Potęga władzy |
|||||||||
|
|||||||||
Dzień dopiero wstawał, a na błękitnym sklepieniu nieba nie dało się dostrzec choćby rozwianych przez wiatr półprzezroczystych cieni obłoków. Złociste ramiona boga Re obejmowały mocno piaszczystą Dolinę Królów, położoną u brzegów lśniącej srebrzyście w słońcu rzeki Nil. Selene spotkała Nikkalmati tam gdzie zwykle – na białej kamiennej ławie, w królewskich ogrodach, gdzie wzdłuż utwardzanej alei, wysadzanej po obu stronach daktylowcami o rozłożystych falujących na ciepłym wichrze liściach, umieszczono ich wiele. Jej przyjaciółka miała na sobie zwiewną suknię o cytrynowej barwie, a na jej uszach lśniły wysadzane drobnymi, szlachetnymi kamieniami, złote kolczyki w kształcie kwadratów z okrągłym zagłębieniem pośrodku. Selene zawsze zazdrościła jej wspaniałej biżuterii i strojów. Nikkalmati byłą żoną jednego z najbardziej wpływowych arystokratów na faraońskich dworze, więc mogła pozwolić sobie na wszystko. Choć Selene miała również zamożnego męża, ten nigdy nie kupował jej takich pięknych sukni, jakie dostawała Nikklamati. Jednak teraz nie było czasu na rozmowy o sukniach czy biżuterii, gdyż w obliczu tragedii jaka teraz spotkała Egipt były to tylko bezużyteczne błyskotki i nędzne łachy. Selene usiadła obok swojej przyjaciółki, zajętej przypatrywaniu się przejrzystemu diamentowi zatkniętym na pierścieniu, który nosiła na palcu wskazującym. Na Selene spojrzała dopiero po chwili. - O! Witaj! – powiedziała ze zdziwieniem, jakby dopiero teraz ją zauważyła. – Masz jakieś świeże wieści? - Faraon zmarł. Nikkalmati zaniemówiła. Dopiero po dłuższej chwili odzyskała głos. - Dobrzy bogowie – wyszeptała słowa modlitwy. – Błagam was, jeśli rzeczywiście istniejecie, nie wrzućcie jego bezbronnej duszy w paszczę krwiożerczego ameita. - Ozyrys osądzi go sprawiedliwie – zapewniła ją Selene. – Dla dobrych ludzi bogowie są łaskawi, a on na pewno do takich należał. Przez jakiś czas nie mówiły nic. Wsłuchały się w pieśń kryjących się w zaroślach ptaków i beztroski szum wody, płynącego przez zielony ogród strumienia. Rozłożyste liście palm szeleściły dotknięte mocniejszym podmuchem wiatru, do wtóru spokojnej muzyki królewskich ogrodów. - Został otruty. Nikkalmati spojrzała na swoją przyjaciółkę, jakby ta była niespełna rozumu. W jej migdałowych oczach pojawiły się iskierki niedowierzania. - Nie… Jak to możliwe? Skąd wiesz? - Mój mąż nie został wezyrem tylko ze względu na urodzenie. Tak wysoki urzędnik w państwie musi coś sobą reprezentować. Nikkalmati westchnęła. - Ale kto... Kto byłby do tego zdolny? - Tylko ktoś komu zależałoby na władzy… - Chyba nie mówisz o… Selene przyłożyła palec do ust, po czym rozejrzała się podejrzliwie dookoła. - Nikomu ani słowa – powiedziała przyciszonym tonem. – Na razie to tylko podejrzenia. A poza tym teraz to on jest faraonem i nie możemy go o nic posądzić, nawet jeśli mamy niezbite dowody. Władza jest wyłącznie w jego rękach. Jeśli sprowadzimy na siebie jego gniew, to nie pomogą nam nawet wysokie stanowiska naszych mężów. Nagle trzasnęła gałąź. Przerażone Selene spojrzała w stronę źródła dźwięku. Serce zabiło jej mocniej. Rozejrzała się ostrożnie dookoła, jednak nie dostrzegła niczego podejrzanego. - Ta rozmowa niech zostanie tylko między nami – poprosiła przyjaciółkę. – Mąż nie pozwolił mi mówić o swoich przypuszczeniach komukolwiek. Tobie zrobiłam wyjątek. Proszę, nie mów o tym nikomu. To może kosztować nas życie. Żyjemy w ciężkich czasach. Jedno niewłaściwe słowo w niewłaściwym gronie, a zostaną z nas trupy… Na dworze jest wielu ludzi chcących przypodobać się nowemu królowi. Potęga władzy faraona dosięgnie nas jeśli dowie się czegoś o tej rozmowie… I o przypuszczeniach mojego pana męża. Nikt nie może się dowiedzieć… - Nie zdradzę nikomu ani słowa . Przyrzekam. Ich dalsza rozmowa zmieniła tor. Porzuciły sprawy polityki i zaczęły rozmawiać o sukniach i o innych błahostkach, o których tak uwielbiają rozmawiać kobiety. O śmierci faraona nie powiedziały już ani słowa. Lepiej nie mieszać się do spraw, których się nie pojmuje. A polityki do końca nie pojmuje nikt. Rozeszły się dopiero wieczorem. Czerwona kula gasnącego słońca chyliła się wtedy ku zachodowi, a nad wszystkimi świątyniami w mieście zawisła gorzka woń kadzidła oraz żałobne treny kapłanów. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |