DRUKUJ

 

Choroba

Publikacja:

 03-06-08

Autor:

 milciu
...Lisa chciała być zdrowa... Tak bardzo nie chciała zachorować... Od lat każdego ranka zaraz po przebudzeniu biegła do pobliskiego kościoła i głośno modliła się do Boga aby nie zachorować... Chora była cała jej rodzina. Rodzina którą była dla niej jej matka i dwie starsze siostry. Taty nigdy nie miała, a przynajmniej tak mówiła jej matka, której zresztą wcale tak bardzo nie kochała. W głębi serca brakowało jej taty i zawsze z zazdrością patrzyła jak jej rówieśniczki szły ulicą trzymając za rękę dumnego pana o promiennym uśmiechu. Dlatego dumnego, że ściskał za rączkę swoją małą córeczkę, jedyną i niepowtarzalną.
W domu Lisa nie była otaczana prawdziwą troską ani uwagą. Fakt, nie mogła narzekać, że czegoś jej brakowało. Dostawała jedzenie trzy razy dziennie, które czasem nawet było ciepłe. Raz w miesiącu najstarsza siostra zabierała ją na miejski targ, gdzie pozwalała jej wybrać sobie jedną rzecz, na którą miała najbardziej ochotę i kupowała jej ją. Jednak były to drobiazgi, głównie słodycze. Raz Lisa mogła sobie nawet wybrać całe opakowanie cukierków. Schowała je w nocy pod łóżko i codziennie zjadała tylko jednego...
Lise przerażała myśl, że obie siostry i matka są chore, bardzo chore... A ona tak bardzo nie chciała zachorować... Tak bardzo... Matka od dwóch lat leżała w łóżku prawie z niego nie wstając, ponieważ choroba skrajnie ją wycieńczyła. Była umierająca. Na jej twarzy odciski zostawiły wszystkie trudy życia. Jej smutne, szare oczy, głęboko zatopione w oczodołach, były już częściej zamknięte niż otwarte...
Niestety najczarniejszy sen Lisy spełnił się... Zachorowała... Stało się to w dniu gdy matka została przykuta do łóżka... Starsze siostry ubrały wtedy Lise w króciutką czerwoną sukienkę w której chodziła wcześniej matka, zaplotły jej włosy, umalowały jej usta i oczy... i kazały iść tam gdzie zawsze wieczorem podążała matka... i Lisa poszła... W stroju który znacznie krępował jej ruchy, stanęła pierwszy raz na rogu ulic niedaleko wejścia do portu... Gdy zobaczyła, że jakiś marynarz zwrócił na nią wzrok i skierował się w jej kierunku w jej oczach widać było łzy...Bała się... Stało się... Była chora... Chorowała aby utrzymać dom, aby mieć co jeść, aby mieć gdzie spać.
Lisa była bardzo samotna. Rzadko kiedy widziała słońce w pełnym blasku. Przeważnie spała od rana do późnego popołudnia, potem ubierała się w swoją czerwoną sukienkę, malowała usta różową pomadką i szła na róg ulic, aby do rana zarabiać na chleb. Czasami gdy nad ranem wracała do domu przystawała przy nadmorskim bulwarze łapczywie obejmując i przytulając się do żelaznych latarń. Ale były one zimne i nie odwzajemniały uścisku. Lisa modliła się w duchu aby stał się cud i aby choć jedna uliczna latarnia którą tak gorąco obejmowała i przytulała zamieniła się w człowieka, w jej przyjaciela, który weźmie ją za rękę i razem pójdą do domu. Brakowało jej zwykłego gestu ludzkości, zwykłego dotknięcia ręki ręką. Choć żyła wśród ludzi, była samotna jak by żyła w nieprzebytym lesie, albo w górskiej pieczarze. Ludzie idący po bulwarze ze zdziwieniem patrzyli na młodą prostytutkę obejmującą żelazne kikuty zwieńczone lampami o bladych, chorowitych światełkach i z litości odwracali wzrok udając, że nie widzą. A Lisa mechanicznie co wieczór chodziła na swój róg ulic i zarabiała na życie. Już wszystko jej zobojętniało. Już było jej wszystko jedno, gdzie, kiedy, z kim, za ile, co. Wracając co rano do domu, zhańbiona, poniżona, brudna i zmęczona za każdym razem przechodziła przez bulwar z żelaznymi latarniami i za każdym razem przytulała się do jednej z nich z nadzieją, że nagle poczuje od niej ciepło, poczuje jej delikatny ciepły i czuły dotyk. Jednak co rano spotykało ją to samo rozczarowanie, zawsze dotykała zimnego, nieczułego żelaza...
Wiedziała, że nigdy nie znajdzie przyjaciela, nikt się w niej nie zakocha, wiedziała to wszystko i była pewna, ponieważ sprzedawała swe ciało a nie znała nikogo kto chciałby zakochać się w kimś takim... pewnego wieczoru gdy siadła na chwile na brudnym chodniku aby odpocząć, przymknęła na chwile oczy... Nagle jej ciało przeszedł dreszcz. Dreszcz jakiego w życiu jeszcze nie czuła... Na swojej dłoni poczuła delikatny dotyk... Otworzyła oczy i zobaczyła człowieka... Mężczyznę... Nawet nie patrzyła na jego urodę, nie to było najważniejsze, a to, że nikt nigdy jej tak nie trzymał za rękę... -Proszę, daj mi pić- powiedział głos do którego należała trzymająca ją dłoń... Lise nagle ogarnęło dziwne uczucie. "Oto tu na środku ulicy, po środku tego strasznego lasu pełnego dzikiej zwierzyny wziął mnie ktoś za rękę, tak zwyczajnie, i jak gdyby nic poprosił mnie o szklankę wody, jakby nie widział, że jestem chora, jakby nie wiedział kim jestem..." Ścisnęła go mocniej za rękę i poprowadziła go przez zatłoczoną i gwarną ulicę w stronę jej domu z zamiarem spełnienia jego prośby... Przez ten czas jak tak szli przez miasto, a trwało to może piętnaście minut, była najszczęśliwsza na świecie, w końcu wiedziała, że warto było żyć tyle lat dla tej jednej chwili... Gdy dochodzili do jej domu zdobywając się na odwagę niepewnie spytała... -Czy mógłbyś ze mną zostać na dłużej?- i utkwiła wzrok w jego twarzy czekając na odpowiedz... -A chciałabyś mieć przy sobie kogoś takiego jak ja...Bo ja jestem ślepy od urodzenia... Nic nie widzę...- Lisa zaniemówiła... Do jej uszu dotarł głośny śmiech ulicznych latarń... Puściła jego dłoń i pobiegła przed siebie... Pobiegła do ciemnego portu, po drodze zdzierając z siebie ciasną sukienkę...
... Następnego dnia nikt nie stał na jednym z rogów ulic... Ale obok na chodniku siedział cierpliwie, jakby na kogoś czekając młody mężczyzna, nienaturalnie patrząc się na jasne słońce, jakby w ogóle go nie widział, jakby był niewidomy... Siedział tak i czekał dzień, tydzień, miesiąc, rok, dziesięć lat, całe życie.....


Data:

 08.czerwiec.2003

Podpis:

 milciu

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=44

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl