DRUKUJ

 

Baśń o Lustrze Zła

Publikacja:

 07-11-11

Autor:

 k-a
O Lustrze Zła

Dawno, dawno temu, za wieloma górami, wieloma rzekami i wieloma dolinami, żył sobie pewien chłopiec o imieniu Tomek. Nie umiem Wam dokładnie powiedzieć gdzie mieszkał, bo sama nie jestem zupełnie pewna. Wiem natomiast, że żył on wraz z rodzicami w małym, skromnym domku, we wiosce położonej na skraju wielkiego lasu. Mieszkańcy tej wioski, żyli w spokoju, a że była to wioska mała, to każdy się w niej znał. Ludzie byli tu dla siebie życzliwi i starali się dzielić między sobą wszystkim, co tylko mieli.
Niestety, pewnego wiosennego dnia zaczęło dziać się coś dziwnego, a nad tutejszą miejscowością zawisła po raz pierwszy groźba nieszczęścia. Myśliwi ze zwierzyną i bronią przewieszoną przez ramię, a także kobiety wraz z dziećmi, wracające z koszami owoców powracały z lasu przygnębione i smutne. Kilka dni później powstały pierwsze spory między mieszkańcami. Ilekroć ktoś wchodził do lasu, a później pojawiał się w wiosce, skala problemów narastała, a każdemu dały się we znaki liczne kłótnie. Mieszkańcy, nie byli dla siebie już tak życzliwi. Zgoda stała się im zupełnie obca.
- Pamiętaj, nie bądź obojętny na zło. – Powtarzała mu mama dzień w dzień, kiedy Tomek jak zwykle wracał smutny do domu.
Bo nawet mały Tomek, zauważył, że dzieci sprzeczały się miedzy sobą z powodów zupełnie błahych. Żadne z nich nie chciało się bawić ze sobą, albo chciało przynajmniej postawić na swoim bez najmniejszego kompromisu. Sam głowił się długo, dlaczego tak nagle wszystkie dzieci i dorośli w okolicy stały się tak nieustępliwe i przygnębione.
Pewnej nocy, kiedy leżał już w swoim łóżku podsłuchał rozmowę swojego taty – tutejszego myśliwego – ze swoją mamą. Rozmawiali o jakiejś wyprawie. Mały Tomek słuchał z zapartym tchem, a nawet podszedł bliżej przymkniętych drzwi by słyszeć lepiej. Od kilku lat ojciec obiecał mu wspólną wyprawę do lasu. Trudno się, więc dziwić, że kiedy ojciec chłopca, ciągle odkładał wspólną wycieczkę na później, syn myśliwego zaczął się niecierpliwić.
Tak więc następnego dnia, zanim słońce zdążyło wyjrzeć zza horyzontu, mały Tomek wymknął się niepostrzeżenie z domu idąc tuż za ojcem w kierunku lasu. Na zewnątrz panował jeszcze mrok, a las w kierunku, którego chłopiec zmierzał chowając się za pniami drzew, wydawał się znacznie straszniejszy niż na co dzień. Kiedy wszedł między drzewa lasu, wydawało mu się jakby czyhał tu na niego coś strasznego. Niestety za tatą trudno było nadążyć, a należało zachować ostrożność. Tomek potykając się o spróchniałe konary zwalonych drzew zaczął zwalniać.
Nagle przed oczami dziewięcioletniego chłopca pojawiła się maleńka postać unosząca się ponad ziemią. Tomek mało nie krzyknął z zaskoczenia. Drobna postać dziewczynki o skrzydełkach motyla krążyła wokół niego by potem zacząć się oddalać. Wokół istoty unosiła się jasna poświata, a podczas lotu, tuż za nią pozostawały małe iskierki, które po chwili gasły. Chłopiec przez chwilę się zawahał, a następnie zboczył ze ścieżki, którą szedł jego ojciec i wkrótce stracił go z oczu. Po chwili maleńka postać przysiadła na gałęzi drzewa. Tomek zmęczony marszem przysiadł tuż obok by móc przyjrzeć się bliżej istocie i odetchnąć.
- Kim jesteś? – Spytał cicho chłopiec patrząc w małą uskrzydloną postać niczym zauroczony. Dookoła małej istotki unosiła się łuna jasno niebieskiego światła, wśród którego ledwo dostrzegł minę wyrażającą zdziwienie.
- Czy nie słyszałeś o wróżkach? – Odpowiedziała piskliwym głosikiem pytaniem na pytanie, po czym zachichotała wesoło. Chłopiec pokręcił przecząco głową.
- Jak to? Czy nikt Wam nigdy o nas nie mówił? – Spytała cichutkim szeptem wróżka. Tomek przypomniał sobie wtedy o starych opowieściach dziadka o tym, że serca lasu strzegą maleńkie strażniczki nocy. Niestety były to opowieści, według których można było dostrzec wróżki jedynie w nocy, a nikt z osady nie odważył się na nocną wyprawę w głąb gąszczu, który nocą wydawał się zupełnie obcy.
- Chyba coś słyszałem, ale nie wiedziałem, że w nocy przylatujecie, aż tak blisko...
- Ciii! – Uciszyła go wróżka i przyłożyła do maleńkich ust palec na znak ciszy.
- O co chodzi? – Spytał znacznie ciszej.
- Nie latamy tu z własnej woli. Zostałyśmy do tego zmuszone. – Powiedziała wróżka i prychnęła głośno.
- Jak to? Przecież jesteś tylko ty. – Chłopiec rozejrzał się niepewnie dookoła a następnie ponownie popatrzył z powątpiewaniem na wróżkę. Ta tylko klasnęła w dłonie, a zza gęsto ulistnionych gałęzi zaczęły wyłaniać się dziesiątki wielobarwnych światełek, wychylających się spoza liści i konarów drzew. Tomek otworzył szeroko oczy.
- Nazywam się Artimme. – Powiedziała bladoniebieska wróżka i skinęła głową. – A ty jak się nazywasz i co tutaj robisz? O ile się nie mylę to ludzie nie chodzą tu nocą.
- Ja nazywam się Tomek. – Ukłonił się nisko. – Może wy wiecie, co się dzieje z ludźmi chodzącymi tymi leśnymi ścieżkami? Od jakiegoś czasu ludzie wracają stąd przygnębieni, smutni i kłócą się o wszystko. Niedługo może stać się coś strasznego. – Pośród małych wróżek rozbrzmiały głośne szepty zagłuszające prośbę chłopca.
- A więc już wiesz. – Powiedziała wróżka i spuściła głowę. – Od kilku tygodni w lesie dzieją się złe rzeczy. – Pozostałe wróżki zaczęła gorąco przytakiwać chlipiąc na przemian.
- O co chodzi? Powiedzcie, proszę! – Artimme westchnęła smutno i przysiadła nieco bliżej.
- Słyszałeś może kiedyś o Lustrze Zła? – Spytała szeptem. Kiedy ujrzała zdezorientowaną miną chłopca usiadła wygodnie na liściu i zaczęła mówić. – Ten las był tu od setek lat, a w nim mieszkały różne, przedziwne stworzenia. Żyły tu w wielkiej zgodzie i nigdy znały pojęcia „ spór”. Władzę w tym lesie sprawowała Biała Pani. Była niezwykle dobrą istota. Chodziły słuchy, że ma niezwykłe moce, a spotkania z nią mogli doświadczyć tylko nieliczni. – Wróżka chwilę się zamyśliła.
- I co dalej? – Spytał Tomek.
- Abyś wszystko zrozumiał, musisz wiedzieć, że są lustra dobra i lustra zła. Te pierwsze pokażą ci twoje zalety, a każdą z wad zamaskują, abyś był szczęśliwy i cieszył się życiem. Lustra dobra pokażą ci, że jesteś jeden, jedyny i wyjątkowy. Dodadzą pewności siebie.
Lustra zła posiadają straszną siłę. Odbijają nieprawdziwe obrazy i z czasem pozbawiają go koloru. Wszystkie Twoje wady są wyolbrzymione, a osobę, która w nie patrzy odbierają barwy. W dodatku odbierają radość życia. Nigdy nie można lekceważyć jego siły, bo chociaż wydaje się drobna, w rzeczywistości jest niezwykła potęgą zła.
- To przecież niemożliwe. – Powiedział Tomek. – Nasze lustra nie mają żadnej mocy. Przynajmniej tak mi się wydaje. – Przy ostatnich słowach zawahał się.
- To przecież oczywiste. Gdybyś pozwolił mi dokończyć wiedziałbyś, dlaczego tak jest. – Powiedziała Artimme nie ukrywając złości. Tomek nieśmiało przeprosił i usadowił się na pniu drzewa.
- No, więc, wspominałam Ci o Białej Pani. Ponad dwieście lat temu stworzyła ona 14 dobrych luster, które miały dodawać radości mieszkańcom naszego lasu. Niestety nikt nie wiedział wtedy o tym, że nie są to zwyczajne lustra szczęścia. Każde z luster miało swojego strażnika, a pośród magicznych zwierciadeł było jedno, najpotężniejsze różniące się jednak od pozostałych. Nikt go nigdy nie widział. A jednak istniało. Nam przypadało doglądanie prawidłowej funkcji luster. Dopiero niedawno dowiedziałyśmy się, od samej Białej Pani, która ukrywa się wśród Was, że każde z luster miało stanowić zabezpieczenie w razie niebezpieczeństwa ze strony zła. Zwierciadła zostały obdarzone cnotami, które składały się na nasz leśny ład i porządek.- Wróżki zaszlochały cichutko - Niestety pewnego dnia przybył Pan Ciemności. Zaczął niszczyć wszystko, co napotkał na swojej drodze, a wkrótce opanował cały las skazując Białą Panią na wygnanie. Pan Ciemności był w rzeczywistości starszym bratem Białej Pani. Nikt nie wie, dlaczego tak się od siebie różnią. Pan Ciemności chciał zmienić zwierzęta, ale wymagało to dużej ilości czarnej magii, która było powstrzymywana przez Lustra Dobra. Zniszczył dwanaście słabszych luster, ale trzynastego, najpotężniejszego, nigdy nie odnalazł. Wraz z tymi lustrami zniknęło dobro w nich zaklęte od dziesiątek lat. Jego siła nadal chroniła niektórych mieszkańców lasu i powstrzymywała Pana Ciemności. Połowa zwierząt została zamieniona w złe istoty. Drapieżniki stały się sojusznikami Pana Ciemności, dlatego rozpoczęła się walka, którą wy, ludzie uważacie za zjawisko naturalne.
- A co z czternastym zwierciadłem? – Spytał Tomek zachwycony niesamowitą opowieścią.
- Czternaste lustro zostało przemienione w Lustro Zła, które jak sądzę jest przyczyną wszystkich waszych i naszych kłopotów. Jest jedno w całej naszej okolicy. Do tej pory siła Lustra Dobra i Lustra Zła równoważyła się. Niestety bez obecności Białej Pani, lub jej części, siła dobrego zwierciadła słabnie, gdziekolwiek jest.
- Co mogę zrobić? – Spytał chłopiec cichutko.
- Nie idź tam. To zbyt wielkie wyzwanie dla Ciebie. – Powiedziała stanowczo. – Proszę. – Powiedziała i podfrunęła do niego ostrożnie. Wyjęła zza paska maleńką sakiewkę i położyła mu ją na dłoni. Wielkością przypominała jego paznokieć.
- Co to? – Spytał chłopiec.
- To magiczny pył. – Odpowiedziała. – Wystarczy garść pyłu rzucić na wiatr i wypowiedzieć moje imię, a pojawię się. Będzie działał jedynie w prawdziwym niebezpieczeństwie. Łatwo wypolerujesz nim metale, chociaż uważam, że to najmniej szlachetny uczynek, jaki mógłbyś zrobić z takim darem. – Podleciała do niego. – Chociaż w Twoim wypadku wystarczy drobna szczypta. – Uśmiechnęła się, a chwilę potem barwne światełka emanujące od wróżek zgasły.
Chwilę nawoływał wróżkę, ale gdy zorientował się, że nic to nie daje usiadł na korzeniu i zasnął.
Nad ranem wyruszył w drogę, mimo, że nie miał zielonego pojęcia gdzie zmierzać. Przez gęste konary drzew, przenikały promienie słoneczne. Szedł i szedł, a dookoła słychać był ptasi trel. Zające, co jakiś czas przeskakiwały jego drogę, a inne zwierzątka nawet towarzyszyły mu chwilę. Dookoła unosiła się upojna woń kwiatów z pobliskich polan. Po nocnej zawierusze nad ranem, nie było śladu.
Niestety im dalej zagłębiał się w las tym robiło się ciszej. Ptasi śpiew milkł, a dookoła robiło się coraz ciemniej. Tu już nigdzie nie widział kwiecistych polan, a motyle wydawały się gdzieś skrywać. Poczuł, że im dalej szedł tym robiło się chłodniej i szarzej. Zastanawiał się, gdzie mógł pójść jego ojciec. Chciałby być już w domu. Niestety wiedział, że jeśli w wiosce nadal będzie tyle sprzeczek, to może się to źle zakończyć. Chciał wreszcie pokazać, na co go stać i odmienić los wioski. Tak więc szedł długo w głąb lasu, a z czasem robił się coraz smutniejszy i przygnębiony. Lustro Zła było, więc niedaleko.
Nagle usłyszał między gałęziami przepiękny ptasi śpiew. Bez problemu rozpoznał słowika, który przysiadł mu na ramieniu. Ptak trzymał w łapkach duży woreczek.
- Witaj chłopcze. – Powiedział słowik głębokim głosem przyśpiewując, co chwila. Tomek chciał mu odpowiedzieć powitaniem, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć słowik mu przerwał.
- Twoja matka kazała Ci przekazać ten medalion.- Chłopiec wziął do ręki woreczek i otworzył go. W środku znajdował się wspaniały złoty medalion w kształcie rombu z pięknym, grubym łańcuszkiem. Tomasz rozpoznał go bez problemu. Jego mama od zawsze go nosiła i powtarzała, że strzeże jej i jej rodziny. – Twoja mama, bardzo się o Ciebie martwi i pragnie, abyś powrócił do domu. Niosę Ci również przestrogę, abyś uważał na to, co mówisz nieznajomym. Życzę Ci powodzenia. – Ostatni raz zaśpiewał i wzbił się powietrze. Tomek stracił go w końcu z oczu.
Kilka godzin później dotarł do podnóża wysokiego wzgórza, wokół którego latało kilka czarnych kruków, które były ledwo widoczne pośród gęstej mlecznej mgły. Nie wiele się zastanawiając odsapnął chwilę i zaczął wspinaczkę na szczyt góry otoczonej dookoła lasem. W połowie drogi dopadło go zmęczenie, które w połączeniu z zimnem sprawiło, że stał się senny. Przezorny Tomek, mimo to wspinał się dalej. Kiedy wreszcie stanął na szczycie dostrzegł w oddali trzy potężne dęby. A na środkowym zawieszone było ogromne zwierciadło. Ostrożnie zbliżył się do niego i przyjrzał się uważnie. Rama lustra wykonana była z zaśniedziałego srebra, a spojenia były połączone ciemnozielonymi kamieniami szlachetnymi. Tomasz nie był zupełnie pewny czy to Lustro Zła, dlatego zbliżył się do niego i spojrzał w odbicie. Tafla lustra zadrgała, a barwny obraz odbijany przez nie zaczął delikatnie falować przypominając wodę. Na odbiciu pojawiła się szkaradna męska twarz, która przestraszył chłopca. Tomek krzyknął i cofnął się o krok.
- Kim jesteś? – Spytało odbicie twardym, nieprzyjemnym głosem.
- Nazywam się... – Urwał przypominając sobie o przestrogach słowika.
-... Tomasz, syn myśliwego z wioski na skraju lasu. – Dokończyła za niego postać, jak gdyby czytała w myślach.
- Skąd wiesz? – Spytał chłopiec. Duży kruk przysiadł na krawędzi lustra i rzekł skrzekliwym głosem:
- Pan ciemności wie o Tobie wszystko. Pan Ciemności wie wszystko o wszystkich.
- A więc wiesz chyba, dlaczego tu przybyłem. – Powiedział Tomasz odważnie i zdjął torbę przerzuconą dotychczas przez ramię.
- Tak. – Odrzekł Pan Ciemności. – Jak to się stało, że taki mały chłopak jak ty przeszedł przez wszystkie groźne zasadzki czyhające w lesie?- Spytało odbicie zdziwione. Tomek wzruszył ramionami. Nie spotkał żadnego niebezpieczeństwa, a tym bardziej nie wpadł w żadną zasadzkę.
– Nie mogę Ci pomóc. – Powiedziało lustro nie czekając na odpowiedz.
- Dlaczego? Co chciałbyś w zamian za pomoc? – Spytał chłopiec niepewnie. Poczuł, że robi się coraz słabszy. Czarna magia lustra działała niezaprzeczalnie.
- Może gdybyś zdobył dla mnie odrobinę pyłu leśnych wróżek mógłbym się zastanowić, ale jest to wręcz niewykonalne. Wróżek w tej okolicy już nie ma.
- Ależ mam! – Krzyknął chłopiec. – Po co ono Panu?
- Jak to? Nie wiesz? Pył wróżek ma właściwości czyszczące. Myśliwi często używają go do doczyszczania broni. – Tu wskazał wzrokiem na ciemne ślady na ramie. Tomasz rozpiął swój kubraczek, a wśród mgły zabłyszczał szczerozłoty medalion od mamy. Lustro zawyło z wściekłości.
- Jesteś... Jesteś synem Białej Pani! – Ryknęło lustro. Chłopiec cofnął się o kilka kroków. – To jest medalion Białej Pani! – Kruki zaskrzeczały złowieszczo i wzbiły się w górę.
- Jak to? – Spytał nieświadomy swojej przeszłości.
- To dlatego nic Cię nie spotkało. Magia Białej Pani chroniła cię przez całą wędrówkę! Wynoś się i nigdy nie wracaj! Nie pomogę Ci nawet gdybyś przyniósł mi wór pyłu leśnych wróżek!
W ten właśnie sposób Tomasz odwrócił się tyłem do lustra i zaczął schodzić w dół. Głowił się bez przerwy, w jaki sposób można by przekonać Złego Pana do zgody. Co jakiś czas zerkał na wisiorek od mamy.
„Czy to możliwe, żeby to ona była tą niezwykłą Białą Panią?” – Pytał sam siebie.
Zatrzymał się na postój nad rwącym potokiem tuż u podnóża góry, aby odsapnąć chwilkę. Myśl o bezowocnej wyprawie nie dawała mu spokoju. Spojrzał w taflę wody, aby się w niej przejrzeć. Przemył twarz i ponownie w nią zerknął. Był znacznie bledszy niż przed wyjściem. Dobrze, że nie pozostał dłużej. Lustro Zła mogło go omamić.
- Nie bądź obojętny na zło. – Na dźwięk znajomego głosu rozejrzał się dokoła. Nikogo poza nim tu nie było.
- Kto tu jest? – Spytał i poderwał się z miejsca.
- Nie bądź obojętny na zło. Nie poddawaj się. – Po raz kolejny się rozejrzał.
- Mamo? – Rozpoznał tą ciepłą barwę głosu i chwilę nawoływał, ale już jej nie usłyszał. Po raz ostatni zerknął w rwący potok, w którym zobaczył swoje odbicie.
I wtedy nasz bohater doznał olśnienia. Aż podskoczył z wrażenia do góry.
- Czternaste lustro nie jest przedmiotem! – Powiedział sam do siebie dumny z odkrycia. – To potok! – Ostatni raz spojrzał na medalion i zaczął wierzyć, że jego mama naprawdę była Białą Panią. Złoty wisiorek błysnął po raz ostatni dodając mu otuchy.
- Gdyby udało mi się znieść lustro aż tutaj, mógłbym postawić je naprzeciwko potoku. Wtedy może, w obecności wisiorka Białej Pani udałoby się zniszczyć Pana Ciemności. – Zamyślił się i rozważył wszystkie za i przeciw.
Chwilę potem już wspinał się ku górze od drugiej strony góry, aby zwiesić zwierciadło z drzewa i znieść na plecach, aż tutaj. Ostrożnie skradał się lisimi krokami, aby dojść na szczyt niepostrzeżenie. Pan Ciemności spał, a chłopiec ostrożnie zakradł się od tyłu i ściągnął go z drzewa. Następnie stąpając najdelikatniej jak tylko się dało zszedł w dół ku rwącej rzeczce. Gdy postawił zwierciadło na brzeg, szum wody rozbudził Pana Ciemności. Czarnoksiężnik zaklęty w lustrze ryknął z wściekłości i strachu. Błysnęło oślepiające światło, a lustro rozpadło się w drobny mak. Nic nie pozostało po Lustrze Zła, które od tak dawna siało postrach w okolicy. Medalion na szyi chłopca uniósł się samoistnie ku górze, a spośród drzew wyłoniła się jego mama. Biała Pani wolnym krokiem podeszła do syna i uściskała go. Mgła przerzedziła się nieco, a zza chmur wyjrzało słońce. Zza krzewów i drzew wyłoniły się zwierzęta przyglądając się rozkwitającym nagle kwiatom.
- Udało Ci się. – Powiedziała Biała Pani. – Mój medalion okazał się niezawodny, chociaż mam nauczkę na przyszłość.
- Może nie potrzebna była magia, aby uszczęśliwić mieszkańców. – Powiedział nieśmiało chłopiec biorąc do ręki wisiorek.
- Masz rację. Wszystkie zmartwienia mogłam rozwiązać bez pomocy czarów. Gdyby nie moja ingerencja w prawa natury może nigdy nie byłoby tego wszystkiego. – Chłopiec pokiwał głową. – Wróćmy do wioski. Ojciec czeka na Ciebie ze zniecierpliwieniem. – Powiedziała i podążyli wyznaczoną ścieżką. Długo szli drogą wyznaczoną przez wróżkę Artemmi, a gdy dotarli na miejscy powitał ich radosny tłum osadników, którzy ponownie w szczęściu i zgodzie do końca istnienia wioski cieszyli się spokojem, szczęściem i dostatkiem, który już nigdy nie wymagał magii, a ciężkiej pracy i wysiłku ze strony mieszkańców.

Data:

 10.11.2007r.

Podpis:

 k-a

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=40199

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl