![]() |
|||||||||
Rozdział 1 - Lily Luna |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Drzwi powozu otworzyły się. Przed nimi stał Alberth. Wyciągnął rękę w stronę Elizabeth, by pomóc jej wysiąść. -Sama dam sobie radę-powiedziała zgryźliwie w stronę chłopca. Czując się urażony, odszedł od niej i pomaszerował w stronę jej rodziców, prawiąc komplementy jej matce. "Idiota" pomyślała z irytacją o Alberth'cie. Doszli do zamku. Elizabeth uwielbiała ten ogród naokoło niego. Kochała wprost kwiaty. Teraz przechodzili obok sadzawki, na około której, rosły śnieżnobiałe brzozy. Westchnęła z zachwytu, jak to miała w zwyczaju. -Ta Elizabeth-dało się słyszeć głos jej matki.-Jest taka niedecydowana. To w końcu jeszcze dziecko. Ale musi pomyśleć o małżeństwie przecież. "Ja jej zaraz pomyśle. Dziecko? To po prostu niedoczekanie". Weszli do pałacu, Elizabeth była przyzwyczajona do jego widoku. -Witajcie kochani!-rozległ się głos królowej.-Elizabeth, jak Ty ślicznie wyglądasz! Dziewczyna zarumieniła się. Nigdy nie usłyszała komplementu od królowej. Z tego zakłopotania wyrwała ją Lily Luna, która właśnie z wielkim pośpiechem biegła w jej kierunku. -Kochanie jak ślicznie wyglądasz!-krzyczała z daleka Lily. -Miło Cię widzieć Lily-powiedziała Elizabeth uradowana widokiem przyjaciółki. -To my już idziemy-powiedziała Lily do zgromadzonych, oznajmiając im, że opuszczają ich towarzystwo. Wyszły do ogrodu. Elizabeth otworzyła parasolkę, by słońce zbytnio jej nie grzało. -Dziękuję, że mnie z tam tond zabrałaś-powiedziała po chwili do rudowłosej dziewczyny. Tamta zaśmiała się. -Przecież wiem, jaka jest Twoja matka-mówiła.-Nadal pamiętam te listy. Elizabeth posępniała. -Wczoraj znalazłam następne od tego Francuza. Lily Luna wytrzeszczyła na nią oczy. -Trzeba coś z tym zrobić-powiedziała słabym głosem.-Twój ojciec nie zasługuje na takie traktowanie! Elizabeth zaczęła nerwowo szukać czegoś w torbie. -Wiem Lily, wiem-mówiła.-Mam tu jeden z tych listów. I wyjmując kawałek pergaminu z torebki zaczęła czytać. Kochana Kathrin! Tak bardzo za Tobą tęsknię. Ciągle wspominam tamte upalne dni w Paryżu. Dlaczego nie możemy być razem? Przecież obiecałaś mi, że porzucisz męża, i zabierzesz z sobą córkę do mnie, do Paryża. I co? Minął już rok, a Ty Kochanie tylko piszesz do mnie listy dwa razy w tygodniu. Zrozum, że znów chcę Cię dotknąć. Poczuć smak Twoich ust. Moje serce wyrywa się, tam, do Ciebie do Londynu. Nie pozwól bym kochał Cię tylko w snach. Gdy czułe Twe imię brzęczy w moich uszach, a oczy krążą we łzach. Kathrin, również Cię kocham ale... -I tutaj list się kończy-powiedziała Elizabeth unosząc oczy.-Nie mogłam znaleźć drugiej części. Lily stała jak osłupiała. -Ona chciała Cię zabrać z Londynu. Elizabeth spojrzała na przyjaciółkę. -Wiem Lily Luno, wiem-powiedziała słabo.-Ale ja bym nie pojechała nigdzie bez Ciebie. Córka królowej spoglądała na nią z wdzięcznością szepcząc ciche "Dziękuję". -Nie wygłupiaj się-powiedziała rozbawiona Elizabeth.-Czuję się tak, jak byś była moją siostrą. Lily miała łzy w oczach. Przytuliły się szczęśliwe, że mogą teraz tu stać i rozmawiać. -Elizabeth...-zaczęła nieśmiało.-Nie powiedziałam jeszcze nikomu o tym. Po tych słowach pokazała Elizabeth srebrny pierścionek na palcu. -Kochanie!-krzyknęła zszokowana dziewczyna.-Kiedy? Lily Luna zaczęła się śmiać. -Wczoraj, przy tej sadzawce. Elizabeth smutnym wzrokiem ogarnęła sadzawkę. -Ty masz życie-westchnęła. Lily poklepała ją lekko. -Wiem. Moi bracia to idioci-parsknęła. Wybuchły śmiechem. W dobrych humorach, szły ścieżką pośród drzew, nie wiedząc, że ktoś je podsłuchuje... |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |