DRUKUJ

 

człowiek sukcesu?

Publikacja:

 03-12-21

Autor:

 milciu
CZŁOWIEK SUKCESU?

Tego dnia szary przystanek autobusowy przy jednej z dojazdowych dróg do Krakowa wyglądał wyjątkowo odrażająco. Od rana niebo było szczelnie zakryte ołowianymi chmurami z których z zadziwiającą regularnością co chwilę siąpił deszcz. Pod niewielkim dachem przystanku stały dwie osoby. Obaj mężczyźni byli jakby swoimi przeciwnościami. Jeden wysoki ubrany w gustowny garnitur, wyglądał na zapracowanego człowieka. Drugi, dużo niższy z dala w swym podartym i brudnym ubraniu przypominał człowieka któremu los nie sprawił w prezencie szczęśliwego życia. Długo stali w milczeniu, obserwując deszcz coraz to się nasilający.
-Przepraszam pana o której jest autobus.- bezbarwnym, smutnym głosem, jakby nic nie robiąc sobie z tego, że w miejscu gdzie stał zaczął właśnie przeciekać dach, spytał niższy mężczyzna.
-Dokąd?- spytał go z wyższością w głosie, nie zwracając w ogóle na niego uwagi, ponieważ bardziej był zainteresowany nieszczelnym dachem przez który mogło spaść kilka kropli deszczu na jego nienaganne ubranie.
-W stronę Krakowa.- odpowiedział ze zdziwieniem jakby nawet przez chwilę nie myśląc, że ktokolwiek, nawet on, mógłby jechać w drugą stronę.
-O 20.11- odpowiedział mu mechanicznie, co chwilę zmieniając swoją pozycję unikając kropel spadających z nieszczelnego dachu.
-Bo proszę ja ciebie ja kiedyś umiałem czytać, ale teraz rozumie pan. A tak w ogóle, to pan wygląda na studenta. Ja kiedyś się uczyłem. Nazywam się... pijak jestem, rozumie pan...- powiedział to z najzwyklejszą naturalnością, jakby to słowo „pijak” nic wielkiego dla niego nie znaczyło, jakby traktował je na równi z innymi słowami takimi jak „Adam”, „Zdzisław”, „Pijak”.
-W przeciwieństwie do ciebie jestem człowiekiem sukcesu- powiedział do siebie, a na głos zapytał -Co pan tu robi.
-Piłem cały dzień. Od rana do wieczora.
-Wódkę pan pił?
-A co to pana obchodzi, to moja osobista sprawa. Rozumie pan.- utkwił w człowieka sukcesu swój niespokojny wzrok. Stał ciągle w tym samym miejscu, pod największą dziurą w dachu. Jego ubranie było już całkiem przemoczone.
-Rozumie. To co pan pił.
-Nie, nic nie piłem. To za ile jest autobus.
-Za dziesięć minut.
-Bo ja proszę ja ciebie kiedyś byłem lotnikiem, no wie pan pilotem. Wszystko widziałem i mogłem wszystko przeczytać, a teraz, rozumie pan...
-A dlaczego pan pije.
-Bo proszę ja ciebie moja matka kiedyś umiała chodzić. Teraz nie umie, rozumie pan, cały czas leży.
-Gdzie?
-Tam na cmentarzu. Proszę pana pan jest studentem, a ja kiedyś byłem „profesorem” na Uniwersytecie. Uczyłem geografii. Rozumie pan. Na przykład jakie jest największe jezioro Europy.
-Jezioro Wiktorii.
-Dobrze. A Azji.
-Jezioro Bajkał.
-Dobrze. A najdłuższa rzeka w Europie.
-Amazonka.
-Dobrze, proszę ja ciebie, a te skurwysyny mnie wyrzucili. Dlaczego. Bo byłem za mądry. Bali się, że będę mądrzejszy od nich...
-To co pan pił.
-Nie powiem panu, bo to świństwo. Świństwo...
Z zakrętu wyłoniła się sylwetka starego, rdzewiejącego autobusu. Gdy zatrzymał się na przystanku, obaj weszli do środka. Kierowca nawet nie spojrzał na człowieka w garniturze, za to lodowatym spojrzeniem obrzucił pijaka. Autobus ruszył ze zgrzytem. Po chwili pijak zasnął kamiennym snem, a „człowiek sukcesu” rozglądając się po autobusie czy nikt go nie widzi, powoli wyciągnął ze swojej aktówki niewielką butelkę, ostrożnie rozerwał zieloną banderole i przystawił do ust: „CZŁOWIEK SUKCESU”...

Data:

 21.12.2003r.

Podpis:

 milciu

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=3923

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl