Warszawskie OPIUM 2/2 |
|||||||||
|
|||||||||
WARSZAWSKIE OPIUM 2/2 Sc. 50. Szkoła reklamy. Dzień. Ania stoi z młodymi ludźmi w grupie na tarasie przed szkołą. Wszyscy palą papierosy. Zbliża się do nich Zło. Ania zaciąga się głęboko. Chłopak chcę podejść bliżej do Ani, żeby ją pocałować w policzek. Ania odsuwa się zapobiegawczo i macha do niego ręką. Ania Cześć. Zło wścieka się. Zło Możemy porozmawiać? Ania Jasne. Dziękuje raz jeszcze. Ania nie rusza się z miejsca. Wyciąga pieniądze z kieszeni i daje je Złu. Zło patrzy na pieniądze zgniewany. Odbiera je. Ania zaciąga się głęboko. Zło (ostro) Wyrzuć tego szluga. Ania (zaskoczona) Co? Zło (grobowo) Słyszałaś. Ania nie reaguje. Zło chwyta ją mocno za rękę w której trzyma papierosa i próbuje jej go strącić. Ania nieudolnie próbuje wyrwać się z jego uścisku. Ania Zostaw! Zło nie reaguje. Blondyn, z którym Ania stała w grupie chwyta chłopaka za rękę i wykręca mu ją do tyłu. Zło wściekły puszcza dziewczynę i zaciska zęby z bólu. Blondyn Chyba nie zrozumiałeś koleżanki. Mówiła, żebyś ją zostawił! Blondyn puszcza rękę Zła. Ten otrzepuje się i z żądzą mordu patrzy na Anię. Zło Anka, idziemy! Ania (spokojnie) Maciek, ja nigdzie nie idę. Zło Właśnie, że idziesz! Zło robi krok w jej kierunku. Blondyn staje przed Anią. Ania Maciek, chyba będzie lepiej jak sobie odpuścisz. Zło zaciska zęby bardzo mocno. Zerka na blondyna. Ania także na niego spogląda. Ania (do blondyna) Dzięki Tomek, już sobie poradzę. Blondyn stoi jeszcze chwilę patrząc na chłopaka, po czym dołącza do grupy przed szkołą. Zło Co ci odbiło? Ania Przepraszam Cię Maciek, ale ja nic do ciebie nie czuję. Myślałam, że może tak, ale teraz już wiem na pewno, że nie. Zło Bo co, bo popracowałaś trochę w Opium i Ci wodę z mózgu zrobili? Teraz będziesz jak te wszystkie dziwki rolować facetów. Ania Nie, Maciek. Nie mam zamiaru, dlatego mówię Ci prosto z mostu. Nie mogę się z tobą więcej spotykać. To nie ty zawiniłeś, ja jestem… Mam problem z psychiką i muszę iść do lekarza. Ale nie chcę już nigdy więcej robić ci nadziei na cokolwiek. Zło Tak, myślałem. Że jesteś zwykłą kurwą. Udajesz taką paniusię, co niewiadomo jaka jest miła. To już koniec udawania szmato. Wszystkim powiem jaka jesteś zajebiście popierdolona. Zło zaczyna krzyczeć do ludzi palących przed szkołą. Zło Ej ludzie! To jest najbardziej popierdolona laska w szkole. Nie zbliżajcie się do niej. Zależy jej tylko na kasie. Blondyn podchodzi dwa kroki do Ani i Zła. Zło wychwytując to odwraca się i idzie w kierunku ulicy. Zło (nie odwracając się, głośno) Pierdolę cię Ania patrzy za oddalającym się chłopakiem. Kręci głową i wpatruje się w ziemię. Wzdycha. 17. Ext. Centrum miasta. Ranek. Dziewczyna jedzie przez miasto tramwajem. Ogląda warszawskie krajobrazy. Spogląda na zegarek. Wychodzi z tramwaju i szybko idzie w kierunku szpitala. 18. Int. Szpital. Sala poporodowa. Ania uśmiecha się szeroko, kiedy wchodzi do pokoju. Karolina leży na łóżku, jest przykryta kocem, czyta gazetę. Kiedy zauważa koleżankę także się uśmiecha. W pokoju leży jeszcze jedna młoda kobieta. Śpi. Dziewczyny zaczynają cicho mówić. Ania (cicho) Hej. Karolina (radośnie, przyciszonym głosem) Cześć! Ania Przyniosłam ci rzeczy o które prosiłaś. Mam jeszcze trochę czasu, przed pierwszym dniem nowej pracy. Ania wyciąga z plecaka czerwony kubek Nescafe, stawia na szafce Karoliny, wkłada do niego sztućce. Karolina (uśmiechnięta) Dzięki, Aniu. Super, nie będę już musiała pożyczać od wszystkich. Ania patrzy jeszcze przez chwilę na kubek. Uśmiecha się. Ania Tobie na pewno bardziej się przyda. Jak się w ogóle czujesz? Karolina (cicho) Teraz już dużo lepiej. Myślałam, że ten ból nigdy się nie skończy. Dzwonił do mnie Mateusz. Kazał cię pozdrowić. Nie wiem jak się dowiedział. Ania (Głośno) Mówił, co u niego? Ania krzywi się i spogląda na śpiącą dziewczynę. Wraca wzrokiem do Karoliny i mówi bezgłośnie „sorry”. Karolina (cicho) Mówił, że zostawił dziewczynę w Irlandii i wrócił do Warszawy. Mówił, że Grzesiek zachorował na AIDS. Ania (cicho i smutno) Wiem. Gadałam z Andrzejem. Kiedy z nim gadałaś? Karolina Z Andrzejem? Ania (trochę za głośno) Z Mateuszem? Kiedy to było? Karolina Bo ja wiem dwa, trzy dni temu. A co? Ania (cicho) No nic, też się z nim widziałam, dawno, ale nie wiedziałam, że już nie są razem. Karolina (uśmiecha się) On chyba coś do ciebie czuje. Ania (głośno) Kto? Ania i Karolina zerkają na śpiącą, która przekręca się na bok. Dziewczyny wracają do siebie wzrokiem. Karolina No, kto? Mateusz. Sposób w jaki patrzył na ciebie. Powinnaś się z nim spotkać. Ania Wydaje ci się. Karolina Uwierz mi, że nie wydaje mi się. Marzyłam o tym, żeby tak na mnie kiedyś popatrzył. Ania patrzy na Karolinę zdziwiona. Karolina śmieje się smutno. Karolina Ale, to już jest dla mnie wszystko nie ważne. Wiesz. Jakby wszystko przestało mieć znaczenie, poza nim. Ania potakuje zamyślona. Karolina Co to za praca? Ania W jakimś sklepie z firmowymi ciuchami. Nic specjalnego. Karolina No to powodzenia. Jak stąd już wyjdę to też będę musiała czegoś poszukać. Póki co, mam miejsce w Domu Matki. W szpitalu mi załatwili. Ania A co z Markiem? Będzie płacił alimenty. Karolina To nie słyszałaś? Nie wypłacił nikomu kasy na koniec miesiąca. Wyjechał do Włoch ze wszystkimi utargami. Podobno jakaś mafia go ścigała, czy coś. Uciekł. Właścicielka Opium zgłosiła to na policję i teraz oni też go szukają. Do pokoju wchodzi pielęgniarka. Wnosi maleńkie dziecko. Karolina smutną minę zamienia na wielki uśmiech. Pielęgniarka Już czas karmienia. Ania potakuje łagodnie. Podchodzi do malca, chwyta go za rączkę i delikatnie potrząsa. Ania Witaj maleństwo. Masz całe życie przed sobą, a ile decyzji. Ania macha ręką Karolinie na pożegnanie, ale ta jej nie widzi, zapatrzona w dziecko. Ania uśmiecha się i wychodzi. Karolina karmi piersią noworodka z matczyną miłością w oczach. PL. Ulice warszawy. Przystanek autobusowy. Dzień. Ania stoi na przystanku sama. Auta jadą po ulicy z zawrotną szybkością. Ania patrzy w niebo. Ania (marudząc) Babciu? Ania czeka na coś, ale nic się nie dzieje. Zrezygnowana zerka na plakat reklamowy zawieszony na boku przystanku autobusowego. Na plakacie jest para aktorów, a tytuł filmu brzmi „Miłość Ci wszystko wybaczy?”. Ania uśmiecha się do plakatu. Zaczyna się śmiać na głos. Smutnieje w momencie. Spogląda na zegarek. Rozgląda się i wstaje. Zaczyna biec prostopadle do ulicy. Wn. Mieszkanie Mateusza. Dzień. Ania stoi przed drzwiami mieszkania nr 8. Jest zdenerwowana. Zbiera się w sobie żeby zapukać. W końcu puka nieśmiało i cicho. Nic się nie dzieje. Ania odwraca się od drzwi. Ania (w zadumie, smutno) Hmm. Pewnie jesteś w pracy. Ania stoi tak przez chwilę. Wraca do drzwi i puka tym razem energicznie, głośno i długo. Mateusz wchodzi na korytarz klatki. Zastaje Anię dobijającą się do niego. Uśmiecha się, ale zaraz poważnieje. Ania go nie widzi. Mateusz podchodzi bliżej. Mateusz (poważnie) Znowu się zgubiłaś? Ania odwraca się zaskoczona. Nie wie co powiedzieć. W końcu uśmiecha się do niego. Ania Nie. Nie zgubiłam się. Mateusz To może wejdziesz? Ania (zdeterminowana) Nie. Mateusz zmieszany uśmiecha się. Mateusz Nie sądziłem, że nawet w moich marzeniach będziesz taka… Niedostępna. To nie sprawiedliwe. Ania (uśmiecha się zakłopotana) Wiesz, jestem Ci winna wyjaśnienia. Wtedy, jak mnie znalazłeś, ktoś dosypał mi czegoś do drinka. Mateusz (uśmiechnięty) Ania… Ania Poczekaj, to nie wszystko. Tam na tej ulicy, dotarło do mnie, że robiłam różne rzeczy, które wyparłam z pamięci, że rzeczywistość pomieszała mi się z fikcją i fikcja z rzeczywistością. I wtedy, jakby byłam kimś innym. I nie wiem co robiłam, to znaczy teraz już wiem. Wciągałam amfetaminę z Kaśką. Ale nie wiem dlaczego. Mateusz (poważnie) Wiem, Kaśka chyba wszystkim o tym powiedziała. Ania (głośno) To wiedziałeś? Z mieszkania naprzeciwko, wychodzi staruszka o kulach. Spogląda na młodych uśmiechając się. Mateusz podchodzi do niej. Mateusz (do staruszki) Dzień Dobry Pani Halinko. Pomogę. Staruszka uśmiecha się do niego serdecznie i potakuje głową. Mateusz bierze klucze od staruszki i zamyka jej mieszkanie. Staruszka skina jeszcze raz głową i odchodzi powoli podpierając się na kulach. Mateusz zwraca się do Ani. Mateusz Może jednak wejdziemy. Ania stanowczo kiwa głową na nie. Patrzy za oddalającą się staruszką. Staruszka wsiada do windy. Drzwi od windy się zamykają. Ania zwraca się twarzą do chłopaka. Ania Sam widzisz, że masz do czynienia z wariatką. I nie wiem sama, ty jesteś taki cudowny i pewnie cię to nie obchodzi, ale musiałam tu przyjść, żeby później nie mieć do siebie żalu… Mateusz Aniu, czy pozwolisz mi coś w końcu powiedzieć? Ania smutno potakuje. Mateusz przysuwa się do niej. Bierze ja za rękę. Mateusz Wtedy, jak w Opium polała Ci się krew. Tak bardzo chciałem zostać przy tobie. Zaopiekować się tobą. Ania patrzy na chłopaka zdziwiona. Mateusz Zamknąć cię w ramionach, i chronić przed całym światem. Ale chciałem być fair w stosunku do mojej dziewczyny. Myślałem, że jak się od ciebie oddalę, to, to co do ciebie czuje zblaknie, zniknie. Ale to była pomyłka, tylko się tam męczyłem. Z moją dziewczyną już nic nas nie łączyło. Ania delikatnie się uśmiecha. Zaczyna do niej docierać znaczenie słów Mateusza. Mateusz Jak tylko wróciłem szukałem cię w Opium, ale dowiedziałem się co się stało i, że już nie pracujesz. Myślałem, że kogoś zabiję. Nikt nie miał twojego telefonu. Ja nie miałem twojego telefonu. Potem wyszedłem na ulicę i usłyszałem twój krzyk. I znalazłem cię ledwo żywą, zaćpaną, ale jak zaczęłaś oddychać dziękowałem Bogu, że tam leżysz. I próbowałem ci to powiedzieć ostatnio, ale nie dałaś mi dokończyć. Już wtedy chciałem ci to powiedzieć, tam w tej łazience. I chcę żebyś wiedziała, że nie obchodzi mnie czy jesteś wariatką czy nie i, że jesteś najcudowniejszą dziewczyną… Ania przerywa monolog chłopaka pocałunkiem. Oboje całują się żarliwie i na chwile przerywają. Mateusz uśmiecha się od ucha do ucha i kręci głowa z niedowierzaniem. Ania ma łzy w oczach ze szczęścia. Uśmiecha się promiennie. Ania Kocham cię, Mateusz. Boże, jak ja cię kocham. Mateusz ucieszony chce pocałować Anię jeszcze raz, ale dziewczyna wyrywa mu się. Ania (cofając się, z uśmiechem) Muszę już iść. Powinnam być już w Złotych Tarasach, bo dzisiaj mam pierwszy dzień pracy. I tak się już spóźniłam, ale biegnę. Tylko nie znikaj znowu. Proszę cię. Czekaj tu na mnie. Wrócę za kilka godzin. Mateusz zdziwiony, ale uśmiechnięty opiera się o ścianę. Patrzy za oddalającą się biegiem dziewczyną. Zaczyna się głośno śmiać. 19. Int. Sklep z ubraniami. Południe. Ania, razem z dwoma dziewczynami stoi przed blatem kasy sprzedażowej w sklepie z ubraniami. Ruda długowłosa dyrektorka wkłada notes do torebki i wstaje zza lady. Dyrektorka Jeśli jeszcze raz się spóźnisz wylatujesz. Żeby w pierwszym dniu już się spóźnić to już jest szczyt wszystkiego. Ania (nie mogąc ukryć szczęścia) Tak, jak mówiłam musiałam jeszcze pomóc swojej babci. Dyrektorka Dobrze. Teraz to ja idę coś zjeść. Zaraz wracam. Na razie dziewczyny wytłumaczą Ci wszystko. Dyrektorka wychodzi, a pozostałe dwie pracowniczki patrzą na siebie z uniesionymi brwiami. W końcu jedna zwraca się do Anki i zaczyna mówić niecierpliwym tonem. Dziewczyna Ok. Skoro masz tu pracować musisz znać kilka podstawowych zasad. I ani słowa dyrektorce, to musi zostać między nami, rozumiemy się? Ania patrzy na nią szeroko otwartymi oczami. KONIEC |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |