DRUKUJ

 

W mieście spowitym całunem nocy

Publikacja:

 09-06-03

Autor:

 Eviee
Miasto ogarniała noc, gdy wyszła z pracy. Latarnie gęsto oświetlały puste ulice. Jak okiem sięgnąć nig-dzie nie dostrzegła żadnego przechodnia. Nie lękała się wracać do domu o tak późnej porze, bowiem zbyt często tak jej się układały godziny pracy. Ostatni autobus odjechał z przystanku i została zupełnie sama. Śmiało ruszyła w kierunku swojego mieszkania. Miasto znała od lat. Tu się urodziła i wychowała. Zaś dzielnica w której mieszkała zdawała się być najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Choć czasem może kogoś pobito lub okradziono, ale znała wszystkich złych ludzi ulicy – byli jej rówieśnikami.
Nagle w nocnej ciszy rozległ się tupot kilku biegnących ludzi. Mimowolnie odwróciła głowę i wyraźnie dostrzegła, że jeden uciekał, a dwóch go goniło. Kiedy przebiegli obok niej, z przerażaniem stwierdziła, iż są to nieznajome jak dotąd twarze. Drgnęła poruszona niespokojną myślą. Gdyby nawet wezwała pomocy nikt nie przybyłby na czas, aby udzielić jej ratunku. Wystraszona nie na żarty przyspieszyła kroku. Skręciła w pierwszą lepszą uliczkę i skryła się w zaułku, aby odczekać. Serce podeszło jej do gardła, gdy usłyszała szmer parę metrów obok. W chwilę potem ktoś położył dłoń na ramieniu dziewczyny. W tym samym czasie poczuła przykrą woń brudasa. Odwróciła głowę w jego kierunku i zobaczyła bezdomnego, zaniedbanego osobnika, który zamieszkał w kartonie leżącym nieopodal.
- Jesteś księżniczką w świecie smoków – zacytował bezdomny.
Wystraszona nie potrafiła zrozumieć o co chodziło w tym zwrocie. Bezdomny spoglądał na nią niewidzą-cym wzrokiem. Gwałtownie wstała i wyszła z zaułka. Idąc ulicą wśród nocnych świateł kolejny raz usły-szała za sobą czyjeś kroki. Domyślając się, iż to brudas wyszedł za nią, zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Pragnęła jak najszybciej zamknąć za sobą drzwi mieszkania na klucz. Ale do domu miała przejść jeszcze kilka przecznic.
Nie spoglądając za siebie przyspieszyła kroku, olśniona nową myślą. Przecież ten bezdomny nie może iść tak równym krokiem utrzymując wciąż tę samą odległość za nią. Strach nie pozwolił spojrzeć za siebie. Mijały kolejne minuty, a kroki za nią utrzymały swą miarowość.
- Amy zaczekaj!
Usłyszawszy znajomy, miło brzmiący głos zatrzymała się i odwróciła. Przed nią stał jeden z wadno nie widzianych przyjaciół.
- Amy Allen – uśmiechnął się nadchodzący mężczyzna. – Nie byłem przekonany, że to ty.
Przypomniała sobie, że ów przyjaciel jakiś czas temu wyjechał do pracy za granicę.
Odetchnęła głęboko i spokojnie.
- Jake Decker. Kto by przypuszczał…
- Może uhonorujemy nasze spotkanie filiżanką kawy?
- Uhonorujemy? A cóż to za słowo?
Jake poruszył się niespokojnie.
- No wiesz co miałem na myśli.
- Wiesz – zawahała się – wierz mi, wolałabym cię spotkać jutro.
Jake pewnie objął ją ramieniem.
- Sama nie wiesz jak wiele może się zdarzyć do jutra.
Jego opanowanie, spokój z jakim mówił, zawsze wzbudzał zaufanie. Jego łagodny wyraz twarzy przeko-nał ją wreszcie, że stoi przed nią przyjaciel. Przyjaciel jakiego w tej chwili potrzebowała. W najgorszych obawach, nie przypuszczając jak tragicznie może skończyć się dla niej ta noc, ufnie pozwoliła poprowa-dzić się do miejsca, które wybrał.
Czasami naiwna Amy w swym zaufaniu do przyjaźni nigdy nie pomyślałaby jak wielce pieniądze potrafią zmienić człowieka. Nie wiedziała, po co wyjechał i czym się zajmował za granicą. Pamiętała dzień jego egzaminu na studiach medycznych, a potem mało płatną pracę w upadającej placówce zdrowia. Schowawszy się wcześniej w zaułu nie dostrzegła, iż zaparkował przy ulicy nowe Alfa Romeo GT.
Po kilkuset metrach doszli do nocnego klubu. Amy spojrzała w lustro po zdjęciu wierzchniej garderoby. Ciemne długie włosy miała w nieładzie, a migdałowe oczy nabrały dziwnego smutku. Jake jakby zauwa-żył coś dziwnego w jej spojrzeniu.
- Zaraz walniemy sobie coś na rozluźnienie i miną ci wszystkie smutki.
Zajęli miejsca przy stoliku na pustej sali. Za barem stał nowy barman, którego nigdy tu nie widziała. Po-nurym wzrokiem na nich spoglądał. Zupełnie jakby chciał powiedzieć, żeby już sobie poszli. Robił wra-żenie zwykłego barmana znudzonego pobytem w pracy.
Obserwowała jak Jake podszedł do bufetu i przez chwilę wymienił kilka spojrzeń z barmanem. Jednak przeżywają jeszcze pełne strachu chwile nie dostrzegła gestu, kiedy Jake wsunął barmanowi do ręki jakiś przedmiot.
Jake niosąc w dłoniach dwie szklanki z kolorowym płynem wrócił do stolika. Jakby z fałszywym zrozu-mieniem spoglądał na zasmuconą twarz dziewczyny. Amy nadal widziała w nim towarzysza zabaw i przyjaciela jakim zawsze wobec niej się okazywał. Jako jedyna z ich grona rówieśniczek potrafiła zrozu-mieć jego pochodzenie z biednej rodziny. Uważała, że nawet długi czas pobytu za granicą nie odmienił jego postępowania.
Zdawało jej się, że już na początku tego spotkania powinna mu powiedzieć o chłopaku z którym obecnie mieszka i który jest o nią chorobliwie zazdrosny, ale nie potrafiła tego zrobić.
- Co robiłeś tyle czasu za granicą? – zapytała dla podtrzymania rozmowy Amy.
- Pracowałem, pracowałem, pracowałem. Poznałem wielu ciekawych ludzi – przerwał spoglądając na jej do połowy pustą szklankę – oferujących pieniądze za dostarczenie bardzo rzadkiego i cennego towaru.
Amy nagle poczuła dziwny bezwład w swoim ciele.
***
Tymczasem Michael, chłopak Amy obudziwszy się późno w noc, nie dostrzegł obok siebie dziewczyny. Uniósł się nad posłaniem, zapalił papierosa, a następnie wstał i wyjrzał przez okno, jakby spodziewał się ją tam zobaczyć. Po czym sprawdził czy nie ma jej nigdzie w mieszkaniu, chwyciwszy w dłoń telefon komórkowy wybrał połączenie z Amy. Po kilku przeciągłych sygnałach usłyszał dźwięk poczty głosowej. Szybko nałożył ubranie i wybiegł przed blok. Chłód nocy pozwolił mu się lekko opamiętać. Zapalił ko-lejnego papierosa i spoglądał na ulicę przed sobą. Słyszał jak autobus, którym powinna przyjechać Amy odjechał godzinę wcześniej, ale usnął w oczekiwaniu na przyjście dziewczyny.
Teraz zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej Amy nie wsiadła do autobusu. W innym przypadku powinna znaleźć się w mieszkaniu po kilku minutach. Ale co się mogło stać? W pracy nie została dłużej na pewno – nie było takiej opcji. Przecież gdyby się coś stało, nie zważając na środek nocy, zadzwoniłaby do niego, żeby się nie niepokoił. Amy była rozsądną dziewczyną i nigdy nie zaniedbywała ludzi, na których jej zależało.
Miasto z Dia na dzień stawało się bardziej niebezpieczne. Gazety co dnia donosiły o nowych incydentach dokonywanych przez ludzi wychowanych na wypaczonych, dalekich od rzeczywistości, grach kompute-rowych i właśnie ci osobnicy poprzez swą brutalność usiłowali dowieść swoim możliwościom, wierząc w fałszywy obraz wirtualnej rzeczywistości, ze wszystko można zawsze cofnąć i spróbować ponownie.
Michale biegiem wrócił do mieszkania, przebrał się w swój mundur policjanta, a następnie szubko udał się na komendę policji. Tam wpadłszy zdyszany na dyżurkę, niedbale przyłożył dwa palce do skroni w odpowiedzi na gest podwładnego. Nakazał sprawdzić, czy nie zdażył się jakiś wypadek. Zniecierpliwiony czekał na odpowiedź. Choć minuty mijały jak godziny nie potrafił czekać. Udał się do swojego gabinetu, karząc wcześniej informować się o każdych zdarzeniach.
Nie opuszczało go dziwne przeczucie, które ktoś nazwał intuicją, że stało się coś przykrego w jego życiu i ma to związek z kimś mu bliskim.
***
- Kapitanie! Kapitanie!
Michael wyrwał się nagle ze snu nad biurkiem. Spojrzał przed siebie. W otworze wejściowym dostrzegł oficera dyżurnego.
- Kapitanie… - dyżurny zastanowił się przez chwilę. – Patrol znalazł na starym, wojskowym cmentarzu ciało młodej dziewczyny.
Michael zerwał się jak rażony gromem.
- Nie możemy jej zidentyfikować, gdyż nie znaleziono dokumentów.
- Samochód! – zawołał Michael.
Oficer wybiegł na korytarz i udał się do dyżurki. Michael wyszedł przed komendę, gdzie właśnie podje-chał radiowóz. Zajął miejsce na tylnym siedzeniu samochodu, który zawiózł go na miejsce przestępstwa. Czas płynął wolno, a podenerwowany Michael nie potrafił odegnać od siebie złych myśli. Jakiś we-wnętrzny głos podpowiadał, że na miejscu zdarzenia znajdzie ciało Amy.
Już z daleka dostrzegł kilka radiowozów, samochód prokuratora, oraz wóz zakładu pogrzebowego. Ra-diowóz nie zdążył się zatrzymać, gdy Michael biegł w kierunku zaniedbanego cmentarza. Gdzieś w cen-trum, pomiędzy grobami przechadzali się funkcjonariusze. Michael dobiegł tam w ciągu kilku sekund. Zatrzymał się gwałtownie i zakrył dłońmi twarz na widok zmasakrowanego ciała dziewczyny. Przez lata pracy w policji spotkał się wielokrotnie z ludzkimi zwłokami i żadne z nich nie spowodowały takiego uczucia, gdy widział szczątki ciała swojej dziewczyny, której wycięto narządy.
***
Amy siedziała niema. Obraz Jake’a coraz bardziej rozmazywał się w jej oczach.
- Gotowa – usłyszała głos barmana. – Zmywaj się z nią szybko, bo muszę włączyć na powrót kamerę.
Jake przerzucił przez ramię bezwładne ciało dziewczyny i wyszedł z baru. Tu już czekało jego dwóch kamratów w srebrnym Alfa Romeo GT. Ułożył dziewczynę na tylnym siedzeniu po czym wsiadł za kie-rownicę i nie zwracając na siebie uwagi, odjechał.
Po kilku minutach spokojnej jazdy zatrzymał samochód przed garażem wynajętego domu. Pilotem otwo-rzył wrota u zaparkował samochód w środku. W mieszkaniu wszystko czekało na „pacjenta”. Czyściutki stół operacyjny oraz kilka sterylnych pojemników wyłożonych lodem.
Na wpół przytomną dziewczynę ułożono na stole operacyjnym. W tym czasie „pan doktor” przebrał się do operacji.
Pomocnicy chirurga pozbawili pacjentkę ubrania, a na twarz założyli maskę tlenową.
Jake nie miał żadnych skrupułów. Może ruszyły go wyrzuty sumienia, ale okrągła suma a koncie tłumiła wszelkie uczucia. Sprawnym ruchem skalpela, co świadczyło o tym, iż dokonywał tego niejednokrotnie, pociął ciało ofiary.
Zepsuty przez chęć bogacenia się Jake bez znieczulenia spoglądał na płonące życiem wesołe oczy nie rozumiejącej niczego przyjaciółki. Znając ją od lat wiedział, że cieszy się dobrym zdrowiem, więc kiedy zobaczył ją na ulicy kilka godzin wcześniej dostrzegł w niej dawce potrzebnych narządów. Dawca musiał żyć w chwili usuwania organów, aby te łatwiej przyswoiły przeszczep.
Kiedy już pojemniki z lodem zostały wypełnione i zamknięte w pierwszej kolejności ułożono je w ba-gażniku Alfa Romeo GT Jake wsiadł do samochodu i odjechał w sobie tylko znane miejsce. Asystenci wrzucili zwłoki do busa i wywieźli w jakieś najmniej uczęszczane miejsce i zapewne załamany Michael długo szukałby wieści o narzeczonej, gdyby przypadkiem właśnie tego ranka nie postanowiono przywró-cić dawnego wyglądu opuszczonego cmentarza.
Ktoś kiedyś powiedział, że pieniądze nie wystarczą do pełni szczęścia, bo zdrowia za nie kupić nie moż-na, ale dzisiejsza rzeczywistość, oraz znieczulica, brak szacunku do istot żyjących, życia darowanego przez Boga, sprawia że nawet zdrowie można sobie kupić, jeśli tylko ma się pieniądze.

Data:

 luty 2009

Podpis:

 Kuro

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=54187

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl