Ocean wiedzy i poznania |
|||||||||
|
|||||||||
Ocean wiedzy i poznania Statek zawinął do portu A ja zszedłem na ziemię Mimo że port był mi dobrze znany To jednak po raz kolejny czułem się tu obco Tłum ludzi jak zwykle wzbudzał we mnie irytację Zamierzałem jak najszybciej zaopatrzyć się w prowiant I wracać na dobrze mi znane oceany wiedzy i poznania Tam moje serce żyło a płuca wciągały wciąż nieprzerwanie świeże powietrze Morska bryza chłodziła rozpalone myślami czoło Postanowiłem coś zjeść w dobrze mi znanej tawernie Nowe miejsca zamiast ciekawić, wzbudzały we mnie niechęć i rezygnację Mężczyźni wciąż zajęci zdobywaniem cudzych serc, które wciąż pękały I krwawiły zalewane morzem (nie tym które ja ukochałem) łez Kobiety, które w swej naiwności wciąż wierzyły że ten jedyny wybraniec Który będzie z nimi do końca ich dni (tylko jedna noc właściwie przed nimi) I dzieci, które w akcie stworzenia dadzą rodzinę (znów kobieta zostaje sama z dwójką dzieci, właściwie bez środków do życia) ciężka praca za którą ktoś znów nie otrzyma wynagrodzenia nóż, który przebije serce w akcie zawiści Bo przecież jeżeli ktoś ma dużo i nie potrafi tym się dzielić, musi zginąć Sprawiedliwość! Dlaczego tak nienawidzę słów? Choć staram się je rozumieć Może dlatego że zatraciły swój pierwotny sens A może tak naprawdę nikt ich nie rozumie? Zwykły bełkot jest jedyną formą komunikacji Zasiadam za ławą i zamawiam coś do jedzenia i picia Zaraz pojawia się kobieta i jawnie proponuje płatną miłość Uśmiechając się przy tym zalotnie Lecz jej uśmiech jest tylko karykaturą, która napawa mnie obrzydzeniem Wiecznie w upodleniu, poniżeniu i wiecznym bólu Ciągle kogoś tracąc A wszystko to schowane za maską pudru i tuszu Który wszak mężczyzna zainteresowałby się zwykłą chłopką? Zawsze lubiłem przyglądać się kobietom, wyobrażając sobie że to boginie, które zstąpiły z nieba I zaślepiły nas swym blaskiem, odbierając nam zdrowy rozsądek i rozum właściwie Ileż to z nas utonęło w ich ramionach, zasypiając, a potem budząc się obdarci z uczuć i wiary Raz utracona, Już nigdy więcej Powtarzając Rozmowa z nimi zawsze kulała i utykała już po pierwszej minucie Nie zdolne do zrozumienia subtelności pomiędzy słowem: kocham a kochać jedno słowo a dwa różne znaczenia, czy to coś zmienia? Trzeba wciąż szukać, odwiedzać miejsca, pytać ludzi i wciąż czytać gdzie też jest ona Kto szuka ten znajdzie A kto błądzi... niekoniecznie przecież musi odnaleźć drogę Tę właściwą Zatrzymałem się by zaczerpnąć tchu, wszak ciągłe siedzenie w księgach bardziej meczy nogi Usiadła koło mnie, zagadnęła, nawiązała się krótka rozmowa Zaprosiła do siebie na grzańca, wszak chłód nocy przeszywał do szpiku kości Zaczęliśmy rozmowę, po chwili z bliżej nieokreślonej przyczyny byliśmy złączeni w miłosnym uścisku Zapadliśmy w siebie i na chwilę zapomnieliśmy o samotności, która wypalała nas Jakże człowiek jest słaby, jakże ułomny, jakże marny Wciąż szukamy uczucia, tego prawdziwego A karmimy się jakimiś resztkami Choć przecież wszystko co wielkie i niezwykłe nie rodzi się w chwili A rośnie i powstaje wiekami by dopiero po tym czasie oczarować swą niepowtarzalnością i pięknem By coś budować, trzeba mieć plany i budulec A to wszystko trzeba zdobyć z takim przecież trudem i mozołem |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |