DRUKUJ

 

Island- poprawiona wersja

Publikacja:

 12-12-28

Autor:

 Konvoy
Island

Jestem boginią pająków. Owłosione i obrzydliwe ośmionogie stwory są przy mnie obecne od niepamiętnych czasów. Owszem również jestem ohydna ze swoim ogromnym odwłokiem-ale nie zawsze tak było.

Dawno temu wraz z mym przyjacielem, znaleźliśmy portal do innego świata.
Gdy przekroczyliśmy próg, znaleźliśmy się na wyspie. Ona zaś była otoczona czerwoną mazią. Piasek na brzegu był szary, tak samo jak niebo, które kontrastowało z czarnym księżycem. Kilka metrów od nas rozciągał się ciemno zielony las. Spojrzałam po chwili na mojego kompana. Widziałam
w jego oczach strach. Zaczął panikować, gdyż portal, przez który przed chwilą przeszliśmy, zniknął. Zostało nam tylko przeć na przód.
Przeciskając się przez różnego rodzaju śliskie, śmierdzące, ohydne gęstwiny, za każdym razem, gdy mój kompan usłyszał jakiś dziwny dźwięk, zaczął łkać. Otaczał nas półmrok połączony z nieznanymi nam odgłosami. Po chwili zaczęłam słyszeć w mojej głowie szepty. Mówiły mi, że nie mam się czego bać, że jestem bezpieczna. Normalny człowiek taki jak mój przyjaciel by krzyczał albo zaczął uciekać. Ja nie. Nie umiałam tego opisać, ale nie czułam się źle względem tego miejsca.
Nie umiałam określić, ile już idziemy. Minęła wieczność, zanim zobaczyliśmy w oddali jakąś polanę. Zatrzymaliśmy się na niej. Tak jak piasek, trawa była szara, jakby była pokryta popiołem. Po wielu za i przeciw, postanowiliśmy usiąść na niej. Nic się nie stało. Oparłam więc i ręce na trawie. Podniosłam mą obolałą od myśli głowę do góry. Niebo robiło się bardziej szare. Mój kompan na chwile się uspokoił. Nagle, zaskoczył mnie tym, że zaczął mówić jak nakręcony
o tym, że przy nim jestem bezpieczna i że się jakoś stąd wydostaniemy. Choć dokładnie wiedziałam, że to nie jest prawda oraz pewnie sam próbuje uwierzyć w swe słowa to
i tak mu przytakiwałam.
Postanowiliśmy spędzić tu noc.
Wstałam więc zrezygnowana by poszukać jakiegoś drwa na ognisko. Niechętnie się zgodził. Gdy znalazłam się poza polaną czułam, że ktoś mnie bacznie obserwuje. Ciarki chodziły mi po plecach, gdy coś ruszało się w krzakach. Gdy
z ulgą podnosiłam ostatni kawałek drzewa, spadło mi coś na kark. Odruchowo krzyknęłam i wyrzuciłam w powietrze to, co miałam w rękach. Zaczęłam skakać w lewo i w prawo trzepiąc rękami głowę.
Nagle przybiegł do mnie Paul (zapomniałam wspomnieć, że tak ma na imię mój kolega) ze strachem w oczach, stał jak wryty i patrzył na moje szalone wyczyny. Nagle się spytał
-Co się stało?
Ja mocno poirytowana tylko wzdychnęłam. Uspokoiłam się po chwili i pogoniłam go, by pomógł mi pozbierać do końca drzewo.
Gdy wróciliśmy rozpaliliśmy ogień. Jak ja uwielbiałam zapach ogniska.( Od razu przypominało mi się dzieciństwo, gdy mój tata zabierał mnie na nocowanie w lesie) Chwilę przy nim posiedzieliśmy. Postanowiliśmy wartować, czyli gdy jedna osoba będzie spała druga zaś będzie ją pilnowała. Ja, jako pierwsza miałam iść spać. Położyłam się więc.
Gdy się obudziłam było tak ciemno, że ledwo widziałam jego. Ogień zgasł. Paul leżał obok mnie zwinięty w kłębek
z otwartymi oczami. Podpełzłam do niego i go przytuliłam. Wyglądał jak przestraszony chłopiec, nic na to nie poradzę. Przynajmniej zginiemy razem.
Gdy wstaliśmy zauważyłam, że okalała nas biała mgła.
- No pięknie- powiedziałam ze łzami w oczach.
Opadłam więc zrezygnowana na ziemi.
Nagle moją uwagę przykuł czerwony kwiat rosnący na środku polany.
Nawet przez mgłę go widziałam.
-Jak mogłam go wcześniej nie zauważyć?- pomyślałam.
Wstałam otrzepując spodnie rękami. Przyjaciel zaczął się dopytywać gdzie idę. Nie odpowiedziałam. Będąc już przy roślinie, uklęknęłam. Pierwszy raz widziałam coś tak pięknego. Jego płatki okalała czerwona rosa- błyszczała. Idealnie się maskowała z jego kolorem. Zerwałam kwiatka nie licząc się z ostrzeżeniami mojego kompana. Darł się na mnie, błagał a nawet próbował mnie od niego odciągnąć siłą. Nie poskutkowało. Na jego nieszczęście byłam silniejsza i odepchnęłam go na bok. To mnie wzywało. Przybliżyłam roślinę do mojego nosa i powąchałam ją. Pachniał krwią.
I już wiedziałam, co to była za maź otaczająca wyspę.

Nagle ten kwiatek zaczął gnić. W moje nozdrza uderzyła woń rozkładającego się mięsa. Mój przyjaciel na czworaka dołączył do mnie i zaczął znowu na mnie krzyczeć i potrząsać mną z histerią. Nagle z tej dziury, która powstała po wyrwaniu tej rośliny, zaczęły wypełzać pająki. Ich odwłoki były duże i mięsiste. Zaczęliśmy uciekać. Przyjaciel płakał a ja skupiłam się na drodze. Domyślałam się, że nie przeżyjemy. Nie znamy tego miejsca, a pająki już nas doganiały. Wydawałoby się, że to nasz koniec. Ale ja byłam spokojna. Szepty znowu się nasiliły i zaczęły mnie uspokajać. Nagle się zatrzymałam. Przyjaciel nawet się nie odwrócił za mną, tylko biegł dalej. Stałam jak wryta i czekałam. Nie wiem na co dokładnie, ale czekałam. Odwróciłam się. Pająki już mnie minęły.

- O co tu chodzi?- Wyszeptałam wyschniętymi na popiół ustami.
Po chwili usłyszałam przerażający krzyk. Było pewne, że pająki dopadły mego towarzysza.
Nagle coś zaczęło mnie stukać w plecy. Czułam zapach zgnilizny. Wiedziałam, że to co za mną stoi, to nie jest człowiek. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam śmierć.
Jak teraz o tym tak myślę, to wtedy w tamtym właśnie momencie, umarłam.

Bym o tym zapomniała. O tym bólu oraz zaskakującym spokoju, który przeszywał mnie nieustannie. O tym rozdarciu, kiedy coś ciągnęło mnie do ciemnej i zimnej jaskini. Byłam na wpół świadoma. Nadal moja dusza znajdowała się w tamtym ciele i szarpały mną emocje. Gdy „dotarłam” na miejsce, zamknięto mnie w kokonie. Nic nie widziałam. Pachniało tam zgnilizną. Pragnęłam tylko, by moja dusza opuściła to skażone ciało i trafiło obojętnie czy do nieba czy piekła. Byle tyko jak najdalej stąd. Szepty napełniły mi głowę, a ja próbowałam się im oprzeć. Bezskutecznie. Jak ręką objął zapomniałam, co mnie dręczyło i co bolało.
Zasnęłam.

O to Ja, Bogini Pająków z niezwykłą historią. Jestem przestrogą dla tych, których interesują inne światy. Zostańcie w swoim ciepłym świecie. Mordujcie się nawzajem w wojnach lub się kochajcie. Dobrze wam radzę. Jeżeli jednak postawicie nogę na mojej ziemi pamiętajcie, nie będziecie mogli opowiedzieć o tej wyspie nikomu.

Data:

 22-12-2012

Podpis:

 Konvoy

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=73944

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl