DRUKUJ

 

No Room For You, czyli historia pewnej piosenki

Publikacja:

 12-11-20

Autor:

 borsukoff
Są takie wydarzenia, są takie wytwory ludzkiej działalności, które to, choć wyjątkowe i często wartościowe, jawią się niczym meteoryty. Są przez chwilę tylko po to, aby zniknąć z horyzontu, może nawet z pamięci. Bywają też, co oczywiste, i tacy ludzie. Czasem ci ludzie mają do zagrania jakąś rolę, na przykład pierwszej kochanki czy aktora znanego przede wszystkim z jednej roli. I może to być zarówno Stanisław Mikulski, jak i aktor grający Ridge’a Forestera w „Modzie Na Sukces”. Czy wdzięczna rola? Czy rzeczywiście są to postacie i wydarzenia chwilowe i nieistotne po tygodniach, miesiącach, latach? Trudne pytanie, ocierające się nieco o sens egzystencji, jeśli ma ona sens…

Nie będę wypowiadał się na temat pierwszej kochanki, nie tym razem. Innego razu też nie będzie, bo sam nie wiem, która była tą pierwszą… Nie chcę też wspominać jakiegoś mniej lub bardziej podrzędnego serialowego aktora. To chyba nie dla mnie…

Chcę przypomnieć historię pewnej piosenki, piosenki w pewnych kręgach kultowej (to oklepane i tak naprawdę niewiele mówiące określenie akurat tutaj jest jak najbardziej właściwym). No Room For You — utwór sprzed jakichś trzydziestu lat, którego nie wydano na „prawdziwej” płycie nawet czasach, gdy takie granie było nie tylko modne, ale i promowane przez media.

Punk & Disorderly — w czasach przed internetowych to właśnie kompilacje muzyczne wydawane na winylu czy też na kasecie były dla rzeszy potencjalnych i zadeklarowanych fanów informacją o tym, że gdzieś jest jakiś zespół, którego wcześniej nie poznaliśmy. Do jednych z najważniejszych zalicza się wciąż składanka, która już po okładce (zdjęcie kilku punków z efektownymi, kilkudziesięciocentymetrowymi irokezami) zachęcała, aby zapoznać się z zawartością muzyczną. Na tejże płycie (w naszym kraju dostępnej w wersji kasetowej, gdy piractwo fonograficzne było legalne) zaprezentowano kilkanaście piosenek. Niemal same bomby wykonywane przez GBH, Blitz, Dead Kennedys… i przez Demob.

Demob — zespół jednej piosenki. Zespół, który w czasach swojej świetności zarejestrował bodaj pięć piosenek. W tym tę jedyną — No Room For You. Smutny, smętny, choć uliczny i punkowy, głos wokalisty, dość proste słowa, takaż gra na instrumentach i… miejsce w mojej głowie do dziś. Miejsce, które powinna pewnie zajmować pierwsza kochanka…

Wiem, że Demob reaktywował się kilka lat temu. Nawet wydał jakąś płytę. Ale to nie jest mój Demob, to nie jest moja kochanka…

Chciałbym kiedyś znaleźć się — chociaż we śnie, bo na kapsułę do podróży w czasie nie mam co liczyć, —w jakimś zapyziałym podlondyńskim klubie na ICH koncercie. I tak po kilkunastu minutach oczekiwania pojawiłoby się trzech białych punków i jeden… czarnoskóry.

Wokalista, po przywitaniu z publiką, rzuciłby jakieś siarczyste przekleństwo, po czym zapowiedziałby pierwszą piosenkę — No Room For You. Po nieco ponad dwóch minutach zapowiedziałby kolejny utwór takimi słowami: a teraz zagramy piosenkę ze składanki Punk & Disorderly. Kolejne nieco ponad 120 sekund i kolejna zapowiedź: teraz zagramy wam nasz największy przebój — No Room For You… Znowu jakieś dwie minuty i następna zapowiedź: teraz zaś kawałek, który wydaliśmy na naszym singlu — No Room For You. I tak jeszcze kilka razy. I tak jeszcze ze dwadzieścia minut. A potem bisy, o które publika (ze mną, jako najgłośniejszym z krzykaczy) domagała się przez kilkanaście minut. No Room For You…

A na koniec zmęczony wokalista, czytający tekst z kartki przez cały koncert, zaprosiłby nas na następny występ. Jutro, w tym samym miejscu, o tej samej porze.

Data:

 20 XI 2012

Podpis:

 borsukoff

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=73621

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl