DRUKUJ

 

Kartki z podróży 6

Publikacja:

 09-11-28

Autor:

 fixon
ON I ONA
Droga do każdego serca wciąż nieodgadniona.

On wciąż tęskniący za nierealnym marzeniem.
Ona, która wciąż tęskni za przytuleniem.
On rozdarty pomiędzy dwa światy.
Ona jakby wciąż żyła na raty.
On jakby jego życie było niewiele znane.
Ona i jej serce łzami wciąż nieprzerwanie zalewane.
On znający tylko jedną drogę i jedno tylko marzenie.
Ona potrzebująca od życia tak mało, tylko jedno przytulenie.
On smakować chcąc tylko jednych ust.
Ona tylko jednego chce czuć.
On zawsze niezdecydowany, zawsze wątpiący.
Ona jak ten krzak gorejący.
On zawsze wierzący że życie możne być lepsze.
Ona już je poznała, jej życie wciąż w nieustannej udręce.

Każde z nich żyło własnym wewnętrznym życiem. Zapatrzone w sobie, w coś, co tylko widziało każde z nich. Nie umiejące dostrzec siebie. I miłości, która ich połączyła.

Ile razy potrafi umrzeć każda kobieta..? Gdy odchodzi jej pierwszy mąż. Który był jej pierwszą prawdziwą miłością.
Gdy kolejny mężczyzna jej życia okazuje się być potworem, który w amoku własnego szaleństwa pragnie ją pochłonąć we własnym piekle.
Kiedy kolejny jej męższczyzna umiera, gdyż nie potrafi zrozumieć że śmierć własnego brata bliźniaka nie jest ręką, która z zaświatów zabiera go zaraz ze sobą.
Gdy dzieci pozostawione same sobie (matka pracująca od świtu do nocy by zarobić te marne parę groszy, przy przeżyć do pierwszego) nie potrafią odróżnić dobra od zła. Przemocy od dobroci. I znów odchodzą zamknięci za kratami, które oddzielają ich od świata zwykłych ludzi.
Znów zostaje sama, znów pogrąża się w mrokach własnego szaleństwa. Nie potrafiąca pomóc sama sobie i nie chcąca szukać pomocy na zewnątrz.
Kolejny kieliszek alkoholu na chwilę uśmierza ból serca, lecz jego przewrotność działania w połączeniu ze smutkiem powoduje jeszcze większy skowyt serca. Lecz w końcu jego siła działania powoduje że jednak zasypia i choć na chwilę zapomina o wszystkich cierpieniach jakie jej życie stało się jej udziałem.
I śmierć towarzyszy jej przez całe życie, z racji wykonywanego zawodu. Jest siostrą PCK i opiekuje się ludźmi ciężko chorymi. Po których śmierć już się upomina.

On wciąż próbuje odgadnąć tajemnicę życia. W końcu wszystko na tym świecie ma sens. Z każdej nawet największej tragedii, powinniśmy wyciągnąć wnioski. Wszak co nas nie zabija czyni nas silniejszymi. Zło które wyrządzamy innym nigdy nie jest świadome. Grzeszymy bo żyjemy w niewiedzy. I tylko silna wiara pogłębiona wiedzą pozwala stawać nam się lepszymi. Całe życie poświęcił by zrozumieć że tylko prawdziwa miłość potrafi zbawić świat. Lecz sam nigdy takiej miłości nie doświadczył. Marzył o niej, śnił i pragnął.
Siedząc samotnie na placu wciąż rozmyślając gdzie się podziała. I jak ją odnaleźć. Pojawiła się niespodziewanie i zaprosiła go do domu. Na przepyszne leczo, które rozpaliło jego zmysły. Ich usta złączyły się i zatopili się w sobie. Ich usta spotykały się nieprzerwanie. Jej serce już należało do niego. Już nie dawał jej chwili wytchnienia, dzwonił i nieprzerwanie dobijał się do drzwi, by wpuściła go miedzy swe cudne uda.
Powoli stawał się mężczyzną, jeszcze nieokrzesanym lecz rokującym dobre nadzieje. Dla niej był gotów pozostawić cały świat jaki dotychczas znał z wyjątkiem czapki z daszkiem KOMET. Bo ona i muzyka która była z nią związana była dla niego bardzo ważna.
Ich serca biły jednym rytmem. Ich oddechy stawały się jednością. Ich ciała splatały się każdej kolejnej nocy w żelaznym uścisku, zakończonym spełnieniem wszystkich najskrytszych pragnień.
Lecz śmierć cały czas czekała, skryta za jej plecami. Na chwilę uśpiła jej czujność.
Do miasta przyjechał TIAMAT. Jeden z nielicznych zespołów które tak uwielbiał za niespotykaną siłę i magię muzyki. A ona wiecznie zapracowana nie miała czasu by zrozumieć że mimo iż dwie osoby kochają się, to każda ma przecież prawo by mieć w życiu własne pasje i zainteresowania. To one wszak pozwalają widzieć nam świat pełniejszym i piękniejszym niż w rzeczywistości może się wydawać. Prosił ją by poszła z nim ten jeden raz. Odmówiła, lecz wyraziła zgodę by udał się na niego jeżeli tak mu na nim zależy. Przed koncertem wypili kilka kropel alkoholu. On na odwagę, by w tłumie czuć się pewniejszym ona by w domu zaplanować skrupulatnie śmierć. A śmierć stała już za zasłoną zacierając ręce. Poszedł na koncert zostawiając ją samą w domu. Gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi, wyszła za zasłony i usiadła koło niej.
- Widzisz znów zostałaś sama. I zawsze już będziesz sama. - mówiła do niej spokojnym i łagodnym tonem. - Tylko ja ci zostałam. Wszyscy cię opuścili. Nie masz już nikogo. Wiem że wszyscy boją się mnie, ale my już tyle razy miałyśmy się przyjemność spotkać lecz zawsze wracałaś do tego nędznego życia, które stało się twym udziałem. Podaj mi swą dłoń.
Podała. Za chwilę kilka kropel krwi upadło na podłogę. Potem krew zaczęła spływać na podłogę.
Dla niego już umarła w tamtej chwili. Bo jak żyć z kimś kto tylko zaborczo i zajadle walczy o to by nie być już nigdy sam, a nie chce zrozumieć że czasami trzeba choć na chwilę się rozstać by kolejne spotkanie było jeszcze bardziej potrzebniejsze.
Wrócił do pustego mieszkania i zapłakał. Wiedział że coś w nim umarło, tak samo jak w niej. Wiara że w tym świecie pomimo tylu cierpienia, można jednak odnaleźć chwilę szczęścia. Od tej pory przestał ją kochać, a zaczął się jej bać. On jej nie rozumiał, a ona nie chciała go zrozumieć. To wieczne niezrozumienie między pokoleniami. Coraz bardziej czuł się osaczony przez nią, a ona skrupulatnie to wykorzystywała. Jej głowa przepełniona szalonymi myślami coraz bardziej go osaczała. Nie potrafił odejsć i nie potrafił już z nią być. Próbował racjonalnie rozmawiać, lecz słowa roztrzaskiwały się o ścianę. Jego serce zaczęło powoli obumierać. Ona wciąż powtarzała że go kocha, a on milczał bojąc się wykrztusić słowo z gardła.
Jej życie coraz bardziej go przerażało. Wszyscy wiemy że jest ciężko, ale pomimo wszystko warto walczyć o każdy kolejny dzień. Lecz jest grupa ludzi dla których liczy się tylko zapomnienie. Że sami szukają śmierci w każdy możliwy sposób pociągają za sobą wszystkich, którzy są do okoła. Nie chcą żyć bo tak naprawdę nigdy nie zasmakowali życia.
I mimo że żyli razem to tak jakby oddzielnie. Rozum podpowiadał żeby uciekać, a serce nie potrafiło wyobrazić sobie rozstania. Ileż to razy rozstawali się i za kilka dni godzili się. Każde jego potknięcie było napiętnowane, a każde jej potknięcie było szybko dla niego bólem, który nie potrafił zrozumieć. Alkohol coraz częściej okazywał się być jedynym lekiem na to wszystko. I coraz bardziej pogrążali się w objęcia śmierci.
Nie tylko ona ale także jej dzieci nie dbały już o nic. Zatraceni we własnych urojeniach i marach.
A śmierć okazywała się znów być niedaleko. Mając wyczulony słuch słyszał za zasłony dźwięk pocieranej kosy o kamień.
Chciał im o tym powiedzieć, lecz jego słowa były dla nich niezrozumiałe. Chciał im pokazać skąd nadchodzi zagrożenie, lecz dłonie tylko zakreślały nieznane znaki w powietrzu. Nikt nie chciał słyszeć i nikt nie chciał widzieć.
Wieczna ślepa i głucha wędrówka przez świat. Już niewiele osób potrafi dostrzec znaki, które wskazują prawidłowy kierunek ku szczęściu.
Wiedział że może już uratować tylko siebie. Zerwał się i rzucił w kierunku drzwi. Zbiegał po schodach przeskakując po kilka stopni. Gdy był już na dole minął ją i jeszcze raz obejrzał się za siebie. Spojrzał ostatni raz w jej oczy, były przygasłe i mętne. Jej serce wydawało się powoli przestawać bić. Wyciągnął rękę w jej stronę by ostatni raz dotknąć jej policzków, które lubił zawsze tak gładzić. Lecz jego ręka przecięła pustkę. Jakby jej w tym miejscu nigdy nie było.

Data:

 28 listopada 2009

Podpis:

 Rob Horn

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=58887

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl