Iskra |
|||||||||
|
|||||||||
Popatrzył w lustro. Widok nieładnej, okrągłej twarzy tym razem go ucieszył. Powoli zaczynał przyzwyczajać się do swego nowego wyglądu. I chociaż niekiedy tęsknił za bujnymi, kruczoczarnymi lokami, potężnie i proporcjonalnie zbudowanym ciałem, to jedyne nad czym w tej chwili się zastanawiał, to czy nie zmienić swego wyglądu na jeszcze bardziej odpychający. On – Gabriel, Anioł Pana. W żadnym z momentów historii jeszcze nie przybierał takiego wyglądu – średni wzrost, krótkie blond włosy, dziwny nieomal rudy zarost. No i lekka nadwaga. Uśmiechnął się sam do siebie na widok śmiesznie zarysowującego się pod koszulą brzuszka. Jedyne co pozostało mu z poprzedniego wyglądu, to oczy. Piękne niebieskie oczy, które odkrywały nieznaną nikomu tajemnicę. Po krótkiej chwili namysłu zdecydował, że jednak nie warto zmieniać swego wyglądu na brzydszy. Lepiej zostawić wszystko tak jak jest. To powinno ułatwić wykonanie czekającego nań zadania. Dokończył poranną toaletę, zjadł śniadanie i wyruszył na miasto. *** Szedł chodnikiem. Właściwie poruszał się wśród tego tłumu bez wyraźnego celu. Lubił ludzi. Lubił czuć ich bezpośrednią bliskość, kochał wręcz odnajdywać w nich iskierki bożego piękna. Prawie każdy człowiek miał w sobie taką iskrę – niektórzy wręcz lśnili pięknym blaskiem. Najbardziej podobało mu się to, że nigdy do tej pory nie spotkał dwóch osób o podobnej aurze. Zawsze były inne, mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Niektórzy błyszczeli różnymi odcieniami czerwieni – zakochani. Zieleń oznaczała radość. Niebieski – ogromny smutek i żal, połączone z nadzieją. Kombinacji kolorów i ich odcieni była nieskończenie wielka liczba. Uwielbiał to. Niekiedy tylko jego oczy zmieniały swój jasnoniebieski kolor na stalowo-szary. Działo się tak wtedy, gdy spotykał Wygasłego. Widok całkowitej pustki, wewnętrznego wypalenia i brak śladu jakiejkolwiek aury wzbudzał w nim całą gamę różnych uczuć – począwszy od litości, poprzez chorobliwą wręcz ciekawość aż po strach. Tak. Miecz Pański - ten który z rozkazu Boga niszczył w przeszłości całe miasta, ten który zwany był aniołem zemsty czuł strach. Nie mógł bowiem zrozumieć, w jaki sposób te cudowne stworzenia mogły stracić swe przyrodzone wewnętrzne piękno. Jakże silna musiała być moc Złego, by potrafiła dokonać takiej rzeczy. Jakże... Jego rozmyślania przerwał widok niskiego, na oko trzydziestoletniego mężczyzny. Gabriel kątem oka wyłowił tę postać wśród poruszającego się tłumu. Szybkim krokiem zbliżył się w jego kierunku i niby mijając go, potrącił mocno w ramię. Mężczyzna wytrącony z rytmu zatrzymał się i krzyknął w kierunku oddalającego się Anioła: - Ejj! Uważaj jak chodzisz kołku... Dobra? Gabriel odwrócił się. - Przepraszam... – zaczął, ale nie było nawet sensu dokańczać zdania. Ten, którego potrącił już zniknął porwany falą tłumu. Archanioł uśmiechnął się do siebie. Dzięki temu, że zatrzymał na chwilkę tego śmiertelnego, wyjeżdżający zza rogu Volksvagen zdąży bezpiecznie przejechać fragment ulicy, na który wpadłby nieopatrznie śpieszący się do do pracy mężczyzna. - Jeszcze nie nadszedł Twój czas, jeszcze kilka lat będziesz żył i cieszył swą obecnością zarówno zonę jak i kochankę – mruknął pod nosem i ruszył dalej... *** Nagle uśmiech zniknął z twarzy Archanioła. Zobaczył Wygasłego. Stał, a właściwie stała przy przejściu dla pieszych i czekała na zmianę świateł. Gabriel przyglądnął się jej uważniej. Zewnętrznie ładna – ciemne, długie do ramion kasztanowe włosy. Szczupła, zgrabna. Nie była bynajmniej ideałem urody, ale była wg wszystkich kanonów piękna po prostu ładna. Jakże wielki stanowiło to kontrast z ziejącą wewnątrz pustką. Nie chcąc czekać, aż nadejdzie fala nowych uczuć i myśli ruszył do przodu. Po chwili już tylko kilka kroków dzieliło go od nieznajomej. Zmieniły się światła. Rozpoczął swe kolejne zadanie. *** - Przepraszam panią najmocniej. Halo... proszę się zatrzymać.. – prawie krzyknął i przyspieszył lekko kroku, aby jak najszybciej zbliżyć się do kobiety, która właśnie przystanęła i obróciła się w jego kierunku. Na jej ładnej twarzy malował się wyraz lekkiego zdziwienia, ciekawości i strachu. Gabriel doskonale umiał odróżniać te oznaki ludzkich uczuć. Postanowił szybko działać. - Mam na imię Gabriel i mam do pani ogromną prośbę. Chciałbym zaprosić panią na kawę – uśmiechnął się i podniósł lekko głowę – Czy mogłaby pani się zgodzić? Twarz kobiety wyrażała teraz bezgraniczne zdumienie. Ale jedynie przez moment, gdyż uczucie to zaczęło szybko zmieniać się w gniew. - Słucham? – to nie było pytanie. Ton głosu sugerował wyraźnie niemiłą odpowiedź. Gabriel zrozumiał, że ma teraz bardzo mało czasu. Ale granie swojej roli przychodziło mu z dużą łatwością. Najpierw zmieszał się, a potem, lekko jąkając zaczął wyjaśniać, ze chciałby zaprosić ją jedynie na kawę i że absolutnie nie ma żadnych złych zamiarów. *** Kiedy kilka tygodni później zapytał Joannę, dlaczego się zgodziła przyjąć jego zaproszenie, odpowiedziała że do końca nie wie. Być może sprawił to ciepły tembr jego głosu, a może dziwaczność całej sytuacji, kiedy stała sama na środku jednej z arterii miasta i zastanawiała się, czy ten, którego spotkała, to zboczeniec, czy w najlepszym wypadu nieszkodliwy wariat. Wtulając się w jego ramiona zdążyła jeszcze wyszeptać słowa, z których Archanioł ucieszył się najbardziej „ale wiesz co Gabi? Ja wcale tego nie żałuję..." Wtedy zyskał pewność, że uda mu się wygrać. *** Byli ze sobą już prawie trzy miesiące. Gabriel powoli zaczynał przywiązywać się do dziewczyny. Nazywał ją w myślach „gąbeczką" albo „małą pijawką". Chłonęła ofiarowane jej przez Anioła uczucia i cały czas wydawała się być nienasycona. - Jeszcze tylko kilka dni – pomyślał – jeszcze tylko kilka... Zrobiło mu się wręcz smutno, że będzie głęboko musiał zranić Joannę. Ale gra toczyła się o coś znacznie bardziej cennego, niż chwilowy ból uczuciowy.. chodziło o jej duszę... Tymczasem postanowił zabrać ją do kina na jakiś wesoły film. Wiedział, że stanie się już za niedługo w jej oczach zwykłym skurwysynem. Ale jeszcze nie teraz... dzieliło go od tej chwili kilka dni. *** Stała w przedpokoju jego mieszkania. Opuszczone wzdłuż tułowia ręce, a także strach, zdziwienie i ból kryjące się w jej oczach zdradzały wszystko. Słowa, które Gabriel wypowiedział kilka minut temu powoli zaczęły do niej docierać. Archanioł starał się powiedzieć chłodnym tonem, że jej nie kocha i prosi by nigdy nie pojawiała się w jego życiu. Najwidoczniej osiągnął ten cel aż za dobrze. Nie chciał tego, ale udało mu się w sposób wręcz perfekcyjny zranić tę, która w ciągu ostatnich kilku tygodni powoli – krok po kroku odsłaniała wszystkie swe tajemnice. Tę, która tak mocno mu zawierzyła. Poczuł się dziwnie... głupio? Zastanowił się nad tym.. Anioły chyba nie mogą czuć się głupio... Przez krótką chwilę wręcz chciał odwołać te słowa, powiedzieć jej, że to tylko głupi żart i mocno przytulić. Ale ta chwila minęła. Teraz był znowu chłodny i opanowany... - Wyjdź proszę Asiu. Nie pytaj się dlaczego. Nie chcę Cie po prostu więcej widzieć. – powtórzył tym razem nieco głośniej. To chyba zmusiło ją do działania. Wciąż niedowierzając temu, co usłyszała, jak ogłupiała, ruszyła mechanicznym krokiem do wyjscia. Gabriel cicho zamknął za nią drzwi, po czym podszedł do okna. Po pewnym czasie zauważył jej sylwetkę. Szła lekko przygarbiona i przypominała raczej zbitego psa niż istotę ludzką. Odwracała się kilkakrotnie, wciąż jeszcze wierzac, że to tylko żart.. okrutny, ale żart. Gabriel uczynił jednak wszystko, aby nie dostrzegła w oknie jego sylwetki. W końcu zniknęła za jednym z sąsiednich bloków. *** Gabriel usiadł w fotelu. Nie lubił alkoholu, ale miał zwyczaj wypijania po każdym zadaniu małej szklaneczki martini. Dzisiaj miał naprawdę duże powody do zadowolenia. Leniwie przeciągnął się, naciągnął kocyk i powoli zaczął zasypiać. Zanim jednak zapadł w sen przypomniał mu się jeszcze obraz odchodzącej Joanny. Już nie straszyła wewnętrzną pustka. W momencie, w którym wypowiedział "nie kocham Cię" zabłysła aurą purpury – kolorem bólu, gniewu i odrzucenia. Przestała być Wygasłym. Na nowo powróciła na łono dzieci Pana. Gabriel był pewien, że już w przeciagu kilku tygodni jej wewnętrzne piękno zacznie przybierać barwę lśniącej bieli. Zagoją się psychiczne rany i wróci do normalnego życia. Chwilowy ból był niczym w porównaniu z możliwością bycia w pełni sobą. Ręka Archanioła opadła. Zasnął. Miał prawo być zmęczony. A jutro czekało przecież na niego kolejne zadanie. Zapraszam do przeczytania pozostałych opowiadań o Archaniele i do ich oceny. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |