DRUKUJ

 

Hooligans Life. Prolog

Publikacja:

 11-04-13

Autor:

 xMarcelinax
„W latach 50-tych rozwinęła się subkultura Chuliganów . w przeciwieństwie do bikiniarzy wywodzili się głównie ze środowisk robotniczych, z rodzin o niskim statusie społecznym.
Subkultura grup chuliganów opierała się na grupowej solidności, bezwzględnym posłuszeństwie wobec przyjętego sposobu postępowania wiążącego członków grupy oraz jej przywódcy. Grupa przyjmowała podział na „swoich” i „obcych”. Przy czym obcymi byli wszyscy spoza własnej grupy i spoza innych grup chuligańskich. Obcy zasługują na pogardę i brutalne potraktowanie.
Subkultura chuliganów zanikła na początku lat 60-tych, natomiast przetrwał
do dziś termin „chuligan” jako synonim dewiacyjnej postaci kultury
młodzieżowej.”*

Początkowo artykuł z krzykliwym nagłówkiem „Subkultury! Nowa rzeczywistość” zainteresował go, jednak po przeczytaniu pierwszego akapitu Diabeł wyraźnie rozdrażniony zmiął gazetę i wyrzucił daleko od siebie w kąt, dodatkowo prychając przy tym głośno, akurat w tej samej chwili, gdy do kuchni weszła Kabza, która uniosła do góry brwi widząc chłopaka, który siedział z założonymi nogami położonymi na stole i niezbyt zadowoloną miną mimo wszystko. Fakt, ona też lubiła wygodę, jednak bez przesady, są pewne normy, a przynajmniej ona była takiego zdania a i na rozluźnienie atmosfery się coś przyda.
- Nie za wygodnie ci przypadkiem? – zapytała z półuśmieszkiem, podchodząc do blatu, stając do chłopaka tyłem i włączając czajnik z wodą na poranną kawę, chociaż tak wcześnie to znowu nie było – godzina 13 stanowczo rana nie przypominała. Po takich akcjach jak wczorajsza zawsze odsypiała, chociaż zazwyczaj czuła dyskomfort, gdy nie spała u siebie, jednak kilka godzin temu nie było innego wyjścia jak zakończyć całą przygodę na mecie. „Dobrze, że chociaż Borowiec w tej całej ekipie używa mózgu i zostawił nam to mieszkanie” – pomyślała, zalewając sobie kawę, którą właśnie nasypała do pierwszego wyciągniętego z szafki kubka. Gdyby nie to, że każdy z nich ma zapasowe klucze do tego mieszkania, prawdopodobnie teraz siedzieliby w areszcie albo na jakimś przesłuchaniu. Nawet nie chciała o tym Myślec, głupi miał zawsze szczęście.
- Chcesz też? – zapytała, przerywając swoje rozmyślania, nie odwracając się dalej i mieszając, jednak nie doczekała się odpowiedzi, więc odstawiła czajnik na swoje miejsce, odwróciła się i usiadła na jednym z dziesięciu wolnych krzeseł obok chłopaka. Diabeł co prawda zdjął już nogi ze stołu, ale dalej siedział zamyślony, co w jego przypadku nie oznaczało nic dobrego i dziewczyna doskonale o tym wiedziała, bo znali się od dzieciństwa, jednak miała świadomość, że nie może naciskać teraz i dopytywać się, o co chodzi, bo i tak jej nie powie, musiało to samo z niego wyjść, więc upiła łyk kawy, krzywiąc się lekko, kiedy gorąca ciecz swoją temperaturą podrażniła jej podniebienie.
- Nie krzyw się tak, bo ci zostanie – rzucił nagle Marcel, uśmiechając się nieco złośliwie. Przeciągnął się i ziewnął – nikt nie był tego dnia raczej wyspany ani tym bardziej pełen wigoru i chęci do jakiegokolwiek działania, tym bardziej on.
- Tymek podrzucił gazetę przed pracą, nawet nie wiesz, co za głupoty tam pisali – powiedział, wskazując podbródkiem zgnieciony kłęb papierów. – Według jakieś laski chuligani już dawno wyginęli jak dinozaury i zrobiła z nich synów roboli, którzy najwyraźniej nie mieli co robić, pracować im się nie chciało, więc tłuki się na prawo i lewo z każdym, kogo napotkali – powiedział, zaciskając coraz bardziej palce na stole. Brunetka już domyślała się, o co chodzi, ale nie chciała mu przerywać – nie często się zgadzali, ale w tej sprawie miał stanowczą rację.
- Wkurza mnie to, że ludzie nic o nas nie wiedzą, a wydają opinię, bo zobaczyli jakiegoś dresa, który wyłudził 5zł od dzieciaka i od razu tylko chuligan, szalikowiec i Pan Bóg wie kto jeszcze. Jak już chcą pisać o tym, to powinni wiedzieć, jaka jest sprawa, a nie na podstawie ogólnej opinii. Ja się nie czuję jak syn roboli, nie mający co robić gówniarz szwendający się godzinami po ulicach miasta i czyhający tylko na jakieś młode dupy – dodał wzburzony, opuszczając ręce i wyciągając się na krześle. Chyba wszystkie emocje z niego już opadły, a przynajmniej tak mu się zdawało, jednak bolące mięśnie i poobijane żebra jednocześnie dały o sobie znać, więc dalej pozostał nachmurzony. Zazwyczaj nie czytał gazet i teraz żałował, że się o to pokusił. „Cholerne pismaki” – pomyślał, przeklinając wszystkich dziennikarzy w duszy. Zawsze tak było, po każdym meczu telewizja i gazety aż huczały od plotek na ich temat i, nie tylko ich – nie byli przecież jedyną taką grupą w Łodzi, tym bardziej w kraju czy na świecie, ale wszędzie mówiło się o nich tak samo. Fakt, może nie robili nic dobrego i nie wyglądało to tak, jak oni sami czuli, ale dla nich to było ważne i miało sens, a jeśli ktoś tego nie rozumie, nie czuje, to nie musi, nie jego interes. Myślami wrócił do wczorajszej nocy i mimowolnie się uśmiechnął. Gdyby nie przyjaciele nie wiedział, czy by tu siedział teraz beztrosko. Zawsze miał zdolność do pakowania się w największe kłopoty, a sam pomysł solówki z Simonem, największym kibolem Legii w Łodzi wydawał się być kiepski, ale Diabeł jak to on miał swoje zasady i przy nim żadna kobieta, która sobie na to nie zasłużyła nie będzie obrażana, a tym bardziej nikt nie podniesie na nią ręki. Mówi się kibol – ale miał od zawsze swoje zasady, w przeciwieństwie do innych. A kiedy umawiał się na solo, oznaczał to solo, a nie ściąganie bandy przykoksowanych kumpli ze sobą. Znowu napiął mięśnie, pomimo bólu. Gdyby nie to, że Anastazja miała jak to ona swoje „przeczucie” może teraz właśnie by umierał w szpitalu, pieprzeni Warszawiacy zawsze załatwiali sprawę do końca, nie przewidzieli jednak tego, że on też ma swoich braci, więc na ulicy, pomiędzy starymi kamienicami, z których tynk odpadał przynajmniej już od półwiecza rozegrała się dzika, kompletnie niekontrolowana ustawka. Wszystkie obrazy wracały do niego – podciął go, przez co zaliczył niemiłe spotkanie z twardym i mokrym od deszczu betonem ulicy. Była końcówka czerwca, ciepło, ale od czasu do czasu na ziemię spadała nagła ulewa, tak jak wtedy. Wiedział, że musi się podnieść, zanim tamten kompletnie go znokautuje, ale był zbyt blisko, dlatego pociągnął go za nogę, a potem szybko usiadł na nim, okładając go po twarzy. Czuł, jak pod jego uderzeniami pęka mu nos, ale się tym nie przejął do czasu, aż ktoś nie krzyknął, że psy jada. Wstał, spoglądając na Simona oczami pełnymi nienawiści, w których płonął jakiś dziwny, nieokrzesany ogień.
- Ciota – warknął, spluwając mu przed twarz. Nie miał zwyczaju kopać leżącego, więc widząc, że wszyscy się zbierają wzrokiem odnalazł Grubego i resztę i zwiali na metę, gdzie przyjechał do nich Michał, stary, znajomy sanitariusz i ich opatrzył, a przynajmniej tych, których było trzeba. Marcel zazwyczaj nie chciał, żeby to robił, bo „co nas nie zabije, to nas wzmocni”, wychodził z takiego założenia. A potem..
-Marcel, nie odpływaj tylko zbyt daleko, bo nie wziąłeś kompasu – powiedziała Kabza, uderzając go lekko łokciem w bok, co podziałało natychmiastowo i Krzyżanowski wyrwał się z uścisku wspomnień, które go właśnie dopadły, sycząc z bólu i patrząc na nią z wyrzutem.
- Głupia suczo, to bolało, daj mi lepiej ciasta – powiedział, masując się delikatnie po boku, w który go uderzyła. Wiedział, ze siniaki i opuchlizna nie zejdą przez najbliższy tydzień przynajmniej, chociaż mógł oberwać mocniej, tym razem przynajmniej nie miał napuchniętej twarzy. Makowiecka spojrzała na niego i pokiwała głową – wszyscy byli jak jedna rodzina, ale jego kochała szczególnie mocno, więc wiedziała, że musi go pilnować i dbać o niego. Bez żadnych pretensji podniosła się, szukając po kolei szafki ze sztućcami, a kiedy w końcu po trzech ślepakach trafiła, wyjęła jej nóż i spojrzała na niego jeszcze.
- Z orzechami czy bez?

~~***~~


Kaja spojrzała za okno. Pomimo tego, że był czerwiec, dzisiejszy dzień był jakiś deszczowy, chociaż słońce coraz śmielej wychodziło zza chmur i miała tylko nadzieję, że do wieczora się rozpogodzi ostatecznie. Czuła, że jeśli przesiedzi kolejny dzień w domu to oszaleje, ale leżenie cały czas w łóżku z przerwami na jedzenie i obejrzenie jakiegoś filmu było bardzo kuszącym zajęciem, dlatego dwa dni temu wyłączyła telefon, chowając go głęboko pod poduszką, by nie kusiło jej z naciskaniem tego magicznego przycisku „włącz”, jednak teraz stwierdziła, że koniec z tym lenistwem, chociaż wiadomość, która nadeszła z drugiego pokoju wcale nie była taka, jakiej by się spodziewała i stanowczo nie miała ochoty tego usłyszeć.
- Kaja idź do sklepu i kup mi rzeczy do ciasta, bo zrobimy zaraz jakieś z Mańką!
„Super” – mruknęła blondynka pod nosem, podnosząc się z łóżka i zamykając laptopa. „Jakby nie mogła iść Zuzka, może wreszcie by dotleniła ten pusty mózg i jakaś wiedza by się w nim zaczęła zbierać” – pomyślała jeszcze, wychodząc z pokoju i idąc w kierunku kuchni. Nigdy nie była w zbyt bliskiej więzi z siostrą, sama nie wiedziała nawet, dlaczego tak się dzieje – była to chyba jednak różnica lat i charakteru, kiedy było trzeba potrafiły się dogadać, ale w większości przypadków nie było to potrzebne i trwała pod numerem 19 swoista wojna domowa. Nie chciała nawet dyskutować teraz z mamą, wiedziała, że zbyt długo dostawała ulgi, by teraz się wymigać. Mały York zaczął skakać przy jej nodze, kiedy stanęła opierając się o framugę wejścia. Zacmokała trzy razy do niego, głaszcząc go po małej, złotej główce.
- To co mam kupić? – zapytała zrezygnowana, zaczesując palcami włosy do tyłu. Nienawidziła, kiedy spadały jej na oczy. I przysłaniały wszystko to, co działo się dookoła. Mała, żółta kartka już na nią czekała, jednak zanim dane jej było schować ją do tylnej kieszeni jeansów kobieta przeczytała wszystko raz jeszcze, dopisując kilka rzeczy.
- Wiesz jaki olej zawsze biorę, cukier, mąkę i tam resztę masz napisaną, 50zł powinno ci chyba starczyć, ale nie zgub, bo więcej nie ma i jak dasz radę, to pośpiesz się, bo nie mam zamiaru wiecznie urabiać tej masy, dobrze?
Nie zdążyła dokończyć, bo dziewczyna złapała już kurtkę i zatrzaskiwała drugie drzwi, wychodząc na klatkę schodową. Spojrzała na drzwi ze złotym numerem 17 naprzeciwko niej i decyzja była natychmiastowa. Podeszła do nich i zadzwoniła trzy razy na znak, że to ona. Odsunęła się w chwili, gdy rozległ się szczęk zamku, a w drzwiach stanęła dziewczyna, która..
- Tak właściwie, to co zrobiłaś z włosami? – zapytała Kaja, przyglądając się przyjaciółce z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy, tamta jednak wyglądała na zadowoloną i dumną zapewne ze swojego dzieła, więc poprawiła sobie czerwoną szopę i wyszczerzyła żeby w uśmiechu.
- A właśnie sobie farbowałam, pisałam ci sms’a, ale chyba masz wyłączony telefon, z tego co zdążyłam już zauważyć, więc stwierdziłam, że nie będę ci przeszkadzać – powiedziała, teraz udając nieco obrażoną. Blondynka wywróciła oczami, mogła się tego domyślić, no ale trudno, stało się, a ona nie żałowała spędzenia ostatnich godzin w czterech ścianach swojego pokoju rozmyślając „nad istotą egzystencji” jak potem się tłumaczyła. Był to całkowicie uniwersalny temat, żeby wymigać się od spotkania z kimkolwiek.
- Dobra, dobra, idziesz ze mną do sklepu? Dolores kazała mi zrobić zakupy jak na wojnę, bo robi ciasto z młodą, więc jak się pośpieszymy, to może ich przedsięwzięcie zostanie ukończone i dostaniemy jakąś słodką zapłatę – powiedziała, robiąc zachęcającą minę i spoglądając w kierunku windy, która właśnie pojechała na górę, więc podeszła i wcisnęła przycisk, by zatrzymała się też na ich piętrze, chociaż poziom 4 nie był aż tak wysoko, by schodzenie schodami było męczące, co nie zmienia faktu, że była też to swoista gra czasowa. Nina zmarszczyła brwi, jednak zniknęła gdzieś na chwilę, wracając z kurtką i wciągając na stopę czarnego trampka, drugi był już na swoim miejscu.
- Gdyby nie to, że twoja mama robi tak dobre ciasto, to bym się nie skusiła, wiesz? I nie myśl, ze ci odpuściłam, bo dalej jestem obrażona, mogłaś chociaż powiedzieć, że nie chcesz się z nikim widzieć, a nie tak po prostu wyłączasz telefon i nikt nie wie, co się z Tobą dzieje – skomentowała, zamykając drzwi na klucz – najwyraźniej Kasia, jej mama, gdzieś wyszła, więc pewnie będą mogły potem tam posiedzieć i nikt im nie będzie przeszkadzać. Stanowczo wieczór zapowiadał się dość dobrze. Żółta klatka schodowa przepełniona była odgłosem windy, która zatrzymywała się na kolejnych piętrach i dziewczyna potrafiła się domyślić, że jeszcze jedno i dojedzie do nich. Chwila czekania i jej przypuszczenie potwierdziło się, jednak nie były w niej same, przez chwilę miała ochotę się odwrócić i iść schodami, ale Nina już otwierała drzwi od dźwigu i wchodziła do niego.
- Idziesz? – zapytała, robiąc jakąś dziwną minę w jej kierunku, wiec zrezygnowana weszła, puszczając drzwi, żeby się zamknęły i rzuciła katem oka ku tablicy z przyciskami – niestety parter był już wciśnięty, więc czekała je jakże przyjemna jazdy 4 poziomy z dwoma osiłkami w dresach, które szeleściły przy każdym ich ruchu. Znała ich z widzenia, często się tutaj kręcili i mieli swoją siedzibę na 7 piętrze, ale zawsze, gdy widziała ich przed klatką wchodziła inną i przechodziła 11 piętrem. Teraz patrzyli na nie i Nina chyba zdała sobie sprawę ze swojego błędu, bo wpatrywała się w czubki swoich butów. Atmosfera była tak napięta, że wystarczyłaby jedna iska i wszystko by wybuchło. No i bach!
- Fajne włosy – rzucił jeden z nich, patrząc na dziewczynę z odcieniem burgundu na głowie, który fajnie kontrastował z jej zielonymi oczami. Podniosła głowę nieco zażenowana.
- Hm, dzięki – odpowiedziała po prostu, jednak chłopak nie miał chyba zamiaru dać za wygraną, bo dalej się jej przyglądał, trzymając ręce w kieszeniach z wyzywającym wyrazem twarzy.
- Mieszkamy w jednym bloku, a nawet się nie znamy jeszcze – zaczął, a Kaja spojrzała na drzwi – dopiero 2 piętro! – Ja jestem Tymek, a to Diabeł, Marcel – wskazał na kolegę, który stał w rogu z telefonem w rękę, podnosząc wzrok na chwile, gdy został wymieniony. Pierwsze piętro.
- Ja jestem Nina, a to Kaja – odpowiedziała czerwona, a blondynka struchlała, kompletnie nie wierząc, że tamta to zrobiła, brakowało jej jeszcze do szczęścia tego, żeby wszyscy osiedlowi szalikowcy znali jej imię, już dawno nie bawiła się w takie rzeczy i nie miała zamiaru wracać do tego, co było w przeszłości, więc czuła, jak temperatura jej ciała wzrasta, a niekontrolowany, czerwony rumieniec pojawił się na jej twarzy.
- Patrz jak zawstydzasz koleżankę, jest prawie tak czerwona jak kolor włosów jej przyjaciółki – powiedział ten stojący w kącie, ubiegając swojego kumpla. – Jak chcecie, dzisiaj robimy małą imprezę, wpadajcie pod 56.
Parter. Kaja rzuciła się na drzwi zanim jeszcze dotarły do progu, więc otworzyły się szybko, a ona wypadła z winy jak błyskawica, ciągnąc za sobą Ninę, która jeszcze wymieniała jakieś pożegnalne słówka z dresiarzami. Świat stanął na głowie kompletnie. Kiedy znalazły się przed blokiem dalej ciągnęła ją, aż nie weszły na chodnik kolejnej ulicy przed Tesco.
- Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi?! – zapytała tamta, wyrywając się z uścisku blondynki i patrząc na nią z jakimś wyrzutem. Niebieskooka, obrzuciła ją tylko spojrzeniem pełnym wyrzutu i wydęła wargi.
- Trzeba im było jeszcze nazwiska podać i numery telefonu, albo rozmiar stanika! – wybuchła, stając tym samym w miejscu. Słońce pojawiło się w pełnej okazałości na niebie, oświetlając odmalowane kilka miesięcy temu Osiedle Młodych. Wciągnęła pełne płuca powietrza a potem wypuściła wszystko z siebie, nieco się uspokajając, ale cała ta sytuacja jej się nie podobała.
- Weź przestań, panikujesz, pójdziemy dzisiaj do nich, nie?
Kaja spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami nie dowierzając temu, co właśnie usłyszała. Jeśli dziewczyna miała zamiar to zrobić, to zmiana koloru włosów stanowczo nie podziałała odpowiednio na jej neurony, które przez synapsy zaczęły przesyłać jakieś błędne sygnały.
- Chyba cię pojebało dziewczynko – skomentowała to tylko tak, ruszając w stronę sklepu. Iść na imprezę do dresów! Tego jeszcze nie było.

~~***~~

Tymek patrzył za dziewczynami, które właśnie prawie co wybiegły z bloku. Wzruszył lekko ramionami, widział już wiele reakcji, a to było coś nowego. Uniósł lekko brwi do góry.
- Chyba się podobasz tej blondynce. Jak jej tam było, Kaja?
Jednak chłopak wzruszył lekko ramionami, wychodząc przed blok i odpalając papierosa. Było mu to wszystko jedno, kolejna pusta laska robiąca pewnie lody po supermarketach czy galeriach handlowych. W tym świecie trudno było już o normalną dziewczynę i przekonał się o tym na własnej skórze. Spojrzał na wyświetlacz telefonu. 24 czerwca, jeszcze tylko 7 miesięcy.

~~***~~

Najpiękniejsze obrazy zachowuje się w pamięci, a nie ogląda na zdjęciach, tak samo jak najważniejsze wydarzenia z naszego życia przeżywa się w sercu, nigdy nie na filmach, które przypominają amerykańską komedię. Przeznaczenie było fatum, lub fortuną, lecz dopiero, gdy wszystko się kończyło mogliśmy ocenić, które z nich nas spotkało. Jednak pewne historie nigdy nie dobiegają ostateczności, bo zawsze istnieją ludzie, którzy chowają je głęboko w sercu i chcą za nie walczyć, do końca.
Sercem Łodzi od początku była Piotrkowska, a bicie tego wielkiego ośrodku ruchu nadawali ludzie, którzy żyli w tym mieście, dlatego uderzyło ono szybko, pewnie i mocno, chociaż wielu wyjechało już, szukając szczęścia na zachodzie czy gdzie indziej. W Polsce i na świecie może istniało wiele aglomeracji większych, ładniejszych, jednak tylko to jedno miejsce w centrum tego kraju miało w sobie to „coś”, co ciągnęło do niego ludzi, którzy nigdy nie byli tacy sami - każdy stanowił chodzący kłębek innych emocji i zlepieniec różnych cech charakteru. Piękni i bogaci, ćpuni, alkoholicy, robotnicy, kujoni, chuligani, to wszyscy, którzy wychowywali się tutaj, żyli, zadając sobie ciągle jedno pytanie, czy kiedyś będzie lepiej?
Miłość nie zawsze może oznaczać to samo, a przyjaźń często przeradza się w nienawiść, sam zobacz.


*„Subkultura” – Lidia Lekacz

Data:

 13 kwietnia 2011 17:40

Podpis:

 Moullin

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=67959

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl