Opowieści starego magnata 1 |
|||||||||
|
|||||||||
Opowieści starego magnata 1 Starszego pana bolał dziś krzyż. Ubrany w surdut i wyświechtane spodnie, w na wpół zdartych kapciach, uwijał się w swoim mieszkaniu. A lokal zagracony miał niezwykle. Na zakurzonych meblach, które powstanie styczniowe z 1863 roku pamiętały, walały się sterty gazet, spinaczy i wielokolorowych kłębków nici. Dawno już cerował starszy pan swoje skarpety, ale posprzątać i schować motki zapomniał. Na ścianach, co to nie malowane były ze trzydzieści lat, wisiały rzędami, krzywo pozawieszane stare obrazy. Niektóre były nawet cenne, lecz i tak ich nikt nie oglądał, oprócz starego dziwaka. -Gdzie ja to mam !- wykrzyknął nagle starszy pan - gdzie ja to mam ? Poszukiwał usilnie, starej zeszłorocznej gazety, z pewnym artykułem o godle Polski. - Paw, kura, a może mucha ! - śmiał się starzec sam do siebie - co za niedorzeczności piszą ci młodzi redaktorzy. - Gdzie to jest, cholera gdzie to jest? -denerwował się i chodził w kółko. Aż wreszcie dostrzegł coś w starym bucie, pożółkłego i zniszczonego. Zerwał się mimo bólu w kręgosłupie i zakrzyknął - mam! Artykuł był upiornie infantylny i beznadziejnie jednostronny. Nic do końca nie tłumaczył i nie wyjaśniał. Pokazywał niby denary Chrobrego i niejednoznacznego ptaka na pierwszej polskiej monecie. Opisywał też starą legendę o tym jak Lech, protoplasta Polaków, znalazł orle gniazdo i stąd godło naszego kraju. - Cholery nie znają historii, ja bym ich kijami lał i na konia po grzbiecie wchodził !-zakrzyknął starzec i ubawiony ostatnią myślą podszedł do szafy gdańskiej. -Koziorożec, lew, lew, koza, rycerz - szeptał powoli starzec i dotykał rzeźbionych rogów szafy. Obejrzał się, czy brudne firany i story dobrze zaciągnął, jedne trochę poprawił, że prawie ciemno w pokoju się zrobiło, i znów zaczął rzeźbione reliefy dotykać. -Koziorożec, lew, lew, koza, rycerz - powtórzył staruszek. Coś zgrzytnęło, coś jakby mechanizm zaskomlało i szafa powolutku odsunęła się. Spojrzał w ciemną otchłań i przypomniał sobie, jak jego ojciec, wiele lat temu pokazał mu tą skrytkę. Przeszły go ciarki na wspomnienie tamtych chwil. Westchnął przypominając sobie rodzica, który od z góry trzydziestu lat spoczywał w mogile. Dotknął głowy lwa na szafie i przekręcił w lewo. Zrobiło się jasno. Ujrzał wiele stopni w dół, szesnaście dokładnie, potem nagły skręt, pięćdziesiąt kroków prosto i znów schody, chyba ze trzydzieści. Piwnica zbudowana z megalitycznych skał, robiła przytłaczające wrażenie. Idealnie przycięte megality bez przerw i szpar, niepozwalające by włożyć żyletkę nawet, tworzyły niesamowitą scenerię. W rogach zakrętów, stały po dwóch stronach rzeźbione kamienne gryfy. Idąc korytarzem dotknął jednej ze ścian. Zaśmiał się na myśl, że przyjdzie tu z archeologiem i zapyta - ile to ma stuleci ? Wiedział, że nigdy tego nie zrobi, choć myśl była kusząca. Zobaczyć ich miny, byłoby niezwykle ciekawe. Doszedł do kamiennych drzwi z reliefami prastarej łodzi i człowieka płynącego w nieznane. Inny człowiek, o ciemniejszej karnacji wpatrywał się na tego w łodzi, lecz tamten oddalał się. W dali lądu widać było starożytne miasto. Przytrzymał kamienny rygiel z boku drzwi i obrócił o 270 stopni. Drzwi powoli, ze skrzypieniem otwarły się. Wszedł do środka i przełącznikiem zapalił lampę. Co za kontrast - pomyślał, komnata mająca tysiące lat i światło elektryczne. Przypomniał sobie, że,,oni,, też znali elektryczność.,, Oni,, ci z pradziejów, zawsze tak o nich mówił. Megalityczna komnata była dość duża. Cała zawalona regałami z zakurzonymi rękopisami, papirusami, a w niektórych miejscach z glinianymi tabliczkami. Całę sterty ksiąg, niektóre w miedzianych zdobionych antycznych pojemnikach i inne w plastikowych. - Niezliczona ilość wiedzy i ja, ja sam ! - zakrzyknął staruszek, i podrzucił jakieś papiery pisane greką. - Niektórych nikt już nie odczyta, bo zapomniano takiego pisma ! - krzyczał i tańczył, szalony taniec. - Tu jest zgromadzona wiedza narodów, traktaty, bitwy, nieznane religie, co dusza zapragnie ! - śmiał się starzec. Na środku tej komnaty z zamierzchłych czasów, znajdował się stary rzeźbiony dębowy stół i równie stare krzesło. Obok z boku ujrzał zegar. Piękna artystyczna robota odlewany z mosiądzu - zegar Kopernika. Kto wie pięćdziesiąt metrów nade mną, że mam tu teraz w ręku takie cacko - zaśmiał się szalony starzec. Przypomniał sobie po co przyszedł, wyciągnął gazetę z buta - zakrzyknął - paw cholera!- I podszedł do regału siódmego z lewej. - To chyba tu przed Popielidami, tu muszę to znaleźć - szepnął oryginalny bibliotekarz. - Grzebał brudnymi paluchami w plastikowej skrzyni i nagle rzucił manuskrypt pisany greką w górę. - Tu jesteś tu ciebie mam ! - i zaczął czytać grekę , którą ,,liznął,, za młodu. - Rok 772 przybycie poselstwa z Rygi z białozorem, do przed katolickiego władcy Polski Leszka III Wyścigowego. Od tego momentu białozór jest godłem Polski. Wstał, zgasił światło, przekręcił rygiel i powolutku po schodach wrócił do współczesności. taktak682 |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |