![]() |
|||||||||
Zaczarowany Kuferek - Część XI |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
-= 20 =- DMC, Anchor i Ariadna Wieża Trzech Tkaczek ciemną płaszczyzną unosiła się nad welonem mgieł, który zalegał nad szarą ziemią. Niczym mała, skalista wysepka na ogromnym oceanie - sprawiała równie ponure i nieprzyjazne wrażenie. Kiedy mleczne opary w końcu opadły na tyle, by troje podróżnych mogło lepiej rozeznać się w otoczeniu, Zjadacze Nici stwierdzili, że budowla rzeczywiście znajduje się na czymś w rodzaju wyspy. Szara, tkana płaszczyzna, na której zbudowano Wieżę, tworzyła nierówny, obszarpany na krawędziach owal otoczony ze wszystkich stron przepaściami równie głębokimi jak ta pokonana właśnie przez wędrowców. W kilku miejscach widniały jeszcze konstrukcje, kiedyś będące zapewne wiszącymi mostami - a obecnie smętnymi, rozpadającymi się pozostałościami po nich. Aslynn stwierdziła, że mieli ogromne szczęście, trafiając na ostatnie, całe przejście wiodące na tą przedziwną wysepkę. Kto wie, co czekałoby na nich na dnie przepaści? Panna Foreignet popatrzyła wyczekująco na towarzyszy. -Idziemy? - zapytała, chociaż było to zbędne. Lionel i Rachelka bez słowa przytaknęli i trójka Zjadaczy Nici ostrożnie ruszyła ku ciemniejącej przed nimi budowli. Każde z nich wiązało z tym miejscem ogromne nadzieje. Wypleciona przestrzeń otaczająca Wieżę Tkaczek pełna była zdradzieckich zagłębień i niewysokich, czarnych krzewów pozbawionych liści, które szczelnie ukrywały zalegające nad ziemią kłęby mgły. Białe pasma kłębiły się wokół nóg podróżnych, którzy po pewnym czasie zdali sobie sprawę, że ich dotyk nieprzyjemnie ziębi - zupełnie tak, jakby przedzierali się przez lodowaty, górski potok. Drobne "fale" oparów uderzały w wędrowców, próbując zawrócić ich z drogi ku Wieży. Ataki te były na tyle silne, że Zjadacze Nici kilkakrotnie upadali, zmagając się z tym przedziwnym nurtem. Im bliżej Wieży Tkaczek się znajdowali, tym większy opór stawiała nieprzyjemna, mleczna mgła i tym wyżej im sięgała. Zanurzając się w lodowatą mgłę Aslynn mocniej zacisnęła zęby, próbując zagłuszyć w myślach zdradzieckie poszeptywanie i powstrzymać falę przeraźliwego chłodu, od którego zdrętwiało całe jej ciało. Nóg już dawno nie czuła, lecz starała się jak najmniej zważać na tę niedogodność. To pewnie jeszcze jedna sztuczka Ashego mająca na celu pozbawienie ich nadziei i nie dopuszczająca ich do celu podróży, lecz dziewczyna była na tyle zdeterminowana, że nawet gdyby Szary Kamień otoczył Wieżę Tkaczek wysokim murem, byłaby w stanie rozbić go gołymi rękoma. Przed panną Foreignet na chwilę zamajaczył mglisty, białawy cień, który jednak szybko się rozwiał, pozostawiając za sobą irytującą kaskadę złośliwego śmiechu w myślach dziewczyny. Szybko się otrząsnęła i pewniej stanęła na nogach. Białe opary sięgały jej już niemal do pasa i od pewnego czasu drepczący wiernie przy jej nodze Figiel w końcu wspiął się na plecy panny Foreignet, by z tej bezpiecznej odległości miauknięciami komentować postępy podróżnych. Tuż obok Aslynn upadł Lionel. Z sykiem wciągnął powietrze, gdy chłodna mgła zaatakowała jego twarz. Dziewczyna szybko podeszła do towarzysza i wspólnie z Rachelką podniosły go na nogi. Jeszcze długą chwilę po tym musiały go podtrzymywać, by nie upadł ponownie. Lionel trząsł się z zimna, z zawziętością jednak wpatrzył się we wznoszącą się już niedaleko budowlę i strzeliste, zakończone łukiem bramy wiodące do jej wnętrza. Aslynn zmarszczyła brwi, przyglądając się Wieży. Teraz, kiedy byli już całkiem blisko, siedziba Trzech Tkaczek nie wydawała się już taka niezwykła jak wtedy, gdy zobaczyli ją po raz pierwszy. Podobnie, jak przy innych, równie strzelistych Wieżach - a kilka już ich przecież troje wędrowców widziało w Kuferkowie - i tutaj na szczycie zbiegały się wszystkie łukowate podpory tworzące tę część szarawego nieba. Sama konstrukcja usytuowana była na niewielkim wzniesieniu i jakby wyrastała z szarych, postrzępionych skał podłoża. Tylko od strony wysokiej bramy do Wieży prowadziły szerokie stopnie, chociaż one, podobnie jak i reszta budowli, wyglądały na znacznie nadszarpnięte zębem czasu. Odległość i kłębiące się wokół opary mgły zdołały ukryć liczne zniszczenia na powierzchni siedziby Trzech Tkaczek. Teraz, gdy Aslynn, Lionel i Rachelka stanęli niemal u progu wysokiej Wieży, w ich oczy rzucił się jeszcze jeden, niezbyt pocieszający aspekt - miejsce to wyglądało na opuszczone od dawna. Panna Foreignet, z mocno bijącym sercem, wspięła się po wyszywanych schodach i podeszła do ogromnych półkolistych wrót, mocno napierając na nie ramieniem. Wejście zareagowało dopiero wtedy, gdy Lionel i Rachelka przyszli jej z pomocą. Wysokie, szare odrzwia rozwarły się nieznacznie, wpuszczając wąską smugę wyblakłego światła w głąb budowli. Zjadacze Nici przytaknęli Aslynn na nieme pytanie i dziewczyna - z pewnymi problemami, zważając na to, że jednak nie należała do najchudszych - przecisnęła się przez powstałą szparę i zanurzyła w półmroku. Lionel i Rachelka wkroczyli za nią, uważnie rozglądając się po otoczeniu i ostrożnie stawiając każdy krok. Odnalezienie siedziby Tkaczek poszło im zdecydowanie zbyt łatwo. Żadne nie miało złudzeń, że Ashe Kheroon przygotował dla nich coś niemiłego. Dostrzeżenie w porę tej niespodzianki dałoby im sporą przewagę nad przeciwnikiem. Aslynn z nachmurzoną miną rozejrzała się po pustym wnętrzu Wieży. Szerokie, kręte schody pięły się wzdłuż ścian aż do zawieszonej wysoko nad ich głowami platformy i znów w górę do kolejnej, aż do samego szczytu. Oprócz nich kolista przestrzeń wnętrza Wieży była całkiem pusta, pozbawiona jakichkolwiek mebli czy sprzętów. Przy każdym kroku wędrowców z podłogi unosiły się szarawe drobinki kurzu drapiące w gardle i wywołujące atak kaszlu u Rachelki. W wielu miejscach ze ścian zwieszały się postrzępione końce wyrwanych nici, okalające brzegi zniszczeń. Po pokonaniu części schodów do pierwszej platformy, Lionel omal nie spadł, kiedy jego stopy natrafiły na osłabiony stopień, który pod ciężarem mężczyzny zarwał się, pozostawiając po sobie nierówną dziurę. Aslynn i Rachelka zamarły w przerażeniu, gdy ich towarzysz kurczowo uchwycił się wyszarpniętych z podłoża nici i przez dłuższą chwilę zawisł w pustce pod powierzchnią schodów. W końcu w nowo powstałym otworze pojawiła się jego głowa i ramiona, i Lionel, ze stęknięciem wdrapał się na górę. Odetchnął z ulgą dopiero na samym brzegu schodów, tuż przy wyszywanej we wzór poszarzałych cegieł ścianie, gdzie łączenie nici musiało być najmocniejsze i najbezpieczniejsze do podjęcia wspinaczki. -Niewiele brakowało! - wysapał Lionel, ocierając pot z czoła i spoglądając w dziurę po brakującym stopniu. Pomimo panującego dookoła chłodu trójce podróżnych nagle zrobiło się bardzo gorąco. - Mam nadzieję, że nie każą nam się wdrapywać aż na sam szczyt, bo jeżeli całe schody są w tak marnym stanie, to w końcu komuś stanie się krzywda! -Myślisz, że one tu są? - zapytała w końcu Rachelka, gdy wyblakli dotarli do końca schodów i usiedli na podłodze pierwszej platformy, by nieco ochłonąć. Towarzysz zmierzył ją spojrzeniem pełnym wyrzutu. - Trochę tu... pusto. I tak jakoś cicho... - dodała kobieta prawie szeptem, jakby obawiając się, że jej słowa mogą wywołać z czającego się wszędzie mroku jakieś upiory. -Muszą tu gdzieś być. W końcu tutaj doprowadziła nas ta nić, prawda, Lynn? Może po prostu Tkaczki są tak bardzo zajęte, że nie mają czasu na sprzątanie? Aslynn szybko przytaknęła, lecz w jej myślach zakłębiło się od wątpliwości. -Ciekawe niby czym są takie zajęte - mruknęła powątpiewająco Rachelka. - Kurzów z mebli na pewno nie muszą ścierać. Podłogi też już dawno nie były myte. Tak, to miejsce zdecydowanie wyglądało na zaniedbane i opuszczone od bardzo długiego czasu. Może w tym właśnie tkwiła cała trudność - że Tkaczki nie przebywały już w swojej Wieży? Może, w wyniku jakiejś działalności Ashego musiały opuścić swoją siedzibę... Ale jeżeli tak istotnie było - po co w takim razie Kuferkowa Pani dawałaby im nić przewodniczkę, skoro ta zaprowadziłaby ich w to miejsce? Czy Kuferanka nie wiedziałaby o takiej przeprowadzce, jeżeli miała kontakt z Tkaczkami? Aslynn nie wierzyła, że Ann mogłaby się okazać tak niesłowna i z chłodnym wyrachowaniem postanowiła pozbyć się uciążliwej trójki Zjadaczy Nici, wysyłając ich na Szare Ziemie na pastwę Ashego. Przecież Hafciarze byli ich przyjaciółmi! Przynajmniej w to Aslynn wolała wierzyć. Co jednak zrobią, jeżeli rzeczywiście nie ma tu już Tkaczek? Dziewczyna szybko podniosła się z podłogi i popatrzyła w górę, ku szczytowi Wieży. Musiała się upewnić, czy rzeczywiście nikt tutaj nie przebywał, a mogła to uczynić tylko w jeden sposób. Lionel jęknął, spostrzegłszy, dokąd zmierza wzrok towarzyszki. -No nie! Tylko mi nie mów, że będziemy musieli tam wchodzić! - westchnął. - Może po prostu wystarczy zawołać... Nagle urwał, wbijając spojrzenie w ginącą w mroku wyszywaną przestrzeń nad ich głowami. Z wyższego piętra dobiegło do nich przedziwne szuranie i Aslynn poczuła odrobinę nadziei. Może jednak się myliła i Wieża tylko wygląda na opuszczoną? Dziewczyna szybko ruszyła ku krętym schodom prowadzącym na wyższe piętro i dopiero, gdy jej stopa ugrzęzła w naddartej materii, zdała sobie sprawę, że pośpiech mógłby się dla niej źle skończyć. Idąc za przykładem Rachelki i Lionela przylgnęła do grubej, wyszywanej ściany i ostrożnie podążyła krętymi schodami wijącymi się wzdłuż jej powierzchni. -Hej! Pokażcie się! - wykrzyknął Lionel, pokonawszy już połowę łuku do platformy. - Jesteśmy przyjaciółmi! Przysyła nas Kuferkowa Pani! Mamy do was pewien interes a później sobie pójdziemy i nie będziemy więcej przeszkadzać! Słowo harcerza! Aslynn wątpiła, by to zapewnienie przyniosło im jakiś pożytek, zważając na to, kim są. Szczerze wątpiła, by Tkaczki lubiły Zjadaczy Nici. Nawet jeżeli jeszcze nie doszli do tego etapu przemiany, w którym zaczęliby konsumować nici, to przecież sam wygląd wystarczył, by ocenić ich negatywnie. Lecz chyba nie zaszkodziło uprzedzić, że grają w tej samej drużynie, prawda? Jeżeli oczywiście to, co czaiło się na nich na tej platformie było rzeczywiście którąś z Trzech Tkaczek. Równie dobrze mógł to być przecież jakiś sługus Ashego Kheroona... lub Szary Kamień we własnej osobie. Dziewczyna wstrzymała oddech, gdy w końcu postawiła stopę na ostatnim stopniu i omiotła wzrokiem piętro. Miejsce było równie puste i zakurzone jak podest niżej. Jakiś mroczny kształt przez chwilę pojawił się w smudze szarawego światła wpadającego do wnętrza budowli przez rozdarcie w ścianie i równie bezszelestnie wkroczył na schody po przeciwnej stronie platformy. -Hej! Zaczekaj! - zawołali za postacią Rachelka i Lionel, i nie czekając na odpowiedź, popędzili ku schodom. Kiedy Aslynn dotarła do nich, otulona ciemnością istota właśnie przystanęła w połowie przejścia i odwróciła się do podróżnych, jakby nad czymś namyślając. Nie odezwała się jednak ani słowem i nagle podjęła wspinaczkę, szybko niknąc w mroku. Dziewczyna, pomna na wcześniejszą przygodę Lionela, od razu przylgnęła do ściany i w ślad za wyblakłymi podjęła szaloną wspinaczkę wzwyż. Czy to mógł być Ashe? Ciemna postać wydawała się być zupełnie inna... chyba, że Szary Kamień potrafił zmieniać kształt. Schody zdawały się nie mieć końca, pnąc się pomiędzy kolejnymi piętrami, równie pustymi, zakurzonymi i pełnymi dziur jak poprzednie. Kilkakrotnie tajemnicza postać odwracała się do trójki podróżnych, zupełnie jakby się upewniając, że za nią podążają i, nie czekając, ruszała dalej. Zawsze jednak jej twarz pozostawała w cieniu i Zjadacze Nici nie mieli pewności, kim jest ów przedziwny przewodnik. Próby nawiązania rozmowy również nie dawały żadnego rezultatu i Lionel wkrótce ochrypł, rezygnując z kolejnych bezowocnych pokrzykiwań i pytań kierowanych do otulonej w mrok istoty. Tak dotarli do szczytu Wieży. Ku zdumieniu trójki Zjadaczy Nici, ostatnie piętro znacznie różniło się od poprzednich. Ich oczom ukazała się ogromna, okrągła rama - z wewnętrznym, nieco mniejszym pierścieniem ściśle przylegającym do zewnętrznego - sięgająca od podłogi aż po szary, kopulasty sufit, do której, wokół obręczy, przymocowano całe mnóstwo różnobarwnych nici. Kolorowe motki wiły się, opadając kaskadą na podłogę i falami przykrywały wyblakłą powierzchnię. Środek obręczy, który Aslynn do złudzenia przypominał ogromny tamborek babci Heleny, był pusty. Przynajmniej na taki wyglądał, chociaż kiedy przybyli wytężali wzrok, by dostrzec, co znajduje się po przeciwnej stronie, stwierdzili, że przesłania im to gruba warstwa mroku, która jakby koncentrowała się wewnątrz obręczy. Potężne ramy rozciągały się niemal na całą szerokość pomieszczenia i osoba, która ich tutaj przyprowadziła, musiała jakoś je wyminąć i teraz znajdować się po drugiej, niedostępnej dla spojrzeń, stronie mechanizmu. Aslynn, Lionel i Rachelka z fascynacją wpatrywali się w obręcz, kiedy za ich plecami stanął ktoś jeszcze. Bardziej wyczuli, niż usłyszeli tę obecność. -No proszę, proszę - panna Foreignet w mig rozpoznała znajomy, sarkastyczny ton Ashego. - A jednak udało wam się odnaleźć to miejsce. Nie przypuszczałem, że uwiniecie się z tym tak szybko... -Jak widać, jesteśmy bardziej kreatywni niż reszta twojej bandy - syknęła dziewczyna, odwracając się ku rozmówcy i gniewnie mrużąc oczy. Czy cień, który ich tutaj przyprowadził, był Szarym Kamieniem? Coś jej jednak mówiło, że nie. Mimo, że mężczyzna nosił taki sam czarny płaszcz z kapturem, to jednak wydawał się o wiele niższy niż ich tajemniczy przewodnik. - A to znaczy - dziewczyna ciągnęła, niezrażona zadowoleniem malującym się na twarzy mężczyzny - że dotarliśmy do Trzech Tkaczek. -Do SIEDZIBY Tkaczek - nie omieszkał poprawić jej Ashe i gdy troje wędrowców patrzyło na niego niepewnie, szary mężczyzna z miną tryumfatora zbliżył się do centrum ogromnej ramy. - Wiem, jak tego dokonaliście - powiedział, odwracając się do Zjadaczy Nici i splatając dłonie za plecami. - Wiem o pewnych właściwościach tutejszych nici... O tym, że wszystkie zbiegają się w jednym punkcie, chociaż Hafciarze mylnie nazywają to miejsce Wieżą Trzech Tkaczek. -Co chcesz przez to powiedzieć? - prawie wyszeptał Lionel. - Przecież Tkaczki istnieją. Muszą istnieć, bo inaczej przecież by nas do nich nie wysłano... Ashe zaśmiał się cicho. -Trzy Tkaczki. Dobre sobie! Widzę, że Hafciarze wciąż wierzą w tę legendę... -Jaką legendę? - Rachelka niegrzecznie weszła w słowo Ashemu. Mężczyzna tylko zmierzył ją gniewnym spojrzeniem, lecz szybko na jego twarz powróciła wesołość. -Nie ma żadnych Tkaczek - powiedział wolno, kładąc nacisk zwłaszcza na ostatnie dwa wyrazy. Aslynn poczuła, jak ziemia nagle umyka jej spod stóp. -Nie ma... Tkaczek? Jak to, nie ma? - wyjąkała. To nie mogła być prawda! Tak bardzo w to wierzyli! To musi być jakieś okropne kłamstwo! Przecież tylko one mogły pomóc im w powrocie do realnego świata... Ashe przez dłuższą chwilę napawał się szokiem i niedowierzaniem, jakie wymalowało się na twarzach Zjadaczy Nici, kiedy dotarł do nich sens jego słów i konsekwencje, jakie za sobą niosła ta informacja. -To znaczy... - podjął z namysłem - mogę wam przedstawić istoty zamieszkujące tę wieżę, lecz to chyba zbędne, bo przypuszczam, że poznaliście je już wcześniej. Aslynn, Lionel i Rachelka popatrzyli po sobie z niezdecydowaniem, kiedy Ashe przywołał kogoś skinieniem ręki i nagle z kulistego stropu oderwały się pasma kolorowych nici, które po dłuższej chwili opadły u stóp Szarego Kamienia i zamieniły się w trzy wielkiej urody, smukłe, wysokie kobiety. W ich twarzach panna Foreignet dostrzegła jednak coś, co przypomniało jej o trzech Niconiach, które dopomogły w ataku na Wiszącą Twierdzę i już wiedziała, do czego nawiązał Ashe. -Przedstawiam wam DMC, Anchor i Ariadnę - mężczyzna dopełnił prezentacji a trzy Niconie dygnęły z gracją. DMC była rudzielcem o poważnej twarzy i otulonej zielenią delikatnej sukni o długich rękawach. Czarnowłosa Anchor nosiła na sobie zdobioną cekinami fioletową tunikę i długie, luźne ciemnogranatowe spodnie, na co narzuciła czarny płaszcz z kapturem - identyczny jak ten noszony przez Ashego. Ariadna natomiast okazała się wesołą blondynką w powłóczystych różach i czerwieni kaftana. Aslynn dałaby głowę, że Nicoń, który wskazał jej drogę do tego miejsca, przypominał jej tą trzecią, najbardziej pogodną kobietę i kiedy Ariadna mrugnęła do niej łobuzersko, była już tego prawie pewna. -Oto wasze Trzy Tkaczki - powiedział Ashe z pełnym wyższości uśmiechem. - Nie dziwię się, że Hafciarze ujrzeli w nich coś więcej ponad to, czym naprawdę są. To stały element, że się tak wyrażę, tej krainy i łatwo przypisać im pewne umiejętności. Tak naprawdę Niconie nie posiadają żadnych nadzwyczajnych mocy. To ja je stworzyłem i to mnie są one posłuszne. Aslynn, Lionel i Rachelka długo wpatrywali się w trzy mulinowe kobiety, którym nawet Ashe sięgał zaledwie do ramion. Wysokie, smukłe postacie - jeżeli nie liczyć kolorowych mulin znajdujących się na ogromnym tamborku - były jedynymi barwnymi elementami wystroju. Panna Foreignet zdała sobie w końcu sprawę, że Ann Dreyhan wysyłając ich na poszukiwanie Trzech Tkaczek miała jak najbardziej dobre intencje i szczerze wierzyła, że zdołają im pomóc. Nie miała pojęcia, że Trzy Tkaczki - uznawane przez nią za władczynie czy najpotężniejsze strażniczki Kuferkowa - tak naprawdę były sługusami Szarego Kamienia. To kłamstwo należało tylko i wyłącznie do Asha. Dziewczynie błysnęła w głowie jeszcze jedna nagła myśl, przypomnienie czegoś, co kiedyś powiedziała Talie przy ich pierwszym spotkaniu. Było to wtedy, kiedy Figlowi udało się przegonić dwójkę Zjadaczy Nici, którzy porwali worek z mulinami Hafciarki. Talie powiedziała wtedy, że Ariadna wyplata nici, którymi potem bywalcy Kuferkowa tworzą swoje magiczne arcydzieła. Jeżeli tak, to stojąca przed nią blondynka, a zapewne i pozostałe panie, dostarczały Hafciarzom nici do pracy, lecz czy działo się to za przyzwoleniem Ashego, czy też bez jego wiedzy? Możliwe, że Trzy Tkaczki, czy też Niconie, jak nazywał je Kheroon, mimo wszystko były cichymi zwolennikami Hafciarzy. A to dawało dziewczynie pewną nadzieję, że jednak nie wszystko jeszcze jest stracone. -To pozostaje nam już tylko jedno - odezwał się w końcu Szary Kamień, kończąc ponurą ciszę, jaka zapadła w pomieszczeniu. - Dlaczego szukacie Tkaczki? -Właściwie to możemy mu powiedzieć - stwierdził w końcu Lionel, spoglądając na towarzyszki. - I tak nic nam już nie da trzymanie tego w sekrecie, skoro te panie nie mogą nam pomóc. -Skąd ta pewność, Lio? - Aslynn zmarszczyła brwi. - Ja tam wierzę Kuferance i sądzę, że ten bydlak nas okłamuje. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, panna Foreignet w tym momencie byłaby już martwa. Ashe tylko zgrzytnął zębami, w milczeniu przetrawiając owego "bydlaka", kiedy Aslynn podjęła wywód. -Bo niby skąd Ann miałaby tę nić przewodniczkę? Nić Ariadny? Mogła ją dostać tylko od jednej z Trzech Tkaczek, które, swoją drogą, zaopatrują Hafciarzy w nici. Mam rację? -Ariadno, wytłumacz się - Ashe warknął na blondynkę. Widać ta informacja była dla niego nowością. Kobieta niewiele sobie z tego zrobiła i odwzajemniła się promiennym uśmiechem. -Uważam, że to wspaniały pomysł, by ci wszyscy, którzy przybywają do Niconii, pomagali w jej tworzeniu - powiedziała ze spokojem. Aslynn stwierdziła, że kobieta ma piękny, melodyjny głos. Przyjemnie było go słuchać. - Sam przecież nie dawałeś rady, mój panie, a kraina podupadała. Jest w końcu taka rozległa i wciąż się rozrasta... - Ariadna wzruszyła ramionami. - Dałam Hafciarzom nici, a oni udowodnili, że zasługują na to, by cieszyć się pięknem tego miejsca. Co w tym złego? -Zapominasz, że Niconia należy do mnie. To moja osobista enklawa! I nikt nie ma prawa zakłócać jej spokoju! -Prędzej więzienie - Anchor weszła w słowo Ashemu. Jej głos był dużo bardziej głębszy i pełen powagi. -Czy i ty brałaś udział w tym haniebnym procederze? - palec Ashego oskarżycielsko wycelował w czarnowłosą kobietę. -Pomagałam - Anchor przytaknęła z satysfakcją. - Zapewne ucieszy cię, iż moje nici posłużyły do stworzenia Ostoi. Godna podziwu robota. Hafciarz Zasiwy uważa, że są idealne do jego latającej machiny. Przyznaję, że to bardzo pomysłowe i zmyślne urządzenie. Nie przypuszczałam, że można stworzyć takie cuda z tak niewielkiej materii, ale widać twój ród, panie, jest bardzo pomysłowy. Aslynn miała wrażenie, że jeszcze chwila, a władca Szarych Ziem eksploduje z wściekłości. Pomimo bladości, jego twarz nabrała głębszego, prawie krwistoczerwonego odcienia, i dziewczyna zaczęła w myślach ustalać drogi ucieczki i oceniać ich ewentualną przydatność. Konfrontacja z Ashem to jedno... Co innego zaleźć mu za skórę i poczuć siłę jego gniewu, a panna Foreignet nie wątpiła, że "stwórca" Kuferkowa-Niconii potrafi bardzo długo się gniewać i nie należy do tych, którzy łatwo odpuszczają urazy. -Cóż, nie chcielibyśmy przerywać tej arcyciekawej wymiany poglądów - odezwał się Lionel, wycofując w tył o kilka kroków - lecz, jeżeli nie są panie w stanie pomóc nam wrócić do realnego świata... to tematu nie było, oki? Rachelka odchrząknęła i uśmiechnęła się niewinnie do Trzech Tkaczek, które z uwagą przyjrzały się Lionelowi. -Kolega chciał tylko powiedzieć, że było nam niezmiernie miło poznać tak szacowne mieszkanki Kuferkowa - dodała, zerkając na Aslynn. - To dla nas... prawdziwy zaszczyt poznać tak wychwalane przez Hafciarzy wytwórczynie nici i inspiratorki... No... tego... -Może wpadniemy innym razem - szybko przytaknęła panna Foreignet, próbując odczytać intencje dwójki jej towarzyszy. Przyjaźń z Tkaczkami mogła im się kiedyś przydać i lepiej było zakończyć to spotkanie z taktem. - Na herbatkę, albo pogawędkę o nowym projekcie. Aż tak bardzo to nam się nie spieszy, żeby opuszczać Kuferkowo... Chętnie jeszcze trochę pozwiedzamy...- dziewczyna wyszczerzyła zęby. - Swoją drogą trzeba coś zrobić z tym - zatoczyła ręką łuk mający w ogólnym zamyśle wskazywać na otoczenie. - Nie uważają panie, że Szare Ziemie są strasznie... monotonne? -Szare Ziemie należą do mnie i to ja będę nimi rozporządzał, jak mi się podoba! - warknął Ashe, marszcząc brwi. - Nie dość Hafciarzom tego, co już mi odebrali?! Jeszcze wy chcecie się wtrącać w to wszystko?! -Nie mamy takiego zamiaru - burknął Lionel. - Chcieliśmy się tylko stąd wydostać. Zanim te wszystkie nici padną nam na mózg i staniemy się stuprocentowymi Zjadaczami Nici. Myślisz, że taka egzystencja jest szczytem moich marzeń? Dobre sobie! -Wasi kumple, Hafciarze, jakoś potrafią przemieszczać się pomiędzy światami, więc pogadajcie sobie z nimi - Ashe z poirytowaniem wywrócił oczyma. -Problem polega na tym, że ich metody... przemieszczania się... na nas NIE działają - wyjaśniła Aslynn, wskazując na wiszący na szyi Przewodnik. - Próbowaliśmy i nic z tego nie wyszło. Dlatego Kuferanka wysłała nas na poszukiwanie Tkaczek. Bo uważa, że tylko one mogą pomóc nam wydostać się z tego miejsca. Nie mam pojęcia jak, ale jeżeli jest to możliwe, to bardzo proszę, byście nam pomogły - dziewczyna błagalnie popatrzyła na trzy kobiety. - Widziałam, co stało się z innymi, którym nie udało się na czas opuścić Kuferkowa... Nie chcę stać się Zjadaczką Nici... -O nie. Nic z tego - Ashe zaśmiał się złośliwie, gdy jego podwładne skierowały na niego wyczekujące spojrzenia. - Nie pozwolę na coś takiego! To ich problem, jeżeli tu utknęli, a ja nie będę poszerzał szeregów Hafciarzy o nowe nabytki! -A więc wolisz, byśmy stali się bezrozumnymi Zjadaczami Nici i dołączyli do tych, którzy niszczą twoją pracę? - oczy Rachelki zrobiły się wielkie niczym spodki ze wzburzenia. - Czy nie miałbyś większego pożytku, gdybyśmy... -Nie! - uciął szybko Ashe, krzyżując ręce na piersiach. - Jeżeli już ktoś ma się pałętać po mojej Niconii, to wolę, by podlegał mojej władzy! -Ale czy można się stąd wydostać w inny sposób? - Aslynn próbowała jakoś wydostać z Kheroona tą najważniejszą dla nich informację. -Oczywiście. Jest pewien sposób - zaczęła wesoło Ariadna, lecz Ashe szybko zdzielił kobietę kłębem kolorowych nici. Anchor i DMC natychmiast zareagowały na to gniewnymi spojrzeniami, lecz nie ruszyły się ze swoich miejsc, by pomóc towarzyszce, która padła na podłogę. Aslynn szybko zdusiła w sobie chęć udzielenia pomocy Tkaczce. -Milcz! Czy pozwoliłem ci o tym mówić? Nie życzę sobie, byś paplała wszem i wobec o wszystkich sekretach Niconii! - ryknął Ashe na kobietę. -Ale... -Nie będzie żadnych wyjątków. Nikt nie opuści Niconii bez mojej zgody! - warknął mężczyzna a Aslynn, Lionel i Rachelka nerwowo przełknęli. A więc był jakiś sposób na opuszczenie Kuferkowa. -Nie masz prawa nikogo przetrzymywać w tym miejscu! Niconia jest TWOIM więzieniem, lecz to NIE DAJE ci prawa, by zatrzymywać w niej innych! - wykrzyknęła DMC, która do tej pory w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie. - Nie masz prawa uzależniać od swej woli innych bytów! Nie możesz manipulować ich osobowościami i zmieniać ich według twojego widzimisię! To był twój wybór, a to, że w ogóle ktokolwiek trafił do tego miejsca, było wielkim ustępstwem z naszej strony! -Może i tak było, ale teraz ten pomysł przestał mi się podobać, kiedy w mojej Niconii zaroiło się od Hafciarzy. Znacznie lepiej było, kiedy to miejsce pozostawało puste. Tkaczki surowo popatrzyły na Ashego. Żadne z trójki Zjadaczy Nici nie miało pojęcia o jakich wyborach mówią kobiety. W tym momencie najbardziej liczyło się to, że mogą w końcu się stąd wydostać, a to zależało tylko od jednej decyzji ich wroga. Tylko jak zmusić Ashego, by wypuścił ich z tej krainy? Rozwiązanie tego problemu okazało się banalnie proste. -Masz natychmiast otworzyć bramę - rozkazała DMC tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Te nieszczęsne istoty mają prawo wrócić do swojego świata i do swoich bliskich! -Nie! -My ci rozkazujemy otworzyć tą bramę - powiedziała spokojnie Ariadna, mierząc groźnym spojrzeniem swego pana. - Wiesz, że jeżeli sprzeciwisz się naszej woli, może mieć to bardzo niemiłe dla ciebie konsekwencje. I gdy Ashe zaczął się ociągać z wykonaniem polecenia, patrząc spode łba na troje wyblakłych, Anchor schwyciła Kheroona za bujną, wyblakłą czuprynę i odwróciła siłą ku wielkiemu tamborkowi, niemal wpychając jego twarz w czerń gęstniejącą wewnątrz konstrukcji. Mężczyzna wrzasnął z bólu, jakby go ktoś zaczął żywcem przypiekać na rożnie. Troje Zjadaczy Nici ze zdziwieniem spostrzegło, że postać Ashego zaczyna się jakby rozpadać na bardzo drobne pasma, które zaczynają wirować po obrzeżach gęstego mroku i znikać w jego środku. Anchor jednak nie dopuściła do tego, by zbyt dużo drobin odłączyło się od postaci Kamienia i gwałtownie odsunęła go od ramy. -Może i zostałyśmy przez ciebie stworzone, ale nadal od nas zależy przyszłość Niconii - syknęła czarnowłosa - więc jeżeli nie chcesz, by ta kraina rozpadła się na tysiące drobnych kawałeczków... natychmiast otworzysz bramę i uwolnisz tych nieszczęśników! Chcąc, nie chcąc, Ashe musiał wykonać polecenie Niconia. Z ociąganiem uniósł dłonie i wykonał nimi kilka szybkich gestów, przywodzących na myśl splatanie i nawijanie na palce drobnych pasm, po których nici przyczepione do tamborka zaczęły przesuwać się po wielkiej ramie i układać w drobną siatkę. Po kilku długich minutach na owej misternej powierzchni rozciągnęły się kolejne sploty mulin, powoli układając w coraz wyraźniejszy obraz. Aslynn szybko rozpoznała drewniane drzwi z nadprożem i kutą, lśniącą klamką - identyczne jak te, które zaprowadziły ją do Kuferkowa. Kiedy obraz na tamborku został wykończony, Ashe odwrócił się do trójki Zjadaczy Nici wypowiadając tylko jedno słowo: -Zrobione. Aslynn, Lionel i Rachelka długo wpatrywali się w wyplecione drzwi, nie bardzo wiedząc, co powinni zrobić. Kheroon również się nie kwapił do udzielenia wskazówek. Panna Foreignet stwierdziła, że mężczyzna z uporem wpatruje się w podłogę a jego twarz jest bez wyrazu. Poczuła współczucie, lecz szybko zdusiła je w sobie. Taki potwór, jak Ashe Kheroon nie zasługiwał, by okazywano mu takie uczucia. -Musicie wyobrazić sobie miejsce, do którego chcecie wrócić - wyjaśniła Ariadna widząc, że troje Zjadaczy wciąż wpatruje się w wypleciony obraz z niezbyt wyraźnymi minami. -I to wszystko? - zdziwił się Lionel. -Tak. To wszystko - Anchor przytaknęła, uśmiechając się zachęcająco. - Brama działa w podobny sposób jak wyplecione przez was Przewodniki. Tylko jest o wiele potężniejsza. -Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy - dodała Ariadna, kiedy Rachelka zebrała się na odwagę i pierwsza podeszła do wielkiego tamborka. -Na pewno się jeszcze zobaczymy - wyblakła uśmiechnęła się. - Dziękujemy za wszystko - szepnęła na pożegnanie i delikatnie dotknęła wyhaftowanej płaszczyzny drzwi. Aslynn i Lionel obserwowali, jak od postaci ich towarzyszki zaczęły się odrywać drobne pasma i wnikać w mulinową konstrukcję, chociaż w przeciwieństwie do Ashego, Rachelka uśmiechała się promiennie zamiast wyć z bólu. W chwilę później kobieta zaczęła blednąć i rozmywać się, aż w końcu zupełnie zniknęła wraz z ostatnimi smugami jej osobowości. I Aslynn była już pewna, że jej towarzyszce udało się wrócić. Lionel podążył za Rachelką i dziewczyna jako ostatnia podeszła do wyplecionych na wielkim tamborku drzwi. -Dziękuję - Aslynn uśmiechnęła się do Trzech Tkaczek - tak, w jej pamięci na pewno na zawsze pozostaną Tkaczkami, a nie jakimiś Niconiami podlegającymi władzy Szarego Kamienia. Później popatrzyła na Ashego, skulonego w kącie i dodała trochę złośliwie: - Do zobaczenia, Ashe. Mam nadzieję, że nie będziesz za nami bardzo tęsknił. I, zanim Szary Kamień zdążył skomentować uwagę jakąś ciętą ripostą, mocno przyciskając do piersi Figla, dotknęła haftu. Poczuła w palcach lekkie mrowienie, które szybko rozlało się po całym jej ciele. Dobrze znała to uczucie. Nareszcie wracała. -= 21 =- Po drugiej stronie Aslynn otoczyła ciemność. Poczuła nagły ucisk na każdą część ciała, które chwilę później zaczęło rozciągać się w przedziwne kształty i pasma, zupełnie jakby było splotem wielu nici, teraz oddzielających się od siebie. Z trudem zaczerpnęła powietrza, jakby jej piersi oplotła wielka obręcz uniemożliwiająca wykonanie tej czynności. Otaczające ją dźwięki umilkły, jak ucięte nożem, podobnie jak wrażenia dotyku i postrzegania. I zanim zdała sobie sprawę, że to tylko efekt podróży pomiędzy dwoma różnymi światami, jej ciało - z wielu luźnych atomów - na powrót stało się całością, przybierając normalny, nieco przygrubawy kształt. Dziewczyna uderzyła kolanami i nosem w coś bardzo twardego i syknęła przez zaciśnięte zęby, czując nieznośny ból. Szybko pozbierała się z tej chropawej powierzchni i usiadła, próbując przypomnieć, gdzie zaczęła się ta przygoda i gdzie właściwie się teraz znajduje. Kilka razy przetarła oczy, mimo to nadal otaczała ją gęsta ciemność, której nijak nie dało się usunąć. Aslynn poczuła nagle ukłucie strachu. A może nie do końca się skupiła i nadal znajdowała się w jakimś miejscu pomiędzy? Nie, przecież wyraźnie ukierunkowała swoje myśli na dom babci Heleny i to w nim powinna się teraz znajdować. O jedną z jej nóg otarł się Figiel i Aslynn usłyszała jego zadowolone poburkiwanie, kiedy popchnął ją zimnym noskiem w ramię. Panna Foreignet zdała sobie sprawę, że ten dotyk już jej nie drapie, a kocie futerko - kiedy odważyła się pogłaskać mruczka po grzbiecie - jest przyjemnie miękkie i puszyste. To dowodziło tylko tego, że wróciła i jej ciało na powrót jest normalne i na pewno nie stało się kłębem kolorowych nici. No i znów miała na sobie ten ciepły sweter i przydługawe spodnie z dresu, okropnie wytarte i wypchane na kolanach. Aslynn z wielką ulgą zatrzymała dłonie na plecionym Przewodniku zawieszonym na sznureczku na jej szyi i ostrożnie, na kolanach, zaczęła się przemieszczać po zagadkowym pomieszczeniu i macać dłońmi powierzchnię, na której się znalazła. Kilka razy kichnęła, kiedy drobinki zalegającego w tym miejscu kurzu zakręciły jej się w nosie, aż w końcu przypomniała sobie, że przecież była na babcinym strychu kiedy zaczęła się ta cała niezwykła przygoda. To dlatego nic nie widziała! Latarka musiała zgasnąć... Babcia Helena wysłała ją na strych, by znalazła... co ona, do licha, miała znaleźć? Ach tak, jakieś pudełko z naszywkami - przypomniało się Aslynn, kiedy jej dłonie natknęły się na kanciasty kształt. Figiel miauknął łobuzersko i nagle w dziewczynę uderzył strumień przeraźliwie jasnego światła. Z latarki porzuconej na zakurzonej podłodze, którą kot popchnął ku niej noskiem. -Dzięki - wymamrotała Aslynn, osłaniając dłońmi oczy, aż przyzwyczaiły się do nagłej jasności. Rude kocisko odmiauknęło coś w stylu "nie ma za co" i usiadło na podłodze, podwijając ogon. - Tego mi właśnie brakowało - dodała dziewczyna, chwytając latarkę i omiatając jej światłem zakamarki na strychu. Stosy wszelakich skrzynek i starych, okrytych prześcieradłami mebli piętrzyły się ze wszystkich stron, a tuż przed bujanym fotelem leżało niepozorne pudełko i kilka kolorowych motków, które na powrót grzecznie zwinęły się w kłębki. Gdyby nie to, że Aslynn właśnie wróciła z Kuferkowa, w tych niewinnych nitkowych splotach nie dostrzegłaby niczego niezwykłego. Dziewczyna ostrożnie pozbierała kolorowe kłębki, starannie ułożyła je w niewielkim pudełku i zamknęła je na kluczyk, który także leżał na zakurzonej podłodze, po czym wepchnęła przedmiot za kilka większych kartonów ze starymi ubraniami - jeżeli dobrze zapamiętała ich zawartość. Tak, koniecznie musi zapytać babcię Helenę, skąd wzięła te nici i czy też odwiedziła Kuferkowo. Aslynn mogłaby się założyć, że staruszka na pewno kiedyś widziała tę niezwykłą mulinową krainę. Tylko dlaczego zachowała to w sekrecie i przestała bywać w Kuferkowie? Przecież niektóre z Hafciarek, które tam spotkała, wydawały się być o wiele starsze niż Helena... a więc nie była to wyłącznie kwestia wieku. A może babcia Helena bała się, że nikt nie weźmie tego na poważnie? Że zostanie to uznane za dziwaczne fantazje starszej pani, której pamięć zaczyna powoli przypominać durszlak? Tyle pytań pozostawało bez odpowiedzi i Aslynn postanowiła wyjaśnić to jak najszybciej, póki była w domu tylko z babcią, bo - jak pamiętała - jej mama wyszła, by załatwić jakieś sprawunki. Dziewczyna szybko podniosła czerwoną skrzynkę z igłami i naszywkami i zeszła ze strychu, lekko mrużąc oczy nie przyzwyczajone do takiego nadmiaru światła. Drepczący tuż za nią mruczek miauknął cicho, jakby zapewniając, że jest po jej stronie, i otarł się przymilnie o nogi dziewczyny. Aslynn zastała babcię w kuchni siedzącą nad kubkiem herbaty, którą przecież nie tak dawno zaparzyła. Pannie Foreignet wydawało się, że było to całe wieki temu. -Już jestem, babciu. -Szybko znalazłaś to pudełko, Lynn - staruszka nie mogła wyjść ze zdziwienia, a panna Foreignet nagle zdała sobie sprawę, że w tym świecie jej kuferkowe przygody zabrały bardzo niewiele czasu. Zresztą, czy Jagodzianka nie mówiła jej o tym, że czas bywa elastyczny w tych dwóch miejscach i wcale nie upływa tak samo? Intrygujące. -Tak, babciu. Figiel mi pomógł - Aslynn położyła pudełko na stole, czując na sobie uważne spojrzenie staruszki. -No to teraz możemy zabrać się za te przeróbki - Helena podjęła żwawo i upiwszy łyk herbaty, odstawiła z głośnym stuknięciem kubek. - Ale najpierw muszę coś zrobić z twoimi spodniami. Są naprawdę okropne - mruknęła staruszka, krytycznie zerkając na dolną część garderoby Aslynn. Dziewczyna miała wrażenie, że od ostatniego razu spodnie stały się jeszcze bardziej wytarte i szarobure. Nie zamierzała jednak pozwolić babci się rozgadać, póki nie wypyta ją o Kuferkowo. Tylko jak zacząć? -Babciu, chciałabym cię o coś zapytać - powiedziała w końcu, siadając na krzesełku po przeciwnej stronie kuchennego stołu. Rudy Figiel przycupnął tuż obok i rozłożył się z leniwym wyrazem pyszczka przy grzejniku. - Znalazłam pewien... -Wszystko w porządku, Lynn? - zapytała nagle Helena z bardzo zaniepokojonym wyrazem twarzy. Aslynn popatrzyła na nią ze zdziwieniem. - Jesteś strasznie blada, moje dziecko! -To... nic takiego - wyjąkała dziewczyna, czując jak zaczyna jej się robić słabo. Co, do licha, się z nią działo? I zanim zdążyła pomyśleć, że to nagłe pogorszenie samopoczucia może mieć coś wspólnego z niedawną przygodą, poczuła jak traci przytomność. -Amelio, ja naprawdę nie mam pojęcia, co się stało. Tak po prostu... zemdlała i była strasznie blada. -Ma gorączkę - Aslynn usłyszała głos matki przebijający się powoli przez jej świadomość i spróbowała otworzyć oczy. Pierwsza próba nie wyszła zadowalająco. -To pewnie wina częstego wychodzenia na zewnątrz. A ostatnio tak strasznie wiało i było bardzo zimno. Lynnka musiała się przeziębić - stwierdziła Helena. - Mówiłam, że stanowczo za cienko ubiera się na taką pogodę, kiedy zagoniłaś ją do odśnieżania. Czy ta dziewczyna naprawdę nie ma żadnego porządnego szalika i czapki? Amelia burknęła coś pod nosem na usprawiedliwienie i nagle się ożywiła. -Dzięki Bogu, przytomnieje! Jak się czujesz, Lynn? Aslynn nie miała zielonego pojęcia, jak długo trwała jej niedyspozycja. Pewnie dosyć długo - stwierdziła z rezygnacją, kiedy po otworzeniu oczu tuż nad sobą zobaczyła mamę nerwowo mierzącą jej temperaturę i uzbrojoną w kubek z gorącą herbatą. Teraz nieprędko nadarzy się okazja, by wypytać babcię Helenę o Kuferkowo. -Połknij tabletki - Amelia nie dała dojść do słowa córce. - Żółta jet na odporność. A ta na gorączkę. Jesteś cała rozpalona! Aslynn skrzywiła się okropnie na widok kolorowych pigułek, lecz bez słowa je połknęła. Sądząc po minie staruszki, siedzącej po drugiej stronie łóżka, gorączka też była mocno naciąganą diagnozą, lecz dziewczyna wiedziała, że kiedy Amelia wpada w pielęgniarski trans, ciężko wtedy przemówić jej do rozsądku. Zresztą nie tak dawno odczuła to na własnej skórze. -Miałam ci upiec szarlotkę, ale Amy zapomniała o jabłkach - powiedziała Helena, z nadzieją wpatrując się w wnuczkę. -Nie zapomniałam, tylko nie było - wtrąciła się Amelia. -Na jedno wychodzi - skwitowała staruszka. - Jak poczujesz się lepiej, Lynnko, to zajmiemy się tymi przeróbkami -Nie ma sprawy babciu. Mogę, choćby od razu - Aslynn postanowiła skorzystać z okazji, lecz Amelia była czujna. Szybko schwyciła córkę za ramię i szczelnie okryła kołdrą. -Nic z tego, najpierw się wykurujesz. Nie można lekceważyć nawet najmniejszych przeziębień. Przecież ci mówiłam, że mogą być po tym poważne powikłania... -Mamo! Z kataru? To przecież nic takiego... -Oj tam. Poleżysz z dzień, dwa i wszystko będzie dobrze. Aslynn z irytacją wywróciła oczyma, padając na poduszki. -Przyniosę ci jeszcze herbaty z miodem - postanowiła Amelia i szybko zwróciła się do Heleny: - Mamo, nawet nie myśl, że ją gdzieś wyciągiesz w takim stanie! Ona musi się wykurować! -Nawet mi to przez myśl nie przeszło - staruszka skapitulowała i nastawiła swoje trzeszczące radyjko na jakąś mało zrozumiałą audycję. Amelia w końcu opuściła pokój i w pomieszczeniu rozbrzmiewały tylko przeraźliwe, chroboczące dźwięki muzyki płynące z niedostrojonego urządzenia oraz ciche kliknięcia drutów w dłoniach Heleny. -Babciu... - Aslynn w końcu zebrała się na odwagę. -Tak, Lynnko? -Byłaś kiedyś w Kuferkowie? W pokoju na długo zapanowało milczenie przerywane jedynie zawodzeniami płynącymi z radyjka. -Co to w ogóle za pytanie? - staruszka uśmiechnęła się, chcąc zapewne wszystko obrócić w żart, lecz Aslynn była zdecydowana drążyć temat tak długo, aż nie pojawi sie Amelia. -Ja byłam w twojej pracowni, babciu i znalazłam tam... pewien kluczyk. Kiedy posłałaś mnie na strych... znalazłam skrzyneczkę, do której pasował ten kluczyk. W środku było kilka motków. I one zaczęły się same rozwijać! Helena przestała robić na drutach i wpatrywała się we wnuczkę z trudnym do rozgryzienia wyrazem twarzy. Aslynn dałaby wiele, by wiedzieć o czym teraz myśli staruszka. -Rodzice nie mówili ci, że to nieładnie zaglądać do cudzych rzeczy nie mając na to pozwolenia? - powiedziała w końcu Helena bardzo poważnym tonem. Nagle wydała się dużo starszą kobietą skrywającą wiele tajemnic. -Ja chciałam tylko wiedzieć - Aslynn westchnęła żałośnie, chociaż czuła, że to żadne wytłumaczenie. Nie powinna tak myszkować, to było bardzo niegrzeczne. Ale stało się. - Wiesz, babciu, to Kuferkowo... to naprawdę bardzo fajne miejsce. I... może nauczyłabyś mnie, jak robić takie... niesamowite rzeczy? - wskazała na robótkę w dłoniach Heleny. Wyraz twarzy staruszki nieco złagodniał. - W Kuferkowie poznałam wiele fajnych osób i też chciałabym umieć wyczyniać takie cuda z nićmi. Miałaś rację, babciu. To naprawdę niezła magia. O wiele lepsza od tych wszystkich RPG-ów, w które grałam. I na dodatek na żywo i w kolorze. Staruszka uśmiechnęła się, chociaż dalej w jej wzroku czaiła się jeszcze niepewność. -Nigdy bym nie przypuszczała, że takie rzeczy mogą się dziać naprawdę... To tak jak w tej książce Lewisa - ciągnęła Aslynn siadając w pościeli. - W tej opowieści, w której czworo dzieci dostało się przez szafę do Narnii. -To była moja ulubiona książka - Helena znów podjęła swoją robótkę. -A z Kuferkowem jest dokładnie tak samo - dziewczyna przyklasnęła. - Tylko przejście wygląda trochę inaczej. Drzwi same wyplatają się z nici. -Moim zdaniem Kuferkowo jest o niebo lepsze od tej całej Narnii - zachichotała nagle staruszka. - I jeżeli naprawdę chcesz nauczyć się haftować, to musisz jak najszybciej wyzdrowieć - dodała, szelmowsko puszczając oko do wnuczki. Aslynn usłyszała na schodach kroki wracającej mamy. - Myślisz, że Amelia by mi darowała, gdybym zaczęła męczyć jej ukochaną córeczkę kiedy jest tak ciężko chora? Aslynn parsknęła śmiechem w kołdrę i szybko się położyła. Kiedy Amelia w końcu wtargnęła do pokoju, dziewczyna na powrót przybrała zbolałą minę i owinęła się przykryciem po sam nos, próbując nie wypaść z roli, którą jej przypisano. A siedząca tuż obok w fotelu Helena żwawo pracowała drutami nad kolejnym, wściekle różowym szalikiem, uśmiechając się do siebie tajemniczo. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |