![]() |
|||||||||
Maraton życia |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Codziennie biegam siedem minut. Siedem minut wolności, dla rozwiązania poplątanych myśli, przyziemnych problemów. Przemierzam dystans tysiąca pięciuset metrów, niby nie dużo, chwila relaksu. Z początku lekko niczym motyl pokonuję pierwsze kroki. Skocznie z gracją omijam nierówności i psie odchody. Pod górkę łapie mnie zadyszka. Oddalam chwilę rezygnacji głębokim oddechem. Dam radę, jak zawsze! Walkę przegrywa się w głowach, a wygrywa w sercu. Kolejne metry, wręcz jakby lampki kontrolne w aucie, dają znać o niedoskonałości mojego ciała. Odzywa się kontuzja odniesiona przed laty podczas gry w piłkę nożną. Przechodzę na tryb kulawego truchtu, póki ból stopy nie minie. Skurcz lewej łydki nie odpuszcza niczym żona podczas każdej kłótni. Z boku przypominam już pewnie byka na rodeo, odbijam się do przodu z wyłupiastymi oczami i liczę, że się uda! Sapię też jak dubler w filmie dla dorosłych. Pot spływa po czole i wdziera się w oczy zadając niemiłosierne męki. Azjatyckie spojrzenie dosięga już celu, jeszcze sto metrów. Przeskakuję rozwiązaną sznurówkę, która zasiliła przeciwności losu. Zdobywam metę! Mucha w oku jaskółki nie czyni, czy jakoś tak. Mokry po ulewie wytopionego zmęczeniem tłuszczu, bęben w kształcie serca wali rytmicznie w piersi. Łyk zasłużonego picia nawilża zaschnięte usta. Powoli łapię oddech, dumny z siebie, że jeszcze mogę. Że nic mnie nie powstrzyma, jeśli sam nie zrezygnuję. Każdy dzień jest maratonem życia. Im jesteśmy starsi, tym trudniej pokonuje się kolejne odcinki. Ważne jest jednak, żeby na końcu, mimo gorszych momentów, móc spojrzeć z podniesionym czołem prosto w oczy pani z kosą, zbierającą dusze po świecie. Powiem jej wtedy, że to był dobry bieg... |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |