Zaufać przeznaczeniu-Rozdział 3 Spotkanie |
|||||||||
|
|||||||||
3. SPOTKANIE Byłam radosna, że już niedługo znów ujrzę Krystiana. Z drugiej jednak strony obawiałam się trochę spotkania z dziewczynami z klasy Laury. W sobotę miały przecież takie okropne miny. Przy śniadaniu oraz w samochodzie podczas drogi do szkoły Laura nie odezwała się do mnie ani słowem. W szkole na przerwach razem z Kamilą wspominałyśmy sobotnie przyjęcie. Podczas obiadu dołączyła do naszych rozmów Paulina. Jednak nic jej nie powiedziałam, że podoba mi się jej brat. Ona natomiast zagadnęła właśnie o tamto przyjęcie. - Widziałam Julka jak tańczyłaś z moim bratem – stwierdziła. - Owszem! – odpowiedziałam jej. - Podobało ci się przyjęcie? - Bardzo – odparłam. - A tobie? – teraz zwróciła się do Kamili. - Mnie również. Było super – odpowiedziała moja przyjaciółka. - Julio! Chciałabym ci zadać jedno pytanie – rzekła Paulina - ?? – zastanawiałam się co to za pytanie. - Czy podoba ci się mój brat? – trochę zastrzeliła mnie tym pytaniem. Tak prosto z beczki i już. Nie chciałam jej się zwierzać z mojego uczucia do Krystiana. O tym wie tylko moja najlepsza przyjaciółka Kamila. - Przepraszam, że zadałam ci to pytanie, ale Krystian wczoraj zdradził mi, że ty mu się podobasz. Zresztą ja widziałam jak razem tańczyliście i nie tylko ja to widziałam. Dziś poprosił mnie, abym spytała ciebie co ty o nim sądzisz i czy on ci się podoba. - Jest bardzo miłym chłopakiem – odparłam, - i dobrym tancerzem – dodałam. - Ale czy on ci się podoba – uparcie drążyła temat. - Bardzo dobrze mi się z nim tańczyło – odpowiedziałam wymijająco. – Przepraszam was, ale muszę iść do toalety, spotkamy się w klasie – rzekłam i odeszłam zostawiając je przy stoliku. Skłamałam, że muszę iść do toalety. Nie mogłam jej odpowiedzieć na to pytanie i musiałam stamtąd uciec. - Więc ja mu się podobam. Podobam mu się – myślałam, wciąć słysząc te słowa wypowiadane przez jego siostrę. Byłam taka szczęśliwa. Ale po co wygadał się siostrze? Ciekawe komu jeszcze powiedział. Może wszystkim kolegom w klasie i dziewczynom też. Z drugiej strony ja też powiedziałam o tym mojej mamie. Pozostałe lekcje upłynęły spokojnie. Paulina już nie pytała mnie o swojego brata. Największe piekło rozegrało się dopiero po lekcjach, kiedy schodziłam z dziewczynami do szatni. Tam dopadły mnie koleżanki mojej siostry. - Patrzcie! Jak dziś wystroiła się nasza mała księżniczka. - Dla kogo się tak wystroiłaś? - Kogo chcesz złapać na spódniczkę? - Z kim zamierzasz dzisiaj się całować? - I gdzie? Tu w szkole, czy może gdzieś w lesie, na łące? – padały pytania jedno po drugim. Nie potrafiłam tego znieść. - Przestańcie! – krzyczałam. – Jesteście okropne! Kamila z Pauliną stały obok i przyglądały się temu wszystkiemu. - A teraz odpowiedz nam mała smarkulo dlaczego na przyjęciu podrywałaś naszego chłopaka? - Waszego chłopaka? – spytałam nie wierząc własnym uszom. - Nie udawaj głupiej. Naszego Krystiana. - Czy wy oszalałyście? - Nie kłam idiotko! Tańczyłaś z nim! Przytulałaś się do niego! - A co nie można tańczyć? On nie jest waszą własnością – wypaliłam. Miałam dość tego wszystkiego. - Bezczelna mała! - Nauczymy cię porządku. Więcej się już do niego nie zbliżysz. Nawet na niego nie spojrzysz. Jedna z nich popchnęła mnie w stronę mojego boksu w szatni, druga zaczęła ciągnąć mnie za włosy. - Przestańcie! – krzyczałam. - Zostawcie ją! – wołały moje koleżanki. – Zostawcie Julkę, bo zawołamy woźną. - Wy też chcecie wylądować tu razem z nią? – spytała jedna z nich. - Zmykajcie stąd małe! - Zostawcie ją, dajcie spokój – wciąż krzyczały Kamila z Pauliną. One jednak przestały zwracać uwagę na nie. Wepchnęły mnie do środka i zamknęły drzwi na kłódkę. Wybiegły grożąc Kamili i Paulinie. - Jeżeli powiecie słówko kto ją tu zamknął pożałujecie! Gęby na kłódkę! Pamiętajcie. Nas tu nie było.- Powiedziały to i się ulotniły. Niestety razem z kluczem. Suczki. - Pobiegniemy po pomoc – powiedziały dziewczyny. Może woźna będzie miała klucze, a jak nie to coś nam poradzi. Zaraz jesteśmy z powrotem. Jula trzymaj się. W szatni było zimno. Bałam się, bolała mnie głowa z nerwów i wyszarpały mnie mocno za włosy. Miałam je całe potarmoszone. Dziewczyn nie było z kwadrans, gdy usłyszałam głosy dochodzące coraz bardziej w moim kierunku. Po chwili zobaczyłam przyjaciółki i szatniarza. Otworzył drzwi i uwolnił mnie. Wybiegłam ze szkoły i pędziłam przed siebie jak oszalała. Nie zważałam na krzyczące za mną dziewczyny. Chciało mi się płakać. - Julka poczekaj! - Zatrzymaj się! – wołały Kamila z Pauliną. Ja biegłam dalej. Byle dalej od szkoły, od wszystkich. Chciałam być sama. Czułam jak łzy spływają mi po policzkach. Biegłam coraz szybciej i szybciej. Mijałam kolejno ludzi, sklepy, domy. Jak one mogły mi to zrobić? Co ja takiego im zrobiłam? To, że zatańczyłam z Krystianem? Przecież nie jest chłopakiem żadnej z nich. One nie miały prawa tak ze mną postąpić. Są podłe! Zamknąć mnie w ciemnym pomieszczeniu, wytargać za włosy i szydzić ze mnie. I to koleżanki Laury. Ciekawe, czy ona wiedziała o tym? Biegłam nie patrząc na nic. Nagle musiałam się o coś potknąć, bo upadłam na chodnik. Poczułam okropny ból w prawej nodze. Nie mogłam nią poruszyć. Leżałam tak, w pobliżu nie było nikogo. Rozejrzałam się wokoło. Byłam już poza miastem. Nawet tego nie zauważyłam. Biegłam tak szybko. Znajdowałam się w parku. Leżałam na chodniku i spostrzegłam o co się potknęłam. Była to płyta chodnikowa, która wystawała nieco poza pozostałe. Nie wiedziałam co mam robić. Noga strasznie bolała, stopa momentalnie spuchła. Czułam, że nie jest dobrze. Słabłam z bólu, który był nie do wytrzymania. Boże jak bolało. Było mi też zimno. Zasnęłam nie wiadomo kiedy. Obudziło mnie lekkie szturchanie i głos jakiejś kobiety. - Słyszysz mnie? - Czy mnie słyszysz? – dochodził mnie głos coraz wyraźniej. - Tak – odparłam słabym głosem i otworzyłam oczy. - Jak się tu znalazłaś? Co się stało? - Biegłam i upadłam. - Długo tu leżysz? - Nie wiem, zasnęłam – odpowiedziałam i spytałam o godzinę. - Dochodzi 20.00. Na dworze było już ciemno. - Spałam ze cztery godziny. Jak się to stało musiało być trochę po godz. 16.00. zajęcia w szkole skończyłam o 15.00 i znalazłam się tutaj. - Możesz poruszać nogami? - spytała kobieta. - Lewą tak, prawa jest jakby zdrętwiała, ale chyba mam w niej czucie. - Jest bardzo spuchnięta i chyba złamana. Musi natychmiast obejrzeć ją lekarz. Za długo tu leżałaś. - Gdzie mieszkasz? - Na ulicy Brylantowej – odpowiedziałam przestraszona, że z moją nogą jest bardzo źle. - A gdzie to jest? – spytała wyglądając na trochę zdezorientowaną. - Dzielnica południowa. - Południowa? – spytała zaskoczona. - Tak. Tam jest mój dom. - Tam mieszkają sami bogacze – stwierdziła i dodała. – Ty też należysz do jednych z nich. Dopiero teraz to widzę po ubraniach. Są bardzo drogie. - Muszę sprowadzić pomoc. Podaj mi numer telefonu do swoich rodziców. - Mam telefon przy sobie. Proszę zadzwonić z niego - to powiedziawszy wyjęłam telefon z plecaka i dopiero teraz zauważyłam dziesięć nie odebranych połączeń. Wszystkie od rodziców. Spałam i nie słyszałam jak dzwonili. Podałam kobiecie telefon. Sama nie miałam odwagi zadzwonić. Nie wiedziałam co im powiem. Słuchałam, jak rozmawia z mamą i podaje adres, gdzie mają przyjechać. - Zaraz tu będą. Twoja mama bardzo się zmartwiła – zwróciła się do mnie, gdy skończyła rozmawiać przez telefon. - Jak pani ma na imię? – spytałam. - Dorota. A ty moje dziecko? - Jestem Julia! - Bardzo ładnie – odparła pani Dorota. - Dziękuję! Dziękuję pani za pomoc, gdyby nie pani nie wiadomo jak długo bym tu była. - Dobrze już Julko! Odpoczywaj. Zaraz przyjadą twoi rodzice. - Gdzie ja jestem? Co to za park? – pytałam. –Nie znam tych okolic. - To jest północna dzielnica. Po drugiej stronie rzeki – odpowiedziała pani Dorota. - Więc zabiegłam aż tak daleko? - Na to wygląda. - A gdzie pani mieszka? - Tu niedaleko. Za tym parkiem. Wracałam akurat z pracy do domu. - A gdzie pani pracuje? – zadawałam wciąż pytania, na które pani Dorota odpowiadała chętnie. Była bardzo sympatyczną kobietą. - W sklepie. Jestem sprzedawczynią. - A co pani sprzedaje? - To jest spożywczy sklep. - I pani mieszka w tej dzielnicy? - Tak! Dzielnica północna jest bardzo uboga. Mieszkają tu biedne rodziny. Trochę wiedziałam o problemach ludzi z tych okolic. Czasami jeszcze jako mała dziewczynka niechcący byłam świadkiem rozmowy mojego ojca z różnymi ludźmi na temat mieszkańców tych okolic. Ojciec wypowiadał się o nich źle, traktując ich z góry. Narzekał, że przychodzą do ważnych dobrze prosperujących firm i proszą o jakąś pomoc. Nazywał ich ludźmi upierdliwymi i niezaradnymi, którzy zamiast iść do pracy wolą brać od innych za darmo. - Ma pani jakąś rodzinę? – spytałam. - Tak! Mam męża i dwoje dzieci. - A czym się zajmuje pani mąż? – zadawałam bardzo dużo pytań. Taka już byłam dociekliwa. – Jest stolarzem. - Duże ma pani dzieci? - Syn ma 24 lata, a córka 19. Wtem zobaczyłyśmy samochód parkujący przed wejściem do parku. To byli moi rodzice. Wysiedli z samochodu i szybkim krokiem skierowali się w naszą stronę. Mama biegła i wołała już z daleka. - Córeczko! Kochanie! Podbiegła do mnie i wtuliła mnie w siebie. Czułam się tak dobrze i bezpiecznie w objęciach mamy. - Kochanie, jak się czujesz? Co cię boli? Co się właściwie stało i jak? – zadawała mnóstwo pytań. Miałam to po niej. Zdolność do zamęczania ludzi pytaniami. - Chyba mam złamaną nogę. - Jak to się stało? – spytał ojciec, który też już podszedł do mnie i zaczął oglądać moją nogę. - Biegłam przed siebie, potknęłam się i upadłam. - Ale jak to się stało, że znalazłaś się w tej dzielnicy? – pytał patrząc to na mnie to na panią Dorotę stojącą obok. Był jak zawsze elegancki. Na każdym kroku musiał pokazywać swoją klasę społeczną. - Nie wiem tatku – odparłam. Biegłam szybko przed siebie nie myśląc o niczym. - Dobrze. Porozmawiamy o tym później w domu. Teraz musimy jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Twoją nogę musi obejrzeć lekarz – oświadczył tato i zwrócił się do pani Doroty. - Jesteśmy pani bardzo wdzięczni za pomoc okazaną naszej córce. Doceniamy to co pani zrobiła – mówiąc to wyciągnął z kieszeni marynarki grubą kopertę. - Proszę to przyjąć – rzekł do kobiety. To mały prezent za pani pomoc. Wręczył pani Dorocie zieloną kopertę z pieniędzmi. - Ależ proszę to zabrać. Nie wezmę tej koperty – powiedziała pani Dorota oburzona zachowaniem mojego ojca. - Należy się pani – ojciec nie ustępował. - Naprawdę nie chcę pieniędzy za to, że pomogłam dziewczynce. Na moim miejscu każdy zrobiłby to samo. - Nalegam jednak, żeby pani je przyjęła. Przydadzą się pani – mówił ojciec. - Proszę przestać mnie obrażać. Już mówiłam, że nie przyjmę tej koperty. Radziłabym państwu już jechać do szpitala, bo teraz najważniejsza jest noga państwa córki a nie wciskanie mi tej koperty – ostro oświadczyła pani Dorota. Zaimponowało mi to. Dała ojcu słuszną nauczkę. Należało mu się. Myślał, że wszystkich i wszystko można kupić. - Ma pani rację – tym razem odezwała się mama, która wcześniej milczała i pozwalała jak zawsze ojcu przejmować inicjatywę. – Teraz najważniejsza jest noga Julci. Jedziemy natychmiast do szpitala. Spojrzałam na ojca. Miał złą minę, nie poszło po jego myśli. Schował kopertę z powrotem do kieszeni marynarki. Myślał, że zapłaci biednej kobiecie za pomoc okazaną jego dziecku i będzie pięknie. Będzie mógł przez najbliższe kilka miesięcy mówić o tym kolegom na zebraniach zarządu. A tu nic z tego. - Tak jest. Jedziemy do szpitala. - Dziękujemy pani jeszcze raz. - Dziękuję pani bardzo, pani Doroto – powiedziałam. - Powodzenia moje dziecko – odpowiedziała pani Dorota. Ojciec wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. Kwadrans potem byłam już w szpitalu, gdzie zajmowali się moja nogą. Przez całą drogę rodzice wypytywali mnie jak się znalazłam w tej części miasta. Nie powiedziałam im prawdy o tym co zrobiły mi koleżanki Laury, bo nigdy by mi tego nie darowały. Jednak musiałam coś wymyśleć. Tato był bardzo podejrzliwy. Powiedziałam, że pod szkołą zaczepiła mnie grupa chłopaków, którzy chcieli ode mnie pieniądze. Przestraszyłam się i zaczęłam uciekać. Oni mnie gonili więc biegłam coraz szybciej i szybciej przed siebie bez opamiętania. W szpitalu włożyli mi nogę w gips i kazali nosić przez sześć tygodni. - Narobiłaś nam strachu córko – odparł ojciec podczas spóźnionej kolacji. - Co to za kobieta, która cię zauważyła? – zapytała mama. - Mieszka za parkiem. Pracuje w sklepie. Właśnie wracała z pracy do domu, gdy mnie zobaczyła. - Dobrze się stało, że cię zobaczyła i podeszła do ciebie. Zaopiekowała się tobą, dobra z niej kobieta – odparła moja mama. - I bardzo miła – dodałam. - Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło – dodał ojciec. – Nie myśl już o tym córko. To było przykre dla ciebie. - Ale poznałam bardzo sympatyczną kobietę, trochę rozmawiałyśmy. - Zapomnij o dzisiejszym zdarzeniu, zapomnij o niej – odezwał się ojciec. - Dlaczego? – spytałam. - Bo to nie są ludzie z naszego otoczenia i naszej klasy społecznej. - Tato ta kobieta mi pomogła. - Podziękowaliśmy jej. Chciałem jej ofiarować pewną kwotę pieniędzy, lecz uniosła się honorem i nie przyjęła. - Dlaczego ty wszystko sprowadzasz do pieniędzy? - Dość! Nie będę tego słuchał. Masz zapomnieć o tej kobiecie i o tym, że w ogóle tam byłaś. - Chciałabym ją kiedyś odwiedzić. - Co ty wygadujesz? Zwariowałaś! – ojciec wyglądał na zdenerwowanego. - Nigdy więcej nie znajdziesz się w tamtej okolicy. Zapamiętaj to sobie. Nigdy! Rozumiesz? - Między wami jest wielka różnica. Ty jesteś bogata, a ona biedna. - Tato nie oceniaj w ten sposób ludzi. - Nie będziesz mnie pouczać i mówić mi co mam robić. - Ale ja chciałabym jeszcze kiedyś się z nią spotkać. - Dość już tego. Powiedziałem nigdy więcej tam nie pojedziesz. - A teraz idź spać, bo jest już późno. Byłam zła na niego. Zawsze taki sam. Zgrywający się bogaty pan, a mama jak zwykle nic nie powiedziała. Nie odezwała się ani jednym słowem. Bała się przeciwstawić ojcu. Poszłam do pokoju opierając się na kulach, które będą mi towarzyszyły przez najbliższe sześć tygodni. Leżałam w łóżku i myślałam o tej kobiecie. Co ona teraz robi? Zastanawiałam się też, czy moje siostra wie o wszystkim. O tym co mi zrobiły jej koleżanki z klasy i że to one przyczyniły się do tego wypadku. Laura nie wyszła ze swojego pokoju ani na chwilę, gdy przyjechaliśmy ze szpitala, ani potem też nie przybiegła do mojego pokoju jak miała w zwyczaju to czynić. Siedzi w swoim pokoju i nie wychyla nosa. Zastanawiało mnie to trochę. Zmęczona wrażeniami dzisiejszego dnia nie wiedziałam kiedy zasnęłam i spałam aż do białego rana. Do szkoły nie chodziłam przez pierwszy tydzień. Rodzice zdecydowali, że tak będzie lepiej. Codziennie po lekcjach przychodziła do mnie Kamila i przynosiła mi lekcje oraz najświeższe wieści ze szkoły. Parę razy odwiedziła mnie też Paulina. Dowiedziałam się od niej, że Krystian bardzo się zmartwił tym co usłyszał. To znaczy chodzi o nogę, bo o tym, co zrobiły mi dziewczyny z klasy Laury i że to przez nie, nikt nie wie. Zabroniłam o tym mówić. Nie chcę do tego wracać. Druga sprawa, naprawdę się bałam ich pogróżek. Stało się jak chciałam. Nikt nie wiedział co wydarzyło się tamtego feralnego dnia w szatni oprócz oczywiście Pauliny i Kamili oraz sprawczyń tych wydarzeń. Krystian chciał nawet do mnie zadzwonić, ale nie pozwoliłam dziewczynom dać mu numeru mojej komórki. Na domowy też nie dzwonił. Nie chciałam z nim rozmawiać ani pokazywać mu się w tym stanie chociaż na razie. Wiedziałam jednak, że ten dzień i tak kiedyś nastąpi i że w końcu będę musiała stawić czoła i jemu i koleżankom Laury, które wtedy zaatakowały mnie w szatni. Jeżeli chodzi natomiast o koleżanki z klasy Laury to zachowywały się normalnie jak gdyby nic się nie stało. Chodziły po szkole zawsze wystrojone i dumne jak paw. Z moją siostrą też niewiele rozmawiałam. Ona udawała, że ma dużo zajęć i nie ma czasu na rozmowę ze mną. Nie przychodziła do mojego pokoju. Spotykałyśmy się tylko w jadalni podczas posiłków. Czułam, że ona może znać prawdę. Przez ten tydzień nie porozmawiała ze mną na ten temat ani razu i nie spytała jak się czuje i jak noga. Z moją nogą było coraz lepiej. Poruszałam się sprawniej i kule nie stanowiły dla mnie już problemu. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |