DRUKUJ

 

Za oknem deszcz...

Publikacja:

 09-04-09

Autor:

 xMarcelinax
Elizabeth obudziła się. Przyjęcie już się skończyło, a ona leżała w jednej z królewskich sypialni. Wielki pokój, pomalowany na zielono.
"Zapewne urządzała go Lily" - pomyślała brunetka. Na ziemi był różowo-biały, puszysty dywan. Ona leżała w wielkim łóżku z różowymi
zasłonami. Jej pościel była bardzo ciepła, a jak się domyśliła, nakrycie jej było wykonane z zielonego jedwabiu. Pociągnęła za złoty
sznur obok łózka a kotary odsłoniły się. Za oknem padało. Było szaro i buro. Deszcz swoimi kropelkami dudnił w szyby. Wiatr dął
niemiłosiernie. Drzewa uginały się pod jego naciskiem. Pokój, który wyglądał jak z bajki, jeszcze piękniej wyglądał, gdy za oknem było
szaro. Eliza lubiła takie kontrasty. Jej matka zawsze sądziła, że jest pod tym kontem dziwna. Ojciec nie wypowiadał się na ten temat.
Rzadko bywał w domu. Ciągle musiał wyjeżdżać do innych państw. Zostawiał ją skazaną na łaskę i niełaskę tej kobiety. Te myśli nie
wprawiły jej w dobry humor. Wręcz przeciwnie. Stała się pochmurna i smutna jak pogoda za oknem. Usiadła i złapała się za kolana.
Tak bardzo pragnęła miłości, ciepła. Ojciec jej je dawał jak był. A zazwyczaj go nie było. Matka była wredną krowa, która nie myślała
o jej dobrze, tylko swoim. Nie miała tak naprawdę nikogo, prócz Lily. Ona starała się być zawsze. Ale przecież to była młoda królowa.
Niedługo miała się żenić. Ma mnóstwo obowiązków, ledwo znajduje czas. Traktowały się jak siostry. Kiedy jedna miała problem, druga
starała jej się pomóc ze wszystkich sił. I na odwrót. Jednak przecież nadejdzie taki dzień, kiedy będą musiały się rozstać. Ona zostanie
sama, a jej przyjaciółka założy rodzinę, będzie mieć męża, i gromadkę rudzielcowatych dzieci, które będzie bawić. A ona zostanie sama.
Całkiem sama. Schowała głowę w kolana i zapłakała cicho. nie chciała zostać sama. W ten przypomniała sobie, o wczorajszym przyjęciu.
Przypomniały jej się jego oczy. Jego dotyk. Jak razem tańczyli, a on miał ją w swoich objęciach. I nagle cały sen prysnął przez Albertha.
Kazał jej przyjść na piedestał i publicznie poprosił ja o rękę, a ona zemdlała. Cały sen tego wieczoru prysnął jak bańka mydlana. Pozostała
jej tylko zielona sukienka, wspomnienie i marzenia. Nawet jeśli by za niego wyszła, to i tak by była sama. Nie kochała go. Teraz czuła
to o wiele wyraźniej niż wcześniej. Z jej oczu spłynęła samotna łza. Powoli ściekała po policzku, aż spadła w pościel. Wytarła łzy ręką
i powoli wstała. Wyszła z rozgrzanego łóżka i poczuła chłód. W zamku było zimno. Przeciągnęła się a kości w kręgosłupie strzeliły jej.
Wzdrygnęła się. Zarzuciła na siebie aksamitny szlafrok i powoli wyszła z pokoju. Rozejrzała się. W około nie było żadnej żywej duszy.
Szła powoli korytarzem. Doszła do tak bardzo znanych jej drzwi, w innym odcieniu brązu. Zapukała lekko i weszła. Przekroczywszy
próg już żałowała, że to zrobiła. Nigdy by się tego nie spodziewała. To był dla niej tak wielki cios. Wiedziała, że kiedyś ja straci, ale nie
sądziła, że nastanie to tak szybko. Na łóżku, nie było kołdry. Leżała bezwiednie na podłodze. Oni byli nadzy. Ich ubrania leżały w rogu
jej pokoju. Ona leżała na krawędzi łózka a on na niej. Elizabeth miała przerażoną minę, a jej oczy zaszły łzami. On oddychał ciężko i
głośno a ona lekko piszczała. Zauważyła ją i chciała wstać, jednak ona nadal ja całował i ona pozwoliła mu na to. Wyszła z pokoju Lil z
obrzydzeniem na twarzy. "Zawsze mówiła, że jak ma to zrobić to po ślubie!"- pomyślała buntując się. To, co oni robili było okropne.
Teraz widziała, że już jest sama. Nie miała nikogo, kto by mógł ją pocieszyć, przytulić. Ona wybrała jego. Nie winiła ją za to. Każdy
ma prawo do miłości, a skoro ona nie miała tego szczęścia i nie mogła wybrać to cóż. Pech. Właśnie miała skręcić w swój korytarz, gdy
zza niego wyszedł on. Wysoki blondyn o zielonych oczach. Toń jego oczu wprost pochłaniała ją. Wpadli na siebie. Dziewczynę lekko
odepchnęło do tyłu po tym starciu. Złapał ja za rękę, żeby nie uderzyła w poręcz schodów i przypadkiem przez nie nie wyleciała.
To ciepło. Od jej ręki rozchodziło się po całym ciele. Patrzyli na siebie w milczeniu. Nie potrzebowała słów. Mogła by się w niego
wpatrywać przez wieki. Jednak jak zawsze w najmniej odpowiednim momencie zjawił się on. Zawsze on! Nigdy nie mogli pobyć razem
sam na sam bo przyszedł Alberth! Podszedł do niej, objął ją i pocałował. Nie chciała tego! Chciała się uwolnić, jednak on się do niej
przyssał. Ukradkiem spojrzała na Jamesa. Jego twarz zbladła. Tamten ją puścił.
-Cześć kochanie-uśmiechnął się do niej szarmancko i poprawił włosy.
Elizabeth skrzywiła się. Mizdrzył się jak panienka. Całą swoją nienawiść przeznaczyła na niego. Nic nie odpowiedziała. Teraz zwrócił się
do Jamesa.
-Wiesz kuzynie, że Anglia wypowiedziała wojnę Włochom?-zagadnął z dumą.
Chłopak zrobił wielkie oczy. ni to z przerażenia, ni to ze zdziwienia.
-Doprawdy?-zapytał zaciekawiony.-Kiedy? Jakoś wczoraj na przyjęciu nic o tym nie słyszałem.
Eliza stała i patrzyła na nich w otępieniu. Wojna? Toż przecież to jakieś bzdury są!
-Ojciec nic nie wspominał mi o tym-powiedziała odważnie.
Tamci spojrzeli na nią. James rzucił jej ulotne spojrzenie, jednak to Alberth odpowiedział:
-Zapomniał bym. Twoja matka, jak że cudowna kobieta, kazała mi cię po śniadaniu odwieźć do domu. Co się tyczy Twojego ojca...
Zawahał się. Spojrzała na niego unosząc brew.
-Twój ojciec z rana wyjechał na front-dokończył niepewnie.-Kazał mi to przekazać.
Wręczył jej list. Drżącymi rękoma zaczęła go otwierać. Wyjęła z niego pergamin, na którym było napisane tak:


8maja 1678roku, Rzym

Droga i Kochana Elizabeth!


Wybacz, że tak bez uprzedzenia wyjechałem. Nie chciałem Cię niepokoić. Wiem, że teraz masz dużo spraw na głowię. Ciesze się, że
znalazłaś takiego narzeczonego jak Alberth. Matka wspomniała mi, że zgodziłaś się zostać jego żoną. Tak się wprost cieszę córeczko, że
nie potrafię Ci tego opisać. Zasługujesz, na kogoś, kto by cię kochał tak mocno, jak on. To jest dobry chłopak. Bardzo się poświęca dla
dobra kraju. A będąc przy dobrze kraju... Rozumiem, że jeśli czytasz ten list, to już się dowiedziałaś. Nie chciałem wyjeżdżać tak bez
pożegnania, jednak matka stwierdziła, że tak będzie lepiej i dla Ciebie, i dla mnie. Jak wiesz już zapewne, Anglia wypowiedziała wojnę
Włochom. Nie powinnaś się tym przyjmować. To nic poważnego. Ta bitwa skończy się najdłużej za parę miesięcy. Król Włoch Euzebiusz
po prostu jest zbyt próżny, i nie widzi potęgi naszej królowej. Powstał mały spór i tak wybuchnęła wojna. Nawet nie wiem, czy zasługuje
to na miano wojny. Zmieciemy ich w pierwszym boju jutro o 6 rano. Królowa dała mi do dyspozycji armię 10-cio tysięczną. Stanę na jej
czelę, by poprowadzić nas do zwycięstwa. Jestem taki dumny. Od dawna o tym marzyłem. Było to marzenie, do którego dążyłem od zawszę.
Teraz mogło się spełnić. Zrozum, że musiałem wyjechać. Wierzę również, że nie postanowisz z Alberthem tak szybko się żenić, bo chciał
bym zobaczyć ślub mojej jedynej córki. Pamiętaj, że gdziekolwiek jestem, zawszę myślami i sercem będę z Tobą córciu. Kocham Cię.
Opiekuj się mamą. wiem, że ostatnio nie miałyście ze sobą zbyt dobrych kontaktów. Jednak liczę, że zrozumiesz na tyle tą sytuację, że
postanowisz pogodzić się z matką. Już za Wami tęsknię. Tutaj, gdzie jestem jest zupełnie inaczej, niż u Nas w Anglii. Ludzie chodzą w
obdartych łachmanach i proszą nas o litość. Jeden z cywili zastrzelił jednego z tych biedaków i od tamtej pory boją się nas. Jest okropnie.
Nigdy bym się nie spodziewał takiego widoku. Pomimo, że ciałem jestem tu to myślami u Ciebie i Cathrin... Postaram się wrócić jak najszybciej!
Nie martw się o mnie, bo wszystko będzie dobrze! Pozdrów wszystkich...

Ściskam i całuję
Tata


Nie mogła uwierzyć w to, co przeczytała. Czy życie chce ją zostawić samą? Najpierw Lily Luna, teraz ojciec... To wszystko ja przerastało.
Miała już dość. Jednak trzymała się. Przecież tata wróci, i będą szczęśliwi! Cały świat znów będzie pogodny... Pomimo takich myśli,
rozpłakała się. Zaczęła wycierać łzy, jednak one uparcie wciąż się sączyły z jej oczu. Było jej zimno i stała tak a Alberth i James patrzyli
się na nią. Nagle blondyn zrobił jeden nieśmiały ruch i otarł jej łzy.
-Nie płacz-powiedział łagodnie.-To wszystko szybko ucichnie i Twój ojciec znów wróci. Teraz uśmiechnij się tak, jak uśmiechałaś się
do mnie wczoraj.
Al zrobił wściekłą minę bo przecież jak jego narzeczona, mogła się uśmiechać do jego kuzyna! ale nic nie powiedział. Ona spojrzała
mu tylko w oczy i ujrzała w nich smutek. Nie wiedziała, czy to był smutek przez nią spowodowany. Spuściła oczy i zaczęła iść do swojej komnaty.
Pośpiesznie ubrała się i zaczęła wychodzić.
-co ty robisz?-zapytał Al gdy stanęła przy wyjściu.-Odwiozę cię!
Chciała mu powiedzieć, żeby się odczepił, jednak ie zrobiła tego.
-Przejdę się!
Wyszła na dwór. Wichura nadal trwała. Od razu zmokła. Włosy posklejały się i opadały jej na twarz. Przeszła przez bramę królewską
i zaczęła biec drogą do domu. "Tato dlaczego?!"-pomyślała płacząc.

Data:

 piątek, 30 maja 2008 17:12:16

Podpis:

 Moullin

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=52758

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl