składowe kompletnych żyrandoli. - To może, chociaż potrafi mi pani powiedzieć, gdzie kupię takie klosze. Żyrandol jest stary, ale pasuje do mojego pokoju, no i ja jestem do niego tak przyzwyczajona, że nie wyobrażam sobie mieszkania bez tego żyrandola. - Proszę zwrócić uwagę na naszą ofertę, może któryś z kompletnych żyrandoli, którymi dysponujemy, również będzie pasował do pani pokoju. -Jestem tak bardzo przywiązana do niego, że nie wyobrażam sobie swojego pokoju z innym żyrandolem, ale niech mi pani pokaże, co macie ciekawego. Najlepiej też w jasnym odcieniu brązu. -Ten, który wisi w rogu jest również sześciu lampowy. Klosze, co prawda są jasno beżowe, ale to przecież też odcień brązu. No i proszę zauważyć, że ma tradycyjną formę. -Ale to na małe żarówki a ja mam stopięćdziesiątki, bo pokój jest duży i ponad trzy metry wysoki, to jeszcze stare budownictwo. - Proszę, więc, obejrzeć dziesięciolampowy z wpół otwartymi kloszami i możliwością zastosowania żarówek oszczędnościowych, których żywotność jest, co najmniej dziesięciokrotnie dłuższa, a zużycie energii elektrycznej kilkakrotnie niższe w porównaniu z tradycyjnymi żarówkami. Przy obecnych cenach energii to naprawdę istotny szczegół. - To z pewnością będzie bardzo droga inwestycja. - Proszę zauważyć, że nietypowe klosze, będzie trudno kupić, a nawet, jeśli je pani znajdzie, to ich ceny też będą wysokie. Te nowoczesne żyrandole są ponadto o wiele praktyczniejsze w utrzymaniu czystości i bezpieczniejsze. Pani żyrandol, który przez wiele lat pracuje pod dużym obciążeniem, z pewnością nie jest już najbezpieczniejszy i tak w najbliższej przyszłości będzie wymagał wymiany. - Ma pani rację, czasami iskrzy przy żarówkach, no i bardzo szubko się przepalają. --To z pewnością z powodu przegrzanych przewodów, czyli on już kwalifikuje się do wymiany, dla pani bezpieczeństwa. Ten żyrandol, który pani pokazuję ma parametry dobrane do żarówek standardowych, czyli przy zastosowaniu tych o małym poborze mocy jest praktycznie niezniszczalny. Oczywiście może go pani świecić sekcjami po cztery, sześć, lub dziesięć żarówek. Serdecznie radzę przemyśleć te kwestie. Z wolna zaczynała ją drażnić ta przedłużająca się rozmowa, lecz jako długoletnia sprzedawczyni widziała, że do klientki zaczynają docierać jej argumenty i cała akcja może mieć sens. -Oczywiście pomogę pani dobrać odpowiednie żarówki, a w tym modelu ma pani jeszcze dodatkowo możliwość wyboru pomiędzy dwoma różnymi odcieniami kloszy, zaraz pokażę pani jeszcze te jaśniejsze. - O, te są ładniejsze prawie takie same jak moje, a ile by kosztowały te oszczędnościowe żarówki, bo ja już kiedyś o takich słyszałam. Teraz prąd drogi. - Jeśli będzie dla pani zbyt drogo wyposażyć ten żyrandol cały w energooszczędne żarówki, to może pani zrobić to sekcjami, chociaż nie polecam takiego rozwiązania. Lepiej i bezpieczniej jest, gdy cały pracuje na jednym rodzaju żarówek, ale w ostateczności można kupić najpierw cztery, a powiedzmy za miesiąc sześć i będzie komplet. - Jeszcze poszukam gdzie indziej klosza, ale jak nie znajdę to wrócę i pani mi to wszystko skompletuje i wytłumaczy. Bo pani tak dużo o tym wie, a ja się na tym w ogóle nie znam. - Oczywiście serdecznie zapraszam, bardzo chętnie pani pomogę. Aha no i jeszcze jedno przecież zawsze może pani skorzystać z zakupu ratalnego, to bardzo wygodna forma. Dzień biegł szybko, ruch był dość intensywny, a przecież i regał trzeba codziennie przetrzeć, towar wyłożyć no i klienci też przychodzą z przedziwnymi problemami. Potrafią w poszukiwaniu gniazdka z „uzębieniem” przekopać totalnie kilka półek i na dodatek mieć pretensje, że „tu pisze, że są trzy styki, a ja przecież wyraźnie widzę, że są tylko dwie dziurki i jakiś kołek”. Czasem człowiek ma ochotę w tym momencie odpowiedzieć, że widzi dwa kołki, ale zawsze pozostaje ryzyko właściwej interpretacji takiej wypowiedzi i lepiej ugryźć się w język. Krótko po dwunastej wróciła po śniadaniu. Już z daleka zauważyła klientkę, z którą rano rozmawiała o żyrandolu. Ucieszyła się, przecież ot ma tak funkcjonować, nawet niezdecydowany klient ma wrócić, była pewna, że żyrandol i kilka żarówek jest już prawie sprzedane. Kątem oka dojrzała mężczyznę w średnim wieku rozglądającego się wyraźnie w poszukiwaniu sprzedawcy. To było jak porażenie prądem, przypomniała sobie ostatnią odprawę na temat V-testów. Kontroler wyraźnie napisał, sprzedawca obsługiwał innego klienta, potem gdzieś poszedł,, a po powrocie nie podszedł do mnie, pomimo iż wyraźnie rozglądałem się za sprzedawcą. Kolega na odprawie wytłumaczył, że pamięta tą sytuację. Faktycznie poszedł na magazyn sprawdzić czy jest jeszcze ten wzór, którym klient był zainteresowany, a po powrocie zanim zdążył odnaleźć klienta, którego właśnie obsługiwał i poinformować go, że niestety wzór się już skończył podszedł do niego tester. Niestety tym sposobem już na starcie za pierwsze trzy punkty testu załapał po zerze i chociaż pozostałe były dychy to w sumie wyszło mało. Właściwie to zorientował się dość szybko, że jest testowany, po bardzo intensywnych próbach rozszyfrowania jego identyfikatora. Normalni klienci raczej nie starają się na siłę przeczytać nazwiska sprzedawcy, który utrzymując kontakt wzrokowy z klientem dość szybko zauważa te karkołomne próby, szczególnie, jeśli ma długie lub trudne nazwisko. Później żałował, że poniosły go nerwy i na zakończenie wkurzony dziwnymi pytaniami burknął coś w rodzaju „ bardzo mi przykro, niestety nie mamy i nie spodziewamy się takiego asortymentu”, wiedział, że to czwarte zero. Rzadko zdarza się żeby sprzedawca dostał zera za wiedzę fachową lub uprzejmość podczas rozmowy większość zer to początek, kiedy czasem trudno wybrać, do kogo podejść, lub nieszczęsne „do widzenia”, którego należy używać głównie do testerów, bo normalnego klienta normalny sprzedawca najczęściej zaprasza do ponownego odwiedzenia marketu kusząc między innymi szerszym asortymentem, jaki pojawi się w najbliższej dostawie, lub zamówionymi właśnie specjalnymi nowościami. Ewa widziała, że koleżanka ze stoiska właśnie wchodziła do toalety. Jej ranna klientka dojrzała ją również i z uśmiechem szła prosto do niej Myśli kłębiące się pod czaszka paraliżowały ją, co teraz robić, kogo wybrać? Obserwowała kątem oka myszkującego wśród regałów klienta, udając, że nie zauważa zmierzającej w jej kierunku klientki. Narastała w niej pewność, że to jest test, przyspieszyła kroku, aby być przy mężczyźnie zanim dotrze do niej jej klientka. - Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? Jej klientka zwolniła zdezorientowana, Ewa uśmiechnęła się do niej. – Zaraz do pani podejdę. – Szepnęła przepraszająco, gdy ta przechodziła koło nich. Już po pierwszych pytaniach była pewna, że miała rację, to był test. Intuicja nie zawiodła jej. Wygrała pierwsze punkty testu, teraz najlepszy nawet tester nie był w stanie jej zagiąć, teraz ona panowała nad sytuacją. Specjalnie próbowała utrudnić mu przeczytanie na identyfikatorze dosyć długiego i skomplikowanego nazwiska, bawiła ją ta sytuacja, była ciekawa czy spyta ją o nie, a jeśli tak to jak to zrobi. Gładkie okrągłe zdania przygotowane specjalnie na tą okazje płynęły z jej ust. Obsługiwała wzorowo. Układała w wózku artykuły z pełnym przekonaniem, że powrócą na swoje miejsce na półce, podczas gdy jej klientka chodziła lekko zdezorientowana oglądając żyrandole. Ewa widziała jak koleżanka ze stoiska próbowała obsłużyć jej klientkę, lecz zaraz odeszła. Jej klientka wyraźnie chciała rozmawiać wyłącznie z nią. Ewa z narastającą wewnętrzną niecierpliwością zdawała test, uśmiechała się, odpowiadała na zadawane pytania, lecz okiem doświadczonego sprzedawcy widziała, że jej klientka traci zainteresowanie zakupem. Jeszcze kilkakrotnie zerknęła w kierunku Ewy odchodząc do wyjścia. Test przeciągał się w nieskończoność. Ewa widziała jak kilkaset złotych wychodzi z marketu, podczas gdy ona zdaje jeszcze jeden bzdurny egzamin. Z satysfakcją, sztucznym uśmiechem i pełną świadomością, że robi maksymalne minimum powiedziała „do widzenia”, chociaż zwykle rozmowę z klientami kończyła mówiąc „zapraszam ponownie, zawsze chętnie pomożemy”. Żałowała, że nie może powiedzieć „spadaj facet, właśnie straciliśmy kilka stów, a ty i tak będziesz mi musiał dać sto punktów, chociaż muszę przyznać, że chwilami nieźle się bawiłam”. Wybiegła przed market. Jej klientka właśnie jeszcze raz się obejrzała. Ewa uśmiechnęła się i pomachała ręką. Jej klientka z wolna wracała. Ewa wiedziała, że teraz naprawdę będzie musiała błysnąć formą , raz zrażony klient jest najtrudniejszym klientem. GUFY SEN O MAINAU Najnowszy model dalekobieżnej Setry z cichym szumem kół pokonywał kolejne kilometry trasy zbliżając się autostradą A-5 do Frankfurtu nad Menem. Widocznie kierowcy najbardziej odpowiadała ta droga skoro wybrał ją z kilku innych możliwych wariantów. Adam mechanicznie śledził wzrokiem rysujące się na horyzoncie, pokryte lasami łagodnie falujące Góry Taunusu. Chylące się właśnie ku zachodowi słońce kryło się wolno za jednym z ostatnich kopulastych wzniesień zwieńczonych nowoczesną konstrukcją jakiejś wierzy przekaźnikowej. Obserwował jak sylwetka wierzy z wolna przesuwa się na tle słonecznej tarczy. Efekt, jaki powstał, gdy znalazła się w jego centralnym punkcie przywiódł mu na myśl obrazy świętych malowane przez dawnych mistrzów. Zjawisko było tak niecodzienne, że odruchowo sięgnął po leżący w podręcznym bagażu aparat fotograficzny. Głowa drzemiącej dziewczyny oparta na jego ramieniu opadła nagle bezwładnie. Zorientowawszy się, że spała oparta o niego, lekko zawstydzona szepnęła. - Przepraszam, usnęłam. - Ależ to ja przepraszam, że tak nagle się schyliłem. Spójrz na słońce nad tym wzgórzem. - O rany ależ to pięknie, jak świetlista aureola na obrazach świętych. - Właśnie to samo pomyślałem i chciałem uchwycić ten moment na zdjęciu. Wiem, że zdjęcie z okna autobusu nie odda uroku tego zjawiska, ale muszę spróbować. - Zrób może się uda. - Wiesz, myślę, że ta wieża to też taki współczesny święty. - Masz dziwne pomysły, ale może jest w tym trochę prawdy. Trzykrotnie kliknęła migawka aparatu. Przez kilka krótkich chwil wpatrywali się zachwyceni w szybko przemijające urokliwe zjawisko. Autobus mruczał sennie. Głowa dziewczyny opadła ponownie na jego ramię. Oparł się wygodnie w częściowo rozłożonym fotelu. Sprawiało mu przyjemność, że śpi wsparta o niego. Jeśli mieli zachować harmonogram wycieczki powinni być już w okolicach Stuttgartu, jednak straconego przy wyjeździe i podczas przedłużającej się odprawy paszportowej czasu, kierowcom nie udało się nadrobić. Planowe przerwy ograniczali do koniecznego minimum, lecz w dalszym ciągu mieli około dwóch godzin opóźnienia. Przed dwudziestą drugą mieli być w Meersburg, gdzie czekały na nich przytulne pokoje hotelowe. Adam przed wyjazdem prześledził prawie wszystkie internetowe strony dotyczące wyspy Mainau. Wiedział, że pierwsze oznaki osadnictwa na wyspie pochodzą z przed 5000-u lat, że przechodząc z rąk do rąk zmieniała właścicieli poczynając od Tyberiusza poprzez przynależność do klasztoru Reichenau i niemieckich władców aż po rok 1647 i 1649 kiedy to, dwukrotnie rezydowali na niej Szwedzi w czasie wojny 30 letniej. Jednak okres, który interesował go o wiele bardziej zaczął się w 1827 roku, kiedy to na wyspie posadzono pierwsze cenne okazy roślin. Park został rozbudowywany w1853r przez Fryderyka I, który przywiózł ze swych egzotycznych podróży wiele drzew oraz innych okazów roślinności do arboretum, włoskiego ogrodu różanego i oranżerii. W 1998 r. wyspa Mainau uzyskała certyfikat Pierwszego Ekologicznego Ogrodu Botanicznego Europy. Pod przymkniętymi powiekami, oczami wyobraźni widział barwne obrazy, tego jedynego w swoim rodzaju miejsca. Swą wędrówkę zaczynał idąc aleją obsadzoną metasekwojami w kierunku centrum wyspy. Pozostawił po lewej stronie wejście do wioski krasnoludków i placu zabaw. Również mijany ogród ziołowo warzywny nie wzbudził jego większego zainteresowania. Wybierał się na dłuższą, ponad dwugodzinną trasę, chociaż krótsza, przeznaczona raczej dla rodzin z dziećmi, nie była wcale mniej atrakcyjna. Swą wędrówkę zaczynał od największego w Niemczech domu motyli, czyli rodzaju szklarni, której środkiem płynie strumień z przerzuconym pomiędzy brzegami lekko wysklepionym romantycznym mostkiem. Wśród licznych aromatycznych i barwnych kwiatów żyje i rozmnaża się ponad 25 gatunków niemniej barwnych tropikalnych motyli, które to nadają nazwę temu miejscu. Temperatura w tej oazie tropiku przekracza zawsze 26 stopni, a wilgotność nie spada poniżej 90%. Z tego uroczego miejsca, w kierunku pałacu można dojść kilkoma drogami. Adam wybrał prowadzącą zboczem niewielkiego wzniesienia, na którym ulokowała się nietypowa winnica. Z jej ścieżek roztacza się widok na położoną w dole wyspę oraz okalające ją jezioro. Można tutaj znaleźć wielką ilość starych odmian winorośli sąsiadujących z najnowszymi osiągnięciami prac hodowlanych w tej dziedzinie z całego świata. Otacza je typowa dla tego środowiska roślinność towarzysząca. Światowy przegląd stanowią również, rośliny zebrane w miejscowym arboretum. Pierwsze ich egzemplarze sprowadził Fryderyk I już w 1858roku tuż po kupnie wyspy, tworząc podwaliny dzisiejszego pięknego parku. Adam obszedł dookoła olbrzymi okaz drzewa mamuciego, dotknął kory tulipanowca, upajał się aromatem różnych gatunków cedrów. Podziwiał wspaniałe kwiaty strelicji oraz milinu pomarańczowego zebrane wokół kręgu fontannowego, którego centralny punkt stanowi mosiężna rzeźba przedstawiającą dwa ptaki w pełnym finezji i fantazji tańcu godowym. Oczywiście jego wycieczka nie była by pełna gdyby nie zatrzymał się przy schodach wodno-kwiatowych gdzie kaskady wody spływają pośród barwnych kwiatowych kobierców okolonych dwoma rzędami wspaniałych schodów wykonanych z południowo szwajcarskiego granitu. Dochodząc do pałacu zatrzymał się w położonym przy jego południowym skrzydle włoskim ogrodzie różanym. Girlandy barwnych kwiatów zwieszają się tutaj z licznych pergoli, okalają bramki i przejścia, rozciągają się różnokolorowymi dywanami o geometrycznych kształtach stanowiąc imponujący zbiór tych rośli w jednym miejscu. Ponownie uderzył go tropikalny upał, gdy znalazł się w wybudowanej w XIX wieku palmiarni. Dzisiaj jest tutaj ponad 20 gatunków palm a największy okaz, posadzona w 1888 roku palma daktylowa przekroczyła już wysokość 15metrów. Ponadto jedna z największych kolekcji storczyków znalazła idealne warunki rozwoju w tym odnowionym w1998 roku obiekcie. Siedząc na tarasie pałacowej kawiarni przy pucharze wspaniałych owocowych lodów myślał, że dobrze byłoby jutro zwiedzić Triberg z jego największą kolekcję zegarów z kukułką. Zdawało mu się, że usłyszał gdzieś w oddali głos zegarowej kukułki. Na policzku poczuł delikatny dotyk warg – Adam obudź się. Wolno otworzył oczy. Niestety to nie wargi dziewczyny, a wilgotny nos pupila jego żony, rasowego jamnika, który rozwalił się na sąsiedniej poduszce, dotykał jego policzka. Wolno powracał do rzeczywistości. - Już wpół do szóstej, właśnie wyłączyłeś budzik i zaśpisz, a podobno dzisiaj macie zdawać jakiś egzamin. Wczoraj opowiadałeś coś o jakimś Mainau, czy jakoś tak. Twierdziłeś, że to bardzo ważne. Mainau, - szkoda, że ta wycieczka to tylko sen – pomyślał przeciągając się – tak naprawdę to chyba nigdy nie będzie mnie stać na taki wyjazd. Swoją drogą, żeby dzisiaj zdać egzaminy do certyfikatu Mainau z pewnością trzeba będzie się nieźle przyłożyć. Cóż, faktycznie czas wstawać i wracać do rzeczywistości. GUFY |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |