Nie-utracenie |
|||||||||
|
|||||||||
Czy zastanawialiście się kiedyś, co dzieje się z marzeniami, które nie doczekały się spełnienia, z dziećmi, którym nie pozwolono się urodzić, z książkami, które nie zostały napisane, z obrazami, których artysta nie przelał ze swojej głowy na płótno? Z marzeniami jak kwiaty, które zamarzły na śmierć w lodowatej trwodze wiecznej tęsknoty? Z dziećmi jak z „Ballady bezludnej” Leśmiana, które „być mogły, a ich nie było i nie będzie”? Z dziełami, które rodziły się z geniuszu twórcy, z uczuć prawdziwych i głębokich, lecz nie trafiały w ducha epoki i gusta odbiorców, więc znikały w otchłani niebytu, nawet nie zaistniawszy? Co dzieje się z tymi wszystkimi rzeczami, kiedy bezlitosna śmierć przecina nić ludzkiego żywota? Czy całe to piękno jest tracone na wieczność, czy może Bóg otworzył jakąś małą furtkę tym bytom, którym tutaj, na tym łez padole, nie dane było oblec się w ciało? Jest takie miejsce w królestwie niebieskim, w którym spełniają się niemożliwe sny. Każde z nas ujrzy pewnego dnia z niezmiernym zdziwieniem i wzruszeniem w tej zielonej dolinie to, co niegdyś opłakiwał po tysiąckroć. Każde z nas przeżyje raz jeszcze najpiękniejsze dni swojego życia, także te dni, które przeżyć można tylko poza zwykłym, wędrującym po linii prostej czasem. I tak się właśnie stanie. W tym niezwykłym miejscu prawa liniowości i przyczynowości tracą ważność. Nie będzie w tych dniach bez początku i końca niczego tak nieprawdopodobnego, by nie mogło się zdarzyć. Nie będzie łez smutku, blednących w koszmarze rozczarowania pragnień. Kielich szczęścia będzie pełny i będzie można z niego pić bez umiarkowania i bez przesycenia. W tym miejscu żyją ludzie, których zamordowano jeszcze w łonach matek, a także ci, których przedwczesną śmierć ich rodzice opłakali gorzkimi łzami. Bóg widział te łzy, i choć nie było w Jego mocy pocieszenie tych, którym odebrano najsłodszy skarb, to nie zapomniał o duszyczkach, które w swym cichym nieistnieniu także są Jego dziećmi. Podarował im wieczność, a skoro nie zaznały cierpienia w życiu, nie znają go także w niebieskiej krainie. Niektórzy z nich pozostali na zawsze dziećmi o twarzyczkach anielskich i radosnych. Swawolą wśród kwiatów i traw, splatają wianki, lepią zamki z piasku. Inni z nienarodzonych dorastają i przeżywają w ukrytej krainie swoje nie-utracone życie. Wszyscy oni mają imiona, wszak Bóg przywołuje po imieniu każde ze swych stworzeń. Ta cudowna kraina ma swoich Strażników. Nie są oni aniołami, lecz podobnie jak aniołowie, mają skrzydła. Te skrzydła są ogromne, delikatne, mieniące się wszystkimi barwami tęczy. Wyrastają u ramion Strażników zamiast rąk, których tamci nie potrzebują, gdyż porażają śmiałków wdzierających się do doliny samą tylko potęgą myśli. Ich oblicza nie są ani kobiece, ani męskie, nie mają wieku, jaśnieją niewysłowionym pięknem w wiecznej teraźniejszości, nie zdradzając śladów znużenia nieśmiertelnością. Ich oczy nie mają białek ani tęczówek. Są całe ze złota i lśnią tak wielkim blaskiem, że nikt z żyjących nie mógłby w nie patrzeć. Przypomnijcie sobie bezchmurne letnie niebo. Wyobraźcie sobie, że słońce nagle eksploduje i rozrasta się do ogromnych rozmiarów. Ocean płynnego złota zagarnia cały błękit i nie ma już nieba, jest tylko ta wielka światłość i niewiarygodna wspaniałość. Jest doświadczanie rozkoszy pławienia się w słonecznym blasku, podniesionej do nieskończonej potęgi. Nie ma zabójczego żaru. Wciąż jest przyjemnie ciepło, lecz nie spalacie się w bezlitosnym płomieniu, jakby to eksplodujące słońce chciało delikatnie was sobą otulić, osłonić mocą potężnego ducha przed własnym niszczycielskim ogromem. Tym właśnie są oczy Strażników. Ich usta są tylko wąską linią, zaciśniętą na wieki. Zapieczętowano je, by nie zdradzały sekretów doliny. Nie ma wszak niczego bardziej świętego od najbardziej wstydliwych tajemnic ludzkich serc, które za życia nie zostały nawet wyszeptane, i dopiero w nie-utraceniu jaśnieją bez wstydu i bez końca. Nie ma marzeń bardziej ulotnych i płochliwych od tych, których polecono im strzec. Nie ma niczego większego od spraw, którymi świat żywych wzgardził. Dlatego usta Strażników muszą pozostać zamknięte na zawsze. * * * A my? Co czeka nas w dolinie? Jakże łatwo przestajemy być ludźmi, stając się trybikami w bezdusznej machinie rynku pracy. W gąszczu analiz, zestawień, wykresów, tabel, raportów, projektów i biznesplanów gubimy niemożliwe sny jeden po drugim. Nie chcemy pamiętać, że pewnego dnia przyjdzie nam zdać się na łaskawość Strażników tajemnego miejsca, bo tylko w ich mocy będzie powtórnie obdarować nas tym, co utraciliśmy. Bo w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko miłość, którą dzielimy z innymi ludźmi, i pasja, która rozpala nasze serca i umysły. * * * Czytałam w dzieciństwie pewną opowieść. Jest to jedna z powtarzanych przez stulecia gdańskich legend. Nie przywołam teraz jej tytułu. Opowiada ona historię genialnego zegarmistrza, który zbudował na życzenie rady miejskiej wspaniały zegar. Kiedy zegar odmierza czas, poruszające się w rytm minut, godzin, dni i miesięcy figurki Apostołów i świętych wygrywają pewną melodię. Słowa, które według autora, a może autorów legendy powtarzają malutkie rzeźby w takt tej melodii, sławiące niezwyciężoną potęgę Czasu, zapadają w pamięć na całe życie. Jest coś fascynującego i upiornego zarazem w tych dwóch prostych strofach: Mija wiosna, mija lato Mija jesień, mija zima Idą, idą w dal godziny Nic ich w drodze nie powstrzyma Złotolity krąg Zodiaku Z wolna się nad ziemią kręci Idą, idą w dal godziny Ku mrokowi niepamięci... |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |